Historia pięciu pokoleń japońskich kobiet rozpaczliwie zmagających się z przeznaczeniem.


Zanim przekwitną wiśniePewnej wietrznej zimowej nocy Miho przyprowadza sześcioletnią córkę do domu swojej matki, Asako, i obiecuje wrócić po nią wraz z nastaniem wiosny. Gdy płatki kwiatów wiśni zaczynają opadać, Asako wie, że wnuczka zostanie z nią dłużej, niż się spodziewała, być może już na zawsze.

Wiele lat wcześniej Miho opuściła rodzinny dom zraniona i pełna żalu do matki. Przyczyny, dla których tak się stało, wyjaśnia opis burzliwej historii pięciu pokoleń kobiet z rodu Tanaka, pełnej cierpienia, ale też nadziei na lepszy los.

Sile tej powieści nie sposób się oprzeć. Aly Cha kreśli portrety japońskich kobiet, stawiających czoła zmieniającej się rzeczywistości. Mistrzowsko opisuje świat uczuć swoich bohaterek, chwile ich szczęścia i bólu, miłości i pożądania.
„Glamour”

Subtelna, poetycka i urzekająca.
„Elle”

Aly Cha jest pisarką pochodzenia japońsko-koreańskiego. Obecnie dzieli swoje życie między Zurych i Nowy Jork, gdzie pracuje nad kolejną powieścią.

Aly Cha
Zanim przekwitną wiśnie
Przełożyła Ewelina Twardoch
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Premiera: 13 sierpnia 2013


1.
Osaka, 13 stycznia 1969 roku

NHK* podało, że drugi poniedziałek roku, który niedawno się rozpoczął, będzie jednym z najchłodniejszych dni tej zimy, chociaż do daikanu** – czasu „wielkiego mrozu” – został jeszcze prawie tydzień. Blade słońce pokazało się nad ranem na niespełna pół godziny, a przez resztę dnia pozostawało ukryte za szarymi chmurami. Ludzie kupowali tego dnia więcej gorących słodkich kartofli i kluseczek takoyaki niż zazwyczaj, choć niektórzy sprzedawcy ze względu na nieoczekiwany mróz musieli skończyć pracę wcześniej. Mimo przenikliwego chłodu tłumy urzędników i sekretarek stały cierpliwie w długich kolejkach, by skosztować ciepłego posiłku.

Burza śnieżna rozpoczęła się wczesnym wieczorem. Ogromne ilości śniegu uderzające o szyby przypominały rozszalałe morskie fale, a lód skrzypiał pod stopami jak sól. Mieszkańcy spieszyli się do swoich domów, by ogrzać się przy kotatsu – małym stoliku otaczającym palenisko. Pili ciepłą herbatę i zastanawiali się, czy następnego dnia będą jeździły autobusy, tak by mogli punktualnie pojawić się w pracy.

Miho i jej sześcioletnia córeczka Yuki wysiadły na dworcu kolejowym w Osace około północy. Jechały tu z Tokio ponad dziesięć godzin, bo Miho nie było stać na podróż drogim pociągiem ekspresowym. Przez cały ten czas nie zjadły nic poza kluskami ryżowymi z umeboshi, trudno więc było się dziwić, że dziewczynka była naprawdę głodna.
– Mamo, mamo! – Yuki pociągnęła matkę za rękę, gdy mijały kiosk, którego stary właściciel wkładał właśnie pakunki na aluminiowe tacki. – Czy mogę dostać coś do jedzenia?
Miho przyspieszyła jeszcze kroku, nie zwracając uwagi na błagania córki.
– Nie teraz. Dostaniesz coś, gdy będziemy już u babci.
– Ale skąd wiesz, że babcia będzie miała coś do jedzenia? – rozżalona dziewczynka spojrzała na matkę.
– Na pewno ma – powiedziała Miho niezbyt przekonująco, idąc dalej w kierunku wyjścia.

