Losy Wacława Sieroszewskiego na tle burzliwych czasów zaborów i wojen barwnie opisał wnuk, Andrzej Sieroszewski, czerpiąc materiały między innymi z zachowanych archiwów rodzinnych.


Wacław Sieroszewski (1858–1945), jeden z czołowych pisarzy okresu Młodej Polski – to człowiek o niezwykłej biografii. Zesłaniec syberyjski, etnograf, działacz niepodległościowy, żołnierz Legionów, polityk, prezes Związku Literatów Polskich i Polskiej Akademii Literatury. Jego losy na tle burzliwych czasów zaborów i wojen barwnie opisał wnuk, Andrzej Sieroszewski, czerpiąc materiały między innymi z zachowanych archiwów rodzinnych. 

W ocalałej do dzisiaj książeczce stanu służby Wacława Sieroszewskiego zapisano, że pisarz odbył w Oddziale Paryskim Okręgu Zagranicznego Organizacji Związków Strzeleckich kurs paryski w 1913 roku, po czym 15 stycznia 1914 roku został pod numerem osiemnastym wykazu ewidencyjnego zapisany do plutonu I Szkoły Podoficerskiej (pozostał w niej jako strzelec do czerwca 1914 roku). Co kryło się za tymi suchymi zapiskami? Były to wykłady z teorii i obchodzenie się z bronią w pracowni Smoguleckiego i ćwiczenia terenowe wraz z musztrą w podparyskich lasach.
Te – jak zapamiętał Wacław – były najmilsze. Wczesnym rankiem w niedziele i święta wyjeżdżali koleją gdzieś niedaleko, do Montreuil, Neuilly czy Charenton i tam uczyli się maszerować, zwijać i rozwijać front, poruszać tyralierą, padać i zrywać się do biegu. Obok dwudziestolatków, studentów, uczestniczyli w tych ćwiczeniach czterdziestodwuletni Andrzej Strug i pięćdziesięciopięcioletni Sirko (który wraz z Wieniawą należał do pierwszej szóstki strzeleckiej). Ćwiczenia z terenoznawstwa z mapą, marsze z ubezpieczeniami, wzajemne podchody może teraz dopiero, w wieku już dobrze dojrzałym, pozwoliły im przeżywać romantyczną przygodę, której nie dane im było przeżyć w wieku chłopięcym.
Francuscy wieśniacy patrzyli na te oddziałki ze zdziwieniem, czasem z obawą. Strażnikom polowym Polacy tłumaczyli, że są stowarzyszeniem sportowym, tylko skautom francuskim przyznali się, że przygotowują się do walki o wolność ojczyzny, co tamci skwitowali oddaniem im honorów.
(fragment książki)

Andrzej Sieroszewski (16.04.1933 – 25.07.2012) – wnuk Wacława, hungarysta, tłumacz literatury węgierskiej, profesor Uniwersytetu Warszawskiego.

Andrzej Sieroszewski
Wacława Sieroszewskiego żywot niespokojny
Z rękopisu wydał, opracował i uzupełnił Andrzej Z. Makowiecki
Wydawnictwo Iskry
Premiera: 16 kwietnia 2015

