“Przejmująca i dosadna – ta znakomita książka przedstawia obraz kontynentu w objęciach chaosu i bezprawia”



Druga wojna światowa wcale nie skończyła się w maju 1945 roku – to, co działo się potem, niewiele miało wspólnego z pokojem.

Zrujnowane miasta i wioski, brak instytucji prawa, zabójczy głód i nędza, odkrywanie wojennych koszmarów (wyzwalanie obozów), ustalanie nowych granic (brutalne przesiedlenia i wypędzenia) i porządków (prawica kontra komuniści) – wszystko to wyzwalało w ludziach i tak zdeprawowanych przez wojnę najgorsze instynkty.

Europą wstrząsały kolejne fale przemocy: bezlitosny odwet na pokonanych wrogach, zemsta na kolaborantach, krwawe czystki etniczne i pogromy, wojny domowe. Taka była rzeczywistość Europejczyków, w której musieli budować nowe życie.

“Dziki kontynent”, obficie czerpiąc z dokumentów źródłowych, dostępnych danych statystycznych i literatury przedmiotu, a przede wszystkim z relacji i wspomnień świadków, maluje sugestywny i wiarygodny obraz okresu pomiędzy zakończeniem drugiej wojny światowej a początkiem zimnej wojny.

“Przejmująca i dosadna – ta znakomita książka przedstawia obraz kontynentu w objęciach chaosu i bezprawia”
– Ian Kershaw, autor m. in biografii A. Hitlera

“Wyczerpująca praca, zadziwiająca książka – ostateczny rachunek tej ogromnej tragedii, jaką była druga wojna światowa”
– Financial Times

“Lowe ma dobre oko do odkrywania szczegółów i ujawniania manipulacji statystykami, jakich dopuszczały się – a często nadal dopuszczają – różne strony konfliktu. Świetnie ukazuje coś, co można nazwać
– Michael Burleigh, autor książki “Trzecia Rzesza: nowe spojrzenie”

“Niesamowita szczegółowość i wrażliwość na wszelkie wojenne paradoksy”
– Literary Review

Keith Lowe (ur. 1970) jest historykiem i pisarzem, autorem powieści “Tunnel Vision” i “New Free Chocolate Sex” oraz książki historycznej o drugiej wojnie światowej “Inferno”. Za “Dziki kontynent” otrzymał nagrodę PEN Hessell-Tiltman Prize.

Keith Lowe
Dziki kontynent
Przekład: Mirosław P. Jabłoński
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: styczeń 2014

Wprowadzenie

Wyobraźcie sobie świat bez żadnych instytucji. To świat, w którym się wydaje, że granice międzypaństwowe zniknęły, pozostawiając bezkresny krajobraz, przemierzany przez ludzi poszukujących społeczności, które już nie istnieją. Nie ma rządów – tak na poziomie narodowym, jak i choćby lokalnym. Nie ma szkół ani uniwersytetów, bibliotek ani archiwów, brak dostępu do jakichkolwiek informacji. Nie ma kin ani teatrów i z całą pewnością nie ma telewizji. Radio czasami działa, ale przekaz jest odległy i niemal zawsze w obcym języku. Od tygodni nikt nie widział gazety. Nie ma linii kolejowych ani pojazdów samochodowych, telefonów ani telegramów. Brak urzędów pocztowych – nie istnieje żaden rodzaj łączności, z wyjątkiem przekazywania sobie wiadomości z ust do ust.

Nie istnieją banki, ale nie jest to wielki problem, gdyż pieniądze nie mają żadnej wartości. Niczego się nie produkuje, istniejące wcześniej wielkie fabryki i przedsiębiorstwa zostały zniszczone lub ogołocone z urządzeń, tak jak i większość innych budynków. Nie ma narzędzi, z wyjątkiem tych, które można wygrzebać z gruzów. Nie ma jedzenia.

Prawo i porządek nie istnieją, gdyż nie ma policji ani systemu sądowniczego. Zdaje się, że na niektórych obszarach brak w ogóle klarownego poczucia dobra i zła. Ludzie biorą wszystko, co chcą, nie zważając na prawo własności – prawdę mówiąc, pojęcie własności w znacznej mierze zanikło. Wszelkie dobra należą do tych, którzy są dość silni, by je utrzymać, oraz do tych, którzy chcą ich strzec, ryzykując życie. Uzbrojeni mężczyźni włóczą się po ulicach, szabrując i grożąc każdemu, kto wejdzie im w drogę. Kobiety, bez względu na pochodzenie i wiek, prostytuują się za jedzenie i ochronę. Nie ma wstydu. Nie ma moralności. Jest tylko chęć przetrwania.

Współczesnym pokoleniom trudno sobie wyobrazić podobny świat, niebędący wytworem wyobraźni hollywoodzkich scenarzystów. Niemniej nadal żyją setki tysięcy ludzi, którzy doświadczyli właśnie takich warunków – nie w odległych zakątkach globu, ale w samym sercu obszaru, który przez dziesięciolecia był uważany za jeden z najbardziej stabilnych i rozwiniętych regionów na Ziemi. W 1944 i 1945 roku na wielkich połaciach Europy panował chaos. Druga wojna światowa – bez wątpienia najbardziej niszczycielski konflikt w historii – nie tylko zdewastowała infrastrukturę materialną, ale zniszczyła także spajające państwa instytucje. System polityczny załamał się do tego stopnia, że obserwatorzy amerykańscy ostrzegali przed możliwością wybuchu ogólnoeuropejskiej wojny domowej. Celowe rozczłonkowanie wspólnot zasiało niemożliwą do odwrócenia nieufność między sąsiadami, a powszechny głód uczynił z uniwersalnej moralności rzecz bez znaczenia. „New York Times” w marcu 1945 roku pisał: „Europa jest w stanie, jakiego żaden Amerykanin nie ma szans zrozumieć”. To był „nowy Czarny Ląd”.

