Kirstie Clements przepracowała w redakcji Vogue’a 25 lat. To co najciekawsze w spisanych przez nią wspomnieniach nie dotyczy jednak wcale mody, lecz pogarszającej się z roku na rok jakości mediów i manipulacji jakim poddawani są czytelnicy czasopism o modzie i urodzie.

Zdjęcia nierealistycznie idealnych modelek publikowane w luksusowych czasopismach budzą spore kontrowersje. Co chwilę ktoś podnosi alarm w sprawie wpływu tych przetworzonych komputerowo wizerunków na samoocenę “zwykłych” dziewcząt i kobiet. Znajdują się też osoby oprotestowujące ideę oczekiwania od modelek, że będą miały zawsze rozmiar XS albo wręcz XXS. Od czasu do czasu zdarza się również, że któraś z modelek zwierzy się w talk show, jak nieprzyjemnie traktowano ją w pracy albo bywają – i to już jest prawdziwe kuriozum – takie programy gdzie z przedmiotowego traktowania modelek robi się główną atrakcję. Nazw takich audycji chyba nikomu nie trzeba przypominać… 
Może się jednak zdawać, że to właśnie są te najgorsze aspekty związane z branżą mody i urody. Kirstie Clements w swojej książce “Vogue. Za kulisami świata mody” zdradza, że stanowią one zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Obietnica ukazania kulis świata mody nie jest w książce Clements tylko deklaracją mającą skusić nabywcę do sięgnięcia po książkę. W tym przypadku czytelnik rzeczywiście ma możliwość dowiedzieć się w szczegółach jak tworzy się słynne czasopismo i przy tym: jak funkcjonuje cała branża, o której ono traktuje. Co więcej, autorka książki proponuje czytelnikom widok panoramiczny – przepracowała w redakcji aż 25 lat, ma możliwość porównania tego co było kiedyś, z tym co jest dzisiaj. A to okazuje się niezwykle istotne dla zrozumienia, jak ewoluowała i jak dziś funkcjonuje branża mody i urody.

Rozległa perspektywa, wynikająca z pełnego przekroju stanowisk na jakich pracowała w Vogue Kirstie (od recepcjonistki po redaktor naczelną), jest wyróżnikiem tej książki. Wszak mało kto może poszczycić się aż tak długim stażem pracy w czasopiśmie. Dzięki temu doświadczeniu czytelnik może przeczytać choćby o tym, z jaką starannością przykładano się w przeszłości do przygotowywania materiałów do publikacji.
“Sesje były osadzone w kontekście – pisze Kirstie – Jeśli zdjęcia miały odbyć się we wschodniej Afryce, zachęcano nas do czytania Isaka Dinesena, jeśli w Marrakeszu  – Paula Bowlesa. Pamiętam, że sugerowaną lekturą do jednej z sesji było “Ruchome święto” Hemingwaya”.

Ekipa czytająca zestaw lektur obowiązkowych przed sesją zdjęciową współcześnie? Akurat! I tylko czytelnicy się dziwią, że wciąż wałkowane są te same pomysły, że trudno znaleźć w czasopiśmie coś świeżego i inspirującego. Kirstie nie ma złudzeń, że obecnie liczy się tylko to, by opublikowany materiał przyniósł gazecie jak najwięcej zysku. O tym czy będzie ciekawy i wyszukany już się nie myśli. “Dziś najwyraźniej panuje przekonanie, że redaktorzy mający szacunek dla odbiorcy to aroganckie dinozaury, stojące na drodze “komercyjności” – ocenia. I choć pisze o Vogue to jej spostrzeżenia są trafne w odniesieniu do większości czasopism.

Kirstie nie ma złudzeń, że obecnie liczy się tylko to, by opublikowany materiał przyniósł gazecie jak najwięcej zysku.

Kirstie Clements na łamach książki w różnych kontekstach podkreśla i popiera przykładami fakt, że komercja jest głównym i nierzadko jedynym elementem decydującym, co i w jakim kontekście zostanie przedstawione czytelnikom. Wspomina, że gdy zaczynała pracę, priorytetem było wyłuskiwanie i pokazywanie odbiorcom wschodzących talentów, pączkujących trendów, ciekawych tematów związanych z kulturą i sztuką. Z upływem czasu to się zmieniało. Najważniejsze stało się to, kto zapłaci najwięcej za obecność na łamach i tu dochodzimy właśnie do stałej manipulacji czytelnikami, z czego wspomniany wcześniej, nierealny wygląd wychudzonych modelek prezentowany w pismach, to najmniejsza szkoda…
“Dział urody (…) ma z natury komercyjny charakter. Nie zdradzę tu chyba tajemnicy wagi państwowej, jeśli przyznam, że istniał po to, żeby pomóc reklamodawcy sprzedać krem nawilżający” – to znów słowa Kirstie. A nieco dalej: “Na lotnisko przysłano po mnie limuzynę i zawieziono do znakomitego hotelu w pobliżu siedziby koncernu Estee Lauder na Piątej Alei. Kiedy weszłam do swojego apartamentu, ujrzałam mnóstwo czekających na mnie paczuszek z drogimi balsamami, perfumami i kosmetykami do makijażu. Na biurku leżały bilety do muzeów sztuki (…)”
Jakieś pytania? Zapomnijcie o rzetelnych ocenach kosmetyków, strojów, miejsc i przedstawianiu prawdziwie ekscytujących nowości. To, czy coś zostanie ocenione jako dobre i godne polecenia, nie ma w Vogue żadnego związku z rzeczywistą jakością. Od dawna już nie.

Miłośniczkom mody i pasjonatkom samego Vogue’a treści zawarte w książce Kirstie Clements mogą przynieść spore rozczarowanie, bo wynika z nich, że wszystko co prezentowane jest czytelnikom stanowi jedną wielką iluzję i to wykonaną na życzenie reklamodawców pragnących sprzedać jak najwięcej swoich towarów. Patrząc jednak z innej strony świat mody od zawsze był światem spektaklu i ułudy, a czasopisma opisujące go, złudzenia te przekazywały i przekazują czytelnikom. Sedno sprawy zdaje się polegać na tym, by czytelnik miał świadomość owej umowności. Ta książka pozwala ją uzyskać.

Magda Marciniak

Kirstie Clements
Vogue. Za kulisami świata mody
Przekład Agnieszka Sobolewska
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 19 lutego 2015

konkurs

 
Wesprzyj nas