Pod znakiem Akademii

Lata trzydzieste wprawdzie przyniosły niemłodemu pisarzowi wiele dowodów uznania i splendorów, ale też postawiły go wobec ataków jawnych przeciwników i licznych niechętnych, którzy kwestionowali nie tylko jego polityczny i społeczny światopogląd, ale także wartość dorobku literackiego. Sieroszewski w tym okresie nadal był aktywny pisarsko: w pierwszych latach tego dziesięciolecia ukazały się dwie książki, gromadzące reportaże z odwiedzin Anglii i Stanów Zjednoczonych, publikowane poprzednio w czasopismach. Wydawnictwo „Rój” ogłosiło najpierw, bo w roku 1930, Wrażenia z Ameryki (czyli relację z późniejszej podróży Sieroszewskiego). Tom zawierał teksty: W drodze do Ameryki, „Majestic”, 1000 kilometrów samolotem, Piękno w Ameryce, Polacy amerykańscy, Ameryka przyszłym Rzymem, Niezwykła manifestacja amerykańska na cześć Polski (D, XX1, 286–330). Rok później wyszły Wrażenia z Anglii (a więc z wcześniejszej podróży) gromadzą- ce teksty następujące: Pen Club, W dzielnicy robotniczej, Szkoły i ochron- ki, Toybee Hall, Kopalnie węgla w Doncaster, „The Bodsworth Main” (D, XX1, 224–261).
Lata trzydzieste ożywiły także nawiązane dawniej kontakty Sieroszewskiego z polską kinematografią. Sieroszewski został współautorem scenariuszy do kilku popularnych filmów. Najpierw powstał scenariusz do obrazu Rok 1914 (z cyklu Płomienne serca), napisany wraz z Anatolem Sternem i Henrykiem Szaro i zekranizowany w roku 1932 w reżyserii Henryka Szaro z gwiazdorską obsadą (w której byli między innymi Jadwiga Smosarska i Jan Kurnakowicz). Kolejnym scenariuszem był powstały we współautorstwie z Ferdynandem Goetlem i podporządkowany celom propagandy harcerstwa i wychowania dla ojczyzny scenariusz Dzień wielkiej przygody. Obraz ten zrealizował reżyser Józef Lejtes w roku 1935. Ostatni wreszcie był scenariusz do filmu Dziewczyna szuka miłości (po ekranizacji wielce popularnego i kasowego). W jego powstaniu brało udział aż czterech scenarzystów: Antoni Cwojdziński, Wacław Sieroszewski, Tadeusz Królikiewicz, Ferdynand Goetel, zaś film w reżyserii Romualda Gantkowskiego i obsadą, w której znajdujemy nazwiska Mieczysława Mileckiego i Jana Kurnakowicza, pojawił się na ekranach w roku 1938.
Dodajmy, że te dwa ostatnie filmy zrealizowała wytwórnia Panta-Film, spółka producencka, której Sieroszewski był współudziałowcem, założona w 1937 roku przez byłego ambasadora Tytusa Filipowicza, Wacława Sieroszewskiego, Ferdynanda Goetla i Maksymiliana Weronicza. Wyprodukowała ona wspomniane dwa filmy ze scenariuszami Goetla i Sieroszewskiego i wkrótce zbankrutowała, zaś pisarz jako współudziałowiec musiał partycypować w spłacie zaciągniętych kredytów. Tak więc, zamiast zysków ten współudział przyniesie Sieroszewskiemu kłopoty materialne, o których będzie dalej mowa.
Wacław Sieroszewski w tym czasie pozostawał nadal postacią wielce popularną i znaną szerokiej publiczności – nie tylko jako autor poczytnych powieści, ale także jako osoba stale widoczna w życiu publicznym. Miarą tej popularności może być pojawienie się w szopce warszawskiego kabaretu lalki wyobrażającej postać pisarza. Autorem kupletu śpiewanego przez tę lalkę w Szopce politycznej 1930, wystawionej 31 stycznia 1930 w warszawskim Teatrze Colosseum, był Antoni Słonimski. W kuplecie tym Sieroszewski zwierzał się, że właśnie powrócił z Nowego Jorku, w którym „ludzie (…) sami piłsudczycy”, wkrótce jednak przechodził do sprawy aktualnej sytuacji literatury polskiej:

W literaturze nikt nie przewodzi,
ja jeden jeszcze prowadzę,
Piszą podobno jacyś tam młodzi
Ale ich czytać nie radzę.

Co raz to jakiś tomik wypada,
Choć rymy wszystkim obrzydły
Waabszcze z poezją u nas przesada
I z Iłły robi się widły.
Już miesiąc zaszedł, psy się uśpiły,
Jęk jakiś płynie gęstwiną.
Kaden wytęża wszystkie swe siły
„Pod zapomnianą Olszyną” (…)
Pani Krzywicka talent niewieści.
„Pierwsza krew” tytuł to zręczny,
Owszem, być może, lecz nie dla powieści,
Ale na przegląd miesięczny.

Nic nie jest pewne, jedna rzecz pewna,
Że Boy napisze co rano,
Że zastał Polskę zbudowaną z drewna,
A chce zostawić skrobaną.
(…)
Już się starzeje brać poetycka,
Gorzknieje jak stara panna,
A ja wciąż zwinny, druga Malicka,
Bo wracam też spod Savannah.

