Najnowsza książka pod redakcją Diane Ducret, autorki bestsellerowej serii „Kobiety Dyktatorów”, odsłania szokujące kulisy ostatnich chwil życia despotów.


Od Papa Doca na Haiti przez Generała Franko w Hiszpanii po Wietnamskich braci Diem – Ducret konsekwentnie ukazuje zaskakującą uniwersalność, groteskowość oraz patologię ostatnich dni dyktatorów, którzy niezależnie od szerokości geograficznej, zdawali się poddawać temu samemu scenariuszowi nieuchronnego upadku.

W tle niedawnych wydarzeń, jak lincz na pułkowniku Kadafim, zmiana na stanowisku wodza w Korei Północnej, czy wreszcie wydarzeń na Ukrainie, książka Ducret zyskuje jeszcze bardziej na uniwersalności, podkreślając, że problem despotyzmu i systemów totalitarnych nie stanowi zamierzchłej przeszłości a wciąż aktualny problem.

„Po fakcie człowiek żałuje tylko, że był za dobry” – wycedził Adolf Hitler, gdy z Ewą Braun ślubowali sobie nie tyle dozgonną miłość, co wspólne samobójstwo. Gdy cyjanek zaczął krążyć w ich żyłach, ona pierwsza osunęła się na ziemię. Mimo zażycia śmiertelnej dawki trucizny, chwilę później Hitler strzelił sobie w głowę. Czy aż tak bardzo chciał być pewny, że nie dostanie się żywy w ręce aliantów?

Ostatnia noc Mussoliniego z piękną kochanką. Czy podejrzewał, że prosto z satynowej pościeli trafią na stację benzynową, gdzie zawisną głowami w dół? Przecież mógł uciec, miał tyle okazji. Nad jeziorem Como zawsze wpadał w melancholię. „Czekam na ostatni akt tragedii” – wypalił w ostatnim z wywiadów.

Zdradzony przez ochroniarza i wyciągnięty siłą z kanału Kaddafi, który, wymachując swym złotym pistoletem, woła do gromadzącego się wokół niego tłumu: „Wystarczy już. Czego ode mnie chcecie?”

Diane Ducret, Emmanuel Hecht
Ostatnie dni dyktatorów
Wydawnictwo Znak
Premiera: 20 lutego 2014


Odcięty od świata, zabarykadowany w bunkrze wraz z garstką najwierniejszych towarzyszy, Hitler woli sam odebrać sobie życie, niż wpaść w ręce Armii Czerwonej. U jego boku stoi ta, która od lat żyje w jego cieniu, a którą właśnie poślubił… jedynie na złe.

