“Urodzić dziecko” to powieść wybitna, hołd złożony każdej kobiecie. Pierwszy tom trylogii o dziewczynie, która próbowała odmienić swój los.


Urodzić dzieckoSzwecja, lata trzydzieste XX wieku. Maj, dwudziestoletnia dziewczyna, pragnie się wyrwać z rodzinnego domu na prowincji. W pobliskim mieście wynajmuje pokój i zatrudnia się w cukierni.

O jej dalszym życiu przesądza niedzielna wycieczka nad morze. Poznaje dużo starszego Tomasa, który jest nią zauroczony. Ona kocha swojego byłego chłopaka Erika, ale wszystko się zmienia, kiedy ten rzuca ją po raz drugi. W dodatku okazuje się, że Maj jest w ciąży.

Dziewczyna decyduje się na małżeństwo z Tomasem. Wejście do rodziny Berglundów oznacza dla niej awans społeczny, ale Maj nie wie, jak wysoką cenę przyjdzie jej za to zapłacić…

***

Opowieść Sandberg wręcz zasysa czytelnika do środka. Jej wrażliwość, talent obserwacji, jej umiejętność pisania o sprawach najważniejszych, delikatnych i nieoczywistych potwierdzają pozycję Sandberg jako jednej z najbardziej wrażliwych pisarek współczesnej literatury.
Svenska Dagbladet

Z precyzją psychologa, bardzo realistycznie Kristina Sandberg opisuje codzienne nieszczęśliwe życie kobiety. Wybitne!
Dagens Nyheter

Przenikliwość tekstu Sandberg jest imponująca!
Aftonbladet

To wielka powieść, mądra, przenikliwie opisująca problemy kobiet i napisana wyjątkowo pięknym językiem.
Tidningen Kulturen

Jest to bardzo ważna powieść, po jej przeczytaniu człowiek czuje się zły, oburzony, ale też znacznie więcej rozumie…
Göteborgs Posten

Kristina Sandberg zadebiutowała w 1997 roku, ale rozgłos przyniosła jej trylogia o Maj. Na przykładzie młodej, prostej dziewczyny ze szwedzkiej prowincji, która wżenia się w rodzinę bogatego fabrykanta i którą życie szybko zmusza do wzięcia spraw w swoje ręce, autorka pokazuje, jak na przestrzeni kilku dziesięcioleci zmieniła się pozycja kobiet w społeczeństwie szwedzkim. Za ostatnią część trylogii, „Żyć za wszelką cenę”, Kristina Sandberg otrzymała w 2014 roku prestiżową nagrodę literacką Szwedzkiego Stowarzyszenia Wydawców, Augustpriset.

Kristina Sandberg
Urodzić dziecko
Przekład: Elżbieta Frątczak
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 20 kwietnia 2017
 

Urodzić dziecko


SZELESZCZĄCY ODDECH po drugiej stronie słuchawki.
Ale przecież spytałam tylko, dlaczego nie ma zaproszeń… Przerywa milczenie, pyta, czy piszę książkę. Nie, odpowiadam, jestem w ciąży i pomyślałam, że… Ach, tak. Kończymy, rozłączamy się. I jeszcze jedna rozmowa. Tak, i s t o t n a. Ostatnia. Ale że to wie się dopiero, kiedy jest już po wszystkim. A może miałyśmy jakieś przeczucia. Otwiera się przede mną, bez wahania odpowiada na moje pytania, co odbieram jako niechętną, ale jednak obietnicę. Żadnej szalonej radości, tylko krótka zgoda: dobrze, napisz o tym, skoro to dla ciebie takie ważne.

