Jak to się stało, że PRL w ogóle był w stanie istnieć?


Trudno sobie dziś wyobrazić, jak funkcjonował PRL – to najbardziej tajemniczy czas w powojennej historii polskiego społeczeństwa i państwa.

Czas, kiedy wszędzie ustawiały się kolejki, bez względu na to „za czym kolejka ta stoi” – jak śpiewała Krystyna Prońko.

Absurdalne było wszystko – zaopatrzenie w sklepach, mechanizmy biurokracji, relacje obywatela z władzą. Zagadki z tamtych lat do dziś fascynują.

Piotr Lipiński i Michał Matys rozwiązują najbardziej niedorzeczne z nich. Dlaczego w PRL-u brakowało papieru toaletowego i cukru? Kto zjadł mięso? Kto pokazał pupę premierowi Jaroszewiczowi? Jak dolar stał się w Polsce drugą walutą? Co działo się z nastolatkami, którzy nagle znikali z ulic? Kto dokonał napadu stulecia? W jaki sposób na warzywach można było zbić fortunę?

I największa zagadka: jak to się stało, że PRL w ogóle był w stanie istnieć?

Michał Matys, Piotr Lipiński
Absurdy PRL-u
Wydawnictwo PWN
Premiera: 8 września 2014

II. PROCES

Czym się różni przedwojenny sklep mięsny od powojennego?
Przed wojną na sklepie było napisane: rzeźnik, a w środku było mięso.
Teraz nad sklepem wisi szyld: mięso, a w środku jest tylko rzeźnik.

– Zamiast powiesić szynkę w sklepie, powiesili w więzieniu Wawrzeckiego – uważa profesor Andrzej Rzepliński. – Gomułka na swój sposób pojmował gospodarkę. Uważał, że należy po prostu zwalczyć złodziei, malwersantów, łapowników, bo oni są winni wszelkim brakom. Jak zwalczyć? Strachem. Powieszono Wawrzeckiego. To był mord sądowy. Sędzia wiedział, że wyrok wydano już wcześniej. Sędzia był tylko końcem pióra.

JAKBY SIĘ WOREK Z MĄKĄ ROZSYPAŁ
Dowcipy o mięsie towarzyszyły PRL-owi przez całą jego historię.
Mniej Ochabów, więcej schabów.
Nie ma szynki, nie ma gnata,
Hermaszewski w kosmos lata.
Nie ma mięska, nie ma serka,
jak tu lubić wujka Gierka.
Gdy zabierze i pasztecik,
podpalimy komitecik.

Paweł Wawrzecki jest aktorem znanym między innymi z seriali „Złotopolscy”, „Matki, żony i kochanki”. Garderoba teatru Kwadrat.
Niechętnie dziś mówi o ojcu Stanisławie. Wiele razy już opowiadał. Dla filmu, kolorowych czasopism, zwierzał się nawet Krzysztofowi Ibiszowi. Ojca stracono, kiedy miał 15 lat.
– Byłem na ostatnim słowie taty w sądzie – wspomina. – Stracił przytomność. Bronił się, prosił o zrozumienie, że odpracuje. Nie chcę dziś o tym mówić. Słowa, słowa, jakby się worek z mąką rozsypał.
I co z tego? Nic.
W filmie Leszka Ciechońskiego i Piotra Pytlakowskiego „Śmierć w majestacie prawa” Paweł Wawrzecki opowiadał o ostatnim spotkaniu, kiedy jeszcze nie wiedział, że ojca wkrótce aresztują:
Ja się w dziwny, specyficzny sposób, po męsku, pożegnałem z ojcem. Wychodziłem rano do szkoły, ojciec się przygotowywał, przed południem miał odlatywać samolotem. Wszedłem do pokoju stołowego i powiedziałem: „no to cześć tato, widzimy się za tydzień”. Nie pocałowałem go, tylko mu podałem rękę. Bo taki byłem mężczyzna, niedługo kończyłem szkołę podstawową. Czułem się dorosły. Właściwie zawsze tego żałuję, że nie pożegnałem się z nim jak należy.
Paweł Wawrzecki wierzy, że ojca wszyscy lubili. Dziś nawet spotkał kogoś, kto powiedział: to był gość w porządku. Wierzy, że ojca uwikłano. Że kogoś krył, ktoś mu obiecał wyrównać przysługę. Dlatego w trakcie procesu stawał się coraz spokojniejszy. Wierzy, że potem zacierano ślady. Dziś nie można nawet przeczytać akt sprawy, bo spłonęły w tajemniczym pożarze w sądzie.

