Historia miłosna, powieść drogi i dramat rodzinny w jednym, rewelacyjnym, wciągającym wydaniu. Kolejny triumf Jojo Moyes.


Na miejscu Jess każdy miałby dosyć. Pracy na dwa etaty, chodzenia przez cały rok w jednej parze dżinsów, kupowania najtańszych jogurtów na promocji w supermarkecie i wybaczania byłemu mężowi, że nie płaci alimentów.

Jednak Jess nie należy do kobiet, które łatwo się poddają. „Damy sobie radę” mogłaby mieć wydrukowane na koszulce. Kiedy okazuje się, że jej córka ma szansę na zdobycie stypendium w wymarzonej szkole, gotowa jest ruszyć na drugi koniec kraju, zabierając ze sobą:
1. jednego problematycznego nastolatka,
2. jedną wybitnie uzdolnioną dziewczynkę z chorobą lokomocyjną,
3. jednego kudłatego psa o wielkim sercu
oraz…
4. przypadkowo spotkanego mężczyznę na życiowym zakręcie, który w krytycznym momencie wyciąga do nich pomocną rękę.

Czy wspólna podróż pokaże im, że… razem będzie lepiej?

Bezkompromisowa, zabawna, prawdziwa i smutna zarazem – powieść w najlepszym wydaniu.
MARIE CLAIRE

Kolejna poruszająca historia miłosna. Zgrabna fabuła z budzącymi sympatię, ciekawymi postaciami. Słodko-gorzka opowieść o miłości, życiowej mądrości i godzeniu się z przeszłością. Wspaniała, zachwycająca lektura.
DAILY MAIL

Historia miłosna, powieść drogi i dramat rodzinny w jednym, rewelacyjnym, wciągającym wydaniu. Kolejny triumf Jojo Moyes.
HELLO! „The Washington Post”

Jojo Moyes ma 44 lata, urodziła się i dorastała w Londynie. Studiowała socjologię, nim nie zaczęła zarabiać na życie pisaniem. Pracowała w dzienniku „Independent”. Tam poznała swego obecnego męża Charlesa. Razem z trojgiem dzieci mieszkają na małej farmie w Essex, na północny wschód od Londynu. Od 2002 roku Jojo Moyes całkowicie poświęciła się karierze pisarskiej. Dwukrotnie uhonorowano ją nagrodą Romance przyznawaną przez brytyjskie towarzyszenie Romantic Novelists. Powieść Zanim się pojawiłeś sprzedano na całym świecie w nakładzie trzech milionów egzemplarzy.
Jojo Moyes to jedna z najpopularniejszych na świecie autorek powieści dla kobiet. Jej książki regularnie zdobywają szczyty list bestsellerów i wydawane są w 39 krajach. Książka Razem będzie lepiej jest właśnie ekranizowana.

Jojo Moyes
Razem będzie lepiej
Tłumaczenie: Nina Dzierżawska
Wydawnictwo Znak
Premiera: 8 kwietnia 2015


