Książka “Zabójcze układy” to rekonstrukcja najważniejszych siatek terrorystycznych operujących na terenie komunistycznej Polski oraz opis ich sekretnych powiązań z funkcjonariuszami aparatu bezpieczeństwa PRL.


Zabójcze układyW latach 70. i 80. XX wieku międzynarodowy terroryzm paraliżował społeczeństwa i rządy Europy Zachodniej. Wybuchy, porwania samolotów stały się codzienną, brutalną rzeczywistością. Ekstremistyczne organizacje z Bliskiego Wschodu, terroryści lewaccy i skrajnie prawicowi, mordując niewinnych ludzi, dążyli do zdestabilizowania sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej.

Propaganda państw komunistycznych głosiła, że były one wolne od takich zagrożeń, gdyż terroryzm stanowił domenę jedynie obozu kapitalistycznego. Za żelazną kurtyną wszyscy mieli być szczęśliwi, a zjawisko terroryzmu w ogóle nie występowało. Nie była to jednak prawda.

Kulisy bliskiej współpracy komunistycznych służb z międzynarodowymi ugrupowaniami terrorystycznymi przez wiele lat należały do najpilniej strzeżonych sekretów PRL. Odtajnione dokumenty z archiwów byłego komunistycznego aparatu bezpieczeństwa dowodzą, że państwa bloku sowieckiego również narażone były na ataki różnych organizacji terrorystycznych.

Komunistyczne służby specjalne masowo wspierały lewackie i bliskowschodnie ugrupowania terrorystyczne, wykorzystując je do własnych celów operacyjnych i politycznych. Zapewniały im szkolenie wojskowe, schronienie z dala od zachodnich służb wywiadowczych, dostarczały dokumenty legalizacyjne i sprzedawały duże ilości uzbrojenia.

Ożywione stosunki polityczne i gospodarcze PRL z krajami arabskimi przyczyniły się do szczególnej roli Polski jako miejsca, gdzie międzynarodowi ekstremiści znajdowali azyl w przerwach między popełnianymi aktami terroru. Radykałowie z Bliskiego Wschodu oraz skrajnie lewicowi ekstremiści z Europy Zachodniej traktowali Polskę jako sprawdzonego sojusznika i bezpieczną przystań.

Abu Nidal, Monzer Al-Kassar, Abu Dawud i Abu Abbas to tylko niektórzy z czołówki najgroźniejszych terrorystów ostatniej dekady zimnej wojny. Wszyscy oni ukrywali się w Polsce przed agentami zachodnich służb i tu przygotowywali kolejne zamachy. Dzięki tajnym układom z peerelowskimi służbami cywilnymi i wojskowymi czuli się w Polsce nietykalni. Omijali procedury wizowe, przysyłali rannych bojowników na odpoczynek, otrzymywali stypendia, otwierali własne firmy, handlowali bronią, a na nielegalnych interesach z państwowymi przedsiębiorstwami zarabiali miliony dolarów.

Dzięki drobiazgowym poszukiwaniom archiwalnym autorowi udało się zrekonstruować najważniejsze siatki terrorystyczne operujące na terenie komunistycznej Polski oraz naświetlić okoliczności ich sekretnych powiązań z funkcjonariuszami aparatu bezpieczeństwa PRL.

Przemysław Gasztold
Zabójcze układy
Służby PRL i międzynarodowy terroryzm
Wydawnictwo Naukowe PWN
Premiera: 28 kwietnia 2017
 
 