RZADKIE RYŻAWE WŁOSY
Mężczyzna, widząc ogonek pod mięsnym, zamawia sobie miejsce: – Polecę tylko do KC nakopać Gomułce. Szybko wrócił, kolejkowicze pytają dlaczego. – Ludzie, tam jest kolejka trzy razy dłuższa.

W roku 1964, kiedy rozpoczęły się aresztowania wśród pracowników „mięsa”, zmarła Wanda Wasilewska, Mieczysław Moczar został prezesem Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD) i ministrem spraw wewnętrznych, a intelektualiści (wśród nich Maria Dąbrowska, Stefan Kisielewski, Władysław Tatarkiewicz) podpisali „List 34”: „Ograniczenie papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej zagrażają rozwojowi kultury narodowej”.
20 listopada 1964 roku rozpoczął się proces. Barbara Seidler w reportażu „Mięso i inne sprawy” napisała:
Już wprowadzają oskarżonych. Między twarzami milicjantów podpiętych służbiście paskami – twarze tych dziesięciu: zmarszczka nad nosem, w poprzek czoła, dalej ziemista cera i czupryna kędzierzawa,teatralny, zły gest osłaniający twarz przed kamerą, czyjaś
szyja purpurowa nad rozchylonym kołnierzykiem i rzadkie ryżawe włosy sczesane na łysiejące skronie.
Stanisław Wawrzecki był jednym z dyrektorów w Miejskim Handlu Mięsem, nadzorującym warszawskie sklepy. Oprócz niego na ławie oskarżonych zasiadło czterech innych dyrektorów uspołecznionego handlu, czterech kierowników państwowych sklepów, a tylko jeden właściciel prywatnej masarni. Ale Zygmunt Szeliga w „Polityce” przekonywał: „Wszyscy bodaj kierownicy sklepów mięsnych, objęci śledztwem, są albo byłymi właścicielami dawnych prywatnych sklepów mięsnych, albo pracownikami tych sklepów lub też wywodzą się z rodzin prywatnych masarzy”.
Akt oskarżenia stwierdzał, że zgodnie z wytycznymi i wskazaniami kierownictwa partii, Rady Państwa i rządu (w takiej właśnie kolejności) organy ścigania podjęły energiczne wysiłki, aby wzmocnić walkę z przestępczością gospodarczą i zapewnić ochronę mienia społecznego przed grabieżą i nadużyciami. „Czyny te bowiem wyrządzają ogromne szkody materialne oraz powodują zakłócenia w planowym zaopatrywaniu ludzi pracy w artykuły pierwszej potrzeby, a także opóźniają stałe podnoszenie stopy życiowej ludności”.

BYŁ POŻAR?
Podobno aresztowano Trubadurów. Przed mięsnym śpiewali „Znamy się tylko z widzenia”.

Akta sprawy wciąż jednak leżą zmagazynowane w piwnicach warszawskiego sądu. Przewodniczący wydziału podpisuje mi zgodę na wgląd, a ja myślę, że Paweł Wawrzecki, jak na artystę przystało, buduje własną rzeczywistość. Nikt przecież nie wzniecił pożaru, aby zatrzeć ślady zbrodni na jego ojcu. Przeglądam akt oskarżenia, pełnomocnictwa adwokatów. Szukam pierwszych przesłuchań sądowych. Powinny być w trzecim tomie.
Ale ich nie ma.
Szukam przemówień obrońców – brak. Mów prokuratorskich – też nie znajduję.
Przyglądam się dokładniej aktom – pięć tomów. Kartki ponumerowane dokładnie, po kolei, żadnej nie brakuje. Ale w pięciu tomach jest tylko akt oskarżenia, wyrok, wezwania świadków, adwokatów. Brakuje najważniejszego – zapisu rozprawy. Czytam w jednym z dokumentów, że sądowe akta tej sprawy powinny liczyć około 50 tomów. Co się z nimi stało? Tego dziś w sądzie nikt nie może wyjaśnić: Te pięć tomów to wszystko, co zostało.
A co z pożarem? Tego też nikt nie wie.

