Książka “Wielka wojna Polaków 1914–1918” w przestępny i niezwykle ciekawy sposób przedstawia całościowy obraz zmagań i losów Polaków w latach 1914–1918.


Wielka wojna Polaków 1914–191828 czerwca 1914 roku ofiarą zamachu w Sarajewie padł następca tronu austro-węgierskiego, arcyksiążę Franciszek Ferdynand. Jego śmierć stała się iskrą, która wysadziła beczkę prochu, na której już do lat siedziała cała Europa. Skomplikowany układ sojuszy i powiązań międzynarodowych, rywalizacja mocarstw nie tylko na arenie europejskiej, lecz także na obszarze posiadłości kolonialnych, kryzysy dyplomatyczne i krzyżujące się interesy – to wszystko sprawiało, że wojna od jakiegoś czasu wisiała w powietrzu.

Chociaż państwa polskiego nie było wtedy na mapie, na ziemiach polskich pilnie śledzono rozwój sytuacji i wiązano z nią spore nadzieje. Po raz pierwszy od czasów napoleońskich zaborcy mieli stanąć naprzeciw siebie w krwawym konflikcie…

Książka w przestępny i niezwykle ciekawy sposób przedstawia całościowy obraz zmagań i losów Polaków w latach 1914–1918. Autor prezentuje losy milionów mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej od dnia wybuchu I wojny światowej do 11 listopada 1918 roku, daty symbolicznej, gdy na froncie zachodnim doszło do zawieszenia broni i zakończenia wojny, a w Polsce do przekazania władzy wojskowej przez Radę Regencyjną Józefowi Piłsudskiemu.

Opowiada o losach trzech zaborów i trzech obszarów okupowanych, praktykach okupantów, które później zostały powtórzone w większej skali i w brutalniejszej formie podczas II wojny światowej, o aktywności najwybitniejszych polskich polityków i wojskowych, wysiłku politycznym i militarnym, który doprowadził do „polskiego listopada” 1918 roku i odzyskania niepodległości, a także o umęczonych przez wojnę bezimiennych świadkach i uczestnikach historii.

Opowieść nie koncentruje się tylko na dziejach militarnych i politycznych, znajdziemy tu także obrazki z życia codziennego: problemy z aprowizacją, higieną, demoralizacją zawsze towarzyszącą okresom wojennym. Do tej pory brakowało tak wielostronnej syntezy. Przez prawie 100 lat historycy w swoich badaniach nad ziemiami polskimi w Wielkiej Wojnie ograniczali się najczęściej do kwestii politycznych i wojskowych, a z ujęciami całościowymi mogliśmy się zapoznać jedynie w podręcznikach akademickich i syntezach historii Polski. “Wielka Wojna Polaków” z powodzeniem zapełnia tę lukę.

Andrzej Chwalba
Wielka wojna Polaków 1914–1918
Wydawnictwo Naukowe PWN
Premiera: 5 marca 2018
 
 

