„Zarządca do spraw śmierci” Johannesa Sachslehnera to doskonale napisana historia budowniczego obozów zagłady, potwora, który uczynił z eksterminacji przemysł działający na masową skalę.


Zarządca do spraw śmierciSS-Brigadeführer Odilo Globocnik, od listopada 1939 roku dowódca SS i Policji w Dystrykcie Lublin, przeszedł do historii przede wszystkim jako autor potwornego planu fizycznej likwidacji stłoczonych w gettach Żydów za pomocą trującego gazu.

Pomysł szybko zyskał akceptację Berlina. Od marca 1942 roku do obozów zagłady Bełżec, Sobibór i Treblinka zaczęły regularnie przyjeżdżać pociągi śmierci.

Wraz z kierowaną przez Globocnika Akcją Reinhardt masowe, przemysłowe wręcz ludobójstwo osiąga dotychczas niespotykane rozmiary. Do września 1943 roku w samych tylko komorach gazowych ginie co najmniej 1,5 miliona ludzi. Zabiłem dwa miliony ludzi – z cyniczną brutalnością stwierdzi Globocnik w maju 1945 roku.

Określany przez historyków jako archetypiczny nazistowski oprawca, Odilo Globocnik pozostał mimo wszystko człowiekiem bez twarzy, symbolem maszyny do zabijania, wykonawcy, który zaprzedał złu całą swoją osobowość i człowieczeństwo. Komendant obozu Auschwitz, Rudolf Höss, po wojnie wypowie o nim znamienne zdanie: Żydów, jeśli nie byli mu potrzebni do pracy, chciał likwidować na miejscu.

Johannes Sachslehner studiował germanistykę i historię na Uniwersytecie Wiedeńskim. W latach 1982–1985 wykładał język i literaturę niemiecką na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autor licznych publikacji historycznych, m.in. biografii komendanta obozu koncentracyjnego w Płaszowie, Amona Götha.

Johannes Sachslehner
Zarządca do spraw śmierci. Odilo Globocnik, eksterminacja i obozy zagłady
Przekład: Monika Kilis
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 27 września 2016

Zarządca do spraw śmierci


Ci, którzy zabijają,
są ludźmi tak samo jak ci, którzy są zabijani,
i to jest straszna prawda