ZA SZYBKO, ABY NADĄŻYĆ
Góral zasnął na pogadance partyjnej. Prelegent go budzi i pyta, co mu się śniło.
– Góra mięsa, a na szczycie siedział Pan Bóg – opowiada góral.
– Co wy, nie wiecie, że Boga nie ma? – dziwi się prelegent.
– A mięso to jest? – pyta góral.

W roku 1959 przy komendach wojewódzkich Milicji Obywatelskiej powołano inspektoraty mięsne, a Władysław Gomułka na III Plenum KC PZPR zastanawiał się, dlaczego ludzie pragną coraz więcej mięsa. Wymyślił trzy powody:
Pierwszą i naczelną przyczyną jest stale i szybko rozwijający się wzrost siły nabywczej ludności wiejskiej i miejskiej.
Przyczyną drugą jest wysoki przyrost naturalny ludności.
Przyczyna trzecia tkwi w niewłaściwej relacji cen mięsa do cen innych artykułów żywnościowych.
Kilka lat wcześniej zdawał na polonistykę Michał Głowiński, dziś profesor, historyk literatury.
– W ramach zagadnień życia współczesnego jakiś asystent zapytał mnie: dlaczego w Polsce nie ma mięsa? – opowiada. – Trochę się zacukałem.
Śmiesznie byłoby powiedzieć: jak to nie ma mięsa? Przecież już nawet „Trybuna Ludu” napomykała, że bywają trudności. Stwierdzić zaś, że to immanentna cecha socjalizmu, oczywiście też nie mogłem. I nagle przypomniałem sobie przemówienie wicepremiera Hilarego Minca o chorobie wzrostu. Dialektycznie tłumaczył, że wzrost gospodarczy jest tak wielki i szybki, że czasami czegoś brakuje.

ZESŁANY SĘDZIA
Gierek przejeżdża obok wielkiej kolejki po mięso. Wysiada i mówi: – Pomogliście mi, to i ja wam pomogę.
Godzinę później pod sklep podjeżdża ciężarówka. Wyładowują krzesła.

Profesor Andrzej Rzepliński w latach siedemdziesiątych zbierał materiały do doktoratu o rodzinach więźniów długoterminowych.
Przebadał ich 130. Wówczas spotkał skazanych za aferę mięsną, którym tymczasem – po wprowadzeniu nowego prawa karnego – wyroki dożywocia zamieniono na 25 lat więzienia. Ale o sprawie usłyszał wcześniej, kiedy jeszcze aplikował w prokuraturze.
Opowiadano wówczas, jak wyznaczano sędziów do spraw gospodarczych. Który sędzia był uległy wobec władzy, a który potrafił zachować niezawisłość.
– Wśród młodych aplikantów niekłamanym autorytetem cieszył się sędzia Michał Kulczycki – wspomina profesor Andrzej Rzepliński.
– Dziś pewnie też jest taka giełda, młodzi prawnicy wiedzą, kto uczciwie pracuje, a kto bierze łapówki. W systemie komunistycznym sędzia również mógł wykazać swoją klasę – i z tego właśnie słynął Kulczycki.
Sędzia Kulczycki nie zgodził się wydać wyroku śmierci w sądzonej przez siebie aferze skórzanej. Najwyższy wyrok, jaki orzekł, to dożywocie. W prowadzonej przez kogo innego drugiej sprawie skórzanej orzeczono śmierć – Rada Państwa jednak skorzystała z prawa łaski. Za nieposłuszeństwo usunięto Kulczyckiego ze stanowiska przewodniczącego warszawskiego Sądu Wojewódzkiego. Zesłano go jako zwykłego sędziego do Siedlec. Do Warszawy wrócił dopiero na początku lat osiemdziesiątych. Poprowadził wówczas sprawę przeciwko Maciejowi Szczepańskiemu, prezesowi telewizji – pamięta Andrzej Rzepliński.
Do sądzenia afery mięsnej wyznaczono więc specjalny skład. Chociaż sprawa toczyła się przed Sądem Wojewódzkim, do orzekania wytypowano nawet sędziego Sądu Najwyższego.

ZAKAZ KWIATÓW I PIRAMID
Co to jest: długie, pokręcone, odżywia się głównie nabiałem? Kolejka do mięsnego.

