Ta książka, przeznaczona dla młodego (10-14 lat) czytelnika, cały czas trzyma w napięciu. Jej lektura sprawia, że utożsamia się on z bohaterami przeżywającymi niezliczone przygody i rozbudza w nim zainteresowanie historią nie tylko średniowiecznej Europy…


Artur i Zapomniane KsięgiSą książki zwykłe i książki szczególne, dające wielką moc ich posiadaczom. Ich magiczna potęga może wyrządzić wiele zła, dlatego arabscy uczeni ukryli je w bezpiecznym miejscu.

Tysiąc lat później tajemniczy Poszukiwacze obsesyjnie pragną dotrzeć do Zaginionych Ksiąg i wywracają przy tym do góry nogami życie czternastoletniego Artura, który znalazł sobie spokojne wakacyjne zajęcie w zagraconym antykwariacie. Z pasją spędza czas na czytaniu i unikaniu nieustannie paplającej rówieśniczki, wnuczki właściciela księgarni.

Pewnego dnia antykwariusz pada ofiarą napadu, a Artur i Larisa muszą wyruszyć na poszukiwania bezcennej Księgi Odpowiedzi. W pełnej przygód podróży wiodącej m.in. poprzez Amsterdam i Bolonię młodzi bohaterowie poznają historię średniowiecznych miast i zgromadzone w nich niezwykłe kolekcje bezcennych woluminów.

Trylogia, dzięki której walka ze Smokiem Kresu wyda ci się igraszką.

Gerd Ruebenstrunk, a właściwie Hans-Gerd Rübenstrunk (ur. 19. August 1951 w Gelsenkirchen), niemiecki pisarz i scenarzysta telewizyjny. Trylogia o przygodach Artura miała swoją niemiecką premierę w latach 2009, 2010 i 2011.

Gerd Ruebenstrunk
Artur i Zapomniane Księgi
Ilustrował Laurence Sartin
Przekład: Agnieszka Gadzała
Zapomnianych Ksiąg tom pierwszy
Wydawnictwo Arkady
Premiera: 30 listopada 2015
kup książkę

