“Idealna żona” to słodko-gorzka powieść o walce toczonej z poczuciem obowiązku i o pragnieniu podążania za głosem serca.


Idealna żonaKitty Hamilton przyjeżdża do Tanganiki z wielkimi nadziejami na nowe życie. Ekscytująca przygoda na drugim końcu świata może być tym, czego ona i Theo potrzebują, żeby odzyskać równowagę po skandalu, który omal nie zniszczył ich małżeństwa.

Ale w tym dzikim i obcym kraju zaczynają budzić się jej marzenia. I chodzi o coś więcej niż marzenia o byciu idealną żoną.

Gdy stare rany zaczynają się odzywać, a nowe pragnienia rozpalać, Kitty i Theo muszą stawić czoło uczuciom, które pchną ich poza granice tego, co dotąd znali i w co wierzyli.

Głęboko poruszająca opowieść o walce między obowiązkiem a pragnieniem – i potrzebą podążania za głosem serca, bez względu na to, dokąd cię to zaprowadzi.

***

Egzotyczna sceneria, po mistrzowsku prowadzona narracja i więcej niż pobieżne spojrzenie na to, co czyni nas ludźmi.
„Weekly Times”

Katherine Scholes urodziła się w Tanzanii jako córka lekarza pracującego na misji i artystki. Gdy skończyła dziesięć lat, jej rodzina wyjechała do Anglii, a nastęnie osiadła na stałe na Tasmanii. Jako dorosła kobieta autorka przeniosła się wraz z mężem filmowcem do Melbourne. Przez wiele lat pracowali razem, pisząc książki i kręcąc filmy.
W Świecie Książki ukazały się m.in.: “Królowa deszczu”, “Kamienny anioł”, “Żona myśliwego” i “Lwica”.

Katherine Scholes
Idealna żona
Przekład: Małgorzata Żbikowska
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 5 lipca 2017
 
 