1938

MAJ KOŃCZY WYCIERAĆ ostatni stół, płucze szmatę i patrzy, jak Ingrid strzepuje okruchy z fartucha; sięga po filiżankę z kawą i mówi, że Maj oczywiście musi z nimi jechać. Olof, przystojny i wesoły, zawsze uśmiecha się do Maj, żeby tylko Ingrid nie zauważyła, jak patrzy na nią tymi swoimi brązowymi oczami; gęste ciemne włosy i grzywka, która zawsze opada mu na czoło: czy tak mu się po prostu układa, czy też celowo potrząsa głową, tego nie wie, ale te jego oczy… Maj sięga po porcelanowy dzbanek z kawą. Życzy pan sobie kawy – zwraca się do niego dla żartu. Tak, poproszę, panienko, odpowiada Olof i wyciąga rękę z filiżanką.
Woń potu, stopy uwięzione w pantofelkach pocą się, cuchną, nigdzie nie pojedzie. Jedźcie sami, mówi i stawia dzbanek na blacie. Nie bądź taka, wzdycha Ingrid. Maj zauważa jej ciemnoczerwone usta – kiedy zdążyła je pomalować – kiedy przyszedł Olof, były blade; gdy wychodzą i zamykają cukiernię, obie mają czerwone policzki, a ich włosy pachną tłuszczem i kardamonem – czy stopy Ingrid nigdy nie cuchną? I wtedy Ingrid mówi, że Tomas jest bardzo sympatyczny, przystojny i ma samochód, wybiorą się na przejażdżkę, gdzieś niedaleko, do Gullvik albo do Skeppsmalm, wieczór taki piękny, no i jest przecież sobota.

Ciasna toaleta, maleńka umywalka, ale jest i zimna, i ciepła woda. Maj wkłada z mozołem jedną stopę, namydla ją, opłukuje, wyciera, także między palcami. Co ty tam robisz, woła Ingrid, Maj wkłada drugą stopę do umywalki, potem jeszcze myje się pod pachami, dotyka majtek; nie, nie może pojechać w brudnych jedwabnych pończochach, majtki też nie są świeże.
Nakłada szminkę, trochę różu, brwi stają się za ciemne, ściera tusz, wygląda, jakby miała podkrążone oczy, zwilża ręcznik, pociera go mydłem i przeciąga mocno tuż pod brwiami, teraz jest zdecydowanie lepiej. Zdejmuje pończochy. Nie, nie wygląda to dobrze, wciąga je z powrotem, chociaż nie pachną najładniej. Podobno jest bogaty. Tomas. W każdym razie Ingrid dawała jej to do zrozumienia. Kiedy zamykają drzwi kuchenne, Olof rzuca, że piękne dziewczyny w letnich sukienkach wyglądają uroczo, pewnie nie mówi tego poważnie, ale jednak. Widzisz mnie teraz, Eriku? Wynajmuję pokój, mam pracę, przyjaciół. Widzisz mnie? Olof bierze ją pod rękę, ruszają w kierunku Viktoriaesplanaden. Samochód stoi w podwórzu, Olof twierdzi, że właściciel na pewno się zgodzi; Maj nie chce wejść razem z nimi do środka, drżą jej nogi, ale Ingrid twierdzi, że musi, bo inaczej Tomas nie będzie chciał jechać i zostaną w mieście.
Na pewno ma coś w domu, mówi Olof i zaczynają się piąć po schodach. Kiedy docierają na trzecie piętro i zatrzymują się przed drzwiami, Maj jest zdyszana. Olof wciska dzwonek, przyciąga ją do siebie, chce, żeby Tomas ją zobaczył. W środku panuje cisza, Olof znów dzwoni, tym razem mocniej, wyzywająco. Spałeś, pyta Olof. Tomas przeciąga ręką po przyprószonych siwizną jasnych włosach. Maj stoi sztywna, nikt jej nie powiedział, że Tomas jest stary, na pewno skończył już trzydziestkę, może nawet czterdziestkę.
Wejdźcie, zaprasza ich. W środku unosi się zapach dymu papierosowego i jeszcze czegoś, trudno powiedzieć czego. Kiedy tłoczą się w przedpokoju, Olof mówi, do jakiego wniosku wspólnie doszli: trzeba trochę zrelaksować Tomasa. Co powiesz na małą przejażdżkę, pyta ze śmiechem. Zapowiada się cholernie piękny wieczór. Panie zasłużyły sobie na trochę przyjemności.
Teraz Ingrid też się uśmiecha, słyszała, jak mówi, że jest znakomitym kierowcą. Naprawdę, podchwytuje Tomas. Maj zwraca uwagę, że ma krzywo zapiętą koszulę, która wystaje mu ze spodni. Widzi, jak wchodzi do pokoju, sprząta ze stołu szklankę i popielniczkę, ale poza tym panuje porządek: firanki są zaciągnięte, stoi kanapa, fotel, lampa stojąca. Tomas wygląda na nieogolonego, ma cienie pod oczami, ale jest tak bardzo opalony, że zmarszczki przy oczach wydają się jaśnieć w mroku.
D o b r a r o d z i n a. Maj mówi: ładne mieszkanie, a Tomas śmieje się, kiwa głową, idzie do kuchni i wraca z dwoma piwami i dwiema zielonymi szklankami. Proszę, mówi, siadajcie na kanapie, rozgośćcie się. Maj myśli, że mógłby ją też spytać, bo lubi piwo, ale skąd on miałby o tym wiedzieć? Tomas stawia butelki na stole, trochę zbyt gwałtownie, po czym wychodzi do kuchni. Olof otwiera piwo, nalewa złocisty płyn do szklanek. Stawia je przed Ingrid i przed Maj, a sam sięga po butelkę. Uśmiecha się do Maj, pyta, czy podoba jej się w Örnsköldsvik. Jak długo tu mieszkasz? Od świętej Walpurgii, mówi Maj, i owszem, podoba jej się tu. Nie wspomina o swojej tęsknocie za domem, tęsknocie za Storsjön i wysokim niebem, za Erikiem, czuje zawrót głowy, masz inną? Czy oni też za nią tęsknią? Ojciec, matka, bracia? Ingrid wstaje, sięga do szafki, wyjmuje kolejną szklankę – w cudzej kuchni – odkręca kran, leje wodę do szklanki, pije. Potem staje za fotelem Olofa, kładzie mu rękę na ramieniu, targa jego błyszczące włosy.
Maj odwraca wzrok. Tomas jest bardzo inteligentny, mówi Ingrid. Najwyraźniej chce ją nim zainteresować. Typ myśliciela, dodaje.
To co, jedziemy? Tomas staje w drzwiach łączących przedpokój z salonem, tym razem ma na sobie porządnie zapiętą koszulę. Jej jasny kolor podkreśla jego opaloną twarz, spodnie są starannie wyprasowane, policzki gładko ogolone, pachnie mocno wodą po goleniu. Maj widzi jego lekko przekrwione oczy, jakby źle sypiał. Właściwie może się teraz pożegnać, podziękować za piwo, jutro też jest dzień, po całym tygodniu ciężkiej pracy ma prawo czuć się zmęczona. Nagle Olof wstaje, niemal wyskakuje z fotela, i szczypie ją w policzek, Maj się wzdryga, a potem zaczyna się śmiać.