Akcja Upadku (Der Untergang), wybitnego filmu Olivera Hirschbiegla zaczyna się 20 kwietnia 1945 roku sceną obchodów urodzin Hitlera w Kancelarii Rzeszy, a raczej w tym, co po niej zostało. Batalia o Berlin zaczęła się cztery dni wcześniej, ale ten wybór ma wymiar symboliczny. W całym kalendarzu III Rzeszy nie było ważniejszej daty. Tego roku też świętowano ją w radosnym nastroju, kłócącym się z ponurą, mroczną atmosferą miasta. Dygnitarze złożyli wodzowi życzenia, po czym opuścili Kancelarię. Większość szykowała się do wyjazdu z Berlina w poszukiwaniu nowych, lepszych perspektyw. W głowach kłębiły się myśli, często sprzeczne. Göring ruszy na południe, gdzie musi zorganizować obronę alpejskiej cytadeli, a zarazem przygotowywać się do przejęcia schedy po Hitlerze, gdyby ten nie był już w stanie kierować losami Rzeszy albo nawet zginął. Himmler postanawia nawiązać kontakty z aliantami. W dwóch celach: po pierwsze, aby przejąć władzę w Niemczech; po drugie, żeby zakończyć wojnę.
Hitler zbywa coraz natarczywsze apele swoich dowódców, nalegających, by opuścił Berlin, póki jeszcze jest czas. Wieczorem 20 kwietnia rzuca do swoich sekretarzy: „Zmuszę ich do decyzji tu, w Berlinie, albo umrę”.
Już od miesięcy pętla się zaciska. Na początku listopada Hitler musi uciekać przed Armią Czerwoną. Opuszcza Wilczy Szaniec (Wolfschanze), swoją kwaterę w Prusach Wschodnich. Najpierw udaje się w góry Taunus, by przygotować i śledzić kontrofensywę swoich wojsk pancernych w Ardenach. Po niepowodzeniu operacji wraca do Berlina, gdzie wprowadza się do bunkra, który kazał wybudować pod budynkiem Kancelarii Rzeszy. Sytuacja na obu frontach pogarsza z dnia na dzień. 12 stycznia na wschodzie Armia Czerwona rozpoczyna potężną ofensywę, która w ciągu trzech tygodni doprowadza ją nad Odrę.
Na zachodzie, w Remagen, Amerykanie 7 marca przekraczają Ren, po czym głęboko wdzierają się na terytoria niemieckie. Dotarli już nad Elbę i od południa zbliżają się do Monachium, podczas gdy czerwonoarmiści zajęli Wiedeń. Obszar, nad którym Führer wciąż jeszcze sprawuje władzę, kurczy się w zastraszającym tempie. Hitler dostrzega w tym kolejne podobieństwo między sobą a Fryderykiem II. Tamten wybitny władca w czasie wojny siedmioletniej też został wzięty w dwa ognie i zachował kontrolę jedynie nad skrawkiem Prus, lecz mimo to nie tracił ducha. A kiedy wydawało się, że już wszystko stracone, uratował go „cud domu brandenburskiego”: po śmierci imperatorowej Elżbiety jej następca Piotr III wycofał się z koalicji antypruskiej. Kto wie? Może dwieście lat później cud się powtórzy? Oto bowiem 12 kwietnia umiera Roosevelt, wyczerpany pobytem w Jałcie. Hitler cieszy się nie tylko ze zgonu swojego najzacieklejszego wroga, którego zawsze uważał za marionetkę w rękach Żydów.
Jest również przekonany, że nowy prezydent Stanów Zjednoczonych, Truman, odetnie się od polityki poprzednika i skoncentruje się na „azjatyckiej zarazie”. Kolejne złudzenie! Truman nie był carem Piotrem, a zimna wojna dopiero miała się rozpocząć.

Hitler zakopuje się ponad dziesięć metrów pod ziemią. Określenie to nie jest przypadkowe, ponieważ w ostatnich tygodniach życia prawie nie wynurza się na światło dzienne. Ostatni raz wychodzi na obchody swoich urodzin, po których w ogrodzie Kancelarii odznacza młodych chłopców z Hitlerjugend, którzy mężnie stawiali czoło sowieckim czołgom. Oczywiście, nawet w czeluściach bunkra odbiera wiadomości ze świata zewnętrznego. Równocześnie jednak mentalnie zdaje się kompletnie od niego odcięty. Bogiem a prawdą, nie zdarza się to pierwszy raz. Od początku wojny na wschodzie zaszył się w swojej kwaterze w Prusach Wschodnich i nie robił nic, tylko od czasu do czasu na krótko pojawiał się w Berlinie. Niektórzy z jego najbliższego otoczenia lękali się nawet, czy nie stracił kontaktu z narodem niemieckim. A to nie jedyne niebezpieczeństwo.
Istniała obawa, że ucieknie od rzeczywistości i całkowicie przeniesie się do własnego wyimaginowanego świata. Teraz, gdy wszystko obraca się w ruinę, tamte objawy wracają ze zdwojoną siłą.

