Akcja Zimy świata, drugiej części trylogii Stulecie, rozgrywa się w najbardziej dramatycznym okresie zeszłego stulecia – między rokiem 1933, kiedy Hitler doszedł do władzy, a początkiem zimnej wojny pod koniec lat czterdziestych.


Pokój w Europie lat trzydziestych ubiegłego wieku jest złudny. Hitler obiecuje Niemcom wspaniałą przyszłość. Stany Zjednoczone próbują złagodzić skutki wielkiego kryzysu. W Związku Radzieckim w atmosferze terroru gasną nadzieje na to, że rewolucja odmieni los pogrążonych w nędzy ludzi.

Bohaterowie Upadku gigantów i ich potomkowie próbują się odnaleźć w coraz bardziej przerażających czasach. Rodzice i dzieci, bracia i siostry, a nawet małżonkowie niejednokrotnie stają po przeciwnych stronach barykady. Jedni wierzą w ideologie, w imię których dochodzi do potworności, inni ze wstydem przymykają oczy, na to co dzieje się wokół nich, jeszcze inni stawiają opór historii.

Bohaterstwo przeplata się z konformizmem, poświęcenie z egoizmem, a szlachetność – z podłością.

Mocny obraz czasów ogarniętych szaleństwem
The Washington Post

KEN FOLLETT – Światowej sławy pisarz brytyjski. Po ukończeniu studiów filozoficznych na University College w Londynie pracował jako reporter i bez większego sukcesu publikował powieści sensacyjne pod kilkoma pseudonimami. Jedenasta z kolei – thriller wojenny zatytułowany Igła – przyniosła mu zasłużoną sławę, została też natychmiast sfilmowana z Donaldem Sutherlandem w tytułowej roli niemieckiego szpiega. Follett wyspecjalizował się w thrillerach, najczęściej (choć nie tylko) osadzonych w realiach II wojny światowej (m.in. Klucz do Rebeki, Noc nad oceanem, Lot Ćmy, Trzeci bliźniak, Zabójcza pamięć, Zamieć) oraz powieściach historyczno-przygodowych (Niebezpieczna fortuna, Filary Ziemi, Świat bez końca, Upadek gigantów, Zima świata). Jego dorobek literacki spotkał się z zainteresowaniem twórców filmowych. Na kanwie kilku książek powstały filmy kinowe bądź seriale telewizyjne (Klucz do Rebeki, Trzeci bliźniak, Zamieć, Na skrzydłach orłów, Filary Ziemi, a ostatnio Świat bez końca).

Ken Follett
Zima świata
Trylogia Stulecie tom 2
Przekład: Zbigniew A. Królicki + Grzegorz Kołodziejczyk
Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz s.c.
Premiera: listopad 2014