(…)
W ich głosach słychać było teraz rozdrażnienie. Te rozmowy często tak się kończyły. Tanzie usłyszała, jak mama robi głęboki wdech.
– Czy możesz przynajmniej o tym pomyśleć, Marty? Jej naprawdę zależy, żeby tam iść. Bardzo, ale to bardzo. A kiedy ten nauczyciel od matematyki z nią rozmawiał, to cała się rozpromieniła. Nie widziałam jej takiej od czasu…
– Od czasu, jak odszedłem.
– Nie o to mi chodziło.
– Czyli to wszystko moja wina.
– Nie, nie wszystko, Marty. Ale nie zamierzam siedzieć tu i udawać, że twoje odejście to nie było dla nich nic wielkiego. Tanzie nie rozumie, dlaczego jej nie odwiedzasz. Nie rozumie, dlaczego prawie cię już nie widuje.
– Nie stać mnie na przejazdy, Jess. Wiesz o tym dobrze. Nie ma sensu, żebyś ciągle mnie o to męczyła. Jestem chory.
– Wiem, że jesteś chory.
– Może przyjechać się ze mną zobaczyć, kiedy zechce. Już ci mówiłem. Przyślij ich tu oboje na ferie.
– Nie mogę. Są za mali, żeby sami jechać taki kawał. A mnie nie stać na bilety dla nas wszystkich.
– I to pewnie też jest moja wina.
– Och, na litość boską.
Tanzie wbiła sobie paznokcie w dłonie. Norman nie spuszczał z niej wyczekującego wzroku.
– Nie chcę się z tobą kłócić, Marty – powiedziała mama głosem cichym i ostrożnym jak u nauczycielki, która usiłuje wytłumaczyć ci coś, co już dawno powinieneś wiedzieć. – Chcę tylko, żebyś się zastanowił, czy możesz w jakikolwiek sposób się do tego dołożyć. To zmieniłoby życie Tanzie. Oznaczałoby, że nie będzie skazana na taką wieczną szarpaninę… jak my.
– Nie wiadomo.
– Jak to?
– Oglądasz wiadomości, Jess? Wszyscy absolwenci z dyplomami są bez pracy. Wykształcenie nie ma znaczenia. Ona i tak będzie musiała się w życiu szarpać. – Urwał. – Nie. Nie ma sensu, żebyśmy się jeszcze bardziej zadłużali tylko po to. Jasna sprawa, że te szkoły będą ci wmawiać, że to nadzwyczajne, że ona jest nadzwyczajna, że jak do nich pójdzie, to otworzą się przed nią niesamowite możliwości, itepe, itede. Oni tak właśnie robią.
Mama milczała.
– Nie, jeżeli jest taka zdolna, jak mówią, to znajdzie własną drogę. Będzie musiała pójść do McArthura jak wszyscy inni.
– Jak te gnojki, które nie zajmują się niczym poza planowaniem, jak spuścić Nicky’emu łomot. I te dziewczyny z tapetą na twarzy, co nie chodzą na wuef, bo mogłyby sobie złamać paznokieć. Ona się tam nie odnajdzie, Marty. Nie ma mowy.
– Teraz mówisz jak snobka.
– Nie, jak ktoś, kto akceptuje fakt, że jego córka jest trochę inna. I że przydałaby się jej szkoła, która potrafi to docenić i zrobić z tego użytek.
– Nie mogę, Jess. Przykro mi – jego głos był teraz roztargniony, jakby tata usłyszał coś w oddali. – Słuchaj, muszę lecieć. Powiedz jej, żeby odezwała się do mnie na Skypie w niedzielę.
Długa cisza.
Tanzie policzyła do czternastu.
Usłyszała, jak drzwi się otwierają i jak odzywa się Nicky:
– Czyli świetnie poszło.
Tanzie wreszcie nachyliła się i pogłaskała psa po brzuchu. Zamknęła oczy, żeby nie widzieć łzy, która z pluskiem spadła na Normana.
– Graliśmy ostatnio w totka?
– Nie.
Ta cisza trwała dziewięć sekund. A potem w nieruchomym powietrzu rozległ się głos mamy:
– No cóż, to chyba dobrze byłoby zacząć.

(…)
***
(…)

