„Dzieci naszej dzielnicy” to książka, która wstrząsnęła całym światem muzułmańskim, a islamscy ekstremiści próbowali dokonać zamachu na życie jej autora. W 25. rocznicę przyznania Nagrody Nobla Nadżibowi Mahfuzowi na polskim rynku ukazuje się najważniejsza powieść tego egipskiego pisarza.


„Dzieci naszej dzielnicy” to książka, która od momentu premiery w 1959 roku, ze względu na zawarty w niej obraz Boga, wzbudza kontrowersje w świecie arabskim. Nadżibowi Mahfuzowi zarzucano bluźnierstwo, a w konsekwencji nałożono na niego fatwę. Po nieudany zamachu na życie pisarza w 1994 roku jeden z szejków Al-Azharu Umar Abd ar-Rahman oświadczył, że gdyby Mahfuz został stosownie ukarany za „Dzieci naszej dzielnicy”, Rushdie nie odważyłby się nigdy opublikować „Szatańskich wersetów”. Powieść powstała 4 lata po wydaniu ostatniej części słynnej „Trylogii Kairskiej”. Na kartach „Dzieci naszej dzielnicy” Mahfuz stanowczo rozlicza się ze społeczeństwem egipskim i zmianami wywołanymi ruchem socjalistycznym.

Fabuła powieści utkana z intryg i tajemnic przenosi czytelnika w egzotyczny, kolorowy i gwarny świat Egiptu, gdzie bogactwo i przepych przeplatają się z ubóstwem i ludzkimi dramatami. „Dzieci naszej dzielnicy” to alegoryczna opowieść o duchowych dziejach ludzkości i walce z tyranią, którą autor zamknął w baśniowej konwencji. Pośrodku jednej z dzielnic Kairu wznosi się monumentalna Posiadłość Al-Dżabalawiego, autorytarnego patriarchy potężnego rodu.

Jego synowie, w postaciach których odnajdujemy proroków największych religii monoteistycznych: Adama, Mojżesza, Jezusa i Mahometa, walczą o względy surowego ojca. Gdy tylko synowie okazują słabość zostają wyrzuceni z domu. Od tego czasu żyją marzeniami o ponownym ujrzeniu ojcowskiego „raju na ziemi”. Którego z synów Al-Dżalabawi dopuści ponownie do swej Posiadłości i jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić, dowiemy się z kolejnych kart tej emocjonującej powieści, która stanowi klucz do zrozumienia współczesnego Egiptu i całego świata arabskiego, walczącego o uczciwe rządy i sprawiedliwe życie.

Nadżib Mafhuz jest jedynym arabskojęzycznym laureatem literackiej Nagrody Nobla. „To pisarz, który przez swoją literaturę – raz krystalicznie realistyczną, raz symboliczną i dwuznaczną – stworzył arabską opowieść, która przemawia do całej ludzkości” – takimi słowami Akademia Szwedzka uzasadniała przed 25 laty przyznanie Mahfuzowi nagrody za „Trylogię Kairską”. Nadżib Mahfuz jest autorem ponad 30 powieści, 30 scenariuszy filmowych oraz 13 opowiadań i kilku dramatów.

Nadżib Mahfuz
Dzieci naszej dzielnicy
Wydawnictwo Smak Słowa
Premiera: 30 października 2013


Jest to opowieść – a w zasadzie opowieści – o naszej dzielnicy. Żyłem w czasach, kiedy rozgrywał się ich ostatni akt, dlatego spisując je, zdałem się na świadectwo gawędziarzy, których jest u nas bez liku. Wszyscy mieszkańcy naszej dzielnicy opowiadają historie – tak jak je zasłyszeli w kawiarniach albo tak jak zostały im one powierzone przez wcześniejsze pokolenia. Wystarczyło się oprzeć na takich przekazach, ponieważ okazji do snucia historii u nas nie brak. Ilekroć ktoś czuje się przybity, przygnieciony niesprawiedliwością lub znieważony, wskazuje na Posiadłość na końcu ulicy, tam gdzie za rogiem przylega ona do pustyni, i mówi z żalem: „To dom naszego pradziada, wszyscy pochodzimy z jego lędźwi i mamy prawo do jego spuścizny. Dlaczego więc głodujemy? Skąd to cierpienie?”. I zaraz zaczyna opowiadać dzieje Adhama, Dżabala, Rifa’y i Kasima – szlachetnych synów naszej dzielnicy.