Samobójstwo Hitlera

Schron to olbrzymi kompleks złożony z licznych, połączonych ze sobą pomieszczeń. Serce tego układu stanowi część zajmowana przez Führera, łącznie dwadzieścia pokoi. Do prywatnego apartamentu Hitlera – gabinetu i sypialni – prowadzi korytarz, który może również służyć za poczekalnię, a nawet za salonik. Najpierw wchodzi się do gabinetu, urządzonego niezwykle prosto, wręcz banalnie. Nad sekretarzykiem wisi portret Fryderyka II autorstwa Antona Graffa. Resztę powierzchni zajmują kanapa i trzy fotele. Gabinet jest połączony z sypialnią, do której nie można wejść z korytarza. Przylega ona do pokoju Ewy Braun, która zeszła do bunkra, by towarzyszyć kochankowi w trudnych chwilach.
Kolejne kluczowe miejsce to sala konferencyjna. Po kilka razy dziennie na czternastu metrach kwadratowych tłoczy się dwadzieścia kilka osób. Pochylone nad mapami, analizują przebieg oblężenia i próbują wymyślić niemożliwe scenariusze. Goebbelsowi i jego żonie Magdzie przydzielono oddzielne sypialnie. Nie zajęli ich jeszcze, ale to, że otrzymali kwaterę tak blisko – pozostałych nie spotkał taki zaszczyt – najlepiej obrazuje miejsce ministra propagandy w hierarchii współpracowników Führera. Choć Goebbels źle znosi pobyt w tym podziemnym świecie, lojalnie schodzi pod powierzchnię. Niskie sufity i ostre, sztuczne światło podkreślające ciasnotę pomieszczeń, tylko wydobywają upiorną atmosferę tego miejsca. Wszyscy, którzy tam przebywają, mają wrażenie, że zaraz się uduszą.
Osowiały, wyczerpany i osłabiony Hitler jest cieniem dawnego Führera. Pogarszający się stan zdrowia stanowi jedynie konsekwencję procesu, który zaczął się znacznie wcześniej. W czasie ostatniego spotkania z Hitlerem, tuż po próbie zamachu z 20 lipca 1944 roku*, stan wodza przeraził Franza von Papena. W pamiętnikach opisuje, że zobaczył przed sobą „ruinę człowieka”. Hitler już od dłuższego czasu nie może ukryć drżenia lewej ręki.

* Spisek z 20 lipca zorganizowany przez grupę oficerów miał doprowadzić do śmierci Hitlera, obalenia reżimu i stworzenia nowego rządu, który rozpocząłby negocjacje z aliantami. Zamach się nie powiódł, przez co nie doszło również do przewrotu. Większość spiskowców zlikwidowano na miejscu lub w najbliższych tygodniach.

Chodzi przygarbiony, porusza się z coraz większym trudem. Portret odmalowany przez jednego z jego oficerów sztabowych obecnych w bunkrze przedstawia człowieka kompletnie załamanego psychicznie: „Wyglądał okropnie. Chodził mocno przygarbiony, powłócząc nogami. Z wysiłkiem, ciężkim krokiem człapał z pokoju do sali sztabowej. Z trudem utrzymywał równowagę. Pokonywał krótkie odcinki (dwadzieścia do trzydziestu metrów), po czym musiał siadać na jednej z ławek ustawionych pod ścianą albo wesprzeć się na rozmówcy. (…) Oczy miał przekrwione. A choć dokumenty przeznaczone dla niego pisano na specjalnej maszynie z czcionką trzykrotnie większą niż standardowa, do ich czytania potrzebował mocnych szkieł”.
Führer marzy, aby chociaż na chwilę wyjść do ogrodów wokół Kancelarii, ale wyprawa zwykle kończy się na schodach. Brakuje mu sił, by iść dalej, i musi zawrócić w połowie drogi. Na pociechę bawi się ze swoją suką Blondi, o którą jak zwykle bardzo się troszczy.
Pogarszającemu się stanowi fizycznemu towarzyszy coraz większe wyczerpanie psychiczne. Okresy przygnębienia przeplatają się z fazami euforii. Hitler nie ma już wpływu na bieg wydarzeń. Coraz częściej zdarzają mu się ataki wściekłości. Wpada w histerię, nie potrafi nad sobą zapanować, aż wreszcie zmęczenie bierze górę i cichnie. Jedną z ostatnich ofiar napadów furii wodza stał się generał Guderian. Führerowi nie odpowiadało to, jak przeprowadzał operacje na froncie wschodnim, za który odpowiadał od lipca 1944 roku. Choć Guderian był jednym z ostatnich dobrych generałów, na których mógł polegać, Hitler brutalnie odebrał mu dowództwo.

