Siostry. Przyjaciółki. Rywalki. Przyszłość pewnej rezydencji leży w rękach czterech bardzo różnych młodych kobiet…


Damy z Cavendon HallPodczas letniego weekendu 1926 roku rodzina Inghamów zbiera się na wezwanie hrabiego w Cavendon Hall, wielkim domu w Yorkshire, będącym od stuleci siedzibą rodu. Są też z nimi Swannowie, którzy służyli im od wielu pokoleń i znają ich wszystkie sekrety.

Posiadłość jest zagrożona; w następstwie pierwszej wojny światowej Cavendon staje w obliczu ruiny. Jej dziedzic prze do rozwodu, chcąc iść za głosem serca. Natomiast hrabia szykuje wszystkim niespodziankę.

Cztery młode kobiety z obu rodzin będą tymi, które ukształtują przyszłość domu – Daphne, walcząca o modernizację rodzinnego gniazda; Cecily Swann, robiąca karierę jako projektantka odzieży w Londynie; Deidre, dziewczyna czynna zawodowo, i Dulcie, debiutantka z niewyparzonym językiem.

Zmienią przyszłość majątku, gdy szalone lata dwudzieste zakończą się wraz z Wielkim Kryzysem. Nic nie będzie już takie jak przedtem…

***

Cztery młode kobiety, o wiele bardziej zadziorne niż bohaterki Downton Abbey.
„Daily Mail”

Wspaniała saga rodzinna dla miłośników „Downtown Abbey”.
lovereading.co.uk

Sympatyczne, wyraziste postaci, których losy śledzi się z ogromnym zainteresowaniem.
Daily Mail

Przejmująca, wciągająca i dramatyczna… niczym losy Emmy Harte. Każda strona to pokaźny ładunek siły i emocji.
Romantic Times Book Reviews

Barbara Taylor Bradford urodziła się i dorastała w Anglii, obecnie mieszka z mężem, amerykańskim producentem filmowym, w Nowym Jorku. Jest autorką ponad 30 bestsellerowych książek, które wydano w 90 krajach, a ich łączna sprzedaż przekroczyła 92 miliony egzemplarzy. Dziesięć jej powieści przeniesiono na ekran. Pisarkę wprowadzono do Writers Hall of Fame, a królowa Elżbieta II uhonorowała ją Orderem Imperium Brytyjskiego za wkład w rozwój literatury.

Barbara Taylor Bradford
Damy z Cavendon Hall
Przekład: Urszula Smerecka
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 12 października 2016

Damy z Cavendon Hall


CZĘŚĆ PIERWSZA

Spotkanie rodzinne

lipiec 1926

Mały świat dzieciństwa z jego znajomym otoczeniem to model większego świata. Im mocniej rodzina odcisnęła jego cechy na dziecku, tym bardziej będzie się ono skłaniało do ponownego odczuwania i widzenia swojego miniaturowego świata w większym świecie dorosłego życia.
Carl Jung, Teoria psychoanalizy (1913)

