Dwa lata po upadku ZSRR, kiedy nowa Rosja walczyła o przetrwanie, Anne Garrels była korespondentką w Moskwie. Szybko zauważyła, że podczas gdy cały kraj cierpi wskutek upadku mocarstwa, stolica kwitnie. Żeby mieć pełen obraz Rosji, autorka postanawia wyjechać na prowincję…


W kraju Putina. Życie w prawdziwej RosjiWybiera Czelabińsk, oddalony o prawie 1800 kilometrów ośrodek militarno-przemysłowy. Obwód czelabiński, gdzie przez lata rozwijano radziecki program nuklearny, to ziemia zachwycających jezior, nieczynnych fabryk, tajemniczych zamkniętych miast oraz najbardziej zanieczyszczonych na świecie miejsc.

“W kraju Putina” pokazuje realia życia w prawdziwej Rosji. Poznajemy przedsiębiorców wspinających się po szczeblach drabiny społecznej, zapalonych aktywistów stojących na straży praw sierot i niepełnosprawnych dzieci oraz pretensjonalnych mafiosów. Towarzyszymy też zwykłym lekarzom i nauczycielom, próbującym walczyć z wszechobecnym łapownictwem i niedbalstwem.

Dzięki bliskim znajomościom z mieszkańcami regionu autorka dociera do przyczyn powszechnej wśród Rosjan lojalności wobec Putina, właściwej nawet tym, którzy potępiają nadużycia władzy.

***

„Kto chce zrozumieć Rosję Putina, powinien sięgnąć po tę książkę. Anne Garrels zgłębia centralny region kraju i prezentuje różnorodne głosy Rosjan z prowincji. Próbuje w ten sposób wytłumaczyć, jak doszło do tego, że państwem rządzi cieszący się nieprzemijającą popularnością Putin”.
Bill Keller, redaktor naczelny „The Marshall Project”

„Porywająca opowieść Anne Garrels o mieszkańcach prowincjonalnej Rosji. Ta fascynująca książka pokazuje inną Rosję, niż ta, którą znamy z relacji większości osób mieszkających w Moskwie czy Petersburgu”.
Jack F. Matlock

Anne Garrels pracowała jako korespondentka dla amerykańskiej publicznej rozgłośni radiowej NPR. Jest autorką książki Naked in Baghdad. W roku 2003 została uhonorowana nagrodą Courage in Journalism przyznawaną przez International Women’s Media Foundation oraz Nagrodą im. George’a Polka w kategorii reportaż radiowy.

Anne Garrels
W kraju Putina. Życie w prawdziwej Rosji
Przekład: Maria Moskal
Seria: Mundus
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Premiera: 8 marca 2017
 
 

