„Szumowiny” to nowa powieść kryminalna Jørna Liera Horsta, którego książki sprzedały się do tej pory w milionie egzemplarzy w Norwegii i stu tysiącach w Polsce. Odcięte lewe stopy wyrzucane przez fale dają początek opowieści o ludziach, dwuznacznej moralności i instynktach.


SzumowinyW małym, nadmorskim Stavern jest sam środek lata. Fale wyrzucają na brzeg odciętą lewą stopę w bucie sportowym. Potem następną. I jeszcze jedną. Łącznie cztery lewe stopy w ciągu jednego letniego tygodnia. Odrąbane części ciał stanowią jądro zdumiewającej zagadki, w której ważną rolę odgrywają również skazani mordercy, ludzie ginący bez wieści, tajna organizacja stay-behind oraz ogromne ilości niezarejestrowanej broni.

Rozpoczynając dochodzenie, znany polskim fanom kryminału (np. z bestsellerowego „Jaskiniowca”) inspektor William Wisting nie domyśla się, że ta sprawa zmusi go do zakwestionowania najbardziej fundamentalnych zasad pracy policjanta.

Horst patrzy bowiem na swoich bohaterów-zabójców przede wszystkim jak na ludzi ukształtowanych przez rodzinę, środowisko, ich historię. Dopiero później nakłada na nich konsekwencje w postaci zbrodni, którą podyktować mógł choćby impuls. Wykorzystując praktyczną wiedzę o tajnikach prowadzenia dochodzeń i profilach sprawców, zapewnia niesłabnące napięcie. Podsycają je realia systemu karnego, zbrodniarze, których nazwiska zapisały się na kartach pozaliterackiej historii, metody śledcze wykorzystywane w akcjach specjalnych. Całą fabułę zmyślnie prowadzi język, który momentami składnia do głębokich refleksji, a innym razem wpędza w nieznającą jeszcze celu gonitwę urywanych myśli.

„Szumowiny” to nie tylko kryminał, Horst prowadzi opowieść na wielu płaszczyznach. Podejmuje temat pieniędzy jako pierwszorzędnego celu nawet w zamożnej Norwegii, a także bogacenia się na niemieckiej okupacji. Podważa norweski system resocjalizacji, który jedynie odseparowuje ludzi od cywilizacji, by uczynić z nich albo zwyrodnialców, którymi mogliby nigdy nie zostać, albo jednostki bez najmniejszej perspektywy jutra. Nie tak daleko tych kreślonych czarną kreską postaci autor stawia statecznych mężczyzn u progu życia, którzy w obawie przed Stalinem, po II wojnie światowej stworzyli siatkę wywiadowczą, a łamanie prawa usprawiedliwiali własnym kodeksem moralnym.

***

„Doskonały kryminał rzucony na głęboką wodę”
Morten Abrahamsen, VG

„Kolejny celny strzał Horsta”
Terje Stemland, Aftenposten

„Bardzo pomysłowy i ekscytujący kryminał, a rozwiązanie zagadki znajduje się o wiele dalej niż można by sądzić”
Kurt Hanssen, Dagbladet

Jørn Lier Horst – były policjant, norweski pisarz i dramaturg. Ma za sobą studia kryminologiczne, filozoficzne i psychologiczne, co sprzyja tworzeniu wiarygodnych charakterów, motywacji, idei i działań bohaterów. Był szefem wydziału śledczego Okręgu Policji Vestfold. Poza cyklem o Williamie Wistingu stworzył także serię powieści kryminalnych przeznaczonych dla młodszych czytelników (CLUE), cztery z nich ukazały się w Polsce. Zadebiutował w 2004 powieścią „Nøkkelvitnet” („Świadek koronny”).