Nie, nie chce siedzieć obok Tomasa, wolałaby usiąść z tyłu, razem z Olofem i Ingrid, ale oni oboje nalegają, żeby zajęła miejsce z przodu. Tomas śmieje się i obiecuje, że będzie jechał ostrożnie, nie musi się bać. Teraz, kiedy siada obok Tomasa, słowa, których zwykle jej nie brakuje, gdzieś umykają, ale może lepiej milczeć, niż pleść coś trzy po trzy, tak, milcz. Bo niby dlaczego miałaby żartować i zabawiać go rozmową, skoro para z tyłu zajmuje się tylko sobą? Tomas w skupieniu patrzy na drogę. W rowach kwitną polne kwiaty, jaskry, bodziszki, wkrótce zakwitnie też dereń, będzie pięknie. W tylnym lusterku widzi, jak Olof obejmuje Ingrid, rumieniec pełznie jej po szyi, wygłupiła się, nie powinna z nimi jechać. Tomas stwierdza nagle, że tak naprawdę to najbardziej lubi żeglować, więc może wybiorą się na przystań, kiedy już dotrą na miejsce… Rzuca Maj szybkie spojrzenie; mówi, że w szopie na łodzie powinny być jakieś ciepłe ubrania, a ona zauważa, jaki ma elegancki profil. O ile Olof wydaje się lekkomyślny, jak Erik, to Tomas jest dojrzałym mężczyzną. Prędkość, widoki, jest zafascynowana… Czy to możliwe, żeby i ona nauczyła się tak dobrze prowadzić samochód?

