Historyczna monografia amerykańskiego Biura Służb Strategicznych, poprzednika Centralnej Agencji Wywiadowczej. O’Donnell wkracza w fascynujący świat szpiegostwa w epoce, kiedy nie było jeszcze satelitów i komputerów


Patrick O’Donnell odnalazł ponad 300 byłych pracowników Biura Służb Strategicznych (OSS), przeprowadził z nimi wywiady i po raz pierwszy przedstawia ich wcześniej utajnione relacje.

Na długo przed Jamesem Bondem i CIA ci dzielni mężczyźni i kobiety działali potajemnie za kulisami podczas II wojny światowej i w ostatecznym rozrachunku odegrali istotną rolę w alianckim zwycięstwie.

***

“O’Donnell wkracza w fascynujący świat szpiegostwa w epoce, kiedy nie było jeszcze satelitów i komputerów… Książka jest czymś więcej aniżeli zwykłym opracowaniem historycznym i czyta się ją jak pasjonującą powieść sensacyjną.”
“Publishers Weekly”

Patrick O’Donnell jest autorem książki Beyond Valor, która zdobyła Colby Circle Award w dziedzinie historii wojskowości, oraz Into the Rising Sun: In Their Own Words. Był konsultantem nagrodzonego serialu Kompania braci oraz filmów dokumentalnych zrealizowanych przez BBC, The History Channel i Fox News. Jest również założycielem The Drop Zone (www.thedropzone.org), strony internetowej poświęconej utrwalaniu ustnych relacji weteranów.

Patrick O’Donnell
Tajne operacje, szpiedzy i sabotażyści
Przekład: Maciej Antosiewicz
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 30 września 2015


Prolog

Sieć Gestapo zamykała się wokół opuszczonego wiejskiego domu w północnej Francji, gdzie agent Rene Joyeuse siedział przy swojej radiostacji. W pośpiechu podawał dokładne położenie podziemnej fabryki latających bomb V-1 i niemieckiej rafinerii ropy, lecz ostatnie zdanie przerwał błysk bardzo silnej latarki.
„Dom był otoczony. Powiedziałem więc bojownikom ruchu oporu, którzy byli ze mną: «Jesteśmy okrążeni, wynośmy się stąd natychmiast!». Zdążyłem zabrać swojego colta .45 leżącego na stole, gdy nagle do pokoju wpadły cztery niemieckie granaty ręczne. Eksplozje granatów dwa razy cisnęły mną gwałtownie o ziemię. Jakimś cudem nie zostałem ranny.
Wybiegliśmy na korytarz i dotarliśmy do małej klatki schodowej dla służby na tyłach domu. Udało nam się go opuścić w momencie, gdy Niemcy wchodzili przez ogrodową bramę.
Przez cały czas byliśmy obrzucani granatami i ostrzeliwani z broni maszynowej z odległości dziesięciu metrów, a zapalone latarki rozświetlały noc. Próbowałem osłaniać swój odwrót, odpowiadając ogniem z colta, ale zaciął się przy czwartym strzale. Z coltem w ręku stanąłem przed wielkim murem oddzielającym Park Narodowy Secours od sąsiedniej posiadłości położonej przy torach kolejowych dworca towarowego. Wszyscy usiłowaliśmy się wspiąć na ten mur. Po dwóch nieudanych próbach powiedziałem bojownikom FFI [Forces Franęaises de 1’Inte-rieur, francuski ruch oporu], że nie dam rady i postaram się przejść kawałek dalej. Oni próbowali nadal i więcej już ich nie zobaczyłem.
Udało mi się przejść przez mur mniej więcej dwadzieścia metrów dalej. Wówczas Niemcy, którzy zajęli pozycje po obu stronach domu w pobliżu torów, strzelili do mnie z odległości dziesięciu metrów i chybili. Natknąłem się na patrol. Ci, widząc przebiegającego człowieka, zaczęli do mnie strzelać z pistoletów maszynowych z bliska. Ciągle chybiali. Przekroczyłem tory i dotarłem do kolejnej bramy prowadzącej na ulicę przy dworcu. Wspiąłem się na nią. W tym momencie dwaj inni Niemcy z pistoletami maszynowymi zorientowali się w sytuacji i też zaczęli strzelać. Na szczęście, przechodząc przez bramę, padłem płasko na twarz za małym betonowym parapetem, od którego odbijały się pociski. Kiedy opróżnili magazynki, wstałem i pobiegłem w kierunku pobliskich domów. Po około dwustu lub trzystu metrach bolesnego wysiłku, ponieważ zostałem ranny w prawą stopę i rękę, w lewe kolano i doznałem licznych kontuzji, dotarłem do domu, gdzie brama była na wpół otwarta, ale natknąłem się na kobietę, która zdając sobie sprawę, że sprowadzę na nią mnóstwo kłopotów, powiedziała: «Nie wchodź tutaj! Odejdź! Wynoś się stąd!». Zagroziłem jej pistoletem, każąc jej się zamknąć, i wszedłem na czwarte piętro boczną klatką schodową. Dopadłem do drzwi innego mieszkania, należącego chyba do kobiety, która była konfidentką Gestapo! Stałem tam, przy drzwiach, przez cały czas trzymając w jednym ręku colta, a w drugim kapsułkę z cyjankiem potasu. Postanowiłem posłużyć się jednym albo drugim przeciwko sobie, gdybym został otoczony. Obława na mnie trwała przez całą noc, wszystkie okoliczne domy zostały przeszukane z wyjątkiem tego, w którym się ukryłem”.
Joyeuse, przywódca dwuosobowej grupy szpiegowskiej, ledwo uszedł z życiem. Bojownicy ruchu oporu zostali schwytani i straceni w trybie doraźnym. Mimo tej katastrofy Joyeuse nadal zbierał cenne informacje o ruchach wojsk niemieckich. Co więcej, rafinerię ropy i niemiecką fabrykę latających bomb zniszczyły alianckie bombowce*.