Wielka wojna Polaków 1914–1918

WSTĘP

„Historyk, który weźmie sobie za zadanie opisanie myśli i działania Polaków w czasie wojny, będzie miał dosyć kłopotu” – pisał Ignacy Daszyński do Władysława Leopolda Jaworskiego 2 czerwca 1916 r. Rzeczywiście historycy przez prawie 100 lat nie mieli łatwego zadania, gdyż ziemie polskie w czasie I wojny światowej okazały się niezwykle skomplikowanym obiektem badań. Między innymi stąd niedostatek prac o charakterze syntetycznym. Z ujęciami całościowymi mogliśmy się zapoznać jedynie w podręcznikach akademickich i syntezach historii Polski, lecz w wersji siłą rzeczy ogólnej i ograniczonej najczęściej do kwestii politycznych i wojskowych.
Jubileusz setnej rocznicy powstania nowej Rzeczypospolitej stanowił inspirację dla przygotowania książki, która w integralny sposób zaprezentuje losy milionów mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej, Polaków i innych nacji ją zamieszkujących w latach 1914–1918. Nie mogło w niej zabraknąć szczegółowych rozważań o losach trzech zaborów i trzech obszarów okupowanych, o aktywności najwybitniejszych polskich polityków i wojskowych, ale także o umęczonych przez wojnę, bezimiennych świadków i uczestników historii. Istotne było również wskazanie na te praktyki okupantów, które zostały powtórzone, w innej skali i brutalniejszy sposób, podczas II wojny światowej. Ziemie polskie potraktowali oni jako poligon doświadczalny, na którym testowali rozwiązania z zakresu zarządzania siłą roboczą, gospodarką i aprowizacją. W Wielkiej Wojnie Polaków nie można było pominąć polskiego wysiłku politycznego i militarnego, który doprowadził do „polskiego listopada” 1918 r., a także opisu działań wojennych trzech armii zaborczych, gdyż, po pierwsze, toczyły się na ziemiach polskich, po drugie, miały zasadniczy wpływ na codzienne życie tysięcy ludzi i funkcjonowanie administracji, a po trzecie, uczestniczyli w nich polscy żołnierze i oficerowie. Historii militarnej poświęcamy jednak tyle miejsca, ile było konieczne, by zapewnić pełny kontekst historyczny, niezbędny do zrozumienia wojennej opowieści.
W bibliotekach i archiwach mieszczą się cenne kolekcje źródłowe przydatne w badaniach nad Wielką Wojną Polaków. W ciągu 100 lat sięgali do nich badacze krajowi i zagraniczni, którzy wykonali imponującą pracę, publikując dziesiątki i setki prac naukowych i popularnonaukowych, wydając drukiem dziesiątki tekstów źródłowych. Wszystko to stanowi wystarczającą bazę źródłową, niezbędną do całościowego zaprezentowania zmagań i losu Polaków w latach 1914–1918.
Skomplikowana materia wojenna nie ułatwiała tworzenia konstrukcji, która byłaby optymalna do zrozumienia szybko biegnącej historii, pełnej zaskakujących sytuacji, pomysłów, stanowisk i rozwiązań. Niezbędne okazało się przeprowadzenie symulacji różnych rozwiązań konstrukcyjnych. Jej następstwem było wypracowanie modelu, który stanowi kombinację układu chronologicznego i problemowego. Naszej opowieści o Wielkiej Wojnie Polaków nie rozpoczynamy, tak jak się to robi zazwyczaj, od prezentacji polskich orientacji i czynu zbrojnego, strzelców, Piłsudskiego, legionistów, tylko inaczej.
Znacznie prostsze było podjęcie decyzji co do ram chronologicznych. Cezurą wyjściową jest śmierć arcyksięcia Franciszka Ferdynanda Habsburga, która doprowadziła do rozpętania światowego kataklizmu. Cezurą końcową jest tradycyjnie i symbolicznie dzień 11 listopada 1918 r., gdy na froncie zachodnim doszło do zawieszenia broni i zakończenia wojny, a w Polsce do przekazania władzy wojskowej Józefowi Piłsudskiemu przez Radę Regencyjną. Przyjęcie innej cezury końcowej oznaczałoby rozpoczęcie niekończącej się akademickiej dyskusji.
Z roboczą wersją książki zechcieli się zapoznać profesorowie krakowskiej Wszechnicy: Jan Jacek Bruski, Tadeusz Czekalski i Piotr Mikietyński, za co jestem im wdzięczny. Podzielili się ze mną spostrzeżeniami i sugestiami, skorygowali błędy oraz zaproponowali nowe rozwiązania ujęć poszczególnych kwestii. Składam im podziękowanie tym większe, że zaproponowany do lektury tekst do najkrótszych się nie zaliczał.
Szczególne podziękowania kieruję do obu recenzentów książki, profesora Tomasza Nałęcza z Uniwersytetu Warszawskiego i profesora Marka Przeniosło z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Dziękuję im za wielką i skrupulatną pracę, którą wykonali, za troskę o całość, za wszystkie uwagi i propozycje. Dziękuję też kierownictwu i pracownikom Biblioteki Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego za życzliwość i fachową pomoc.

