Prowokacyjna, szczera, zabawna i inspirująca powieść, która zadaje pytania o to, co świat proponuje kobietom, kiedy się starzeją. Odpowiedzi potrafią zadziwić.


Najlepsze chwile w życiuCo miesiąc najlepsze przyjaciółki Claudia, Sal, Ella i Laura spotykają się na drinka, świętując 45 lat przyjaźni. Znają siebie i swoje życie od podszewki. Ambicje, kariery, mężów, kochanków, dzieci, nadzieje, lęki, podjęte decyzje i te niepodjęte… Choć czerpią siłę ze swojej przyjaźni, zdają sobie sprawę, że ich życie dalekie jest od własnych oczekiwań – pokoleniu, które chciało zmienić świat, nie jest łatwo przyjąć fakt, że się starzeje.

Sal spędziła całe życie na budowaniu udanej kariery redaktorki magazynu, ale nigdy nie zrobiła niczego, na co nie miała wpływu.

Claudia kocha swoje miejskie życie – każda myśli o wsi przyprawia ją o dreszcze. Ale, o czym przekonuje się wiele kobiet, potrzeby innych ludzi wydają się zawsze znajdować na pierwszym miejscu…

Ella jest gotowa, żeby spróbować czegoś nowego. Ale nigdy nie trafiła się jej okazja do radykalnej zmiany…

Laura uległa najstarszemu banałowi z książek. Ale to nie znaczy, że jest łatwiejszy do zaakceptowania.

Prawdziwa, prowokacyjna, zabawna i inspirująca powieść, która zadaje trudne pytania o to, co świat proponuje kobietom, kiedy już dzieci wyfruwają z gniazda i daje zarówno poruszające, jak i radośnie pocieszające odpowiedzi czterem przyjaciółkom świętującym upływający czas.

prawdziwa, prowokacyjna, zabawna i inspirująca powieść

Maeve Haran jest absolwentką prawa na Uniwersytecie Oksfordzkim, byłą producentką telewizyjną, matka trojga dorosłych dzieci. Jej kariera literacka rozpoczęła się dzięki międzynarodowemu bestsellerowi “Mieć wszystko”, historii o szukaniu równowagi między karierą zawodową i macierzyństwem. Maeve Haran napisała również osiem innych powieści współczesnych, dwie historyczne i jedną książkę non-fiction. Książki autorki przełożono na dwadzieścia sześć języków, dwie zaś nominowano do nagrody za najlepszą powieść romantyczną roku.

Maeve Haran
Najlepsze chwile w życiu
Przekład: Dobromiła Jankowska
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 24 sierpnia 2016

Najlepsze chwile w życiu


Wstęp

Co miesiąc spotykam się z czterema przyjaciółkami, żeby się napić wina i pogadać o różnych sekretach, i zawsze jesteśmy zgodne co do jednego: może nie jesteśmy młode, ale wciąż czujemy się młodo. Kiedy moja mama była w moim wieku, ubierała się jak królowa matka. My lubimy się ubierać stylowo, razem wychodzić i dobrze się bawić. Jak zauważa jedna z bohaterek Najlepszych chwil w życiu: „Dzisiaj wiek kobiety możesz odgadnąć, tylko spoglądając na jej męża!”.
Jesteśmy pierwszym pokoleniem, które przetrwa jeszcze trzydzieści lat, i choć nasze dzieci czasami to irytuje, jednego jesteśmy pewne: zamierzamy wykorzystać te lata najlepiej, jak
się da!