Nasz przodek jest największą z zagadek: żył dłużej, niźli człowiek mógłby pragnąć, dłużej niż sięgają ludzkie wyobrażenia, aż w końcu długość jego życia stała się przysłowiem. Dawno temu odizolował się od świata; nikt go nie widział, odkąd zamknął się na starość w Posiadłości. Historia jego odosobnienia i sędziwego wieku przeczy zdrowemu rozsądkowi – być może pewien udział w jej powstaniu miały wybujała fantazja i wyrachowanie. W każdym razie nazywał się Al-Dżabalawi i od jego imienia wzięła nazwę nasza dzielnica. Do niego należy cały teren, wszystko, co się na nim wznosi, i otaczające go działki pod dzierżawę. Kiedyś usłyszałem, jak pewien człowiek tak o nim opowiadał: „On jest protoplastą naszej dzielnicy, a nasza dzielnica początkiem całego Kairu. Zamieszkał tutaj sam, na całkowitym bezludziu, pośród pustki, a następnie własnymi rękami zdobył prawa do dzielnicy.

Historia zna niewielu takich jak on. Twarda sztuka, dzikie bestie truchlały na samo wspomnienie o nim”. Jeszcze inny tak go opisywał: „Był prawdziwym futuwwą, ale różnił się od innych chuliganów. Nie kazał płacić ludziom haraczu ani się nie wywyższał, okazywał serce biedocie”. Potem nadszedł czas, kiedy grupka ludzi zaczęła mówić o nim w sposób nielicujący z jego pozycją i autorytetem. Cóż, taka jest kolej rzeczy. Mnie jednak rozmowy o nim nigdy nie znudziły. Ileż to razy ciekawość pchała mnie do krążenia wokół jego Posiadłości! A nuż uda mi się go zobaczyć? Zawsze daremnie. Jakże często wystawałem pod potężną bramą, wpatrując się w zmumifikowanego krokodyla, który nad nią wisiał! Ile razy siedziałem na pustyni u stóp wzgórz Al-Mukattam, w pobliżu tych wyniosłych murów, widząc za nimi tylko czubki drzew morwowych, sykomor i palm, które otaczały dom, i pozamykane okna, niezdradzające żadnych śladów życia! Czyż to nie smutne mieć takiego pradziada i nigdy go nie widywać i nie być widzianym przez niego? Czy to nie dziwne, że ukrywa się on w wielkim, niedostępnym gmaszysku, podczas gdy my musimy żyć w pyle? Gdybyś zadawał sobie pytanie, co doprowadziło jego i nas do takiego stanu, natychmiast opowiedziano by ci te historie i na pewno obiłyby ci się o uszy imiona Adhama, Dżabala, Rifa’y i Kasima. Nie znalazłbyś jednak w nich nic, co ukoiłoby duszę i wyciszyło umysł.

