Ambitna, odkrywcza powieść zapowiadająca pojawienie się nowej obiecującej pisarki



Saga ortodoksyjnej rodziny z Europy Środkowej emigrującej po Holokauście do Stanów Zjednoczonych jest zarazem subtelnym portretem obyczajów i poruszającą opowieścią o ludziach coraz bardziej rozdartych pomiędzy wiarą, a prywatną tęsknotą.

Cztery pokolenia, przedwojenna wioska w Transylwanii, potem Paryż i współczesny Williamsburg na Brooklynie…

Autorka, która wychowała się we Francji w rodzinie należącej do sekty satmar, osadziła akcję w dobrze znanym sobie środowisku tej najbardziej fundamentalistycznej z sekt chasydzkich.

“Pozbawione praw obywatelskich bohaterki Markovits – mimo tego, a może dzięki temu, że pozbawiono je wolności – są przedsiębiorcze i posiadają wrodzoną duchowość.”
– The New Yorker

„Powieść „Zakazana“ głęboko mnie poruszyła. Cudownie ożywia wiele zdarzeń, łącznie z epizodami historii, które uważałem za dobrze mi znane; dzięki niej wiele się jednak dowiedziałem. Przede wszystkim uwidacznia ona pociechę płynącą ze ścisłego podporządkowania się surowym wymogom religii, za które czasami płaci się jednak bolesną cenę. Gdy czytałem tę książkę po raz pierwszy, całkowicie mną zawładnęła. Teraz, przeczytawszy ją po raz drugi, czuję się mądrzejszy.”
– John Casey, autor książek: nagrodzonej National Book Award „Spartina” oraz „Compass Rose”.

“Elegancka, wciągająca”
– New York Times

“Ambitna, odkrywcza powieść zapowiadająca pojawienie się nowej obiecującej pisarki”
– Entertainment Weekly

“Urzekająca opowieść”
– People

“Zachwycająco klarowna proza”
– The Telegraph

Anouk Markovits wychowała się we Francji w rodzinie należącej do sekty satmar. Nie uczęszczała do szkoły średniej, lecz pojechała uczyć się do religijnego seminarium w Anglii. W wieku dziewiętnastu lat porzuciła rodzinę, by uniknąć zaaranżowanego małżeństwa. Otrzymała na Uniwersytecie Columbia stopień licencjata w dziedzinie nauk ścisłych, magisterium z architektury na Uniwersytecie Harvarda, oraz doktorat z literaturoznawstwa w Cornell. Prawa do wydania powieści „Zakazana” kupiono do kilkunastu krajów. Jej pierwszą powieść „Pur Coton” napisaną w języku francuskim, opublikowało wydawnictwo Gallimard.

Anouk Markovits
Zakazana
Tłumaczenie: Ewa Westwalewicz-Mogilska
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 19 marca 2014

1939
Szatmar, Transylwania

Stopy Zalmana lekko i szybko stukały o posadzkę, gdy biegł, nagi, główną nawą domu modlitwy. Jego dłoń sięgnęła w kierunku zawieszonego ponad ołtarzem zwoju Tory, ale wyhaftowana zasłona ześlizgnęła się i zniknęła z pola widzenia. Zwój się rozwinął, odsłaniając fragment, którego Zalman nie zapamiętał. Oto na zwoju, na którym widnieją czarne czcionki ashurit*, leżała na wznak, z rozplecionymi długimi warkoczami, Rachela Landau, świeżo poślubiona żona jego kolegi, z którym studiował w je-sziwie. Czarne oczy Racheli uśmiechnęły się do Zalmana. Przyspieszył biegu ku niej, jego biodra unosiły się i opadały, zataczając kręgi wokół ciepła w jego ammah*…