Jørn Lier Horst
Szumowiny
Przekład: Milena Skoczko
Wydawnictwo Smak Słowa
Premiera: 14 września 2016

Szumowiny


1

Centrala operacyjna policji w Tønsberg przyjęła zgłoszenie we wtorek 22 czerwca o godzinie 9:32. William Wisting był trzecim funkcjonariuszem przybyłym na miejsce zdarzenia.
Właśnie wyszedł z gabinetu lekarskiego i wsiadł do samochodu, gdy usłyszał komunikat nadawany przez policyjną radiostację. Teraz stał na plaży w butach pełnych drobnego piasku i osłaniał oczy przed słońcem.
Fale uderzały o brzeg i toczyły się z powrotem do morza. Po obu stronach płytkiej zatoki ciągnęły się gładkie, oszlifowane przez wodę skały.
Dwóch umundurowanych policjantów odgrodziło biało‑czerwoną taśmą zachodnią część plaży. O tak wczesnej porze prawie nie było ludzi. Grupka gapiów liczyła nie więcej niż dwanaście, trzynaście osób, głównie dzieci. Jeden z funkcjonariuszy odciągnął na bok dobrze zbudowanego chłopca o rudych sterczących włosach i twarzy obsypanej piegami. Chłopiec jedną ręką próbował przytrzymać małego czarnego teriera, który szarpał za smycz, a drugą wskazywał kierunek i coś tłumaczył.
Kilka mew krążyło leniwie nad zatoką, zataczając szerokie koła. Wisting zatrzymał wzrok na jednej z nich, jakby chciał zrobić sobie krótką przerwę, po czym wypełnił płuca słonym morskim powietrzem i skupił się na tym, co miało przerodzić się w długie i żmudne śledztwo.

Na wodzie kołysał się but do biegania. I chociaż za każdym razem, gdy piasek uciekał spod niego, zdawało się, że morze porwie go ze sobą, to jednak kolejne fale wyrzucały go z powrotem na brzeg. Wodorosty i trawa morska zaplątały się w zawiązane sznurowadła. Na podeszwie utworzył się osad z brunatnych alg. Z buta wystawały resztki ludzkiej stopy, oblepionej narybkiem krewetek i innymi drobnymi organizmami morskimi.
Wisting odwrócił wzrok i mrużąc oczy, spojrzał na cienką szarą linię oddzielającą morze od nieba. W oddali na zamglonym horyzoncie dostrzegł zarys statku kontenerowego.
Mała furgonetka wjechała na trawiastą równinę z tyłu plaży i zatrzymała się obok radiowozu. Espen Mortensen wysiadł z samochodu, po czym wsunął głowę do szoferki i wyjął z niej torbę z aparatem fotograficznym. Wisting przywitał młodego technika skinieniem głowy. Ten odwzajemnił pozdrowienie i otworzył boczne drzwi ambulansu kryminalistycznego. Wyjął ze środka łopatę i białą plastikową miskę i zszedł na dół do kolegi.
– Jeszcze jedna? – spytał, odkładając łopatę.
– Jeszcze jedna – potwierdził komisarz i ukucnął obok makabrycznego znaleziska, podczas gdy Mortensen przygotowywał sprzęt fotograficzny.
Stopa wyglądała tak, jakby została oderwana lub odcięta od reszty ciała tuż nad stawem skokowym, ale wciąż siedziała mocno w bucie. Płaty grubej skóry rozchylały się na boki. Między resztkami szarobiałej tkanki tłuszczowej prześwitywały blade fragmenty kości. Część czegoś, co przypominało więzadło, leżało na napiętku.
Wisting widział to wszystko już wcześniej. To była druga odcięta stopa, którą morze wyrzuciło na ląd w jego okręgu policyjnym w ciągu ostatnich kilku dni. Podniósł się i zerknął na technika.
– Nie pasują do siebie – oznajmił stanowczym głosem.
Mortensen spojrzał sceptycznie na but kołyszący się na brzegu.
– Co masz na myśli? Moim zdaniem wygląda dokładnie tak samo jak poprzedni.
– I w tym cały problem – skinął głową komisarz. – To jest lewy but. Tak jak poprzedni. – Pochylił się i jeszcze raz przyjrzał się jego zawartości. – Poza tym w środku jest biała skarpetka tenisowa, a w poprzednim była czarna podkolanówka.
Mortensen zaklął i pochylił się nad butem.
– Masz rację – stwierdził. – Zresztą ten jest na oko ze dwa numery większy. A to oznacza…
Urwał w pół zdania. Obaj dobrze wiedzieli, co to oznacza. Znaleźli fragmenty dwóch niezidentyfikowanych zwłok, które prawdopodobnie nadal pływały w morzu.
Zrobił kilka zdjęć, włożył aparat do torby, chwycił łopatę i wsunął ją pod but. Razem z obuwiem do białej miski wpadło trochę piasku, kilka muszelek i odrobina morskiej wody.
Policjant, który rozmawiał z rudym chłopcem, podszedł do Wistinga i Mortensena. Krótko zreferował wyjaśnienia nastolatka, który znalazł but, gdy zaledwie godzinę wcześniej wyprowadzał psa na spacer.
– Planujemy przeszukać plażę – wyjaśnił. – W każdej chwili reszta ciała może zostać wyrzucona na ląd. Niedługo zaroi się tu od dzieciaków. Czerwony Krzyż obiecał w ciągu godziny przysłać do pomocy ekipy poszukiwawcze.
Komisarz skinął głową z aprobatą. Po znalezieniu pierwszej stopy przez kilka kolejnych dni prowadzili poszukiwania zwłok wzdłuż brzegu. Bez rezultatu. Może tym razem będą mieć więcej szczęścia.
Wielka fala wtoczyła się na plażę i Wisting musiał cofnąć się o kilka kroków, żeby nie zmoczyć obuwia. Po chwili fala wycofała się, usuwając ślady jego stóp odciśnięte na wilgotnym piasku.
Komisarz przeczesał palcami gęste ciemne włosy i przeniósł wzrok na morze. Wiele już w życiu widział, lecz tym razem jego serce biło szybciej niż zwykle.