CZĘŚĆ PIERWSZA
Drugi policzek

ROZDZIAŁ 1
Rok 1933

I

Carla wiedziała, że za chwilę między rodzicami rozpęta się burza. Gdy tylko weszła do kuchni, wrogość owionęła ją niczym przenikający do szpiku kości podmuch zimnego wiatru pędzącego ulicami Berlina tuż przed lutową zamiecią. O mało nie odwróciła się i nie wyszła.
Rodzice prawie się nie kłócili, przeważnie okazywali sobie czułość, i to aż do przesady. Carla wzdrygała się, widząc, jak całują się w obecności innych ludzi. Jej znajomi uważali, że to dziwne, bo ich rodzice tak się nie zachowywali. Zwróciła kiedyś na to uwagę matce, a ona zaśmiała się radośnie.
– Dzień po ślubie rozdzieliła nas wielka wojna. – Matka urodziła się w Anglii, choć trudno było to po niej poznać. – Ja zostałam w Londynie, a tata wrócił do Niemiec i zaciągnął się do wojska. – Carla słyszała tę opowieść wiele razy, lecz matce nigdy się ona nie nudziła. – Myśleliśmy, że zawierucha potrwa trzy miesiące, ale nie widziałam go przez pięć lat. Tęskniłam i marzyłam, żeby go dotknąć. Teraz nigdy nie mam dość.
Ojciec był tak samo niepoprawny.
– Twoja matka jest najmądrzejszą kobietą, jaką znam – oznajmił przed kilkoma dniami, gdy byli w kuchni. – Właśnie dlatego się z nią ożeniłem. Nie miało to nic wspólnego z… – Nie dokończył, a matka uśmiechnęła się konspiracyjnie, jakby jedenastoletnia Carla nie wiedziała nic o seksie. To było żenujące.
Jednak od czasu do czasu dochodziło między nimi do kłótni. Carla widziała jej pierwsze oznaki. Siedzieli po przeciwnych stronach kuchennego stołu, ojciec był ubrany w ciemnoszary garnitur, wykrochmaloną białą koszulę i krawat z czarnej satyny. Jak zwykle wyglądał elegancko, mimo że jego włosy się przerzedziły, a kamizelka nieco wybrzuszyła pod dewizką złotego zegarka. Jego twarz zastygła w wyrazie udawanego spokoju. Carla znała tę minę. Przybierał ją zawsze, ilekroć ktoś z rodziny zrobił coś, co go rozgniewało.
Trzymał w rękach numer „Demokraty”, tygodnika, w którym pracowała Maud. Prowadziła w nim dział plotek politycznych i dyplomatycznych, pisząc pod pseudonimem „lady Maud”. Ojciec zaczął powoli czytać:
– Nasz nowy kanclerz, Herr Adolf Hitler, po raz pierwszy zaprezentował się korpusowi dyplomatycznemu podczas spotkania, którego gospodarzem był prezydent Hindenburg.
Carla wiedziała, że prezydent jest głową państwa. Był wybierany przez społeczeństwo, lecz stał ponad swarami codziennej polityki, pełniąc funkcję arbitra. Premierem był kanclerz. Hitler został kanclerzem, mimo że jego partia narodowosocjalistyczna nie zdobyła większości w Reichstagu, niemieckim parlamencie. Na razie więc pozostałe partie miały możliwość ukrócenia ekscesów partii nazistowskiej.
– Sprawiał wrażenie, jakby czuł się nieswojo we fraku – dokończył ojciec z niesmakiem. Wydawało się, że wbrew swojej woli mówi o czymś tak odrażającym jak rynsztok.
Maud piła kawę i patrzyła przez okno na ulicę, jakby zajmował ją widok ludzi spieszących do pracy, ubranych w szale i rękawiczki. Ona także udawała spokój, ale Carla wiedziała, że tylko czeka na właściwy moment.
Służąca Ada stała w fartuchu przy blacie i kroiła ser. Postawiła przed ojcem talerzyk, on jednak nie zwrócił na to uwagi.
– Herr Hitler był wyraźnie zauroczony panią Elisabeth Cerruti, kulturalną żoną włoskiego ambasadora. Pani ambasadorowa miała na sobie suknię z różowego aksamitu z sobolową lamówką.
Matka Carli zawsze opisywała, w co ludzie są ubrani. Mówiła, że czytelnikom łatwiej jest ich sobie wyobrazić. Ona także ładnie się nosiła, jednak czasy były ciężkie i od lat nie kupiła sobie niczego nowego. Tego ranka włożyła sukienkę z granatowego kaszmiru, która przypuszczalnie dorównywała wiekiem Carli, mimo to wyglądała w niej ładnie i szczupło.
– Signora Cerruti, Żydówka, jest jednocześnie gorącą zwolenniczką faszyzmu. Rozmawiali przez wiele minut. Czyżby prosiła Hitlera o to, aby nie podsycał nienawiści do Żydów? – dokończył ojciec, rzucając gazetę na stół.
Teraz się zacznie, pomyślała Carla.
– Zdajesz sobie sprawę, że tego rodzaju spostrzeżeniami rozwścieczysz nazistów?
– Taką mam nadzieję – odparła chłodno matka Carli. – W dniu, w którym przeczytają z zadowoleniem mój artykuł, rzucę dziennikarstwo.