Zalman obudził się i poczuł ciepłą wilgoć na udzie. Leżał nieruchomo, przygwożdżony dobrze znanym tekstem: Wy,którzy płoniecie żądzą pod terebintami i pod każdym zielonym drzewem, mordujecie dzieci na ofiarę w jarach, w rozpadlinach skalnych… Nie, nie czytaj„shochtay”, którzy uśmiercacie, lecz „sochtay”, którzy powodujecie wypływ. Rabi Yochanan powiada: „Kto nadaremnie wydziela nasienie, zasługuje na śmierć”.
Zalman szarpnął pasek owiązany wokół nadgarstków. Gdyby nie było tu jego współlokatorów, uderzyłby się w pierś, zgodnie z przykazaniem Stań się gniewny i nie grzesz. Przycisnął sprzączkę do poduszki, aby nie stukała z brzękiem o mosiężne wezgłowie łóżka. Uwolnił jeden nadgarstek, potem drugi. Przedsięwziął wszelkie środki ostrożności – ani Prawo, ani obyczaj nie nakazywały, by krępować sobie ręce. Rozwiązał sznur mocujący kostkę do poprzeczki w nogach łóżka, co miało zapobiegać przewróceniu się na brzuch i przypadkowemu otarciu się o łóżko podczas snu. Sięgnął po wodę. Lepka piżama lgnęła mu do pachwiny.
Panie stworzenia, uczyniłem to nieświadomie.
Zrzucił prześcieradło.
Każde łoże, które skąpał tą wydzieliną,jest nieczyste.
Umknął po schodach na dół, do nieoświetlonej wąskiej alejki, gdzie każda listewka zamkniętych okiennic stanowiła oskarżenie. Na pustyni byłby odgrodzony od Namiotu Spotkania i od obozu Lewitów. Pchnął drzwi do umywalni z niewielkim basenem, by dokonać rytuału. Zanurzy się trzykrotnie i wtedy będzie mu wolno studiować święte księgi jeszcze tego dnia – nowo narodzonemu po trzecim zanurzeniu.

Obnażył się. Woda szczypała go w łydki, w uda, pod wpływem zimna skurczył się jego ammah. Rozłożył ramiona i zanurzył się cały, upewniając się, czy jego długie pejsy zalała woda.
To się zdarzyło we śnie – rozważał. Był pewien, że nigdy nie biegł nagi w obecności kobiety, ale zawinił na inne sposoby i Pan go karze – innych studentów jesziwy nie nawiedzały takie sny.
Powinien był uciec od razu, spostrzegłszy Gerszona trzymającego pinezkę i tom Talmudu, gdy tylko zobaczył zebranych studentów. Metalowy koniuszek pinezki przesuwał się po linijce tekstu, ostrożnie, by nie porysować świętych liter, a potem zatrzymał się na słowie ojciec.
– Nu, Zalman? – przymilnie dopytywali się studenci.
Zalman się nie oparł.
– Niesnaski.
Gerszon przewrócił kartę ciężkiego woluminu i wszystkie głowy pochyliły się, by sprawdzić, jakie słowo znajduje się po przeciwnej stronie, dokładnie w miejscu, gdzie koniec pinezki wskazywał niesnaski.
Pinezka przesuwała się ponad następnym słowem.
– Dwie kartki dalej, Zalman?
Powinien był nazwać to próżnością i odprawić ich z kwitkiem, ale znał słowo, które znajdowało się dwie kartki dalej. Ujrzeć. Dopiero gdy pinezka zawisła nad trzecim słowem, Zalman położył kres własnej próżności, choć i tak, zanurzając się pospiesznie, czerpał przyjemność z pełnych szacunku szeptów kolegów.
Zalman wynurzył głowę ponad powierzchnię wody, by złapać oddech, po czym znów ją zanurzył, dryfując ku przeszłości.
Domokrążca Ezra wołał do niego:
– Masz sześć lat i potrafisz wyliczyć wszystkich potomków Adama, aż do Króla Dawida? Jak się nazywał potomek z dwunastego pokolenia?
– Arpachszad.
– A z dwudziestego piątego?
– Amram.
– To prawda. Chłopak Sternów to ilui. Posiada cudowną znajomość Tory.