2

Na mapie rozłożonej na stole w sali konferencyjnej południowy czubek Stavernsøya był zaznaczony czerwonym krzyżykiem. Wisting wziął do ręki pisak i narysował kolejny krzyżyk, tuż przy zwróconym na południe wale stanowiącym element dawnych fortyfikacji, na terenie stoczni w starej części Stavern. Nils Hammer wisiał mu na ramieniu.
– Kolejna lewa stopa? – spytał z powątpiewaniem.
Komisarz przytaknął. Wyjął z koperty plik zdjęć i rozłożył je na blacie. Motyw przewodni był ten sam. Niebieski but do biegania z przyszwą z syntetycznego materiału, usztywnionym brzegiem i językiem z naszytą nazwą marki Scarpa Marco. Z czerwonymi, mocno kontrastującymi paskami po obu stronach, które wyblakły na skutek przebywania w słonej morskiej wodzie.
Nie było już cienia wątpliwości. Obuwie znalezione sześć dni temu na Stavernsøya to był ten sam model tej samej marki co but, który znajdował się na metalowym blacie w laboratorium kryminalistycznym Espena Mortensena. Miejsca, w których odkryto stopy, dzielił w linii prostej zaledwie kilometr.
Po ujawnieniu pierwszego buta Wisting nie zaangażował się w śledztwo, lecz pozostawił je kolegom. Zgodnie z przyjętą hipotezą stopa stanowiła szczątki zwłok osoby, która utonęła w Skagerraku. Lekarze medycyny sądowej stwierdzili, że stopa mogła leżeć w wodzie od sześciu do dziewięciu miesięcy. Praca śledczych polegała głównie na sporządzeniu listy osób, które zaginęły na wybrzeżu w ciągu ostatniego roku.
Pierwsza myśl, jaka przyszła komisarzowi do głowy, gdy ujawniono drugi but ze stopą, była taka, że należały one do jednej osoby i tworzą parę. Okazało się jednak, że chodzi o dwie lewe stopy.
Hammer podszedł do ekspresu do kawy i napełnił papierowy kubek napojem. Urządzenie nie skończyło jeszcze pracy, więc za każdym razem, gdy krople gorącej kawy trafiały na płytę grzewczą, rozlegał się syk.
– Nie ma już mowy o żadnym wypadku, prawda? – spytał, odstawiając zbiornik na miejsce.
Wisting nie odpowiedział, ale on także rozumiał, że muszą zmienić założenia i skorygować kierunek śledztwa.
Hammer zaczął siorbać gorącą kawę.
– Porachunki mafii narkotykowej – skwitował.
Wyrośnięty oficer śledczy pracował jako szef sekcji do spraw narkotyków i w jego oczach większość przestępstw w ten czy inny sposób wiązała się z działalnością narkotykową. Był po czterdziestce, miał szerokie ramiona, beczkowatą klatkę piersiową i włosy koloru ciemny blond. Ciemne oczy nadawały jego twarzy sceptyczny wyraz. Często wystarczyło, że tylko wpatrywał się w podejrzanego, aby ten przyznał się do winy, chcąc uniknąć jego przenikliwego spojrzenia.
– To nie musi być czyn przestępczy – przypomniał mu Wisting.
Hammer odsunął krzesło, usiadł i położył nogi na stole.
– Odcinanie stóp jest czynem przestępczym bez względu na to, czy chodzi o żywych, czy umarłych.
Ekspres do kawy zabulgotał cicho i wyrzucił w powietrze chmurę pary. Wisting wyjął z szafki filiżankę i napełnił ją kawą.