Misja Joyeuse’a była częścią „wojny cieni”, jednego z nielicznych aspektów drugiej wojny światowej, które nie zostały w pełni docenione. Podczas gdy najbardziej spektakularne bitwy drugiej wojny światowej toczyły wojska lądowe, floty wojenne i siły powietrzne, na całym świecie trwała również wojna w znacznym stopniu niewidzialna i potajemna. Sabotażyści wysadzali w powietrze mosty kolejowe, szpiedzy wykradali tajemnice, agenci operacyjni – umundurowani żołnierze przeszkoleni do walki na tyłach przeciwnika – byli zrzucani na spadochronach do krajów okupowanych, aby organizować bojowników ruchu oporu i stawać na ich czele. Matematycy łamali szyfry. Propagandyści radiowi demoralizowali niemieckich żołnierzy i cywilów, a naukowcy analizowali niemiecką gospodarkę, aby ustalić, które kluczowe gałęzie przemysłu powinny być celem alianckich bombardowań strategicznych, jeśli ma to skutecznie podkopać niemiecki wysiłek wojenny.

Przed drugą wojną światową amerykańskie potajemne działania miały charakter ograniczony. Podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych i wojny secesyjnej byli oczywiście szpiedzy, ale amerykańskie służby wywiadowcze tak dalece ustępowały służbom innych wielkich mocarstw, że pewien wyższy urzędnik służby zagranicznej zauważył: „W 1940 roku nasza agencja wywiadowcza była prymitywna i nieodpowiednia […] działała ściśle według tradycji wojny hiszpańsko-amerykańskiej”.

Zapewne tego należało oczekiwać po narodzie, który zdawał się żywić wrodzoną awersję do szpiegostwa. Pewien oficer wywiadu marynarki wojennej poskarżył się, że dla Amerykanów „szpiegostwo z samej swojej natury nie może być uważane za «honorowe», «czyste», «prawe» czy «przyzwoite» […]. Stany Zjednoczone zawsze szczyciły się tym, że nie korzystają z usług szpiegów, a ich oficerowie wywiadu akredytowani w krajach zamorskich zawsze mają nieskazitelnie czyste ręce”. Kiedy w 1929 roku rozszyfrowane japońskie depesze wylądowały na biurku Henry’ego Stimsona, sekretarza stanu w administracji Hoovera, Stimson wygłosił swój słynny komentarz: „Dżentelmeni nie czytają cudzych listów”. Zdegustowany tym, co postrzegał jako podstępne działania, Stimson zamknął „Czarny Gabinet”, służbę kryptograficzną łamiącą japońskie szyfry. Na szczęście wojskowi upierali się, aby praca nad łamaniem szyfrów była prowadzona nadal.