Artur i Zapomniane Księgi


Prolog

Blady księżyc oświetlał nikłym blaskiem maleńką wioskę, zagubioną w Pirenejach wśród poprzecinanego skałami krajobrazu, gdy z wiejskiej karczmy wyszły ukradkiem dwie ciemne postacie. Na chwilę zastygły w bezruchu, jakby chciały się upewnić, że nikt ich nie śledzi, a potem przemknęły w cieniu pochylonego ze starości budynku i zniknęły w jednej z uliczek.
Po niedługim czasie postacie ukazały się na skraju wsi, na ścieżce, która wiła się w górę wzdłuż zbocza. Posuwały się nią w milczeniu, aż znalazły się jakieś dwadzieścia metrów powyżej wioski.
W świetle księżyca można było zauważyć, że to młoda kobieta i równie młody mężczyzna. Oboje mieli na sobie czarne spodnie i swetry, a włosy przykrywały im czarne wełniane czapki.
Noc była zimna. Nad ziemią unosiła się delikatna mgiełka, a oddechy wędrowców tworzyły wokół ich głów niewielkie obłoczki pary. Z przewieszonej przez ramię torby mężczyzna wyciągnął dużą kieszonkową latarkę.
– Oszalałeś? – syknęła kobieta. – Jeszcze nas ktoś zobaczy!
– Jesteśmy już wystarczająco daleko od wsi – odpowiedział mężczyzna.
– Zresztą i tak wszyscy tam już śpią. Nie ma co się denerwować.
– Nie denerwuję się, tylko jestem ostrożna. W końcu nie przyjechaliśmy tu dla rozrywki, a ja nie mam najmniejszej ochoty spędzić kilku lat w hiszpańskim więzieniu.
Mężczyzna niechętnie wsunął latarkę do torby.
– Możemy jeszcze wszystko odwołać. Mam złe przeczucia.
– Aha, teraz znowu wyrzuty sumienia? – spytała jego towarzyszka z lekkim sarkazmem. – A któż to powiedział: „Musimy mieć tę książkę”? Czy mnie pamięć zawodzi, czy to twoje słowa?
Mężczyzna nie odpowiedział i dalej szli w milczeniu. Wąską ścieżkę, którą podążali, co jakiś czas połykał cień skalnych bloków, porozrzucanych po zboczu niczym wielkie klocki. Z wioski dochodziły poszczekiwania psów.
Jakieś trzydzieści metrów ponad nimi od skalnej ściany oddzielały się zarysy niewielkiej budowli.
– To musi być ta kaplica – wysapał mężczyzna, który najwyraźniej nie był w dobrej kondycji, bo zadyszany ledwo łapał oddech.
Kilka minut później stanęli przed kamiennym budynkiem, wzniesionym z grubo ciosanych bloków. W miejscu okien na dłuższej ścianie widać było jedynie rząd wąskich otworów. Tylko po małym krzyżu nad portalem można było rozpoznać, że to kościół.
Kobieta pociągnęła za uchwyt ciężkich drewnianych drzwi i cicho zaklęła.
– Cholera, zamknięte, od początku wiedziałam, że tak będzie. – Poirytowana odwróciła się do swego towarzysza. – Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że te drzwi są zawsze otwarte?
– Karczmarz opowiadał mi o tym przy kolacji. Może się tylko zacięły?
Kobieta spróbowała ponownie.
– Nawet nie drgnęły – oparła dłonie na biodrach i wykrzywiła twarz w złośliwym uśmiechu.
– Może to znak – powiedział cicho jej towarzysz. – Możemy jeszcze zawrócić.
– Nie po to tłukę się przez pół Europy rozklekotanym citroënem, żeby zrezygnować tuż przed samym celem! Dawaj! – Ściągnęła mężczyźnie z ramienia torbę i zaczęła czegoś w niej szukać. – Powiedz od razu, że nie zabrałeś łomu.
– Wziąłem, leży na samym spodzie owinięty w szmatę. – Mężczyzna mimowolnie cofnął się nieco i przerwał na chwilę. – Proszę cię… Widziałaś przecież dziś wieczorem tych wieśniaków. To ludzie z gruntu dobrzy i uczciwi, a my chcemy im zabrać to, co dla nich
najświętsze.