Ale wśród dowodów popularności, wyrazów szacunku, odznaczeń państwowych i pochlebnych wzmianek w prasie literackiej pojawiały się – nieczęsto – sytuacje sprawiające pisarzowi kłopoty i zmuszające do wyjaśnień. Tak miała się rzecz z tak zwaną sprawą Machajskiego. Powróciła ona bowiem w roku 1931 pod prasową nazwą „sprawa Sieroszewski–Machajski” wraz z oskarżaniem pisarza o aktywny udział w sensacyjnym aresztowaniu polskiego anarchisty.
Przypomnijmy, że Machajski, twórca odrębnej partii rewolucyjnej, po ucieczce z Rosji w 1903 roku ukrywał się w Zakopanem pod nazwiskiem Jan Kiżło i udzielał lekcji matematyki. Sieroszewski napisał list do doktora Dłuskiego, w którym ujawniał właściwe nazwisko Kiżły i informował, że jest to człowiek niebezpieczny także na terenie Austrii. List przez Dłuskiego dotarł też do policji i Machajskiego aresztowano. Jego sprawą zajął się między innymi Żeromski, który przy wsparciu wpływowych osób wyjednał wydalenie Machajskiego z granic monarchii austriackiej zamiast przewidywanego przekazania go władzom rosyjskim.
Teraz do sprawy powrócono. Pierwsze informacje ogłosił krakowski „Naprzód”. Okoliczności wyjaśniał sam Sieroszewski w „Gazecie Polskiej”: że pisał list do doktora Kazimierza Dłuskiego, a bynajmniej nie zamierzał informować policji austriackiej, zaś insynuacje „Naprzodu”, jakoby pisarz zadenuncjował Machajskiego, to oszczerstwo, kładące się cieniem na jego dobrej opinii. Oskarżenia pod adresem Sieroszewskiego kierowała przede wszystkim prasa prawicowa – jak pisała stronniczo „Gazeta Warszawska”: „Nie będziemy w tej chwili analizowali szczegółowo motywów wystąpienia p. Sieroszewskiego. Należą one do bardzo bogatej historii wzajemnych walk rozmaitych partyj socjalistycznych polskich i ich przywódców w okresie poprzedzającym wielką wojnę”. Sprawa „Sieroszewski–Machajski” i prasowe komentarze miały żywot niedługi, ale oczywiście tworzyły rysy na nieposzlakowanej opinii publicznej o pisarzu.
Były też przykre doświadczenia osobiste. W roku 1932 pisarz głęboko przeżył śmierć Tadeusza Waryńskiego, pięćdziesięcioletniego syna jego siostry, Anny Sieroszewskiej i twórcy „Proletariatu”, Ludwika Waryńskiego. Tadeusz Waryński (od roku 1930 poseł do Sejmu z ramienia Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem – BBWR) zmarł 5 stycznia 1932 w Hotelu Sejmowym przy ulicy Wiejskiej 4. Okoliczności tej śmierci (dodajmy – samobójczej) opisał Sieroszewski dopiero w roku 1939 w prowadzonym od pewnego czasu Dzienniku. Ujawnił w nim, że Waryński w początku lat trzydziestych stał na czele tajnego Związku Orła Białego, którego zadaniem była „obrona Marszałka i Rydza Śmigłego, którzy byli szczególnie silnie atakowani” (D, XX2, 42). Ze sprawą tej „obrony” związany był incydent z rzekomym zamachem na Piłsudskiego. Policja przekazała najwyższym władzom Rzeczypospolitej na jesieni 1930 roku raport, wedle którego 14 października tegoż roku, podczas przejazdu Marszałka ulicami stolicy, jego samochód miał stać się celem dla zamachowca uzbrojone- go w silne materiały wybuchowe. Jeszcze w przededniu rzekomego zamachu, to jest 13 października, w „Kurierze Codziennym” ukazał się artykuł na temat szczegółów zamachu i jego udaremnienia przez organy bezpieczeństwa.
Zamachu miał dokonać Piotr Jagodziński, działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, w przeszłości zesłaniec syberyjski i jeden z podwładnych Piłsudskiego z Organizacji Bojowej PPS. Niedoszłego zamachowca aresztowano i wraz z ujawnionym wspólnikiem skazano – każdego na rok więzienia. Niezadługo jednak ujawniono prawdę o rzekomym zamachu: powodem sensacyjnej informacji o planowanym akcie terrorystycznym był wprowadzony do struktur milicji PPS (skądinąd wrogiej Piłsudskiemu) policyjny agent-
-prowokator – aby go wykryć, PPS sama produkowała rozmaite fałszywe in- formacje. Tak więc ujawniony przez policję plan zamachu okazał się całkowicie fikcyjny. Ale szum wokół tej sensacji trwał jeszcze jakiś czas.
Ponieważ jednak na etapie traktowania informacji o zamachu jako prawdziwej krążyły pogłoski, jakoby cała inicjatywa zrodziła się w redakcji PPS-owskiego „Robotnika”, Związek Orła Białego postanowił zaatakować tę redakcję. Zamach na „Robotnika” – jak relacjonował w Dzienniku Sieroszewski – nie powiódł się, ponieważ redakcja został ostrzeżona przez członka Związku Orła Białego, niejakiego Jakubowskiego, który miał sprzysiężonych poprowadzić do akcji. Tadeusz Waryński odsunął wówczas nielojalnego Jakubowskiego od akcji i oddział miał poprowadzić właśnie Sieroszewski. Jednakże sam Piłsudski, dowiedziawszy się o planowanej akcji, za pośrednictwem Wieniawy zabronił pisarzowi jakichkolwiek działań w tej sprawie, zakazał także atakowania „Robotnika”. Wydarzenia te stały się powodem rozwiązania Związku Orła Białego. W tych okolicznościach człowiek bliski pisarzowi i całej rodzinie Sieroszewskich, Tadeusz Waryński, popełnił samobójstwo w Hotelu Sejmowym (zob. D, XX2, 42–44).
Wiele kłopotów ideowych, a także osobistych przyniosła Sieroszewskiemu tak zwana sprawa brzeska. Na samym początku lat trzydziestych polskim życiem politycznym wstrząsnął głośny konflikt, którego źródłem była zaostrzająca się walka między piłsudczykowskim obozem rządzącym (sanacją) a opozycją. Jej przywódcy (między innymi Wincenty Witos, Herman Lieberman, Wojciech Korfanty, Norbert Barlicki i Adam Ciołkosz) zostali we wrześniu