Zabójcze układy


ROZDZIAŁ 2
WARSZAWSKIE IMPERIUM ABU NIDALA


W małej restauracji w centrum żydowskiej dzielnicy Paryża w porze obiadowej goście rozmawiali i spożywali koszerne przysmaki: kawior, śledzie oraz słynną na całą okolicę siekaną wątróbkę. W pewnym momencie trzech zamaskowanych osobników wrzuciło do środka granat. Starymi kamienicami przy rue de Rosiers wstrząsnął potężny huk. Napastnicy weszli do środka i strzelali na oślep do oszołomionych klientów. Po wystrzelaniu magazynków szybko uciekli. Historię można by potraktować jak scenariusz filmu akcji klasy B, gdyby nie to, że wydarzyła się naprawdę.
Atak na restaurację Jo Goldenberga z 9 sierpnia 1982 roku przynosi straszliwe żniwo: 6 zabitych i 22 rannych. Największa tragedia francuskich Żydów po II wojnie światowej – krzyczały nagłówki paryskich gazet. Francuzi dawno nie byli świadkami tak brutalnego mordu. Dlatego śledczy znaleźli się pod dużą presją opinii publicznej. Prokuratorzy mozolnie zbierali dowody, ale dochodzenie szybko się nie posuwało. Brakowało świadków i dowodów przestępstwa. W końcu udało im się odnaleźć łuski oraz jeden z pistoletów, który poddali badaniom laboratoryjnym. Diagnoza okazała się intrygująca: na jednym z pistoletów było widać wyryty numer M.S. 6541 II 1975. Był to RAK – polski pistolet maszynowy używany przez specjalne oddziały milicji.
We wrześniu 1982 roku sędzia śledczy Jean Luis Bruguiere zwrócił się do władz PRL o pomoc prawną. Podał numer seryjny pistoletu, ponieważ chciał ustalić, w jaki sposób terroryści weszli w jego posiadanie. Jego prośba wywołała panikę w warszawskiej prokuraturze. Zaczęła narastać nerwowa atmosfera, gdyż w świat poszła już informacja o zamachowcach korzystających z polskich RAK-ów. Wciąż trwał stan wojenny, ekipa generała Wojciecha Jaruzelskiego była izolowana przez Zachód i tym bardziej zależało jej na uniknięciu oskarżeń o wspieranie międzynarodowego terroryzmu. Polskie władze nie wiedziały za bardzo, jak odnieść się do pisma francuskiego śledczego. W końcu w połowie 1983 roku dyrektor gabinetu Prokuratora Generalnego PRL Andrzej Krajewski odpowiedział: „broń wraz z magazynkami zaginęła w Polsce i figuruje w ewidencji broni zaginionej po 1975 roku”[1]. Władze umyły ręce, ale dobrze wiedziały, dokąd trafił feralny pistolet. Nie mogły jednak publicznie przyznać, że odebrała go organizacja terrorystyczna siejąca popłoch w Europie Zachodniej.
Za brutalnym zamachem w Paryżu stał Sabri al-Banna znany pod nom de guerre jako Abu Nidal, czyli „Ojciec Walki”. Przez prawie 30 lat kierował terrorystyczną organizacją Rada Rewolucyjna Fatah, znaną też jako Organizacja Abu Nidala (OAN)[2]. Grupa była odpowiedzialna za ataki w 20 państwach, w których zginęło lub zostało rannych blisko tysiąc osób. Powstała w 1974 roku, kiedy Banna skłócił się z Jaserem Arafatem i z pomocą irackich służb specjalnych Mukhabarat założył własne ugrupowanie. Reżim w Bagdadzie chciał wywierać wpływ na palestyński ruch narodowy i wykorzystywać go do własnych celów, lecz Arafat sprzeciwiał się takiemu instrumentalnemu traktowaniu. Nie dawał się wykorzystywać i dlatego irackie władze wspomogły rozwój Organizacji Abu Nidala. Dzięki temu zapewniły sobie jego wdzięczność i podporządkowanie.