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Cecily Swann znała dobrze tę ścieżkę. Chodziła nią przez całe życie. Uniosła głowę i spojrzała na wspaniały budynek wznoszący się na szczycie wzgórza. Cavendon Hall. Jedna z wielkich rezydencji angielskich, największa w całym Yorkshire.
Cecily zmierzała tam dziś rano, jak często czyniła w dzieciństwie. Jej rodzice i brat Harry mieszkali w wiosce Little Skell, na skraju parku Cavendon, jak ich przodkowie od ponad stu siedemdziesięciu lat.
Był uroczy piątkowy poranek w środku lipca i nie zanosiło się na deszcz. Słońce oświetlało dom, nadając mu specyficzny połysk, tak różny w zależności od pory dnia.
Cecily rozejrzała się dookoła. Spodziewała się, że zobaczy wałęsającą się w pobliżu Genevrę, ale nigdzie jej nie dostrzegła. W oddali, na skraju pól, widać było cygańskie wozy; to pewne, że rodzina Genevry wciąż mieszka na ziemiach szóstego hrabiego Mowbray. Dał im przecież stałe pozwolenie. Ale wiele się tu zmieniło. Cavendon Hall wyglądał tak samo, lecz nie był tym samym. Był innym miejscem, wiele rzeczy wyglądało teraz inaczej. Wielka wojna zmieniła wszystko i wszystkich. Jak powtarzał jej ojciec, Walter Swann, stare dobre czasy się skończyły i nic już nie będzie takie jak przedtem. Niewątpliwie miał rację. Bogu dzięki, jej ojciec i brat wrócili szczęśliwie z wojny, jednak nie powrócił z niej Guy Ingham, dziedzic tytułu hrabiego Mowbray. Zginął za swój kraj we Francji i został tam pochowany obok towarzyszy broni. Opłakiwali go wszyscy ludzie w trzech wioskach wokół Cavendon i jego rodzina. Nie dlatego, że był dziedzicem, ale ponieważ był jednym z najmilszych młodzieńców w okolicy. W tej sytuacji pewnego dnia to Miles odziedziczy tytuł hrabiowski i wszystko, co się z tym wiąże.
Miles Ingham.
Serce Cecily ścisnęło się na myśl o nim. Był jej nieodłącznym towarzyszem przez całe dzieciństwo, jej najlepszym przyjacielem, a potem jej ukochanym. Kochała go wtedy nad życie, a on wiele razy powtarzał, że czuje to samo i że pewnego dnia się pobiorą. Nie stało się tak. Miles został zmuszony do poślubienia innej dziewczyny. Odpowiedniej dziewczyny. Clarissy Meldrew, córki lorda Meldrew. Właściwej dziewczyny, która miała dać mu arystokratycznego dziedzica. Tak to wyglądało w wyższych sferach: ich życie i losy były wyznaczone przez przyszłych następców.
Nagle coś jej przyszło do głowy. Zatrzymała się, a po chwili skierowała w stronę ogrodu różanego. Potrzebowała kilku chwil na zastanowienie, a poza tym było jeszcze za wcześnie na umówione spotkanie. Otworzyła ciężką dębową furtę i zeszła po schodkach. Ten stary, otoczony murem ogród wypełniał zapach późno kwitnących róż. Cecily odetchnęła ich oszałamiającą wonią i usiadła na ławce z kutego żelaza. To miejsce zawsze było ostoją spokoju i piękna.
Siedziała tak z zamkniętymi oczami i zastanawiała się, czemu zgodziła się pomóc Milesowi w zorganizowaniu zaplanowanego przez hrabiego rodzinnego spotkania. Prawdopodobnie była to najgłupsza rzecz, jaką w życiu uczyniła.