W kraju Putina. Życie w prawdziwej Rosji

Rosyjska rodzina

Jest rok 2013. Ogromna kuchnia Dimy i Tatiany otwiera się na przestrzenny, dwupoziomowy salon pełen nastolatków i raczkujących brzdąców, wózków spacerowych i zabawek. Jest sobotni wieczór, zbliżają się się ferie noworoczne i kilka zamożnych czelabińskich rodzin zebrało się na jednym z ekskluzywnych strzeżonych osiedli, by wspólnie przygotować kolację. Nad doskonałymi winami, wódkami i wykwintnymi przystawkami biesiadnicy od rozmowy o najlepszych ośrodkach narciarskich w Europie i Stanach Zjednoczonych oraz debaty nad tym, gdzie warto spędzić następny urlop, przechodzą do wymiany informacji na temat zagranicznych szkół, do których warto posłać dzieci.
Tatiana wałkuje ciasto na pielmieni. Dziczyznę na farsz jeden z gości przywiózł z niedawnej wyprawy łowieckiej. Inny z przyjaciół, właściciel modnej restauracji, w której często stołują się możni tego miasta, przyniósł mieloną wołowinę i rybę. Wszyscy z zapałem rzucają się do nadziewania i zlepiania tuzinów trójkątów wyciętych z ciasta, przez cały czas rozmawiając o zajęciach jogi, czyjejś niedawnej wycieczce do Antarktyki i zaletach edukacji amerykańskiej w porównaniu z nauczaniem w Rosji, a następnie inicjatywę przejmuje restaurator. Wrzuca pielmieni na wrzątek zaprawiony czosnkiem oraz liśćmi laurowymi i przygotowuje sos maślano-czosnkowy.
Uczestnicy spotkania właśnie dobijają do czterdziestki lub już ją przekroczyli – to ludzie, którym powiodło się w życiu. Pozakładali firmy handlowe i przedsiębiorstwa budowlane. Jeden z nich piastuje wysokie stanowisko w lokalnych władzach. Mają za sobą liczne podróże: właściciel restauracji i jego żona mieszkali w Hiszpanii, gdzie szlifowali swój warsztat kulinarny, a teraz planują wrócić tam na pół roku, zostawiając lokal pod opieką zaufanych pracowników. Innych kusi ciepła zima w Miami, kurorcie popularnym wśród Rosjan.
Obecnie wszyscy oni mieszkają w potężnych domach na nowych przedmieściach Czelabińska, gdzie miejsca jest dość, by pomieścić coraz liczniejsze rodziny. Jedna z par, która rodzicami pierwszego dziecka została tuż po dwudziestce, kiedy wciąż z trudem wiązała koniec z końcem, po kilkuletniej przerwie doczekała się jeszcze czwórki potomstwa. Dima i Tatiana mają dwoje nastoletnich dzieci i dwójkę maluchów, z których żadne nie ma jeszcze dwóch lat. Na pierwszy rzut oka wygląda to jak spełnienie marzeń prezydenta Putina: rozwojowe, stabilne rosyjskie rodziny. Jednak okazuje się, że jest w tym jeden haczyk. Tatiana całe miesiące spędziła w Miami, by mieć pewność, że dwójkę najmłodszych dzieci urodzi w Stanach Zjednoczonych. Agencja załatwiła wszelkie formalności, łącznie z tłumaczem na czas porodu.
Mimo że w Rosji wciąż jest ich dom, Tatiana i Dima zatroszczyli się o siebie i swe pociechy w obliczu niepewnej przyszłości. Dwoje starszych dzieci, urodzonych w czasach, kiedy rodzice nie mogli sobie jeszcze pozwolić na podróże, nie posiada podwójnego obywatelstwa, jednak posłano je do szkół w Londynie i Stanach Zjednoczonych, aby mogły kontynuować naukę na najlepszych zagranicznych uczelniach.
Tamtego wieczoru w 2013 roku te zaprzyjaźnione rodziny, które bez mrugnięcia okiem płacą po pięćdziesiąt tysięcy dolarów rocznie za czesne w prywatnych szkołach w Anglii i Stanach Zjednoczonych, spędziły razem wieczór, a potem w spokoju rozeszły się do swoich domów. Jednak rok później ta „niepewna przyszłość”, której się obawiali, staje się rzeczywistością. Niektórzy już teraz, póki są jeszcze wystarczająco młodzi, by zaczynać wszystko od nowa, szukają sposobów na zorganizowanie wyprowadzki pieniędzy i rodzin z Rosji. Nowy Jork, a szczególnie europejskie miasta od dawna przyciągają superbogatych Rosjan, jednak rosnąca obecnie liczba przedsiębiorców z klasy średniej, którzy opuszczają kraj, źle wróży rosyjskiej gospodarce. Małe i średnie firmy wypracowują jedynie około jednej czwartej budżetu państwa – mniejszy ułamek niż w większości gospodarek na świecie, ale odgrywają kluczową rolę w rządowych planach uniezależnienia Rosji od importu.
