W tych zabawnych, trzymających w napięciu, intrygujących historyjkach znajdziecie odpowiedzi na wiele pytań nurtujących dzieci. Nie tylko one mogą się wiele nauczyć.


Skąd się wzięło pisklę w jajku?Skąd się wzięło pisklę w jajku? Dlaczego swędzą nas ukłucia komara? Czy można czytać palcami?

Maksio i Laura organizują wycieczkę łodzią i dowiadują się, skąd się bierze deszcz w chmurach. Ewa zastanawia się, kto włącza i wyłącza światło w lodówce. A Emil chce wiedzieć jedno: dokąd właściwie astronauta chodzi na siusiu?

Książka do czytania dzieciom lub do samodzielnego czytania, z pięknymi kolorowymi obrazkami Heike Vogel.

***

Petra Maria Schmitt urodziła się w 1959 roku w Alsdorf niedaleko Akwizgranu. Studiowała pedagogikę socjalną w Kolonii. Zainspirowana przez trójkę dzieci zaczęła pisać historie dla najmłodszych czytelników. Odniosła sukces i stała się znaną i cenioną autorką. Obecnie pisze nie tylko książki, ale również słuchowiska dla rozgłośni radiowych i telewizji.

Christian Dreller urodził się w roku 1963 w Neumünster. Studiował slawistykę i historię. Pracował w wydawnictwach publikujących książki dla dzieci i komiksy. Od 2005 roku zajmuje się tłumaczeniem i pisaniem książek oraz nauczaniem.

Heike Vogel urodziła się w 1971 roku. Ukończyła Wyższą Szkołę Grafiki i Projektowania w Hamburgu, a od 1999 roku pracuje jako ilustratorka dla różnych wydawnictw. Wraz z rodziną mieszka w Hamburgu.

Christian Dreller, Petra Maria Schmitt
Skąd się wzięło pisklę w jajku? Historyjki dla ciekawskich dzieci
Przekład: Mirosława Sobolewska
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 9 lutego 2016
kup książkę

Skąd się wzięło pisklę w jajku?


Spis treści

Dlaczego nie można się samemu połaskotać? 7
Dlaczego jeż ma igły? 13
Dlaczego nie spadamy z Ziemi w kosmos? 19
Dlaczego jemy nożem i widelcem? 26
Czy stonoga ma naprawdę sto nóg? 32
Dlaczego nie boli nas obcinanie włosów? 39
Kto włącza i wyłącza światło w lodówce? 45
Co szumi w morskich muszlach? 51
Skąd się wzięło pisklę w jajku? 56
Dlaczego witamy się prawą ręką? 63
Dlaczego ukłucia komara tak bardzo swędzą? 69
Dlaczego zebry mają pasy? 77
Dokąd astronauta chodzi na siusiu? 84
Skąd się bierze deszcz w chmurach? 90
Dlaczego musimy spać? 96
Czy można czytać palcami? 102
Jak powstały góry? 108
Dlaczego koty mruczą? 115
Dlaczego ogień jest gorący? 120
Spis historyjek 126

Dlaczego nie można się samemu połaskotać?