Wspomniałem, że odkąd zerwał ze światem, nikt go nie widział. Większość ludzi nie zaprzątała sobie tym głowy, ponieważ od samego początku interesowała się tylko jego majątkiem i szeroko dyskutowaną sprawą Dziesięciu Warunków, które ustanowił. W ten sposób, jeszcze przed moim urodzeniem, rozgorzała w naszej dzielnicy zacięta walka, która wraz z upływem pokoleń stawała się coraz bardziej bezkompromisowa. Tak jest do dzisiaj – tak będzie też jutro. Dlatego nie chcę, żeby odniesiono wrażenie, iż gorzko sobie szydzę z bliskich więzów łączących mieszkańców naszej dzielnicy. Wciąż jesteśmy jedną rodziną, do której nie wszedł żaden obcy. Wszyscy ludzie w naszej dzielnicy, kobiety i mężczyźni, znają się nawzajem. Mimo to żadna inna dzielnica nie doświadczyła takiej niezgody jak nasza, nigdzie konflikt tak bardzo nie podzielił ludzi jak u nas. Na każdego dążącego do dobra przypada dziesięciu zbirów wywijających kijami i prowokujących bójki.

Doszło do tego, że ludzie okupują swoje bezpieczeństwo haraczami, a spokój – posłuszeństwem i poniżeniem. Spotykały ich ciężkie kary za najmniejsze uchybienia w mowie lub w czynie, ba, za samo pomyślenie czegoś, co zdradziły ich twarze. Najdziwniejsze, że mieszkańcy okolicznych ulic i dzielnic – Al-Atufu, Kafr az-Zaghari, Ad-Darrasy i Al-Husajnijji – zazdroszczą nam majątku, zapisanego przez Al-Dżabalawiego, i twardych mężczyzn, mówiąc, że to niezwyciężona dzielnica, a jej posiadłości obfitują w bogactwa i w niepokonanych futuwwów. Wszystko to prawda, ale oni nie wiedzą, że popadliśmy w nędzę niczym żebracy, żyjemy na śmietnisku pośród much i wszy, zadowalamy się okruszkami, a nasze ciała są półnagie. Widzą bowiem tylko futuwwów, którzy depczą po nas, i wpadają na ten widok w zachwyt, zapominając, że jedyną pociechą w chwilach poniżenia jest dla nas spoglądanie na Posiadłość i powtarzanie ze smutkiem i żalem: „Tam mieszka Al-Dżabalawi, pan wakfu; on jest naszym dziadem, my jego wnukami”.

Byłem naocznym świadkiem ostatniego okresu w dziejach naszej dzielnicy. Przeżyłem wypadki, które nastąpiły z inicjatywy Arafy, prawowitego syna tego miejsca. To jednemu z jego towarzyszy winien jestem wdzięczność za to, że udało mi się spisać historie naszej dzielnicy. On bowiem powiedział mi kiedyś: „Należysz do nielicznych, którzy potrafią pisać. Dlaczego nie opiszesz dziejów naszej dzielnicy? Ludzie opowiadają je bez ładu i składu, tak że historia ta zdana jest na łaskę gawędziarzy, zależy od ich kaprysów i stronniczości. Dobrze by było, gdybyś z pożytkiem dla ogółu złożył je starannie w jedną całość. A jeżeli zabraknie ci wiedzy na jakiś temat, dysponuję informacjami i tajemnicami”.

Zabrałem się z zapałem do tego zadania, z jednej strony przejęty jego powagą, z drugiej powodowany sympatią do osoby, która mi je podsunęła. Pierwszy w naszej dzielnicy zawodowo zająłem się pisaniem, chociaż ściągnęło to na mnie kpiny i pogardę. Trudniłem się pisaniem listów z prośbami i skargami osób pokrzywdzonych i potrzebujących. Mimo że mam wielu klientów wśród utyskujących na swój los, praca nie wyniosła mnie ponad poziom zwykłych nędzarzy z naszej dzielnicy. Jednakże to dzięki niej poznałem ludzkie tajemnice i smutki, które napełniły mnie żalem i przygnębieniem. Ale zaraz! Przecież nie piszę o sobie ani o swoich kłopotach. Moje zmartwienia są mało ważne w porównaniu ze zmartwieniami naszej dzielnicy – tej osobliwej dzielnicy, w której rozegrały się zdumiewające wydarzenia! Jak to się wszystko zaczęło? O co w tym chodziło? Kim są naprawdę dzieci naszej dzielnicy?

 
Wesprzyj nas