Równie poważnym problemem, jak ucieczka kapitału, jest dla Rosji kwestia drenażu mózgów, szczególnie uciążliwa dla kraju, który wciąż zmaga się z kryzysem. Kiedy rozpadł się Związek Radziecki, gospodarowanie rozległym obszarem Rosji spadło na niewielką liczbę ludności pozostałą w jej granicach. Podczas gdy Stany Zjednoczone zamieszkuje ponad 300 mln ludzi, Rosja ma ledwie 142 mln mieszkańców na obszarze prawie dwukrotnie większym od USA. W latach dziewięćdziesiątych w czasie zapaści gospodarczej liczba ludności zmniejszała się o milion rocznie za sprawą malejącej liczby urodzeń, spadku średniej długości życia i wysokich wskaźników emigracji. W obliczu zapaści demograficznej eksperci obawiali się, że populacja kraju do roku 2050 spadnie o 30 procent. Te przewidywania okazały się nazbyt pesymistyczne dzięki dekadzie względnej stabilizacji gospodarczej, państwowym subwencjom i rządowym kampaniom prorodzinnym. Prezydent Putin obiecał parom urlopy przeznaczone na płodzenie potomków, a w walentynki nakłaniał do spełniania patriotycznego obowiązku prokreacji. Liczba urodzeń nieznacznie się zwiększyła. W roku 2012 postsowiecka Rosja po raz pierwszy odnotowała dodatni przyrost naturalny. Jednak kraj wciąż musi stawić czoła olbrzymim problemom z finansowaniem systemu emerytalnego, dostarczeniem armii wystarczającej liczby poborowych oraz z wytworzeniem siły roboczej na przyszłość. Utrata takich rodzin, jak Dimy i Tatiany byłaby dla Rosji olbrzymim ciosem.
Poza zwiększeniem liczby urodzeń, by zapobiec brakowi rąk do pracy, rosyjskie władze mają nadzieję na przyciągnięcie w najbliższych latach imigrantów. Jednak nie chcą po prostu jakichkolwiek imigrantów. Putin wezwał do przyjazdu do kraju Rosjan żyjących w byłych republikach Związku Radzieckiego, jednak większość nowych przybyszów pochodzi ze zubożałego Zakaukazia i środkowej Azji. Wielu Rosjan pogardliwie nazywa ich „czarnymi”.
Funkcjonariusze, którzy przesłuchiwali mnie w urzędzie imigracyjnym, nie kryli swojego zniesmaczenia „zanieczyszczeniem” ich kraju przez niesłowiańskich imigrantów. Chociaż rosyjska telewizja państwowa jednym z tematów swojej propagandy uczyniła amerykański rasizm, nie przeszkodziło jej to w nadawaniu programów ukazujących negatywne skutki etnicznej różnorodności w Ameryce. Rosyjscy urzędnicy imigracyjni byli prze­ko­na­ni, że będę równie zaniepokojona liczbą obcych, w tym przypadku Latynosów, w moim kraju. Rozpoczęli tyradę na temat analogicznej sytuacji w Rosji, przyrównując przybyszów z Ameryki Łacińskiej do „brudnych barbarzyńców ze środkowej Azji, których stopy nie powinny kalać świętej rosyjskiej ziemi”.
W celu podniesienia przyrostu naturalnego w kraju rząd wprowadził w życie atrakcyjną politykę prorodzinną. Urlop macierzyński w Rosji należy teraz do najkorzystniejszych na świecie: 140 dni pełnej pensji, wypłacanej przez pracodawcę, a potem rządowa zapomoga w wysokości 40 procent zarobków sprzed urlopu świadczona przez trzy jednorazowe zapomogi po narodzinach każdego dziecka, począwszy od drugiego, co jest kolejną zachętą do posiadania większej liczby potomków. Stanowisko pracy czeka na młodą matkę przez dwa lata od porodu.
W teorii wygląda to świetnie, jednak rzeczywistość nie jest wcale taka różowa. Zarobki kobiet pozostają daleko w tyle za dochodami mężczyzn, a – jak to ujęła jedna z moich rozmówczyń – „czterdzieści procent z niczego to nic”. I tu pojawia się kolejny rosyjski haczyk. Tak jak żona Koli, Anna, wiele kobiet jest zmuszonych pracować na czarno, by chlebodawca uniknął wypłacania urlopu macierzyńskiego i składek ubezpieczeniowych. W takich okolicznościach młodej matce pozostają jedynie skąpy zasiłek macierzyński i niepewność przyszłego zatrudnienia. Wśród pracodawców powszechną praktyką jest zamieszczanie wymagań co do płci i wieku w ogłoszeniach o pracę, co ma na wstępie wykluczyć potencjalne matki. Prawo pracy aż prosi się o zmiany. Urlop tacierzyński to w Rosji wciąż pojęcie abstrakcyjne.