Dzisiaj Hania idzie do lekarza. Nie, nie martw się, Hania nie jest chora. Nie boli ją brzuch ani głowa. Dzisiaj Hania dostanie szczepionkę. Poczuje tylko maleńkie ukłucie i sprawa będzie załatwiona.
– Ale przedtem jeszcze cię połaskoczę – powiedział tata.
– Och, tak! – zawołała Hania.
Uwielbiała, kiedy mama i tata ją łaskotali. Popędziła na wielką kanapę, gdzie można się było przewracać z boku na bok i tarzać w tę i z powrotem. Tata dopadł ją i zaczął łaskotać: po brzuchu, w szyję i w stopy. Zwłaszcza stopy miała Hania bardzo wrażliwe.
– Hihihihihi…! – kwiczała dziewczynka i skręcała się ze śmiechu.
Ależ to była pyszna zabawa!
W drzwiach pojawiła się mama.
– Niestety, musimy już iść. – Spojrzała na zegarek. – O drugiej mamy być u doktora.
– Ale ja jeszcze nie jestem wyłaskotana do końca! – zaprotestowała Hania.
– Jak wrócimy do domu, będziemy się łaskotać dalej – obiecała mama.
– Myślę, że to dobra propozycja – poparł ją tata z namysłem.
Ale Hania nie była zadowolona.
– Jejku, jejku – narzekała z ponurą miną. – A było tak śmiesznie.
– Po szczepieniu wybierzesz sobie jakąś zabawkę z pudła doktora Płatka – pocieszała mama. – Może taką wspaniałą kolorową słomkę jak ostatnio?
Hania przypomniała sobie upominek z poprzedniego szczepienia.
– Pamiętam – zawołała – one się tak pięknie mieniły, kiedy piło się przez nie lemoniadę!
– No właśnie. – Mama już wkładała Hani buciki.
W samochodzie Hania myślała sobie o łaskotkach i o tym, jakie to przyjemne. Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. „Sama się połaskoczę!”.
Połaskotała się w szyję. Ale wcale, ale to wcale nie poczuła łaskotek! Ani odrobinę! I nieważne, czy przebierała paluszkami delikatnie, czy mocno – tak jak tata – nie działało! Hania nawet się nie uśmiechnęła. Postanowiła spróbować na stopach. To na pewno zadziała. Szybko ściągnęła buciki.
– A co ty robisz? – zdziwiła się mama, patrząc we wsteczne lusterko. – Dlaczego zdjęłaś buty? Przecież zaraz dojeżdżamy.
– Bo chcę się sama połaskotać w pięty – wyjaśniła Hania.
Ale mama pokręciła głową.
– Tak się nie da – powiedziała tylko.
Dziewczynka postanowiła jednak spróbować. Najpierw jedna stopa. Ale co to takiego? Poczuła bardzo delikatne mrowienie, ale wcale nie było tak cudownie jak z tatą. Na szczęście Hania ma dwie nogi!
– Na tej na pewno poczuję łaskotki! – zawołała.
Ale i druga stopa nie poddawała się łaskotkom.
„Coś takiego! – pomyślała Hania. – Mama miała jednak rację!”
Mama tymczasem wjechała na parking przed przychodnią. Wysiadła z samochodu i otworzyła tylne drzwi.
– Przecież ci mówiłam, że sama nie możesz się łaskotać – powiedziała i włożyła Hani buty.
Mama i Hania czekały chwilę przed gabinetem doktora i zaraz do niego weszły. Doktor Płatek przywitał je bardzo serdecznie. Hania lubiła chodzić do tego lekarza. Był bardzo wesoły i miał na ścianach mnóstwo zdjęć różnych zwierząt i kolorowych obrazków, które namalowały mu dzieci. Hani obrazek też tam wisiał i to dokładnie nad biurkiem doktora. Przedstawiał Hanię upstrzoną czerwonymi plamkami na całym ciele. Dziewczynka była wtedy chora na ospę wietrzną.
– Jak się czujesz, Haniu? – zapytał doktor Płatek.
– Dobrze. Już nie mam ospy wietrznej.
Doktor zaśmiał się.
– No to świetnie! A więc możemy cię dzisiaj zaszczepić, żebyś nie chorowała na inne choroby.
– A będę mogła wybrać coś sobie z pudła z maskotkami? – spytała dziewczynka.
– Oczywiście! Masz szczęście. Dzisiaj zapełniliśmy pudło nowymi zabawkami. Na pewno znajdziesz coś, co ci się spodoba. Ale najpierw maleńkie ukłucie w ramię.
