„Niedokończony eliksir nieśmiertelności” to powieść, w której bajkowa fabuła przedstawiająca perypetie bohaterów przemienionych przez tajemniczy eliksir, stanowi rusztowanie dla panoramy przenikliwych analiz i trafnych komentarzy na temat współczesnego społeczeństwa.


Niedokończony eliksir nieśmiertelnościDawno, dawno temu pewien alchemik, ścigany przez żołnierzy przekazał małemu chłopcu na przechowanie butelkę z tajemniczym płynem. Chłopiec strzegł jej dzielnie, pozwolił sobie też na drobne eksperymenty z udziałem cieczy i dzięki nim dowiedział się z czym ma do czynienia: był to eliksir nieśmiertelności. Żywy organizm w zetknięciu z owym pitnym wynalazkiem nie mógł umrzeć, ale nie był też do końca żywy gdyż stawał się przezroczysty i niematerialny do tego stopnia, że mógł przenikać przez ściany. Wynalazek pozostawiony przez alchemika zmienił bieg życia depozytariusza, ten bowiem postanowił ukończyć studia, gdy dorośnie, i miksturę tę udoskonalić. Co stało się dalej? O, wiele rzeczy! To między innymi, że buteleczka, dotarła z zamierzchłej przeszłości aż do naszych czasów.

„Niedokończony eliksir nieśmiertelności” napisany przez Katarzynę Majgier jest książką prześmieszną, ironiczną, błyskotliwą i podobno dla dzieci. Tak przynajmniej jest napisane na okładce. „Książka otrzymała I nagrodę w kategorii 6-10 lat w IV Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży, zorganizowanym przez Fundację „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom” – głosi opis.
Niedokończony eliksir nieśmiertelności
Cóż, mam niejasne wrażenie, że kilkulatek, w którego ręce ta lektura trafi, zrozumie o czym ona tak naprawdę jest, jakieś dwadzieścia lat później. A to dlatego, że Katarzynie Majgier jakimś cudem udało się zawrzeć w tej, niewielkiej objętościowo, powieści rozbrajającą satyrę na współczesne społeczeństwo opętane rozbuchanym konsumpcjonizmem, ewolucję systemu wartości od XIX wieku po nasze czasy i całą galerię portretów osobników o skrajnie różnych charakterach i zapatrywaniach na rzeczywistość: od otwartości po skłonność do ulegania zabobonom i stereotypom.

Katarzynie Majgier udało się zawrzeć w tej powieści rozbrajającą satyrę na współczesne społeczeństwo

W rezultacie strony tej książeczki, rzekomo dla dzieci, zaludniają dziewiętnastowieczni przedstawiciele arystokratycznego rodu wespół z nuworyszami z korporacji, nielegalne imigrantki bez pozwolenia na pracę, heavymetalowy gwiazdor korzystający z różowej puderniczki w kształcie serca i nastolatki lubujące się w mrocznych klimatach. Ich przygody składają się na opowieść o czasach, w których istnieją rodzice wykorzystujący dzieci w charakterze uroczego gadżetu przeznaczonego do tego by chwalić się jego zdjęciami w internecie, o ludziach zastanawiających się głównie nad tym co powiedzą o nich inni i czy zrobili wszystko tak, by tych innych szlag trafił z zazdrości, a także i o tym, na czym polega sens dojrzewania. Agnieszka Kantaruk

Katarzyna Majgier, Niedokończony eliksir nieśmiertelności , Ilustracje: Anita Graboś, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Premiera: 19 października 2016

Katarzyna Majgier
Niedokończony eliksir nieśmiertelności
Ilustracje: Anita Graboś
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Premiera: 19 października 2016

Prolog
Dom, który wyglądał jak bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i w wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym.