– Nie musiały zostać odcięte – stwierdził i odchylił się do tyłu. – Zdarza się, że ręce i nogi oddzielają się od reszty ciała, które przebywa długo w wodzie.
– I zupełnie przypadkowo dotyczy to dwóch lewych stóp w tym samym rodzaju obuwia?
Komisarz wzruszył ramionami, chociaż wiedział, że nie przekona nikogo, zaprzeczając faktom. Westchnął. A fakty były takie, że mieli przed sobą wyjątkowo rozległe dochodzenie.
W drzwiach sali konferencyjnej stanęła Torunn Borg z plikiem dokumentów.
– Jeszcze jeden but? – spytała.
– Jeszcze jeden lewy but – uściślił Hammer.
– O dwa numery większy od poprzedniego – wyjaśnił Wisting.
– Ale ta sama marka.
– Scarpa Marco – przytaknęła, siadając przy stole. – Wiązany but sportowy – dodała i zaczęła szukać czegoś w papierach.
Wisting zajął miejsce obok niej. Borg była jednym z najzdolniejszych oficerów śledczych w wydziale. Świetna pod względem merytorycznym, skuteczna i zaangażowana. To właśnie ona otrzymała zadanie sprawdzenia rodzaju obuwia.
– Odkryłaś coś? – spytał.
– Są produkowane w Chinach – wyjaśniła i położyła na stole kserokopie list zamówień i produkcji. – Europris importuje około piętnastu tysięcy par rocznie. Od 2005 roku w całym kraju sprzedali trochę ponad pięćdziesiąt tysięcy par.
Nagle zadzwonił telefon. Komisarz spojrzał na wyświetlacz. To była Suzanne. Wyłączył dźwięk i postanowił nie odbierać. Wiedział, że Suzanne chce z nim rozmawiać o jego wizycie u lekarza.
– Pierwszy but miał rozmiar czterdzieści trzy. W całym kraju sprzedano siedem tysięcy czterysta par w takim rozmiarze.
– To mnie pocieszyłaś – skomentował sucho Hammer i przygryzł papierowy kubek z kawą. – A tak w ogóle, kto kupuje buty do biegania w Europris?
– Buty sportowe – poprawiła go Borg i wyjęła broszurkę, z której wynikało, że buty są wykonane ze skóry syntetycznej i mają podeszwę z pianki, dzięki czemu doskonale amortyzują chód.
– Starzy ludzie – odparł Wisting. – Mój ojciec robi zakupy w Europris. Mają przystępne ceny i jakość, z której jest zadowolony. Stopy muszą należeć do „Starych”.
Borg i Hammer umilkli. Wiedzieli, że Wisting ma rację. Lista osób zaginionych w ubiegłym roku nie była długa. Komisarz miał ją przed sobą. Składała się z zaledwie czterech nazwisk.
Torkel Lauritzen
Otto Saga
Sverre Lund
Hanne Richter
Wszyscy czworo zaginęli we wrześniu ubiegłego roku, w odstępie kilku dni.
Sprawy ich zaginięć przyprawiły śledczych o ból głowy. Każdego roku przyjmowali około pięćdziesięciu zgłoszeń dotyczących zaginięcia osób w ich okręgu policyjnym.Większość tych ludzi udawało się odnaleźć. Byli to nastolatkowie, którzy uciekli z domu, dzieci, które w trakcie zabawy zapomniały o Bożym świecie, ludzie chorzy na demencję, którzy zabłądzili i nie potrafili odnaleźć drogi powrotnej, chorzy psychicznie, zbieracze jagód i myśliwi. Najczęściej wszystko kończyło się happy endem. Czasem okazywało się, że osoba zaginiona padła ofiarą nieszczęśliwego wypadku lub pozostawiła list pożegnalny. Bardzo rzadko zdarzało się, że ludzie ginęli bez wieści, przepadali jak kamień w wodę.
