Elizabeth Winder ukazuje świat Sylvii Plath, zanim stała się jedną z największych i najbardziej wpływowych poetek XX wieku. To niezwykłe spojrzenie na młodą Sylvię i miesiąc, który położył podwaliny pod jej przełomową, na poły autobiograficzną powieść – Szklany klosz.


W czerwcu 1953 roku dwudziestoletnia Sylvia Plath przyjechała do Nowego Jorku i została redaktorką czasopisma o modzie „Mademoiselle”. Możliwość odbycia stażu w redakcji popularnego miesięcznika była główną nagrodą w konkursie literackim – dla młodej dziewczyny trudno było wymarzyć sobie lepsze wyróżnienie.
Zamieszkała w hotelu Barbizon, chodziła na przedstawienia baletowe, na mecze bejsbolu i tańczyła w West Side Tennis Club. Miała cudownie spędzić czas. Ale to, co nastąpiło, okazało się dwudziestoma sześcioma dniami udręki, okolicznościowych rautów i harówki, które ostatecznie zmieniły bieg jej życia.

Elizabeth Winder ukazuje świat Sylvii Plath, zanim stała się jedną z największych i najbardziej wpływowych poetek XX wieku. To niezwykłe spojrzenie na młodą Sylvię i miesiąc, który położył podwaliny pod jej przełomową, na poły autobiograficzną powieść – Szklany klosz.
Jej młoda bohaterka, Esther Greenwood, podobnie jak Sylvia trafia na staż do wielkiego miasta i zewsząd słyszy, że spotyka ją szczęście zakosztowania uroków wielkiego świata. Ona sama, neurotyczna, pogrążona w swoim świecie, nie potrafi czerpać z tego radości, widzi, jak bardzo różni się od otaczających ją młodych roześmianych dziewczyn i popada w depresję, a w końcu chorobę psychiczną.

Elizabeth Winder rzuca światło na ten etap w życiu Sylvii Plath, próbuje odczarować mit, który stworzyła sama bohaterka. Świetnie oddaje klimat lat pięćdziesiątych, zachwyca ją estetyka tamtych czasów, skupia się na tym, co mogło cieszyć młodą dziewczynę – szykowne ubrania, eleganckie potrawy, makijaż – emblematy dorosłego i światowego życia. Ale jednocześnie pracując nad tą książką odkrywa, że trudności, których doświadczyła Sylvia, nie były wyjątkowe – „wpisywały się w znacznie większy problem – polegający na byciu ambitną i ciekawą dziewczyną w tamtym czasie”.

„Ta książka jest próbą odczarowania zbanalizowanego wizerunku Plath jako dręczonej przez demony artystki. To opowieść o pełnej energii młodej kobiecie u progu dorosłego życia. O artystce, którą pociągała zarówno jasna, jak i ciemna strona, która miała nienasycony apetyt na nowe doświadczenia i zdobywanie wiedzy i która nie obawiała się tego, co może przynieść jej los. O tym, jak Nowy Jork poraził ją swoim morderczym pięknem. O wrażliwej i wesołej osobie, która kochała i zakupy, i czytanie książek. Ta Sylvia ma blond włosy, ciemną opaleniznę, jedną walizkę, kilku ukochanych, dwie czarne sukienki i bilet do Nowego Jorku”
– pisze Elizabeth Winder.

“Wczoraj w nocy śniła mi się Marylin Monroe, była niby wróżką-matką chrzestną. Na jakimś spotkaniu z publicznością, to spotkanie z Eliotem na pewno będzie podobne. Powiedziałam, ledwie powstrzymując łzy, jak wiele dla nas znaczy ona i Arthur Miller, mimo że oczywiście nas nie znają. Zrobiła mi doskonały manikiur. Nie umyłam przedtem głowy i zapytałam ją o dobrych fryzjerów, bo gdziekolwiek chodzę, zawsze narzucają mi okropną fryzurę. Zaprosiła mnie do siebie na święta, obiecując nowe, kwitnące życie”.
– Sylvia Plath, Dzienniki 1950–1962, 4 października 1959

To opowieść o pełnej energii młodej kobiecie u progu dorosłego życia

Elizabeth Winder – poetka, autorka zbioru wierszy. Publikowała między innymi w „Chicago Review”, „Antioch Review” i „American Letters”. Jest absolwentką College of William and Mary. Ukończyła kurs kreatywnego pisania na uniwersytecie George’a Masona.

