Zbiorowe wydanie trzech książek Astrid Lindgren o problemach Kallego Blomkvista z mieszkańcami Lillköping…


Największym problemem Kallego Blomkvista jest to, że mieszkańcy Lillköping są wyjątkowo uczciwymi ludźmi.

Trzynastolatek marzy, by zostać znakomitym detektywem. Trudno jednak tego dokonać, gdy mimo najszczerszych chęci nie można wpaść na trop żadnej zbrodni.

Szczęście jednak uśmiechnie się do Kallego – zupełnie niespodziewanie w okolicy pojawi się ktoś bardzo podejrzany…

Niniejsza edycja to zbiorowe wydanie trzech książek:
– „Detektyw Blomkvist”,
– „Detektyw Blomkvist żyje niebezpiecznie”,
– „Detektyw Blomkvist i Rasmus, rycerz Białej Róży”.

Astrid Lindgren
Przygody detektywa Blomkvista
Przekład: Maria Olszańska, Irena Szuch-Wyszomirska, Anna Węgleńska
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Premiera: 14 października 2015


Rozdział 11

Anders i Ewa-Lotta siedzieli na stryszku piekarni, w kwaterze głównej Białych Róż. Przyjemne miejsce pobytu, wręcz znakomite. Strych służył nie tylko za kwaterę główną, lecz także za skład wysłużonych mebli. Stało tam białe biurko, niedawno usunięte z pokoju Ewy-Lotty, stare krzesła tłoczyły się w kącie, był także poobtłukiwany i zniszczony stół z jadalni, w deszczowe dni można było grać na nim w ping-ponga. Choć teraz Ewa-Lotta i Anders nie mieli czasu na grę. Ogromnie byli zajęci sporządzaniem „tajnych papierów”.
Gdy już były gotowe, Anders włożył je do blaszanej kasetki, która była najcenniejszą własnością Białych Róż. W niej przechowywali pamiątki z dawnych wojen z Czerwonymi Różami, traktaty pokojowe, mapy sztabowe, kamień z dziwnymi znakami i mnóstwo innych rzeczy, które niewtajemniczonemu mogłyby się wydać rupieciami. Ale dla Białych Róż, dla każdego z członków, zawartość kasetki to były wyłącznie klejnoty, za które chętnie oddaliby krew i życie. Dowódca dniem i nocą nosił przy sobie kluczyk, zawieszony na sznurku na szyi.
– Gdzie się właściwie podziewa Kalle? – powiedział Anders, wkładając do kasetki świeżo sporządzony dokument.
– Przed chwilą siedział na klonie – wyjaśniła Ewa-Lotta.
W tejże chwili wpadł Kalle.
– Skończcie z tym – wysapał. – Musimy natychmiast zawrzeć pokój z Czerwonymi. W najgorszym wypadku możemy się poddać, nie stawiając żadnych warunków.
– Oszalałeś? – powiedział Anders. – Przecież dopiero zaczęliśmy wojnę.
– Trudno, nie ma rady. Musimy się zająć ważniejszymi sprawami. Ewa-Lotta, czy ty bardzo lubisz wujka Einara?
– Co to znaczy: czy lubię? – zdumiała się Ewa-Lotta. – Dlaczego miałabym go tak bardzo lubić?
– No, bo to przecież kuzyn twojej mamy.
– Jeśli o to chodzi, to nie wydaje mi się, żeby mama go lubiła – powiedziała Ewa-Lotta. – Więc i ja nie muszę za nim tak okropnie przepadać. Ale dlaczego pytasz?
– Więc nie będzie ci przykro, jak usłyszysz, że wuj Einar to łotr?
– Wiesz co, Kalle, zamknij się – powiedział Anders. – To Kulawy Fryderyk ściągnął kolektę, nie wujek Einar.
– Sam zamknij dziób! Wpierw to przeczytaj, potem będziesz gadał – powiedział Kalle, wyciągając gazetę.
Anders i Ewa-Lotta przeczytali artykulik o Wielkiej kradzieży biżuterii na Östermalm.
– A teraz posłuchajcie – powiedział Kalle.
– A tak w ogóle to czujesz się zdrowy? – współczująco spytał Anders. Wskazał brudnym palcem inną notatkę prasową. – Rozbrykana krowa wywołała panikę. Nie wydaje ci się, że to też właśnie był wujek Einar?
– Nie trzaskaj dziobem, już ci mówiłem. Ewa-Lotta, widziałaś tych dwóch, co rozmawiali z wujkiem Einarem przy furtce? Ładne typki. To jego wspólnicy, a wujek Einar ich oszukał. Oni się nazywają Krok i Redig i mieszkają w hotelu. A biżuteria jest w ruinach zamku.
Słowa potokiem spływały z ust Kallego.
