Syn rotmistrza Pileckiego ma dziś 83 lata. Nie musi już i nie chce milczeć. Rusza śladami ojca. Trafia do miejsc, które pamiętają Witolda. I daje świadectwo o życiu jednego z największych polskich patriotów. Wszyscy powinniśmy towarzyszyć mu w tej podróży.


Oto biografia Witolda Pileckiego opowiedziana przez jego syna Andrzeja.

OJCIEC
Witold jak nikt rozumiał słowo ojczyzna. Walczył z bolszewikami w 1920 roku. Bronił Polski we wrześniu 1939. Był jednym z pierwszych organizatorów konspiracji. Na ochotnika poszedł do Auschwitz, by zaświadczyć o ludobójstwie. Po ucieczce służył w AK i walczył w Powstaniu Warszawskim. Gdy upadło, trafił do Sił Zbrojnych na Zachodzie. Ale wrócił do kraju. By nie dopuścić do wyniszczenia narodu. Tu dopadli go agenci UB.
Polska Ludowa odpłaciła mu hańbiącym procesem, torturami i strzałem w tył głowy.

SYN
Andrzejowi odebrano tatę. Wzrastał z piętnem syna zdrajcy. Przez 67 lat nie mógł nawet pomodlić się nad grobem ojca. W PRL-u nie było dla niego miejsca. Trudno było o pracę, a o przeszłości nie wolno było mówić.

25 września 2015 roku w 75 rocznicę ucieczki Witolda Pileckiego z obozu w Auschwitz ma swoją premierę fabularyzowany film dokumentalny w reżyserii Mirosława Krzyszkowskiego przedstawiający historię rotmistrza. W roli Witolda Pileckiego wystąpił Marcin Kwaśny.

Producentem filmu jest Stowarzyszenie Auschwitz Memento z Oświęcimia. Środki na film pozyskano w ramach akcji “Projekt: Pilecki” będącej zbiórką publiczną.

Mirosław Krzyszkowski, Bogdan Wasztyl
Pilecki. Śladami mojego taty
Wydawnictwo Znak
Premiera: 23 września 2015


