Julie Orringer uzyskawszy stypendium literackie rozpoczęła pracę nad zebraniem materiałów do książki „Niewidzialny most“. Staranne przygotowanie do napisania tej powieści zaowocowało stworzeniem książki, która w przejmujący sposób przywołuje dramat zwykłych ludzi uwikłanych w koleje II Wojny Światowej.

Julie Orringer | Fot.: Christa Parravani NO World Rights„Niewidzialny most“ jest pani pierwszą książką, powieść dzieje się na Węgrzech i we Francji przed i w czasie drugiej wojny światowej. Tytuł odnosi się do niewidzialnych więzów łączących ze sobą ludzi, nawet gdy są od siebie daleko. Czy sądzi pani, że takie więzi są możliwe także dziś, gdy żyjemy w dobrobycie, a tradycyjne wartości odeszły do lamusa?

To dobre pytanie – czy trudności związane z biedą, wojenne koleje losów i struktura tradycyjnych wartości przyczyniały się do wzmocnienia więzów międzyludzkich? Wydaje mi się, że trudności mogą wzmocnić lub osłabić więzy pomiędzy kochającymi się ludźmi; z reguły je wzmacniają. To, że żyjemy dziś w stosunkowo pomyślnych czasach, a tradycyjne wartości zmieniły się lub odeszły do lamusa, nie znaczy jednak, że ludzie nie potrzebują siebie nawzajem. Nasze codzienne życie, nawet gdy jest dostatnie, stanowi dostateczne wyzwanie i nie jesteśmy w stanie go przeżyć bez niewidzialnych więzów miłości. Nowoczesna technika daje nam wciąż nowe sposoby na to, by być w kontakcie z tymi, których kochamy, nawet gdy są daleko. Pragniemy tego kontaktu, to się nie zmieniło i myślę, że nigdy się nie zmieni.

Pani książka opiera się częściowo na doświadczeniach wojennych pani dziadków. Kiedy po raz pierwszy rozmawiali z panią o tych ciężkich czasach? Czy opowiadali pani wojenne historie tak, jak opowiada się bajki?

Opowiedzieli mi o o swoich wojennych losach dopiero, gdy byłam dorosła. Rozumiałam od małego, że przeżyli Zagładę. Dowiedziałam się o Holocauście w hebrajskiej szkole – nie w kategoriach bajkowych lecz bardzo konkretnych i jasnych informacji, poprzez historie spisane przez dzieci, które były w obozach lub dorosłych, którzy je przeżyli – do dwudziestego roku życia nie miałam jednak pojęcia o losach moich dziadków. Gdy wybierałam się do Paryża, dziadek powiedział mi, że spędził tam w młodości dwa lata. Wyjaśnił mi, że miał stypendium na wydziale architektury, ale po wybuchu wojny musiał wracać do Budapesztu. Następnie został wcielony do batalionu pracy przymusowej Węgierskiej Armii. Nie słyszałam przedtem o batalionach pracy przymusowej. Gdy zaczęłam zadawać mu pytania o te wydarzenia i o to, jak zdołał przetrwać, poznałam całą tę skomplikowaną historię. Wziąwszy pod uwagę jak straszne to było doświadczenie, nie dziwię się, że mi o tym nie opowiadał, gdy byłam młodsza.

Czy dziadkowie czytali pani książkę? Jak na nią zareagowali?

Mój dziadek nie dożył wydania książki. Zmarł w 2006 roku, cztery lata przed jej ukończeniem. Ale wiedział, że nad nią pracuję i spędziliśmy wiele godzin na rozmowach o jego przeżyciach. Wiem, że dla niego było bardzo ważne, by ta historia została opowiedziana. Moja babka, która ma 90 lat, przeczytała książkę – prawdę mówiąc, trzy razy. Czytała ją przed publikacją i bardzo pomogła mi ją zredagować. Opowiedziała mi też wiele historii z własnej przeszłości i radziła mi co jest dobrze uchwycone, a co trzeba zmienić. Choć powieść zaczęła się od historii moich dziadków, dość szybko przeszła w obszar fikcji literackiej. Jednak największym komplementem, jaki usłyszałam od babci było to, że fabuła wydawała się jej prawdopodobna. – Wszystko co dzieje się w tej powieści komuś się wydarzyło – powiedziała – jeśli nie nam to komuś innemu.

Gdy czytamy „Niewidzialny most“ wydaje nam się, że uczestniczymy w tych traumatycznych wydarzeniach (prześladowaniach Żydów, obozach pracy). Otrzymała pani w 2004 roku stypendium, by zebrać informacje potrzebne pani do napisania książki. Jakiego rodzaju informacje panią interesowały? Czy była pani wtedy na Węgrzech po raz pierwszy?