Yuki nie poszła za matką. Stanęła i patrzyła na starego mężczyznę, który właśnie zdejmował z lady pakowane razem frytki i kalmary. Na tekturowych pudełkach były naklejone komiksowe obrazki z uśmiechniętą kałamarnicą, która na czole miała przewiązaną piracką opaskę. Yuki się zastanawiała, dlaczego kałamarnica jest uśmiechnięta, skoro przerobiono ją na rybną potrawkę, i czemu nosi opaskę, jakby była prawdziwym piratem.
– Yuki, chodź natychmiast! – zawołała Miho.
Yuki oderwała wzrok od niebieskiej kałamarnicy i spojrzała na matkę oddaloną od niej o kilka metrów.
– Powiedziałam ci, że babcia da ci wszystko, czego tylko będziesz chciała. U niej jemy. A teraz chodź już, bo musimy złapać autobus!

Yuki wiedziała, że matka jest mocno podenerwowana, mimo to wciąż wierciła jej dziurę w brzuchu:
– Babcia da mi wszystko, czego tylko zechcę? Naprawdę?
– Tak, naprawdę! – powiedziała Miho, patrząc w stronę osób czekających na autobus.
– Nawet kuleczki ryżowe ze słodką czerwoną fasolą?
– Tak, nawet to. Chodź już! – krzyknęła Miho wyraźnie zirytowana i natychmiast przygryzła wargi. Jej wściekły głos rozniósł się echem po całej hali dworcowej. Wciąż stała kilka metrów od Yuki i w obu rękach trzymała ogromną walizkę, tak ciężką, że bardzo trudno było jej zawrócić po córkę.
– A skąd właściwie możesz to wiedzieć?! – krzyknęła Yuki niepocieszona, że matka tak łatwo dała za wygraną.
– Yuki, musimy złapać autobus. Zostawię cię tu samą, jeśli natychmiast nie przyjdziesz.

Dziewczynka wiedziała, że tym razem musi posłuchać matki, bo ta za chwilę wpadnie w prawdziwą wściekłość. Niepewnie podbiegła więc do niej, mając nadzieję, że gdy będą już u babci, faktycznie dostanie upragnione mochi z czerwoną fasolą. Handlarz zamknął stoisko, a one wyszły na zaśnieżoną ulicę i dołączyły do tłumu ludzi czekających na przystanku, którzy byli nie mniej pochmurni od dzisiejszej pogody. Po chwili udało im się wsiąść do ostatniego autobusu, który jechał do dzielnicy Airin.
– A babcia wie, że mochi nadziewane słodką czerwoną fasolą to moje ulubione danie? – pytała dalej Yuki, gdy tylko znalazły wolne miejsca w samym środku autobusu cuchnącego rybami i benzyną.
Miho przytaknęła, nie patrząc na dziewczynkę.
– A skąd ona to wie? Powiedziałaś jej? – Yuki potarła nosem o twarz matki.
Miho spojrzała na małą z rezygnacją i zamknęła oczy, chcąc uniknąć dalszych pytań.
– Mamo – marudziła Yuki i szarpała Miho za rękaw. – Kiedy będziemy u babci? Jestem taka głodna!
Z głębokim westchnieniem Miho spojrzała na córkę.
– Zamknij po prostu oczy i pośpij przez chwilę. Obudzę cię, gdy będziemy na miejscu – powiedziała. Jej głos był bardzo słaby, niemalże smutny i nie było już w nim śladu wcześniejszej wściekłości.