A może i nie, pomyślała. Ciotka Charlotte najwyraźniej uważa, że jestem w stanie opanować trudną sytuację, inaczej nie poprosiłaby mnie o pomoc. Wróciła myślą do rozmowy sprzed tygodnia. Wciąż słyszała słowa ciotki:
– Lady Daphne to jedyna osoba, która wraz z Milesem mogłaby sobie poradzić z zorganizowaniem tego weekendu, ale ma na głowie cały dom i piątkę dzieci, plączących się pod nogami. Byłabym ci osobiście wdzięczna, gdybyś mu pomogła, Ceci.
Przypominała sobie, jak usiłowała się od tego wykręcić, bo zupełnie nie podobał jej się ten pomysł. Mruknęła coś o tym, że któraś z jego pozostałych sióstr nadawałaby się do tego lepiej. Jednak ciotka zbyła jej zastrzeżenia lekceważącym machnięciem ręki.
– Mogą wystąpić pewne trudności, Ceci, i potrzebujemy kogoś silnego, takiego jak ty. Kogoś, kto w razie potrzeby okaże się twardy.
No cóż, może być twarda – wiedziała o tym. Ale przede wszystkim musi być bezwzględna wobec siebie. I Milesa Inghama. Nie rozmawiała z nim przez ostatnie sześć lat. Wymieniali kilka słów, kiedy spotkali się przypadkiem tu, w Cavendon, albo pozdrawiali się z daleka, to wszystko. Sześć lat temu przysięgła, że nie pozwoli mu więcej zbliżyć się do siebie, a ciotka, kiedy jej o tym powiedziała, skinęła z aprobatą głową.
– Pójdę swoją drogą i poświęcę się karierze projektantki mody – powiedziała, i wyglądało na to, że Charlotte poczuła ulgę i zadowolenie.
A teraz, niespodziewanie, to właśnie ciotka poprosiła ją, by pomogła Milesowi. Cecily nie wiedziała, co o tym sądzić, ale właściwie nie miała wyboru. Westchnęła i wyprostowała się na ławce. Zawdzięczała Charlotte Swann wszystko. Ciotka wspierała jej pracownię mody, podarowała pierwszy lokal w Burlington Arcade, umożliwiła jej karierę, a pieniądze Charlotte stanowiły podstawę jej przedsiębiorstwa. Zostały wspólniczkami, były nimi do tej pory i współpraca świetnie im się układała. Ufa, że zachowam się właściwie, pomyślała. Wie, że nie poddam się urokowi Milesa, nie zaangażuję się emocjonalnie. Wie, że ból, jaki mi sprawił, tkwi we mnie głęboko. Poza tym zdaje sobie sprawę, że jestem oddana swojej pracy, która jest całym moim życiem.
Cecily wstała i wyszła z ogrodu różanego. Wspięła się na wzgórze, ku domowi. Czuła się lepiej. Da sobie radę z Milesem Inghamem. Nie boi się go. Skoro już o tym mowa, nie boi się nikogo. Przez ostatnie sześć lat nauczyła się prawdziwej niezależności, stanęła mocno na nogach i podejmowała własne decyzje. I co więcej, odniosła wielki sukces. Kobiety uwielbiały jej stroje; kupowały je masami. Nie tylko w Londynie, ale także w Ameryce. Odbyła już dwie podróże do Nowego Jorku i jej marka była dobrze znana po obu stronach Atlantyku.
Miles miał problemy. I Cavendon je miał.
Jej przyszłość zaś była pełna blasku i nowych wyzwań, i – jeśli dopisze szczęście – jeszcze większych sukcesów. Miles Ingham należał do przeszłości. Ona zaś musi skupić się na przyszłości. Pomoże mu podczas tego weekendu, a potem wróci do Londynu i zabierze się do pracy, zostawiając Milesa samemu sobie. W jej życiu nie ma dla niego miejsca. Nigdy nie zapomni tego dnia, sześć lat temu, kiedy powiedział, że żeni się z inną kobietą. Złamał jej serce. Nigdy mu tego nie wybaczy.