1930 roku uwięzieni w twierdzy brzeskiej pod zarzutem przygotowywania za- machu stanu. Za jego zapowiedź władze uznały rezolucję Kongresu Obrony Prawa i Wolności Ludu, zorganizowanego w czerwcu 1930 w Krakowie. Po podjęciu bardzo ostrej w tonie rezolucji mówiącej o walce przeciw dyktaturze Piłsudskiego aż do zwycięskiego końca, uczestnicy Kongresu wzięli udział w wielkiej manifestacji, podczas której złożyli ślubowanie o udziale w walce przeciwko dyktaturze.
Aresztowań dokonano w niespełna dwa tygodnie po rozwiązaniu Sejmu, bez nakazu sądowego, jedynie na polecenie ministra spraw wewnętrznych. Wprawdzie po około trzech miesiącach więźniów z aresztu zwolniono, ale takie postępowanie władz wobec opozycji wywołało protesty wielu środowisk, także literackiego.
Sprzeciw środowiska literackiego organizował Antoni Słonimski. Działalność tę podjął nie od razu po wrześniowych aresztowaniach, lecz po kilku miesiącach, kiedy wystąpił w związku z tak zwaną sprawą brzeską z listem otwartym do Wacława Sieroszewskiego i Juliusza Kadena-Bandrowskiego. O ile pierwszy z adresatów był wówczas prezesem warszawskiego Zarządu ZZLP (więc skierowanie do niego listu miało swoje uzasadnienie), o tyle Ka- den – zajęty przede wszystkim pisaniem Mateusza Bigdy – nie zajmował w związku literatów najwyższych stanowisk. Słonimski w swoim liście otwartym pisał jednak, że „Wacław Sieroszewski i Kaden-Bandrowski zajmują czołowe miejsca w naszych organizacjach zawodowych (…). Uważam, że obowiązkiem tych właśnie pisarzy, mających zarówno zaufanie rządu, jak i opinii, było zajęcie otwartego i zdeklarowanego stanowiska w sprawie dla wszystkich tak ważnej i bolesnej. Można było mieć zaufanie do Wacława Sieroszewskie- go, że ujmie się za torturowanymi więźniami politycznymi”.
Rzeczywiście, zarówno Sieroszewski, jak i Kaden nie wzięli udziału w organizowaniu zbiorowego protestu pisarzy, co – zdaniem Słonimskiego – sprawiło, że taki protest zbiorowy nie powstał. Mimo to jednak w połowie stycznia 1931 roku na łamach „Robotnika” opublikowany został protest w sprawie brzeskiej całej grupy pisarzy, między innymi Berenta, Lorentowicza, Makuszyńskiego, Nałkowskiej i Staffa, zaś niezależnie od nich protestowali też publicznie Dąbrowska, Boy-Żeleński, Tuwim i Strug.
Juliusz Kaden-Bandrowski zareagował na pismo Słonimskiego tekstem W odpowiedzi na list otwarty359,w którym wyjaśniał, że nie odmówił poparcia protestu pisarzy, chciał jedynie wstrzymać się z tym do czasu uzyskania wiarygodnych informacji o faktycznym stanie sprawy. Na tę próbę wyjaśnienia Słonimski zareagował jednak oskarżeniem autora Czarnych skrzydeł o kłamstwo.
Sprawa brzeska stała się również przyczyną niezwykle gwałtownej polemiki między Wacławem Sieroszewskim a Andrzejem Strugiem. Jak pisze Andrzej Garlicki, gdy Strug swój artykuł w sprawie Brześcia, skonfiskowany przez cenzurę, opublikował w prasie zagranicznej, Sieroszewski wysłał kablogram do redakcji nowojorskiego „Nowego Świata”, w którym napisał, że „wystąpienia Struga mają swe źródło w jego nienawiści do Piłsudskiego, płynącej z podrażnionej ambicji pisarza” po tym, gdy „nie chciano słuchać jego nieodpowiednich i stronniczych rad (…). Sprawa więzienia w Brześciu była wyjaśniona w trybie przepisanym ustawowo przez władze sądowe, które nie znalazły przekroczeń”360. Strug nie pozostawił tego oświadczenia bez odpowiedzi. „Oto słowa”– pisał w „Robotniku” – „które są i pozostaną ciężką hańbą imienia Sieroszewskiego (…). Chcę położyć wystąpienie Sieroszewskiego na karb jego chorobliwej pobudliwości nerwowej (…) zużycia się intelektu (…).W ocenie tej napaści wolę rozumieć ją jako niedomogę nerwów i inteligencji, niż brać ją poważnie, jako wynik świadomej woli. Bo gdyby tak było, to czyż Sieroszewski nie zasłużyłby na miano ordynarnego chuligana?”.
Sprawa brzeska stała się dramatycznym finałem kilkudziesięcioletniej znajomości, współpracy, a nawet przyjaźni obu pisarzy – zwłaszcza w czasie służby u Beliny, kiedy to Sieroszewski dzielił się ze Strugiem z trudem zdobytą „kromeczką chleba”, a ten pisał o nim: „kochany (…) ob. Sirko (…). Wzór obywatela (…). Morowiec (…) pierwszej klasy”. Obaj, niegdyś przyjaciele, a teraz adwersarze, nie potrafili powściągnąć emocji i niewątpliwie poszli za daleko we wzajemnych oskarżeniach.
Poróżnienie się Struga z Sieroszewskim było jednym ze zdarzeń dość typowych dla ówczesnych konfliktów w środowisku literackim, u których podstawy leżały różne orientacje polityczne. Ale sprawą, którą już od połowy lat dwudziestych zaczęło się niezwykle – czemu się trudno dziwić – interesować środowisko pisarskie, była kwestia utworzenia Polskiej Akademii Literatury. Sprawa ta początkowo to środowisko podzieliła, ostatecznie jednak doszło do kompromisu.
Była już mowa wcześniej o tym, że początki koncepcji utworzenia areopagu „nieśmiertelnych” (na wzór francuskiej Akademii Goncourtów) datują się na rok 1909, kiedy z takim pomysłem wystąpił Wacław Grubiński362. Ale powołana wiele lat później, w 1933 roku, Polska Akademia Literatury była raczej realizacją koncepcji Stefana Żeromskiego, opublikowanej w broszurze Projekt Akademii Literatury Polskiej (Warszawa 1918) i zgłoszonej do realizacji na „wszechdzielnicowym” (tj. obejmujących pisarzy ze wszystkich byłych trzech zaborów) zjeździe literatów w Warszawie w roku 1920. Utworzony na tym zjeździe Związek Zawodowy Literatów Polskich nie miał dla realizacji pomysłu Żeromskiego wystarczających funduszy i sprawa uległa odwleczeniu.