Choć Hitler sypie się w zastraszającym tempie, nadal, jak gdyby nigdy nic, sprawuje dowództwo nad niemiecką armią. Na niego jako wodza naczelnego spada obowiązek kierowania bitwą o Berlin. Nawet jeśli mieszkańcy bunkra odczuwają niepokój, nie okazują go. Swoją lojalność wobec Führera posuwają dalej, niż wymaga złożona przysięga. Dlatego nawet nie próbują mu tego zakazać. Zresztą zdają sobie sprawę, co by ryzykowali, gdyby głośno wyrazili swoje obawy. Od wschodu dostępu do Berlina broni Grupa Armii Wisła pod dowództwem generała Heinriciego. Rozkaz Führera jest jednoznaczny i niezmienny: za wszelką cenę utrzymać pozycje. Dysproporcja sił* jednak zmusza Heinriciego do wycofania się.

* Początkowo Sowieci skierowali do walki o Berlin dwa i pół miliona żołnierzy. Siły niemieckie były o połowę mniejsze i liczyły milion dwieście pięćdziesiąt tysięcy. Co gorsza atakujący otaczali kolejne oddziały. W rezultacie stolicy broniło trzysta tysięcy żołnierzy, z czego znaczą część stanowili starcy z Volkssturmu – pospolitego ruszenia.

Przemarsz niemieckich wojsk dodatkowo hamuje fala uchodźców ze wschodu, którzy blokują drogi, uciekając przed Armią Czerwoną. Obowiązek obrony samej stolicy zasadniczo spada na generała Reymana, mianowanego komendantem Berlina. Goebbels jednak jest innego zdania. Nie przestał czuć się gauleiterem miasta, dlatego – jak sądzi – to on powinien dowodzić obroną. Efekt łatwo przewidzieć: fala sprzecznych rozkazów i odwoływanych poleceń, ostatecznie zakończona dymisją generała.
W czeluściach bunkra Hitler dalej snuje ambitne plany, przesuwa po mapie oddziały dopiero formowane bądź istniejące jedynie w jego wyobraźni. W końcu wydaje generałowi SS Steinerowi rozkaz ataku na radzieckie oddziały. Lojalny do bólu Steiner oddałby życie za Führera, ale nie dysponuje siłami umożliwiającymi manewr okrążający. Kiedy 22 kwietnia Hitler odkrywa prawdę, rozpętuje się burza. Ciska na stół kredki, z którymi nie rozstaje się w czasie odpraw sztabowych, i wybucha furią. Chwiejnym krokiem krąży po ciasnym pokoju, wymyślając zebranym od zdrajców i tchórzy, przeklinając cały Wehrmacht i SS. Wreszcie wyczerpany pada na krzesło, zalewa się łzami i wyrzuca z siebie: „Wojna jest przegrana”. Wezwana zaraz potem Traudl Junge zastaje go siedzącego „nieruchomo, z twarzą całkowicie pozbawioną wyrazu, zamkniętymi oczami. Wygląda jak swoja własna maska pośmiertna”, wspomina sekretarka. Wtem scena przybiera zaskakujący bieg. Kiedy Führer dźwiga się, by wrócić do pokoju, rzuca się do niego Ewa Braun. „Chwyta go za ręce i mówi z uśmiechem, jakby pocieszała zasmucone dziecko: »Wiesz dobrze, że z tobą zostanę. Nie dam się odesłać«”. Oczy Hitlera znów się rozjaśniają. Robi coś, czego nikt przedtem nie widział. Nawet najbliżsi przyjaciele, nawet służba. Całuje Ewę Braun w usta.