– W ruinach zamku? Mówiłeś przecież, że mieszkają w hotelu – przerwał Anders.
– Krok i Redig mieszkają. A biżuteria, ty jełopie, to znaczy: szmaragdy, platyna, diamenty i takie tam. O rety, jak pomyślę, że biżuteria prawie za sto tysięcy koron leży sobie w piwnicy!
– A skąd ty to wiesz? – spytał Anders z najwyższym niedowierzaniem. – Wujek Einar ci powiedział?
– Trochę można samemu pokombinować – odparł Kalle. – Jak się rozwiązuje zagadkę kryminalną, zawsze trzeba brać pod uwagę to, co prawdopodobne.
W tym miejscu znakomity detektyw Blomkvist zadarł trochę nosa, ale zaraz ustąpił miejca Kallemu, żywo gestykulującemu i pełnemu strachu, że nie potrafi przekonać tamtych dwojga. Zabrało mu to dobrą chwilę. Ale udało się. Gdy wszystko opowiedział i zdał sprawę ze swych obserwacji, gdy wspomniał o nocnej wizycie u wuja Einara, o znalezieniu perły w ruinach i o rozmowie, którą usłyszał, siedząc na klonie, nawet Andersowi to zaimponowało.
– Słowo daję, ten chłopak zostanie detektywem, jak dorośnie – powiedział z uznaniem. I oczy mu rozbłysły.
– O rety, ale fajnie. Co za widoki na przyszłość! Musimy działać. Na wojnę nie ma teraz czasu.
– A więc to dlatego – powiedziała Ewa-Lotta. – To dlatego tak mi trudno zostawić w spokoju pudełka z ciastkami. Mam długie ręce jak wujek Einar. Tak to bywa, kiedy się jest spokrewnionym ze złoczyńcą. Ale trzeba się go pozbyć z domu, i to natychmiast. Bo jak on ukradnie srebra stołowe…!
– Chwilowo możesz być spokojna – rzekł Kalle. – Ma ważniejsze rzeczy na głowie niż srebra stołowe, wierz mi. Znalazł się w straszliwym potrzasku. Krok i Redig będą go pilnować jak oka w głowie.
– To dlatego poszedł się położyć po obiedzie. Powiedział, że źle się czuje.
– Bądź pewna, że on się źle czuje – powiedział Anders. – A teraz trzeba przede wszystkim zawrzeć pokój z Czerwonymi. Ty, Ewa-Lotta, weź flagę parlamentariusza, idź do nich i załatw sprawę. Choć oni pewnie będą myśleć, że nas strach obleciał.
Ewa-Lotta posłusznie przywiązała białą chusteczkę do patyka i powędrowała do garażu Sixtena, gdzie jej oświadczenie o bezwarunkowej kapitulacji przyjęto ze zdziwieniem i niezadowoleniem.
– Czy się wam w głowinach pomieszało? – zapytał Sixten. – Teraz? Przecież dopiero zaczynamy!
– Poddajemy się – powiedziała Ewa-Lotta. – Całkowicie. Zwyciężyliście. Ale wkrótce znowu was znieważymy, a wtedy wióry z was polecą.
Sixten niechętnie sporządził traktat pokojowy, stawiając Białym niezwykle twarde warunki: że po otrzymaniu tygodniówki na drobne wydatki połowy mają się zrzec na zakup mieszanki grylażowej dla Czerwonych oraz że przy spotkaniu na ulicy któregokolwiek z Czerwonych Biały musi trzykrotnie skłonić się głęboko i powiedzieć: „Wiem, że niegodzien jestem chodzić po ziemi, po której ty stąpasz, panie”.
Ewa-Lotta podpisała traktat w imieniu Białych Róż, uroczyście uścisnęła rękę wodza Czerwonych i pobiegła z powrotem na strych nad piekarnią. Wpadając w furtkę, nie mogła nie zauważyć, że jeden z „przyjaciół” wujka Einara stoi po przeciwnej stronie ulicy.
– Warta została zaciągnięta – zameldowała Andersowi i Kallemu.
– To chyba będzie lepsza wojna niż z Czerwonymi Różami – powiedział Anders z zadowoleniem. – No, Kalle, więc co mamy teraz robić, jak uważasz?
Anders, choć zwykle on był dowódcą, uznał, że w dziedzinie kryminalnej powinien podporządkować się Kallemu, bo to jego specjalność.
– Przede wszystkim zająć się tymi kosztownościami. Trzeba iść do ruin. Ale ktoś musi zostać w domu, żeby śledzić wujka Einara i tych dwóch.
Kalle i Anders spojrzeli na Ewę-Lottę nakazująco.
– Nigdy! – zdecydowanie powiedziała Ewa-Lotta. – Chcę być razem z wami i także szukać kosztowności. Zresztą wujek Einar leży w łóżku i udaje, że jest chory, więc nic się nie stanie przez ten czas, kiedy nas nie będzie.
