Gdy pierwsze jesienne liście zaczynają opadać, vice-questore Patta prosi Brunettiego by zajął się niewielkim wykroczeniem w prowadzeniu sklepu, popełnionym przez przyszłą synową pewnego majora…


Złote jajoBrunetti nie ma ochoty pomagać szefowi gromadzącemu polityczne przysługi, ale nie ma też wyboru – musi się dostosować. Wtedy żona Brunettiego, Paola, przychodzi do niego z własną prośbą. Niepełnosprawny umysłowo mężczyzna, który pracował w ich pralni, właśnie zmarł po przedawkowaniu środków nasennych, a Paola nie może pogodzić się z faktem, że żył i zmarł bez zwrócenia czyjejkolwiek uwagi, nikt go nie zauważał i nikt mu nie pomógł.

Brunetti zaczyna interesować się śmiercią mężczyzny i ze zdumieniem odkrywa, że nie ma o nim żadnych informacji: żadnego aktu urodzenia, paszportu, prawa jazdy, żadnych kart kredytowych. Dla włoskiego rządu ten mężczyzna nigdy nie istniał.

Matka zmarłego odmawia rozmowy z policją i zapewnia Brunettiego, że dokumenty jej syna zostały ukradzione w czasie włamania. Gdy kolejne sekrety zaczynają wychodzić na światło dzienne, Brunetti orientuje się, że Lembos, arystokratyczna wenecka rodzina, może być w jakiś sposób powiązana z tą śmiercią.

Ale dlaczego ktokolwiek pragnąłby śmierci tego uroczego, prostego mężczyzny?

Donna Leon – urodzona w 1942 r. w Nowym Jorku w rodzinie irlandzko-hiszpańskiej Donna Leon po raz pierwszy odwiedziła Włochy w roku 1965 będąc na studiach i przez następne dziesięć lat przyjeżdżała tam regularnie, w międzyczasie pracując w USA, w Iranie, w Chinach i w Arabii Saudyjskiej jako nauczyciel angielskiego. Przypadek sprawił, że napisawszy książkę, która przeleżała półtora roku w szufladzie, wysłała ją na konkurs do Japonii i zdobyła pierwszą nagrodę, co pociągnęło za sobą podpisanie kontraktu na następne dwie i w ten sposób w roku 1992 narodziła się seria powieści, których bohaterem jest komisarz Guido Brunetti.

Donna Leon
Złote jajo
Przekład: Małgorzata Kaczarowska
Oficyna Literacka Noir sur Blanc
Premiera: 23 czerwca 2016