Tego samego wieczoru zaś potwierdza swoją decyzję o pozostaniu w Berlinie, ale pozwala innym opuścić schron. Czyżby wreszcie dopuścił do głosu wątpliwości? Deklaracja Goebbelsa, który zapewnia, że razem z nim odbierze sobie życie, kładzie kres niepewności. Chwilę potem jednak podaje się do dymisji Albert Speer, minister uzbrojenia i amunicji, pierwszy ważny dygnitarz, który opuści Berlin. Od wielu tygodni nie zgadzał się z Führerem i robił, co w swojej mocy, by nie realizowano „rozkazu Nerona” (taktyka spalonej ziemi) z 19 marca.
Wypadki w zawrotnym tempie nieuchronnie prowadzą ku przepaści. Kleszcze wokół Berlina zaciskają się coraz mocniej. Armia Czerwona dociera już na obrzeża miasta i szykuje się do ataku na centrum. Do stolicy „Tysiącletniej Rzeszy” wielkimi krokami zbliża się apokalipsa, przynosząc ze sobą chaos i piekło.
Radziecka artyleria kończy dzieło zapoczątkowane przez brytyjskie i amerykańskie bombowce. Miasto przypomina morze ruin. Ten widok jednak nie wzrusza Hitlera, który oświadcza Speerowi, że właściwie dobrze się stało, bo po wojnie i tak trzeba będzie zbudować nowy Berlin. Nie obchodzi go, jakie piekło przechodzą berlińczycy pozbawieni żywności i wody, w zgliszczach i tunelach metra ukrywający się przed nieprzerwanymi nalotami. Miastem rządzi śmierć. Na prowizorycznych szubienicach wiszą ciała dezerterów i rzekomych zdrajców, a w więzieniach trwa dobijanie ostatnich więźniów. Rozkład ustroju nazistowskiego postępuje w zastraszającym tempie. Na skutek problemów komunikacyjnych łańcuch dowodzenia sypie się, a w niektórych miejscach zostaje nawet całkowicie zerwany. Co więcej, część generalicji lekceważy rozkazy przychodzące z bunkra i próbuje otworzyć sobie drogę ku pozycjom amerykańskim na zachodzie. Do tego jeszcze rozgrywa się ni to komedia, ni tragedia: ocierająca się o farsę walka o władzę. Główne postaci reżimu szarpią się, aż do ostatniej chwili tworząc karykaturalny wizerunek nazistowskich „rządów wielu”. Pierwszy akt: Göring, dekretem z czerwca 1941 roku oficjalnie namaszczony na następcę wodza, otrzymuje informację o rozwoju wydarzeń w Berlinie. 23 kwietnia po południu obwieszcza, że – jeśli Führer sam nie odwoła tej decyzji – z wybiciem dwudziestej pierwszej przejmie władzę. Natychmiast dochodzą do głosu animozje i zapiekłe urazy. Goebbels i Bormann – osobisty sekretarz Hitlera, mający ogromny wpływ na jego decyzje – naciskają, by wódz ukarał przeniewiercę. Hitler przechodzi od napadów wściekłości do depresji i odwrotnie. Wybucha gniewem na „zdeprawowanego morfinistę” odpowiedzialnego za upadek Luftwaffe. Potem furia znowu opada i zrezygnowany Hitler mówi tylko, że nic już się nie liczy. Ostatecznie wydaje rozkaz aresztowania w Berchtesgaden Göringa i jego sztabu oraz przetransportowania ich do koszar SS w Salzburgu.

