“Mistrz i Małgorzata” to nie tylko jedna z najważniejszych powieści XX wieku, ale jedno z najbardziej tajemniczych dzieł światowej literatury, pełne zagadek, symboli, niedopowiedzeń. Nowy przekład powieści wszech czasów.


Mistrz i Małgorzata okładka edycji Poza seriąMogłoby się wydawać, że o arcydziele Bułhakowa powiedziano już wszystko.

Po 50 latach od ukazania się książki Grzegorz Przebinda wraz z żoną Leokadią i synem Igorem udowadniają swym nowym tłumaczeniem, że to nieprawda. Odkrywają kolejne warstwy fascynującej historii, rozwiewają wątpliwości i polemizują z poprzednimi przekładami. Oferują nowy klucz do odczytania tej wielkiej księgi, przybliżając ją współczesnemu czytelnikowi.

To prawdopodobnie pierwszy przypadek, gdy przypisy czyta się z równą fascynacją co tekst samej powieści.

Michaił Bułhakow – człowiek o wielu twarzach: lekarz frontowy, aktor, dziennikarz, ale przede wszystkim genialny pisarz. Nad swoim największym dziełem – Mistrzem i Małgorzatą – pracował przez 12 lat. Chociaż druku nie doczekał, to w chwili wydania powieści z dnia na dzień zyskał nieśmiertelność.

Mistrz i Małgorzata okładka edycji 50 na 50Tłumacze Mistrza i Małgorzaty, czyli filologiczny klan Przebindów

Klan filologiczny Przebindów jest dziedzicznie obciążony zamiłowaniem do czytania. Syn Igor, dziś absolwent filmoznawstwa, w swej chęci naśladowania ojca pochłaniał słowo pisane od trzeciego roku życia, widząc tatę już w roku 1984 ciągle pochylonego nad przypisami i komentarzami do wydania Mistrza i Małgorzaty w drugiej serii Biblioteki Narodowej. Kiedy Igor został starszym bratem, mógł się wyżywać w wymyślaniu niestworzonych historii dla swej siostry Anety. Potem posiadł biegłość we francuskim, jeszcze większą w angielskim, no i w grze w kosza. Fascynacji Mistrzem i Małgorzatą uległ już jako dziesięciolatek, powracając do tej powieści co parę lat. Czytał ją oczywiście w pierwszym polskim przekładzie Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego. Młodsza Aneta – dziś absolwentka socjologii – przeszła podobną drogę z tą lekturą, tyle że korzystała z opublikowanego już w 1995 drugiego przekładu autorstwa Andrzeja Drawicza – przyjaciela domu.
Mama Leokadia Anna jest doktorem nauk humanistycznych, slawistką i polonistką. Po wieloletnim uczestnictwie w pracach leksykograficznych w PAN obecnie wykłada w PWSZ im. Stanisława Pigonia w Krośnie. Publikowała w „Języku Polskim”, „Studiach Gramatycznych”, „Przeglądzie Rusycystycznym”, „Socjolingwistyce”. W ostatnich latach przedmiotem jej zainteresowania stały się zagadnienia przekładoznawstwa i komunikacji międzykulturowej. Najnowsze publikacje dotyczą fenomenu Vladimira Nabokowa – pisarza bilingwisty i niestrudzonego, choć czasem kontrowersyjnego tłumacza. Bardzo ważnym etapem była dla niej w latach 1984–1985 obfita korespondencja (odręczna) z Elżbietą Lempp, z którą pozostawała dzięki temu w serdecznej więzi, mieszkając z mężem i małym Igorem po studiach na wsi pod Czernichowem i tęsknie oczekując wieści zza Oceanu (Ela mieszkała wtedy w Północnej Karolinie i była z kolei złakniona nowości z kraju).
Ojciec Grzegorz to zapalony rusycysta, historyk idei, znawca rosyjskiej myśli religijnofilozoficznej. Jego pasje badawcze od zawsze kierowały się w stronę Rosji, nawet jeśli miało to oznaczać wyłącznie pracę dla idei. W sumie jednak wyszło mu to na dobre, został profesorem zwyczajnym UJ, zajmując się zawsze tym, co lubi. Ma w dorobku dziewięć książek, w tym zbiory esejów: Zaułki mistrza Wolanda, czy Piekło z widokiem na niebo. Spotkania z Rosją 1999-2004, a ostatnio również tom prac zebranych w języku rosyjskim Между Краковом, Римом и Москвой. Русская идея в новой Польше. Za „wybitne zasługi w pracy naukowo-badawczej w dziedzinie języków i kultur wschodniosłowiańskich oraz wspieranie międzynarodowej współpracy naukowej” odznaczony został Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2015). Przeprowadzał i publikował wywiady m.in. z Natalią Gorbaniewską, Władimirem Bukowskim, Gieorgijem Władimowem, Bułatem Okudżawą, Jewgienijem Rejnem, Wiktorem Jerofiejewem, Władimirem Makaninem, Dmitrijem Bykowem.
Pasją czteroosobowej rodziny Przebindów są wspólne podróże, w ostatnich latach wzmocnione faktem, że głowie rodziny wpadło po pięćdziesiątce do głowy, że najwyższy czas („Już czas!” – jak mówi Woland do Małgorzaty i Mistrza) zacząć biegać klasyczne maratony. Ma ich już w nogach czternaście, w tym także w miastach, gdzie toczy się akcja Mistrza i Małgorzaty – w Jerozolimie, Moskwie i Petersburgu. Dało to okazję do rodzinnej zadumy w tych miejscach w Jerozolimie, gdzie dzieją się biblijne rozdziały powieści Bułhakowa, jak i do wspólnych spacerów po moskiewskich Patriarszych Prudach, Worobiowych Wzgórzach, Bulwarze Twerskim z Domem Gribojedowa czy odwiedzenia Cmentarza Nowodziewiczego, gdzie spoczywa – wraz ze swą żoną Heleną – Michał Bułhakow.