Idealna żona


Rozdział pierwszy

Kitty poruszyła się niecierpliwie w fotelu. Podróż zdawała się ciągnąć w nieskończoność, ale wreszcie dobiegała kresu. Wkrótce spotka się z mężem. Zaczną wszystko od nowa, pozostawiając przeszłość za sobą. Już nie mogła się doczekać lądowania samolotu i nowego życia w Afryce.
By zająć myśli czymś innym, wygładziła żakiet, strzepnęła okruszki z kremowej płóciennej spódnicy, odchyliła głowę na oparcie fotela i zamknęła oczy. Od doby nie spała i czuła, jakby miała piasek pod powiekami. Gdzieś między Rzymem a Bengazi stewardesy przygotowały łóżka dla dziewięciu pasażerów. Były wygodne, ale Kitty nie mogła zasnąć. Silniki, od których drżał cały samolot, pracowały zbyt głośno. Poza tym krępowała ją obecność mężczyzn leżących obok. Miała wrażenie, że dopiero co usnęła, gdy wróciły stewardesy, żeby posłać łóżka i podać śniadanie.
Otworzyła oczy i odwróciła głowę w stronę sąsiada. Paddy nie wyglądał na zmęczonego. Siedział wyprostowany i czytał książkę pozaginaną na rogach. Uniósł wzrok, jakby wyczuwając spojrzenie Kitty.
– Już niedługo. Pewnie nie może się pani doczekać spotkania z mężem.
Kiwnęła głową.
– Te sześć tygodni wydaje się wiecznością.
– To się nazywa prawdziwa miłość – powiedział z bezczelnym uśmiechem.
Kitty również się uśmiechnęła. Paddy nie miał w sobie nic z chłodnego Anglika. Nie wyobrażała sobie, że czekałby, jak Theo, by kobieta usiadła pierwsza. Irlandczycy byli pod tym względem podobni do Australijczyków. Pewnie dlatego czuła się tak swobodnie w jego towarzystwie. I jeszcze ten wygląd. Był niskim, pulchnym mężczyzną, który miał w sobie coś ze szczeniaka. Nie stanowił więc żadnego zagrożenia.
– Muszę to skończyć, zanim wylądujemy. – Paddy machnął książką. – Mam przeczucie, że tam nie będzie na to czasu. – Wrócił do lektury, przesuwając palcem po stronie w poszukiwaniu miejsca, w którym przerwał czytanie.
Kitty przypomniała sobie targany wiatrem hangar przy pasie startowym pod Londynem. To tam poznała Paddy’ego i innych pasażerów, którzy tak jak ona mieli lecieć do Tanganiki[1]. Wojna skończyła się trzy lata temu, ale mężczyźni nadal podawali stopnie wojskowe przed nazwiskami, gdy zwracali się do siebie. Byli inżynierami i mechanikami skierowanymi do pracy w warsztatach naprawczych traktorów w Kongarze. Stojąc w grupce, z walizkami przy nogach, zaczęli rozmawiać o rządowym projekcie uprawy orzeszków ziemnych – o tym, co słyszeli i co wiedzieli. Kitty słuchała, starając się zapamiętać każdy szczegół. Chciała być dobrze poinformowana, żeby potem móc rozmawiać z Theo, gdy wróci do domu.
Paddy zjawił się spóźniony, zdyszany i czerwony na twarzy. Miał worek żeglarski przewieszony przez ramię, a w ręku pogniecione dokumenty podróży. Urzędnik z Ministerstwa do spraw Żywności sprawiał wrażenie, jakby walczyły w nim dwa uczucia – rozdrażnienia z powodu niepunktualności Paddy’ego i ulgi, że może wreszcie odhaczyć ostatnie nazwisko na liście pasażerów. Natychmiast poprowadził swoją trzódkę w stronę drzwi hangaru.
Po wyjściu na dwór Kitty otuliła się mocniej futrzanym kołnierzem. Anglia trwała w okowach zimy. Asfalt pokrywała warstwa lodu, patrzyła więc pod nogi i raczej usłyszała, niż zobaczyła idącego obok niej mężczyznę.
– Nazywam się Paddy O’Halloran – oznajmił z wesołym uśmiechem. – Nie walczyłem na wojnie.
Kitty uniosła brwi, zaskoczona jego bezpośrednim, niemal żartobliwym tonem.
– Kitty Hamilton.
– Tak – odparł. – Wiem o pani wszystko.
Kitty zwolniła kroku, czując przypływ paniki. W uszach zabrzmiał jej napięty z gniewu głos Theo. „Wygląda na to, że moja żona jest sławna”. Potem trzasnęła gazeta rzucona na stół i zadźwięczały porcelanowe filiżanki na spodeczkach.
Kitty z trudem przełknęła ślinę, szykując się na to, co za chwilę nastąpi, lecz głos Paddy’ego pozostał swobodny.
– Leci pani do męża, podpułkownika lotnictwa, Theo Hamiltona. Powiedzieli nam na odprawie, że będzie pani na pokładzie. – Mrugnął do niej. – Pewnie chcieli mieć pewność, że będziemy zachowywać się przyzwoicie. Niektórzy z tych facetów nie są przyzwyczajeni do obecności damy.
Kitty nie zdążyła odpowiedzieć, bo nagle poczuła, że sunie po lodzie. Paddy złapał ją za ramię i przytrzymał.
– Cholernie ślisko. Proszę uważać.
Gdy podeszli do samolotu, wskazał na rząd kwadratowych okien.
– To przerobiony bombowiec lancaster. Miejmy nadzieję, że prócz okien dodali również fotele.