Wstęp

czyli to była i jest wielka przygoda

Witold Pilecki to postać tragiczna w naszej historii, która wraz z całą formacją niepodległościowej konspiracji czasów II wojny światowej przegrała walkę o wolną Polskę. Człowiek, który nie odpuścił, nie zrezygnował i zapłacił za tę walkę własną głową. Zarazem to postać zwycięska, która po latach zapomnienia i milczenia w czasach PRL-u wróciła do nas jako wzór braterstwa, szlachetności, odpowiedzialności za kraj, wierności wartościom wspólnym, ale też indywidualnym, które wyznaczają bycie przyzwoitym człowiekiem.
Był żołnierzem wojen w 1920 i 1939 roku, oficerem Armii Krajowej, dobrowolnym więzieniem KL Auschwitz-Birkenau, twórcą obozowej organizacji ruchu oporu i uciekinierem z koncentracyjnego obozu, żołnierzem powstania warszawskiego, jeńcem obozów w Lamsdorf i Murnau, żołnierzem II Korpusu Polskich Sił Zbrojnych we Włoszech. Skazany na karę śmierci w jednym z pierwszych w komunistycznej Polsce pokazowych procesów w marcu 1948 roku, został zabity 25 maja tegoż roku w mokotowskim więzieniu przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie.
Dziś ucieleśnia swoim życiem ideał wywodzącego się jeszcze z romantyzmu polskiego patrioty.
Ale przy tym wszystkim – był człowiekiem skromnym. Jeśli wie o swojej dzisiejszej pośmiertnej popularności, odznaczeniach, awansach i pomnikach, pewnie czuje się nieco zażenowany. Nie oczekiwał ich. Jego największym triumfem – choć oczywiście jego droga jako żołnierza od 1939 roku jest wyjątkowa – jest naszym zdaniem to, że świat wartości, które wyznawał, dostrzegamy dziś w jego dzieciach, wnukach i prawnukach.
Ujęła nas w postaci Pileckiego jego dbałość o kontakt z rodziną. Miał do wykonania kolejne ważne zadania, ale nie zapominał o swoich najbliższych. Pamiętał, że jest mężem i ojcem odpowiedzialnym za swoje dzieci. Podobnie zachowywał się wobec kolegów i podwładnych. Czy w sytuacji osobistej, czy w życiu społeczności odczuwał zawsze tę samą odpowiedzialność i od niej nie uciekał. W tym sensie proponowana przez nas w tej książce opowieść o Andrzeju pozwala uzupełnić opowieść o Witoldzie, a opowieść o Witoldzie pozwala zrozumieć postawę i wybory Andrzeja.
Andrzej Pilecki, człowiek także skromny, na pewno obruszy się na takie porównanie, ale tak to widzimy.
Naszą książką próbujemy pokazać Pileckiego pełnego – i jako odważnego patriotę, i jako cieszącego się życiem, swoją pracą, rodziną człowieka. Pileckiego o twarzy także mało dotąd znanej, prywatnej, domowej. Chcemy przybliżyć losy całego jego życia, opowiedzieć o świecie, w którym wyrósł, o nim jako młodym i ciężko pracującym ziemianinie z Kresów, czy o niełatwych losach jego rodziny.
Patrząc na wielowymiarową postać Pileckiego, zastanawialiśmy się: czy dla siebie był bohaterem? Czy bał się (przecież musiał)? Czy nie miał chwil i myśli, podczas których najchętniej rzuciłby obowiązek i zajął się swoją rodziną? Albo może wyrzutów sumienia, że wszystko poświęcił dla kraju, a żonę i dzieci zostawił przypadkowemu losowi? Miał poczucie porażki, kiedy skazywano go na śmierć? Szukaliśmy odpowiedzi na te i inne pytania, wątpliwości, tak jak rys na osobowości ojca szukał jego syn. Opowiada o tym w tej książce.
Czas wojny i powojenna rzeczywistość sprawiły, że musiał być człowiekiem skrytym, z nikim nie dzielił się więc także swoimi wątpliwościami, a nam też nie na wszystkie pytania udało się znaleźć odpowiedź. Idziemy w tej książce śladami Pileckiego prowadzeni przez jego osiemdziesięciotrzyletniego dziś syna Andrzeja Pileckiego – który sam także wciąż szuka śladów ojca. Andrzej, mieszkający w Warszawie zdolny inżynier, człowiek z życiowymi pasjami, mąż, ojciec, dziadek – we wszystkich tych wymiarach starał się być dobry i spełniony. Nie mówi wiele, ceni sobie konkrety, jest staranny i obowiązkowy. Zawsze stawia się na czas i kończy pracę w terminie. Był znakomitym partnerem i przewodnikiem podczas realizacji naszego filmu i pisania książki, chociaż czasem nie mówił tyle, ile chcielibyśmy usłyszeć i zapisać. To przede wszystkim jego książka i taka jak on, bez wielosłowia.
