Nowa książka Doroty Stasikowskiej-Woźniak to unikalna powieść kobieca, przepełniona pozytywną energią i mistyką.


Dorota Stasikowska-Woźniak jest pisarką, a jednocześnie kreatorką akcji społecznych związanych z tematyką kobiecą. W swojej nowej powieści wprowadza czytelników w świat magicznego kręgu Mandragory, istniejącego od wieków w dwunastu krajach. Mandragora czuwa nad utrzymaniem piękna, harmonii i równowagi między męskim i żeńskim pierwiastkiem wszechświata.

Do tego kręgu została zaproszona główna bohaterka książki – Ewa. Ale żeby się w nim znaleźć i stać kapłanką Bogini, musi wysłuchać opowieści dwunastu jej członków. Reprezentują oni różne środowiska: artystyczne, naukowe i polityczne. Ich życiowe losy splatają się w sposób niezwykły.

Opowieści członków kręgu są zabarwione magią, mistyką, czarami, towarzyszą im interesujące rozważania na temat miłości, zdrady, seksu i wielkich emocji. Tłem historycznym powieści są lata międzywojenne i czasy współczesne.

Ewa powoli poznaje nie tylko tajemnice Mandragory, ale odkrywa także coś bardzo ważnego dla siebie… Powieść hipnotyzuje czytelników pozytywną energią, która sprawia, że trudno się od niej oderwać.

Dorota Stasikowska-Woźniak – pisarka, trenerka, kreatorka akcji społecznych, specjalistka ds. autoprezentacji i kreowania wizerunku, scenarzystka i prowadząca programy telewizyjne, konferencje, zjazdy a także sesje, głównie kobiece. W październiku 2013 roku ukazała się książka Doroty Stasikowskiej-Woźniak i Wioletty Uzarowicz „W sukience do sukcesu”.

Dorota Stasikowska-Woźniak
Mandragora
Wydawnictwo Burda Książki
Premiera: 19 marca 2014


Str. 7-8

Była pełnia. Zbliżała się północ.
Prowadzono ją żwirową aleją przez stary park. Miała opaskę na oczach. Wdychała zapachy czerwca. Po chwili żwir pod jej stopami zamienił się w gładką, twardą posadzkę. Ręce, które do tej pory trzymały ją za ramiona, zwolniły uścisk. Przez chwilę nasłuchiwała, stojąc nieruchomo. Cichy,
mantryczny pomruk wielu osób stawał się coraz głośniejszy. Ktoś odsłonił jej oczy. Była w samym środku kręgu. Wokół niej stały zakapturzone postacie w pelerynach. Każda z nich trzymała zapaloną czerwoną świecę. Na pięciu kamiennych kolumnach wspierało się łagodnie zaokrąglone sklepienie, na jego szczycie zauważyła znak. Taki sam motyw znajdował się pod jej stopami.
– Jestem, która jestem. Jestem, który jestem – rozległ się mocny kobiecy głos. – Jestem tobą. Ty jesteś mną. Miłość najwyższa jest matką wszystkiego.
Zgromadzeni powtórzyli jej słowa trzykrotnie.
Poczuła ostry powiew. Świece zgasły. Rozległa się muzyka organowa. Wokół świątyni pojawił się krąg ognia, oddzielając ich od reszty świata.
– Wypij! – Jedna z kobiet wręczyła jej srebrny puchar.
Spod kaptura patrzyła na nią znajoma twarz.
Spojrzała na pozostałych. Byli tu wszyscy, których poznała w ciągu ostatniego roku.
Gorzki płyn wypełnił jej usta i po chwili znak umieszczony w centrum pięcioramiennej gwiazdy, symbolizującej tożsamość człowieka i wszechświata, zawirował. Stojących wokół przysłoniła mgła, oddalali się i przybliżali. Muzyka wwiercała się jej w mózg. Kolumny wirowały. Mandragora pod jej stopami obracała się coraz szybciej.

