Emocjonująca powieść o przygodzie, bohaterstwie i namiętności w szesnastowiecznym Nowym Świecie.


W sercu oceanuW XVI wieku Korona Kastylii prowadzi intensywny podbój Nowego Świata. Karol V pragnie wprowadzić chrześcijaństwo w odległych rejonach imperium.

Aby zapobiec mieszaniu się krwi kolonizatorów i tubylców, hiszpańska Rada do spraw Indii wysyła do Ameryki pierwszą w historii ekspedycję kobiet: osiemdziesiąt dziewcząt pochodzących z najznakomitszych rodzin szlacheckich, które utraciły swe fortuny na skutek kryzysu dotykającego wówczas Hiszpanię.

Trudy podróży za ocean oraz „nieporządek” Nowego Świata wystawią je na niejedną próbę.

***

Fabuła powieści przenosi czytelnika w XVI wiek i opowiadając o pasjonującej epopei grupy hiszpańskich dam, odkrywa przed nim bogactwo dawnych zwyczajów.
“Tinta al Sol”

Ta porywająca powieść przenosi nas do czasów, kiedy stara Europa musiała zmierzyć się ze swymi lękami, i pokazuje ewolucję duchową kobiety w zetknięciu z egzotycznymi obyczajami mieszkańców Nowego Świata.
“Casa del Libro”

To jedna z tych historii, które powinny się nie kończyć: zachwycają cię bohaterowie, ich przeżycia i losy… Nagle jednak dochodzisz do ostatniej strony i czujesz ogromną pustkę, bo więcej już ich nie spotkasz.
“Los libros y yo”

Elvira Menéndez González (ur. 1949) – hiszpańska pisarka, scenarzystka i aktorka. Studiowała w Królewskiej Szkole Sztuki Dramatycznej i od początku łączyła pracę aktorki z twórczością literacką. Może się poszczycić bardzo bogatym dorobkiem teatralnym i telewizyjnym. Jako scenarzystka współpracowała ze znaczącymi hiszpańskimi mediami oraz przygotowywała adaptacje dramatów. Prawdziwą sławę zyskała jednak dzięki książkom dla dzieci i młodzieży. Powieścią “W sercu oceanu” z wielkim powodzeniem zadebiutowała w świecie książek dla dorosłych.

Elvira Menendez
W sercu oceanu
Przekład: Agnieszka Fijałkowska-Żydok
Wydawnictwo Black Publishing
Premiera: 20 lipca 2016
kup książkę

W sercu oceanu


X
SREBRNA DROGA


Medellín, Estremadura, Hiszpania. Wiosna Roku Pańskiego 1548.