Jonathan Littell
Łaskawe

Przedmowa

Historia Odilo Globocnika jest historią młodego Austriaka, który Austriakiem być nie chciał. Austria – jak myślał ten urodzony w Trieście, dorastający w Karyntii młody człowiek – miała być niewłaściwą ojczyzną i chciał, aby tą prawdziwą były dla niego Niemcy. By cel ten osiągnąć, dopuścił się zdrady stanu, został pomocnikiem nazistowskiego reżimu i egzekutorem milionów morderstw. Odilo Globocnik był człowiekiem rozkazu, prawdziwą „maszyną do wykonywania rozkazów”; realizował je i wydawał. Rozkaz był jego pragnieniem; gdy polecenie nie było jasne, czuł się niepewnie, prosił przełożonych o doprecyzowanie. Dokładnie takiej samej postawy wymagał od swoich współpracowników: rozkazy musiały być wykonywane za wszelką cenę. To była jedna strona. Druga zaś to paląca ambicja, która kazała mu marzyć o nowym „wzorcowym państwie” i o realizacji gigantycznych projektów, z którymi wiązałoby się jego nazwisko. Pragnął też odznaczeń, które by o tym mówiły: o Orderze Krwi (Blutorden) i Krzyżu Żelaznym (Eisernes Kreuz), o pamiątkowych tablicach odlanych z brązu.
Globocnik uważany jest za „najbardziej krwawego podżegacza do eksterminacji Żydów i germanizacji” w Generalnym Gubernatorstwie, będącym polską kolonią Trzeciej Rzeszy. „Archetypiczny nazistowski oprawca i korsarz” – takim mianem określił go Arno J. Mayer, a biograf Hitlera, Joachim C. Fest, mówił o nim „z zawodu morderca”. Z kolei Joseph Poprzeczny charakteryzuje go jako ludobójcę i najbardziej okrutnego wspólnika Heinricha Himmlera oraz jako jednego z najbardziej bestialskich morderców Żydów i Polaków dwudziestego wieku.
Pomimo tak dosadnych określeń Odilo Globocnik pozostał człowiekiem „bez twarzy”. Ten „likwidator Żydów” i „barbarzyński eksterminator Żydów” (Heinz Höhne) jest wszechobecny w literaturze na temat Holocaustu w Generalnym Gubernatorstwie, pojawia się w zeznaniach świadków oraz sprawozdaniach, a w wyrokach sądowych wydawanych przeciwko zabójcom pozostającym w jego służbie określany jest mianem „głównego sprawcy”. A mimo to jego postać pozostaje dziwnie nieokreślona. Oczywiście nie wystarczy zaszufladkować Globocnika jako potwora. Kto chce poznać osobowość Odilo Globocnika, musi przyjrzeć się mu o wiele dokładniej. Był „miłym szefem” – twierdzi jego sekretarka Wilhelmine „Mimi” Trsek. Wrażliwiec, który po wizycie w obozie i pod wpływem wyniesionych stamtąd wrażeń rzekomo na wiele dni zamyka się w swojej sypialni. Człowiek o nadzwyczajnym „talencie organizatorskim”, szybko podejmujący decyzje, któremu guzdrały w rodzaju Seyß-Inquarta i blagierzy jak Hans Frank wydają się podejrzani. „Ważniak, który potrafił wysuwać swoją osobę na pierwszy plan, a wytwory własnej wyobraźni przedstawiać tak, jakby były już niemal urzeczywistnione” i który robi „wszystko sam, i to najlepiej”. Rudolf Höss, komendant obozu koncentracyjnego Auschwitz, stwierdził: „Czy to chodziło o eksterminację Żydów, przesiedlenie Polaków, czy też o wykorzystanie skonfiskowanych przedmiotów wartościowych”, Globocnik zawsze bezwzględnie chciał „stać na czele” i nigdy „nie było mu dosyć”. Ponadto „przesadzał bez umiaru przy każdej nadarzającej się okazji; był jednak – według Hössa – sam w sobie i dla siebie dobrodusznym człowiekiem. To, co wyrządził złego, wynikało m[oim] zdaniem z bufonady, ważniactwa i wywyższania się”.
Był zdrajcą stanu wspierającym ze wszystkich sił przyłączenie (Anschluss) Austrii do Trzeciej Rzeszy i pozbawionym skrupułów poplecznikiem, który na rozkaz Heinricha Himmlera z zimną krwią, na przemysłową skalę kazał planować i przeprowadzać masowe eksterminacje. Kiepski nieudacznik, pożerany ambicją, który nie chciał przyznać się do swoich porażek. Awanturniczy „biznesmen”, nigdy niestroniący od korzystnego handlu, nawet z żydowskimi partnerami. Globocnik to żaden wielki ideolog, lecz nastawiony na „sukces” pragmatyk, dla którego dobry był każdy środek prowadzący do celu. Historia Odilo Globocnika to historia młodego człowieka gotowego swoje człowieczeństwo oddać Führerowi i jego pomocnikom…

W Sautratten
Ostatnie ślady nazistowskiego
„głównego sprawcy”