Mama zdjęła Hani sweterek, a dziewczynka starała się być bardzo dzielna i stała bez ruchu. Ale nie patrzyła na swoje ramię. Wolała poszukać wzrokiem pudła z zabawkami. I właśnie w momencie, kiedy je odkryła, poczuła maleńkie ukłucie.
– I gotowe, zuch z ciebie – pochwalił doktor Płatek. – Teraz wybierz sobie coś z pudła.
Hani nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Szybko podbiegła do pudła i zaczęła w nim grzebać. Ileż tu było pięknych rzeczy!
– Popatrz! – Mama również pochyliła się nad pudłem. – Tu są te świecące słomki do napojów. I na dodatek w różnych kolorach!
– I pióra. Można nimi kogoś połaskotać – cieszyła się Hania. I wtedy wpadło jej do głowy ważne pytanie. – Dlaczego samemu nie da się połaskotać?
– Hm… – Doktor Płatek przez chwilę udawał, że się zastanawia. Tymczasem stanął niepostrzeżenie za dziewczynką i połaskotał ją delikatnie w bok.
– Hihihihi…! – roześmiała się Hania.
– Właśnie dlatego – powiedział doktor. – Łaskotanie musi być niespodziewane. Nie możesz wiedzieć, gdzie i kiedy cię połaskoczę.
I połaskotał Hanię w szyję, aż dziewczynka wybuchnęła głośnym śmiechem.
– A to ma jedną bardzo prostą przyczynę – wyjaśniał doktor. – Nasz mózg wymyślił sobie pewien ciekawy trik. Przez cały czas jest bombardowany tysiącami informacji. I żeby się nie przemęczyć, musi je posegregować według listy. Na jej początku znajdują się wszystkie bodźce, którą nasze ciało odbiera z zewnątrz.
– A dlaczego tak jest? – dociekała Hania.
– Takie bodźce, które odbieramy wzrokiem, słuchem, dotykiem i węchem, są dla naszego ciała bardzo ważne, bo służą przeżyciu. Kiedy na przykład chcesz przejść na drugą stronę ulicy, patrzysz najpierw w lewo, potem w prawo, a potem znowu w lewo. Jeśliby teraz nadjechał samochód, postoisz i poczekasz, aż przejedzie. Ze słuchem jest dokładnie tak samo. Jeśli coś strasznie hałasuje i zbliża się w twoją stronę, na przykład pędzący motocykl, wtedy stajesz się bardzo ostrożna. A jeśli coś ma niemiły zapach albo wręcz śmierdzi, tego na pewno nie zjesz.
– Fuj! – zgodziła się Hania. – Na pewno nie!
– Również bodziec polegający na łaskotaniu pełni bardzo ważną funkcję – ciągnął doktor Płatek. – Kiedy pełza po twojej skórze jakiś owad, który mógłby cię użądlić, wówczas czujesz łaskotki. Ale się nie śmiejesz, bo wiesz, że to się może skończyć ukłuciem, tylko starasz się strząsnąć go z ramienia.
– To prawda! Kiedyś chodziła mi po ręce osa! I to wcale nie było śmieszne – potwierdziła Hania.
Doktor Płatek pokiwał głową.
– Widzisz, teraz już wiesz, jak ważne są dla nas bodźce docierające do naszego ciała z otoczenia. Kiedy jednak łaskoczesz sama siebie, mózg oblicza sobie początek łaskotania i wycisza wszystkie sygnały nerwowe, jakie do niego dochodzą z łaskotanej części ciała. Nieważne bodźce nie docierają prawie wcale do naszej świadomości. W ten sposób mózg przygotowuje się na odbiór bardzo ważnych sygnałów ze środowiska – tłumaczył doktor.
– Aha – wtrąciła mama. – Ja tego nie umiałam wyjaśnić.
Doktor Płatek podsumował raz jeszcze to, co powiedział wcześniej.
– Przy łaskotkach ważne są dwie rzeczy: po pierwsze muszą być niespodziewane, a po drugie osoba, która cię łaskocze, musi być dla ciebie niegroźna. Wtedy łaskotki sprawiają ci radość i możesz śmiać się do rozpuku.
– A więc najpierw musimy przeżyć sekundę grozy, żeby potem śmiać się ile sił? – upewniała się mama.
– Tak właśnie jest – potwierdził doktor.
– To ja wezmę piórka – zawołała Hania, sięgając do pudła z zabawkami.
– A po co ci potrzebne pióra? – zdziwiła się mama.
– Do łaskotania – odpowiedziała Hania radośnie. – Tylko proszę z zaskoczenia! Obiecaj mi to! I chodźmy już wreszcie do domu!

