Książka poświęcona losom europejskich rodzin monarszych w Europie. Najsławniejsze nazwiska Europy, najznamienitsi monarchowie świata, politycy i celebryci. Windsorowie, Romanowowie, Hohenzollernowie, Habsburgowie – jakimi nigdy ich nie widzieliście.


“Berło i krew” to brutalna polityka, lśniące przepychem życie dworskie i skrywane życie prywatne, to wojny i rewolucje, a także oszałamiające rozmachem śluby, pogrzeby i afery.

Znane postaci, jak uwielbiana Sissi, ostatni Romanowowie, Franciszek Józef – ale też mniej popularne, jak car Bułgarii, błyskotliwy homoseksualista Ferdynand I i urzekająca elegancją królowa Włoch, Helena, czy do dziś żyjący Michał I, ostatni król Rumunii, który obalił w kraju faszystowską dyktaturę.

Ludzie z krwi i kości. Osobowości charyzmatyczne i kruche, jak ich władza, zmieciona na zawsze przez kataklizmy dwóch wojen światowych.

To największa saga, jaką znają nasze czasy. Cesarze, królowie, książęta – najpotężniejsi spośród nich w wyniku wojen stracili władzę i spadli z piedestałów, stając się wyrzutkami Europy.

Bogato ilustrowana, olśniewająca przepychem, jak życie jej bohaterów, książka dla wszystkich zainteresowanych barwnymi, soczystymi, pełnymi anegdot opowieściami o życiu sławnych postaci historycznych.

Jean des Cars ur. 1943) – francuski dziennikarz i pisarz. Publikował w „Paris Match”, „Le Figaro” i „Jours de France”. Znawca historii europejskich domów panujących, a także specjalista od dynastycznych dziejów rodzin królewskich Habsburgów i Grimaldich. Autor ponad trzydziestu książek, poświęconych dziejom europejskich dynastii, między innymi cesarzowej Sissi, której jest dalekim kuzynem.

Jean des Cars
Berło i krew
Królowie i królowe Europy na wojnie 1914-1945
Przekład: Magdalena Kamińska-Maurugeon
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 13 października 2016


Życie osobiste Franciszka Józefa naznaczyły trzy dramatyczne zdarzenia. W 1867 roku jego brat Maksymilian, krótko rządzący cesarz Meksyku, został zastrzelony w Querétaro przez rewolucjonistę Juareza. Zagadkowa była śmierć jedynego syna, jakiego dała cesarzowi Sissi, arcyksięcia i następcy tronu Rudolfa, którego ciało znaleziono o świcie 30 stycznia 1889 roku w domku myśliwskim w Mayerling. Wywołała ona prawdziwy skandal, pojawiły się liczne podejrzenia i sprzeczne tezy, na co zdruzgotani rodzice odpowiadali wyłącznie milczeniem. Zaskakującym milczeniem. I na koniec, 10 września 1898 roku w Genewie, zamordowano cesarzową królową Elżbietę (zwaną na Węgrzech Erzsébet). Pogrążyło to władcę w głębokim smutku. Anarchista, który zabił Sissi na Quai du Mont-Blanc (chciał zabić władcę, nieważne jakiego), tylko umocnił legendę tej pięknej, nieposkromionej i kapryśnej kobiety o cechach wizjonerki. Dramat wstrząsnął całą Europą i skazał Franciszka Józefa na oficjalną samotność. Cesarz zasklepił się w smutku niejako z poczucia obowiązku i powtarzał sobie: „Nic nie zostało mi oszczędzone”.

A przecież sam poświęcił własne szczęście, zapewniając żonę, wieczną podróżniczkę: „Wolę wiedzieć, że jesteś szczęśliwa z dala ode mnie niż nieszczęśliwa przy mnie…”. Sissi, małżonka nieobecna i z tego powodu powszechnie krytykowana, przyznała wreszcie, że jej mąż potrzebuje pocieszenia. Właściwie sama wybrała kobietę, która zastępowała ją u boku małżonka. Była nią utalentowana aktorka Katharina Schratt, rzeczywisty charakter tej relacji nigdy nie został jednak ujawniony. Kiedy gwiazda Burgtheater (odpowiednik Comédie Française) zagroziła w 1900 roku, że już nigdy się z nim nie zobaczy, Franciszek Józef był załamany. Wybujałe ego i absurdalne wymagania plebejuszki nie poprawiały jej reputacji na dworze. Nie wyrzucano jej wprawdzie intymnej przyjaźni z ciężko doświadczonym przez życie władcą, lecz uważano, że jako jego niezastąpiona powiernica mimo wszystko wychodzi z roli. Co gorsza, arcyksiężna Maria Waleria, najmłodsza córka Franciszka Józefa i Sissi (którą cesarzowa nazywała swoim jedynym dzieckiem, ponieważ mogła ją sama wychowywać), nie darzyła szczególną sympatią pani Schratt, obawiając się, że zdesperowany ojciec zechce ją poślubić. Za życia cesarzowej relacje te były bardziej oczywiste — jeśli można tak powiedzieć — w swej niedwuznaczności godnej sztuki Arthura Schnitzlera zatytułowanej Korowód. Istnienie „trójkąta” uspokajało poniekąd cesarską rodzinę. Kiedy pozostało ich dwoje — pojawił się niepokój. Już po roku nieco bardziej zaokrąglona Katharina ponownie jednakże zagościła w sercu starego monarchy. Przynajmniej nie stosowała szalonej diety Sissi, która przywiodła cesarzową na skraj anoreksji.