O trzech pierwszych osobach na liście mówiono w wydziale „Starzy”. Dwóch z nich mieszkało w domu opieki w Stavern, przy Brunlaveien. Trzeci mężczyzna był w podobnym wieku, lecz miał wystarczająco dużo sił, by mieszkać we własnym domu na Johan Ohlsens gate, w centrum Stavern. Poza tym jego żona jeszcze żyła.
Media nie spekulowały na temat dziwnego zbiegu okoliczności, chociaż z pewnością podzielały zdanie policji. Statystycznie rzecz biorąc, do tych zaginięć nie miało prawa dojść. W Stavern mieszkało na stałe sześć tysięcy osób, z czego ludzie po siedemdziesiątym piątym roku życia stanowili zaledwie cztery procent. W ciągu jednego tygodnia zaginęło trzech mieszkańców w tym przedziale wiekowym.
Policja szukała możliwych powiązań między nimi, oprócz wieku i miejsca zamieszkania. Jedyne, co odkryli, to fakt, że córka jednego z nich była synową drugiego.
Torkel Lauritzen był wdowcem i dawnym szefem działu personalnego w koncernie Treschow Fritzøe. Dwa lata wcześniej przeszedł ciężki udar. Na zdjęciu dołączonym do akt widać było, że jeden z kącików ust mu opadał. Choroba spowodowała, że mężczyzna mówił bełkotliwie i posługiwał się jedynie monosylabami, ale dzięki rehabilitacji prowadzonej w domu opieki był w stanie porozumieć się z otoczeniem. Wróciła mu również ruchomość w prawej stopie. Mężczyzna uwielbiał chodzić na krótkie spacery nadmorską ścieżką. Był zawsze dokładny i punktualny.
Gdy w poniedziałek 1 września nie wrócił ze spaceru na obiad, personel był wyraźnie zaniepokojony. Mimo choroby mężczyzna nie rzucił palenia papierosów, miał wysokie ciśnienie i poziom cholesterolu, obawiano się więc, że mógł dostać kolejnego wylewu. Przeszukano okoliczne trasy spacerowe, ale nigdy go nie odnaleziono, ani żywego, ani martwego.
Otto Saga zniknął z domu opieki w Stavern trzy dni później. Był podpułkownikiem w stanie spoczynku i dawnym szefem Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Lotniczych w Stavern. Po śmierci żony zaczął pisać wiersze i wydał dwa zbiorki poezji w miejscowym wydawnictwie. Trzy lata temu rodzina zauważyła pierwsze niepokojące oznaki demencji. Nawracające zawały mózgu uszkodziły komórki nerwowe i z czasem doprowadziły do spadku sprawności intelektualnej. Mężczyzna zapominał o wielu rzeczach i powtarzał czynności. Bliscy złożyli wniosek o umieszczenie go w placówce leczniczej i wkrótce okazało się, że personel nawiązał z nim lepszy kontakt niż oni.
Otto Saga zniknął w czwartek 4 września, tuż po śniadaniu. Pracownicy najpierw przeszukali budynki, a potem poszerzyli obszar poszukiwań, uwzględniając teren nieczynnej stoczni z dawnym obozem wojskowym, w którym mężczyzna niegdyś pracował, oraz osiedle domków jednorodzinnych na Agnes, gdzie swego czasu mieszkał. Już wcześniej się gubił i nie mógł odnaleźć drogi powrotnej. Gdy dyżur przejęła wieczorna zmiana, o zaginięciu zawiadomiono policję. Poszukiwania trwały przez całą noc. Przetrząśnięto parki i prywatne ogrody. Niezamknięte na klucz szopy i pomieszczenia gospodarskie. Ulice w centrum miasta i przystanie jachtowe. Dobę później poszukiwania przerwano. Otto Saga, 79-letni emerytowany wojskowy, zniknął bez śladu.