Zalman nie potrafił zachować skromności. Wypalił, jakie są imiona potomków z dwudziestego szóstego i dwudziestego siódmego pokolenia, jakby ów dar Pana był jego osobistym osiągnięciem.
Zalman wynurzył głowę, wziął kolejny wdech i zanurzył się po raz trzeci.
Zagrzmiały ojcowskie słowa:
– Nasz syn ma pięć lat i gra w kulki, zamiast się uczyć?
Gdy nauczyciel wyszedł z klasy, Zalman zerwał się, by z innymi chłopcami rzucać orzechami i mierzyć, czyj jest najbliżej ściany.
Niepokój ojca. Milczenie matki.
Zalman zapadł w głąb małego basenu, na dno, aż stał się trzylatkiem, dzieckiem z dziecięcymi obowiązkami. Ojciec ostrzygł mu włosy, pozostawiając dwa długie pejsy. Następnie zaczął się unosić ku górze, aż stał się dwulatkiem, literującym pierwsze słowa, podczas gdy rodzynki i migdały opadały deszczem z Niebios. Oblizywał pokryte miodem hebrajskie litery, a matka obsypywała go pocałunkami. Wynurzył się z wody.
Nowo narodzony.

Teraz mógł włożyć filakterie, teraz mógł Go błagać: Pamiętaj spętanie Izaaka i Twoją obietnicę daną Abrahamowi. Dla nich, nie dla mnie, pokonać „lilin”, które “wylęgły się z tych kropel, które opuściły mnie na daremnie…

Pan usłyszał błaganie Zalmana. Nie było nocnych polucji podczas Strasznych Dni* poprzedzających Dzień Pojednania* ani od Dnia Pojednania do Święta Szałasów*. Zalman znowu mógł patrzeć ludziom prosto w oczy. W noc Simchat Tora Zalman tańczył. Nigdy nie odczuwał Jego obecności równie bezpośrednio.

Poprzedniego dnia chasydzi aż do zachodu słońca roztrząsali marsz Hitlera i Stalina przez łamy gazet; spierali się na temat mającego miejsce dziesięć dni wcześniej upadku Warszawy i na temat podzielenia Polski, ale podczas święta Simchat Tora chasydzi tańczyli. Wznosząc prawe ramię, zginając je i prostując, bębniąc w powietrze otaczające zwój Tory, który cyklicznie kończy i zaczyna kolejne lata. Z każdym obrotem ich ciała stawały się bliższe duszom.
Przewodzący tancerzom Rebe rzucał głową z boku na bok. Zamknąwszy oczy, ujrzał cuda, których nie sposób wyrazić słowami. Podskoczył, a serca w piersiach wszystkich członków kongregacji także skoczyły.
Szadaj! Melech! Netzah! Wszechmogący! Zwycięski! Król! – wykrzyknął Rebe.
Tańczący w kręgu zastygli w bezruchu, chasydzi zadrżeli, gdy imiona Boga zawisły ponad ich wzniesionymi twarzami.
– Aj jaj jaj! – krzyknął Rebe.
– Aj jaj jaj! – odpowiedzieli chasydzi.
Wyśpiewywali nutę po nucie, a ich pejsy były niczym srebrzyste strumienie wirujące przed wrotami do Raju, które bezspornie owej nocy otworzą się przy siódmym obrocie.
Asystent Rebe szepnął mu coś do ucha, Rebe skinął głową, asystent zawołał:
– Zalman Stern odśpiewa Adir Kevodo!

Wielki to honor śpiewać hymn na dworze Rebe, ogromne wyróżnienie dla nieżonatego młodzieńca. Ale Zalman był nie tylko cudownym znawcą Tory, miał również najpiękniejszy tenor na wschód od Wiednia.
– Sza! Spokój! – wrzasnął asystent.
Głos Zalmana wznosił się z brzucha, skupiał – wedle nauk jego ojca, kantora z Temeszwaru.
Chwała Najwyższemu…
Nuty opadały nisko, a potem się wznosiły, zachęcając tęsknotę mężczyzn, by wyzwoliła się z ich ciał. Przyłączyli się do refrenu, z zaskoczeniem słuchając, jak ich własne niesforne głosy radzą sobie z pełną doskonałości tonacją.
Głos Zalmana znów poszybował w górę.
Wszyscy zastygli w bezruchu. Jeszcze długo po tym, jak ostatnia nuta wybrzmiała i ucichła, wszyscy trwali w milczeniu, dopóki Rebe nie zawołał:
– Aj mamale aj!
Powrócili do tańca – chłopcy, mężczyźni w sile wieku, starcy o białych brodach, ściskając w objęciach zwoje Tory, podskakiwali w kręgu, który obracał się, wiodąc ich przeszłość ku przyszłości; spleceni pejsami, cofali się ku Na początku…

