“Marek Hłasko. Listy” to dramatyczna historia życia pisarza, fascynująca opowieść o miłości, przyjaźni, pisaniu i walce o własne miejsce w literaturze i świecie – opowiedziana w listach.


Zbiór zawiera ich 363 – z czego ponad połowa nie była dotąd publikowana. Listy były kierowane do różnych osób, w tym przede wszystkim do matki Marii Hłasko, do najważniejszego wydawcy Hłaski – Jerzego Giedroycia, do Sonji Ziemann – żony Marka Hłaski, a w ostatnich latach jego życia – eksżony, a także do bardzo mu bliskiej Agnieszki Osieckiej oraz do przyjaciół w Izraelu.

Wstęp do wydania stworzył Andrzej Czyżewski – najbliższy krewny i jedyny spadkobierca matki pisarza Marii Hłasko, autor wyboru i opracowania listów zawartych w książce.

– Hłasko ostatnio bywa bohaterem książek w stylu “PRL na pikantnie” ale jego dzieł w księgarniach brak. To się jednak zmienia – nową edycję wybranych pozycji z dorobku Hłaski inauguruje premierowo wydany tom jego listów, które układają się w życiorys bardziej przenikliwy i dotkliwy niż w jego biografiach – napisał o wydaniu Juliusz Kurkiewicz z “Gazeta Wyborczej”.

Książka “Marek Hłasko. Listy” ukazała się przed 45. rocznicą śmierci pisarza i w roku kiedy przypadała 80 rocznica jego urodzin. Wydanie zainaugurowała serię wznowień dzieł Marka Hłaski w nowej szacie graficznej autorstwa Urszuli Pągowskiej i Andrzeja Pągowskiego.
W serii ukazały się już: “Piękni dwudziestoletni”, “Pierwszy krok w chmurach”, “Sowa, córka piekarza”, “Drugie zabicie psa/Nawrócony w Jaffie”.

Marek Hłasko
Listy
Wydawnictwo Agora
Premiera: 13 czerwca 2014

325

15 I 1968 r.
Wielce Szanowny Panie!1

Na list odpisuję natychmiast.
Artykuł przeczytałem. Jest słaby i płaski; mnie również przejął niesmakiem; niestety, autor ma trochę słuszności. Ja Polonii w ogóle nie znam z wyjątkiem może ośmiu, może siedmiu ludzi, z tego jednak, co wiem, ludzie ci dzielą się na dwie nienawidzące się wzajemnie grupy:
1. Ludzie, którzy wstydzą się polskiego pochodzenia i którzy za wszelką cenę postanowili zostać Amerykanami, co jest może i słuszne, ale nie pozbawione groteskowości jak każdy neofityzm; vide Bratny, Andrzejewski itd.
2. Tak zwani „niezłomni”. Ta druga grupa pozbawiona dynamiki składa się z ludzi bez sukcesu, ale przynajmniej niektórzy z nich czytają i „KULTURĘ”, i jakieś książki. Znajomość angielskiego obu tych grup jest żenująco słaba, i to jest jedyna łącząca ich więź.
Ja tych ludzi niestety unikam. Doszły do mnie wielokrotnie pogłoski, iż uważany jestem za agenta komunistycznego, rozczarowanego komunistę etc., etc. Niestety, muszę się tego trzymać do czasu, aż sprawa moja zostanie ostatecznie załatwiona.
Teraz; nie znam ani p. Elektorowicza, ani p. Grynberga2. Pojęcia nie mam, kim są ci ludzie. Doktor Mroczkowski nigdy się w tej sprawie do mnie nie zwracał. Rzeczywiście znam Wnuka, który jest wyjątkowo miłym i zdolnym człowiekiem. Tego widuję od czasu do czasu. O Grynbergu czytałemw gazecie, że był prześladowany w Polsce jak za czasów hitleryzmu, że nie wierzy już w komunizm i że nie może żyć dłużej bez Boga. Jest to tak zwana US Immigration Office story casus Miss Stalin3.
Chętnie przyślę Panu następny jak list, jak tylko dostanę honorarium za przesłany ostatnio. Łączę najlepsze pozdrowienia i przykro mi, iż nie mogę wykonać Pańskiego zamówienia. Będę pisał o wszystkim, co Pan tylko chce – nigdy o Polakach i Polonii. Chyba, iż pewnego dnia stanie się jakiś cud i oni zaczną czytać książki i gazety.
Pański Marek>

1 Do Jerzego Giedroycia; ostatnie trzy linijki listu odręcznie.
2 Henryk Grynberg (1936) – poeta, prozaik, od 1967 r. na emigracji w USA.
3 Opowieść dla amerykańskich władz imigracyjnych – przypadek panny Stalin.

