Gorzki czeski rachunek sumienia w stylu, którego w obawiającej się rozrachunków polskiej literaturze współczesnej trudno szukać.


Lata 50. XX wieku. Świat żyje w cieniu zimnej wojny, dominują dwa kolory: czerwona barwa rewolucji i szara – moralności. W październiku 1953 roku oddziały Armii Czerwonej i Policji Ludowej Wschodnich Niemiec przeczesują podberlińskie bagna.

Ich zadaniem jest odnalezienie „uzbrojonego gangu morderców i terrorystów”, którym udało się uniknąć masowej obławy. „Gang” to pięciu wynędzniałych i głodnych Czechów, z których tylko dwóch jest na tyle dorosłych, by się golić. Przewodzą im dwudziestoletni Radek i osiemnastoletni Josef Mašínowie.

Nic nie wskazuje na to, że wkrótce staną się najbardziej poszukiwanymi przestępcami w całej Czechosłowacji…

***

Gorzki czeski rachunek sumienia w stylu, którego w obawiającej się rozrachunków polskiej literaturze współczesnej trudno szukać. Opowieść o symbolicznym znaczeniu oporu, młodości, komunistycznym reżimie, w której próżno szukać Hrabalowskiej melancholii, dezynwoltury Haška pełnych humoru filmów Svěráka.

Historia rodziny Mašínów tworzy fabułę niemal sensacyjną, zwieńczoną trwającą długie tygodnie ucieczką do Berlina Zachodniego przez wschodnie Niemcy. A choć trzem uciekinierom udało się dotrzeć do celu, trudno powiedzieć, by ich historia kończyła się happy endem.

Jan Novák – urodził się w roku 1953 w Kolinie. W roku 1969 wraz z rodzicami wyemigrował do USA. Jako pisarz, dramaturg i scenarzysta odniósł na rynku amerykańskim spory sukces, współpracował min. z Milošem Formanem. Jest też współautorem znanego w Polsce dokumentu „Obywatel Havel”.

Dorota Dobrew – tłumaczka literatury czeskiej (poezja: Viola Fischerová, Josef Topol, Pavel Švanda, Petr Borkovec, Pavel Zajíček, Radek Fridrich, Roman Telerovský, Vratislav Eff enberger, poeci czeskiego undergroundu i in.; proza: Karel Michal, Viola Fischerová, Květa Legátová, Jiří Kratochvil, Pavel Landovský, Egon Bondy, Zdeněk Svěrák, Martin Šmaus, Emil Hakl, Petra Hůlová, Jan Karafi át, Tomáš Přidal, Přemysl Rut, Markéta Baňková, Tomáš Zmeškal, Martin Šmaus i in.). Tłumaczy również z bułgarskiego (Damian Damianow, Elisaweta Bagriana, Dimitar Kenarov, Kristin Dimitrova).

Jan Novák
Nie jest źle
Bracia Mašínowie. Największa sensacja z czasów zimnej wojny
Przekład: Dorota Dobrew
Wydawnictwo Książkowe Klimaty
Premiera: 11 sierpnia 2015