– Możemy położyć pod jego drzwiami pudełko zapałek – zaproponował Kalle. – Jeżeli będzie leżało w tym samym miejscu, kiedy wrócimy, wiadomo będzie, że nie wychodził.
Z motyką i łopatą wędrujemy, gdy jest lato… – śpiewał Anders w chwilę później, gdy pospieszali wąską ścieżką pod górę ku ruinom.
– Jeżeli kogoś spotkamy, mówimy, że to wyprawa po robaki – powiedział Kalle.
Ale nikogo nie spotkali, ruiny były opuszczone i bezludne jak zwykle. Nie słychać było żadnego dźwięku prócz brzęczenia trzmieli. Anders nagle się zastanowił.
– Ale jak, u licha, my się dostaniemy do piwnic? Mówiłeś, że to tam znajdują się te drogocenności. A jak tyś tam wszedł wtedy, kiedy znalazłeś perłę?
Nadeszła wielka chwila Kallego.
– No, tak jak się zwykle wchodzi, gdy drzwi są zamknięte – powiedział wyniośle, wyjmując jednocześnie wytrych.
Andersowi zaimponowało to bardziej, niżby chciał okazać.
– Ale ubaw – powiedział, a Kalle uznał to za komplement.
Drzwi zgrzytnęły. Wejście stało otworem. Kalle, Anders i Ewa-Lotta zbiegli po schodach niby sfora myśliwskich psów.
Po dwóch godzinach kopania Anders odłożył łopatę.
– No, teraz ta piwnica przypomina raczej kartoflisko. Ale nigdy nie widziałem miejsca, gdzie byłoby tak mało diamentów. Trudna rada.
– Nie spodziewałeś się chyba, że je tak od razu znajdziemy – powiedział Kalle, chociaż i on czuł się zniechęcony.
Rozgrzebali każdy cal podłogi w wielkiej piwnicy tuż przy schodach. To była główna piwnica. Ale rozgałęziały się z niej długie, ciemne, po części zawalone korytarze, wiodące do krypt, lochów i więziennych cel. Te korytarze wyglądały niezbyt pociągająco, ale oczywiście można było podejrzewać, że wujek Einar ze zwykłej ostrożności zakopał swój skarb gdzieś w dalszych piwnicach. Odszukanie go zajęłoby chyba rok. Jeśli w ogóle ukrył swój skarb właśnie tu, w ruinach zamku. Kalle poczuł lekkie zwątpienie.
– A gdzie znalazłeś tę perłę? – spytała Ewa-Lotta.
– Tam, koło schodów. Ale tam przecież wszystko przekopaliśmy.
Ewa-Lotta w zamyśleniu przysiadła na najniższym schodku. Kamienna płyta nie była widocznie mocno osadzona w ziemi, bo zachybotała się, gdy Ewa-Lotta siadła.
– Czy to możliwe, żeby… – Ewa-Lotta zerwała się i szarpnęła płytę. – Ona się rusza, widzicie?!
Dwie pary rąk pospieszyły jej z pomocą. Kamienny schodek odwalono na bok, mnóstwo stonóg rozbiegło się pospiesznie we wszystkie strony.
– Kop tutaj – powiedział Kalle do Andersa podnieconym głosem. Anders mocno wbił łopatę w ziemię w miejscu, gdzie leżał schodek. Łopata w coś uderzyła.
– Kamień, naturalnie – powiedział Anders i drżał trochę, grzebiąc w ziemi palcami, żeby sprawdzić.
To nie był kamień. Anders zawalanymi ziemią palcami obmacał ten przedmiot. Była to metalowa kasetka. Wyciągnął ją. Dokładnie taka sama, jak ta, w której Białe Róże trzymały swe relikwie.
Kalle przerwał głębokie milczenie:
– Ładna historia. Zwędził nam kasetkę. Taki złodziej.
Anders potrząsnął głową.
– Nie, to nie jest nasza. Naszą sam zamknąłem na chwilę przed wyjściem.
– Ale zupełnie taka sama – zauważyła Ewa-Lotta.
– Bo widzicie, on ją kupił w sklepie żelaznym razem z latarką kieszonkową. Takie kasetki mają w sklepie żelaznym.
– Tak, naszą też tam kupowaliśmy – przypomniała sobie Ewa-Lotta.
– Otwórz ją, zanim dostanę ataku – powiedział Kalle.
Anders spróbował. Była zamknięta na klucz.
– Ciekawe, czy do wszystkich takich kasetek pasuje jeden klucz.
Anders wydobył klucz, który nosił na szyi zawieszony na sznurku.
– O! – powiedziała Ewa-Lotta. – O!
Kalle dyszał jak po długim biegu. Anders włożył kluczyk, przekręcił. Kluczyk pasował.

 
Wesprzyj nas