Znakomita powieść o miłości, zdradzie i wyborach, których należy dokonać, by przeżyć.


Doktor Emory Charbonneau, pediatra i zapalona biegaczka, znika na górskiej drodze w Karolinie Północnej podczas treningu przygotowującego do charytatywnego maratonu. Jej mąż Jeff zgłasza zaginięcie, ale mgła i lód uniemożliwiają poszukiwania.

Policja podejrzewa Jeffa o pozbycie się żony. Tymczasem ranna Emory odzyskuje przytomność w górskiej chacie. Okazuje się, że jest więźniem mężczyzny o mrocznej przeszłości, który nie chce nawet wyjawić swojego imienia. Emory postanawia uciec, gotowa podjąć wszelkie ryzyko, by przeżyć.

Jednak nieprzewidziane okoliczności sprawiają, że kobieta zastanawia się, czy człowiek z gór tak naprawdę nie pragnie jej uratować przed ludźmi, którzy chcą ją zabić.

Sandra Brown – amerykańska pisarka, autorka ponad 70 romansów, a także powieści kryminalnych i historycznych. Jej książki zostały przetłumaczone na ponad 30 języków i wydane w 80 milionach egzemplarzy. W Polsce ukazały się m.in. „Mistyfikacja”, „Alibi”, „Deadline”, „Tornado”, „Wyrok śmierci”, „Rykoszet”, „Oblężenie”.

Sandra Brown
Okruchy zła
Przekład: Katarzyna Malita
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 13 kwietnia 2016
kup książkę

Okruchy zła

PROLOG

Emory bolało wszystko. Ból sprawiał jej nawet każdy oddech. Mgliste powietrze było pełne czegoś niewidzialnego, lecz kłującego jak kryształki lodu lub odłamki szkła. Źle się ubrała. Ostre zimno piekło ją w odsłonięte miejsca twarzy. Łzawiły jej oczy, przez co musiała stale mrugać, by dobrze widzieć ścieżkę.
Dopadła ją kolka i trzymała mocno, nie chcąc odpuścić. Przeciążona prawa stopa wysyłała ukłucia bólu do goleni. Walka z bólem była jednak kwestią woli i dyscypliny. Mówiono jej, że ma jedno i drugie. W nadmiarze. Do przesady. Ale o to właśnie chodziło w morderczym treningu. Mogła to zrobić. Musiała. Dalej, Emory. Postaw jedną stopę przed drugą. Pokonuj dystans metr po metrze.
Jak daleko jeszcze?
Boże, proszę, ani kroku dalej.
Napędzana determinacją i strachem przed porażką ruszyła przed siebie.
Nagle z głębokiego cienia otaczającego ją lasu dobiegł szelest, a powietrze tuż za nią zawirowało. Serce ścisnęło jej przeczucie katastrofy, na którą nie miała czasu zareagować, bo przeszywający ból niemal rozsadził czaszkę.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Boli aż tak bardzo? – Doktor Emory Charbonneau wskazała rysunek ściągniętej z bólu buzi dziecka. Po policzkach płynęły duże łzy. – Czy tak? – Na innym z serii rysunków zmarszczona buzia ilustrowała mniej dotkliwy ból.
Trzyletnia dziewczynka wskazała pierwszy rysunek.
– Przykro mi, skarbie. – Emory wsunęła otoskop do jej prawego ucha. Dziewczynka zaczęła krzyczeć. Emory, jak tylko mogła najłagodniej, cały czas przemawiając kojącym tonem, zbadała jej uszy. – W obu jest paskudna infekcja – powiedziała do zaniepokojonej matki.
– Płakała od samego rana. To już drugi ból ucha w tym sezonie. Nie mogłam się do pani dostać poprzednim razem, więc zawiozłam ją na ostry dyżur. Tam lekarz przepisał lekarstwa, wyzdrowiała, a teraz znowu.
– Chroniczne infekcje mogą doprowadzić do utraty słuchu. Trzeba ich unikać, a nie tylko leczyć, gdy wystąpią. Proszę z nią pójść do pediatry laryngologa.
– Próbowałam. Żaden nie przyjmuje nowych pacjentów.
– Zapiszę ją do jednego z najlepszych. – To nie była pusta obietnica. Emory wiedziała, że każdy z jej kolegów przyjmie polecaną przez nią pacjentkę. – Dajmy tej infekcji sześć tygodni na wyleczenie, a potem zamówię jej wizytę. Na razie przepiszę antybiotyk i lek przeciwhistaminowy, żeby zlikwidować wysięk w jamie bębenkowej. Może jej pani podać lek przeciwbólowy dla dzieci, ale kiedy antybiotyk zacznie działać, ból powinien ustąpić. Proszę nie zmuszać jej do jedzenia, tylko dobrze ją nawadniać. Jeśli za kilka dni jej stan się nie poprawi lub jeśli wzrośnie gorączka, proszę zadzwonić pod numer na tej wizytówce. Wyjeżdżam na weekend, lecz będzie mnie zastępował inny lekarz. Wątpię, by nagła pomoc była potrzebna, ale jeśli tak się stanie, do mojego powrotu będziecie w dobrych rękach.
– Bardzo dziękuję, pani doktor.
Emory uśmiechnęła się współczująco.
– Chore dziecko to przykra sprawa. Pani też powinna odpocząć.
– Mam nadzieję, że pani miło spędzi weekend.
– Zamierzam przebiec trzydzieści kilometrów.
– To brzmi jak tortura.
Emory się uśmiechnęła.
– I o to chodzi.
Po wyjściu z pokoju zabiegowego wypisała recepty i uzupełniła kartę pacjenta. Podała ją asystentce, która sprawdziła wykaz przyjęć.
– To była ostatnia pacjentka na dziś – powiedziała.
– Tak. Zaraz wychodzę.
– Zawiadomiłaś szpital?
Skinęła głową.
– I automatyczną rejestrację. Oficjalnie mam wolny weekend. Czy u doktor Butler i doktora Jamesa są pacjenci?
– Tak. I jeszcze kilku w poczekalni.
– Miałam nadzieję, że się z nimi zobaczę przed wyjściem, ale nie będę im przeszkadzać.
– Doktor Butler zostawiła wiadomość.
Podała jej kartkę ozdobioną monogramem. „Złam nogę. Czy tego się życzy maratończykom?”. Emory z uśmiechem złożyła kartkę i wsunęła ją do kieszeni kitla.
– Mam ci przekazać od doktora Jamesa, żebyś uważała na niedźwiedzie.
Emory się roześmiała.
– Czy oni wiedzą, jacy z nich dowcipnisie? Pożegnaj ich ode mnie.
– Jasne. Miłego biegania.
– Dzięki. Do zobaczenia w poniedziałek.
– Och, prawie zapomniałam. Dzwonił twój mąż. Powiedział, że już wychodzi z pracy i będzie w domu, żeby się z tobą pożegnać.