Przedmowa do wydania drugiego

Od pierwszego wydania tej książki minęło siedem lat. Losy rodziny Mašínów oraz osób z nią związanych wciąż interesują historyków, lecz okoliczności, które w tym czasie wyszły na jaw, nie zmieniły w istotny sposób naszej wiedzy o historii braci Ctirada i Josefa. Nowe informacje w większości potwierdzają to, o czym opowiadały mi wszystkie dzieci generała Mašína, kiedy zbierałem materiały do swojej książki. Z tego względu powieść uzupełniłem jedynie o fakty, które przedtem nie były mi znane, przy czym w czasie pisania pewne miejsca znacznie się rozrosły, przeradzając się w długie nowe fragmenty czy nawet rozdziały.
Jednak do usunięcia różnych nieścisłości w największej mierze przyczyniło się to, że Radek Mašín nareszcie znalazł czas, żeby porządnie przeczytać tę powieść „prawdziwą”, której jest jednym z bohaterów. Wprowadził różne drobne poprawki dotyczące zarówno faktografii (np. kolejność swoich małżeństw), jak i fabuły wykreowanej przeze mnie na podstawie faktów – na przykład nie miałem pojęcia, że Radek, w odróżnieniu od swojego brata Pepy, lubi muzykę klasyczną, mało tego: nawet umie grać na fortepianie.
Nowe wątki wyniosłem również z kilku odwiedzin u Zdeny (Nendy) Mašínovej, która w czasie naszych miłych pogawędek w Ołomuńcu opowiedziała mi m.in. historię popiersia ojca oraz opisała swoją zwycięską walkę z biurokracją w Kolínie o odzyskanie rodzinnego gospodarstwa w Lošanach.
Inne pomysły na rozszerzenie tekstu czerpałem z wciąż rozrastającej się literatury na temat braci Mašínów. Córka Pepy Barbara przewertowała niemieckie archiwa i odnalazła w nich wiele ciekawych faktów. W książce Gauntlet (Rękawica) opisała zaangażowanie Mašínów w niedoszłym antykomunistycznym przewrocie, który przygotowywał przyjaciel ich ojca, generał Vaněk. Żaden z braci nie wspomniał mi o tym ani słowem. Kiedy potem zapytałem Pepę o powód tego przemilczenia, odpowiedział po żołniersku – że nie rozumie, dlaczego miałby opowiadać o czymś, co nie doszło do skutku. „Mnie interesuje wyłącznie to, co się naprawdę wydarzyło, wszystko inne to tylko rozedrgane gorące powietrze”.
Spośród czeskich źródeł należy wymienić antologię tekstów historycznych Cesta na severozápad (Droga na północny zachód). Jej treść znałem już wcześniej, lecz policyjne i więzienne fotografie, które Petr Blažek zamieścił w tej książce, a także źródłowe dokumenty z kartotek StB, KPCz i innych archiwów dodały moim wyobrażeniom niezwykłej plastyczności.
Impulsem, który skłonił mnie do opracowania drugiego wydania, było również nowe spojrzenie na postać Paula Thümmla. Poprzednio naiwnie zawierzyłem różnym patriotom romantykom, zwłaszcza relacji generała Františka Moravca, który z pełnym przekonaniem opisywał jego niejednoznaczną rolę w praskiej Abwehrze. No cóż, wszak literatura w swojej istocie to nic innego jak „rozedrgane gorące powietrze”, w którym jednak od temperatury ważniejszy jest aromat.
Praga, sierpień 2011