W latach przedwojennych ważne zadanie zbierania informacji zagranicznych spadało na barki czterech departamentów w obrębie rządu federalnego: Departamentu Stanu, Biura Wywiadu Marynarki Wojennej (ONI), Wydziału Wywiadu Wojskowego (MID) w Departamencie Wojny, znanego lepiej jako G-2, i Federalnego Biura Śledczego (FBI). Chociaż do 1940 roku FBI nie miało prawa zbierać informacji zagranicznych, pośrednio zbierało takie informacje w związku ze ściganiem przestępstw w Stanach Zjednoczonych. W 1940 roku biuro powołało Specjalną Służbę Wywiadowczą do prowadzenia operacji w Ameryce Łacińskiej.

Dyplomaci Departamentu Stanu zbierali informacje w ramach swoich oficjalnych obowiązków albo potajemnie, dzięki poufnym kontaktom, które nawiązali. Wydział Informacji departamentu był niewiele więcej aniżeli biurem prasowym, które przekazywało oświadczenia prasie, innym rządom i uniwersytetom.
Wojskowe wydziały wywiadowcze ONI i G-2 cierpiały na poważne niedobory kadrowe i brak środków finansowych. Większość informacji ONI zbierali pełniący służbę za morzem attaches, którzy otwarcie odwiedzali stocznie; w czasie pokoju instruowano ich, aby powstrzymywali się od potajemnych działań. W 1939 roku ONI miało zaledwie siedemnastu attaches, dziewięciu w Europie, a resztę w Ameryce Południowej. G-2 był równie niepozorny: w 1940 roku jego personel liczył zaledwie osiemdziesiąt osób.

Analiza i rozprowadzanie informacji również stanowiły problem. Departamenty arbitralnie wysyłały raporty po szczeblach hierarchii służbowej w nadziei, że najważniejsze informacje dotrą wreszcie do Białego Domu, ale nie istniała żadna komórka, która dbała o to, aby informacje trafiały do poszczególnych departamentów. Chociaż wszystkie departamenty skupiały się na zwalczaniu sabotażu i szpiegostwa na terytorium Stanów Zjednoczonych, wyglądało na to, że zamiast koordynować działania, zazdrośnie strzegły swoich kompetencji.
W 1939 roku prezydent Franklin Delano Roosevelt apelował o lepszą współpracę pomiędzy agencjami rządowymi, ale do 1940 roku niewiele się pod tym względem zmieniło. Raport ONI zwięźle podsumowywał sytuację: „Prawdziwa tajna służba wywiadu zagranicznego, wyposażona i zdolna do prowadzenia szpiegostwa, kontrwywiadu itd., nie istnieje”.

Pod presją Brytyjczyków, którzy domagali się poprawy w kwestiach wywiadowczych, Roosevelt podjął zdecydowane działania. Mianowicie 11 lipca 1941 roku prezydent rozkazał powołać nową agencję Białego Domu, biuro Koordynatora Informacji (COI), stwarzając tym samym pierwszą w czasach pokoju amerykańską organizację wywiadu. COI uzyskał potężny mandat, „prawo do zbierania i analizowania wszystkich informacji i danych, które mogą mieć związek z bezpieczeństwem narodowym, do korelowania takich informacji i danych oraz udostępniania takich informacji i danych prezydentowi oraz wszystkim departamentom i urzędnikom wskazanym przez prezydenta […]”.

Do kierowania COI prezydent nie mógł wyznaczyć bardziej dynamicznego ani lepiej przygotowanego człowieka – jego wybór padł na bohatera wojennego, byłego zastępcę prokuratora generalnego Stanów Zjednoczonych, prawnika z Wall Street i dyplomatę, Williama J. Donovana. Podczas pierwszej wojny światowej Donovan dowodził batalionem 165 Pułku Piechoty, od czasów wojny secesyjnej znanym powszechnie jako „Waleczny 69.”. Donovan osobiście dowodził swoją jednostką na polu walki. W trakcie jednej z bitew, kiedy batalion został przygwożdżony ogniem, „Dziki Bill” wyskoczył z okupu z pistoletem w ręku, krzycząc: „Nie mogą trafić mnie i nie mogą trafić was”. Ludzie ruszyli naprzód i „padali
pokotem”, jak wspominał Donovan. „Obok mnie trzech ludzi zostało rozerwanych i byłem pokryty resztkami ich ciał”. Kula z karabinu maszynowego trafiła Donovana w kolano. Mimo obfitego krwawienia nie chciał się wycofać i nadal dowodził swoim batalionem, prowadząc go do zwycięstwa. Za swoją postawę w tym dniu otrzymał Honorowy Medal Kongresu. Zanim wojna się skończyła, zdobył jeszcze Zaszczytny Krzyż Zasługi, Zaszczytny Medal Zasługi i dwa Purpurowe Serca. Wiele zagranicznych rządów też doceniło jego męstwo, dzięki czemu stał się jednym z odznaczonych największą liczbą medali weteranów Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego.