Nicky otworzył drzwi, a Tanzie się poruszyła. Potarła oczy i zamrugała, wpatrując się w Jess. Potem powoli rozejrzała się po samochodzie, a na jej twarzy odmalowało się wspomnienie wydarzeń tego wieczoru.
– Czy to znaczy, że nie jedziemy?
Jess zebrała torby leżące u jej stóp. To nie była rozmowa przeznaczona dla uszu osób postronnych.
– Chodźmy do środka, Tanze. Jest już późno.
– Czy to znaczy, że nie jedziemy do Szkocji?
Jess posłała zakłopotany uśmiech panu Nichollsowi.
– Jeszcze raz dzięki.
Wyciągnęła swoje torby na chodnik. Powietrze było zaskakująco chłodne. Nicky stał pod furtką i czekał.
Tanzie odezwała się łamiącym się głosem:
– Czy to znaczy, że nie będę mogła pójść do Świętej Anny?
Jess usiłowała się uśmiechnąć.
– Nie rozmawiajmy o tym w tej chwili, kochanie.
– Ale co my zrobimy? – zapytał Nicky.
– Nie teraz, Nicky. Wejdźmy do środka.
– Wisisz teraz policji pięć kafli. Jak my się dostaniemy do Szkocji?
– Dzieci, proszę. Czy możemy po prostu wejść do środka?
Norman ze stęknięciem dźwignął się z tylnego siedzenia i nieśpiesznie wyszedł z samochodu.
– Nie powiedziałaś, że coś wymyślimy – w głosie Tanzie słychać było panikę. – Zawsze mówisz, że coś wymyślimy.
– Coś wymyślimy – oświadczyła Jess, wyciągając z bagażnika kołdry.
– Nie takim głosem mówisz, gdy naprawdę mamy coś wymyślić – Tanzie zaczęła płakać.
Było to tak nieoczekiwane, że początkowo Jess potrafiła tylko stać, wstrząśnięta.
– Weź to – rzuciła kołdry Nicky’emu i schyliła się do wnętrza samochodu, usiłując wymanewrować stamtąd córeczkę. – Tanzie… kochanie. Wyjdź. Jest późno. Porozmawiamy o tym jeszcze.
– O tym, że nie pójdę do Świętej Anny?
Pan Nicholls wpatrywał się w kierownicę, jakby to wszystko było dla niego po prostu za dużo. Jess zaczęła przepraszać go po cichu:
– Jest zmęczona – powiedziała, usiłując objąć małą ramieniem. Tanzie się odsunęła. – Bardzo przepraszam.
W tym momencie zadzwonił telefon pana Nichollsa.
– Gemma – stwierdził ze znużeniem, jakby tego się właśnie spodziewał. Jess usłyszała rozzłoszczone brzęczenie, jak gdyby w słuchawce była uwięziona osa. – Wiem – powiedział pan Nicholls cicho.
– Ja chcę tylko chodzić do Świętej Anny – płakała Tanzie. Okulary jej spadły (Jess nie zdążyła zabrać małej do optyka, żeby je zreperował), a ona zakryła oczy rękami. – Proszę, pozwól mi tam pójść. Proszę, mamo. Będę bardzo grzeczna. Tylko pozwól mi tam chodzić.
– Ćśśś. – Jess poczuła, jak coś ściska ją za gardło. Tanzie nigdy o nic nie błagała. – Tanzie…
Stojący na chodniku Nicky odwrócił się, jakby nie mógł na to patrzeć.
Pan Nicholls powiedział do telefonu coś, czego nie dosłyszała. Tanzie zaczęła szlochać. Była bezwładna i okropnie ciężka.
– Chodź, kochanie – poprosiła Jess, ciągnąc ją.
Tanzie uczepiła się drzwi.
– Proszę, mamo. Proszę. Proszę.
– Tanzie, nie możesz zostać w samochodzie.
– Proszę…
– Idziemy. Chodź, malutka.
– Zawiozę was – powiedział pan Nicholls.
Jess uderzyła głową o framugę.
– Co?
– Zawiozę was do Szkocji. – Odłożył telefon i dalej patrzył na kierownicę. – Okazuje się, że muszę jechać do Northumberland. Szkocja jest niewiele dalej. Podrzucę was tam.
Wszyscy ucichli. Z końca ulicy dobiegł ich wybuch śmiechu i trzask zamykanych drzwi od samochodu. Jess poprawiła sobie kucyk, który się przekrzywił.
– To naprawdę niezwykle hojna propozycja, ale nie możemy jej przyjąć.
– Tak – powiedział Nicky, pochylając się w ich stronę. – Tak, Jess, możemy – zerknął na Tanzie. – Naprawdę. Możemy.
– Ale my cię nawet nie znamy. Nie mogę cię prosić, żebyś…
Pan Nicholls nie patrzył na nią.
– To tylko podwózka. Nic wielkiego.
Tanzie pociągnęła nosem i otarła go ręką.
– Proszę. Mamo.
Jess popatrzyła na nią i na posiniaczoną twarz Nicky’ego, a potem znów na pana Nichollsa. Nigdy w życiu tak bardzo nie chciała uciec z samochodu.
– Nie mogę ci zaproponować nic w zamian – stwierdziła i głos leciutko się jej załamał. – Zupełnie nic.
Mężczyzna uniósł brew i obrócił głowę w stronę psa.
– Nawet tego, że po wszystkim odkurzysz mi tylne siedzenie?
W westchnieniu, które wyrwało się jej w tym momencie, słychać było zapewne nieco więcej ulgi, niż wymagała dyplomacja.
– No cóż… zgoda, to mogę zrobić.
– W porządku – powiedział pan Nicholls. – W takim razie proponuję, żebyśmy wszyscy się teraz przespali, a ja przyjadę po was z samego rana.