Złote jajo


1

To był spokojny wieczór w domu Brunettich, kolacja przebiegała w atmosferze harmonii. Brunetti siedział na swoim zwykłym miejscu, mając obok siebie syna Raffiego; naprzeciwko Brunettiego siedziała jego żona Paola, a koło niej ich córka Chiara. Półmisek fritto misto, do którego szczodrze dodano warzywa, w szczególności ulubioną ostatnio przez Chiarę marchewkę, wprowadził przyjazny nastrój, a rozmowa go podtrzymywała. Szkoła, praca, nowy szczeniak sąsiadów, pierwszy labradoodle widziany w Wenecji: tematy przepływały jedne w drugie, wszystkie w jakimś stopniu powiązane z miastem, w którym mieszkali.
Chociaż byli wenecjanami, rozmowa toczyła się po włosku, a nie w dialekcie weneckim, ponieważ Brunetti i Paola uznali, że dzieci nauczą się go od kolegów i na ulicy. Tak się rzeczywiście stało, więc dzieci mówiły dialektem weneckim równie swobodnie jak ich ojciec, który wyniósł go z domu rodzinnego. Paola nauczyła się go — i zapewne dobrze o niej świadczyło, że przyznawała się do tego z zażenowaniem — od służby wypełniającej palazzo jej rodziny, gdzie się wychowywała, nie zaś od swoich rodziców, dlatego mówiła nim mniej swobodnie niż pozostali. Nie czuła się natomiast zażenowana — a wręcz przeciwnie — że nauczyła się mówić po angielsku niemal tak płynnie, jakby to był jej rodzimy język, od niani w dzieciństwie, i była zadowolona, że zdołała przekazać znajomość tego języka obojgu dzieciom, chociaż wspomagały ją w tym lekcje z korepetytorami i wakacyjne obozy językowe w Anglii.
Rodziny, podobnie jak Kościoły, mają swoje obrzędy i reguły niezrozumiałe dla niewtajemniczonych. Przywiązują wagę również do pewnych rzeczy, których członkowie innych grup nie cenią w takim samym stopniu. Gdyby rodzina Brunettich miała jakąś religię, poza formalnym stosowaniem się na pokaz do powierzchownych przejawów chrześcijaństwa, byłby nią język. Żarty językowe, krzyżówki i docinki były dla nich tym, czym komunia i bierzmowanie dla katolików. Niegramatyczne zdanie stanowiło grzech powszedni; celowe przekręcenie znaczenia — śmiertelny. Dzieci były dumne z tego, że zdobywając kolejne szczeble wiedzy, mogą w coraz większym stopniu uczestniczyć w poważniejszych sakramentach; wychowane w tej wierze, nie myślały nawet o podważaniu jej wartości.
Później, gdy talerze, na których jedli finocchio i sałatkę z pomarańczą, zostały zabrane ze stołu, Chiara z energicznym stuknięciem odstawiła szklankę z wodą i oznajmiła:
— I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
— Oczy Clorindy napotkały wzrok Giuseppe i oboje, uszczęśliwieni, spojrzeli na dziecko — odpowiedziała natychmiast Paola głosem drżącym od emocji.
Raffi popatrzył na siostrę i matkę, przechylił głowę, przyjrzał się obrazowi na przeciwległej ścianie, potem powiedział:
— Tak właśnie się stało: miała miejsce niezwykła operacja, która nawet przeprowadzających ją lekarzy wprawiła w zdumienie. Zaiste, po raz pierwszy w historii zdrowe dziecko narodziło się z ciała mężczyzny.
Brunetti potrzebował tylko krótkiej chwili, aby odpowiedzieć:
— Gdy wieziono go na salę porodową, Giuseppe zdążył jeszcze zapewnić: „Ona się dla mnie nie liczy, najdroższa. Tylko ty możesz być matką mego dziecka”.
Chiara, która z rosnącym zaciekawieniem słuchała pozostałych, dodała:
— Tylko najsilniejsze małżeństwa byłyby zdolne przetrwać w takich okolicznościach, lecz miłość łącząca Clorindę i Giuseppe przekraczała granice ludzkiego pojmowania i zdolna była pokonać wszelkie przeszkody. Clorinda przeżyła jednak moment wahania. „Ale dlaczego Kimberly? Moja najdroższa przyjaciółka?”.
Paola znowu przejęła pałeczkę i odezwała się chłodnym głosem narratora:
— Uczciwość, na której jak na skale opierało się ich małżeństwo, wymagała od Giuseppe, by wyznał, do czego doprowadziło go pragnienie posiadania dziecka. „To nie miało znaczenia, najdroższa. Zrobiłem to tylko dla nas”.
— „Okrutniku — zaszlochała Clorinda. — Jak mogłeś mnie tak zdradzić? Nie pomyślałeś o mojej miłości? Nie pomyślałeś o moim honorze?” — to było drugie uzupełnienie Raffiego, który dodał jeszcze: — „I to z moją najlepszą przyjaciółką”.
Korzystając z okazji, Chiara wtrąciła się poza kolejnością, żeby powiedzieć:
— Pochylił ze wstydem głowę i oznajmił: „Wybacz, lecz jest to dziecko Kimberly”.
Paola uderzyła w stół, żeby zwrócić na siebie uwagę, i oznajmiła dramatycznie:
— „Ależ to niemożliwe. Lekarze powiedzieli nam, że nie możemy mieć dzieci”.
Rozdrażniony tym, że przepadła mu kolejka — i to z powodu jego żony — Brunetti wtrącił się, starając się ze wszystkich sił zabrzmieć jak ciężarny mężczyzna:
— „Clorindo, spodziewam się dziecka”.
Przez chwilę wszyscy milczeli, cofając się myślami w dialogu i towarzyszącej mu narracji, by sprawdzić, czy wypełniają one rodzinne wymagania dotyczące historii zawierającej tandetny melodramat, sztampę i karykaturalne postaci. Kiedy stało się jasne, że nikt nie ma już nic do dodania na początku tej historii, Paola wstała i powiedziała:
— Na deser jest ciasto cytrynowe z ricottą.
Później, gdy siedzieli w salonie, pijąc kawę, Paola zapytała Brunettiego:
— Pamiętasz, jak Raffi po raz pierwszy przyprowadził tu Sarę, a ona uważała, że jesteśmy wszyscy wariatami?
— Inteligentna dziewczyna — przyznał Brunetti. — Zna się na ludziach.
— Och, daj spokój, Guido; wiesz, że była w szoku.
— Miała całe lata, żeby do nas przywyknąć — stwierdził Brunetti.
— To prawda — powiedziała Paola, odchylając się do tyłu na kanapie.
Brunetti wziął jej pustą filiżankę i postawił na stole przed nimi.
— Czy to zew babcierzyństwa? — zapytał.
Żona bez namysłu szturchnęła go w ramię.
— Nie mów tak nawet żartem.
— Nie chcesz być babcią? — zapytał z udawaną niewinnością.
— Chcę być babcią dziecka, którego rodzice mają ukończone studia i pracę — odparła z nieoczekiwaną powagą.
— Czy to jest takie ważne? — zapytał, także serio.
— Mamy je oboje, prawda? — zapytała zamiast odpowiedzi.
— Istnieje obyczaj, by na pytanie udzielać odpowiedzi, a nie odpowiadać kolejnym pytaniem — zauważył, po czym wstał i poszedł do kuchni, zabierając obie filiżanki.
Wrócił kilka minut później, niosąc dwa kieliszki i butelkę calvadosu. Usiadł koło Paoli i nalał po kieliszku. Podał jej jeden, a potem wypił łyk ze swojego.
— Jeśli ukończą studia i będą mieli pracę, to oznacza, że będą starsi, gdy zdecydują się na dzieci. I być może mądrzejsi — zauważyła Paola.
— A my byliśmy? — zapytał Brunetti.
Zignorowała jego pytanie i mówiła dalej:
— Jeśli będą mieli przyzwoite wykształcenie, będą więcej wiedzieli, a to może pomóc.
— A praca?
— Myślę, że to nie jest aż tak istotne. Raffi jest bystry, więc z pewnością znajdzie sobie coś bez trudu.
— Bystry i z dobrymi koneksjami — doprecyzował Brunetti, uznając, że byłoby niegrzecznie wspominać wprost o zamożności i wpływach rodziny Paoli.
— Oczywiście — odparła, ponieważ potrafiła się do tego przed nim przyznać. — Ale ważniejsze, że jest bystry.
Brunetti, który się z tym zgadzał, ograniczył się do skinięcia głową i jeszcze jednego łyku calvadosu.
— Ostatnio mówił mi, że chciałby studiować mikrobiologię.
Paola zamyśliła się nad tym.
— Nawet nie wiem, czym oni się zajmują. — Odwróciła się do męża z uśmiechem. — Czy czasem zastanawiasz się nad tym, Guido, nad wszystkimi tymi dyscyplinami, o jakich codziennie wspominamy: mikrobiologia, fizyka, astrofizyka, inżynieria mechaniczna. Mówimy o nich, nawet znamy ludzi, którzy się nimi zajmują, ale nie potrafiłabym ci powiedzieć, co oni tak właściwie robią. A ty?
Potrząsnął głową.
