Drugi tom bestsellerowej serii o losach Julii, która podbiła serca czytelników na całym świecie.


Nareszcie wiem, co muszę zrobić, wreszcie jestem gotowa pomóc, wreszcie mam wrażenie, że może tym razem będę w stanie utrzymać swoją moc pod kontrolą, i muszę spróbować. Więc cofam się chwiejnie. Zamykam oczy. I daję z siebie wszystko.

Julia z Adamem uciekają z kwatery Komitetu Odnowy i trafiają do Punktu Omega, przystani dla ludzi o szczególnych zdolnościach. Wreszcie są bezpieczni. Sielanka zakochanych trwa jednak krótko.

Julia poznaje sekret, który może przekreślić ich wspólne marzenia o szczęściu…

Tahereh Mafi – młoda, bo zaledwie dwudziestokilkuletnia autorka amerykańska. Zadebiutowała książką „Dotyk Julii”. „Sekret Julii” to kontynuacja debiutanckiej powieści. Wychowywała się z czterema starszymi braćmi, sporo podróżowała po świecie. Kiedy nie ma przy sobie książki, czyta etykiety, ulotki i stare przepisy. „Sekret Julii” to druga część serii.

Tahereh Mafi
Sekret Julii
tłumaczenie: Małgorzata Kafel
Wydawnictwo Otwarte
Premiera: 17 lipca 2013