Banna postrzegał legendarnego lidera Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP) jako zdrajcę oraz liberała posłusznego Izraelowi i amerykańskim imperialistom. Dlatego terroryści OAN z zimną krwią mordowali zwolenników kompromisu z Tel Awiwem i umiarkowanych polityków OWP (Said Hammani, Issam Sartawi, Abu Ijad). Egzekucje dawały asumpt do plotek, że byli sterowani przez Mossad. Abu Nidal próbował również zamordować Mahmuda Abbasa – aktualnego prezydenta Autonomii Palestyńskiej, który w latach siedemdziesiątych był jednym z ważniejszych liderów ruchu Al-Fatah. Jako oficjalny powód decyzji dotyczącej likwidacji Abbasa podano jego rzekome związki z izraelskimi służbami, ale prawdziwa przyczyna miała zupełnie inne, ambicjonalne podłoże. We wrześniu 1970 roku przedstawiciele różnych palestyńskich ugrupowań spotkali się w Bagdadzie z irackim prezydentem Ahmadem Hassanem al-Bakrem w celu pozyskania jego wsparcia w walce o suwerenne państwo. Mocno się jednak rozczarowali, ponieważ iracki przywódca przywitał ich bardzo chłodno, mówiąc, że „palestyńska rewolucja jest jak kot z siedmioma duszami”. Obecny w czasie rozmowy Abu Nidal nie zaprotestował, a nawet zaczął bronić opinii al-Bakra. Po spotkaniu wściekły Abbas uderzył go w twarz i nazwał agentem. Abu Nidal został wtedy publicznie upokorzony, czego nigdy nie darował Abbasowi i kilka lat później wciągnął jego nazwisko na swoją prywatną „listę śmierci”[3].
Gdy w czerwcu 1982 roku komando Abu Nidala poważnie raniło izraelskiego ambasadora w Londynie – Szlomo Argowa – to zamach stał się bezpośrednią przyczyną izraelskiej inwazji na Liban. Wciąż nie wiadomo, czy była to celowa prowokacja OAN, czy władze w Tel Awiwie jedynie czekały na dogodny pretekst do rozpoczęcia ofensywy. Zanim cały świat usłyszał o Osamie bin Ladenie i zamachach na World Trade Center oraz Pentagon we wrześniu 2001 roku, to właśnie Bannę uważano za niebezpiecznego fanatyka w rankingu niesławnych terrorystów.
W 1989 roku amerykański Departament Stanu uznał jego organizację za najgroźniejszą na całym świecie[4]. Bezwzględny, przebiegły, fanatyczny – spełniał wszystkie podręcznikowe definicje politycznego radykała. Krwawo rozprawiał się zarówno z przeciwnikami politycznymi, jak z bliskimi współpracownikami. Represje dotykały każdego, kto choćby w prywatnej rozmowie wyrażał się niepochlebnie o liderze lub kwestionował jego decyzje. Nikt nie mógł czuć się pewny, a ślepe i systematyczne czystki wewnątrz organizacji przeprowadzane na wzór stalinowski zapewniały mu niepodzielną władzę. Abu Nidal twardą ręką rządził w ugrupowaniu i pozbywał się każdego, kto mógł zagrozić jego niepodzielnej władzy. Krążyły o nim plotki, że codziennie zmienia miejsce noclegu, choruje na białaczkę i maniakalnie dba o własne bezpieczeństwo. Istny człowiek widmo, któremu zawsze udawało się przechytrzyć zachodnie służby.
Abu Nidal ma duże zdolności organizacyjne i instynkt kupiecki. Mówiono mi, że robi wrażenie psychopaty. Pokurczony, zła twarz, niezdrowy wygląd. Pije dużo whisky, rzadko wychodzi na powietrze ze względów bezpieczeństwa. Niewykształcony. Tarzał się w pieniądzach. Chciałem się z nim spotkać. Jednak Palestyńczycy przestrzegali: Nie jedź, to niebezpieczny facet – wspominał były korespondent PAP na Bliskim Wschodzie[5]. Abu Nidal często zmieniał kryjówki i przemieszczał się po krajach arabskich, używając fałszywych paszportów. Zachodnie służby wywiadowcze starały się monitorować działalność jego grupy, ale wyśledzenie przebiegłego terrorysty było właściwie niemożliwe. Gdy Abu Nidal skutecznie ukrywał się na Bliskim Wschodzie, jego centrala finansowa przez wiele lat znajdowała się w tym samym miejscu – w niepozornym biurze na 25. piętrze wieżowca Intraco przy ulicy Stawki 2 w Warszawie.