– Mój mąż latał na lancasterach.
– Ile odbył lotów?
– Czterdzieści dziewięć – odparła z dumą.
Paddy aż gwizdnął.
– Musi być nieśmiertelny – stwierdził, po czym usunął się na bok, żeby mogła wejść po metalowych schodkach na pokład samolotu.
Chwyciła się poręczy, czując chłód przez rękawiczkę z koźlęcej skóry. Starała się nie myśleć o tym, że lancaster to wielki potwór, który za chwilę ją pożre. Przed oczyma mignęły jej sceny z kronik filmowych, a w uszach zabrzmiał charkot niesprawnych silników. Zobaczyła płonące kabiny pilotów i czarne smugi dymu ciągnące się za maszynami, które wyglądały jak zabawki spadające z nieba do morza. Przez trzy długie lata czynnej służby Theo żyła w strachu, że prędzej czy później go straci. Był tego bliski. Jego samolot został trafiony, gdy zrzucał bomby nad Niemcami. Udało mu się jednak wrócić do Anglii i wylądować awaryjnie, lecz tylko on jeden ocalał z całej załogi, gdy lancaster stanął w płomieniach. Następnego dnia wrócił do służby. Koszmar trwał i trwał, a przyjaciele ginęli jeden za drugim. Kitty już zaczęła odczuwać ulgę, gdy otrzymała telegram, który strach zamienił w rzeczywistość.
Dotarła do szczytu schodów i przystanęła dla zaczerpnięcia oddechu. Theo przeżył wbrew wszelkim oczekiwaniom, wojna skończyła się, a dzisiaj potężny bombowiec służył innym celom.
Załoga samolotu rozsadziła pasażerów i schowała ich wierzchnie okrycia, torby i gazety. Paddy wybrał miejsce obok Kitty.
– To mój pierwszy lot – oznajmił. – Lepiej czuję się na statku. A pani?
– Latałam już kilka razy małymi samolotami – odparła. – Ale to nie to samo.
W zdenerwowanie wprawiało nie to, że lancaster kojarzył jej się z wojną, lecz jego onieśmielająca wielkość. Pilot i kontrolki były tak daleko. Gdy latała tiger mothem, Theo siedział tuż za nią.
– Proszę się nie obawiać – powiedział Paddy. – Nic się nam nie stanie.
Kitty miała wrażenie, że pociesza ich oboje.
Podczas długich godzin lotu kilkakrotnie wpadali w turbulencje. Pasażerowie trzymali się wtedy kurczowo poręczy, a załoga rozdawała torebki. Gdy wszystko się uspokajało, pasażerowie zaczynali snuć opowieści lub żartować na temat jedzenia. Zdarzały się nawet dowcipy o toalecie, lecz nieprzeznaczone dla jej uszu. W czasie międzylądowań dla uzupełnienia paliwa w Rzymie, Libii, Ugandzie i Kenii czekali w dawnych wojskowych hangarach zamienionych na saloniki dla pasażerów. Mając płuca pełne spalin, popijali ciepłą coca-colę i zbyt długo parzoną herbatę. Podczas ostatniego postoju w Nairobi zjedli pyszne pierożki samosa, zaśmiecając podłogę okruszynami i bezwstydnie oblizując palce. Nic dziwnego, że po każdym powrocie do samolotu zacieśniały się między nimi więzy przyjaźni.
Teraz gdy podróż dobiegała końca, Kitty przyjrzała się swoim towarzyszom. Czekała ich praca w warsztatach przy naprawianiu traktorów i mieli zamieszkać w kwaterach dla mężczyzn. Ona zaś wiedziała, że czeka na nią normalny dom. To z powodu przedłużającego się remontu musiała czekać kilka tygodni w Anglii na przyjazd tutaj. Poza tym nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Prócz ekscytacji, że wreszcie spotka się z Theo, czuła również wewnętrzne napięcie. Pocieszała się myślą, że Kongara nie jest dużą miejscowością i że od czasu do czasu będzie spotykała tych mężczyzn. W tym dziwnym i nowym świecie przyjemnie będzie zobaczyć znajomą twarz.
Przeczesała palcami włosy, odsuwając z twarzy nieposłuszne pasemka. Miała modnego boba i wciąż zaskakiwało ją to, że to uczesanie do ucha. Odkąd pamiętała, jej czarne włosy sięgały do ramion. Nie chciała ich ścinać – jednak nowa fryzura była częścią umowy zawartej z Theo. Nie chciał, żeby ktoś ją rozpoznał. Zresztą ona również. Kiedy jednak długie pasma opadały na podłogę jedno po drugim, nie mogła powstrzymać łez. Wiedziała, że ta zmiana to forma nawrócenia jej na właściwą drogę. Nowym wyglądem udowadniała, że jest jej wstyd z powodu tego, co zrobiła i kim była. Potrząsnęła głową, czując łaskotanie włosów na policzkach. Krótsza fryzura to rozsądny wybór, przekonywała siebie w duchu, odpowiednia do gorącego klimatu.
