„Powrót“ to epicka opowieść o tym, jak po II wojnie światowej niesiono pomoc milionom ludzi, jak udało się zaprowadzić i utrzymać pokój i jak ludzie pozbawieni domu znaleźli dla siebie nowe miejsca do życia.


PowrótBen Shephard dokonuje krytycznej analizy pokłosia drugiej wojny światowej. W odróżnieniu od większości powstających obecnie publikacji na temat tamtego okresu, najważniejsze postacie i wydarzenia przedstawia z uwzględnieniem ówczesnych wartości i sposobów myślenia.

***

Po dziś dzień nie wiemy, co stało się z tysiącami ludzi, wysiedlonych podczas drugiej wojny światowej. Powrót przemawia w ich imieniu głosem pełnym współczucia.
– Sunday Telegraph

Ben Shephard – urodził się w 1948 roku. Studiował historię na Uniwersytecie Oksfordzkim. Był producentem telewizyjnych seriali dokumentalnych “The World at War” i “The Nuclear Age”. Wyprodukował też wiele dokumentalnych filmów historycznych dla BBC i Channel 4. Autor znakomicie przyjętych przez krytykę książek “A War of Nerves: Soldiers and Psychiatrists 1914-1994” oraz “After Daybreak: The Liberation of Belsen, 1945”. Mieszka w Bristolu.

Ben Shephard
Powrót
Przekład: Jan Dzierzgowski
Wydawnictwo Wielka Litera
Premiera: 24 lutego 2016
kup książkę