Gdy autobus ruszył, dziewczynka rzeczywiście zamknęła oczy, podobnie jak pozostali pasażerowie. Sen był nie tylko najlepszym lekarstwem na zmęczenie, ale pomagał też zapomnieć o głodzie, a Yuki posiadała cudowną umiejętność natychmiastowego zasypiania w każdym miejscu i o każdej porze. Drzemała teraz z głową położoną na piersiach matki, a Miho patrzyła na jej śpiącą twarz. Spierzchnięte wargi dziewczynki były lekko rozchylone, a powieki poruszały się zgodnie z rytmem jej głębokich oddechów. Kołysały się obie to do przodu, to do tyłu, gdy poirytowany kierowca gwałtownie hamował albo zbyt mocno wchodził w zakręt. Czuła, jak silnik pojazdu wibruje pod jej stopami, robiąc przy tym dużo hałasu, położyła więc dłoń na uchu córki, żeby głośne dźwięki nie obudziły małej, i wyjrzała przez okno. Nabrzmiałe żyły i utrwalone blizny miasta pokrył upiorny śniegowy welon. Po chwili też zamknęła oczy.

Na przystanku, na którym wysiadły, nie było nikogo. Jedynie groźny, zimny wiatr dotrzymywał im towarzystwa. Miho spostrzegła, że okolica, którą opuściła niemalże dwadzieścia lat temu, w przeciwieństwie do centrum Osaki nie zmieniła się prawie wcale. W pobliżu przystanku postawiono kilka nowych betonowych budynków, w których znajdowały się sklepy, ale nie uczyniło to przyjemniejszym obrazu, jaki Miho zachowała w pamięci. W portowych miastach życie w sposób szczególny ujawnia swoje szorstkie oblicze. Mieszkańcy tutejszej dzielnicy pochodzą z różnych warstw społecznych, ale Miho pamiętała jedynie nieokrzesanych, wiecznie pijanych mężczyzn i ich ciężko pracujące kobiety oraz dzieci, które, jeśli nie miały wystarczająco dużo inteligencji, odwagi albo szczęścia, by przerwać ten zaklęty krąg, kończyły tak jak ich rodzice.

Rodzinne kłótnie miały tu często bardzo dramatyczny przebieg i niemalże zawsze odbywały się przy udziale publiczności. Tutejsi ludzie byli szczególnie wyczuleni na wszelkie sąsiedzkie niesnaski, bo dramatyczne przeżycia innych były jedyną rozrywką, która ubarwiała im szarą codzienność. Tej nocy jednakże lodowaty wiatr zatarł wszystkie ślady rozgrywających się tu tragedii. Ulice były zupełnie puste, a na ciemnoszarym niebie widniał jedynie sierp malejącego księżyca. Miho rozejrzała się uważnie dookoła, ale nie spostrzegła żadnego pijanego mężczyzny, który by w swoim tanim garniturze z poliestru sikał na słup telefoniczny albo wymiotował na ulicy. Nie było też ani jednego szalonego starca krzyczącego na tłumy przechodniów istniejące jedynie w jego wyobraźni. Zniknął nawet uciążliwy i zawsze tu obecny zapach moczu.

Poprowadziła Yuki krętymi uliczkami, na których domy stały tak blisko siebie, jakby chciały się wzajemnie chronić przed zewsząd wiejącym wiatrem. Wiele z tych drewnianych butwiało od wilgoci, przypominając spróchniałe zęby, które w końcu wypadną i zostawią w dziąsłach krwawe zagłębienia. Miho zrobiło się słabo. Wspomnienia z wielu lat, jakie tu przeżyła, wypełzły nagle spod jej obcasów niczym pnącza trującego bluszczu. W wielkim pośpiechu mijała sznury zniszczonych domów i choć wiatr bezlitośnie bił ją po twarzy, ona uparcie szła naprzód, nie sprawdzając nawet, czy Yuki – senna i zdrętwiała z zimna – jest w stanie za nią nadążyć.