Terroryzm do wynajęcia

W przeciwieństwie do Hezbollahu, Hamasu czy Al-Kaidy członkowie ugrupowania Abu Nidala rzadko odwoływali się do haseł religijnych. Większość organizacji terrorystycznych miała wówczas charakter świecki i radykalny dżihad nie zdobywał tylu zwolenników co dzisiaj. Dzięki jawnemu sekularyzmowi oraz lewicującej ideologii skrajne bliskowschodnie ugrupowania mogły liczyć na wsparcie, a przynajmniej przyjazną neutralność Związku Sowieckiego i jego satelitów. Dla lidera OAN najwyższą wartość stanowiły władza i pieniądze, a nie idea niepodległej Palestyny. Był najemnikiem bez skrupułów, szefem ekstremistycznej szajki, którą za ogromne sumy wynajmował hojnym sponsorom. W pierwszych latach działalności (1974–1983) OAN korzystała z pomocy finansowej i wsparcia logistycznego służb specjalnych Iraku, które przyczyniły się do rozwoju grupy. Po pewnym czasie Abu Nidal skłócił się jednak z Saddamem Husajnem i przeniósł swoje biura do Syrii – głównego rywala Iraku na Bliskim Wschodzie.
Ugrupowanie opierało się na ścisłej hierarchii członków i surowej dyscyplinie. Dzięki wewnętrznemu rygorowi i wojskowemu drylowi mogło przeprowadzić skomplikowane operacje terrorystyczne w kilku miejscach w tym samym czasie. Dwudziestego siódmego grudnia 1985 roku zamachowcy OAN przeprowadzili symultanicznie ataki na lotniskach w Rzymie i Wiedniu. Ich celem byli pasażerowie podróżujący samolotami izraelskich linii lotniczych El-Al. Kwadrans po godzinie 8.00, w kilkuminutowych odstępach, lotniskami Fiumincino i Schwechat wstrząsnęły wybuchy granatów i odgłosy wystrzałów karabinów maszynowych. W wyniku ataku 19 osób zostało zabitych, a ponad 140 – rannych. Ochrona lotniska zabiła wprawdzie czterech zamachowców, ale duża liczba ofiar cywilnych dowiodła wysokiej zdolności logistycznej i dobrego przygotowania organizacyjnego terrorystów.
Zaplanowanie skutecznego zamachu wymagało czasu i odpowiednich kwalifikacji – właśnie tych zdolności nie brakowało ludziom Abu Nidala. Kraje zachodnie podejrzewały, że za atakiem stoją służby syryjskie lub libijskie, ale do dzisiaj nie wiadomo, który z reżimów opłacił zamach. Terroryści OAN współpracowali blisko z reżimem Hafiza al-Asada do 1985 roku, a potem świadczyli swoje przestępcze usługi Libijczykom. Abu Nidal zmieniał patronów jak rękawiczki, ale przez cały czas pozostawał wierny jednej zasadzie: współpracował tylko z państwami należącymi do tak zwanego frontu odmowy. Terminem tym określano kraje arabskie, które nie uznawały Izraela na arenie międzynarodowej i opowiadały się przeciwko jakimkolwiek rozmowom pokojowym. Każdy z tych krajów prowadził własną i – dodajmy – awanturniczą politykę na Bliskim Wschodzie, wspierając różne ugrupowania terrorystyczne. To właśnie Irak, Syria i Libia tworzyły awangardę „frontu odmowy” i we własnym zakresie próbowały kształtować politykę OWP.
Saddam Husajn, Hafiz al-Asad oraz Muammar Kaddafi wykorzystywali OAN do mokrej roboty. Gdy z różnych względów nie chcieli zlecać swoim cynglom morderstw o charakterze politycznym, wynajmowali do konkretnego zadania Abu Nidala[6]. Jego głęboko zakonspirowana i bezwzględnie zarządzana siatka terrorystyczna rozpościerała się na kilku kontynentach. Miał swoich ludzi we wszystkich krajach europejskich po obu stronach żelaznej kurtyny, a pod bronią czekało na jego rozkazy kilkuset uzbrojonych zawodowców[7]. W szeregach OAN znajdowali się profesjonalni fałszerze dokumentów, doświadczeni konstruktorzy bomb z wojskowym doświadczeniem oraz przeszkoleni zabójcy. Na różnych szczeblach hierarchii można było tam spotkać lekarzy z libańskich obozów dla uchodźców oraz biznesmenów z Londynu, którzy w dobrze skrojonych garniturach potrafili wyprać każdą ilość nielegalnie zdobytej gotówki. Dyktatorzy z Iraku, Syrii i Libii byli gotowi zapłacić naprawdę sporo za usługi tak głęboko utajnionej i skutecznie działającej struktury. Dlatego kierownictwo OAN nigdy nie narzekało na brak pieniędzy. Terroryści dowodzeni przez Bannę nie musieli rabować banków w celu zdobycia funduszy, gdyż za kryminalne przysługi otrzymywali sowitą zapłatę z Damaszku, Bagdadu i Trypolisu.

 
Wesprzyj nas