Urządzenie nawigacyjne prowadzi nas do Aifersdorf w gminie Paternion. Wokół pola, zielone łąki, gospodarstwa rolne, pierwszy dom po prawej stronie powinien być tym, którego szukamy. Zatrzymujemy się, pytamy dwóch sąsiadów – jednym z nich okazuje się Stefan Sodat, narciarz alpejski, zwycięzca biegu zjazdowego w Lauberhorn w roku 1965, który w tych zawodach pozostawił w tyle takich zawodników jak Karl Schranz, Karl Cordin i inne legendy narciarstwa zjazdowego. Żyjący wówczas jeszcze stary pan Köfler także był w domu. Mieliśmy szczęście. Stefan Sodat przedstawił nas wówczas, mówiąc, że ktoś chciałby porozmawiać z nim na temat „pogrzebu” Odilo Globocnika. Helmut Köfler, rocznik 1927, dawniej urzędnik żandarmerii w Paternion, to krzepki starszy pan i świadek tamtych czasów. W maju 1944 roku jako niespełna siedemnastolatek musiał wstąpić do Wehrmachtu, ostatecznie służył w 1 Gebirgsjägerdivision (Pierwsza Dywizja Strzelców Górskich); 8 lub 9 maja 1945 roku wrócił do domu. Gotów jest pokazać nam miejsce, gdzie Globocnik został pochowany, a raczej „zagrzebany”.
Bez wahania wsiada do auta i razem zjeżdżamy do Sautratten, nad brzeg rzeki Drau (Drawa); kiedyś mieszkańcy wsi zapędzali tutaj swoje świnie; ten kawałek gruntu był czymś w rodzaju wspólnej własności, z której korzystali wszyscy. Zatrzymujemy się obok soczystozielonej łąki, ogrodzonej drutem kolczastym. Helmut Köfler wskazuje miejsce pośrodku łąki; dokładnie tam Brytyjczycy mieli pochować zwłoki nazistowskiego zbrodniarza. Kiedyś stała tu stodoła ułatwiająca orientację – około 35 metrów od niej w kierunku południowym znajdowało się miejsce pochówku. Obecnie widać jedynie intensywnie zieloną łąkę, nic już nie przypomina o wydarzeniach z 31 maja 1945 roku – brak jakiejkolwiek tablicy informacyjnej. Odilo Globocnik zniknął na zawsze pod tą zielenią nad rzeką Drau.
W roku 1958 Friedrich Plöb, mistrz szklarski i radny gminy Paternion, dawniej narodowosocjalistyczny powiatowy kierownik propagandy, stawia wniosek, by zbadać grób Odilo Globocnika, znajdujący się na parceli nr 4/2 KG, a następnie przeprowadzić ekshumację na koszt gminy. Rada gminy zatwierdza wniosek; Plöb kontaktuje się z wdową po Globocniku, Laurentią „Lore”, która jednak odrzuca pomysł ekshumacji – chce „zaoszczędzić nerwów synowi”. Wobec tego Friedrich Plöb próbuje na własną rękę znaleźć grób w Sautratten, jednakże bez rezultatu „ponieważ nikt, kto rzekomo znał to miejsce, nie potrafił wskazać, gdzie znajdował się grób”.
Sprawa zdaje się zarastać trawą, po czym jednak następuje nagle gorączkowe śledztwo, tym razem prowadzone przez policję państwową. Przyczyną tego stanu rzeczy są dwa listy Szymona Wiesenthala z 1 i 2 czerwca 1964 roku, skierowane do ministra sprawiedliwości Austrii Christiana Brody. Wiesenthal wyjaśnia w nich, że Globocnik, który w Austrii postanowieniem sądu krajowego w Klagenfurcie z 1 lipca 1949 roku uznany został za zmarłego, widziany był na Costa Brava w Hiszpanii, w Irlandii oraz w Argentynie. Wiesenthal w związku z tym odwoływał się do ministra federalnego, aby ten nakazał sprawdzenie orzeczeń uznających za zmarłego Globocnika i innych wyższych funkcjonariuszy reżimu narodowosocjalistycznego. Pod presją artykułu, który ukazał się 13 sierpnia 1964 roku w gazecie „Wiener Zeitung”, zatytułowanego Czy 250 nazistowskich dowódców żyje pod fałszywymi nazwiskami?, minister Broda zwraca się do policji państwowej, wydziału 2 C, z prośbą o przeprowadzenie dochodzenia.