I

PRELUDIUM

1. Idzie wojna

28 czerwca 1914 r. w bośniackim Sarajewie został zastrzelony arcyksiążę Franciszek Ferdynand Habsburg, a miesiąc później cesarz austriacki Franciszek Józef I Habsburg wypowiedział wojnę Królestwu Serbii, a formalnie rzecz biorąc, jej królowi. „Wszystko przemyślałem i wszystko rozważyłem. Z czystym sumieniem wstępuję na drogę, jaką wskazuje mi obowiązek. Ufam moim ludom, które we wszystkich burzach gromadziły się w wierności i zgodzie przy moim tronie i zawsze były gotowe do wielkich ofiar dla honoru, wielkości i siły ojczyzny” – tak brzmiały końcowe słowa cesarskiego manifestu Do moich ludów! z 28 lipca 1914 r.
Zgodnie z przewidywaniami austriackich planistów wojskowych wojna z Serbią powinna przybrać charakter szybkiej ekspedycji karnej. Działania wojenne rozlały się jednak prawie na całą Europę i na wiele krajów świata. Rosja uznała, że nie może dopuścić do zniszczenia Serbii i do triumfu wrogiej jej austro-węgierskiej (c.k.) monarchii, przeto w dwa dni później car Mikołaj II Romanow podpisał ukaz o powszechnej mobilizacji, a 31 lipca cesarz Rzeszy niemieckiej Wilhelm II Hohenzollern, zwracając się do tłumu berlińczyków, powiedział: „Wrogom pokażemy, co znaczy drażnić Niemcy”. Tego samego dnia złożył podpis na rozkazie o „stanie zagrożenia wybuchem wojny”. 1 sierpnia Rzesza wypowiedziała wojnę Rosji, a 3 sierpnia Francji. W nocy z 4 na 5 sierpnia Wielka Brytania znalazła się w stanie wojny z Rzeszą, a 6 sierpnia Austro-Węgry – z Rosją. Łańcuch powiązań sojuszniczych zadziałał, choć sceptycy powiadali, że się nie sprawdzi. Tylko Włochy nie wywiązały się z zobowiązań i ogłosiły neutralność. W ciągu 10 dni w stanie wojny znalazło się pięć mocarstw europejskich oraz Belgia, Serbia i solidarna z nią Czarnogóra. Rozpoczęła się wojna Dwuprzymierza (Rzesza i Austro-Węgry) z Trójporozumieniem (Rosja, Francja i Wielka Brytania). W kolejnych miesiącach i latach rosła lista państw uczestniczących w konflikcie. Potwierdziła się opinia wyrażona w „Dzienniku Poznańskim” w końcu czerwca 1914 r., że „gdy na Bałkanach zaczyna mżyć, Europa dostaje dreszczy”.
Państwa Dwuprzymierza nazwano centralnymi lub sprzymierzonymi, a Trójporozumienia – ententą, koalicją albo aliantami. Mocarstwa miały precyzyjnie określone plany wojenne. Do tej pory spoczywały one w sejfach, które teraz zostały otwarte. Zgodnie z planem Berlina 7/8 wojsk Rzeszy miało uderzyć na Belgię, Luksemburg, Francję, a pozostała 1/8 miała bronić Prus Wschodnich przed atakiem wojsk rosyjskich. Przewidywano, że w trakcie 40 dni armie Rzeszy pokonają Francję, zajmą Paryż, po czym ruszą na Wschód i pokonają Rosję. Niemcy byli przekonani, że Rosja ze względu na skomplikowany mechanizm mobilizacyjny, rozległe terytorium i słabą sieć linii kolei żelaznych, nie zdąży zagrozić Rzeszy i Austro-Węgrom. W strategii państw Dwuprzymierza sprawą zasadniczą był czas, gdyż od szybkości operacji wojennych zależał wynik wojny na trzech frontach: zachodnim, wschodnim i bałkańskim (serbskim). Sprzymierzeni planowali, że na frontach wschodnim i bałkańskim zadania ofensywne wykonają wojska Austro-Węgier, które na południowym wschodzie Europy miały pobić wojska serbskie. Na północnym wschodzie zmuszą wojska rosyjskie do odwrotu, a dobiją je niemieccy żołnierze. Tyle plany.
Wojskowi rosyjscy przewidywali, że podstawowa masa ich wojsk runie na Austro-Węgry i w kilka miesięcy dotrze do Budapesztu i Wiednia, natomiast dwie armie wykonają atak na Prusy Wschodnie i opanują równiny nad dolną Wisłą. Na stanowcze żądania Francji Rosjanie obiecali osiągnięcie gotowości do prowadzenia działań wojennych szybciej, niż spodziewały się tego państwa centralne, czyli w trakcie 14 dni.
Działania wojenne miały być prowadzone zgodnie z zasadami wojny manewrowej. Dlatego Niemcy i Austro-Węgry rozbudowały linie kolejowe, by jak najszybciej przetransportować żołnierzy z jednego odcinka frontu na inny. Profilowali drogi, utwardzali i tworzyli tzw. mijanki. Z kolei Rosjanie rozbudowywali formacje kawaleryjskie, licząc, że w wojnie manewrowej odegrają istotną rolę.