Sverre Lund pracował w oświacie i zakończył karierę zawodową na stanowisku dyrektora szkoły podstawowej w Stavern. Z dokumentów wynikało, że jego zaginięcie zgłosiła żona, Greta Lund, w poniedziałek 8 września o godzinie 17:32. Sverre Lund powiedział jej, że ma do załatwienia parę spraw i około jedenastej wyszedł na spacer. Sprawy zwykle oznaczały filiżankę kawy, ciastko z owocami i kruszonką i ogólnokrajową gazetę w cukierni Nalum. Spacer nie zajmował mu więcej niż pięć minut. Mężczyzna zwykle wracał do domu około trzynastej. Obie ekspedientki z cukierni wiedziały doskonale, kim jest dyrektor Lund, ale tego dnia ani jedna, ani druga go nie spotkała. Pokojówka z hotelu Wassilioff, która około godziny dwunastej siedziała na tyłach budynku i paliła papierosa, twierdziła, że widziała emerytowanego dyrektora wsiadającego do szarego samochodu kombi przed starym gmachem poczty. Tam ślad się urywał. Kierowca auta nigdy nie zgłosił się na policję. Od tamtej pory nikt nie widział Sverrego Lunda.
Hanne Richter miała trzydzieści cztery lata i nic jej nie łączyło z zaginionymi mężczyznami. Jej sprawa była inna. Kobieta pracowała jako przedszkolanka, ale przez długi czas przebywała na zwolnieniu lekarskim. Część tego okresu spędziła w Furubakken, na oddziale szpitala psychiatrycznego w Larviku. Zdiagnozowano u niej schizofrenię paranoidalną. Kobieta cierpiała na urojenia, wydawało jej się, że obca organizacja szpiegowska śledzi ją i przeprowadza u niej w domu tajne przeszukania, między innymi po to, by ulokować w jej mieszkaniu sprzęt szpiegowski. Leki przeciwpsychotyczne w postaci iniekcji domięśniowych zmniejszyły objawy choroby, dzięki czemu kobieta mogła mieszkać sama w domu, który wynajmowała. Gdy pielęgniarka środowiskowa odwiedziła ją w środę 10 września, nie zastała jej w domu. Pielęgniarka weszła do środka i przeszukała dom. Zauważyła, że poczta i gazety z piątku 6 września zostały wyjęte ze skrzynki, natomiast prasa i korespondencja z kolejnych dni wciąż w niej leżą. Spodziewała się, że znajdzie Hanne Richter martwą w łóżku lub w łazience, ale kobiety nigdzie nie było. Ani w domu, ani w najbliższej okolicy. Policja opublikowała nazwisko i zdjęcie zaginionej w mediach, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. Nikt nie widział 34-letniej przedszkolanki ani nie wiedział, co się z nią stało.
Praca nad rozwikłaniem zagadki zniknięcia w sumie czterech osób pochłonęła dużo sił i środków, a mimo to nie udało się ustalić losów zaginionych. Potem priorytetem stało się znalezienie sprawcy, który odciął głowę młodej dziewczynie i nadział ją na pal na środku targu, i w ten sposób jeszcze przed Wielkanocą wszystkie cztery śledztwa dotyczące zaginięcia zostały umorzone.
Godzinę temu Wisting wyjął z archiwum akta tamtych spraw.

 
Wesprzyj nas