Cesarz był uwielbiany — chociaż nie przez Słowian — za swoją godność i odwagę. Pierwszy biurokrata w cesarstwie — owszem, nieobdarzony geniuszem, lecz pracowity i zdyscyplinowany — wstawał o wpół do piątej i studiował dokumenty. Pomimo licznych błędów i porażek uosabiał model cesarskiej wielkości. A rodzinne dramaty, jak to często bywa, przyczyniły się do wzrostu jego popularności. I on, i jego ministrowie wiedzieli, że przywiązanie do jego osoby to czynnik spajający obywateli wielonarodowego imperium. Ponieważ wolał konne powozy od automobilów, uważano, że był niechętny postępowi. To jednak nieprawda. Nie tylko zgodził się, by zarejestrowano jego głos na woskowym cylindrze fonografu, ale także przekazał ziemie w samym sercu Wiednia, na których można było wznieść Pawilon Secesji ze słynną kopułą nazywaną złotą kapustą — budynek będący dla Gustava Klimta symbolem art nouveau z przełomu wieków. Choć nurt ten, skupiający genialnych artystów, nie był zgodny z gustami Franciszka Józefa, to cesarz nigdy nie zakazywał jego stosowania ani go nie zwalczał. Godził się na wszystko… i zaciągał zasłony w komnacie Hofburga, gdy nie chciał patrzeć na przykład rewolucyjnej estetyki miejskiej — w tym wypadku na Gmach Looshausu. Jego prosty, geometryczny kształt kontrastował z przeładowaną architekturą cesarskiego pałacu.

Na początku 1908 roku w Budapeszcie Franciszek Józef odbył przyjacielskie i tajne spotkanie z księciem bułgarskim Ferdynandem I. To dziwna postać. Urodzony w Wiedniu czterdziestosiedmiolatek był ze strony ojca członkiem katolickiego rodu Sachsen-Coburg-Gotha. Jego matka zaś, Klementyna, była córką króla Francuzów Ludwika Filipa I. Tak bardzo kochała intrygi (częsta przypadłość wśród Orleanów), że w dworskich kuluarach zyskała wdzięczny przydomek „Klementyny Medycejskiej”, co sprawiało jej satysfakcję. Jednocześnie bardzo martwiła się o swojego najmłodszego, ukochanego syna, który był nieśmiały, delikatny i pasjonował się botaniką. Nazywała go kochanym Ferdym i starała się dla niego o jakiś tron, przekonana, że na takowy zasługiwał. Bułgaria w latach osiemdziesiątych XIX wieku znalazła się na wyboistej drodze ku zjednoczeniu, rozdarta między żądaniami Rosjan a wpływami Turków, wstrząsana konfliktami o terytoria i religijnymi potyczkami. Kraj był mocno podzielony ze względu na brak zgody wśród Bułgarów. Kiedy niemiecki książę Aleksander de Battenberg odniósł porażkę i abdykował, Bułgarzy czekali, aż pojawi się nowy władca. Dysponująca świetną siatką informatorów „Klementyna Medycejska” zainterweniowała i zaproponowała swojego syna. Zapytała go wprawdzie o zgodę, nie zamierzała jednak przyjąć do wiadomości jego ewentualnej odmowy. I zatriumfowała, gdy 7 lipca 1887 roku bułgarskie Zgromadzenie Narodowe wybrało kandydaturę Ferdynanda. „Dość brzydki z powodu zbyt dużego nosa, lecz obdarzony piękną sylwetką i wspaniałymi, błękitnymi oczami, które odziedziczył po Orleanach, Ferdynand w chwili wstąpienia na bułgarski tron miał dwadzieścia sześć lat. Inteligentny, wszechstronnie wykształcony, amator perfum, ładnych kwiatów, a także, jak powiadano, przystojnych chłopców, książę odznaczał się już, w pewnym sensie, cechami często przypisywanymi bizantyjskiemu, dekadenckiemu cesarzowi bądź wschodniemu paszy”1. Anglia i Austro-Węgry poparły jego kandydaturę, a on zawarł sojusz z kilkoma europejskimi dworami. Mieszkańcy Sofii czuli się zaszczyceni. Premier Stambołow, syn oberżysty i były seminarzysta, który wkrótce został uznany za „bułgarskiego Bismarcka”, z góry cieszył się z tego, „co te prestiżowe powiązania dynastyczne mogą dać jego krajowi, zbyt nowemu w zbyt starej Europie”2.

Klementynie pozostawało już tylko znaleźć synowi małżonkę — zamknęłoby to usta tym, którzy wspominali o prawdopodobnym biseksualizmie księcia. W tej misji okazała się równie skuteczna, co w poprzedniej. Ferdynand był uległym synem, w 1893 roku poślubił więc wskazaną mu przez matkę księżniczkę Marię Luizę Burbon-Parmeńską, prawnuczkę ostatniego króla Francji i Nawarry, Karola X — tego samego, którego z tronu strąciła rewolucja lipcowa w 1830 roku. Matka z Orleanów, żona z Burbonów — książę nareszcie godził ze sobą francuskich monarchistów!

 
Wesprzyj nas