– Oni potrafią być niebezpieczni, kiedy się ich zdenerwuje.
W oczach matki błysnął gniew.
– Nie waż się traktować mnie z góry, Walterze. Zdaję sobie sprawę, że są niebezpieczni, i dlatego przeciwko nim występuję.
– Mimo to nie wiem, po co ich irytujesz.
– Ty atakujesz ich w Reichstagu – zauważyła matka. Ojciec Carli był deputowanym z ramienia Socjaldemokratycznej Partii Niemiec.
– Uczestniczę w racjonalnej debacie.
Jakie to charakterystyczne, pomyślała Carla. Ojciec myśli logicznie, jest ostrożny i stara się przestrzegać prawa, a matka ma swój styl i poczucie humoru. On dąży do celu ze spokojnym uporem, ona sięga po swój czar i odwagę. Nigdy się ze sobą nie zgodzą.
– Ja nie doprowadzam nazistów do furii – stwierdził ojciec.
– Być może dlatego, że niespecjalnie im szkodzisz.
Dowcipna riposta żony rozzłościła Waltera.
– A tobie się wydaje, że zaszkodzisz im żartami?! – spytał podniesionym głosem.
– Walczę z nimi kpiną.
– Ona według ciebie ma zastąpić argumenty?
– Uważam, że potrzebne jest jedno i drugie.
Ojciec jeszcze bardziej się rozgniewał.
– Ależ, Maud, nie widzisz, na jakie niebezpieczeństwo narażasz siebie i swoją rodzinę?
– Wprost przeciwnie. Prawdziwe niebezpieczeństwo tkwi w tym, że przestaniemy ich wyśmiewać. Jakie będzie życie naszych dzieci, jeśli Niemcy staną się państwem faszystowskim?
Takie rozmowy przyprawiały Carlę o dreszcze. Nie mogła znieść myśli, że rodzinie coś zagraża. Życie musi się toczyć swoim torem. Marzyła, aby zawsze było tak samo: jest ranek, ona siedzi z rodzicami przy sosnowym stole, Ada krząta się przy kuchni. Za chwilę Erik zbiegnie na dół, tupiąc na schodach, jak zwykle spóźniony. Dlaczego coś miałoby się zmienić?
Przez całe życie słuchała przy śniadaniu rozmów o polityce i wydawało jej się, że rozumie, do czego dążą rodzice, w jaki sposób chcą zmienić Niemcy na lepsze. Ostatnio jednak zaczęli rozmawiać inaczej. Z ich słów wynikało, że nad krajem zawisło straszliwe niebezpieczeństwo. Carla nie bardzo potrafiła sobie wyobrazić, co to takiego.
– Bóg mi świadkiem, że robię wszystko, co w mojej mocy, by powstrzymać Hitlera i jego zgraję.
– Ja również, ale ty uważasz, że wybrałeś właściwy kierunek – Głos matki stał się twardszy, zabrzmiała w nim niechęć. – A mnie oskarżasz o to, że narażam rodzinę na niebezpieczeństwo.
– I mam po temu powody – odparował ojciec.
Kłótnia dopiero się zaczynała, lecz po schodach zbiegł Erik, tupiąc jak koń. Wpadł do kuchni z torbą szkolną na ramieniu. Miał trzynaście lat, był dwa lata starszy od Carli, i na jego górnej wardze pojawiły się brzydkie czarne włoski. Kiedyś bez przerwy się razem bawili, lecz tamte czasy odeszły w przeszłość. Erik urósł i teraz utrzymywał, że Carla jest głupia i dziecinna. W rzeczywistości była mądrzejsza od niego, wiedziała dużo rzeczy, których on nie rozumiał, znała na przykład cykle miesięczne kobiety.
– Jaką melodię grałaś? – zapytał matkę.
Rankiem często budził ich dźwięk fortepianu Steinwaya. Odziedziczyli go, podobnie jak dom, po rodzicach ojca. Mama grywała rano, mówiła, że w ciągu dnia jest zajęta, a wieczorem zbyt zmęczona. Tego ranka zagrała sonatę Mozarta, a później melodię jazzową.
– Nosi tytuł Tiger Rag – odparła mama. – Chcesz sera?
– Jazz to dekadencja – prychnął Erik.
– Nie pleć głupstw.
Ada podała Erikowi talerzyk z serem i plasterkami kiełbasy, a on zaczął wpychać sobie jedzenie do ust. Carla uważała, że ma okropne maniery.
Ojciec spojrzał na niego surowo.
– Kto ci opowiada takie bzdury, Eriku?
– Hermann Braun mówi, że jazz to nie muzyka, tylko murzyńskie hałasy. – Hermann był najlepszym kolegą Erika. Jego ojciec należał do Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników.
– Powinien sam spróbować zagrać. – Ojciec spojrzał na matkę nieco łagodniej. Uśmiechnęła się do niego. – Twoja mama przed wielu laty próbowała nauczyć mnie ragtime’u, ale nie mogłem opanować rytmu.
Matka się zaśmiała.
– Prędzej żyrafa nauczyłaby się jeździć na wrotkach.
Carla stwierdziła z ulgą, że kłótnia dobiegła końca. Poczuła się lepiej. Wzięła kromkę czarnego chleba i umoczyła w mleku.