ROZDZIAŁ DRUGI

Miles Ingham schylił się, podniósł skrawki korka i położył je na półeczce nad kominkiem, obok podróżnego zegara. Tylko panna Charlotte wiedziała, jak zatknąć je odpowiednio za dwa obrazki George’a Stubbsa przedstawiające konie, by się nie przekrzywiały. Robiła to od lat, i nikt poza nią nie opanował dobrze tej techniki.
Odwrócił się i podszedł do ojcowskiego biurka. Usiadł przy nim i przyjrzał się dokładnie sporządzonej wcześniej liście. Były tam kwestie dotyczące nadchodzących dni, które chciał przedyskutować z Cecily. Cecily Swann.
Bardzo chciał ją zobaczyć, porozmawiać z nią, po prostu być blisko niej. A jednocześnie obawiał się tego. Od lat, kiedy przypadkiem spotykali się w Cavendon, okazywała mu tylko uprzejmość. Była w stosunku do niego tak zdystansowana, tak chłodna. Nie potrafił skruszyć muru z lodu, jaki wokół siebie wzniosła. Mroziła go spojrzeniem, a on znał tego przyczynę. Zranił ją do głębi, a ta rana nigdy się nie zagoiła.
Teraz stanowiło to problem, ponieważ przez kilka dni będą musieli być wobec siebie bardziej przyjacielscy, by jakoś sobie poradzić z tym niezwykłym zjazdem rodzinnym. Niedawno zrozumiał, że musi zaproponować taki sposób działania, który ona uzna za możliwy do przyjęcia. Westchnął i zerwał się na nogi, cały w nerwach. Przechadzał się po bibliotece, starając się powściągnąć szalejące emocje. Cecily zjawi się tu lada chwila, a on nie wiedział nawet, jak ją przywitać. W zeszłym tygodniu zaczął wręcz żałować, że ojciec postanowił zaprosić na weekend całą rodzinę.
Z drugiej strony, w Cavendon od bardzo dawna nie odbyło się żadne przyjęcie ani spotkanie. Nie było czego świętować, biorąc pod uwagę śmierć Guya, finansowe problemy rodziny, wojenne straty wśród ludzi, którzy pracowali na ich gruntach, atmosferę skandalu związanego z ich matką, który starali się ignorować. A teraz doszła niepokojąca depresja DeLacy spowodowana rozwodem, żeby nie wspomnieć o wielkich stratach Hugona na nowojorskiej giełdzie.
No i jego własne kłopoty. Miles zdawał sobie boleśnie sprawę, że właściwie nie ma żadnego życia. Clarissa była niewymownie tępa i rozrzutna, a interesowała się wyłącznie strojami, kosmetykami i biżuterią, co jego z kolei nudziło. Była też plotkarą. Uwielbiała rozmawiać o znajomych, nie szczędząc niemiłych uwag na ich temat, co wzbudzało jego obrzydzenie. Przestał też lubić jej ojca, lorda Meldrew, który zanadto pobłażał jedynaczce, dając jej wszystko, czego dusza zapragnie. Miles nie znosił zepsutych kobiet, a Clarissa była wyjątkowo chciwa.
Miles od dawna wiedział, że jego żona to bezużyteczny ciężar, a co gorsza, że nie może zajść w ciążę. Wciąż nie miał tak wyczekiwanego dziedzica. Clarissa nie tylko okazała się bezpłodna, ale na domiar złego miała awersję do Cavendon Hall i nie chciała przyjeżdżać do Yorkshire.
– Nie jestem z natury wieśniaczką – poinformowała go na samym początku małżeństwa.
Podszedł do okna i wyjrzał na taras i rozciągający się za nim park. Nagle zesztywniał. Po tarasowych schodach wchodziła Cecily. Wszelkie myśli uleciały mu z głowy, czuł, jakby wokół piersi zaciskała mu się pętla, nie mógł złapać tchu. Przełknął ślinę, postarał się opanować uczucia i otworzył drzwi.
Gdy tak szła ku niemu, nie mógł się oprzeć jej urodzie: jej bujnym włosom z rdzawym połyskiem, cerze w kolorze kości słoniowej i szarym oczom z lawendowym odcieniem, które mówiły całemu światu, że jest czystej krwi Swannówną. Oni wszyscy mieli takie oczy. Cecily miała na sobie białą sukienkę obszytą granatową lamówką i pasek tego samego koloru, a mimo to wyglądała swobodnie; jedwabna spódnica fruwała wokół jej długich nóg.