Pierwszy raz pojechałam na Węgry w 2002 roku, by zebrać potrzebne informacje przed przystąpieniem do pisania. Ta pierwsza podróż była mi głównie potrzebna, by poczuć atmosferę tego miejsca; nie wiedziałam nawet jakie pytania zadawać, ani do jakich źródeł się odwołać. Zanim w 2005 roku dostałam stypendium National Endowment for the Arts, pierwszy szkic książki był już ukończony i mogłam wrócić na Węgry z konkretnymi pytaniami. Najbardziej interesowały mnie węgierskie obozy pracy przymusowej, bo na ten temat nie znalazłam zbyt wiele informacji w Stanach. Spędziłam wiele czasu w Państwowym Archiwum Żydowskim w Budapeszcie, szukając zdjęć, listów i gazet z obozów. Spędziłam też sporo czasu w bibliotece i muzeum Holocaustu, próbując dowiedzieć się jak wyglądało życie w Budapeszcie w czasie wojny i jak przebiegały deportacje. Wciąż wydawało mi się, że wielu rzeczy nie wiem. Gdy czegoś się samemu nie przeżyło, nie sposób wiedzieć wszystkiego.

Temat tragicznego losu europejskich Żydów jest często podejmowany w książkach i w filmach. Pani książka przybliża prawie całkiem nieznaną większości czytelników historię obozów pracy przymusowej na Węgrzech, kraju, który był sprzymierzeńcem Trzeciej Rzeszy. Pani następna książka mówi o Varianie Fry’u, amerykańskim dziennikarzu, który pomógł tysiącom francuskich Żydów uniknąć pewnej śmierci we Francji Vichy. Czy można powiedzieć, że jest pani zafascynowana tym tematem?

Było dla mnie ważne, by opowiedzieć historię węgierskich obozów pracy, szczególnie, że nie jest to szerzej znany temat. A temat drugiej książki wyłonił się z badań poświęconych pierwszej. Więc widać z tego, że temat wojny okazał się dla mnie jako pisarki pociągający. Są miliony historii o drugiej wojnie światowej, które wciąż nie zostały opowiedziane, mimo że jest ona często podejmowana w literaturze i filmie. Varian Fry, bohater mojej nowej książki, był zdumiewającym i skomplikowanym człowiekiem i w powieści próbuję pokazać konflikt impulsów, pod wpływem których zapewne działał, gdy ratował ludzi w Marsylii.

Są miliony historii o drugiej wojnie światowej, które wciąż nie zostały opowiedziane

W pewnym sensie „Niewidzialny most“ dzieli się na dwie części. Druga zajmuje się okresem wojny, a pierwsza rozgrywa się w przedwojennej Francji i jest historią miłosną. Dlaczego postanowiła pani umieścić dwa tak różne światy w jednej książce?

Wydaje mi się, że to co chciałam uchwycić w tej książce, to poczucie, że życie rozpada się na kawałki – a żeby tego dokonać, musiałam najpierw to życie zbudować. Im więcej słuchałam wspomnień osób, które przeżyły Holocaust, tym lepiej byłam w stanie zrozumieć tę straszną zmianę, która im przypadła w udziale – od życia pełnego ufności w przyszłość, po brutalny brak perspektyw, gdy wojna się rozpoczęła. Gdybyśmy nie doświadczyli z Andrasem tych wcześniejszych lat – okresu studiów w École Spéciale d’Architecture, przyjaźni, borykania się z problemami, miłości do Klary i trudności, które jej towarzyszyły – nie moglibyśmy odczuć co dla niego znaczyły straty, których doświadcza w drugiej części książki.

Główny bohater powieści Andras, ma wyjątkową osobowość. Jest młodzieńcem łagodnym, bardzo emocjonalnym i romantycznym. Przypomina bohaterów powieści rosyjskiej. Jak się pani czuje, gdy porównuje się pani powieść na przykład do „Doktora Żywago”?

Jestem zachwycona, pochlebia mi to porównanie, choć gdy zaczynałam pisać „Niewidzialny most“, to akurat czytałam „Wojnę i pokój“. Jeśli do mojej powieści przeniknęło nieco nastroju, czy charakteru tej powieści mogę jedynie odczuwać wdzięczność. Z pewnością mogę powiedzieć, że głęboko podziwiam sposób, w jaki Tołstoj uchwycił najdrobniejsze szczegóły ludzkiego życia, zarówno w domu jak i na polu bitwy, a także to, jak z tych ludzkich drobiazgów zdołał utkać tkaninę szerszego historycznego kontekstu. Co ciekawe, pisał tę powieść mniej więcej po takim samym czasie od wojen napoleońskich, co ja swoją od drugiej wojny światowej. Być może jest coś szczególnego w tej perspektywie sześdziesięciu lat, która daje nam zarówno obecność żywej pamięci jak i potrzebny dystans.

Z Julie Orringer rozmawiali Olga Orzeł Wargskog i Moises Delgado.

 

 
Wesprzyj nas