Rozdział 1

– No dobra, dziewczyny. – Claudia spojrzała na trzy najlepsze przyjaciółki. Regularnie spotykały się w Greckim Gaju, znajdującej się w piwnicy winiarni, której ściany zdobiły marnej jakości murale przedstawiające lubieżnych pasterzy goniących za nimfami. Wcale nie wyglądały, jakby zamierzały uciekać.
– Wiecie, jaki dzisiaj jest dzień?
Miała świadomość, że przegina, nazywając je dziewczynami. Bo zdecydowanie nimi nie były. Były kobietami. W wieku bardzo średnim. Kiedyś nazwano by je starymi. Teraz, kiedy sześćdziesiątka stała się dawną czterdziestką, wszystko się zmieniło.
Sal, Ella i Laura wzruszyły ramionami i wymieniły zdumione spojrzenia.
– Czyżby twoje urodziny? Nie, przecież urodziny masz w lutym, skończysz… – zaryzykowała Ella.
– Nie mów tego na głos! – przerwała jej Sal, najbardziej ze wszystkich wyczulona na punkcie wieku. – Jeszcze ktoś cię usłyszy!
– Niby kto? Potencjalny młody kochanek o gibkich bioderkach? – dociekała Laura. – Musiałabym mu powiedzieć prawdę.
– Jest trzydziesty września – oznajmiła Claudia, jakby wyciągała królika z kapelusza.
– No i? – Wszystkie wydawały się rozbawione.
– Właśnie trzydziestego września się poznałyśmy. – Wyjęła z torebki wyblakłą fotografię. – Pierwszego dnia studiów, ponad czterdzieści lat temu!
Sal wyglądała, jakby miała zemdleć. Pozostałe nachyliły się, żeby popatrzeć na zdjęcie. Oto one. Cztery pełne nadziei osiemnastolatki z długimi grzywkami, w krótkich spódnicach i wysokich butach. Ze świeżych, młodych twarzy biły optymizm i nadzieja.
– Muszę przyznać – zaczęła z dumą Ella – że całkiem nieźle wyglądamy. Dlaczego młodzi nigdy nie wierzą, że są piękni? Wtedy sądziłam, że mam gównianą cerę i że powinnam schudnąć.
Claudia spojrzała na fotografię. Pomyślała, że na pierwszy rzut oka Sal wygląda teraz najlepiej – modnie ubrana, dobrze ostrzyżona – ale przecież nigdy nie miała męża i dzieci, nie zmęczyła się życiem. Było też w jej wyglądzie coś mówiącego, że za bardzo się stara. Laura zawsze zdawała się konwencjonalnie ładna, lubiła pastelowe swetry i pojedyncze sznury pereł. Kiedy się na nią patrzyło, od razu się wiedziało, że jako dziecko miała pudełko na biżuterię z obracającą się przy dźwiękach pozytywki baleriną na wieczku. I ta balerina pozostała dla niej ikoną mody. Ella: zawsze delikatna jak elf. Trzy lata temu spotkała ją niespodziewana tragedia, która zebrała swoje żniwo, ale teraz wyglądała już jak dawniej. I co dziwne – młodziej, nie starzej, bo nie próbowała maskować wieku. No i ona: starannie ufarbowane włosy w tym samym odcieniu orzechowego brązu, który zawsze wybierała, wcale nie dlatego, że był to jej naturalny kolor (bo nie pamiętała już, jaki był), ale dlatego, że uważała, że tak wygląda bardziej naturalnie. Jak zawsze miała na sobie luźny beżowy sweter, pod nim nieodłączną koszulkę na ramiączkach, dżinsy i kozaki.
– Niemożliwe, że minęło aż tyle lat – jęknęła Sal, jakby dostrzegła zbliżający się autobus i nie mogła mu zejść z drogi.
– To były dobre czasy, prawda? – westchnęła Ella. Wiedziała, że jej córki inaczej by to oceniły. Pokolenie swoich rodziców uważały za samolubne, a do tego rozwiązłe i będące