Natalia Baskowa, członkini czelabińskiej rady miejskiej i przewodnicząca obwodowego komitetu pomocy rodzinom, wywołała potężną burzę, gdy oświadczyła, że marzy jej się, by Rosjanki zobowiązane były do małżeństwa i macierzyństwa w wieku dwudziestu lat, kiedy są zdrowe i płodne. Ponieważ przedstawicielki mniejszości zamieszkujących Rosję często młodo wychodzą za mąż i – kierując się tradycją – wcześnie rodzą dzieci, Baskowa mówiła oczywiście o zwiększeniu liczby ludności etnicznie rosyjskiej. Jej marzenie okazało się zmorą wielu kobiet.
W Internecie zawrzało od pełnych oburzenia komentarzy, których autorki domagały się rezygnacji Baskowej ze stanowiska, a nawet jej głowy. Rozeźlone kobiety w swych postach deklarowały niezgodę na powrót do czasów sowieckich, kiedy ludzie wcześnie zakładali rodziny i razem z własnymi rodzicami tłoczyli się w jedno- lub dwupokojowych mieszkaniach, usiłując w tych warunkach skończyć edukację i zachować zdrowie psychiczne. Inne rozjuszone internautki wyrażały opinie, że w dzisiejszych czasach, by stworzyć udane małżeństwo, pary muszą najpierw zdobyć solidne wykształcenie i posiąść odpowiednie zaplecze finansowe. Narzekały na niskie dochody, wygórowane koszty utrzymania mieszkania, nielegalnie pobierane opłaty za teoretycznie darmową edukację i opiekę medyczną. Potępiały likwidację państwowych żłobków. Bez końca przywoływały brak „odpowiednich, poważnych” partnerów.
Baskowa szybko wycofała się ze swoich słów, utrzymując, że propozycja była jedynie żartem, rzuconym w celu zwrócenia uwagi na to, co jest naprawdę potrzebne, by wesprzeć rosyjską rodzinę i zwiększyć przyrost naturalny w kraju. Ale po długiej wymianie zdań jasne się stało, że Baskowa wcale nie żartowała. Przewodnicząca komitetu do spraw rodziny obawia się, że Rosjankom, zwłaszcza tym lepiej wykształconym, które mają do wyboru inne możliwości, wcale nie spieszy się do ustatkowania i rodzenia dzieci, tak rozpaczliwie potrzebnych ich krajowi.
Koleżanki jej córki dobiegają trzydziestki i, jak szacuje Baskowa, ledwie 20 procent z nich to mężatki. Reszta woli podróżować, rozwijać karierę zawodową i czekać na, jak to ujmuje czelabińska działaczka, „zamożnego, porządnego mężczyznę”. Według niej te młode kobiety postępują nierozsądnie, rozwijając w sobie niezależność i zepsucie w stopniu, który uniemożliwi im pogodzenie się z wymaganiami i obowiązkami, jakie wiążą się z posiadaniem dziecka. Baskowa obwinia nowy kapitalizm oraz media za propagowanie luksusowego stylu i egoizmu. Najistotniejsze dla niej jest to, że jedynym polem, na którym kobieta realizuje się w pełni, jest życie rodzinne.
Nie to spodziewałam się usłyszeć. Baskowa, drobna kobieta, mierząca ledwie półtora metra wzrostu, w latach dziewięćdziesiątych była wybitną postacią właśnie tworzonego ruchu kobiecego. Dzięki zagranicznym dofinansowaniom założyła fundację, walczącą z takimi problemami, jak gwałty czy przemoc domowa, które od dawna były lekceważone przez milicję i opiekę społeczną. Baskowa wspomagała kobiety, które zaczęły zakładać własne przedsiębiorstwa i walczyła o zwiększenie liczby pań wybieranych na stanowiska urzędnicze, choć ta kampania przeszła bez echa. W którymś momencie wykonała zwrot i postanowiła skupić się na rosyjskim kryzysie demograficznym oraz na wspieraniu rodzin.
 – Uznaję prawo kobiet do decydowania o sobie, jednak wcale nie mam pewności, że dzięki niemu staną się szczęśliwsze, jakkolwiek dziwnie musi to brzmieć w ustach działaczki ruchu na rzecz ich praw.
Pytania o prawa kobiet i coraz większą wolność wyboru przez nie drogi życiowej zadawałam każdemu z moich rozmówców. Baskową poparła Tatiana Archipowa, energiczna dyrektorka Szkoły nr 148. Tatiana najpierw pokazała mi zdjęcia i filmy dokumentujące osiągnięcia jej uczniów, a następnie zaczęła snuć rozmyślania nad swoim życiem. Tatiana odeszła od męża do człowieka, którego nazywa „nierobem”, jednak dziś uważa, że popełniła błąd. Mówi, że powinna była siedzieć cicho i zostać z wymagającym mężem, któremu gotowała i sprzątała, podczas gdy on oglądał transmisje z wydarzeń sportowych albo gdzieś się włóczył. Tatiana uważa, że młode kobiety dużo mogą stracić przez swoją zbytnią wybredność:
 – Kobiety to monogamistki, a mężczyźni z natury są poli­gamistami. To jak w gospodarstwie: jest jeden byk i całe stado samic. Nasze kobiety powinny nauczyć się cierpliwości i to zrozumieć. Ja nie przyjęłam tego do wiadomości i teraz żałuję.
Tatiana nie wierzy w to, że naturę ludzką można zmienić. Obserwuje nowobogackich rodziców uczniów swojej szkoły: wielu ojców żeniło się już trzykrotnie, a niektórzy nawet więcej razy.
 – Biedne kobiety – zauważa. – Lecz cóż, tak po prostu jest. Kobiety są tutaj w złym położeniu. Po pierwsze, jest ich więcej niż mężczyzn, a do tego naprawdę trudno znaleźć tu porządnego człowieka, zważywszy na wysoki odsetek alkoholików.
W latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku Rosjankom wydawało się, że rozwiązaniem ich problemów byłby związek z zachodnim mężczyzną, co przyczyniło się do rozwinięcia prężnego handlu rosyjskimi narzeczonymi. Rosjanki liczyły na to, że amerykańscy mężczyźni będą dla nich idealnymi partnerami, zaś Amerykanie oczekiwali pełnych wdzięczności ślicznotek, a zarazem uległych, przywiązanych do domu kucharek i sprzątaczek. Zarówno Rosjanki, jak i Amerykanie zostali tragicznie wprowadzeni w błąd.
W roku 1997 dziesiątki kobiet z całego kraju, w tym także mieszkanki Czelabińska, zjawiły się na „spotkaniu towarzyskim” z amerykańskimi mężczyznami w moskiewskim hotelu Rossija. Podczas gdy w grupie Amerykanów dominowali dość zaniedbani panowie w średnim wieku, wśród Rosjanek przeważały młode, atrakcyjne i wykształcone samotne matki, porzucone przez rozpitych mężów, oraz kobiety, które ucierpiały w wyniku kryzysu ekonomicznego. Zdeterminowane znaleźć „dobrych” mężów i złaknione lepszej przyszłości, dały się zwieść wrażeniu, że odpowiedzią na ich pragnienia są Amerykanie. Spędziłam sporo czasu w towarzystwie kilku spośród tych kobiet, kiedy w hotelowej łazience zastanawiały się nad tym, w co też się wpakowały. Kiedy stamtąd wyszłam, amerykańscy organizatorzy przedsięwzięcia powalili mnie na ziemię i stratowali mój sprzęt do nagrywania. Nigdy nie dowiedziałam się, dlaczego to zrobili, chociaż ich wściekłość wskazuje na zamiar uniemożliwienia mi podania do wiadomości publicznej, że Rosjanki doszukały się jakichkolwiek braków u amerykańskich mężczyzn. Nie miało żadnego znaczenia, że incydent wydarzył się w pełnym ludzi hotelowym lobby, ponieważ organizatorzy, skorumpowani nie mniej niż przeciętni Rosjanie, opłacili ochronę i personel hotelu. Mimo że pracownicy hotelu nie ruszyli mi na pomoc, to po wszystkim przyznawali, że czuli się upokorzeni, patrząc, jak „porządne” rosyjskie kobiety próbują opuścić kraj. Cała sytuacja była obrazem amerykańskiego plugastwa i rosyjskiej nikczemności.
Alkoholizm pozostaje zmorą życia rodzinnego Rosjan i stanowi główny powód rozwodów, których odsetek w kraju jest obecnie najwyższy na świecie. Robotnicy w drodze do fabryk i dzieciaki, którym według prawa jeszcze przez kilka lat nie będzie wolno pić alkoholu, przechadzają się ulicami z piwem w dłoni, nawet nie zadając sobie trudu, żeby zamaskować trunek papierową torbą. Stosunek specjalistów do problemu alkoholizmu powoli zmienia się na lepsze. Dział do spraw młodzieży w czelabińskim urzędzie miasta zachęca do udziału w programach sportowych i propaguje zdrowy tryb życia. Rząd podjął wysiłki w kierunku ograniczenia sprzedaży alkoholu, zwłaszcza piwa, które do niedawna można było bez problemu dostać w każdym osiedlowym sklepiku bez okazywania dokumentu tożsamości. Jednak kiedy sytuacja gospodarcza pogorszyła się w 2015 roku, prezydent Putin nakazał swojemu rządowi powstrzymać gwałtowny wzrost cen wódki. Tłumaczył się względami zdrowotnymi: mówił, że podwyżki cen alkoholu doprowadzą jedynie do wzmożonej konsumpcji nielegalnie pędzonych trujących samogonów. Oczywiście, to przystopowanie cen było obliczone także na przypodobanie się opinii publicznej oraz zapobieżenie ewentualnym protestom.

 
Wesprzyj nas