Cierpiąca z głodu dziewczynka, owinięta w kilka warstw ubrań, czapkę i szalik, wlokła się w gumowych bucikach ostatkiem sił za matką, zostawiając w śniegu maleńkie ślady. Droga, pokryta grubą warstwą śniegu i prowadząca cały czas pod górę, była ponad jej siły. Gdy Miho wreszcie się odwróciła w jej stronę, zobaczyła, że mała została daleko w tyle. Podbiegła więc do niej i szarpiąc za ramiona, powiedziała:
– Nie zasypiaj, Yuki, jesteśmy prawie na miejscu.
Dziewczynka spojrzała na matkę. Neonowe światło latarni podkreśliło jej ostre rysy i uwydatniło jej kości policzkowe. W tym zimnym świetle Miho wyglądała tak, jakby była martwa. Przez moment Yuki wydawało się, że z tymi zapadniętymi oczami upodobniła się do pewnej smutnej wdowy, którą dziewczynka widziała w telewizji. Ale sama też była zupełnie bez życia. Patrzyła zrozpaczona na niekończącą się ulicę i zaczęła skomleć jak chore szczenię:
– Mamusiu, jestem taka zmęczona… Nie dam rady iść dalej.
– Jesteśmy już prawie na miejscu – powtórzyła Miho, nie zważając na jej błagalny ton. Wzięła Yuki za rękę i pociągnęła za sobą.
– Przecież już raz to mówiłaś – dziewczynka wyrwała się jej. Jej głos był ochrypły z wyczerpania. Niewiele brakowało, by wybuchła płaczem. – Mamusiu, jak daleko mamy jeszcze iść?
– Tylko do końca ulicy. To ten dom przed nami. Widzisz światło w oknie? – Miho wyciągnęła rękę przed siebie. Yuki podążyła wzrokiem za palcami matki, skrytymi w skórzanej rękawiczce. W oknie brązowego drewnianego domu zobaczyła słabe światło. Był to jedyny dom na całej ulicy, w którym ktoś jeszcze nie spał.
– Mamo, proszę, weź mnie na barana! – prosiła Yuki, ośmielona łagodniejszym tonem matki. – Jestem taka zmęczona! – dodała i tupnęła nogą.
– Przestań zachowywać się jak dziecko! – głos matki znów był surowy. – Natychmiast zacznij iść! – rozkazała, a na jej ustach można dostrzec jeszcze było ślady szminki w ceglastym kolorze.

Między jej brwiami pojawiła się głęboka bruzda, a smutne oczy spojrzały w górę ulicy, by uniknąć błagalnego wzroku Yuki. Dziewczynka doskonale wiedziała, że gdy twarz matki staje się tak posępna, pod żadnym pozorem nie powinna jej denerwować. Czuła, że jeśli dalej będzie marudzić, dostanie od matki porządne lanie.
– Nienawidzę tyle chodzić, zwłaszcza gdy jest tak zimno – zamruczała więc zamiast tego do siebie i spojrzała ukradkiem na twarz matki. – Chciałabym umieć latać tak jak ta pani w telewizji.
Po raz pierwszy w tym dniu Miho lekko się uśmiechnęła. Dziecinne marzenie Yuki wygładziło bruzdę na jej czole, a jej złość stopniała jak śnieg na wiosnę. Spojrzała w dół, ale nie na Yuki, tylko na swoje przemoczone skórzane buty. Jej długie rzęsy rzuciły niewyraźny cień na policzki, a w kącikach oczu przez krótką chwilę błysnęła radość. Ta drobna zmiana w wyrazie jej twarzy nie umknęła uwagi już nieco rozbudzonej dziewczynki. Mała znała ten jej rozczulony wzrok i wiedziała, że pojawiła się wyraźna szansa na to, że matka jednak weźmie ją na barana. Postanowiła więc mówić dalej o kobiecie, która latała dzięki swojemu parasolowi, a swoją opowieść zakończyła wyrazistym westchnieniem. I tak jak się spodziewała, Miho postawiła walizkę, ugięła kolana i odwróciła się do Yuki plecami, by dziewczynka mogła się na nie wdrapać.