Powrót

ROZDZIAŁ PIERWSZY

KARMIENIE MACHINY WOJENNEJ

„Nalot Gestapo na nasz szpital odbył się z zaskoczenia”. Pewnego wiosennego poranka Niemcy zjawili się bez zapowiedzi w krakowskim szpitalu i aresztowali cały personel. Lekarzy brano, jak stali, pielęgniarki dostały pięć minut, żeby się przygotować do odjazdu. „Byliśmy w szoku, niektórzy zapomnieli odłożyć igły i termometry. Wciąż trzymali je w ręku, kiedy wsiadali do ciężarówek”, wspominała Anna, studentka akademii sztuk pięknych pracująca jako pielęgniarka. Pacjentów pozostawiono bez żadnej opieki.
Personel przewieziono na dworzec kolejowy. Czekali, a na ich oczach rozgrywały się małe tragedie: chłopiec biegnący za tatą został zatrzymany przez bagnety esesmanów, młodzieniec, który spróbował ucieczki, ocierał krew z twarzy. Potem wszyscy załadowali się do pociągu.
Dwie noce później pociąg zajechał na dworzec w Hamm w Westfalii, przykryty szklanym dachem. Trwał właśnie alarm przeciwlotniczy. „Panowała ciemność, rozświetlana tylko przez promienie reflektorów kreślących na niebie figury geometryczne”. Jeńców zabrano do schronu. Widzieli, jak strażnicy jedzą kanapki i popijają piwem. Sami od kilku dni nie mieli nic w ustach. O świcie przemaszerowali dziesięć kilometrów na targ. Idąc wzdłuż autostrady, mijali długą kolumnę wynędzniałych, brudnych ludzi, powłóczących opuchniętymi nogami, pilnowanych tylko przez kilku wymuskanych esesmanów na motocyklach. Spotkali też grupę francuskich jeńców wojennych w znoszonych mundurach. W mieście w każdym oknie wisiała czerwona flaga ze swastyką i sztandary z okazji zbliżającej się wizyty Mussoliniego. „Na targu czekali na nas przyszli pracodawcy – pisała Anna. – Oglądali nas z każdej strony, zwłaszcza mężczyzn. Macali nas, jak się maca gruszki na straganie albo cielaka przed zakupem. Nie było wielu chętnych na studentki, toteż zostałyśmy w hali jako ostatnie”. Dziewczyny pragnęły trzymać się razem, ale w końcu je rozdzielono i wysłano do roboty w różnych częściach kraju. Anna trafiła na farmę. Całe życie spędziła w mieście; praca na roli była dla niej ciężkim znojem.
Innych Polaków spotykała tylko raz w tygodniu, w kościele. Ale wkrótce i tego Niemcy zakazali. Polaków, którzy próbowali się skarżyć, batożono lub wysyłano do obozów koncentracyjnych. Inni po prostu usłyszeli, że odtąd nie wolno im chodzić do kościoła i że już nigdy nie zobaczą Polski. „Upokorzeni, wróciliśmy do pługów i do krów, o wiele milszych i łaskawszych niż ich właściciele”. Losy Anny, dziewczyny porwanej ze szpitala i zmuszonej do pracy na roli w obcym kraju, nie należą do niezwykłych. Niemiecka machina wojenna niemal od samego początku potrzebowała robotników z zagranicy.
W Trzeciej Rzeszy panował ustawiczny niedobór rąk do pracy, zwłaszcza w rolnictwie. Pod koniec lat trzydziestych, kiedy ożywienie gospodarcze i zbrojenia nabrały tempa, szacowano, że na terenie Rzeszy Wielkoniemieckiej brakuje około miliona pracowników i to już po uwzględnieniu dobrowolnych migrantów. W gospodarstwach rolnych ogromną część obowiązków musiały brać na siebie chłopskie żony. Kiedy we wrześniu 1939 roku wybuchła wojna, władze starały się chronić rolnictwo, lecz pobór do wojska ośmiuset tysięcy młodych mężczyzn wywołał panikę. Ministerstwo Rolnictwa i Zaopatrzenia obawiało się, że wieś nie zdoła wyżywić miast i dojdzie do powtórki sytuacji z czasów pierwszej wojny światowej, nalegało więc, by pozyskać pracowników z podbitych terytoriów. Wkrótce po zajęciu Polski wysłano do Rzeszy trzysta tysięcy jeńców wojennych, to jednak nie wystarczało. Przygotowano plany przerzucenia miliona kolejnych ludzi z terenów Generalnego Gubernatorstwa. W pierwszych miesiącach 1940 roku każdego dnia do Niemiec przybywało dziesięć pociągów, wypełnionych tysiącami robotników przymusowych.
Zatrudnianie Polaków stało się przyczyną ogromnych napięć ideologicznych w szeregach nazistów. Z jednej strony uważano, że posłanie Niemek do pracy podczas pierwszej wojny światowej doprowadziło do zapalnej sytuacji społecznej i politycznej. Poza tym, zgodnie z linią nazistowskiej polityki społecznej, miejsce kobiety było w domu, a nie w fabryce. Nie chciano także zbytniego obniżenia stopy życiowej przeciętnej niemieckiej rodziny, jak w 1917 i 1918 roku. Z powyższych powodów ściąganie Polaków do pracy stanowiło sensowne rozwiązanie.
Z drugiej jednak strony – co z nazistowską doktryną rasową? Historyk Ulrich Herbert zauważał: „Sprowadzenie milionów ludzi z zagranicy, zwłaszcza Polaków, do pracy na terenie Rzeszy stało w sprzeczności z zasadami narodowego socjalizmu, gdyż stwarzało zagrożenie dla czystości niemieckiej krwi”. Co więcej, w SS pod kierownictwem Himmlera przygotowywano właśnie plan masowej likwidacji Żydów i Polaków w Europie Wschodniej – przesiedlanie Polaków do pracy wydawało się zatem przejawem politycznej niekonsekwencji.