Andrzej Pilecki płacąc za niepodległościową postawę ojca – wierny również wartościom, których uczył go ojciec – w powojennej Polsce nie zrobił kariery, żył na marginesie PRL-u. Bezpośredni świadek, mówi w tej książce o tym, jaki był jego ojciec i jak żył, ale też jak żyli oni, jego mama, on i siostra: wpierw z nim, a potem bez niego, choć mając los w dużej mierze zdeterminowany przez wybory ojca. Nie było to łatwe życie, ale godne i dzisiaj Andrzej Pilecki może śmiało powiedzieć ojcu, że choć brakowało mu taty, starał się być mu wierny we wszystkim, czego go nauczył. Całe dorosłe życie Andrzej starał się także zachować pamięć o ojcu – najpierw dla siebie samego, później także dla innych. Do dziś szuka miejsca, w którym funkcjonariusze UB zakopali ciało ojca po wykonaniu na nim wyroku śmierci. Marzy, że pochowa go obok mamy. O wszystkim tym opowiada na stronach tej książki.
Książka ta nie powstałaby bez filmu, który postanowiliśmy zrealizować o Pileckim, a filmu nie byłoby, gdyby nie nasze marzenia o książce. Kiedy wiosną 2012 roku w gronie społeczników ze Stowarzyszenia Auschwitz Memento szkicowaliśmy plan akcji społecznej „Projekt: Pilecki”, nie sądziliśmy, że zaczynamy jedną z największych życiowych przygód.
Znaliśmy wówczas Witolda Pileckiego z prac historyków – jako bohatera. Znaliśmy go też z jego tekstów – jako wrażliwego człowieka. Ta druga perspektywa jawiła nam się bliższa i ciekawsza. Nie chcieliśmy opowiadać o nim jako o bohaterze jednego czynu, w ogóle nie chcieliśmy opowiadać o nim jak o bohaterze. Chcieliśmy opowiedzieć o człowieku, o jego motywacjach i systemie wartości.
Naszą akcję oparliśmy na społecznej aktywności, czyli na czymś, co było bliskie Witoldowi Pileckiemu i co okazało się bliskie jego rodzinie. Dzięki temu udawało nam się pokonywać kolejne trudności mnożone przez instytucje i środowiska, które choćby z racji swoich statutowych zadań powinny nam pomagać, a tego nie czyniły. W 2013 roku w ramach „Projektu: Pilecki” powstał nasz pierwszy film dokumentalny czerpiący z życiorysu rotmistrza, Ucieczka z piekła. Śladami Witolda Pileckiego. Poznaliśmy wtedy bliżej rodzinę rotmistrza, zaprzyjaźniliśmy się z Andrzejem Pileckim i pomyśleliśmy o czymś większym, dzięki czemu o historii rotmistrza i jego rodziny będziemy mogli opowiedzieć w pełnometrażowym, fabularyzowanym dokumencie. A kiedy zaczęliśmy realizować film Pilecki (premierę będzie miał we wrześniu bieżącego roku) przyszło nam do głowy: zróbmy także o rotmistrzu książkę.
I oto ona, rozpisana na trzy wzajemnie dopełniające się plany: na historię Witolda Pileckiego stworzoną w oparciu o jego wspomnienia oraz historyczne źródła; na relacje jego syna Andrzeja o ojcu i ich rodzinie; na opowieści z planu filmowego, kiedy to z przygodami i perypetiami historie, które zostały nam opowiedziane, próbowaliśmy przedstawić obrazem. Wydawało nam się, że to najlepiej pokaże Witolda Pileckiego w wielu jego wymiarach i życiowych rolach.
Produkcja filmu połączyła wiele pokoleń, uczestniczyło w niej ponad trzysta osób różnych zawodów i zainteresowań. Połączył nas Pilecki. Dla całego zespołu czas spędzony przy realizacji filmu okazał się wyjątkowy. Dzięki tym wszystkim ludziom, którzy nam zaufali i pomogli, powstał nasz film. Dziękujemy im.
Dziękujemy też dr. Adamowi Cyrze – historykowi, autorowi biografii oraz wielu innych publikacji o Witoldzie Pileckim, głównemu konsultantowi naszego filmu. Jego wnikliwa wiedza i szerokie spojrzenie na historię współczesną były jednymi z ważniejszych źródeł, z których korzystaliśmy.
Najważniejsze jednak było ogromne zaangażowanie rodziny Witolda Pileckiego, począwszy od jego syna, a skończywszy na prawnukach. Tak film, jak książka bez nich byłyby zupełnie inne, uboższe.
Zapraszamy do wspólnej wyprawy z Andrzejem Pileckim śladami jego taty…

