Zbiór przewrotnych w formie i treści felietonów Doroty Masłowskiej, nie uchylających się od szerszej refleksji socjo- i antropologicznej.


“Więcej niż możesz zjeść” to zbiór publikowanych przez Dorotę Masłowską w magazynie Zwierciadło w latach 2011-2013 tekstów o jedzeniu. Tekstów, które jednak mocno odbiegają od tradycyjnego pojęcia rubryki kulinarnej, jeśli go wręcz jawnie nie przedrzeźniają.

Zilustrowane przez wybitnego rysownika Macieja Sieńczyka, przewrotne w formie i treści, nie uchylają się od szerszej refleksji socjo- i antropologicznej.

Dorota Masłowska o swojej książce:
„Wszyscy wiedzą, że piszę książki, że nagrywam płyty, a mało kto domyśla się, że w wolnym czasie również trochę jem. O tym nieujawnianym dotąd fakcie pisałam do magazynu “Zwierciadło” felietony; przez 2 lata prowadziłam tam rodzaj rubryki spożywczej, w którym z właściwą sobie swadą opisywałam jedzone jedzenie.
Te grubymi nićmi szyte refleksje kulinarne stanowiły jednak wyłącznie pretekst dla rozważań szerszych: chwalenia się zagranicznymi podróżami, opisywania potknięć moralnych znajomych, czy ujawniania drastycznych szczegółów ze swoich operacji plastycznych. Dziś opatrzone genialnymi ilustracjami Macieja Sieńczyka ze wzruszeniem kieruję do rąk czytelnika”.

Dorota Masłowska – ur.1983, pisarka, autorka sztuk teatralnych. Zadebiutowała w 2002 powieścią “Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”, wydany dwa lata później “Paw królowej” przyniósł jej nagrodę Nike. Jej dramat “Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” wystawiany był m.in w Australii, USA i na Sachalinie. Za napisaną dla Teatru Rozmaitości sztukę “Między nami dobrze jest” (2008) otrzymała nagrodę Ministra Kultury.

Dorota Masłowska
Więcej niż możesz zjeść
Felietony parakulinarne
Ilustracje: Maciej Sieńczyk
Oficyna Literacka Noir sur Blanc
Premiera: 9 kwietnia 2015


styczeń 2013

Tadeusz Konwicki mówił, że w „Czytelniku” zabronione było pod karą ostracyzmu opowiadanie filmów i snów; ja, niech się dzieje, co chce, zrobię coś jeszcze bardziej niegustownego, bo opowiem reklamę, czyli i jedno, i drugie jednocześnie; przypomnijcie mi tylko, żebym nigdy już, podróżując machiną czasu, nie próbowała ładować się na Wiejską na awanturkę.
Reklama jest taka: ogorzały wagabunda wysiada z pekaesu, który oddala się niespiesznie w chmurze charakterystycznego pyłu.
Poczciwa słowiańska twarz, przetarty, ale schludny sztruks spodni; czy to bohater nowej powieści Małgorzaty Musierowicz, sympatyczny Rysio, piłujący na gitarze w poznańskim przejściu podziemnym?
Gdy zachodzimy w głowę, czy to on, czy nie on, mężczyzna nie czeka, tylko rusza na przełaj przez komputerowe zboża i pikselowate łąki usiane makami. W wiejskiej chacie pośród pól czeka wytęskniona rodzina. Niezwłocznie siadają w altance wśród jabłoni, by wspólnie zjeść posiłek…
To nic innego, jak tradycyjne polskie chipsy „Wiejskie ziemniaczki”. Wasze mamy też pewnie zawsze czekają z paczką na Wasz przyjazd! Chaps chaps. Arkadia co prawda zdaje się przez chwilę chwiać w posadach, gdy ostatni chips znika w paszczy rumianego siostrzeńca; chwila suspensu, członkowie rodziny patrzą na siebie niepewnie, czy skończy się mordobiciem? Na szczęście jednak uboga matula ma jeszcze jedno opakowanie. Czekając na wsi na ukochanego syna, spędza bowiem czas w mieście, robiąc w Tesco zapasy na jego powrót.
Ciepły głos lektora nie pozostawia wątpliwości — chipsy „Wiejskie ziemniaczki” to smak rodzinnego gniazda, smak matczynego mleka. „Nasze polskie ziemniaki” — mantruje narrator głosem łamiącym się z mimowolnej czułości.