Nad wodą stoją wille. W jednym szeregu, z trawnikami schodzącymi do paska piachu na brzegu, szuka wzrokiem domku podobnego do domku Erika w Optand, ale widzi jedynie domy z przeszklonymi werandami, balkony i wykusze chowające się za delikatną jeszcze zielenią. Chciałaby jechać dalej, dalej i dalej, a potem usiąść i patrzeć przed siebie, ale obok niej jest obcy mężczyzna, odwraca się więc do pozostałych i pyta, czy daleko stąd do chaty, buty potwornie ją cisną, stopy ma spuchnięte i spocone. Ingrid śmieje się i pokazuje duży pomalowany na zielono dom – tam jest chata, mówi, chichocząc. Tomas podaje jej rękę, tłumaczy, że mama ma parter do swojej dyspozycji, ale teraz jej tu nie ma. Maj wspiera się o niego, wdzięczna. Ruszają w dół, po chwili puszcza go, odchodzi nieco na bok. Panie przodem! Musi przejść przez zimną sień, waha się, przepuszcza Ingrid, wchodzą do dużego pokoju pełnego książek, obrazów, umeblowanego jak mieszkanie w kamienicy. I nagle Maj zaczyna mówić. Formułuje słowa, pytania, wyrzuca je z siebie, nie oczekując konkretnych odpowiedzi ani dalszych pytań, jest głodna, okropnie głodna – jak długo tu siedzą, z kieliszkami i papierosami w dłoniach? Tomas częstuje wermutem, sobie i Olofowi robi drinki, Maj nie widzi dokładnie, co wlewa do wysokich szklanek, a potem w nich miesza.
Nie przestaje mówić, ale lepsze to niż milczenie i jej burczący brzuch. Ingrid i Olof zapadają się coraz głębiej w trzeszczącym wiklinowym fotelu. Ona jest pochłonięta studiowaniem jego dłoni, przygląda się linii życia: miłość, dzieci, przyszłość. Zawsze macie tak dużo różnych rodzajów papierosów, pyta Maj Tomasa, kiedy ten mówi jej, że może palić do woli. Patrzy na nią poważnie i tłumaczy, że w rodzinie każdy ma swoje upodobania, więc kiedy wszyscy się zjeżdżają, powinien być duży wybór, inaczej ktoś może okazać niezadowolenie. Mruga do niej porozumiewawczo i szeroko się uśmiecha.

Gdyby Olof chociaż na nią spojrzał. Widzi, jak przeciąga palcem po dłoni Ingrid, a potem dalej, po ręce. Maj dotąd uprawiała seks tylko z Erikiem, zastanawia się, czy z Olofem byłoby inaczej, wydaje ci się, że masz szansę, cierpki smak wermutu w ustach. Przynajmniej odejdźcie gdzieś na bok, gdzieś, gdzie będziecie sami, myśli. Czuje, że chce jej się sikać. Czy Ingrid w ogóle odezwała się do niej od momentu przyjazdu? Tomas siedzi zatopiony we własnych myślach, popija drinki, ma na wpół przymknięte powieki. Trzyma w dłoni papierosa, powinien strzepnąć z niego popiół, w momencie kiedy żar ma spaść na lakierowany parkiet, pochyla się i gasi papierosa na talerzyku na stole. Skoro on się nie odzywa, to dlaczego ona miałaby to robić? Teraz tamci się całują, widzi otwarte usta Olofa, odwraca głowę: na dworze wciąż jest jeszcze jasno, za trzy tygodnie midsommar, dlaczego nie ma cię przy mnie, dlaczego mnie nie obejmujesz, nigdy więcej, postanawia i wstaje.
Nie odczuwa skutków wypicia wermutu, nie zamierza też pytać Tomasa, gdzie jest wychodek, po prostu wychodzi w milczeniu. Oszałamiający zapach czeremchy, małe ostre pąki peonii na rabatce wokół masztu do flagi i morze, które jest teraz całkowicie spokojne. Idzie wzdłuż domu i znajduje wychodek, oddaje mocz, czemu towarzyszy znajomy dźwięk, który w panującej tu ciszy wydaje się dość głośny, ale przecież tutaj nikt jej nie słyszy. Przeklęte pończochy, zdejmuje je i wychodzi boso na trawę, w ręku trzyma czółenka. Moczyć stopy w wodzie, która jest lodowato zimna? Wchodzi na pomost, siada na nim. Po drugiej stronie zatoki przepływa kuter rybacki – tak, Petersen dba o swoje sieci – odwraca się pospiesznie i widzi, że Tomas wchodzi na pomost. Masz ochotę, pyta i wskazuje głową na cumującą obok nich błyszczącą brązową motorówkę. Tamci są zajęci sobą, informuje Tomas, a ona oświadcza, że powinna chyba wracać do domu, i jej słowa brzmią ostrzej, niżby sobie życzyła. Tomas wyciąga do niej rękę, Maj wstaje, może powinnam go pocałować, żeby przekonać się, jak to jest. Mamy pokoje gościnne, proponuje Tomas, ale Maj kręci głową. Burczy jej w brzuchu, pyta, jak daleko jest do miasteczka, a Tomas odpowiada, że podrzuci ją łodzią do przystani.