Na tym nie koniec. Wkrótce spada kolejny cios. Hitler przez radio dowiaduje się, że Reichsführer SS Heinrich Himmler za pośrednictwem szwedzkiego dyplomaty próbował nawiązać kontakt z aliantami, a nawet brał pod uwagę możliwość bezwarunkowej kapitulacji. To nie wszystko. Podobno twierdził, jakoby działał w porozumieniu z Führerem i z jego woli, ponieważ Hitler został pozbawiony swobody ruchów. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. To wszystko inicjatywa samego Himmlera. Hitler interpretuje to jednoznacznie: człowiek, którego psim obowiązkiem była służba wodzowi aż do śmierci, właśnie wbił mu nóż w plecy. Kolejny atak furii świadczy tylko o rozmiarach jego bezsilności. Słynna pilotka, Hanna Reitsch, uczestniczka tych wydarzeń, opowiadała później: „Miotał się jak szalony. Twarz mu spurpurowiała, był nie do poznania”. Nie mogąc zemścić się na samym Himmlerze, wyładowuje wściekłość na jego oficerze łącznikowym. Generał SS Hermann Fegelein zostaje aresztowany i po parodii sądu rozstrzelany. Nie pomaga nawet powinowactwo z Ewą Braun. Ta odmówiła wstawienia się u Hitlera za mężem siostry. W tych ostatnich dniach nic, nawet wysokie stanowisko, nie chroni przed niepohamowanym gniewem Führera.

Nieuchronnie zbliża się ostatnia godzina. Hitler odtwarza film swojego życia. Dokonuje przeglądu popełnionych błędów, które doprowadziły do obecnej sytuacji. Najbardziej boli go, że nie ziściło się jego największe marzenie o sojuszu z Anglią. Zjednoczone Niemcy i Wielka Brytania, wzajemnie zamieniające się rolami, z pewnością podbiłyby świat. Dlaczego nie mógł jak Fryderyk II mieć do czynienia z wielkim Williamem Pittem? Niestety, jemu musiał przypaść w udziale Churchill, „ten zażydzony pijus i pół-Amerykanin”. Wyrzuca sobie również nadmierną miękkość wobec Duce. Zgubiło go jego dobre serce. Interwencja, która miała naprawić błąd Włochów niepotrzebnie atakujących Grecję, w rezultacie opóźniła inwazję na Związek Radziecki.
Skutki tego opóźnienia dotkliwie odczuł u wrót Moskwy. Ciąg dalszy wszyscy znają. Hitler żałuje także kontaktów z arystokratami. Na nic się zdały kompromisy. I tak nie przestali z nim walczyć. Jednego tylko sobie gratuluje: nie ugiął się w kwestii żydowskiej i doprowadził do jej ostatecznego rozwiązania.
W pozostałych sprawach zgrzeszył brakiem twardości: „Po fakcie człowiek żałuje tylko, że był za dobry”, wzdycha.

28 kwietnia radzieckie pojazdy pancerne znajdują się już tylko pół kilometra od Kancelarii Rzeszy. W najlepszym razie zostały mu tylko dwa dni. Nadszedł czas, by wydać ostatnie dyspozycje. Hitler podejmuje – dość surrealistyczną w tych okolicznościach – decyzję o ślubie z Ewą Braun, która towarzyszy mu od 1932 roku. Niewątpliwie pragnie w ten sposób okazać wdzięczność, że pozostała mu wierna aż do końca. Ten ślub ma również inne znaczenie. Można widzieć w nim dowód na to, że Hitler w końcu pogodził się z przegraną. Aż do tej pory starannie pielęgnował mit, jakoby jedyną jego miłością były Niemcy.
Dlatego bardzo się pilnował, by jego związek z Ewą nie wyszedł na jaw. Kochanka musiała pozostawać w cieniu. W czasie oficjalnych wystąpień rolę pierwszej damy przejmowały odpowiednio Emma Göring bądź Magda Goebbels. Teraz już przeszkoda zniknęła, Hitler może połączyć się węzłem małżeńskim z oddaną kochanką. Na uroczystość ściągnięto w pośpiechu urzędnika, który udzielił ślubu. Świadkami pana młodego byli Goebbels i Bormann, panny młodej – Magda Goebbels i Traudl Junge. Tak naprawdę Hitler i Ewa zawarli śmiertelne przymierze: przysięgli sobie również wspólną śmierć.