– To jest ostatni raz – powiedziała. – Nie jesteś już przecież dzieckiem. Lepiej szybko naucz się latać, skoro nie lubisz chodzić – szorstkość głosu Miho zupełnie nie współgrała z jej matczynym gestem. Yuki w ogóle się tym nie przejęła. Znała gwałtowny temperament Miho i była przyzwyczajona do jej chłodnego tonu głosu. Wiedziała jednak również, że matka z miłością weźmie ją w ramiona i ucałuje, gdy będzie zasypiać albo robić cokolwiek innego. „Dlaczego nie mogłaś urodzić się w zupełnie normalnej rodzinie jak wszyscy inni?” – pytała często dziewczynkę, gdy była pijana albo wpadała w melancholijny nastrój, jakby to Yuki tak wybrała. „Przykro mi, że nie jestem dobrą matką. Ale kocham cię bardziej niż cokolwiek innego na tym świecie. Jesteś jedynym dobrem, jakie przytrafiło mi się w życiu”. A Yuki wiedziała, że matka mówi prawdę. Zawsze tak mówiła, gdy była pijana.

Szybko więc wspięła się teraz na plecy matki, bojąc się, by Miho nie zmieniła zdania. Podziękowała niemalże automatycznie i położyła głowę na jej szerokim futrzanym kołnierzu. Poczuła jego zapach. Jak wszystkie rzeczy Miho płaszcz pachniał naftaliną i farbą do drewna. To była dobrze jej znana woń starej szafy, która mieściła cały ich wspólny dobytek. Yuki chowała się do niej zawsze, gdy matka była tak pijana, że traciła kontrolę i – szlochając – mówiła rzeczy, których dziewczynka nie mogła rozumieć. Siedziała później w ciemności między ubraniami matki i kocami, patrząc przez szparę w drzwiach i wdychając zapach naftaliny oraz farby dopóty, dopóki płacząca cicho Miho nie zasnęła.
– Mamo… Nauczę się latać, żeby… – Yuki zasypiała zawsze, zanim zdążyła dokończyć to zdanie. Miho podniosła się z trudem. W jednej ręce dźwigała walizkę, drugą podtrzymywała Yuki siedzącą na jej plecach. Zimny podmuch wiatru uderzył w nią tak mocno, że się zachwiała. Szybko jednak złapała równowagę i głęboko zaczerpnęła powietrza. Poczuła w nosie przeszywające zimno, a następnie dotkliwe ukłucie na wysokości czoła. Zaczęła ogarniać ją senność. Kolana stały się miękkie, stopy zdrętwiały z zimna. Przesunęła nieco Yuki, by było jej wygodniej ją nieść, i zaczęła iść w stronę jasnego okna na końcu ulicy. Było tak cicho, jak musi być na dnie oceanu. Jedyne odgłosy wydawał wiejący wiatr i zlodowaciały śnieg, który skrzypiał pod jej stopami.

Miho postawiła walizkę i wpatrywała się w okna shoji pokryte pożółkłym ryżowym papierem. Z dachu domu Asako zwisały sople lodu przypominające pazury przerażających bestii. Miho raz jeszcze spojrzała w okno i wstrzymała oddech, bojąc się, że Asako może ją usłyszeć. Z domu dobiegł właśnie dźwięk szczekającego kaszlu jej matki. Zawahała się przez chwilę, czy w ogóle powinna ujawnić jej ich obecność, i odwróciła się do śpiącej Yuki, która wydawała się jej teraz cięższa niż kiedykolwiek. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz nosiła ją na barana. Pełna poczucia winy potarła policzek dziewczynki, który wystawał spod jej ogromnej wełnianej czapki, i znów spojrzała w okno.