Przy drodze za miastem stał stary dom. Wyglądał na tak zaniedbany, że mógł wydawać się opuszczony, choć zdarzają się zamieszkane domy w znacznie gorszym stanie.
Grube mury poszarzały, ale nie ma się czemu dziwić – dom stał blisko drogi. Przejeżdżające nią samochody wzbijały pył, który osiadał na ścianach.
Ogród był zarośnięty i zachwaszczony, ale kto w dzisiejszych czasach ma czas na dbanie o ogród? Furtkę przed domem pokryła rdza, a skrzynka na listy zwisała smętnie, chwiejąc się na wietrze i wydając przy tym nieprzyjemne odgłosy, ale nikt nie przysyłał tam żadnych Listów, więc nikomu to nie przeszkadzało.
Obok skrzynki leżała tabliczka, której od strony ulicy nie było widać, odkąd się przewróciła. A szkoda, bo na tabliczce napisano: „Na sprzedaż”. Może gdyby było ją widać z ulicy, znaleźliby się chętni? Mimo że dom wydawał się posępny i miał w sobie coś, co napawało lękiem…
Mały chłopiec, którego rodzina przejeżdżała kiedyś tamtędy, wyjrzał przez okno samochodu i powiedział:
– Ten dom wygląda jak bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i w wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym.
Jednak nikt tego nie słuchał, bo rodzice chłopca byli pochłonięci kłótnią o to, gdzie powinna leżeć deska do krojenia chleba.
Później chłopcu śnił się po nocach bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i w wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym. Bał się tego kogoś, ale rodzice nie chcieli go słuchać.
– Jesteśmy zmęczeni, a jutro musimy wcześnie wstać. Nie przeszkadzaj nam! – złościli się, kiedy ich budził.
Od tamtej pory minęło wiele lat. Chłopiec dorósł i ma własne dzieci, ale nadal często śni mu się bardzo wysoki i chudy ktoś w brudnym płaszczu aż do ziemi i wysokim, spiczastym kapeluszu, bardzo zakurzonym. Wtedy budzi się przestraszony, ale nikomu nie opowiada o tych snach. Poza tym zachowuje się jak normalny dorosły człowiek. Tyle tylko, że gdy jego dzieci budzą go w nocy, bo śni im się coś, czego się boją, nie złości się na nie, bo rozumie, jak straszne mogą być sny.

Pewnego dnia w tajemnicy udał się do psychoanalityka i opowiedział mu o koszmarnych snach i o domu, jaki w dzieciństwie zobaczył z okna samochodu. Miał nadzieję, że psychoanalitycy rozumieją takie rzeczy, ale ten, na którego trafił, nigdy nie miewał koszmarnych snów. Znał je tylko z książek. Powiedział więc, że strasznych snów na pewno nie wywołał widok posępnego domu, tylko kłótnia rodziców oraz że ma to związek z deską do krojenia chleba.
Człowiek, który kiedyś jako mały chłopiec przestraszył się wysokiego domu, zrozumiał, że musi sobie sam poradzić z koszmarami. Ale na wszelki wypadek wyrzucił deskę do krojenia chleba i zaczął kupować krojone pieczywo.
A jednak deska do krojenia chleba była zupełnie niewinna.
Gdyby rodzina chłopca zajrzała do domu w dniu, kiedy obok niego przejeżdżali, wszyscy uciekliby stamtąd z wrzaskiem i mieli koszmary senne do końca życia. O ile w ogóle weszliby do środka.
Bo każdy, kto znał okolicę, powiedziałby im, że o tym domu krążą straszne opowieści.

Część I

1.

Tajemnicza mikstura

Wiele lat wcześniej do bram starego domu załomotał zmęczony jeździec na jeszcze bardziej zmęczonym koniu. Odzież miał przemoczoną deszczem i potarganą, ale uszytą na miarę z drogich tkanin, więc widać było od razu, że to człowiek zamożny. Albo zbój, który takiego obrabował.
W tamtych czasach ludzie chętnie pomagali innym, nawet obcym, więc gospodarze udzielili mu gościny. Pożyczyli mu suche ubranie, poczęstowali ciepłą strawą i pozwolili się wyspać, ale przybysz zerwał się jeszcze przed świtem, chcąc wyruszyć w dalszą drogę. Jednak zanim zdążył wyjechać, do bram zapukali żołnierze.
– To niebezpieczny bandyta – powiedzieli. – Najbardziej poszukiwany człowiek w całym kraju!
Właściciele przestraszyli się i pozwolili żołnierzom schwytać obcego, co wcale nie było takie proste. Tajemniczy człowiek w czarnym płaszczu biegał nadzwyczaj szybko, nie zawahał się nawet wyskoczyć z okna na piętrze.
Niestety na dole, pod samym oknem, czekał dowódca żołnierzy, który od razu go pojmał i zabrał do więzienia, gdzie człowiek ów spędził resztę życia. Tam usiłowano zmusić go, aby zdradził pewną tajemnicę, ale on milczał.
Próbowano więc odnaleźć jego wspólników, lecz wyglądało na to, że nigdy ich nie miał. Ludzie, u których go pojmano, nie wiedzieli nawet, jak się nazywa. Nie mieli pojęcia, kim był przybysz, i zaklinali się, że nie dał im nic na przechowanie.