Przedmowa

O braciach Mašínach po raz pierwszy usłyszałem od Miloša Formana, który w podiebradzkim gimnazjum siedział w jednej ławce z przyszłym członkiem ich tajnej grupy Zbyńkiem Janatą. Kiedy dotarło do mnie, jak niesamowita jest to historia i że na dobrą sprawę w losach rodziny Mašínów skupia się jak w soczewce dwudziestowieczna historia Europy Środkowej, odszukałem Pepę Mašína. Zacząłem się z nim spotykać i otwarcie rozmawiać o wszystkich niesłychanych wydarzeniach i doświadczeniach z jego życia. W końcu stanęło na tym, że podejmę próbę beletrystycznego opracowania historii braci Mašínów, po czym otrzymałem od niego całe pudło różnych papierów.
Oprócz dokumentów z tamtych czasów, takich jak wyroki sądowe, wycinki z gazet, akty zgonu czy protokoły z posiedzeń biura politycznego KPCz, znajdowała się tam relacja Radka o przesłuchaniach na Bartolomějskiej w 1951 roku, a także chronologiczny zapis wszystkich wydarzeń i okoliczności związanych z ucieczką piątki Czechów przez NRD do Berlina Zachodniego w październiku 1953 roku. Ten przekaz sporządzony przez Radka, Pepę i Milana Paumera wkrótce po dramatycznych wydarzeniach, których dotyczył, stał się osią książki Oty Rambouska Jenom ne strach (Tylko nie strach). W pudełku znalazłem również zapiski siostry Mašínów, Zdeny, i jej męża Rudolfa Martina, dotyczące ich matki Zdeny Mašínovej (z domu Novákovej), babci Emmy Novákovej (z domu Svobodovej) oraz stryja Borka Nováka. Zdena Mašínová i Rudolf Martin materiał ten opracowali i opublikowali w formie książki Čtyři české osudy (Cztery czeskie losy).
Dzięki Pepie w czasie kolejnej podróży do Europy mogłem się spotkać w Ołomuńcu ze Zdeną Mašínovą i Rudolfem Martinem. Pani Zdena przekazała mi swoje notatki z kartotek StB, które stanowią zasadniczy materiał czwartego rozdziału wzmiankowanej książki, noszącego tytuł Jako obĕkt StB (Jako figurant StB). Kilka razy odwiedziłem także Radka Mašína w Cleveland i wyciągnąłem z niego sporo nowych informacji, co pozwoliło mi dopracować fabularyzację – niektóre wątki skonkretyzowałem, z niektórych musiałem zrezygnować.
Kiedy pracowałem nad drugą wersją powieści, Pavel Pobříslo, niestrudzony badacz historii Mašínów, przez cały czas przysyłał mi nagrania swoich rozmów z jeszcze żyjącymi uczestnikami opisywanych wydarzeń, w tym z Milanem Paumerem i Vladimírem Hradcem. Bez tych materiałów Nie jest źle byłoby zupełnie inną książką.
Rodzina Mašínów jest tak wyjątkowa, że jej losami interesuje się wielu innych autorów i filmowców, tak więc z wdzięcznością skorzystałem z informacji i pomysłów z dzieł Jaroslava Procházki Sestupme ke kořenům…! (Powróćmy do korzeni…!), Františka Langera Pes druhe roty (Pies drugiej kompanii), Jaroslava Vozki Hrdinové domácího odboje (Bohaterowie krajowego podziemia), Jana Němečka Mašínové (Mašínowie), Wolfganga Mittmanna Große Fälle der Volkspolizei (Powódź Volkspolizei) oraz fi lmów dokumentalnych Martina Vadasa.
Podstawą tej książki są jednak rozmowy z braćmi Mašínami, którzy życzliwie odpowiadali na mnóstwo czasem zbyt śmiałych pytań, często związanych ze sprawami intymnymi, być może dlatego, że wiedzieli, iż o nich i ich rodzinie będę pisać z podziwem.
Powieść „prawdziwa” to gatunek literacki oparty na paradoksie: z jednej strony w największej możliwej mierze uwzględnia fakty, z drugiej zaś pozwala autorowi uzupełniać je w sposób dowolny. Dlatego książkę tę uważam za biograficzny mit o rodzinie Mašínów i osobach z nią związanych. Niewypowiedziane emocje oraz ulotna materia dialogów są moim dziełem, podobnie jak w przypadku innych moich powieści, które wypada nazwać „nieprawdziwymi” (choć i dla nich inspiracją były wydarzenia jak najbardziej prawdziwe), czy też autobiografii Miloša Formana, który o tej naszej książce wypowiedział się niezwykle trafnie: „To jest moje życie, które przeżył Jan Novák”.
Tak więc żyjące pierwowzory postaci z tej książki muszę przeprosić za to, czego nie zrozumiałem, w czym przesadziłem, co uprościłem lub przeciwnie, ująłem w sposób zbyt romantyczny. Ale przecież wszystko zawsze jest inne niż jest i niż było.
Autor