Wykorzystując całą odwagę, jaką w sobie znalazła, zapukała trzykrotnie w wyblakłe drewniane drzwi. Pukanie jednak zagłuszyły gwałtowne wycie wiatru i kaszel Asako. Zaczęła więc uderzać w drzwi pięściami, by matka ją usłyszała.
– Tu Miho, otwórz, proszę – powiedziała w końcu.
Jej głos brzmiał jak szept w porównaniu z gwizdem wiatru, ale kaszel Asako ustał natychmiast. Minęło zaledwie kilka sekund, gdy kobieta otworzyła drzwi, lecz Miho wydawały się one wiecznością. Nerwowo przestępowała z nogi na nogę, zanim ujrzała przed sobą matkę, której tak długo nie widziała. Ich oczy spotkały się w przyćmionym świetle ulicy. Wiatr z ogromną siłą rozcinał dzielącą je przestrzeń. Miho pochyliła głowę tak, że nie można było poznać, czy grzecznie się ukłoniła, czy w zawstydzeniu jedynie ją opuściła, i spojrzała na szerokie spodnie matki, a potem na szwy i popękane guziki jej kurtki w kolorze mysiej szarości, aż zatrzymała wzrok na jej rękach złożonych na brzuchu.

Gdy Asako podeszła bliżej, Miho odsunęła się kilka kroków. Na widok córki do oczu Asako napłynęły łzy, a jej podbródek zaczął drżeć. Miho była bardzo młodą dziewczyną, kiedy przed wieloma laty odeszła z domu. Tymczasem stała przed nią ponadtrzydziestoletnia kobieta, wyglądająca na starszą niż w rzeczywistości była. Poza tym na plecach niosła śpiące dziecko. Zapewne swoją córkę. Asako chciała się z nimi przywitać, ale nie pozwolił jej na to gwałtowny atak kaszlu. Otworzyła więc szerzej drzwi i zasłoniła ręką usta. Gdy kaszel ustał, chciała podnieść walizkę Miho z podłogi.
– Nie, proszę, zostaw to – rzuciła córka, następnie wyrwała matce bagaż z ręki.

Asako chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Głośne okrzyki wiatru wypełniły krótką chwilę ciszy.
– Muszę iść – oznajmiła Miho, kierując wzrok na stare, pozszywane sandały Asako. Asako wyciągnęła rękę w kierunku córki, ale ta szybko się cofnęła.
– Potrzebuję twojej pomocy – powiedziała i odwróciła głowę, by uniknąć ponownego kontaktu wzrokowego z matką. – Proszę, nie pytaj mnie o nic. Muszę iść.
– Miho, co się dzieje? Gdzie chcesz iść o tej porze? Proszę, wejdź do środka. Nie mogę tak po prostu pozwolić ci odejść – błagała Asako, ocierając łzy.
– Nie mogę – powiedziała Miho głosem zimnym jak lód.
– Proszę, Miho… Jeśli nie chcesz tu być, to trudno, ale zostań przynajmniej na dzisiejszą noc. Proszę!

Miho pokręciła głową. Asako znów miała atak, więc Miho musiała poczekać, aż kaszel ustanie.
– Nie mogę teraz zostać. Bardzo potrzebuję twojej pomocy, więc proszę, pomóż mi i nie pytaj o nic. Wyjaśnię ci wszystko później. – Głos Miho łamał się przy końcu każdego wypowiadanego przez nią zdania, jakby zaprzeczając kłamstwom, które mówiła.
Asako złapała oddech.
– Miho, wejdź przynajmniej do domu. Możemy porozmawiać w środku. I dziecko…
– Nie wejdę do tego domu – powiedziała Miho – ale ją muszę tu na jakiś czas zostawić. Wrócę za jakiś czas… za kilka miesięcy, tak myślę… Proszę.
Starając się nie obudzić Yuki, ostrożnie przekazała ją matce. Wciąż unikała jej wzroku, jakby bała się, że zamieni się w kamień, gdy ich oczy znów się spotkają. Asako wzięła wnuczkę na ręce i przypatrywała się jej jak matka swojemu nowo narodzonemu dziecku. Miho jednak odebrała dziewczynkę i włożyła ją matce na plecy. Nie chciała, by Asako przyglądała się małej w jej obecności.
– Ma na imię Yuki – powiedziała.
– Yuki – powtórzyła wolno Asako i poczuła ciepło dziewczynki na swoich plecach.
– Ma sześć lat – dodała Miho, uważając, by jej głos nie nabrał przepraszającego tonu. – Nie będzie ci przeszkadzać. Lubi bawić się sama i jest zawsze… – przerwała w połowie zdania, jakby chciała powiedzieć „właściwie to nie ma znaczenia”.