* * *

– Emory?
– Tutaj.
Kiedy Jeff wszedł do sypialni, zapinała marynarski worek. Demonstracyjnym ruchem ściągnęła go z łóżka i zarzuciła pasek na ramię.
– Dostałaś wiadomość? Nie chciałem, żebyś wyjechała przed moim powrotem.
– Zamierzam zdążyć przed piątkowymi korkami.
– Dobry pomysł. – Patrzył na nią przez chwilę. – Nadal jesteś wściekła.
– A ty nie?
– Skłamałbym, gdybym zaprzeczył.
Kłótnia z poprzedniego wieczoru była nadal świeża. Słowa wykrzyczane w gniewie zdawały się odbijać od ścian sypialni nawet wiele godzin po tym, jak położyli się spać odwróceni do siebie plecami. Każde pielęgnowało urazę, która buzowała od miesięcy i wreszcie wybuchła.
– Czy dostanę punkt przynajmniej za to, że chciałem się z tobą pożegnać?
– To zależy.
– Od czego?
– Czy będziesz mnie znów przekonywać, żebym nie jechała.
Westchnął i odwrócił wzrok.
– Tak myślałam.
– Emory…
– Powinieneś był zostać i dokończyć pracę. Bo jadę, Jeff. Nawet gdybym nie zaplanowała tego biegu na jutro, i tak chciałabym mieć trochę czasu dla siebie. Noc spędzona osobno da nam szansę ochłonąć. Jeśli będę bardzo zmęczona, może zostanę tam na jeszcze jedną noc.
– Nie zmienię zdania przez jedną noc czy dwie. Ten twój upór…
– Od tego zaczęliśmy wczoraj wieczorem. Nie mam ochoty na powtórkę.
Plan treningów do zbliżającego się maratonu był iskrą, która doprowadziła do wybuchu, lecz Emory bała się, że u podstaw leżą znacznie poważniejsze sprawy. To nie maraton był ich problemem, lecz małżeństwo. Dlatego tak bardzo pragnęła się wyrwać i pomyśleć.
– Zapisałam ci nazwę motelu, w którym spędzę dzisiejszą noc. – Skinęła głową w stronę leżącej na kuchennym blacie kartki.
– Zadzwoń, kiedy dojedziesz. Chcę wiedzieć, że bezpiecznie dotarłaś na miejsce.
– Dobrze. – Włożyła okulary przeciwsłoneczne i otworzyła tylne drzwi. – Do widzenia.
– Emory?
Odwróciła się na progu. Pochylił się i musnął ustami jej policzek.
– Uważaj na siebie.