Prolog

13 września 1951

Powieść „prawdziwa” jest nicią, która wysnuwa się z kłębka faktów, tak więc prawdą jest, że na placu Wacława w Pradze Radek Mašín i Milan Paumer zatrzymali taksówkę, było to w czasach zimnej wojny, która domagała się ofiar, każdego dnia ginęli ludzie w Korei i na granicznym pasie ziemi niczyjej, w katowniach StB(1) i na szubienicach, kolejnym faktem jest, że taksówka była zielonym autem marki Škoda Tudor, a za kierownicą siedział siwowłosy Eduard Šulc, oraz że był późny wieczór i świeciły latarnie, ale ta sekwencja wrażeń, odczuć i myśli, w której człowiek przeżywa daną chwilę, już z tego wydarzenia uleciała, tak więc powieść musi wytworzyć ją na nowo, musi zanurzyć się w faktach i uzupełnić relację o szczegóły, a potem kto wie, może ta historia zostanie odebrana, jakby była życiem, choćby pośrednio i w jakiś specjalny sposób, ale jednak, tak więc powiedzmy, że powietrze jest wilgotne i światło latarni tłumi żółtawa mgła, zielona škoda zatrzymuje się przy chodniku, Radek i Paumer nie wsiadają od razu, otwierają drzwi od strony pasażera, pytają kierowcę, od którego dzieli ich puste siedzenie, czy nie zawiózłby ich do Hradca Králové.

(1) StB (Státní bezpečnost) – policja polityczna w Czechosłowacji w latach 1945–1950, działająca w ramach ministerstwa spraw wewnętrznych; zajmowała się ściganiem przeciwników politycznych, wywiadem i kontrwywiadem, odpowiednik polskiej „bezpieki“ (urzędów bezpieczeństwa działających w ramach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, później Służby Bezpieczeństwa w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych).