Gwałtownie podniosła walizkę i bez pożegnania odwróciła się w stronę ulicy.
– Miho, proszę, wejdź do domu choć na chwilę – Asako zaczęła błagać drżącym z rozpaczy głosem, gdy zobaczyła, że córka rzeczywiście zamierza odejść. Miho się zatrzymała, ale nie spojrzała w stronę matki. Jak skamieniała czekała na to, co powie Asako.
– Jadłaś coś?… – usłyszała.
Miho wpatrywała się w pustą ulicę. Jej oczy napełniły się łzami. Płatki śniegu tańczyły na wietrze, a w świetle latarni błyszczały niczym perłowy pył. Za zasłoną łez ulica wyglądała, jakby istniała we śnie.
– Nie jestem głodna – powiedziała po chwili. – Ale proszę cię, gdy Yuki się obudzi, daj jej coś do jedzenia. Z pewnością tego potrzebuje.
Gorące łzy spływały jej po policzkach i wargach. Zlizała językiem słone krople i odchrząknąwszy, dodała:
– Nie wzięłam dla niej żadnych ubrań. Proszę, kup jej coś. Pieniądze wyślę ci później.
Zaczęła iść przed siebie.
– Miho, proszę, wróć! Błagam cię, wróć! – krzyczała Asako w stronę ulicy.

Więcej nie udało się jej powiedzieć, bo znów miała atak kaszlu. Robiła wszystko, co mogła, by go stłumić, żeby nie obudzić dziewczynki, która poruszyła lekko głową i cicho jęknęła, jakby miała zły sen. Spała jednak dalej. Jak morderczyni, która w pośpiechu opuszcza miejsce zbrodni, Miho niemalże pobiegła na róg ulicy. Asako śledziła ją wzrokiem emerytowanego policjanta, który nie może już polować na podejrzanych. Patrzyła w pustą przestrzeń zanurzoną w ciemności w nadziei, że jeszcze raz ją w niej zobaczy, choć dobrze wiedziała, że córka już nie wróci. Zrozpaczona, z oczami pełnymi łez zamknęła drzwi wejściowe. Rdzewiejące zawiasy zatrzeszczały, a następnie wydały z siebie długi, przenikliwy jęk. Z pochyloną głową i śpiącą Yuki na plecach Asako weszła do domu.

Miho skręciła za róg, ale nie była w stanie iść dalej. Wciąż czuła na sobie szpiegowski wzrok zdesperowanej matki. Nie mogła złapać oddechu ani poruszyć stopami. Oparła się o mur i osunęła na ziemię. Wiatr szalejący w zaułku sprawił, że usłyszała odgłosy niepewnych kroków matki i przeciągły pisk zamykanych drzwi. Schowała głowę między kolanami i płakała. Kilka chwil później się zorientowała, że znów znalazła się pod domem swojej matki, choć nie miała pojęcia, jak to się stało. Stała przed drzwiami i patrzyła w okno, wsłuchując się w ciche bicie swojego serca, aż ponownie dobiegł ją suchy kaszel Asako.

Nagle wiatr znów przybrał na sile, a jego gwałtowne podmuchy skierowały się ku Miho, uderzając ją w twarz, a następnie przypierając do ściany. Przerażona uciekła na ulicę. Latarnie oświetlały jej twarz, jakby była zbrodniarką uchylającą się przed sądem, w którym miano orzec, czy jest winna, czy nie.

* NHK (Nippon Hōsō Kyōkai) – publiczny nadawca radiowo-telewizyjny w Japonii (wszystkie przypisy zamieszczone w książce pochodzą od tłumaczki).
** Wszystkie japońskie nazwy, jeśli nie zostały wyjaśnione bezpośrednio w tekście, znajdują się w słowniku na końcu książki.

 
Wesprzyj nas