Z całym szacunkiem dla gimnastyk różnych polskich reżyserów, dawno nie widziałam tak może niezamierzonej, ale przecież zgrabnej filmowej diagnozy stanu naszego narodowego ducha!
„W tradycyjnym systemie gospodarstwa domowego to właśnie kuchnia dostarcza znaczeń symbolicznych retoryce masowej konsumpcji, podlega mityzacji, przywołuje krainę utraconej szczęśliwości — pisał profesor Roch Sulima w swojej Antropologii codzienności w 2000 roku, analizując fenomen „domowych pierogów” i „tradycyjnych wypieków”. Fenomen, który do roku 2013 zdołał obrosnąć w wątki, odnóża i paradoksy na kilka podrozdziałów.
Oprócz reklam kilku marek sieciowych delikatesów, oferujących wędliny i przetwory powołujące się nie tylko na mit „domu”, „tradycyjnego wypieku” i „wiejskości”, lecz sięgające nieraz do odwołań szlacheckich, czy wręcz monarchiczno-galicyjsko-wojskowych, do antropologicznej analizy skierowałabym wszystkie reklamy, operujące obrazami fosforyzująco zielonych łąk i złocących się pól, wśród których wiją się serpentyny pełnych ryb rzek i przechadzają bose kobity z misami pełnymi świeżo ubitej margaryny.
Znamienne jest, że stylistyka tych wizji nie ma żadnych pretensji do realizmu, tak jakby pracujący nad nimi twórcy komputerowych efektów specjalnych wręcz celowo zostawiali na wierzchu grube nici, którymi były szyte: gruboziarnistą grafikę, przesycone kolory i złe proporcje, by jeszcze uwypuklić ich fantastyczność, zaakcentować charakter marzenia. Tak jakbyśmy chwiejąc się na pograniczu ekologicznej przepaści, sami sobie opowiadali baśnie o dawnym nieskażonym świecie, nawet przez chwilę nie usiłując w nie uwierzyć.
Opisane tu przeze mnie „Wiejskie ziemniaczki”, a także towarzysząca ich promocji narracja, zasługują na szczególną kulturoznawczą uwagę. W Antropologii profesor Sulima „kulturę domowych pierogów” przeciwstawiał „kulturze mrożonek”, czyli rozmaitych gotowców i erzaców, jak wynikało z badań, w Polsce przyjętych początkowo z dużym dystansem. „Wiejskie ziemniaczki” są tworem łączącym marzenie o „tradycyjności” i „wyrobie jak u mamy” i „naszych polskich ziemniakach” z ideą „instant”, „gotowe w trzy minuty”, „do piekarnika lub mikrofalówki!” ze schizofreniczną swobodą. Tą samą, z którą producenci zup w proszku pokazują pradawną warząchew w dłoni matki, która wsypuje do wrzątku ogórkową z papierka, tradycyjny polski glutaminian sodu z odrobiną liofilizowanych warzyw, bo swoim bliskim daje tylko to, co najlepsze.

Na koniec podaję kilka przepisów przyszłości, możecie wykorzystać je w przyszłe święta.
„WIEJSKIE ZIEMNIACZKI” WIGILIJNE O SMAKU KARPIA W GALARECIE
— chipsy kupujemy i wsypujemy do miski.
BIGOS TRADYCYJNY W KRĄŻKACH
— zalewamy gorącą wodą, czekamy, aż spęcznieje, gotowe.
Teraz nowość: z dodatkiem sody, nie powoduje nadkwasoty!
ZUPKA CHIŃSKA O SMAKU PRAWDZIWEJ KAPUSTY Z GROCHEM
— zalewamy wrzątkiem, przykrywamy talerzem.
Po trzech minutach jest gotowa do spożycia z najbliższymi. Smacznego!

 
Wesprzyj nas