Świtało, gdy mężczyźni opuścili synagogę.
Zalman Stern i jego kolega z jesziwy, Gerszon Heller, wyszli razem. Obydwaj kroczyli, okazując szacunek obecności Pana: nie nazbyt dumnie, to jest ze ściągniętymi do tyłu barkami i zadartą brodą, ale też nie pochyleni. Ich kroki niegłośno rozbrzmiewały we mgle. Rozstali się przed Piata Libertatii. Zalman przeszedł przez wielki plac w pojedynkę. Strzępy mgły przesłaniały fasady domów, ale Zalman ujrzał roziskrzone klejnoty: Jeśli tańczenie podczas Simchat Tora pokrewne było modlitwie, jeśli w Simchat Tora anioły każdym swym krokiem łączyły się z krokami wszystkich Żydów i wiodły ich ku koronom, to tego ranka splendor Pana…
Coś pociągnęło Zalmana za kołnierz, gwałtownie, od tyłu.
Stłumiony stuk. Brzęk guzika odbijającego się o kocie łby.
Żołnierze.
Szarpnięcie za rękaw. Odpadające dwa następne guziki.
Lufa strącająca kapelusz.
Zalman uniósł rękę.
Uderzenie w dłoń. Zalman cofnął rękę, ale najpierw poklepał się po mycce, sprawdzając, czy pozostała na miejscu.
Lufa wskazała ziemię.
– Podnieś to!
Podniósł kapelusz – trzymał go w obu dłoniach, nie będąc pewnym, czy ma go z powrotem umieścić na głowie.
Para czarnych skórzanych butów podeszła bliżej. Dwa skórzane palce ujęły kapelusz, podniosły go powoli. Dłoń rozpłaszczyła kapelusz na głowie Zalmana. Buty odstąpiły.
Nakierowany na brzuch bagnet.
Zalman zamknął oczy. Jeśli ma umrzeć, niech mu wolno będzie spotkać śmierć, tak jak to uczynił rabin Akiwa, wymawiając słowo Jeden. Tak jak męczennicy przed nim, Zalman zaintonował:
Słuchaj, O Izraelu: Pan jest naszym Bogiem, Pan jest…
– Raz, dwa, trzy. Nie ruszaj się! – rozkazał głos naprzeciw niego.
Szczęk. Błysk.
Zalman stał przygarbiony. Wzrok miał utkwiony w bruku, płaszcz rozpięty, kapelusz wciśnięty na czoło. Otaczający go żołnierze triumfowali.
I ten sam głos naprzeciwko:
– Dobrze. Jeszcze raz. Nie ruszaj się.
Szczęk. Błysk.
Żołnierze opuścili karabiny, fotograf złożył statyw, oddział wkroczył w mgłę, która wciąż okrywała fasady domów przy Piata Libertatii.
Zalman otworzył oczy. W górę serce!
Był gotów, był gotów umrzeć w imię Boga.
(…)

* Ashurit – rodzaj hebrajskiego kroju czcionki, którym pisane są m.in. zwoje Tory (przyp. tłum.).
* Straszne Dni, Groźne Dni, Dni Trwogi, Dni Grozy, Pokutne Dni, Jamim Noraim – pierwsze dziesięć dni nowego roku, pomiędzy Rosz Haszana a Jom Kipur, poświęcone modlitwie i wyrażeniu żalu za popełnione grzechy (przyp. tłum.).
* Dzień Pojednania, Jom Kipur – święto obchodzone 10 dnia miesiąca tiszri (przyp. tłum.).
* Święto Szałasów (Namiotów), Sukkot, Kuczki – święto rozpoczynające się pięć dni po święcie Jom Kipur, a dwa tygodnie po rozpoczęciu roku. Należy do świąt radosnych i upamiętnia wyjście z Egiptu i wędrówkę do Kanaanu (przyp. tłum.).

 
Wesprzyj nas