na wiecznym haju. Urodzeni po drugiej wojnie, narzekały, byli szczęściarzami, mieli etaty, wysokie emerytury i tanie nieruchomości, podczas gdy ich dzieci musiały walczyć na śmieciówkach z wykańczającymi kosztami utrzymania i pracą do siedemdziesiątki.
Ella zaczęła się zastanawiać. Jeśli chodzi o rozwiązłość, jej córki miały rację. Nigdy by się nie przyznała, że jako dwudziestolatka zabroniła pewnemu mężczyźnie zdradzić, jak ma na imię, bo jeśli chodzi o seks, wolała ekscytującą erotyczną anonimowość. Okropne. Naprawdę to zrobiła? Nie mówiąc już o tym, że spała z iluś tam facetami, których imion nawet nie pamiętała. Ach, te szalone dni przed pigułką i AIDS. Poczuła, że się uśmiecha.
To były naprawdę wspaniałe czasy. Muzyka, festiwale, poczucie, że młodzi nagle dostali władzę i że świat naprawdę się zmienia. Ale minęło już tyle lat…
Claudia ostrożnie włożyła fotografię z powrotem do torebki.
– Muszę was o coś zapytać. – Dolała wszystkim wina. – Załóżmy, że zostało nam jeszcze trzydzieści lat. Co, do diabła, zrobimy z resztą życia?
– Zamierzasz przestać uczyć? – spytała ze zdziwieniem Ella. Claudia była tak oddana swemu zawodowi, że uczyła francuskiego właściwie od ukończenia studiów.
– Myślałam, że teraz można to robić wiecznie.
– Nie jestem pewna, czy tego chcę – odparła Claudia. Spojrzały na nią zaszokowane.
– Ale ty uwielbiasz uczyć. Mówisz, że dzięki temu masz kontakt z młodymi! – zaprotestowała Laura.
– Widać niewystarczająco bliski. – Claudia próbowała ukryć gorycz. – Okazało się, że nie nadążam za postępem. Moją ulubioną grupę oddano młodszemu nauczycielowi. Każe im się uczyć slangu z YouTube’a. Według zastępczyni dyrektora ma to znakomity wpływ nawet na najbardziej opornych uczniów.
Próbowała nie przypominać sobie protekcjonalnego tonu dyrektorki, gdy jej oznajmiała (jakby mówiła do zgrzybiałej staruszki), że Peter Dooley, szczeniak koło trzydziestki, przez resztę kadry przezywany Plującym Dooleyem (miał zwyczaj strzykania śliną, kiedy mówił), przejmie jej ulubionych uczniów.
– Dooley! – powiedziała z wściekłością. – On nie ma pojęcia o prawdziwej Francji! Wszystko wyszukuje w internecie! Zbyt późno zrozumiała, że popełniła błąd.
– No właśnie! – powtórzyła dyrektorka. Sama ledwie skończyła trzydziestkę i miała tylko dyplom MBA (nawet nie uprawnienia pedagogiczne) jakiegoś uniwersytetu z Północnego Wschodu (marniutko, pomyślała Claudia z satysfakcją).
– Ale przecież tak dobrze sobie radzisz z uczniami! – Sal była oburzona. – Już wiele lat przed internetem nagrywałaś na taśmę swoje rozmowy po francusku z Gaby, prawda? Twoi uczniowie je uwielbiali!
Claudia zbladła. Podczas tamtej rozmowy dyrektorka wyciągnęła nawet jedną z tych dwudziestoletnich taśm. Miała na tyle tupetu, żeby jej ją pokazać i zapytać słodko: „Pewnie
uważasz, że stare sposoby są najlepsze, prawda, Claudio?” Miała ochotę warknąć, że doskonale zna nowoczesne metody nauczania i nie potrzebuje pomocy. Ale prawda była
taka, że zaczynała przegrywać. Po raz pierwszy od tamtych szalonych chwil uwiecznionych na zdjęciu czuła się staro. I to nie z powodu problemów z pamięcią czy walki z siwymi