18 sierpnia 1964 roku urzędnik policji rozmawia z Lore Globocnik, Friedrichem Plöbem i z Helmutem Köflerem, który swoje obserwacje podaje „na piśmie” do protokołu: „Pewnego dnia pod koniec maja lub na początku czerwca 1945 roku, bliższej daty już nie pamiętam, byłem na polu znajdującym się w obrębie gminy Paternion, w Sautratten, gdzie zajmowałem się pracami rolniczymi na działce mojego naturalnego ojca Johanna Santera. Zauważyłem, że dwóch węgierskich żołnierzy, będących niewątpliwie w brytyjskiej niewoli, kopie dół na łące obstawionej angielskim sprzętem wojennym; czołgami i pojazdami wojskowymi. Krótko potem do wykopanej w ziemi dziury podjechał angielski samochód wojskowy. Była to ciężarówka Dodge. Widziałem także kilku angielskich żandarmów wojskowych. Następnie paru mężczyzn otworzyło tylną klapę ciężarówki, ze skrzyni bagażowej podnieśli ludzkie zwłoki i natychmiast złożyli je do przygotowanego właśnie dołu. Grób został zasypany, po czym pojazd gąsienicowy kierowany przez angielskich żołnierzy kilkakrotnie po nim przejechał, równając teren.
Jesienią 1945 roku niemożliwe już było prowadzenie prac polowych w Sautratten, ponieważ cały obszar zajęty został przez angielskie pojazdy. Pamiętam, że w czerwcu 1946 roku na terenie, gdzie znajdował się grób, pracowałem kosiarką konną. Przejeżdżając kosiarką przez miejsce, gdzie pochowano zwłoki, wyczuwałem wyraźne wgłębienie w ziemi. Pamiętam jeszcze, że tego samego dnia, w którym odbył się opisany wyżej pogrzeb, w gminie Paternion powszechnie mówiono, że gauleiter Globocnik «otruł się na zamku Paternion». Z tego powodu założyłem wówczas, i obecnie również tak uważam, że w tym konkretnym grobie złożony został gauleiter Globocnik. Ludność Paternion powszechnie mówiła, że Globocnika pochowano «na Sautratten», ale dokładnego miejsca nikt jednak nie znał. Nigdy nie zauważyłem, aby po wojnie ktoś dbał o ten grób. Widocznie najbliżsi krewni Globocnika również nie znali miejsca jego pochówku.
Do roku 1952 pracowałem u mojego ojca Johanna Santera jako pracownik rolny. Z tego powodu corocznie wielokrotnie bywałem w okolicy grobu, prowadziłem tam prace polowe. Nigdy nie dostrzegłem zmiany w otoczeniu grobu, dlatego z pewną stanowczością można przyjąć, że nigdy nie dokonano ewentualnej ekshumacji. Trudno także przyjąć, jakoby ktoś inny znał to miejsce i samowolnie usunął zeń zwłoki. Jestem w stanie w każdej chwili odnaleźć miejsce, w którym znajduje się grób. Poza tym do moich informacji nie mam już nic istotnego do dodania”.
Prowadzący dochodzenie urzędnik policji, który polecił Köflerowi wskazanie sobie miejsca w Sautratten, uznał, że „ze względu na okoliczności opisane przez Köflera prawdopodobne jest, że w tym miejscu znajduje się grób Globocnika”. Ponieważ w przedstawionych chętnie przez Lore Globocnik sprawozdaniach naocznych świadków brytyjskich oficerów – wśród dokumentów znalazło się pismo Commanding Captain, Squadron 4th Queen’s Own Hussars z 16 stycznia 1949 – potwierdzone zostało samobójstwo nazistowskiego dowódcy, policja państwowa 4 września 1964 roku podsumowała, że „z dużym prawdopodobieństwem” można przyjąć, „iż były SS-Gruppenführer i Generalleutnant Policji, który jako dowódca SS i Policji w Lublinie był organem wykonawczym Himmlera, odpowiedzialnym za mordowanie milionów Żydów na terenie Lubelszczyzny, popełniając samobójstwo 31 maja 1945 roku, sam sobie wymierzył sprawiedliwość”. Wraz z tym rozpoznaniem wstrzymane zostają dalsze dochodzenia. Pomimo ostatnich wątpliwości w końcu odstąpiono od ekshumacji zwłok; dla oficjalnych władz Austrii nie ma już w tej kwestii żadnych pytań.
Pewne fizyczne doświadczenie przez długie lata przypomina Helmutowi Köflerowi o istnieniu grobu Globocnika: podczas koszenia trawy w Sautratten – jak nam opowiada – zawsze wyraźnie wyczuwał nierówność terenu…