Dlaczego jeż ma igły?

Jasiek i Karolka siedzieli na wygodnych ogrodowych krzesełkach i czekali, aż babcia z dziadkiem przyjdą z kolacją na taras. Byli bardzo zmęczeni. Przeżyli wspaniały dzień na plaży, wypełniony bitwą na wodę, jedzeniem lodów i budowaniem zamków z piasku.
Jasiek uśmiechał się lekko na wspomnienie, jak w czasie kąpieli wylał Karolce na głowę wiaderko wody pełne meduz. Długo to trwało, zanim nałapał całe wiadro tych morskich żyjątek, ale za to reakcja siostry – bezcenna. Jej pisk poderwał wszystkich na równe nogi.
Jasiek uśmiechał się i zerkał kątem oka na starszą siostrę, ale ona również się śmiała i patrzyła na niego.
– Czego się tak szczerzysz? – zapytał chłopiec, chociaż domyślał się, o co siostrze chodzi.
– Ach, tylko tak sobie. – Karolka zachichotała. – Kłuje cię jeszcze?
– Ha, ha, ha, bardzo śmieszne!
Wspomnienie zemsty, jakiej dokonała na nim za te meduzy siostra, od razu popsuło mu humor: wyciągnęła spod niego ręcznik kąpielowy, i to dokładnie w momencie, kiedy już miał się na nim położyć. A na domiar złego babcia właśnie wysmarowała go obficie olejkiem do opalania. Jasiek wylądował na ziemi. Co prawda natychmiast poderwał się z piasku, ale na plecach zdążyła się utworzyć gruba skorupa z piasku i tłustego olejku. Obrzydlistwo!
Karolina śmiała się do łez, a Pan Gerwazy – pies babci i dziadka – szczekał zachwycony. Jasiek popędził w stronę wody. Ale już po dwóch krokach potknął się o smycz, którą pies przywiązany był do plażowego kosza. I wylądował z twarzą w piasku.
Jeszcze kiedy jadł pyszne lody, na które wybrali się na przeprosiny, piasek trzeszczał mu w zębach.
Właśnie zastanawiał się, skąd tu wziąć małe szczypiące raki, żeby położyć je na plecach opalającej się siostry, kiedy babcia i dziadek pojawili się z kolacją i nakryciami. Pan Gerwazy z błogim wyrazem pyska nie odstępował ich na krok.
Karolka i Jasiek wcale mu się nie dziwili. Przepyszny zapach lasagne wydobywający się z formy do zapiekania sprawił, że ślinka napłynęła im do ust.
W trakcie posiłku układali sobie plany na następny dzień.
– Jutro też ma być ładna pogoda – powiedziała babcia. – Co wy na to, żebyśmy znowu pojechali na plażę?
Ten pomysł spodobał się wszystkim.
– Dziadku? – wyrwało się nagle Jaśkowi. – Poszukamy razem raków?
– Oczywiście, ale po co ci one? – zdziwił się dziadek.
– No bo ja… – zaczął Jasiek i rozpaczliwie próbował wymyślić wiarygodną odpowiedź.
Nagle w zaroślach na skraju ogrodu rozległo się głośne fukanie i szelesty. A zaraz potem nerwowe:
– FUT! UCH! PFUCH! FCHRRR! ECH!
– Co to było? – szepnęła Karolka.
Jasiek popatrzył w stronę ogrodu. Ale w zmroku oprócz ciemnych zarysów krzewów i drzew nic nie było widać.
– Tam na pewno czai się jakiś duch! – Jasiek uśmiechnął się do Karoli złośliwie, a babcia zmierzyła go surowym spojrzeniem.
W zaroślach znów coś zaszeleściło. Pan Gerwazy zaczął cicho warczeć.
– FUT! UCH! PFUCH! FCHRRR! ECH!
Teraz Pan Gerwazy naprawdę się zdenerwował. Z głośnym szczekaniem przebiegł trawnik i zanurzył się w gęstwinie.
Usłyszeli szelesty, a następnie szuranie. Fukanie i warczenie.
A potem rozległ się głośny pisk i Pan Gerwazy wybiegł z krzaków, poszczekując żałośnie i kulejąc.
Babcia i Karolka zajęły się cierpiącym psem, a dziadek przyniósł z domu latarkę.