Pytano jednak niewłaściwe osoby i dlatego nikt nie dowiedział się, że było zupełnie inaczej. Że tuż przed zatrzymaniem tajemniczy przybysz znalazł sobie wspólnika, którego nikt by o to nie podejrzewał. Był to mały synek gospodarzy, który słysząc hałas, obudził się i wyjrzał ze swojego pokoju. Zobaczył uciekającego człowieka w czarnym płaszczu.
– Ciii. – powiedział tamten i wbiegł do pokoju chłopca, który od razu zrozumiał, o co chodzi.
Sam też nieraz tam uciekał, kiedy coś przeskrobał, a zdarzało mu się to kilka razy dziennie.
– Wejdź do kufra – poradził chłopiec.
Sam zawsze się tam chował, ale nieznajomy nie zmieściłby się w kufrze.
– Umiesz dotrzymać tajemnicy? – spytał chłopca.
Ten pokiwał głową.
Przybysz wyciągnął malutką butelkę i wręczył ją dziecku.
– Ukryj to dobrze – nakazał. – I nikomu o tym nie mów. Nigdy! I pamiętaj, nie pij tego – to trucizna!
– Działa na robaki? – zainteresował się chłopiec.
– Nie otwieraj tego – powiedział stanowczo nieznajomy. – Ta mikstura jeszcze nie jest dokończona. Obiecujesz, że nie otworzysz?
Wtedy jednak do pokoju wpadli żołnierze i przybysz musiał wyskoczyć przez okno.
Nikt nie zauważył buteleczki w rękach chłopca, który od razu pospieszył schować ją wśród swoich skarbów – za kamieniem, w ścianie domu. Nikomu nie przyszło do głowy, by spytać go, czy przybysz czegoś u niego nie zostawił ani czy z nim rozmawiał. Malec dochował więc tajemnicy bez trudu.

Jednak chłopiec nie byłby sobą, gdyby nie otworzył buteleczki i nie sprawdził, czy trucizna działa na robaki. Tak, to było bardzo okrutne wobec robaków, ale w tamtych czasach kompletnie nie dbano o takie rzeczy. Buteleczka była bardzo mała, więc ostrożnie wylał tylko jedną kroplę. Od razu pojawiła się zainteresowana mucha, a chłopiec pozwolił jej się poczęstować. Mucha odleciała, a w miarę jak się wznosiła, stawała się coraz bardziej przezroczysta.
„A więc tak wygląda ktoś otruty” – pomyślał chłopiec.
Starannie zamknął buteleczkę i poszedł ukryć ją w swoim schowku.
Tymczasem do kropli przyleciały kolejne muchy.