Po wojnie Donovan dużo podróżował i wrócił do swojej praktyki prawniczej. Był też zastępcą prokuratora generalnego za prezydentury Calvina Coolidge’a. W 1940 roku Donovan pojechał za ocean jako oficjalny wysłannik prezydenta Roosevelta, aby ocenić szanse Wielkiej Brytanii w toczącej się wojnie. Mając nadzieję uzyskać amerykańską pomoc, premier Winston Churchill zapewnił mu nieograniczony dostęp do największych brytyjskich tajemnic obronnych i wywiadowczych. Prezydent, pod wrażeniem raportów Donovana, wysłał go w drugą podróż do regionu śródziemnomorskiego i na Bałkany. Wojaże dostarczyły Donovanowi pomysłów na to, jak usprawnić operacje wywiadowcze Stanów Zjednoczonych i zwiększyć ich zdolność do prowadzenia potajemnych działań.

W Waszyngtonie nowo utworzone biuro COI z Donovanem na czele stało się celem ataków agencji rządowych odpowiedzialnych za zbieranie informacji, które postrzegały je jako intruza na swoim terytorium. Te same instytucje, które COI próbowało koordynować, czyli FBI, ONI, G-2 i Departament Stanu, zawiązały przeciwko niemu luźny sojusz, który miał trwać przez całą wojnę. Cztery instytucje podejmowały działania, aby ograniczać zasięg i wpływy nowej agencji. Na przykład wojsko zastrzegło dla siebie wszystkie kwestie łamania szyfrów, a ONI i FBI wykluczyły COI z operacji na półkuli zachodniej.
Mimo to COI rozszerzało swoją działalność w zakresie badań, analiz i propagandy, współpracując ściśle z brytyjskimi służbami wywiadowczymi. Operacje specjalne i tajny wywiad wlokły się za innymi wydziałami, ponieważ szkolenie szpiegów i sabotażystów zajmowało bardzo dużo czasu.
Siódmy grudnia 1941 roku wyznaczył przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny. COI, wciąż w wieku niemowlęcym i skoncentrowane głównie na zagrożeniu ze strony hitlerowskich Niemiec, nie odegrało żadnej roli w jednej z największych amerykańskich klęsk militarnych. Hawaje leżały w granicach terytorium ONI i G-2 i to tym agencjom nie udało się dostrzec groźby ataku na Pearl Harbor. Początek wojny zmienił relacje COI z nowo utworzonym Kolegium Szefów Sztabów, które brało stronę własnych organizacji wywiadowczych i nie ufało Donovanowi. Aby rozwiązać ten problem i uzyskać poparcie wojska oraz większe środki, Donovan zaproponował oddanie COI pod nadzór Szefów Sztabów.
Trzynastego czerwca 1942 roku prezydent oficjalnie poparł tę ideę. COI zmieniło nazwę na Biuro Służb Strategicznych (OSS) i zostało podporządkowane Szefom Sztabów. Ta zmiana pociągnęła za sobą również utratę przez COI Zagranicznej Służby Informacyjnej (FIS). FIS prowadziła amerykańską kampanię „białej propagandy”, rozpowszechniając prawdziwe informacje, o których wiedziano powszechnie, że są pochodzenia amerykańskiego. Niemal połowa personelu COI przeszła do odrębnej, nowo utworzonej instytucji – Biura Informacji Wojennej (OWI).
Reorganizacja i zmiana nazwy nie ułagodziły wywiadowczych rywali OSS w FBI, Departamencie Stanu, G-2 i ONI. Kiedy Donovan zaproponował utworzenie specjalnego ośrodka łamania szyfrów, znanego później jako projekt COILs, dekret prezydencki zainspirowany przez wrogów OSS skutecznie zablokował tę inicjatywę. FBI nadal sprzeciwiało się operacjom kontrwywiadowczym OSS na półkuli zachodniej.