– A co mnie oni obchodzą? – rzuciła kobieta pogardliwie i odwinęła łom. – Na ich poczucie szczęścia nie ma wpływu, czy ta książka tam jest, czy nie. A dla nas to ogromna szansa! Chyba nie chcesz jej zmarnować? – Wcisnęła mężczyźnie łom do ręki. – No, teraz wreszcie możesz być pożyteczny, zamiast ciągle biadolić.
Niechętnie wziął łom. Przyłożył go do zamka i delikatnie nacisnął.
– Otwierasz te drzwi, czy się bawisz? – zadrwiła kobieta. – No już, pokaż, czy jesteś prawdziwym mężczyzną, czy jakimś molem książkowym!
Jej towarzysz zacisnął zęby i zdusił w sobie odpowiedź. Ciężarem całego ciała nacisnął na łom, aż dał się słyszeć głośny trzask.
Kobieta z całej siły kopnęła w drzwi, które ustąpiły ze zgrzytem. Wnętrze kaplicy pogrążone było w ciemnościach. Przez wąskie okienne otwory wpadały jedynie blade promienie księżyca.
Mężczyzna włączył latarkę i omiótł światłem pomieszczenie. Nie było tam wiele do oglądania.
Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdował się ołtarz. Przed nim stały rzędy skromnych drewnianych ławek, rozdzielone wąskim przejściem. Ściany były pobielone wapnem. Pośrodku niskiego sklepienia wisiała mała metalowa klatka, ledwie wystarczająca dla wyrośniętego kanarka. Kiedy mężczyzna ją zauważył, po plecach przeszły mu ciarki. Nie wiedział wprawdzie, dlaczego tam wisiała, jednak jej osobliwa obecność w tym miejscu potęgowała dziwne uczucie, jakie nim owładnęło.
Z zamyślenia wyrwał go głos towarzyszki, która stała już obok ołtarza wykutego z jednego skalnego bloku.
– No? Gdzie ty się podziewasz?! – zawołała niecierpliwie.
Z ociąganiem ruszył w jej stronę. A gdy wreszcie dotarł do ołtarza, kobieta klęczała już obok kamiennej podstawy i szukała czegoś na jej bokach.
– Poświeć mi tu! – rozkazała.
Kiedy to zrobił, dokładnie obejrzała wybrane miejsce. Potem z zadowoleniem
odchyliła się do tyłu.
– Tak jak myślałam, tylko zwykła kamienna płyta. No, pomóż mi! Mężczyzna wetknął latarkę w szlufkę paska. W odbijającym się świetle twarz jego towarzyszki wyglądała jak wykrzywiona maska.
– Ja… – zaczął, ale kobieta przerwała mu w pół słowa.
– Nie zaczynaj od początku! – ofuknęła go.
– Nie możemy tego zrobić – powiedział. – Tak nie można.
– Jeśli teraz to zostawimy, to… to wszystko będzie na nic! – zawołała.
– Pomyśl tylko o władzy, jaką zdobędziemy. Albo o bogactwach. Nikt nie będzie się mógł nam przeciwstawić. Nikt! – Jej głos stał się mocny i groźny.
– Ale… – spróbował raz jeszcze.
– Żadnego „ale”! Sam powiedziałeś, że kto ma Zapomniane Księgi, ten posiądzie cały świat. Teraz pierwsza z tych ksiąg leży o krok przed nami, a ty chcesz się wycofać? No to sama ją zdobędę!
To mówiąc, położyła dłonie na kamiennej płycie ołtarza i zaczęła na nią z całej siły naciskać. Mężczyzna ociągał się przez chwilę, ale potem i on zabrał się do roboty.
Płyta była ciężka i najwyraźniej nieporuszana od wielu lat, bo nie drgnęła ani o centymetr. Przez kilka minut nie było słychać niczego poza sapaniem tych dwojga.
Mężczyzna chciał już zrezygnować, gdy płyta nagle ustąpiła i nieco się przesunęła, wydając nieprzyjemny zgrzyt.
– Ha! – zawołała kobieta triumfalnie i zaczęła napierać na nią jeszcze energiczniej. Jej towarzysz również poczuł, jak budzi się w nim myśliwy. Zmobilizował wszystkie siły – i wspólnie udało im się przesunąć płytę na tyle, by można było włożyć rękę do środka.