Kilka lat później chłopiec siedział nad lekcjami, które zadał mu prywatny nauczyciel. Nie lubił się uczyć i wcale się z tym nie krył. Uważał, że to strata czasu. Od trzech lat nie mógł nauczyć się pisać, o liczeniu nie wspominając. Bo choć z liczeniem pieniędzy, kamyków i innych przydatnych mu rzeczy nie miał problemów, nic nie rozumiał z zadań matematycznych. Nawet tych najprostszych. Zwykle siedział nad nimi i ziewał, bo w ogóle go nie interesowały. Tak też było tamtego popołudnia, kiedy nagle na kartce zeszytu wylądowała przezroczysta mucha. Chłopiec wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Powoli dochodził do wniosku, że przygoda z tajemniczym człowiekiem, o którym opowiadano jako o bandycie, i buteleczką schowaną za kamieniem wcale nie zakończyła się tak, jak sądził.
Może tylko mu się zdawało, że tamta mucha stała się przezroczysta? Może jest osobny gatunek przezroczystych much? Bo przecież żadna mucha nie żyje tak długo! Tymczasem przezroczysta mucha chodziła po jego zeszycie.
– Proszę pana, czy istnieją przezroczyste muchy? -spytał nauczyciela.
– Przezroczyste muchy?! – oburzył się tamten. – Zamiast wziąć się do rozwiązywania zadań, zadajesz takie głupie pytania!
– A jak długo może żyć mucha? – Chłopiec nie dawał za wygraną.
– Na litość boską! – huknął nauczyciel. – To lekcja matematyki, a nie nauka o muchach!
Chłopiec zrozumiał. Jego nauczyciel nie miał pojęcia, jak długo żyją muchy. Gdyby wiedział, od razu zacząłby o tym opowiadać. Zawsze tak robił, gdy miał okazję popisać się wiedzą. „Może to duch muchy?” – pomyślał uczeń. Słyszał co nieco o duchach. W tamtych czasach prawie każdy twierdził, że jakiegoś widział. Uważano, że są to dusze potępione, pokutujące za grzechy. Chłopiec przypomniał sobie jednak, że robactwo nie ma duszy -tak go uczono. Ale może muchy miały?
– Czy muchy mają duszę? – spytał.
Nauczyciel nie wytrzymał i spuścił mu lanie (bo niestety w tamtych czasach bicie dzieci było czymś, co robili niemal wszyscy dorośli, uważano bowiem, że to pomaga dzieciom wyrosnąć na porządnych ludzi).
Tymczasem chłopiec bardzo zainteresował się muchami i tym, jak działają na nie i na inne stworzenia różne substancje. Szybko doszedł do wniosku, że od swojego nauczyciela nie nauczy się niczego, co go interesuje, i postanowił pójść do szkoły. Nieoczekiwanie zabrał się do nauki i okazało się, że wcale nie jest tak kiepskim uczniem, za jakiego wcześniej uchodził. Wprost przeciwnie – miał wielkie zdolności. Wcześniej nikt ich nie zauważał, bo chłopca wiedza nie interesowała, więc w czasie lekcji myślał o niebieskich migdałach i zastanawiał się, jak by tu wyrwać się z domu.
Kiedy odkrył, że przyroda i matematyka są ciekawe, a łacina przydatna, zaczął wręcz pochłaniać wiedzę. Choć do niedawna miał problemy z rozpoznawaniem liter, teraz błyskawicznie nauczył się ich, przeczytał wszystkie księgi, jakie były w domu, i zaczął prosić rodziców o nowe. Potem przekonał ich, że ma głowę nie od parady, i warto wysłać go do szkół.
– Może jeszcze będą z niego ludzie? – ucieszyli się rodzice.
Ich syn skończył studia (co wtedy było rzadkością) i wrócił do domu jako poważany, wykształcony człowiek.
Oczywiście przez cały czas dbał o powierzoną mu buteleczkę. W czasie studiów dowiedział się, że człowiek, którego kiedyś pojmano w jego domu, nie był zbirem, mordercą ani innym przestępcą, tylko słynnym alchemikiem, który podobno wynalazł eliksir nieśmiertelności. Niestety, nie chciał się nim podzielić z władcami, więc ogłosili, że jest przestępcą, i sprawili, że zginął jak przestępca, a eliksir gdzieś przepadł. Chłopiec zrozumiał, że powierzono mu wielki skarb, i zaczął studiować alchemię. Pamiętał, że tajemniczy czło -wiek powiedział, że eliksir nie jest jeszcze gotowy i może być niebezpieczny. Postanowił dokończyć pracę nad miksturą.
Po powrocie do domu w jednym z pokojów urządził sobie pracownię i przeprowadził kolejne eksperymenty.
Najpierw tajemniczym eliksirem poczęstował mysz, która złapała się w pułapkę i była ledwie żywa. Mysz, tak jak kiedyś muchy, zaczęła robić się coraz bardziej przezroczysta. Potem, prześwitując na wylot, ale zupełnie zdrowa, uciekła.

 
Wesprzyj nas