Sięgnęła po torebkę i wyjęła z niej puderniczkę. Już miała ją otworzyć, gdy jej wzrok padł na wygrawerowany na wieczku złoty monogram. Miała zostawić wszystko, co łączyło ją z Katyą, ale z puderniczką nie była w stanie się rozstać. Teraz pomyślała, że popełniła błąd. Powinna pozbyć się jej jak najszybciej, zanim ktoś ją zauważy. Jednak gdy trzymała pudełeczko w ręku, wyczuwając pod palcami gładkość szylkretowej oprawy, zrodziło się w niej coś na kształt oporu. Theo na pewno nie zauważy tego drobiazgu. Jeśli zaś chodzi o innych, to inicjały YKA były zbyt ozdobne, żeby je odczytać.
W małym, zasnutym różowym pyłem lusterku przyjrzała się ustom pociągniętym ciemnoczerwoną szminką i cienkim brwiom podkreślonym ołówkiem. Nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do fryzury i miała wrażenie, że widzi obcą osobę.
Nos i czoło lekko się świeciły, więc ręka Kitty zawisła nad puszkiem do pudru. W uszach zabrzmiał jej głos matki Theo wyrażający opinię o kobiecie, która publicznie pudruje nos. Było to jedno z wielu drobnych przestępstw, przed którymi Louisa ostrzegała australijską dziewczynę. Kitty zamknęła na chwilę oczy, chcąc zablokować wspomnienie teściowej przekonującej o konieczności zachowania wytwornego dystansu wobec świata.
„Nazwisko damy pojawia się w gazetach trzy razy w życiu. Gdy się rodzi, gdy wychodzi za mąż i gdy umiera”.
Z powodu tego, co stało się później, te słowa nagle urosły w jej myślach do ogromnych rozmiarów. Zrezygnowała z pudrowania twarzy, jakby w ten sposób mogła się poprawić. Wiedziała, że nawet pójście do toalety na oczach tych wszystkich mężczyzn byłoby nieprzyzwoite. Zamknęła puderniczkę i wsunęła ją do torebki.
Siedzący obok niej Paddy odłożył książkę i wstał z fotela, żeby wyjrzeć przez okno. Rozstawił nogi, lecz i tak musiał się pochylić, by coś zobaczyć.
– Widać coś? – spytała.
Pokręcił głową przecząco.
Westchnęła. Pomyślała, że może powinna wyjąć podręcznik do nauki suahili i zrobić kilka ćwiczeń. Janet, emerytowana misjonarka, która uczyła ją tego języka, na pewno by to zaaprobowała. Jej zdaniem na uczenie się słówek należało poświęcać każdą wolną chwilę. Ale Kitty nie była w stanie się skupić. Spuściła wzrok na buty. Wyglądały elegancko pomimo cienkiej warstwy kurzu. Podkreślały kształt jej stopy, a wysokie obcasy wysmuklały łydki. Miała nadzieję, że przez to nie będzie wyglądała na wyższą od męża.
Paddy nagle wyprostował się i przywołał ją skinieniem ręki.
– Proszę podejść i zobaczyć.
Kitty wstała i stanęła obok niego. Przez ostatnie cztery czy pięć godzin widać było jedynie rozległą przestrzeń, która przypominała jej rodzinny kraj. Teraz jednak, gdy przysunęła twarz do szyby, zaskoczona wciągnęła gwałtownie oddech.
Krajobraz uległ zmianie. Krzewy, trawa i drzewa ustąpiły miejsca nagiej czerwonej ziemi, ciągnącej się w nieskończoność, poprzetykanej siatką prostych linii. Kitty domyśliła się, że są to drogi. Przypominały jej ścieżki na farmie ojca w Australii. Zobaczyła też falujące pokosy przecinające ziemię. Zastanawiała się, czy miały one zatrzymywać wiatr, erozję wody czy też służyły jednemu i drugiemu.
– Proszę zwrócić uwagę na skalę przedsięwzięcia. – Paddy aż gwizdnął przez zęby. – Każda z tych plantacji jest sto razy większa od ziemskich majątków w Anglii. – Uśmiechnął się do Kitty. – Słuchałem uważnie, co mówiono na odprawie. – Że projekt uprawy orzeszków ziemnych w Tanganice obejmuje obszar prawie miliona hektarów. To połowa Walii. Podobno sto tysięcy byłych żołnierzy zwerbowano do tego planu. – Uśmiechnął się. – Więc to my, fistaszkowa armia.
Inni pasażerowie również podeszli do okien i podziwiali ogrom tego, co rozciągało się poniżej.
– Wiecie, jak to wszystko się zaczęło?
Kitty rozpoznała głos Billy’ego, inżyniera z pułku Middlesex, który utykał z powodu rany od szrapnela. – Pan Strachey, minister do spraw żywności, wpadł na ten pomysł, gdy obserwował ciężarówki ruszające na front. Wyobraził sobie inny konwój. Pługi zamiast broni zmierzające do Afryki.
Wszystkie oczy zwróciły się na mówiącego. Przez całą podróż opowiadał dowcipy, ale teraz w jego głosie brzmiała powaga.
– To szansa, żeby zrobić coś dobrego – ciągnął. – Zrekompensować to całe zniszczenie i śmierć. Będziemy teraz prowadzić walkę z głodem.
Kitty wymieniła spojrzenia z Billym i Paddym, a potem z innymi – Nickiem, Jimmym, Jamiem, Robbiem, Ralphem i Peterem. Poczucie wspólnej misji było niemal namacalne. Nagle zniknęły wszelkie obawy związane z tym, co ją czeka w Kongarze. Nowe życie będzie pracowite i ekscytujące, bo ma jasno wytyczony cel.

 
Wesprzyj nas