* * *

– Jeff ? Cześć. Dojechałam.
Po dwugodzinnej podróży z Atlanty Emory była zmęczona, lecz przede wszystkim z powodu stresu. Ruch na biegnącej na północ autostradzie międzystanowej 85 zmalał znacząco dopiero po godzinie od wyjazdu z miasta. Wtedy skręciła na autostradę prowadzącą na północny zachód. Przyjechała na miejsce przed zmrokiem, co trochę ułatwiło jazdę w nieznanym mieście. Leżała już w łóżku w motelu, lecz napięcie nadal dawało o sobie znać między łopatkami. Nie chcąc go jeszcze potęgować, zastanawiała się, czy nie zrezygnować z telefonu do Jeff a. Kłótnia zeszłego wieczoru była zaledwie potyczką. Czuła, że w przyszłości czeka ich wojna. A zawsze chciała walczyć uczciwie, bez dodatkowego rozdrażnienia.
Ale gdyby to on wyjechał i nie zadzwonił zgodnie z obietnicą, martwiłaby się o niego.
– Leżysz już? – zapytał.
– Zaraz gaszę światło. Chcę wcześnie wstać.
– Jak motel?
– Skromny, ale czysty.
– Martwię się, gdy czystość jest ujęta w rachunku. – Zawiesił głos, jakby czekał, aż się roześmieje. Kiedy milczała, zapytał o podróż.
– W porządku.
– A pogoda?
Została im już tylko rozmowa o pogodzie?
– Zimno. Ale tak to zaplanowałam. Kiedy ruszę, szybko się rozgrzeję.
– Nadal uważam, że to szaleństwo.
– Wytyczyłam całą trasę, Jeff . Nic mi nie będzie. Poza tym już nie mogę się doczekać.

* * *

Było o wiele zimniej, niż się spodziewała. Uświadomiła to sobie w chwili, gdy wysiadła z samochodu. Oczywiście trasa biegła znacznie wyżej niż położone było miasteczko Drakeland, w którym spędziła noc. Słońce już wzeszło, lecz zasłaniały je chmury spowijające górskie szczyty. Trzydziestokilometrowy bieg w takich warunkach będzie wyzwaniem.
Kiedy się rozciągała, oszacowała warunki. Dzień, choć zimny, był idealny na bieganie. Prawie bezwietrzny. W otaczającym ją lesie kołysały się lekko tylko najwyższe gałęzie drzew. Jej oddech zamieniał się w obłoczki pary, które zasnuwały szkła okularów, podniosła więc golf kurtki do biegania, by zasłonić usta i nos, gdy po raz ostatni sprawdzała mapę.
Parking służył jako przystań dla turystów, którzy przyjeżdżali, by podziwiać widoki. Znajdował się też na początku licznych szlaków turystycznych, które odchodziły we wszystkich kierunkach niczym szprychy koła, by zmienić się w kręte ścieżki przecinające grań. Nazwy poszczególnych szlaków wypisano na znakach w kształcie strzałek. Odnalazła szlak, który wybrała po wcześniejszym starannym przestudiowaniu mapy parku narodowego i konsultacji w internecie. Lubiła wyzwania, ale nie brawurę. Jeśli nie byłaby pewna, że jest w stanie dobiec do wyznaczonego punktu i wrócić, nie podjęłaby się biegu. Surowy teren nie tylko jej nie zniechęcał, ale była gotowa się z nim zmierzyć.
Zamknęła worek marynarski w bagażniku i zapięła w pasie saszetkę. Potem poprawiła opaskę na głowie, wyzerowała stoper, włożyła rękawiczki i ruszyła.

ROZDZIAŁ DRUGI

Emory stopniowo odzyskiwała przytomność, lecz nie otwierała oczu, bojąc się, że światło jeszcze zwiększy straszliwy ból głowy. Wyrwał ją z głębokiego snu, zupełnie jakby ktoś używał w jej czaszce pistoletu do wbijania gwoździ. Słyszała odgłosy, które zazwyczaj nie pojawiały się w sypialni, lecz nawet ciekawość nie była w stanie zmusić jej do uniesienia powiek. Oprócz ostrego bólu w głowie czuła też pulsowanie w prawej stopie. Zbyt mocno się na niej opierała tego ranka.
Zapach jedzenia przyprawiał ją o mdłości. Dlaczego czuje zapach jedzenia w sypialni, kiedy kuchnia znajduje się po drugiej stronie domu? Cokolwiek Jeff gotuje…
Jeff nigdy nie gotował.
Otworzyła oczy i gdy nie ujrzała znajomego widoku, usiadła gwałtownie.
Oczy zaszły mgłą i wszystko zawirowało. Żółć podeszła do gardła. Z trudem ją przełknęła, żeby nie zwymiotować. Zakręciło jej się w głowie i opadła na poduszkę, która nie należała do niej.
A mężczyzna stojący przy łóżku nie był Jeffem.

 
Wesprzyj nas