Po mobilizacji największą armią dysponowała Rosja, której zasoby ludzkie wydawały się niewyczerpane. Podstawowym atutem jej sił zbrojnych była właśnie liczebność. Armia „Jego Imperatorskiej Wysokości” obejmowała na stopie pokojowej ponad 1,4 mln żołnierzy, ale byli oni słabo uzbrojeni i wyszkoleni. Wartość bojową armii rosyjskiej obniżały analfabetyzm, korupcja, defraudacje, niskie standardy moralne żołnierzy i oficerów. Służyło w niej około 180 tys. Polaków, z czego mniej więcej 130 tys. z Królestwa Polskiego.
Wśród nich licznie byli reprezentowani oficerowie, gdyż od końca XVIII w. kariery oficerskie cieszyły się zainteresowaniem polskiej szlachty. Polskich oficerów w armii carskiej było znacznie więcej niż łącznie w armii pruskiej i austro-węgierskiej, ale niewielu wyższych oficerów, gdyż wyznanie katolickie utrudniało awans. Według stanu służby z 1893 r. na 1164 generałów w armii rosyjskiej było 63 katolików o polskich nazwiskach, a poza tym kilku Polaków protestantów. W późniejszych latach proporcje te uległy niewielkim zmianom. W 1912 r. w czynnej służbie było 42 generałów, katolików uważających się za Polaków oraz kilku ewangelików. W 1917 r. w wyniku awansów i rozbudowy armii liczba polskich generałów wzrosła do 119. Polscy generałowie przed wojną dowodzili dywizjami i brygadami, służyli w sztabach dowódców armii i frontów, byli wśród adiutantów cara, podczas wojny zaś dowodzili korpusami, a nawet armiami.
Rekrutów (popisowi, poborowi) z Królestwa Polskiego wzywały do służby wojskowej komisje poborowe funkcjonujące przy 28 tzw. powiatach wojskowych. Zdecydowana większość przyszłych żołnierzy trafiła do okręgów wojskowych znajdujących się na wschód od historycznej granicy dawnej Rzeczypospolitej, między innymi do Petersburskiego i Moskiewskiego. Po wybuchu wojny kierowano ich jednak głównie do pułków stacjonujących w Królestwie Polskim.
Armia niemiecka liczyła na stopie pokojowej 820 tys. żołnierzy. Była mniej liczna od rosyjskiej, lecz lepiej wyćwiczona, uzbrojona i wyposażona. „Wojska niemieckie są wspaniale wyekwipowane, wszystko się świeci, jest z najlepszej skóry i metalu, solidne aż do najdrobniejszego szczegółu […]. Wszyscy są pod wrażeniem wybornej organizacji armii niemieckiej, postawy, odwagi, pewności siebie” – pisała we wspomnieniach Matylda Sapieżyna, bratowa biskupa Adama Stefana Sapiehy, w maju 1915 r., a Michał Romer dodawał: „organizacja niezrównana, celowość doskonała, jednolitość akcji i woli kierowniczej, hart moralny”. Nawet przeciwnicy Niemiec byli pod wrażeniem organizacji jej armii. „Co za organizację mieli ci Niemcy. Na rogach ulic rozlepione duże karty drukowane wielkimi czcionkami: na Kozienice, na Warszawę, do apteki, do kuchni, do poczty!” – wspominał jeden z pamiętnikarzy z Królestwa. Również porównania z c.k. armią wypadały dla niej korzystnie. „Przyglądałam się Niemcom z mimowolnym podziwem. Co za wspaniałe wojsko!” – pisała Zofia Kirkor-Kiedroniowa, mieszkanka Śląska Cieszyńskiego, siostra Stanisława i Władysława Grabskich, którą trudno posądzać o proniemieckie poglądy. Opinie te odnosiły się do wojsk liniowych, którym ustępowały wojska rezerwowe (Landwehra), a jeszcze bardziej oddziały Landsturmu pełniące funkcję wojsk obrony terytorialnej.
W pułkach niemieckich Polacy byli rozproszeni, gdyż powiatowe instancje aparatu uzupełnień osobowych z reguły kierowały ich do korpusów rozlokowanych w głębi Niemiec. Dopiero w czasie mobilizacji i podczas wojny niektóre pułki wielkopolskie, śląskie i pomorskie uzyskały polską większość, wcielano do nich bowiem miejscowych rekrutów. W sumie na stopie pokojowej w armii niemieckiej służyło około 40 tys. Polaków oraz kilkanaście tysięcy Mazurów, Warmiaków i Ślązaków o niejednoznacznej przynależności narodowej i niewykrystalizowanej świadomości etnicznej. Polacy stanowili skromny promil korpusu oficerskiego, jako że rzadko wybierali karierę oficerską, a zarazem Niemcy niechętnie widzieli ich w tej roli. W momencie wybuchu wojny w armii niemieckiej nie było ani jednego czynnego generała polskiego.