Mirosław Krzyszkowski i Bogdan Wasztyl
Kraków–Oświęcim, lipiec 2015 roku

(…)

Męskie powinności

Z ucznia i harcerz ułan i gospodarz

Na samym początku była daleka Karelia. To tam urodził się Witold, choć Pileccy herbu Leliwa wywodzili się z Nowogródczyzny. Nestor rodu Adam Pilecki, właściciel dużego majątku ziemskiego Starojelnia, ożenił się z Marią Domeykówną, której posagiem były Sukurcze koło Lidy. Z tego małżeństwa przyszła na świat trójka dzieci – dwie córki i syn Józef, który za udział w powstaniu styczniowym został zesłany na Syberię. Nie tylko spędził tam ponad siedem lat, ale skonfiskowano mu też majątek w Starojelni. Władze carskie nie zabrały jednak Sukurcz, które wciąż były zapisane na matkę Józefa.
Jeden z synów Józefa, Julian, ukończył Instytut Leśny w Petersburgu i trafił na posadę w Ołońcu na pograniczu rosyjsko-fińskim. Pod koniec XIX wieku na jednym z wyjazdów poznał rodzinę Lucjana Osiecimskiego, który był leśniczym w Pietrozawodsku. W 1897 roku poślubił jego córkę Ludwikę. Julian i Ludwika to rodzice Witolda Pileckiego. Ołoniec, w którym w roku 1901 przyszedł na świat Witold, był małym miasteczkiem na terenie Karelii. Krainę tę, rozciągającą się między Bałtykiem a Morzem Białym, tworzyły łagodnie pofałdowane równiny pokryte soczystą zielenią, przetykaną gdzieniegdzie odbijającymi błękit nieba taflami jezior. Sam Ołoniec leżał tylko kilkanaście kilometrów od południowo-zachodniego wybrzeża Jeziora Ładoga, które było swego rodzaju wielkim, słodkowodnym morzem.
Sąsiadami rodziców Witolda w Karelii na północy byli Finowie, Karelowie i Rosjanie – ale Polska była obecna w ich domu od zawsze. Na ścianach wisiały reprodukcje Polonii i Lithuanii Artura Grottgera, a pełne patosu obrazy działań powstańczych z 1863 roku oddziaływały mocno na rozwijającą się wyobraźnię i osobowość małego Witolda.
Jego emocjonalny stosunek do dramatów polskiej historii pogłębiała zapewne rodzinna legenda, iż na jednym z obrazów Artura Grottgera miała się znaleźć postać wuja Witolda, Hipolita Osiecimskiego, który mierząc kolbą w carskiego strażnika, toruje sobie drogę ucieczki w trakcie powstańczej walki.
Ta i inne opowieści matki o zaangażowaniu jej rodziny w powstanie styczniowe oraz polska literatura patriotyczna odegrały szczególną rolę w wychowaniu chłopca.

Młodość Witolda Pileckiego przypadła na czasy bardzo burzliwe – I wojna światowa, rewolucja w Rosji, wojna z bolszewikami. Mnóstwo zdarzeń, miejsc i ludzi, którzy mogli wywrzeć na niego wpływ. Co według Ciebie stworzyło go jako człowieka? Co dało mu tę niezwykłą siłę charakteru? Kto nauczył go stawiać dobro wspólne ponad własne?
Obawiam się, że nie uda nam się precyzyjnie tego określić. To splot okoliczności, doświadczeń, fascynacji. Wydaje mi się, że ojciec odziedziczył najlepsze cechy Pileckich – patriotyzm, gotowość do poświęceń dla ojczyzny, odwagę, a uniknął przy tym przejęcia przywar – oschłości emocjonalnej, uporu graniczącego z zaciętością i pewnej surowości w obejściu. Dodał do tego zalety Osiecimskich – pracowitość, zmysł organizacyjny, szacunek i otwartość na innych. Reszta to nieustanna praca nad sobą.

Ołoniec nie był chyba idealnym miejscem do rozwijania żarliwego patriotyzmu?
Patriotyzm to raczej ludzie, a nie miejsca. Gubernia ołoniecka była jedną z najbiedniejszych w Rosji, odludziem pełnym lasów i moczarów. Idealne miejsce dla zesłańców! I choć Julian Pilecki, ojciec Witolda, a mój dziadek, nie mieszkał w Ołońcu za karę, to jednak polskich zesłańców w Karelii nie brakowało. Ojciec miał starszą siostrę Marię oraz dwójkę młodszego rodzeństwa Wandę i Jerzego (najstarszy z rodzeństwa, Józef, zmarł w dzieciństwie). Matka często opowiadała im o powstaniu styczniowym, w którym walczyli i Pileccy, i Osiecimscy. Obie te rodziny przypłaciły walkę o Polskę konfiskatami majątku i zsyłkami.

Jednak w Ołońcu powodziło im się nieźle.
Dziadek Julian miał stabilną posadę, awansował na stanowisko rewizora leśnego. Ciotka Maria Pilecka tak pisała o nim w Dziejach rodu Pileckich: „W towarzystwie był lubiany i szanowany, odznaczał się ogładą, elegancją, przyjemnym sposobem bycia, prawością charakteru i dowcipem”. Dziadek miewał jednak zmienne nastroje. Napady złego humoru zdarzały mu się dosyć często, a wtedy – jak pisze ciotka Maria – „dziecko nie miało prawa płakać, krzyknąć, powodować hałasu ani się nawet skrzywić”. Mieszkanie w Ołońcu składało się z sześciu pokoi i miało patriotyczny wystrój. Matka dbała o to, by dzieciom wychowującym się w obcym środowisku nie zabrakło kontaktu z ojczystym językiem. Czytała im polskie bajki, a gdy nieco podrosły – ambitniejszą literaturę. Mały Witold lubił zwłaszcza Trylogię Sienkiewicza i podczas zabaw utożsamiał się z jej bohaterami. Może dlatego, mimo że już wtedy przejawiał podobno talent plastyczny i literacki, najbardziej lubił zabawy o charakterze wojskowym.