– Zaraz sprawdzę, co tam się włóczy po naszym ogrodzie – mruknął i pomaszerował w stronę zarośli.
– Uważaj, dziadku – zawołał Jasiek.
Trzeba przyznać, że czuł się trochę niepewnie. Ale przecież nie mógł zostawić dziadka na pastwę losu czy raczej tego, co buszowało w krzakach. A więc popędził do domu, chwycił łopatkę do robienia babek z piasku i tak uzbrojony wrócił do dziadka.
Tymczasem dziadek już zdołał zdemaskować złoczyńcę.
– Popatrz – powiedział. – Tak sobie myślałem. Nic dziwnego, że Pan Gerwazy przegrał i uciekł z podkulonym ogonem. Chciał się bić z jeżem.
W świetle latarki dziadka widać było na ziemi kolczastą kulę.
– Chciał się bić z jeżem? – powtórzył zdziwiony Jasiek.
Oczywiście widywał już jeże na zdjęciach. Ale jeszcze nigdy na żywo, a takiego zwiniętego w kłębek wcale.
– Właśnie – tłumaczył dziadek. – Kiedy jeże czują się zagrożone, zwijają się błyskawicznie w kulkę. Skóra na grzbiecie tak im się napina, że unoszą się wszystkie igły. A jeż w środku takiej kolczastej kuli jest bezpieczny, żaden wróg mu nie straszny. Bo dorosły jeż ma od sześciu do ośmiu tysięcy igieł.
– I na dodatek są one bardzo ostre – dodała babcia, która podeszła do nich razem z Karoliną. – Aż trudno uwierzyć, że to są właściwie jego włosy.
– Naprawdę? Takie sztywne? – zdumiała się Karolka nie mniej niż Jasiek.
– Ależ tak! Naprawdę – potwierdził dziadek. – Składają się one z substancji rogowej, tak samo jak nasze paznokcie i włosy. Przed urodzeniem jeże mają bardzo miękkie włosy, schowane w skórze, żeby nie skaleczyć mamy. Ale po narodzinach to się zmienia.
– Skąd właściwie wiecie tyle o jeżach? – zdziwił się Jasiek.
– Kilka lat temu opiekowaliśmy się przez całą zimę pewnym zagłodzonym jeżem. Właściwie zimą jeży nie widać, ponieważ zapadają w sen. Ale ten zawzięcie poszukiwał w naszym ogrodzie czegoś do jedzenia. Prawdopodobnie dlatego, że nie znalazł dość pożywienia jesienią. Zanieśliśmy go do weterynarza i zbudowaliśmy w domu wybieg. I karmiliśmy go psią karmą z puszki. Udało nam się go odkarmić.
– Psią karmą? – powtórzyła Karolina zaskoczona.
– Nieee, to pewnie nieprawda – Jasiek również nie wyobrażał sobie, że jeż lubi to samo co pies.
Babcia pokiwała głową.
– Prawda. W naturze jeże żywią się robakami, owadami albo owocami. W domu można im podawać psią karmę.
– No właśnie, a wracając do kolców. Karmiąc naszego jeża, nieraz pokłuliśmy się ostrymi jak szpilki kolcami – dodał dziadek. – Tak jak nasz Pan Gerwazy przed chwilą.
Ach, Pan Gerwazy! Jasiek w całym zamieszaniu prawie zapomniał o psie.
– Czy on się już dobrze czuje? – zapytał zatroskany.
– Nie bój się – pocieszyła go babcia. – Karolka i ja szybko przemyłyśmy mu łapkę środkiem dezynfekującym i na dodatek dałyśmy na pocieszenie parówkę.
– Posprzątajmy teraz ze stołu i wracajmy do domu – zaproponował dziadek. – Biedny jeż na pewno bardzo się nas boi.
Kiedy wszyscy razem sprzątali po kolacji, znów usłyszeli gniewne pofukiwania:
– FUT! UCH! PFUCH! FCHRRR! ECH!
– A więc te hałasy wcześniejsze to był jeż? – zdziwiła się Karolka.
– Oczywiście – odparł dziadek. – Jeże szukając pożywienia, węszą bardzo głośno – i mlaskają, kiedy znajdą coś pysznego.
Jeszcze długo w nocy słychać było w ogrodzie pracowite FUT! UCH! PFUCH! FCHRRR! ECH! jeża. Ale wszystkich cieszyły te odgłosy. No, może z wyjątkiem Pana Gerwazego…

 
Wesprzyj nas