Po uroczystości Hitler udaje się do gabinetu, by tam spisać swój testament polityczny. Aż do końca pozostaje niewolnikiem swoich obsesji: tekst zaczyna i kończy tyradą oskarżeń pod adresem Żydów. Gwałtownie atakuje „mężów stanu, którzy albo sami mieli żydowskie pochodzenie, albo sprzyjali żydowskim interesom”. Po raz tysięczny powtarza te same zarzuty: to na Żydach, i tylko na nich, ciąży odpowiedzialność za całe zło, które się dokonało. Wreszcie apeluje do Niemców, by „skrupulatnie przestrzegali praw rasowych, nade wszystko zaś, by bezlitośnie stawiali opór gadzinie zatruwającej wszystkie narody świata: żydowskiej międzynarodówce”. Gdzieś między wierszami zajmuje się też kwestią swojego następcy. Na czele państwa i Wehrmachtu stawia admirała Dönitza. W ten sposób, niejako przy okazji, rozlicza się z wojskami lądowymi i Luftwaffe, które nieraz oskarżał o słabość, a nawet zdradę. Nakazuje też utworzenie nowego rządu, na kanclerza Rzeszy wyznaczając Goebbelsa. Wierny zausznik krótko będzie się rozkoszował tą perspektywą. Wszak obiecał, że nie przeżyje swojego Führera.

Następnie Hitler sporządza swoją ostatnią wolę, której wykonanie powierza Martinowi Bormannowi, „najwierniejszemu towarzyszowi partyjnemu”. Tekst kończą dyspozycje: „Aby uniknąć wstydu upadku i kapitulacji, ja i moja żona wybieramy śmierć. Naszym życzeniem jest, by zaraz potem nasze ciała spalono w miejscu, gdzie przez dwanaście lat służby na rzecz narodu co dzień wykonywałem lwią część swoich obowiązków”.
W decyzji podjętej kilka dni wcześniej utwierdzają go wiadomości z Włoch: aresztowanie, następnie egzekucja Mussoliniego i jego kochanki Clary Petacci; a zwłaszcza informacja o tym, że ciała powieszono głowami w dół i wystawiono na widok publiczny na mediolańskim placu Loreto. Hitler panicznie boi się podobnego upokorzenia; albo tego, że miałby być pokazywany w Moskwie w klatce, „niczym małpa”.
Koniec jest już bliski. Najpierw Hitler sprawdza skuteczność kapsułek z cyjankiem, dostarczonych przez Himmlera. Z powodu zdrady szefa SS ma pewne wątpliwości. Trucizna zostaje wypróbowana na Blondi. Działa natychmiast. Można rozpocząć ostatni akt dramatu. 30 kwietnia, po obiedzie z sekretarzami i pożegnaniu ze współpracownikami – kiedy to Goebbels i Magda zaklinają, by zmienił decyzję – Hitler z żoną udają się do swojego pokoju. Dochodzi godzina piętnasta. W tym samym czasie w wyżej położonej części rozgrywają się sceny żywo przypominające średniowieczny taniec śmierci. Mieszkańcy bunkra gromadzą się w stołówce. Mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy próbują zagłuszyć lęk śpiewem, tańcem i piciem. Z głośników na cały głos dudni muzyka. Adiutant Führera daremnie próbuje ich uciszyć. Wola życia bierze górę.