To, że Europa zdołała się wydobyć z tego upadku, a potem pójść dalej i stać się kwitnącym kontynentem, na którym panuje tolerancja, wydaje się graniczyć z cudem. Gdy się spogląda wstecz na niezwykłą rewitalizację, do jakiej doszło – odbudowę dróg, linii kolejowych, fabryk, a także całych miast – kusi, by nie widzieć nic innego prócz postępu. Równie imponująca jest polityczna odbudowa, jaka się dokonała po wojnie, a zwłaszcza rehabilitacja Niemiec, które w ciągu zaledwie kilku lat z pariasa narodów zmieniły się w odpowiedzialnego członka europejskiej rodziny. W powojennych latach zrodziło się także pragnienie międzynarodowej współpracy, które miało przynieść nie tylko dobrobyt, ale i pokój. Dziesięciolecia, które upłynęły od 1945 roku, zostały okrzyknięte najdłuższym okresem nieprzerwanego pokoju w Europie od czasów cesarstwa rzymskiego.

Nie dziwi więc, że piszący o powojennych czasach – historycy, mężowie stanu i ekonomiści – często portretują je jako okres, w którym Europa powstała niczym feniks z popiołów. Zgodnie z tym punktem widzenia wojna wyznaczyła nie tylko koniec represji i przemocy, ale także duchowe, moralne i ekonomiczne odrodzenie całego kontynentu. Niemcy określają powojenne miesiące terminem Stunde nul („godzina zero”), co sugeruje, iż w pewnym momencie tabliczkę wytarto do czysta, a historii jeszcze raz pozwolono ruszyć z miejsca.

Nie trzeba jednak wielkiej przenikliwości, by dostrzec, iż jest to patrzenie na powojenną historię przez różowe okulary. Przede wszystkim wojna nie skończyła się tak od razu wraz z klęską Hitlera. Wygaszenie konfliktu na skalę światową, wraz ze wszystkimi toczącymi się mniejszymi wojnami domowymi, wymagało miesięcy, jeśli nie lat, i w różnych częściach Europy do owego zakończenia doszło w różnym czasie. Na przykład na Sycylii i w południowych Włoszech wojna na dobre skończyła się już jesienią 1943 roku. We Francji dla większości cywilów zakończyła się rok później, jesienią 1944 roku. Z kolei w niektórych częściach Europy Wschodniej przemoc srożyła się po Dniu Zwycięstwa. W Jugosławii wojska Tity walczyły z oddziałami niemieckimi co najmniej do 15 maja 1945 roku. Wojny domowe, zapoczątkowane przez wkroczenie nazistów, toczyły się w Grecji, Jugosławii i w Polsce jeszcze przez kilka lat po zakończeniu głównego konfliktu, a na Ukrainie i w państwach bałtyckich partyzantka nacjonalistyczna kontynuowała walkę z oddziałami sowieckimi jeszcze w latach pięćdziesiątych.

Część Polaków utrzymuje, że druga wojna światowa skończyła się całkiem niedawno – skoro konflikt zaczął się od inwazji na ich ojczyznę zarówno nazistów, jak i Sowietów, to nie wygasł, póki ostatni radziecki czołg nie opuścił kraju w 1989 roku. Wielu mieszkańców krajów bałtyckich uważa tak samo: w 2005 roku prezydenci Litwy i Estonii odmówili przyjazdu do Moskwy na obchody sześćdziesiątej rocznicy zakończenia wojny, twierdząc, że – przynajmniej dla ich rodaków – wyzwolenie nadeszło na początku lat dziewięćdziesiątych. Kiedy wziąć pod uwagę zimną wojnę, która była właściwie nieustającym konfliktem między Europą Wschodnią a Zachodnią, oraz wiele narodowych powstań przeciwko dominacji sowieckiej, to postrzeganie powojennych lat jako ery nieprzerwanego pokoju zdaje się mocno przesadzone. Równie wątpliwa jest idea Stunde nul. Z pewnością nie doszło do wytarcia tabliczki, bez względu na to, jak gorąco niemieccy politycy by sobie tego życzyli. Stanowiące pokłosie wojny fale zemsty i odwetu dosięgły wszystkich sfer europejskiego życia. Narody odarto z terytoriów i zasobów, rządy i urzędy przeszły czystki, a całe społeczności były terroryzowane z powodu tego, co – jak uważano – uczyniły w czasie wojny. Najgorsze akty zemsty były wymierzone przeciwko jednostkom. Niemieckich cywilów w całej Europie bito, aresztowano, wykorzystywano jako niewolniczą siłę roboczą lub zwyczajnie mordowano. Aresztowano i torturowano kolaborujących z hitlerowcami żołnierzy oraz policjantów. Sypiające z niemieckimi żołnierzami kobiety rozbierano do naga, golono im głowy i oprowadzano po ulicach miast, uwalane smołą. Gwałty popełnione na Niemkach, Węgierkach i Austriaczkach szły w miliony. Dalekie od idei czystej karty, skutki wojny krzewiły między społecznościami i narodami urazy, z których wiele jest żywych do dzisiaj.

 
Wesprzyj nas