Kobieta wzięła latarkę i oświetliła kamienne wnętrze. Zobaczyli małą drewnianą skrzynkę ozdobioną złotymi ornamentami. Stała na niskiej prostokątnej podstawie.
Mężczyzna wsunął rękę i ostrożnie badał tę podstawę.
– Skóra! – zawołał stłumionym głosem. – To musi być to!
Ostrożnie odsunął na bok skrzynkę i uniósł podstawę, która miała zaledwie parę centymetrów wysokości. Dopiero po kilku próbach udało mu się wyciągnąć ją przez wąski otwór. Wreszcie skórzane zawiniątko leżało przed nimi na ołtarzu.
Kobieta podała towarzyszowi latarkę, a sama drżącymi palcami rozwinęła pakunek. W środku zobaczyli dużą książkę, oprawną w grubą czarną skórę. Na okładzinie widoczny był rząd dziwacznych czerwonych znaków, niepodobnych do żadnych znanych liter. Mężczyzna pomyślał, że najbardziej przypominają klinowe pismo Babilończyków. Pogładził
książkę z nabożną czcią. Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. Pracowali ponad osiem lat, by przeżyć taki moment! Teraz nadszedł! Znaleźli księgę, której od stuleci tak wiele osób bezskutecznie szukało!
Kobieta pierwsza wróciła do rzeczywistości.
– Schowaj ją i szybko się stąd zabierajmy.
Z powrotem zawinęła księgę w skórzaną osłonę, a mężczyzna ostrożnie umieścił ją w swojej torbie.
Przez otwarte drzwi kaplicy wpadł podmuch wiatru. Mężczyzna drgnął. Poczuł się tak, jakby jakaś lodowata dłoń pogładziła go po twarzy. Równocześnie rozległo się złowrogie skrzypienie. Poświecił latarką w kierunku, z którego dochodził odgłos. To klatka pod sklepieniem. Wiatr musiał ją poruszyć, bo kołysała się, cicho poskrzypując i rzucając zmienne cienie na ściany kaplicy, które zdawały się pochylać nad dwojgiem intruzów.
Pobiegli ku drzwiom. Mężczyzna miał wrażenie, że jakiś mroczny cień chce go pochwycić i wciągnąć z powrotem. Nic się jednak nie stało: i on, i jego towarzyszka bez przeszkód dotarli do wyjścia i szybkim marszem podążyli w dół, do wioski.
Wokół panowała niepokojąca cisza. Dziwne, postrzępione chmury przesuwały się na tle bladego księżyca. Kilkakrotnie przystawali, bo trudno było rozpoznać, którędy biegnie ścieżka.
W końcu doszli do drogi. Teraz księżyc niemal całkowicie przesłaniały ciemne chmury. Samotna latarnia na skraju wsi bezskutecznie próbowała rozświetlić czerń nocy.
– Zaczekaj tu, przyprowadzę samochód – powiedziała kobieta. – Byłoby zbyt niebezpiecznie wędrować z księgą przez wieś.
Zniknęła w ciemności.
Mężczyzna z westchnieniem usiadł na kamieniu na poboczu drogi. Nerwowo spoglądał przez ramię na ścieżkę, którą wrócili. Nie mógł pozbyć się uczucia, że w drodze z kaplicy ktoś ich śledził. W ciemności jednak niczego nie widział ani nie słyszał.
Euforia, która nim owładnęła, gdy odnaleźli książkę, teraz zupełnie go opuściła. Osiem lat przygotowań – a kiedy wreszcie osiągnęli swój cel, odczuwał wyłącznie głębokie zmęczenie. W torbie miał księgę, której treść mogła zmienić bieg historii całego świata, ale
on widział przed sobą jedynie wykrzywioną chciwością twarz swej towarzyszki. Ostatnio przekonał się, jak potrafi być bezwzględna, gdy ktoś stanie jej na drodze. Przedmiot, który zajmował jego myśli przez wszystkie te lata, dawał nieograniczoną władzę. W jaki sposób
kobieta ją wykorzysta?
Czy on też chce być taki? Czy władza i bogactwo były warte tego, by poświęcić im własne życie, a może także życie wielu innych ludzi? Oczywiście chętnie rozszyfrowałby tajemnice księgi. Skradzenie jej mieszkańcom wioski było niegodziwością, lecz pozostawienie tak niebezpiecznego przedmiotu w rękach jego towarzyszki mogło spowodować niewyobrażalną wręcz katastrofę!
W jednej chwili stało się dla niego jasne, co powinien zrobić. Kilka minut później usłyszał warkot silnika samochodu. Kobieta jechała ze zgaszonymi światłami. Zatrzymała małego citroëna tuż przed nim i otworzyła drzwi od strony pasażera. Mężczyzna podałjej torbę i właśnie zamierzał wsiąść, kiedy nagle nacisnęła na gaz i auto zniknęło za zakrętem.
Gwałtowny zryw samochodu spowodował, że mężczyzna stracił równowagę i upadł na drogę. Wstał, otrzepał kurz ze spodni, po czym znowu westchnął: to znaczy, że ona od samego początku miała zamiar zatrzymać księgę tylko dla siebie, a jego się pozbyć. Kto dąży do władzy nad światem, ten niechętnie dzieli się nią z innymi. Powinien
to wiedzieć.
Chmury znowu odsłoniły księżyc. Mężczyzna rzucił ostatnie spojrzenie w kierunku, gdzie zniknęła jego towarzyszka, po czym powoli ruszył w stronę wsi.
Czuł na ciele szorstką oprawę książki ukrytej pod swetrem. Kobieta zapewne zaraz zauważy, że w torbie na siedzeniu pasażera znajdują się tylko zawinięte w skórę kamienie i kora. Zabrał jej to, czego pożądała najbardziej na świecie.
I wiedział, że teraz ma w niej śmiertelnego wroga.

Mól Książkowy

Mam na imię Artur.
I nie jestem żadnym tam bohaterem.
Wiem to aż za dobrze, choć Larissa i Mól Książkowy uważają inaczej.
Jestem zwykłym czternastoletnim chłopakiem, który chętnie czyta książki, od czasu do czasu pogra na komputerze, słucha Linkin Park i stara się jakoś radzić sobie w szkole.
Ale nie, bohaterem nie jestem.
Żeby to zrozumieć, musicie poznać moją historię. A ona zaczyna się od Mola Książkowego.
/…/

 
Wesprzyj nas