Ana już od kilku miesięcy pełniła funkcję damy do towarzystwa czy też sekretarki doñii Mencii. Podobała jej się ta rola, choć tego roku wiosna była bardzo gorąca i młodej dziewczynie pewną trudność sprawiało wybieranie się co dzień po obiedzie do rezydencji damy. Co więcej musiała ze stoicką postawą znosić ciężkie stroje, które matka kazała jej wkładać.
– Nie mogłabym włożyć czegoś lżejszego? – zapytała w dniu swych urodzin, widząc, że matka wyjmuje z kufra kryzę.
– Dziś musisz się ubrać naprawdę elegancko, Ana, żeby kobiety w Medellín nie plotkowały.
– O czym?
– Musisz wyglądać tak, jakbyś szła do rezydencji Sanabria, by tam świętować urodziny, a nie pracować.
Ana pozwoliła sobie zrobić dwa koki, po obu stronach głowy, i z rezygnacją włożyła kryzę, która uciskała ją w szyję jak wstążka.
– Wiem już, dlaczego mówią na te kołnierze „sałatki” – odezwała się, nie kryjąc niezadowolenia – Wyglądam, jakby moja głowa wystawała z sałaty!
Matka, nie zważając na jej protesty, powiedziała:
– Co za kłopot! Nie mamy kolczyków do tej sukni. Wobec tego włożysz babciny czepiec z nausznikami! Zakrywa uszy, więc kolczyki nie będą potrzebne!
– Czepiec z nausznikami! Ale ja już jestem uczesana! Poza tym przy tym upale zemdleję, jak go włożę!
– Nigdy nie będziesz dystyngowaną damą, córko. Cały czas protestujesz, jedyne, co zdaje ci się nie przeszkadzać, to verdugado.
– Bo obręcze odsuwają ubranie od nóg i nie jest mi tak gorąco.
Po długiej dyskusji z matką Ana dotarła do domu adelantado elegancko wystrojona, w czepcu z nausznikami na głowie i w wełnianej baskinie.
– Jak elegancko wyglądasz, Ano! – zawołała na jej widok Mencía.
– Dziś są moje urodziny.
– I matka kazała ci się ubrać uroczyście. Możesz się rozebrać do koszuli dla większej wygody, bo mamy dużo pracy.
Tego popołudnia skończyły zadanie, które zajmowała je od sześciu miesięcy: przegląd aktów urodzenia i świadectw czystości krwi osiemdziesięciu panien, które zgodziły się wyruszyć do Nowego Świata.
– Nie miało nas być sto, señora? – zapytała Ana.
– Owszem, ale nie udało nam się zebrać więcej niż osiemdziesiąt. A szukaliśmy przecież w całym regionie. Wiele dziewcząt musieliśmy wykluczyć, bo nie spełniały warunków. Izba Handlowa nie chce, by do Nowego Świata wypływali konwertyci lub moryskowie, lecz sami starzy chrześcijanie, żeby Indianie nie wchodzili w kontakt z niewiernymi albo ludźmi o słabo ugruntowanej wierze.
– Czytałam, że do Indii przybywają różni szubrawcy z całej Europy.
– Nie sposób kontrolować wszystkich, choćbyśmy nie wiem jak się starali – westchnęła dama.
Więź łącząca obie kobiety bardzo się zacieśniła. Doña Mencía, choć miała dwie córki starsze od Any, wolała towarzystwo swej sekretarki, ceniła bowiem jej roztropność i pogawędki z nią. Często widywano je w Medellín, jak załatwiały jakieś sprawy, poruszając się w lektyce lub pieszo. Dama wkładała wiele wysiłku w osobiste poznanie wszystkich kandydatek, aby się upewnić, że spełniają warunki wymagane przez Koronę: rodowód, czystość krwi, niewinność, pobożność, dobre maniery… i urodę, o ile to możliwe, aby konkwistadorzy woleli je od Indianek.
– Chciałabyś towarzyszyć mi do Cáceres? Muszę tam zawieźć kilka dokumentów – zapytała tego popołudnia doña Mencía swą młodą sekretarkę.
– Nie wiem, czy ojciec się zgodzi.
Don Primitivo wyraził zgodę, toteż trzy dni później kobiety wyruszyły w drogę w asyście pięciu służących.
Ana po raz pierwszy opuszczała Medellín, toteż była bardzo podekscytowana. Natomiast doñii Mencíi perspektywa spędzenia wielu godzin na grzbiecie muła, gdy jedyną ochronę przed palącymi promieniami słońca stanowił nędzny parasol, wydawała się raczej przykra.
W trakcie wielogodzinnej rozmowy prowadzonej przez kobiety dla skrócenia sobie czasu podróży, Ana dowiedziała się, że don Juan de Sanabria był zmuszony sprzedać cały swój majątek, aby wyposażyć sześć okrętów, które zgodnie z wymaganiami Rady do spraw Indii miał zabrać do Nowego Świata, jak to zostało określone w kapitulacjach.
– Będzie nam brakowało dwieście tysięcy maravedí na miesiąc, na uposażenie dla kapitanów, oficerów, marynarzy i majtków, nie licząc cieśli, uszczelniaczy, ochmistrzów i bednarzy.
– Nie zdawałam sobie sprawy, że to tyle pieniędzy.
– Poza tym musimy kupić broń, proch, narzędzia, wiadra, haczyki wędkarskie, ciężarki, sieci, harpuny… i urządzenia nawigacyjne, takie jak astrolabium, lunety czy kwadranty…
– Jakiego rodzaju żywność zabiera się na statek?
– Konserwy z solonym lub suszonym mięsem, suchary, rośliny strączkowe, pigwę, oliwę z oliwek, miód, ocet, wodę i niezliczoną ilość beczek z winem! Ale to ostatnie musi być marki Pelayos lub San Martín, z tego, co wiem, nabierają one na morzu wartości.
– Nigdy bym nie pomyślała, że potrzeba tak wielu produktów – mruknęła Ana, przytłoczona liczbą rzeczy, o których nigdy wcześniej nie słyszała.
– Nie wspomniałam o rzeczach tak niezbędnych, jak płótno na żagle, liny, rzemienie, dziegieć, smoła, lampy oliwne, knoty i krzemienie, drewno do rozpalania ognia… Na to wszystko nie wystarczy naszego majątku; musimy wykorzystać pieniądze przyjaciół, którzy nam będą towarzyszyć.
– A jeśli coś pójdzie nie tak? Jak zdołacie wrócić bez pieniędzy?
Dama zawahała się.
– Do Nowego Świata płynie się po to, by „było lepiej”; albo się wraca bogatym albo nie wraca się wcale.

 
Wesprzyj nas