Michaił Bułhakow
Mistrz i Małgorzata
Przekład: Leokadia Anna Przebinda, Grzegorz Przebinda, Igor Przebinda
Wydawnictwo Znak
Premiera w tej edycji: 26 października 2016


Wielki bal u szatana[1]

Zbliżała się północ, czas naglił. Małgorzata widziała wszystko wokół siebie bardzo niewyraźnie. Zostały jej w pamięci świece i jakiś basen migoczący w mroku jak diament. Gdy stanęła na jego dnie, Hella i Natasza oblały ją czerwoną, gęstą, gorącą cieczą.Małgorzata poczuła na wargach słony smak i zrozumiała, że to krew.
Szkarłatny płaszcz zmienił się szybko w inny – przezroczysty, różowy i równie gęsty. Małgorzacie zakręciło się w głowie od zapachu olejku różanego. Hella i Natasza opuściły ją na kryształowe łoże i wielkimi zielonymi liśćmi masowały jej ciało, aż nabrało wyjątkowego blasku. Do pokoju wpadł zawsze skory do pomocy kocur, przysiadł u nóg Małgorzaty i zaczął gorliwie nacierać jej stopy z miną zadowolonego z siebie pucybuta.
Małgorzata do dzisiaj nie wie, kto uszył dla niej pantofle z bladych płatków róży, ze złotymi klamrami, i jakim cudem owe pantofelki same wskoczyły na jej stopy.
Jakaś siła kazała jej się podnieść z kryształowego łoża i stanąć przed lustrem – na głowie miała teraz królewski diadem z brylantów. Nie wiadomo skąd pojawił się Korowiew i powiesił jej na piersi ciężki owalny medalion z wizerunkiem czarnego pudla[2]. Łańcuch wpijał się Małgorzacie w szyję, medalion ciążył jak ołów, aż ugięła się pod jego brzemieniem. Coś jednak wynagradzało Małgorzacie niewygody, których przysporzył jej łańcuch z czarnym pudlem. Był to szacunek, jaki nagle zaczęli jej okazywać Korowiew z Behemotem.

[1] Akcja rozdziału – przedstawiającego sabat ciemnych mocy lub czarną mszę – toczy się w nocy z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę tego.
[2] wizerunek czarnego pudla – w Fauście (1154–1332) pod postacią czarnego pudla po raz pierwszy ukazuje się głównemu bohaterowi Wagnerowi Mefistofeles.

– Cóż zrobić, tak być musi… Proszę pozwolić, królowo Margot, że udzielę ostatniej rady. Oj, różni będą ci goście, przeróżni! Ale żaden nie może być traktowany ani lepiej, ani gorzej niż inni. Nawet gdyby któryś wyjątkowo nie przypadł pani do gustu, nie wolno dać tego po sobie poznać, trzeba zachować kamienną twarz. Oni są na swoim punkcie niesłychanie wrażliwi, wszystko zauważą! Każdemu trzeba okazać serce, królowo. Po stokroć będzie to wynagrodzone gospodyni balu. Tylko proszę nikogo nie pominąć!

(…) Schodami płynęła z dołu rzeka ciał. Małgorzata przestała je rozróżniać, podnosiła i opuszczała rękę jak automat, raz za razem obnażała zęby w identycznym uśmiechu. Zgiełk narastał, do jej uszu zaczęła dochodzić spokojna jak szum morza muzyka płynąca z dopiero co opuszczonych przez nią sal balowych.

(…) Małgorzata, wciąż mając zamknięte oczy, napiła się z kielicha i poczuła, jak krew pulsuje w jej żyłach. Huczało jej w głowie, słyszała oszalałe pianie kogutów, z oddali dochodziły dźwięki marsza. Tłum zaczął niknąć w oczach, nagie kobiety i mężczyźni we frakach rozsypywali się w proch. Cała wielka sala momentalnie zmurszała, dookoła powiało piwniczną zgnilizną. Światła pogasły, kolumny przewracały się jedna za drugą i rozpadały na kawałki. Wszystko nagle się skurczyło, pomarszczyło i po chwili zniknęły wszystkie fontanny, tulipany i kamelie. A zostało tylko to, co było – skromny salon wdowy po jubilerze, z którego przez uchylone drzwi wpadała pod nogi Małgorzaty strużka światła. Małgorzata podążyła tą świetlistą ścieżką.

 
Wesprzyj nas