Elizabeth Winder
Sylvia Plath w Nowym Jorku. Lato 1953
Przekład: Magdalena Zielińska
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 13 maja 2015


BTB (redaktor naczelna magazynu „Mademoiselle”) robiła wrażenie na Sylvii, ale jeszcze bardziej imponowała jej Cyrilly Abels, sekretarz redakcji i bezpośrednia zwierzchniczka Sylvii podczas miesięcznego stażu. Z obiema paniami jadła lunch w pełnym przepychu hotelu Drake na rogu Park Avenue i Pięćdziesiątej Szóstej Ulicy. Restauracja Drake Room miała fantazyjny sufit w stylu belle époque, stylizowany na rozgwieżdżone niebo, sześciu barmanów i otwarty bufet z przystawkami. Była niezwykłym kulinarnym wprowadzeniem w Nowy Jork — miejscem słynnym ze steków, kaczki w sosie pomarańczowym i pieczonego kapłona. Sylvia uwielbiała tutejszą elegancję: bogate, wytworne wnętrze, sherry i szum plotek. Z przyjemnością pochłaniała wielką sałatkę szefa (jej ulubioną).
Ann Burnside: Jedyne, co nadawało się do jedzenia, to kawior w kryształowej misie i może jeszcze kilka krakersów na drugim końcu stołu. Sylvia siedziała po mojej prawej stronie. Natychmiast przysunęła do siebie kawior i wyjadła łyżką całą miskę. Byłam zaszokowana i zażenowana jej zachowaniem, ale Sylvia albo nie zdawała sobie z niczego sprawy, albo miała to gdzieś. Cyrilly Abels pewnie myślała, że Sylvia ma wiele do zaoferowania i przypisała to zachowanie jej ekscentryczności. Ja natomiast nigdy nie widziałam niczego bardziej niegrzecznego ani lekceważącego wobec innych. Z pewnością się tym wyróżniła. Później nie umiałam już w niej znaleźć niczego pozytywnego. Nie chciałam, by ktoś nas razem widział — przecież znów mogła wyciąć jakiś numer. Później dowiedziałam się, że jej wuj prowadził firmę cateringową i że była przyzwyczajona do zjadania jedzenia na przyjęcia — to była dla niej norma.

Po powrocie do Street & Smith Eileen Neva i Sylvia rozmawiały w windzie, porównując swoje wrażenia. Eileen wyrwało się pierwszej:
— Nie jest to zbyt wytworne.
— Najdziwniejsza zbieranina, jaką w życiu widziałam — doprecyzowała Sylvia.