Jak dużo wypił? Ławka obok szopy na łodzie, zaczyna się ściemniać. Tomas mówi, że jego sprawa rozwodowa jest już w sądzie, wyrok ma zapaść na dniach. Nie jest z tego dumny. To nie była wina jego żony Astrid, dodaje, mamrocząc, a Maj zaczyna drżeć w swojej letniej sukience i cienkim bawełnianym sweterku. Nawet pomalowałam brwi. Jakie to ma znaczenie, nie potrafi powiedzieć, czy chociaż raz ich spojrzenia się spotkały. A mimo to zgadza się, by mówili sobie po imieniu. Czuje, jak krew zaczyna w niej żywiej krążyć, Tomas pyta, ile ma lat, dwadzieścia jeden, mówi, chociaż ma urodziny dopiero pod koniec grudnia. Cholernie trudny wiek, stwierdza Tomas. Po chwili dodaje, że jego zdaniem Astrid się z kimś spotyka, ale on zawsze będzie ją kochał, w jakiś dziwnie pokrętny sposób, a Maj wtrąca, że jej narzeczony, to znaczy jej były narzeczony, którego tak nazywa, chociaż nigdy się nie zaręczyli, bo Erik tego nie chciał, też spotyka się z inną. Tomas znika w szopie, za moment wraca, daje jej owczą skórę i parę męskich spodni, mówi, że na morzu będzie zimno. Maj próbuje wejść na pokład, trzymając w ręku czółenka, siada niepewnie, boi się, że wpadnie do wody. Tomas założył wełniane polo i nieprzemakalną kurtkę z kapturem, na głowie ma zabawną czapkę żeglarską z daszkiem. Maj postanawia nie przejmować się Ingrid, chce wrócić do domu.
Morze i zapadający zmierzch. Tomas, który siedzi za sterem i nic nie mówi. Łódź kołysze, od czasu do czasu Maj czuje na twarzy zimne krople wody. Zamyka oczy. Łóżko w pokoju na Bergsgatan. Żeby tylko gospodyni na nią nie czekała. Przecież może chyba czasem pójść na tańce i wrócić późno do domu! Jutro sobie odeśpi. Nie wstanie, nawet kiedy słońce będzie już mocno grzało. Wypije kawę w łóżku i będzie dalej spać. Jeśli zjawi się Ingrid, nie otworzy jej drzwi.
Tomas zwalnia, łódź ślizga się po wodzie i lekko się kołysze. Dziękuję za miły wieczór, mówi Maj. Powinienem odprowadzić cię do drzwi, proponuje Tomas, ale Maj z przekonaniem kręci przecząco głową. Wpadnij kiedyś, oddasz mi owczą skórę. Jeśli nie będzie mnie w domu, możesz zostawić ją przed drzwiami, mówi.
Maj słyszy, jak uruchamia silnik, ale nie odwraca się, żeby mu pomachać.

 
Wesprzyj nas