Historia o niespodziewanym spadku, podróży, która odmienia życie i domu na Sycylii, w którym odnaleźć można rodzinne tajemnice i wspomnienia wielkich namiętności, a także autentyczne, ukryte przed laty, skarby.


List od prawnika z informacją o spadku w postaci willi na Sycylii od zupełnie nieznanej jej osoby wprawia czterdziestoletnią Brytyjkę Tess Angel w oszołomienie.

Być może matka Tess, Flavia, która urodziła się na tej wyspie, ale opuściła ją podczas II wojny światowej, mogłaby pomóc w rozwiązaniu zagadki. Ona jednak woli odradzać córce przyjęcie spadku. Dlaczego?

Czyżby willa Syrena kryła sekret, który Flavia chce ukryć?

Rosanna Ley – autorka wielu powieści obyczajowych publikowanych w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Grecji I USA. Od kilkunastu lat na angielskich koledżach prowadzi warsztaty creative writing. Organizuje także wakacyjne kursy pisania za granicą, m.in. w Andaluzji. Pisze także artykuły i felietony do gazet. Mieszka w Dorset. Uwielbia podróże i spacery wzdłuż nadmorskich klifów. Najlepsze miejsce do pisania to takie, które oferuje widok na morze.

Rosanna Ley
Dom na Sycylii
Przekład: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Wydawnictwo Literackie
Premiera: maj 2013


ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI

Kiedy Tess osuszyła się po nurkowaniu, kupiła cornetti z kremem i kawę latte na piazza baglio. Smakowały przepysznie. Tonino gdzieś zniknął. Jak większość Sycylijczyków, których poznała, ustalał swoje godziny pracy w zależności od kaprysu. Wgryzła się w miękki, polukrowany cornetto i rozkoszowała słodkim, gęstym, waniliowym kremem. Pomyślała o Ginny. W Cetarii nie brakowało atrakcji, które spodobałyby się jej córce.
Z drugiej strony kamiennego łuku dobiegały ją odgłosy targu i krzyki. Sycylijczycy często wydawali się rozgniewani, a przynajmniej rozdrażnieni, nawet wtedy, gdy zapewne uprzejmie rozmawiali o pogodzie. Za baglio dostrzegała feerię barw, czuła też zapach świeżych ryb, przypraw i owoców. Przechodząc pod łukiem prosto na środek placu, pomyślała, że nic nie może się równać z sycylijskim bazarem.
Dzień targowy najwyraźniej był wydarzeniem towarzyskim, gdyż mężczyźni i kobiety zbili się w grupki, by z sobą pogawędzić. Mężczyźni palili i pili espresso z kafejek na kółkach, kobiety miały torby z zakupami i zdeterminowane miny. Przy straganach sprzedawcy wyciągali bochny chleba albo fioletowe kalafiory, by każdy chętny mógł je dokładnie obejrzeć. Kobiety marszczyły brwi, wypytywały, kłóciły się i targowały, zanim w końcu postanowiły, czy i na co wydać część pieniędzy. Słyszała krzyki: carciofio fresci… funghi bella… tutto economico… Tak sprzedawcy rywalizowali o klientelę.
Przy straganie z rybami ustawiło się coś w rodzaju kolejki. Tess zauważyła już wcześniej, że na Sycylii stanie w kolejce oznaczało, iż trzeba przepychać się na sam początek, nieustannie przepraszając, i bardzo donośnym głosem starać się zwrócić na siebie uwagę sprzedawcy, nim zrobi to osoba obok. Potem następowały jeszcze bardziej wylewne przeprosiny i dyskusja o tym, kto był pierwszy, przy akompaniamencie głosów innych, że to właśnie oni powinni zostać obsłużeni na samym początku.
Przynajmniej tak to odbierała Tess. Cóż, etykieta towarzyska rzadko miewa swoje korzenie w logice.
Tess chodziła po placu, żeby nacieszyć się tym widowiskiem i oglądać białe, wiotkie kalmary (choć i tak nie wiedziałaby, co z nimi zrobić), pulchne, nakrapiane mątwy (jak wyżej) oraz wielkie plastry tuńczyka, ułożone na pokrytym lodem marmurze.
Postanowiła odwiedzić Santinę i Giovanniego, żeby po pierwsze, dorwać staruszkę samą, a po drugie, poprosić Giovanniego o pomoc w kwestii remontu willi. Brzmiało to bardzo sensownie, gdyż potrzebny był jej ktoś, kto mówił płynnie zarówno po sycylijsku, jak i po angielsku. Giovanni był biznesmenem, wydawało się, że dysponuje mnóstwem wolnego czasu i już wcześniej przypadło mu do gustu stanowisko klucznika Villa Sirena. Wybór był oczywisty. Tess zdecydowała jednak jasno dać mu do zrozumienia, że to ona kontroluje sytuację i nie da się zmusić do sprzedaży domu. Jeśli Giovanni zdoła to przełknąć, jego pomoc mogłaby się okazać niezwykle przydatna.
Przystanęła przy straganie pełnym ziół oraz przypraw i odetchnęła zapachem zakurzonych, schnących kęp oregano, tymianku i dzikiego kopru. Za straganem stały worki z ciecierzycą i soczewicą, z metalowymi łyżkami do nabierania, dostrzegła także starą wagę. Pod względem obyczajów i pewnych tradycji na Sycylii zapewne nic się nie zmieniło od czasów, kiedy żyła tu matka Tess. Cetaria nie wkroczyła w nowe milenium, a już na pewno nie w drugą dekadę dwudziestego pierwszego wieku. Tess schyliła głowę, żeby uniknąć zderzenia z poobijanym, fioletowym czosnkiem, zwisającym w warkoczach z markizy straganu. Podeszła do owoców i warzyw, gdzie zapatrzyła się na złociste kwiaty cukinii, błyszczące papryki o barwach słońca i strażackiej czerwieni, wyglądające jak polakierowane papryczki chilli oraz na pokryte aksamitnym meszkiem żółte brzoskwinie. Wzięła do ręki melanzane i kciukiem pogłaskała lśniącą skórkę. Bakłażan był smukły, ciemny, a jednak opalizujący. Taki jest kolor Sycylii, pomyślała z uśmiechem.
Nagle postanowiła zjeść dzisiaj w domu, więc kupiła pół arbuza, który wręcz ociekał sokiem, aromatyczny ser, niewielki bochenek pysznego, sycylijskiego żółciutkiego chleba, pomidory i czarne oliwki. Urządzi sobie prawdziwą ucztę.
Płacąc za oliwki, dostrzegła, że kobieta po drugiej stronie straganu uśmiecha się do niej. Tess odruchowo odpowiedziała uśmiechem. Kobieta była drobna, o twarzy chochlika, okolonej ciemnymi włosami, obciętymi na idealnego pazia. Usta umalowała krwistoczerwoną szminką i z jakiegoś powodu zupełnie nie wyglądała na Włoszkę. Tess zaczęła się zastanawiać, czy się znają i czy do niej podejść, kiedy nagle, kilka metrów dalej, dostrzegła znajome oblicze. Natychmiast przecisnęła się przez grupkę ludzi stłoczonych wokół straganu.
— Santina?
Co za szczęście. Właściwie mogła się domyślić, że staruszka będzie tutaj w dniu targowym.
Santina odwróciła się, wymamrotała coś po sycylijsku i szybko rozejrzała się wokół siebie. Po chwili chwyciła Tess za ramię i pociągnęła na bok, gdzie mogły przynajmniej częściowo skryć się pod markizą. Tam objęła jej twarz dłońmi.
— Wróciłaś — powiedziała, rozciągając usta w bezzębnym uśmiechu radości.
Tess także uśmiechnęła się do niej.
— Nie mogłam długo trzymać się od was z daleka — wyznała. — Chciałam się dowiedzieć więcej o matce i o tym, dlaczego opuściła Sycylię. — Pochyliła się bliżej. — Ty wiesz, prawda? Powiesz mi?
Raz jeszcze oczy Santiny miały nieobecny wyraz.
— Zakochana — oznajmiła staruszka po angielsku, z mocnym sycylijskim akcentem. — Flavia zakochuje szybko, ot, tak. — Udała, że omdlewa.
— Naprawdę? — Tess uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
— A tak. — Santina energicznie pokiwała głową. — Była… — policzyła na kościstych palcach i spojrzała na Tess uważnie. — Miała siedemnaście.
— Tylko siedemnaście? — To mniej niż Ginny. — Czy to był jakiś Sycylijczyk? — dopytywała się Tess. — I co na to jej ojciec?
Mogła sobie tylko wyobrazić. Santina już dała jej do zrozumienia, jak wyglądało życie kobiet na Sycylii w czasach jej młodości. Przyszłość na pewno nie malowała się różowo.
Santina pokręciła głową.
— Englik — syknęła.
— Anglik? — Rzeczywiście, Santina wspominała wcześniej jakiegoś Anglika. — Poznała Anglika tutaj, w Cetarii, kiedy miała siedemnaście lat?
Santina rozejrzała się trwożliwie, a Tess odruchowo poszła w jej ślady. Kogo się jednak spodziewały i kto miałby się tym interesować po tylu latach?
— Flavia znaleźć pilota. — Santina zaczęła wymachiwać rękami i łopotać nimi w powietrzu. — Znaleźć go i zabrać do domu, ocalić mu życie. Tak. Oni się kochać, lotnik obiecywać wszystko. — Dramatycznym gestem przycisnęła ręce do piersi.
Tess wpatrywała się w nią w osłupieniu. Mimo łamanej angielszczyzny Santiny fragmenty układanki już zaczęły tworzyć całość. Jakiś angielski pilot, pewnie ranny, został znaleziony przez młodą Sycylijkę. Sycylijkę, która nie zgadzała się na życie, jakie jej zaplanowano, która chciała zwiedzać świat i zakosztować wolności. Teraz wystarczyło poukładać to chronologicznie, co nie wymagało szczególnej inteligencji.
— Co się wydarzyło? — szepnęła Tess.
Przestała słyszeć gwar dochodzący z targu. Cofnęła się w czasie i trafiła do ogarniętej wojną Cetarii, w której Flavia zakochała się po raz pierwszy w życiu.
— Ojciec Flavii, on go odesłać — ciągnęła Santina ściszonym głosem. — On mieć inne plany dla córka. Inny mężczyzna. — Przeżegnała się. — W Sycylii żenimy się, żeby przyjaźń kwitła. Rozumie?
Tess skinęła głową. Rozumiała. Chodziło o rodzinne alianse i równowagę sił.
— Kogo miała poślubić?
Santina znienacka zachichotała.
— Mój kuzyn, Rodrigo Sciarra — odparła. — Mój ojciec zawsze chce związek z twoja rodzina. Potrzeba mu była pomoc ojca przeciwko wrogi, si?
— Czy twój kuzyn Rodrigo…?
— Ojciec Giovanni, si.
Przez głowę Tess przelatywały tysiące myśli. Intryga się komplikowała. Wśród wrogów, o których mówiła Santina, bez wątpienia znajdowała się również rodzina Amato.
— Ach, ale tak nie miało być. — Na twarzy Santiny pojawił się smutek.
— A Flavia? — spytała Tess.
— Flavia? Złamane serce. Tak, to prawda. Myślę, że ma złamane serce na zawsze.

 
Wesprzyj nas