ZBYTKOWNE JEDZENIE

Dla kogoś tak znanego z nienagannych manier jak Sylvia zachowania aspołeczne albo wywołujące gniew były nie do pomyślenia. Po prostu uwielbiała jeść, tak jak uwielbiała inne rzeczy: kaszmir, kawior, piwo — wszystko. Uwielbiała kolory, a w swoim dzienniku opisywała żółcienie zupy kukurydzianej, sałatkę z tuńczyka z majonezem, olśniewający odcień żółtka, niebieskozielony refleks w otwartej ostrydze.
Sylvia kochała sałatkę z jajkami i rukwią wodną u Childa, a jednocześnie potrafiła ni stąd, ni zowąd zamówić potrawkę z podrobów. Kawior był dla niej po prostu jeszcze jedną rzeczą do zjedzenia. Pewnego lata, gdy w domu studenckim w Cambridge dzieliły się z koleżankami obowiązkami kuchennymi i zaopatrzeniowymi, Sylvia wydawała dziewięćdziesiąt pięć procent swojego tygodniowego budżetu przeznaczonego na jedzenie, by kupić wyrafinowane przyprawy. Kapary, pasta z anchois i słoiki z ziarnistą musztardą francuską. I przede wszystkim orzechy włoskie, którymi obficie posypywała każdemu sałatki, płatki z mlekiem, jogurty czy owoce.
Neva zadała ostateczny cios:
— BTB jest jak irlandzka praczka.
Uważała, że to komplement odnoszący się do mało wybrednej postawy życiowej i etosu pracy. Niestety BTB — która od razu się o tym dowiedziała — nie odebrała tego w ten sposób. Tak Neva, jak Sylvia zostały pilnie zawezwane do „buduaru”.
Pod wpływem gniewu pulchna i kwiecista BTB przemieniała się z doktora Jekylla w pana Hyde’a. Najpierw zabrała się za Nevę.
— Masz szczęście, że tu jesteś! — wrzeszczała. — Byłam przeciwko twojej kandydaturze… Jesteś tu jedynie z litości. — A co gorsza dodała: — Twoja ciężka praca nie oznacza, że masz talent.
— A ty — warknęła, wirując wokół Sylvii, aż perły latały — jesteś tu tylko dzięki twej matce. Gdyby nie sprawdzała twojej pisaniny, nie byłabyś w stanie złożyć ani jednego zdania.
Niczym współczesna Hydra BTB miała niezwykły zmysł podpowiadający jej, jak ranić. Neva dorastała w sierocińcu w Montanie. W szkole średniej mieszkała samotnie w pokoju hotelowym w Los Angeles i zarabiała, prowadząc własną audycję w radiu. Jako samozwańcza „zawodowa zwyciężczyni konkursów” Neva przystąpiła do pierwszego z nich (organizowanego przez producenta mleka skondensowanego), gdy miała dziesięć lat, gdyż bardzo chciała dostać jakąś pocztę na adres sierocińca. Czy BTB wiedziała o dzieciństwie Nevy? Z pewnością wiedziała o Sylvii i o tym, że Aurelia Plath była nauczycielką. Musiało ją zaboleć nazywanie jej abnegatką przez kogoś, kto właśnie sam pochłonął cały kawior. I tak w swojej łaskawości podczas lunchu nie skomentowała tego ani słowem.
Łagodnie ujmując, był to upokarzający początek. Neva szlochała. Madelyn Mathers, przypadkowy świadek tej sytuacji, starała się udawać, że nie wie, o co chodzi. Sylvia przez kilka sekund siedziała w milczeniu, a potem wybiegła i zamknęła się w łazience. Jej łkanie słychać było aż na korytarzu. BTB prawie nie bywała w redakcji, więc Sylvia, która doceniała znaczenie pierwszego wrażenia, obawiała się, że nie dostanie szansy na rehabilitację. Jednak najgorsze, co mogło się wydarzyć tego popołudnia, dopiero je czekało. Każda stażystka miała mieć zrobione zdjęcie portretowe do rubryki Zawód i Przyszłość. Neva Nelson została poproszona jako pierwsza.
Sesja ta zaskoczyła wszystkie dziewczęta. Blada i zapłakana Neva, choć ubrana w prostą, szykowną, czarną sukienkę z ażurowym wykończeniem, miała wątpliwości co do swojego stroju. Na szczęście nie malowała mocno rzęs, więc nie rozmazała się dramatycznie. Na zdjęciu wygląda bardzo modnie, ma włosy obcięte na boba, kloszowaty kapelusz i ani śladu łez, które nadal musiała powstrzymywać.
Sylvia za to wciąż płakała w łazience, spuchniętą czerwoną twarz próbowała doprowadzić do porządku, korzystając tylko z kranu i chusteczki. Z ulgą, że najgorsze już minęło, Neva wślizgnęła się do łazienki, by jej pomóc. Wreszcie Sylvia wyszła i wręczono jej rekwizyt, z którym miała zapozować do zdjęcia — czerwoną różę. Jakimś cudem udało się jej w miarę wiarygodnie uśmiechnąć, ale z tego wszystkiego kwiat trzymała do góry łodygą.
To doświadczenie je przygnębiło. Fotograf Herman Landshoff łaził dokoła ze swoim aparatem i się przechwalał.
— Skupiał się wyłącznie na sobie — wspomina Ann Burnside — i wyjaśniał, że jest delikatnym stworzeniem, przywykłym do najlepszego sprzętu i najlepszych modelek, a teraz musi pracować w strasznych warunkach.
— Dziś uznałabym go za zabawnego — powiedziała Neva — ale wówczas nie było mi do śmiechu.
Sylvia czuła się pokiereszowana obiektywem fotografa i tyradą BTB. Staż w „Mademoiselle” to dla myślącej dziewczyny przygotowanie do życia w wielkim świecie. Każda z dwudziestu dziewcząt przyjechała tu radosna i pełna nadziei niczym panna młoda. Zaś po jednym dniu Sylvia czuła się jak ścierka do podłogi. Jeśli to miał być test, to go oblała.
Sesja fotograficzna trwała aż do wieczora. Sylvia rozpakowała się i wyczerpana zjadła późną kolację w kawiarni na dole. Wkrótce napisze list do swojej nauczycielki ze szkoły średniej i mentorki Wilbury Crockett, w którym przyzna: „Zawiodłam panią”.

 
Wesprzyj nas