W pierwszej połowie 1925 roku redakcja „Wiadomości Literackich” ogłosiła plebiscyt wśród czytelników. Mieli oni odpowiedzieć na pytanie, kogo wybraliby do Akademii Literatury Polskiej. Ten sondaż opinii publicznej spotkał się z dużym zainteresowaniem. Czytelnicy „Wiadomości” w swoich odpowiedziach na czołowych miejscach umieścili: Żeromskiego (865 głosów), Reymonta (864 głosy), Kasprowicza i Sieroszewskiego (po 830 głosów), Staffa (805 głosów), Przybyszewskiego (803 głosy) i Tetmajera (800 głosów). W pierwszej piętnastce kandydatów do Akademii znaleźli się także: Boy-Żeleński, Strug, Świętochowski, Berent, Weyssenhoff i Irzykowski.

Na początku drugiej połowy lat dwudziestych, po kilkuletniej przerwie, podjęto znowu działania w sprawie utworzenia Akademii Literatury. W roku 1926 Towarzystwo Literatów i Dziennikarzy Polskich utworzyło z grupy swoich członków honorowych Straż Piśmiennictwa Polskiego. Stowarzyszenie objął protektoratem prezydent Wojciechowski, prezesem został Zenon Przesmycki. Jednym z członków tej Straży – obok Berenta, Oppmana, Przybyszewskiego, Struga i Staffa – został Wacław Sieroszewski. Jednym z zadań Straży miało być doprowadzenie do realizacji projektu Stefana Żeromskiego – powołania Akademii Literatury. Przewrót majowy ułatwił te starania. Jak twierdzi Barbara Winklowa, właśnie w atmosferze po przewrocie nowym władzom potrzebne było podniesienie prestiżu środowiska literackiego (w większej części popierającego obóz Piłsudskiego) dla przekonania społeczeństwa do swej polityki, toteż zainteresowały się tym projektem. Straż Piśmiennictwa Polskiego przedstawiła więc nowemu prezydentowi, Ignacemu Mościckiemu, projekt Akademii i zaproponowała powołanie jej dekretem. W parę miesięcy później, w lipcu, Józef Piłsudski, który był wówczas premierem, spotkał się z siedmioosobową delegacją Straży (był w niej także Sieroszewski) i obiecał znalezienie funduszy na realizację projektu. Władze zwróciły się do kilku funkcjonujących ówcześnie organizacji literackich z prośbą o opinię na temat wstępnej wersji statutu Akademii i zaproponowanie kandydatów do jej składu (przewidziano dwudziestu jeden członków). Sprawa wywołała wielkie spory w środowisku, toteż Straż Piśmiennictwa opublikowała oświadczenie, w którym deklarowała, że nie przedstawiała prezydentowi żadnych wniosków personalnych. Niewiele to pomogło, ponieważ środowisko było oburzone podjęciem tej inicjatywy i wstępnych działań bez porozumienia z ogółem pisarzy.