Problem rozwiązano, narzucając Polakom „system więziennego apartheidu”. Nie pozwalano im mieszkać pod jednym dachem z Niemcami – zamiast tego przydzielano im osobne baraki. Musieli nosić opaski z literą P i otrzymywali gorsze wynagrodzenia. Za wszelkie naruszenie reguł wymierzano srogie kary, a za kontakty seksualne między Polakami i Niemcami groziła śmierć. W lipcu 1941 roku pewien mężczyzna (o nieposzlakowanej dotychczas opinii) został powieszony, „gdyż wsunął rękę pod spódnicę niemieckiej dziewczynie, pracującej jako pomoc w gospodarstwie rolnym”. Niemcy czasami sarkali, zwłaszcza że egzekucje wykonywano w trybie przyspieszonym i publicznie – ale to nic dziwnego, służyć bowiem miały za ostrzeżenie zarówno dla Polaków, jak i dla niemieckich kobiet.
Niemieckie władze okupacyjne w Polsce z zaskoczeniem przyjęły fakt, że około dwustu tysięcy Polaków zgłosiło się do pracy dobrowolnie. Jako że brakowało żołnierzy, by wyłapać siłą setki tysięcy robotników, Niemcy ogłosili przymusowy pobór dla wszystkich mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa między czternastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Świat w niewielkim stopniu zdawał sobie sprawę z tych wydarzeń – uwagę przyciągała raczej niemiecka inwazja w Europie Zachodniej w maju 1940 roku.
Blitzkrieg otworzył dostęp do ogromnych zasobów siły roboczej i wydawało się, że niedobory pracowników znikną raz na zawsze. Do października 1940 roku na tereny Rzeszy (przede wszystkim do gospodarstw rolnych) trafiło milion dwieście tysięcy francuskich i brytyjskich jeńców wojennych. Wbrew powszechnym wyobrażeniom większość brytyjskich jeńców nie spędziła wojny w obozach, wystawiając amatorskie przedstawienia teatralne, oddając się homoseksualizmowi z braku lepszych opcji lub opracowując szalone plany ucieczki. Pracowali na roli, a w późniejszym okresie – w fabrykach.
Równocześnie Niemcy prowadzili w krajach Europy Zachodniej kampanię rekrutacyjną zakrojoną na wielką skalę, dzięki czemu udało im się przyciągnąć tysiące kolejnych pracowników. Wprowadzono specjalne przepisy dotyczące traktowania, wynagradzania i warunków lokalowych dla różnych grup. Na szczycie hierarchii plasowali się Niemcy. Następnie Gastarbeitnehmer z państw Osi, na przykład z Włoch, potem Westarbeiter z Europy północnej i zachodniej, jeńcy wojenni i wreszcie, na samym dole, Polacy. Oczekiwano, że niemieccy obywatele będą się odnosić inaczej do przedstawicieli każdej z tych czterech kategorii: „do Polaków jako «rasa panów», do jeńców z rezerwą, do Włochów przyjaźnie, a do Belgów neutralnie”. W praktyce jednak istniały różne porządki. Włosi uchodzili za leniwych i aroganckich, zdecydowanie niezasługujących na wysokie wynagrodzenia, które otrzymywali. Irytujące było również, że narzekali na niemiecką kuchnię: na kartofle, kiszoną kapustę, kiełbasę i ciemny chleb. Polacy natomiast dobrze wpasowali się w pejzaż niemieckiej wsi. Większość cywilów z Zachodu, zwłaszcza z Francji i Belgii, uważano za solidnych pracowników. Dostawali względnie niezłe pieniądze, a ich warunki życia były niewiele gorsze niż przeciętnego niemieckiego robotnika.
Strategia oparta na wykorzystywaniu obcej siły roboczej miała zapobiec powtórzeniu błędów z przeszłości. Nazistowskich przywódców ciągle prześladowały wspomnienia pierwszej wojny światowej, kiedy to – jak uważali – przyczyną klęski nie była postawa armii na polach bitewnych, lecz brytyjska blokada morska, wzięcie głodem mieszkańców kraju i odebranie im woli walki. Defetyzm z frontu domowego przeniósł się na żołnierzy i tak oto Niemcy otrzymały „cios w plecy”. Teraz więc za wszelką cenę trzeba było zadbać, by dla zwykłych ludzi nie zabrakło żywności.
Kiedy 22 czerwca 1941 roku trzymilionowa niemiecka armia uderzyła na Związek Radziecki, Hitler i jego generałowie spodziewali się, że kampania potrwa kilka tygodni, najwyżej kilka miesięcy. Ich uwagę coraz bardziej zaprzątała następna wielka rozgrywka z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi. Mężczyźni powołani do wojska mieli zaś wkrótce wrócić do fabryk i na rolę.
Mniej więcej przez dwa miesiące wszystko szło zgodnie z planem. Armia Czerwona nie stawiała poważniejszego oporu. Dzięki serii potężnych okrążeń bitewnych udało się wziąć do niewoli setki tysięcy radzieckich żołnierzy. Pod koniec lipca, w atmosferze radosnego triumfu, nazistowscy przywódcy opracowywali ambitne plany dotyczące podbitych terytoriów. Potem jednak tempo natarcia zwolniło i pojawiły się pierwsze kłopoty. Wehrmacht posuwał się co prawda w głąb kraju – przed końcem września zajął Kijów i wyparł radzieckie wojska z republik bałtyckich – lecz optymizm w Berlinie słabł. Na długo, nim w grudniu 1941 roku Sowietom udało się przeprowadzić skuteczny kontratak w obronie Moskwy, było już jasne, że zapowiada się długa i żmudna kampania.

 
Wesprzyj nas