Tragarz i szofer
Od karynckiego bojownika oporu
do „nielegalnego propagandysty”

Byli wiernymi sługami cesarza w Wiedniu; Rochus Globotschnig, pradziadek Globocnika, lekarz w Neumarktl (Tržič) w Górnej Krainie (Słowenia) – będącej swego rodzaju niemiecką wyspą językową położoną niedaleko karynckiej granicy – jako chirurg wziął udział w kampanii Austriaków przeciwko Napoleonowi w 1809 roku. W roku 1825 weteranowi wojennemu Rochusowi Globotschnigowi urodził się syn Franz Johann, który doszedł do godności profesora w gimnazjum realnym w Laibach (Lublanie). W roku 1870 Franz Johann Globotschnig, w wieku 45 lat, został ojcem syna, którego ochrzczono imieniem Franz. Syn ów swoje nazwisko pisał już „Globočnik” i wybrał karierę czynnego oficera cesarskiej i królewskiej armii. Gdy Franz poznał Annę Pecsinkę, córkę urzędnika z Werschetz (obecnie serbski Vršac) w Banacie i postanowił się z nią ożenić, musiał przejść do rezerwy. Z porucznika stał się urzędnikiem pocztowym – dla młodej pary niemożliwe było uiszczenie wymaganej „kaucji”, uprawniającej do pozostania w armii. Anna i Franz Globočnik pobrali się 28 października 1898 roku; najpierw zamieszkali w Trieście, należącym wówczas do monarchii austro-węgierskiej. Ich mieszkanie znajdowało się przy Via della Caserma nr 9, obecnie Via XXX Ottobre. W tym właśnie miejscu, jako trzecie dziecko – po dwóch wcześnie zmarłych córkach, Hildegardis (urodzonej w 1900 roku) i Lydii (urodzonej w 1901) – 21 kwietnia 1904 roku urodził się im syn, którego 19 lipca tego samego roku ochrzczono w kościele San Giovanni Decollato, nadając imiona Odilo Lothar Ludovicus.
Rodzicami chrzestnymi chłopca zostali Ludovicus i Elisa Hullerl, prawdopodobnie krewni rodziny. Pierwsze imię, Odilo, było zaplanowane, dotychczas nikt w rodzinie tak się nie nazywał, ale imię współbrzmiało – szczególnie w połączeniu z dwoma pozostałymi imionami: cesarskim i królewskim Lothar Ludovicus – ze staro-niemiecko-germańską mistyką bohaterską. Imię Odilo nosił bawarski książę z rodu Agilofinger (przed 700–800 r.). Wywodziło się ono pewnie od słowa odbil (majątek, posiadłość), a przy tym harmonijnie współbrzmiało z nazwiskiem – przez co dla Franza i Anny Globočników było rozwiązaniem perfekcyjnym.
Jesienią 1910 Odilo rozpoczyna naukę w szkole ludowej (podstawowej) w Trieście. Lekcje prowadzone są po włosku. Syn Globočników, którzy bardzo uważali na to, aby w rodzinie mówiono wyłącznie po niemiecku, musi teraz nauczyć się języka włoskiego. Bystry chłopak nie ma z tym żadnych problemów. Do domu przynosi bez wyjątku same dobre oceny, jest też nadzwyczajnie ambitny – cecha charakteru, która w późniejszym okresie zawsze będzie wymieniana.
26 sierpnia 1913 roku następuje ostatni krok w karierze Franza Globočnika (dalej pisanego Globocnik); mianowicie zostaje on mianowany przez Cesarsko-Królewską Dyrekcję Poczty i Telegrafu dla Triestu, Pobrzeża (Küstenland) i Krainy na stanowisko Postoberofizial ad personam z zaszeregowaniem do IX kategorii urzędników państwowych. Wysokie władze ustalają jego pensję roczną na 2800 koron, ponadto korzysta jeszcze z „dodatku za aktywność” w wysokości 960 koron rocznie.
Odilo ukończył cztery klasy szkoły ludowej, gdy strzały w Sarajewie zapowiadają początek końca „świata wczorajszego”. Jego ojciec Postoberoffizial Franz Globocnik jako oficer rezerwy również otrzymuje powołanie do wojska. Z powodu choroby żołądka oszczędzone mu zostaje doświadczenie frontowe; miejscem jego przydziału jest węgierska (obecnie słowacka) gmina Cseklész (niem. Landschütz, obecnie Bernolákovo) niedaleko Pressburga (Bratysława), gdzie trafia na tyły i pracuje w warsztatach Etappentrain-Werkstätte nr 100. Rozwiązanie to ma tę zaletę, że na północ może on zabrać swoją rodzinę.
Nawet jeśli Franz Globocnik zatrudniony jest na tyłach, to jego zasługi dla ojczyzny zostają docenione: w 1918 roku awansuje na rotmistrza 1 klasy.
Najwyraźniej Franz Globocnik uważa karierę oficerską w cesarskiej armii za pożądaną również dla swojego syna, skoro jedenastoletni Odilo posłany zostaje do St. Pölten, gdzie 13 grudnia 1915 roku – po zdanym egzaminie wstępnym – wstępuje do Niższej Realnej Szkoły Wojskowej (Militär-Unterrealschule). Jako synowi oficera przyznane mu zostaje „całkowicie bezpłatne miejsce”, co oznacza, że koszty edukacji przejmuje cesarskie i królewskie Ministerstwo Wojny; do zapłaty pozostaje jedynie skromne czesne w wysokości 28 koron za rok szkolny. Celem edukacji jest przygotowanie uczniów w okresie czterech lat do dalszej nauki w Akademii Wojskowej.

 
Wesprzyj nas