A skąd się wywodzi głęboka religijność Witolda Pileckiego?
Wydaje mi się, że też z czasów ołonieckich, z dzieciństwa. Nie było tam co prawda kościoła, księży, regularnych praktyk, ale była rodzina, codzienne modlitwy, opowieści rodziców. I były msze święte odprawiane w prywatnych domach, kiedy akurat okazywało się, że wśród zesłańców jest jakiś ksiądz. Zesłańcy we wspomnieniach często podkreślają niezwykłą atmosferę tych nabożeństw, porównują je do spotkań pierwszych chrześcijan w katakumbach. To musiały być bardzo głębokie przeżycia.

Gdy najstarsze dzieci miały pójść do szkoły, rodzice podjęli decyzję, że matka przeniesie się z nimi do Wilna. Witolda zapisano do szkoły handlowej. Dlaczego?
Dla Polaków dostęp do rządowych gimnazjów był ograniczony. Ci, którzy mieli większe ambicje czy oczekiwania, uczyli się dodatkowo w polskich kołach samokształceniowych. Myślę zresztą, że takie tajne lekcje mogły być dla nastolatka nie lada atrakcją. Konspiracja pobudzała wyobraźnię, ale uczyła też ostrożności, dyskrecji, zaufania. Podobnie tajny charakter miała przygoda ze skautingiem, który – jak sądzę – był najważniejszym doświadczeniem w procesie kształtowania osobowości ojca. Harcerstwo było ściśle powiązane ze „Strzelcem”, konspiracyjną organizacją militarną. Dlatego wśród licznych ćwiczeń i kursów były i takie o charakterze typowo wojskowym. Fenomenem wydaje się to, że tak rozbudowaną działalność prowadzono w warunkach konspiracji. Odbywały się przecież nawet obozy.
Ojciec ukochał harcerstwo do tego stopnia, że nawet w dorosłym życiu – tak to teraz widzę – był harcerzem. Wychowanie, które od niego odbieraliśmy, wszystko, czego nas uczył, wywodziło się z harcerstwa. Dlatego tak się cieszył, kiedy i mnie porwało harcerstwo w pierwszych powojennych latach. Miał pewność, że jako nastolatek podążam dobrą drogą pracy nad sobą i szacunku dla innych.

I wojna światowa wyrwała rodzinę z Wilna. Julian wciąż pozostawał w Ołońcu, natomiast Ludwika przebywała przez cztery lata w majątku swojej matki w Hawryłkowie na Mohylewszczyźnie.
Hawryłków należał do Osiecimskich. Majątek nie został skonfiskowany w ramach carskich represji po powstaniu styczniowym z tego samego powodu co Sukurcze – był wianem naszej prababki. Dla ojca czas wakacji w Hawryłkowie, jeszcze przed wybuchem I wojny, był czasem zabaw, ale też zbierania pierwszych doświadczeń gospodarskich i społecznych. Osiecimscy byli bardzo otwarci, nie mieli nic przeciwko temu, by w zabawach na terenie ich posiadłości uczestniczyły także dzieci miejscowych włościan. Wuj Stanisław Osiecimski był zwolennikiem nowoczesności. Prowadził gospodarstwo świadomie, dokształcając się i wprowadzając nowinki, również techniczne. Co ciekawe, Hawryłków był jednym z pierwszych dworów w bardzo szerokiej okolicy, który miał połączenie telefoniczne. Hawryłków i wuj Stanisław byli też dla taty przykładem, jak wiele może osiągnąć jeden człowiek, jeśli nie boi się ciężkiej pracy. Świadome prowadzenie majątku wymagało zdobywania wiedzy, inwestycji, pomysłu, ale także ułożenia sobie dobrych relacji z miejscową ludnością. Tego wszystkiego nauczył się od wuja.

 
Wesprzyj nas