Str. 79-83

Mała Czarownica zmaterializowała się. Otworzyła oczy. Stała na trawie. Przyjrzała się sobie uważnie – strój i wyposażenie były w komplecie. Poprawiła włosy. Na parkingu i przy recepcji gromadziły się inne uczestniczki spotkania. Przyjechały samochodami, motorami, jedna z nich zsiadała właśnie z różowego roweru, niektóre przyleciały helikopterami, samolotami, bardziej tradycyjne na miotłach, a ekscentryczne na odkurzaczach i innych sprzętach gospodarstwa domowego. Były w barwnych koktajlowych i wieczorowych strojach. Przeważała czerń, ale pojawiały się też granat, butelkowa zieleń, szafir, turkus, kilka czarownic wybrało krwistą czerwień lub bordo, dał się też zauważyć odważny róż. Podziwiała fantazyjne nakrycia głowy – kapelusze z piórami, kwiatami, ostro wznoszące się ku niebu, z rozległymi rondami, ale także malutkie toczki, welony, wianki, kornety. Sabat to również okazja do zaprezentowania torebek. Jedne były powściągliwie eleganckie, jak ich właścicielki, inne artystyczne, połyskujące w słońcu księżyca, wysadzane kamieniami, malutkie i obszerne, w pełnej gamie kolorów i materii. Różnorodność strojów zachwycała. Niektóre kobiety wyglądały, jakby przed chwilą wyszły ze spotkania biznesowego Miały na sobie doskonale skrojone ciemne garsonki, klasyczne czółenka, proste fryzury. Ale nie brakowało też kobiet o bardziej artystycznej naturze, w kolorowych, obszernych i zwiewnych szatach, fantazyjnych butach. Przy srebrnych lub czarnych paskach wisiały amuletki, a o nogi ocierały się towarzyszące im zwierzaki. Najstarsze weteranki sabatów były w strojach tradycyjnych: ciemnych sukniach i zarzuconych na nie szerokich płaszczach z kapturami. Wiedząc już o życiu wszystko, nie witały się z nikim, nie potrzebowały znać najnowszych plotek, siedziały milcząco w pobliżu ogniska.
Mała Czarownica czekała. Jej mentorka jeszcze się nie pojawiła. Polana zapełniała się kolejnymi pojazdami. Wychodziły lub zeskakiwały z nich czarownice, palcem wskazując swoim maszynom miejsce postoju. Przeglądały się w tafli jeziora, kłaniały w recepcji, by szklane oko mogło im zrobić pamiątkowe zdjęcie. Szły w stronę ogniska, gdzie już stały stoły z przekąskami i napojami. Brały lampki z drinkami, ziołowym wywarem lub świeżo wyciskanym sokiem z owoców jemioły, zwanym spermą Zeusa, i dołączały do innych kobiet.
– Czuj się jak u siebie. – Wiedźma zgrabnie zeskoczyła z miotły. Wybrała na ten wieczór suknię z różowych kwiatów od McQueena, który ostatnio tak ją zachwycił, że zwizualizowała sobie wielki album jego dizajnerskich dzieł. – Zresztą, jesteś przecież u siebie! Chodź, przedstawię cię pozostałym.
Zanim nastąpiła główna część spotkania, kobiety prowadziły rozmowy, wymieniały uśmiechy, dawały taneczne i oratorskie popisy. Przekazywały sobie przepisy na najskuteczniejsze magiczne potrawy i receptury na uzdrawiające mikstury. Snuły opowieści o podróżach, dalekich krajach, sukcesach zawodowych i miłosnych. Dzieliły najnowszymi ploteczkami o dokonaniach czarownic-celebrytek.
„Krąg wzywa” – w głowie Małej Czarownicy rozległy się niewypowiedziane przez nikogo słowa. Najwyraźniej słyszały je też inne kobiety, bo natychmiast zaczęły iść w stronę ogniska. Działała telepatyczna wymiana i przekaz myśli.
Było ciemno, polanę oświetlał tylko blask księżyca i płonącego ogniska. Iskry w wesołym tańcu skakały do nieba. Czarownice stały w regularnym kręgu. Umilkły rozmowy, śpiew nocnych ptaków, odgłosy lasu i kumkanie żab.
– Witajcie, siostry – odezwała się czarownica celebrująca uroczystość. – Złączmy się w kręgu, wypowiedzmy swoje imię, wypijmy kielich sabatowego nektaru, przekażmy sobie miłość i oddajmy się tańcowi. I niech tak się stanie.