(…)
***
(…)

Jess przez kilka minut milczała, usiłując przetrawić to wszystko. Pan Nicholls uśmiechnął się posępnie, patrząc w niebo.
– A wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze? Mam urodziny.
– Co?
– Dzisiaj. Są moje urodziny.
– Dzisiaj? Dlaczego nic nie mówiłeś?
– Bo mam trzydzieści cztery lata, a trzydziestoczteroletni mężczyzna wychodzi na palanta, kiedy mówi o urodzinach. – Pociągnął łyk piwa. – A zresztą, po tym całym zatruciu nie wydawało mi się, żebym miał co świętować. – Zerknął z ukosa na Jess. – Poza tym mogłabyś zacząć śpiewać Sto lat w samochodzie.
– Zaśpiewam tutaj.
– Proszę, nie. I bez tego jest wystarczająco źle.
Jess czuła się oszołomiona. Nie do wiary, ile pan Nicholls dźwigał przez ten cały czas na swoich barkach. Gdyby chodziło o kogoś innego, pewnie objęłaby go i spróbowała powiedzieć coś pocieszającego. Ale pan Nicholls był kolczasty.
– Będzie lepiej, wiesz – odezwała się, bo nie była w stanie wymyślić nic innego. – Karma dopadnie tę dziewczynę, która cię w to wrobiła.
Mężczyzna zrobił dziwną minę.
– Karma?
– To samo mówię dzieciakom. Dobrych ludzi spotykają dobre rzeczy. Trzeba po prostu wierzyć…
– W takim razie w poprzednim życiu musiałem być skończoną świnią.
– Daj spokój. Nadal masz nieruchomości. Samochody. Masz swój mózg. Drogich adwokatów. Poradzisz sobie.
– Jak to możliwe, że jesteś taką optymistką?
– Bo prędzej czy później wszystko się układa.
– I to mówi osoba, której nie stać na bilet kolejowy.
Jess nie odrywała wzroku od skalistego wzgórza.
– Ponieważ masz dziś urodziny, udam, że tego nie słyszałam.
Pan Nicholls westchnął.
– Przepraszam. Wiem, że chcesz pomóc. Tylko akurat w tej chwili czuję się zmęczony twoim optymizmem.
– Nie, czujesz się zmęczony pokonywaniem setek kilometrów samochodem z trójką nieznajomych i wielkim psem w środku. Idź na górę, weź długą kąpiel, to poczujesz się lepiej. No już.
Powlókł się do środka krokiem skazańca, a ona usiadła i zapatrzyła się w rozległe zielone wrzosowisko przed sobą. Usiłowała sobie wyobrazić, jak by to było żyć z perspektywą więzienia, nie móc zbliżać się do rzeczy ani ludzi, których kochasz. Spróbowała wyobrazić sobie kogoś takiego jak pan Nicholls odsiadującego wyrok.
Po dłuższej chwili weszła do środka, niosąc puste kufle. Oparła się o bar, za którym właścicielka oglądała odcinek programu Operacja renowacja. Mężczyźni siedzieli za nią w milczeniu. Część z nich także śledziła program, inni wpatrywali się mętnym wzrokiem w swoje piwo.
– Przepraszam? Wie pani, dziś są urodziny mojego męża. Czy mogłabym poprosić panią o przysługę?
(…)

 
Wesprzyj nas