Pod kuratelą Brytyjczyków OSS wypracowało wiele własnych niezależnych koncepcji niemal z dnia na dzień, kładąc nacisk na zintegrowane, łączące wszystkie rodzaje broni metody potajemnych działań. „Dziki Bill” Donovan utrzymywał, że „perswazja, penetracja i zastraszanie […] są nowoczesnymi odpowiednikami robienia podkopów i podkładania min w działaniach oblężniczych dawnych czasów”. Propaganda stanowiła „strzałę wstępnej penetracji”, poprzedzającą szpiegostwo. Sabotaż i działania partyzanckie zmiękczały następnie dany obszar przed wkroczeniem sił konwencjonalnych. Integracja wszystkich wymienionych metod była przełomowym podejściem do potajemnej wojny. Brytyjskie tajne służby nie były zintegrowane, lecz funkcjonowały w odrębnych wydziałach.
Głównym elementem potajemnej wojny były operacje specjalne, nowa koncepcja, którą OSS miało rozwinąć podczas wojny. Pod koniec marca 1941 roku Donovan nakłonił prezydenta, aby pozwolił mu utworzyć siły specjalne, które będą prowadzić wojnę z Niemcami w nieoczekiwany, niekonwencjonalny sposób. Zespoły agentów operacyjnych miały przenikać na tyły nieprzyjaciela i siać zamęt na jego zapleczu. Donovan uważał, że jeśli chodzi o działania wojenne, Niemcy są „zawodowcami z pierwszej ligi”, a Amerykanie „klubem ligi podwórkowej”. Jedyny sposób, aby Ameryka mogła szybko wystąpić przeciwko Niemcom, jak wyjaśnił prezydentowi, to „rozegrać mecz ligi podwórkowej, kradnąc piłkę i zabijając sędziego”. Miał sobie poradzić zdumiewająco dobrze, o czym opowiada niniejsza książka.

Do głównych wydziałów OSS Donovana należały:
Badania i Analizy (R&A) – analizy wywiadowcze. Wydział Badawczo-Rozwojowy (R&D) – konstruowanie broni i wyposażenia.
Oddziaływanie na Morale (MO) – wywrotowa, zamaskowana, „czarna” propaganda.
Jednostki Morskie (MU) – transportowanie agentów i zaopatrzenia dla grup ruchu oporu. Płetwonurkowie MU zajmowali się też morskim sabotażem i rozpoznaniem.
X-2 – kontrwywiad.
Tajny Wywiad (SI) – tajni agenci w terenie, którzy potajemnie zbierali informacje.
Operacje Specjalne (SO) – sabotaż, dywersja, piąta kolumna i działania partyzanckie.
Grupy Operacyjne (OG) – również sabotaż i działania partyzanckie, prowadzone przez zespoły dobrze wyszkolonych, władających językami obcymi komandosów.

Donovan wykorzystał szeroki wachlarz swoich kontaktów osobistych, żeby zwerbować najlepszych i najbardziej błyskotliwych. W poszukiwaniu talentów OSS pukało do szkół Ivy League, kancelarii prawniczych i wielkich korporacji. Nowatorstwo i młodość były wspólnym mianownikiem nowych rekrutów. OSS potrzebowało ludzi, którzy myśleli w sposób niekonwencjonalny, i popierało organizacyjną kulturę kreatywności. Było nieortodoksyjne, błyskotliwe, a czasami dziwaczne. Jedna z proponowanych misji miała polegać na zrzuceniu wydawnictw pornograficznych do kwatery Hitlera, aby Fuhrer się od nich uzależnił. Mimo to było dynamiczną i pionierską instytucją, która, jak stwierdzili po wojnie psychologowie OSS, „podejmowała i prowadziła więcej różnego rodzaju przedsięwzięć, które wymagały bardzo zróżnicowanych umiejętności, niż jakakolwiek inna pojedyncza organizacja tych rozmiarów w historii naszego kraju”.

Potajemna wojna OSS rzeczywiście wymagała wszechstronnych zdolności. Z więzień wyciągano włamywaczy i rekrutowano profesorów Ivy League, aby analizowali to, co wykradziono z sejfów. Żołnierze jednostek spadochronowych i innych formacji elitarnych byli werbowani jako agenci operacyjni. Komuniści, którzy walczyli w Hiszpanii przeciwko Franco, byli werbowani do operacji w Hiszpanii lub do pracy w komunistycznych siatkach ruchu oporu. Amerykanie i cudzoziemcy odbywali szkolenia dla szpiegów. Istniało bardzo niewielu zawodowych szpiegów, a z powodu różnic językowych większość Amerykanów nieszczególnie się nadawała do pewnych aspektów tajnej pracy wywiadowczej. Dlatego cudzoziemców, w tym jeńców wojennych Osi, uczono, jak zbierać informacje, a czasem walczyć w krajach okupowanych, nawet w samych Niemczech.

 
Wesprzyj nas