– I niech tak się stanie, i niech tak się stanie, i niech tak się stanie – powtórzyły wszystkie razem.
Mała Czarownica poddała się ceremoniałowi. Kobiety złapały się za ręce, zamykając krąg. Zaczynając od prowadzącej, każda wypowiedziała swoje imię, a później jedna przekazywała pocałunek kolejnej, a ta następnej. Kiedy ostatnia z nich pocałowała prowadzącą, ta klasnęła w dłonie i w jednej chwili każda trzymała kielich wypełniony nektarem w jednej ręce, a w drugiej małe okrągłe ciasteczko.
– Wypijmy i zjedzmy za dobrą energię w nas, we wszystkich tych, których kochamy, i w całym świecie.
Podniosły kielichy i wychyliły do dna. Zjadły ciastko. Prowadząca ponownie klasnęła w dłonie i kielichy zniknęły.
– Wzywam cztery żywioły: ogień, wodę, ziemię i wiatr. Przybywajcie!
Złożyła głęboki pokłon na cztery strony świata.
– Bądźcie z nami, jak każdego dnia, działając dla utrzymania harmonii świata. Przybądźcie na naszą ucztę. I niech tak się stanie!
– I niech tak się stanie! – trzykrotnie powtórzyły zgromadzone.
– Wzywam odwieczną potęgę naszych matek, babek i prababek, by tak jak towarzyszy nam każdego dnia, była z nami także dziś. Mocy naszych przodkiń, bądź z nami. I niech tak się stanie!
– I niech tak się stanie! – Mała Czarownica powtórzyła trzykrotnie ze wszystkimi.
– Wzywam Wielką Boginię, by tak jak czyni to na co dzień, przybyła i dziś, żeby otoczyć nas opieką, dać siłę, wzmocnić w zabiegach utrzymujących równowagę w świecie i umacniających kobiecą energię. Bogini, spraw, by dana nam była harmonia między słońcem i księżycem. I niech tak się stanie!
– I niech tak się stanie, i niech tak się stanie, i niech tak się stanie!
Czarownice podniosły splecione ręce w stronę gwiazd. Powiał wiatr i zewsząd popłynęła muzyka. Kobiety wciąż stały w kręgu z rękami uniesionymi ku górze. Potężna błyskawica rozświetliła niebo. Nad ogniskiem pojawiła się żółta, świetlista kula, z której wyłoniła się kobieca postać. Uniosła ręce nad głową i otworzyła dłonie, chłonąc przez nie kosmiczną energię, po czym opuściła je, trzymając w geście błogosławieństwa nad ich głowami. Czuły jej obecność w sobie, spływała na nie jej siła. Wyciągnęła rękę w stronę prowadzącej i dotykając opuszków jej palców, powitała w kręgu. Złożyła też pocałunek na policzku każdej z obecnych i wszystkich równocześnie, unosząc się nad ziemią i patrząc niewidzącym, a ogarniającym wszystko wzrokiem. Poczuły jasność i potęgę odwiecznej kobiecej niezniszczalnej mocy. Była nad nimi, wokół nich i w nich. Obejmowała je, dawała im swoją siłę i czerpała z nich moc.
– Oto wieczny ogień – rozległy się niewypowiedziane, ale docierające do wszystkich słowa. – Płonie i nigdy nie zgaśnie. Jest we mnie i w waszych sercach. Rozpala umysły, daje siłę, zagrzewa do czynów. Jest w każdej i w każdym. Jest w ziemi, niebie, słońcu i wietrze. I we wszelkim stworzeniu, bo pochodzi ze Źródła. Ogarnia i obejmuje wszystko. Trwa przez wieczność i jest wiecznością. Daję go wam, kiedy wyruszacie w świat. Oddajecie mi go, gdy do mnie wracacie. Nieście ten ogień, jak nosiły go kobiety przed wami i będą nosić te, które przyjdą po was. Niech płomień w waszych rękach będzie równy i mocny.

Mała Czarownica otworzyła oczy. Stała przed domem swojego ojca, ubrana elegancko i nowocześnie. Pamiętała wyraźnie wszystko, co się wydarzyło, i wiedziała, że jest i będzie zawsze częścią innego świata. Teraz jednak miała do zrealizowania zadanie: studia na uniwersytecie, na który właśnie się dostała. Stała przed drzwiami domu, w którym się wychowywała. Trzymała walizkę na kółkach, wypełnioną modnymi strojami i książkami, a przez ramię miała przewieszoną torbę z indeksem, notesami, laptopem i małą, lekko podniszczoną laleczką. Wiedziała, że wszystko dobrze się ułoży. Była przecież Czarownicą.

 
Wesprzyj nas