Partia już wiedziała o sprawie mielenia. Sprzedawcy malwersanci mełli podroby: płuca, śledziony i wymiona w cenie 4–8 złotych za kg, a za mięso mielone żądali 36–40 złotych.
Ministerstwo Handlu Wewnętrznego przygotowało się do batalii. Wydano specjalne przepisy, stanowiące, że mielenie jest „bezpłatną usługą na rzecz konsumenta”. Kategorycznie zakazano mielenia na zapas. Co z tego, skoro przepis nagminnie łamano.
Wówczas wydrukowano specjalne plakaty informujące klientów o prawnych zasadach mielenia. W tysiącach egzemplarzy rozesłano do wszystkich sklepów w kraju. Niestety, plakaty „zostały bądź celowo zniszczone, bądź zdjęto je lub umieszczono w miejscach niewidocznych dla konsumenta”. O przegranej bitwie o mielenie przeczytałem w szarej teczce, która przeleżała ćwierć wieku w archiwum Komitetu Centralnego PZPR. Kiedy partię rozwiązano, teczkę przeniesiono do Archiwum Akt Nowych. Nosi tytuł: „Afera mięsna w Warszawie” i zawiera 207 stron dokumentów podsumowujących prace specjalnej komisji pod kierownictwem Alojzego Karkoszki, przewodniczącego Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Opisuje działanie Stanisława Wawrzeckiego i podległych mu kierowników sklepów.
Komisja wyśledziła typowe przykłady nadużyć:
Przy schabie (cena 44 zł za kg) pozostawia się zbyt długie żeberka (cena 26 zł za kg) lub część biodrówek (30 zł), karkówkę (36 zł), a ponadto nie usuwa się tłuszczu zewnętrznego (24 zł).
Albo:
Kiełbasę krakowską (40 zł) sprzedaje się jako szynkową (56 zł), kiełbasę zwyczajną (36 zł) sprzedaje się jako rzeszowską (48 zł).
Waży się według wagi brutto. Zaokrągla ceny w górę; Pracownicy sklepów żywią się bezpłatnie na zapleczu; Kierownicy sklepów wręczają łapówki dyrektorom Miejskiego Handlu Mięsem, którzy w zamian zapewniają większe dostawy.
Prace komisji partyjnej zaowocowały wnioskami:
Należy usilnie dążyć do wprowadzenia automatycznych wag samopiszących; Rozważyć możliwość powołania w większych zakładach mięsnych instytucji sądów robotniczych; W celu ograniczenia marnotrawstwa przy bezpośrednim, samowolnym konsumowaniu mięsa i przetworów mięsnych w zakładach pracy, rozważyć możliwość uruchomienia stołówek pracowniczych wydających nieodpłatnie, względnie częściowo odpłatnie, posiłki dla robotników; Usunąć z lad, stołów sprzedażowych wszelkie dekoracje i przedmioty (kwiaty, piramidy z puszek konserwowych, bloków smalcu itp.), które zasłaniają widoczność towaru wyłożonego lub przygotowywanego do sprzedaży.

„KRYŻUJE” LUDZI
Czym się różni świnia od sklepu mięsnego? Świnia ma dużo mięsa i krótki ogonek, a sklep odwrotnie.

Kiedy do orzekania w aferze mięsnej wyznaczono skład sędziowski, adwokaci oględnie zaprotestowali: „Obrońcy mają głęboki szacunek oraz zaufanie do wyznaczonych sędziów i przypisują wyłącznie trudnościom technicznym fakt, że w składzie Sądu nie zasiadł ani jeden z sędziów IV wydziału karnego, właściwego normalnie do rozpoznania tej sprawy”.
Do składu skierowano sędziów wojewódzkich: Faustyna Wołka i Kazimierza Gerczaka. Przewodniczyć rozprawie miał Roman Kryże, wydelegowany z Sądu Najwyższego. W latach stalinowskich orzekał kary śmierci wobec żołnierzy AK. Opowiadano o nim jako o sędzim, który ma prywatny cmentarz. Mecenas Siła-Nowicki mówił o nim, że „kryżuje” ludzi.
Dziś już nie żyje żaden z sędziów. Nie żyją też oskarżający prokuratorzy – Eugeniusz Wojnar i Alfred Policha.

 
Wesprzyj nas