– Cześć, Cecily – odezwał się, kiedy udało mu się nabrać powietrza. Serce łomotało mu w piersi i był autentycznie zdziwiony, że głos mu nie drży. Z ulgą skonstatował, że mówi zupełnie normalnie. – Dziękuję, że przyszłaś.
Skinęła głową i ujęła jego wyciągniętą dłoń. Uścisnęła ją, natychmiast wypuściła i cofnęła się o krok. Rzuciła mu chłodne spojrzenie.
– Mam nadzieję, że ta pogoda utrzyma się przez następnych parę dni – mruknęła cicho.
– Tak, też mam taką nadzieję – przytaknął i niespodziewanie zabrakło mu słów. Ujął ją pod ramię, wprowadził do biblioteki i zamknął za nimi drzwi.
Cecily natychmiast skierowała się do kominka, jak czynili to prawie wszyscy. Ten pokój był zawsze zimny, nawet latem.
– Chciałbym cię przeprosić – zaczął Miles, szybko podchodząc do niej.
– Za co? – spytała nieco ostrym tonem.
– Za niedbalstwo z mojej strony… że przez ostatnie sześć lat nie pogratulowałem ci twojego fantastycznego sukcesu jako projektantki mody. Świetnie sobie poradziłaś, wręcz znakomicie, i chciałbym, żebyś wiedziała, jaki jestem zachwycony. I dumny z ciebie. – Miles odchrząknął i dodał: – Próbowałem napisać do ciebie, ale za każdym razem, kiedy zaczynałem list, wyrzucałem go do kosza. Nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów. A poza tym myślałem, że list ode mnie mógłby cię zirytować.
– Zważywszy na okoliczności, mógłby.
Cecily usiadła przy kominku. Poprawiając fałdy sukienki, pomyślała, że Miles nie wygląda zdrowo. Stracił sporo na wadze i miał w twarzy jakąś surowość i smutek. Widać to było szczególnie w jego niebieskich oczach. Zrobiło jej się go żal; wiedziała, że mu ciężko.
Miles usiadł na sofie naprzeciwko niej.
– Mam listę spraw dotyczących soboty i niedzieli, którą powinniśmy przejrzeć, ale najpierw chciałbym porozmawiać o czymś innym – powiedział cicho.
Cecily spojrzała na niego z uwagą i skinęła głową.
– No to mów, co ci leży na sercu.
– Chodzi o to, jak będziemy się do siebie odnosić. Przez te wszystkie lata byliśmy uprzejmi, kiedy się przypadkiem spotykaliśmy, ale nic poza tym. I świetnie rozumiem, czemu tak było. Jednak gdybyśmy przez następnych kilka dni byli tacy chłodni i oficjalni, zwłaszcza w obecności rodziny, wypadłoby to nieco niezręcznie, nie uważasz?
– Owszem. Przyszło mi do głowy, że moja wrogość w stosunku do ciebie mogłaby przysporzyć problemów, i sądzę, że powinnam się poprawić.
– Ja też, Cecily. – Uśmiechnął się lekko. – Pomyślałem sobie wczoraj, że może moglibyśmy wrócić do przeszłości; zachowywać się tak jak wtedy. Dobrze się bawiliśmy, byliśmy szczęśliwi.
Cecily milczała.
– Mieliśmy sporo uciechy, byliśmy szczęśliwi – powtórzył z naciskiem Miles.
– To prawda, ale mam nadzieję, że nie wyobrażasz sobie, bym poszła z tobą na strych odwiedzić nasze, jak je nazywałeś, „miłosne gniazdko”.
Powiedziała to tak poważnym głosem i z tak kamienną twarzą, że Miles wybuchnął śmiechem. Sam się sobie dziwił, bo roześmiał się po raz pierwszy od wielu miesięcy.
– Oczywiście, że nie – wykrztusił. Po chwili pohamował wesołość. – Mówię o naszej postawie – wyjaśnił.
Cecily zachowała pokerowy wyraz twarzy, choć przez moment omal nie roześmiała się razem z nim. Ale nie miała zamiaru ustąpić mu ani o włos. Nigdy w życiu.
– Sądzę, że jeśli spróbujemy wymazać ostatnie lata i przypomnieć sobie naszą młodzieńczą przyjaźń, to może się udać – powiedziała w końcu. – Będę się starała, bo musimy zorganizować idealną uroczystość ze względu na lorda Mowbray.
– Dziękuje, Ceci, wiedziałem, że zgodzisz się na tę umowę.
– Moim zdaniem to raczej kompromis – odparła sucho.

 
Wesprzyj nas