— To całkowicie inne od dawnych dziedzin nauki: literatury, filozofii, historii, astronomii, matematyki, kiedy było jasne, czym się która zajmuje, a przynajmniej co stanowi jej podstawę. Historycy starali się dowiedzieć, co wydarzyło się w przeszłości, a potem próbowali dociec, dlaczego to się wydarzyło. — Ujął w dłonie kieliszek i potarł go jak leniwy Indianin rozpalający ogień. — Wszystko, czego mogę się domyślać w przypadku mikrobiologii, to że patrzą na małe rosnące rzeczy. Komórki.
— A poza tym?
— Bóg raczy wiedzieć — powiedział Brunetti.
— Co byś studiował, gdybyś musiał zaczynać jeszcze raz? Znowu prawo?
— Dla przyjemności czy żeby mieć pracę? — zapytał.
— Czy studiowałeś prawo dlatego, że chciałeś mieć pracę?
Tym razem Brunetti nie odpowiedział pytaniem i odparł:
— Nie. Studiowałem je, ponieważ mnie interesowało, a potem uświadomiłem sobie, że chciałbym zostać policjantem.
— A gdybyś mógł studiować tylko dla przyjemności?
— Filologia klasyczna — odparł bez chwili wahania.
— A gdyby Raffi ją wybrał? — zapytała.
Brunetti zastanawiał się nad tym przez chwilę.
— Byłbym szczęśliwy, gdyby zdecydował się na takie studia. Większość dzieci naszych przyjaciół nie ma pracy, niezależnie od tego, jaki kierunek wybiorą, mógłby więc równie dobrze studiować z pasji zamiast dla posady, jaką mógłby potem dostać.
— Gdzie by studiował? — zadała pytanie, które częściej dręczyło matki niż ojców.
— Nie tutaj.
— Nie tutaj w Wenecji czy nie tutaj we Włoszech?
— Nie tutaj we Włoszech — odparł, chociaż nie miał ochoty tego powiedzieć, tak samo jak ona nie miała ochoty tego słyszeć.
Popatrzyli na siebie, zmuszeni do konfrontacji z tym, co nieuchronne: dzieci dorastały i opuszczały dom. Gdy po północy zadzwoni telefon, nie będzie już można przejść korytarzem i zajrzeć do ich pokojów, by uzyskać tę natychmiastową, namacalną pewność, że tam są. Śpiące lub nie, czytające z latarką pod kołdrą; nieprzytomne, nadąsane, szczęśliwe lub rozzłoszczone: to wszystko nie miało znaczenia w obliczu pewności, że są bezpieczne, w domu, tutaj.
Rodzice to straszne dzieciaki. Wystarczy ten dzwonek w środku nocy, żeby serca im zamarły, a kolana zaczęły drżeć. Nie ma znaczenia, czy okaże się, że to pijany przyjaciel chce ponarzekać na żonę, czy komenda wzywa Brunettiego, żeby przyszedł, ponieważ w mieście popełniono przestępstwo, a on ma prowadzić śledztwo. Nawet telefon kończący się gorącymi przeprosinami za to, że ktoś wybrał zły numer, wywiera o takiej godzinie ten sam miażdżący efekt na tych zakładnikach losu.
Jakie są w takim razie koszty tego, że jedno z dzieci znajdzie się w obcym mieście w obcym kraju? Guido Brunetti i Paola Falier byli odważnymi ludźmi i często żartowali ze skłonności do melodramatu, nieodłącznie towarzyszącej Włochom, a jednak oboje byli teraz o krok od posypania sobie głów popiołem na samą myśl o tym, że ich syn zaczyna karierę uniwersytecką i może pewnego dnia wyjechać na studia do innego miasta.
Paola nieoczekiwanie pochyliła się w bok, opierając się na ramieniu męża. Położyła dłoń na jego udzie.
— Nigdy nie przestaniemy się o nich martwić, prawda? — zapytała.
— Byłoby nienaturalne, gdybyśmy przestali — odparł Brunetti z uśmiechem.
— Czy to mnie ma pocieszyć?
— Zapewne nie — przyznał Brunetti. Minęła chwila, zanim dodał: — To najlepsze w nas, że się martwimy.
— W nas dwojgu czy w nas ludziach?
— W nas ludziach — powiedział Brunetti. — A także w nas dwojgu. — Następnie, ponieważ powaga była szatą, której żadne z nich nie potrafiło na dłużej przywdziewać, dodał: — Wiesz, jeśli postanowi zostać hydraulikiem, będzie mógł się uczyć tutaj i nadal mieszkać w domu.
Paola pochyliła się do przodu, żeby wziąć butelkę.
— Myślę, że będę się tym pocieszać — oznajmiła, nalewając sobie kolejny kieliszek.

 
Wesprzyj nas