Teraz jednak Erik otworzył nowe pole sporu.
– Murzyni to niższa rasa – stwierdził wyzywająco.
– Wątpię – odparł cierpliwie ojciec. – Gdyby murzyński chłopiec wychował się w domu pełnym książek i obrazów i chodził do drogiej szkoły, w której uczą dobrzy nauczyciele, mógłby okazać się bystrzejszy od ciebie.
– To śmieszne! – zaprotestował Erik.
– Nie mów tak do ojca, głuptasie – odezwała się łagodnie Maud, która całą złość zużyła na męża. Wydawało się, że jest rozczarowana, a zarazem zmęczona kłótnią. – Nie wiesz, o czym mówisz, podobnie jak Hermann Braun.
– Ale rasa aryjska musi być najlepsza ze wszystkich – upierał się Erik. – To my rządzimy światem!
– Twoi koledzy naziści nie mają pojęcia o historii – odparł ojciec. – Starożytni Egipcjanie budowali piramidy, kiedy Niemcy mieszkali w jaskiniach. W średniowieczu Arabowie władali światem, muzułmanie znali algebrę, gdy niemieccy książęta nie potrafili napisać swoich nazwisk. Inteligencja nie jest związana z rasą.
– A więc z czym? – zapytała Carla.
Ojciec spojrzał na nią czule.
– To bardzo dobre pytanie, a ty jesteś mądrą dziewczynką, skoro je zadałaś. – Carla rozpromieniła się, słysząc tę pochwałę.
– Cywilizacje powstają i upadają, tak było z Chińczykami, Aztekami, Rzymianami, ale tak naprawdę nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje.
– Zjedzcie i włóżcie palta – powiedziała matka. – Robi się późno.
Ojciec wyciągnął zegarek z kieszonki kamizelki i uniósł brwi.
– Nie jest jeszcze późno.
– Muszę iść z Carlą do domu Francków – wyjaśniła matka. – Szkoła dla dziewcząt jest dzisiaj zamknięta, chyba naprawiają piec, więc Carla spędzi dzień z Friedą.
Frieda Franck była najlepszą koleżanką Carli, ich matki także się przyjaźniły. W młodości Monika zakochała się w ojcu Carli. Babcia Friedy wyjawiła to kiedyś, gdy wypiła za dużo wina musującego.
– Dlaczego Ada nie może zająć się Carlą? – spytał ojciec.
– Ma umówioną wizytę u lekarza.
– Ach tak.
Carla myślała, że ojciec zapyta, co dolega Adzie, ale on tylko skinął głową, jakby znał odpowiedź, po czym schował zegarek. Carla chciała zadać to pytanie, lecz coś ją powstrzymało. Zanotowała sobie w pamięci, żeby później zapytać mamę. Po chwili już o tym nie pamiętała.
Ojciec wyszedł pierwszy, włożywszy długi czarny płaszcz. Erik założył czapkę, zsuwając ją tak daleko na tył głowy, jak się dało – taka moda panowała w jego towarzystwie. Potem wyszedł za ojcem. Carla i matka pomogły Adzie sprzątnąć ze stołu.
Carla kochała Adę prawie tak bardzo jak mamę. Kiedy była mała, Ada opiekowała się nią przez całe dnie, aż Carla urosła i poszła do szkoły. Mama zawsze pracowała. Ada nie miała jeszcze męża. Skończyła dwadzieścia dziewięć lat i była brzydka, ale miło się uśmiechała. Latem ubiegłego roku romansowała z policjantem Paulem Huberem, lecz nie trwało to długo.
Stanęły z matką w holu przed lustrem i założyły nakrycia głowy. Mama się nie spieszyła. Wybrała kapelusz z granatowego filcu, okrągły, z wąskim rondem, taki, jakie nosiły wszystkie kobiety. Zsunęła go jednak nieco na bok, dzięki czemu wyglądał bardziej gustownie. Zakładając wełnianą czapkę, Carla zastanawiała się, czy będzie miała wyczucie stylu matki, która przypominała boginię wojny. Miała długą szyję, wydatną brodę i kości policzkowe jak wyrzeźbione z białego marmuru. Była piękna, ale na pewno nie ładna. Carla miała takie same ciemne włosy i zielone oczy, lecz bardziej przypominała pulchną laleczkę niż posąg.
Kiedyś przypadkowo podsłuchała rozmowę babci z mamą. „Twoje brzydkie kaczątko wyrośnie kiedyś na łabędzia, przekonasz się”, orzekła babcia. Carla wciąż czekała, aż ta przepowiednia się spełni.
Wyszły z domu, kiedy mama była gotowa. Dom stał w szeregu ładnych wysokich gmachów administracyjnych w dzielnicy Mitte, stanowiącej dawne centrum miasta. Mieszkali w niej ministrowie i wysocy oficerowie, tacy jak dziadek Carli, którzy pracowali w pobliskich gmachach. Pojechały tramwajem Unter den Linden, a następnie na Friedrichstrasse przesiadły się do metra i dotarły do stacji Zoo. Rodzina Francków mieszkała na południowo-zachodnim przedmieściu o nazwie Schöneberg.

 
Wesprzyj nas