Armia austro-węgierskiej monarchii na stopie pokojowej liczyła 436 tys. żołnierzy. Największą wartość bojową miały wojska liniowe, wspólne dla Austrii i Węgier, mniejszą wojska krajowe: Honved na Węgrzech i Landwehra w Austrii, a najmniejszą Landsturm, pospolite ruszenie. Węgrzy skąpili na wojska wspólne, a nie żałowali na Honved, który traktowali jako wojsko narodowe. C.k. armia była gorzej wyszkolona i uzbrojona niż niemiecka, ale jej piechota walczyła efektywniej niż rosyjska. Służyli w niej przedstawiciele 10 narodów monarchii. Niemieckojęzyczni obywatele stanowili w państwie i armii około 26%, ale w korpusie oficerskim armii lądowej 76%, a marynarki wojennej 51,2%. W 1907 r. oceniano udział Polaków w korpusie oficerskim jedynie na 2,3%, a według ostatnich ustaleń Michała Baczkowskiego – na 2,9%. Choć byli w tej grupie generałowie, jednak żaden z nich nie dowodził korpusem. Cesarz i rząd mieli największe zaufanie do oficerów niemieckojęzycznych, gdyż to oni gwarantowali stabilność armii i jej dobre funkcjonowanie. Językiem służbowym był niemiecki. Języka węgierskiego używał Honved, serbsko-chorwackiego – chorwacka obrona krajowa. We wspólnej armii język niemiecki nie był powszechnie znany, co utrudniało dowodzenie. Pułk piechoty miał przypisany na stałe okręg uzupełnień, czyli terytorium poboru. Jeśli pułk miał siedzibę w Krakowie, to prowadzono werbunek z Krakowa i okolic. Jeśli we Lwowie, to ze Lwowa i okolic. Żołnierze mogli używać tzw. języka pułkowego, o ile dana społeczność narodowa w pułku stanowiła minimum 20%. Miało to ułatwić porozumiewanie się. Pułki rekrutowane w Czechach, z wyjątkiem ich zachodnich rubieży, miały w swoim składzie najczęściej większość czeską, a rekrutowane w Galicji Zachodniej – polską. Dzięki temu łatwiej budowano pułkowe więzi. Następstwa austriackiego systemu rekrutacji są widoczne dzisiaj w Polsce, kiedy to młodzi wiekiem entuzjaści Wielkiej Wojny kultywują tradycje pułków, które były kiedyś organizowane w ich małej ojczyźnie. Swoich wielbicieli mają pułki: nowosądecki, tarnowski, jarosławski, krakowski, lwowski. Ich entuzjaści traktują je jako „polskie, nasze, wojsko”, aczkolwiek „nasze” nie były, tylko obce, bo należące do zaborczej armii. Przed sierpniem 1914 r. w c.k. armii służyło 51–52 tys. Polaków, a razem z rezerwą około 118 tys. W 11 pułkach piechoty, w 5 pułkach Landwehry oraz w 1 i 2 pułkach kawalerii polscy żołnierze stanowili większość. Zasada werbunku terytorialnego nie obowiązywała w wojskach inżynieryjnych i w artylerii.
Piechurzy trzech armii zaborczych wyruszyli na wojnę w mundurach o barwach ochronnych, a ich głowę okrywała czapka. Niemiecka pikielhauba była skórzana, a jedynie grot miała metalowy. W kolejnych latach najpierw Niemcy, później Austriacy, a na końcu Rosjanie zaczęli zaopatrywać żołnierzy w hełmy stalowe. Natomiast kawalerzyści, inaczej niż piechurzy, nosili kolorowe, z daleka widoczne mundury.
Oficerowie i żołnierze otrzymywali żołd, którego wysokość zależała od szarży. Na przykład żołd rotmistrza c.k. armii wynosił 140 koron miesięcznie w czasie pokoju, a w czasie wojny otrzymywał on dodatkowo 150, czyli razem 290 koron. Sierżanta już tylko 70 plus 20 koron jako wojenny dodatek. Przyzwoite były gaże oficerskie w armii rosyjskiej. Oficerowie nie mogli narzekać. Nie powinni też narzekać szeregowcy, biorąc pod uwagę poziom życia w Rosji. Wysokie gaże otrzymywali oficerowie niemieccy. Żołd porucznika wynosił 300 marek miesięcznie, ale szeregowca jedynie 15. We wszystkich armiach prawo przewidywało pomoc finansową dla wdów i rodzin zmarłych oraz zabitych żołnierzy, podobnie jak pomoc dla inwalidów wojennych oraz zasiłki dla rodzin rekrutów. W Rzeszy, kraju najbogatszym spośród trzech zaborców, pomoc finansowa dla wdów, sierot, żołnierskich rodzin i inwalidów – w stosunku do poziomu życia ludności – pozostawała dosyć skromna. Wyższa była w Rosji.

 
Wesprzyj nas