347

[18 IX 1968 r.]
KochanaMoja! 1

Oba Twoje listy dostałem. Na pierwszy nie odpowiedziałem, gdyż zawierał zarzuty tak niesłuszne i absurdalne i był dla mnie tak obraźliwy, że nie umiałem nań odpowiedzieć. To jest w każdym razie dziwne, że ja, który od lat dziesięciu posyłałem Ci paczki, pieniądze, rozmaite ładne podarunki – nie mam prawa posłania paczki staremu człowiekowi, który jest mi w jakiś sposób bliski2. Więcej o tym nie będę mowić3.
List twój jak i wszystkie Twoje listy pełen jest wyrzutów, na które nie sposób odpowiedzieć, gdyż są tak niesprawiedliwe i tak nieprawdziwe, że tylko smutek, w jaki mnie wprawiają, może być potwierdzeniem moich uczuć do Ciebie. To rzeczywiscie straszne, że jakiś łobuz chce pieniędzy od Ciebie, ale to jest łatwo wykrywalne i policja Ci powie, co zrobić, aby go złapać. Tutaj to jest na porzadku dziennym.
Martwi mnie Twój stan nerwowy, sam jestem, prawdę mówiąc, bardzo zmęczony ostatnimi latami i nie wiem, jak Ci pomóc, ale będę się modlić za Ciebie. Wybacz mi, że nie umiem pisać o sobie. Nie umiem również o sobie mówić i nie raz mi to stawiano jako zarzut, dopatrując się w tym obojętności, chytrości i skrytości. Cóż, nie umiem. W tym roku mamy tak koszmarnie gorace lato, że trudno pracować i mało w tym roku napisałem, tak więc i z pieniędzmi nie najlepiej. Trzeba to przetrzymać. Przykro mi, że tak marnie o mnie myślisz. Chciałbym dostać kiedyś od Ciebie przyjemny list. A niby co ma się ze mną stać, Mamo? Nie ożenię się po raz drugi, tak więc największe niebezpieczenstwo odpada. Z ludźmi się nie widuję, bo mnie nudzą, więc nie piję. Samochodem mało jeżdżę, bo mnie to znudziło. Przestań się o mnie bać. Często mam wrażenie, że po prostu mało mnie znasz i myślisz o zupełnie innym człowieku.
I jeszcze jedna sprawa. Nie przysyłaj mi listów poleconych, bo nie będę ich odbierać. Wielokrotnie Cię o to prosiłem, lecz prośby moje żadnego nie odniosły skutku. Nie będę tego więcej tłumaczyć, bo i jak? Jednak listy polecone wracać będą z powrotem do miejsca wysłania.
O tym wszystkim wielokrotnie uprzedzałem. Nie mam po prostu możliwości ich podejmowania. Parę dni temu zgubiłem prawo jazdy i nie mogłem przedstawić na poczcie żadnego dowodu. Wiem, że był jakiś list od Urszuli, którego nie podjąłem. Ten mały napisal do mnie list polecony – bo jakże pisać inaczej do swojego ojca – nazywając mnie „Kochanym Ojcem”. Ja na ten list odpowiem mu dopiero wtedy „Kochany synu”, kiedy sąd i lekarze uznają mnie ojcem. Może by jednak lepiej skończyć z tą komedją? W końcu dziecko nie jest małpą, ktorą ma się ku uciesze. Ja wiem, że sprawa nie jest prosta. Każde dziecko potrzebuje w końcu ojca, ale ja nie chcę być ojcem cudzego dziecka, które być może ma prawdziwego ojca, a ten z kolei cierpi i nienawidzi mnie, człowieka niewinnego, gdyż jak Urszulę poznałem, była panną. Jest to długa droga. Może byś porozumiała się z nią w tej sprawie, choćby listownie. Jeśli masz ochotę.

Bogu Cię polecam
Kochający CięMarek

PS List wysyłam na adres warszawski.

1 Do matki. List z Los Angeles – data stempla pocztowego 18 IX 1968 r.
2 Tym starym człowiekiem był wuj Marka Józef Czyżewski.
3 List pisany na maszynie bez polskiej czcionki. Niektóre poprawki naniesione
odręcznie.

 
Wesprzyj nas