Podczas gdy nad głowami Hitlera i jego żony odbywa się apokaliptyczny bal, para zadaje sobie śmierć. Jeśli wierzyć świadectwu Sturmbannführera SS Ottona Günsche, który jako jeden z pierwszych wszedł do pokoju i potem opisał Traudl Junge to, co zobaczył, „Führer strzelił sobie w usta, a poza tym rozgryzł kapsułkę [z trucizną]”. Według innej wersji Hitler miał sobie strzelić w prawą skroń. Obok niego w niebieskim szlafroku, z podkulonymi nogami leżała Ewa Braun. Sine, zaciśnięte wargi świadczyły, że zażyła truciznę. Sztuka kończy się kolejną upiorną sceną. Z bunkra wyrusza kondukt pogrzebowy. Do wtóru ogłuszającego huku moździerzy i granatów współpracownicy niosą na własnych barkach owinięte ciała. Składają je kilka metrów od wejścia do bunkra. Polewają dziesięcioma kanistrami benzyny. Porywisty wiatr hulający w ogrodzie Starej Kancelarii gasi zapałki. Trzeba zapalić pochodnię, by wreszcie wypełnić ostatnią wolę Führera. Nie od razu jednak się udaje. Ciała nie zwęgliły się w całości, nieco później operacja musi zostać powtórzona.
Niewiarygodne, ale to jeszcze nie koniec koszmaru. Następnego wieczora Magda Goebbels truje szóstkę swoich dzieci. Parę dni wcześniej tak tłumaczyła się Traudl Junge ze swojej decyzji: „Lepiej, by umarły, niż by musiały znosić hańbę i pośmiewisko. W Niemczech, które nastaną po wojnie, nie ma miejsca dla moich dzieci”.
Później dzieciobójczyni przyłącza się do męża, który właśnie zapisuje w pamiętniku ostatnie zdania. Następnie oboje wychodzą do ogrodu, gdzie odbierają sobie życie. Zaraz potem ich ciała również pochłania ogień. Kilka godzin później większość ocalałych próbuje ucieczki. Liczą, że trzymając się torów metra, dotrą do niemieckich oddziałów znajdujących się poza stolicą. Wyruszają w dziesięciu dwudziestoosobowych grupkach. Ich sylwetki szybko znikają w mroku. Od tej pory losy rozbitków biegną różnymi drogami. Niektórzy, jak Bormann, zginęli, inni wpadli w ręce Sowietów.
Jedynie nielicznym udało się dotrzeć do celu. Drugiego maja, kiedy generał Weidling wydał rozkaz przerwania ognia, walki w Berlinie dobiegły końca. Kilka dni później, 7 maja w Reims, a dzień później w Berlinie, Niemcy podpisały akt kapitulacji.

Apokalipsa, zmierzch bogów – te określenia bodaj najlepiej ukazują ostatnie dni Hitlera, ale nie można się na nich zatrzymać. Agonia III Rzeszy jedynie nasiliła perwersyjny narcyzm jej przywódcy. Począwszy od 27 listopada 1941 roku, niejednokrotnie podkreślał, że w razie klęski „nie uroni nawet łzy” nad losem narodu. Powtarzał to zdanie także w czeluściach bunkra, kiedy domniemanie stało się rzeczywistością. Pięć milionów Niemców oddało życie za niego i za ojczyznę, a on chłostał pogardą naród niegodzien swego wodza i już przez to tylko zasługujący na unicestwienie. Ta postawa w pełni obnaża nihilizm, żyjący w samym sercu narodowego socjalizmu. Hitler, od młodości zafascynowany twórczością Wagnera, bardzo szybko zaczął się utożsamiać z jego bohaterami. W Linzu, gdzie po raz pierwszy zetknął się z mistrzem, dziesiątki razy oglądał operę Rienzi, ostatni z trybunów. Podziwiał buntownika, który wybrał śmierć i autodestrukcję. „Wtedy wszystko się zaczęło”, wyznał po latach. Hitler chciał umrzeć jak przystało na bohatera Wagnerowskiego; niczym herosi pogańskiej Germanii, których ciała płonęły na stosie, a prochy porywał wiatr.

 
Wesprzyj nas