1

Możliwe, że słońce oświetla dziś tylko jasne strony życia.
Żółtawy blask plami pastelowy obrus i błękit nieba rozświetlonego zimną nadzieją oraz fałszywymi obietnicami miłych wspomnień – wspomnień prawdziwych rodzin, śniadań w serdecznej atmosferze, talerzy ze stosami naleśników polanych syropem klonowym. Wspomnień o świecie, którego już nie ma.
A może jest zupełnie inaczej.
Może jest ciemno i mokro, a ostry, świszczący wiatr boleśnie smaga skórę na knykciach dorosłych mężczyzn. Może pada śnieg, może deszcz albo grad, nie wiem, może panuje przenikliwe zimno. Może huragan potknął się i zderzył z tornadem, a ziemia drży i się rozstępuje, żeby zrobić miejsce na nasze błędy.
Nawet gdyby tak było, nie miałabym o tym pojęcia.
Nie mam już okna. Nie mam widoku z okna. Moja krew ma temperaturę miliona stopni poniżej zera, a ja jestem pogrzebana 15 metrów pod ziemią w sali szkoleniowej, która ostatnio stała się moim drugim domem. Każdego dnia wpatruję się w te 4 ściany i powtarzam sobie: nie jestem więźniem nie jestem więźniem nie jestem więźniem, ale i tak zdarza się, że dawne lęki płyną mi po twarzy i ściskają mnie za gardło. Nie mogę uwolnić się od klaustrofobii.
Złożyłam tyle obietnic, kiedy się tu znalazłam. Teraz niczego nie jestem już pewna. Teraz czuję niepokój. Mój umysł okazał się zdrajcą, bo moje myśli każdego ranka wyczołgują się z łóżka z rozbieganym wzrokiem i spoconymi dłońmi, a w mojej piersi puchnie nerwowy chichot, grożąc, że mnie rozsadzi, a napięcie rośnie, rośnie, r o ś n i e.
Życie tutaj odbiega od moich wyobrażeń.
Mój nowy świat jest wykuty w spiżu, zapieczętowany srebrem, przesiąknięty wonią kamienia i stali. Powietrze jest lodowate, maty do ćwiczeń są pomarańczowe, światła i przełączniki brzęczą i błyskają jaskrawą, neonową elektroniką i elektrycznością. Wszędzie panuje tłok. Tłoczą się ciała, mnożą się korytarze nafaszerowane szeptami, krzykami, tupotem biegnących stóp i odgłosem kroków stawianych w zamyśleniu.
Jeśli wsłucham się uważnie, dobiegają mnie dźwięki pracujących mózgów, pocieranych skroni, palców postukujących o podbródki, o usta. Marszczonych brwi. Pomysły są przenoszone w kieszeniach, myśli podpierają się koniuszkami języków, oczy mrużą się w skupieniu podczas ostrożnego planowania, które powinno mnie interesować.
Ale nic nie jest tak, jak powinno być. Jakby wszystkie części ciała odmówiły mi posłuszeństwa.
Castle powiedział, że muszę okiełznać swoją Energię. Że nasze zdolności to Energia pod różnymi postaciami. Wyjaśnił, że materia nigdy nie powstaje ani nie ulega zniszczeniu, a kiedy nasz świat się zmienił, zmieniła się również Energia na świecie.
Źródłem naszych zdolności jest wszechświat, różne formy materii i Energii. Nie jesteśmy wybrykami natury. Jesteśmy nieuchronnymi konsekwencjami perwersyjnych manipulacji na Matce Ziemi. Nasza Energia skądś pochodzi, tak powiedział. A to „skądś” leży gdzieś w otaczającym nas chaosie.
To ma sens. Pamiętam, jak wyglądał świat, kiedy go opuściłam. Pamiętam zniesmaczone niebo i serię zachodów słońca, które upadało na oczach księżyca. Pamiętam spękaną ziemię, kolczaste krzewy i to, co kiedyś było zielenią, a teraz jest bardziej zbliżone do brązu. Myślę o wodzie, której nie możemy już pić, o ptakach, które nie latają, i o tym, jak niewiele zostało z ludzkiej cywilizacji. Tylko rzędy bloków mieszkalnych na spustoszonej ziemi.
Ta planeta jest jak złamana kość, która nigdy nie została właściwie nastawiona, jak setki sklejonych odprysków kryształu. Zostaliśmy roztrzaskani, a potem zrekonstruowani i poinstruowani, abyśmy każdego dnia udawali, że wciąż funkcjonujemy tak, jak należy. Ale to kłamstwo. Każdy człowiek miejsce myśl pogląd – to kłamstwo.
Ja nie funkcjonuję tak, jak należy.
Jestem tylko konsekwencją katastrofy. Niczym więcej. 2 tygodnie padły porzucone na poboczu drogi, już zapomniane. Spędziłam tutaj 2 tygodnie, od 2 tygodni sypiam na łóżku ustawionym na wydmuszkach, zastanawiając się, kiedy coś pęknie, kiedy po raz pierwszy coś zepsuję, zastanawiając się, kiedy wszystko się rozpadnie. Po 2 tygodniach w tym bezpiecznym miejscu powinnam czuć się szczęśliwsza, zdrowsza, lepiej sypiać. Tymczasem ja zamartwiam się tym, co się stanie, kiedy jeżeli nie wszystko zrobię dobrze, jeżeli nie zrozumiem, jak mam trenować, jeśli umyślnie przypadkiem zrobię komuś krzywdę.
Przygotowujemy się do krwawej wojny.
To dlatego trenuję. Wszyscy przygotowujemy się do odsunięcia od władzy Warnera i jego ludzi. Do wygrania pierwszej bitwy. Do pokazania mieszkańcom naszego świata, że jest jeszcze nadzieja – że nie muszą spełniać żądań Komitetu Odnowy ani wieść życia niewolników reżimu. A ja zgodziłam się przyłączyć do walki. Zostać wojownikiem. Wykorzystać daną mi moc wbrew własnemu rozsądkowi. Lecz na samą myśl o dotknięciu czyjejś skóry powraca cały świat wspomnień i uczuć, przypływ siły, którego doświadczam tylko podczas kontaktu z ciałem człowieka nieodpornego na mój dar. To porywające doznanie – wrażenie, że jestem niezwyciężona, rodzaj dręczącej euforii, tak intensywnej, że zalewa wszystkie pory mojego ciała. Nie wiem, co może ze mną zrobić.
Nie wiem, czy potrafię uwierzyć w możliwość czerpania przyjemności z ludzkiego cierpienia.
Wiem tylko, że ostatnie słowa Warnera – zimne i prawdziwe – utkwiły mi w przełyku i dotąd nie mogę ich wykrztusić.
Ciągle czuję drapanie w gardle.
Adam nie ma pojęcia, że Warner może mnie dotknąć.
Nikt nie ma.
Myślałam, że Warner nie żyje. Myślałam, że Warner nie żyje, ponieważ myślałam, że go zastrzeliłam, ale nikt nigdy nie pomyślał, że powinnam nauczyć się strzelać, więc teraz myślę, że przyszedł mnie szukać.
Przyszedł walczyć.
O mnie.

 
Wesprzyj nas