W dyskusjach wokół projektu Akademii niezwykle aktywny był także Wacław Sieroszewski – co zrozumiałe w świetle faktu, że właśnie w roku 1927 został wybrany na prezesa Związku Zawodowego Literatów Polskich w Warszawie, na kolejną (do 1930 roku) kadencję. We wrześniu tegoż roku Zarząd ZZLP poparł inicjatywę Straży Piśmiennictwa, apelując do organizacji literackich o zgłaszanie kandydatów na akademików. Karol Irzykowski nazwał wówczas stanowisko warszawskiego Zarządu ZZLP zamachem majowym w literaturze, o czym chyba zapomniał w roku 1933, przyjmując wybór do grona członków PAL.

I tak w latach 1926–1927 rozpoczęła się gorąca i ciągnąca się przez ponad pięć lat polemika wokół projektu utworzenia PAL. Zwolennikami jej powołania byli między innymi Wacław Sieroszewski, Juliusz Kaden-Bandrowski, Jan Lechoń, Ferdynand Goetel, Julian Wołoszynowski i Wilam Horzyca, a zdecydowanym przeciwnikiem Karol Irzykowski, który w artykule Królewski łachman, ogłoszonym w „Wiadomościach Literackich” w roku 1927, dowodził, że organizacji literackich w Polsce jest dosyć, a pieniądze – zamiast na Akademię – lepiej jest przeznaczyć na poprawienie sytuacji materialnej twórców.

 
Wesprzyj nas