włosami. Z powodu technologii.
Jean-Paul Sartre może i mówił, że piekło to inni, ale nigdy się nie wybrał w sobotę do zatłoczonego sklepu Apple’a tylko po to, żeby usłyszeć, że zanim mu pozwolą zadać proste pytanie, musi się umówić z „geniuszem”, jednym z tysiąca takich samych kujonowatych młodziaków. Nie musiał też znosić horroru kontroli e-learningowej, dzięki której uczniowie, a nawet ich rodzice, mogli wejść do sieci i w domu przeglądać szkolne prace. Nawet najlepiej
obeznani z technologią wykładowcy uważali, że to koszmar. A jakby tego było mało, nauczyciele mieli również rozpoznawać słabości uczniów, wykorzystując jakiś absurdalny program stworzony przez dziesięciolatka!
– Smarkata krowa. – Wściekły głos broniącej Claudii Elli odbił się od murów Greckiego Gaju. – Radzisz sobie z technologią dużo lepiej niż ja. Ja nadal myślę, że iPad to poduszka na oczy. I co teraz zrobisz?
– Chyba… – Claudia po raz pierwszy uświadomiła sobie, co planuje. – Może nawet odejdę.
– Claudio, nie! – Laura była zaszokowana. – Przecież kochasz
uczyć i jesteś w tym taka dobra!
– Czyżby? Dziewczyny, przecież te dranie uważają, że my już leżymy w grobach. Plujący Dooley powiedział mi nawet: „Jeśli to cię pocieszy, Claudio, to wielu starszych nauczycieli walczy z tym programem”.
– Bzdura! – zaprotestowała Sal, opróżniając kieliszek.
– Ale przecież inna szkoła cię podkradnie! – Laura, jak zawsze największa optymistka z nich wszystkich, szczęśliwie zamężna od dwudziestu pięciu lat i wierząca w instytucję
małżeństwa, spróbowała odpowiedzieć na pytanie Claudii. – Jesteś wspaniałym nauczycielem. I znajdziesz inne zajęcie. Zabawne, zdaje mi się, że minęła ledwie chwila od naszego pierwszego spotkania. Powinnyśmy dać sobie spokój z rozmyślaniem i żyć dalej. Za chwilę będziemy miały dziewięćdziesiątkę.
– Tyle że ta chwila oznacza artretyzm, utratę pamięci i kontroli nad pęcherzem – zauważyła lakonicznie Sal. – A zresztą musisz walczyć! Nie daj się ejdżyzmowi. Jeszcze nie jesteśmy stare. Nawet nie w średnim wieku.
Może dlatego, że z czterech przyjaciółek tylko ona była zmuszona zarabiać na życie, walczyła z wiekiem najbardziej energicznie. Wypowiedziała wojnę otyłości, zmarszczkom
i ubraniom z workowatego lnu. Tego wieczoru miała na sobie sukienkę z czarnej gabardyny, opiętą i pasującą do szpilek. Ella już od dawna nosiła tylko płaskie buty, a Claudia włożyła
adidasy, żeby móc dojść do metra.
Do szkoły też lubię chodzić piechotą, do pracy. Ale czy będzie jeszcze jakaś szkoła, do której będę mogła chodzić? – pomyślała ponuro Claudia, rozlewając do kieliszków resztki
słodkiego greckiego wina.
– Na pewno znajdziesz inną posadę – stwierdziła Laura ze szczerym optymizmem kogoś, kto nigdy nie musiał pracować.
– Tak sądzisz? – Mimo dżinsów Claudia nagle poczuła się staro. Kto zatrudni nauczyciela, któremu trzeba płacić więcej, i to nauczyciela po sześćdziesiątce?
– No przestań, Clo – powiedziała Ella. – To ty jesteś naszym niebezpiecznym radykałem. Byłaś w Paryżu w sześćdziesiątym ósmym i rzucałaś kostką brukową! Nie możesz się poddać tylko dlatego, że jakiś smarkaty palant próbuje cię wykolegować!

 
Wesprzyj nas