To będzie ze sto kilometrów, taka przejażdżka taksówką nie jest na każdą kieszeń, więc Eduard Šulc dokładnie przypatruje się obu młodzieńcom, Radek spokojnie wytrzymuje jego spojrzenie, jest wysoki, niebieskooki, ma jasne włosy i postawę atlety, robić dobre wrażenie to dla niego pestka, ma zaledwie dwadzieścia jeden lat, teraz powinien zaserwować kierowcy jakieś wyjaśnienie, ale im mniej słów, tym lepiej, więc w końcu rzuca zdawkowo:
– Nie mamy wyjścia. Jeżeli w ciągu trzech godzin nie dotrzemy do Hradca, to będzie z nami krucho.
Taksówkarz jeszcze mierzy wzrokiem Paumera, chyba trafił mu się dobry kurs, chłopcy nie wyglądają podejrzanie, żadni z nich bikiniarze, są w wyprasowanych koszulach i krawatach, tylko skąd mają tyle kasy do przeputania? I czy w ogóle mają pieniądze? Czy można im zaufać?
Nietrudno zgadnąć, jakie myśli kłębią się w głowie taksówkarza, Radek wyjmuje portfel i palcem przesuwa po krawędzi pliku banknotów.
Eduard Šulc wzrusza ramionami.
– No dobrze, chłopcy, skoro macie za dużo forsy, to wsiadajcie.
Taksówka rusza, po błyszczącej masce prześlizgują się światła, po kilku minutach opuszczają centrum, auto kluczy wokół ciemnych fabryk na przedmieściach Pragi, młodzi mężczyźni na tylnym siedzeniu nie odzywają się do kierowcy, nie rozmawiają też ze sobą, a Šulcowi przychodzi do głowy, że w ich sytuacji jemu też nie chciałoby się gadać, chłopaki nieźle zabulą, widocznie wpakowali się w jakiś pasztet, ale to już nie jest sprawa Šulca, więc spokojnie, jedziemy, skupiamy się na drodze.
Kiedy po godzinie jazdy Radek prosi, żeby się na chwilę zatrzymał, bo zrobiło mu się niedobrze i nie chciałby zaświnić auta, Šulc naciska na hamulec. Właśnie wjechali w las koło Kerska i minęli miejsce, gdzie czeka na nich młodszy brat Radka, Pepa Mašín ma dziewiętnaście lat, pod pachą ściska pękatą torbę, starannie przemyślał, co w niej schować, są to wszystko przedmioty potrzebne do dzisiejszej akcji, czyli stary niemiecki pistolet Walther P-38 kaliber 9 mm, ciężkie żelazne pręty, jedwabne sznury spadochronowe i buteleczki z chloroformem.
Radek też ma przy sobie pistolet, taksówka zakołysała się lekko i stanęła, Radek przystawił Šulcowi do potylicy zimną lufę.
– Wysiadka, szefie! Nic się panu nie stanie, jeżeli będzie pan robić to, co mówię!
Według planu bracia Mašínowie mieli uśpić taksówkarza chloroformem, związać go sznurami od spadochronu, chloroform to świetna sprawa, wypróbowali go na sobie, wystarczy zaciągnąć się raz a dobrze i człowiek pada jak podcięty. Plan jednak bierze w łeb, bo Šulc zauważył buteleczkę z jakąś substancją i zaczyna usilnie błagać, żeby niczym go nie usypiali, boi się narkotyków, ma słabe serce, nie przeżyłby tego, to już lepiej niech go od razu zastrzelą.
Mašínowie jeszcze nie mają doświadczenia, szkoda im taksówkarza.
– Daj pan spokój, szefie – Radek stara się Šulca uspokoić. – Będzie lepiej, jak znajdą tu pana związanego. Bo inaczej mogą pomyśleć, że byliśmy w zmowie.
– Jak to lepiej? Jak może być dla mnie lepiej, że mnie zabijecie? – jęczy taksówkarz. – Róbcie ze mną, co chcecie, tylko niczym mnie nie usypiajcie!
Nagle Šulc czuje ból w piersiach, zaczyna z trudem oddychać, potem traci czucie w lewej ręce, to bez sensu, dlaczego nie mógłby tak sobie tutaj siedzieć aż do rana? Nic się nie stanie, po prostu przeczeka w krzakach całą noc.
– Przysięgam na życie moich dzieci, nikomu nie powiem. Naprawdę, ani słowa!
Niby dlaczego miałby na nich donieść, będzie wdzięczny, że go oszczędzili, że przeżył.
Mašínowie wiedzą, że Šulc nie jest niczemu winien, po prostu stanął na ich drodze, jedzie z nimi na jednym wózku, przecież tak samo jak oni jest elementem klasowo obcym, nie chcą mu zrobić krzywdy, flaszkę z chloroformem chowają do kieszeni, a Šulca tylko krępują sznurem i przywiązują do drzewa. Uważają przy tym, żeby nie związać go za mocno i nie zatamować krwiobiegu, a zanim ruszą pędem do taksówki, jeszcze pożegnają się z nim niewyraźnym „do widzenia”.
Paumer już siedzi za kierownicą, dziś wieczorem będzie prowadzić, tylko on ma prawo jazdy, poczyna sobie pewnie i pełnym gazem rusza w kierunku najbliższego miasteczka, celem kolejnej akcji jest zdobycie porządnej broni.
Chlumec nad Cidliną, miasteczko jednopiętrowych domków, jest miejscem wymarzonym do zaplanowanej akcji, posterunek SNB(2) znajduje się w bocznej uliczce, mieści się w otoczonej płotem okazałej willi z ogródkiem, Radek dokładnie obejrzał to miejsce, uliczka jest cicha i ciemna, nocną służbę pełni tylko jeden funkcjonariusz.

(2) SNB (Sbor národní bezpečnosti) – policyjny aparat w Czechosłowacji powołany w 1945 roku. W skład SNB wchodziło StB (p. przypis 1) oraz VB (Veřejná bezpečnost) – umundurowana policja, odpowiednik polskiej Milicji Obywatelskiej (MO), zajmująca się utrzymywaniem porządku publicznego oraz sprawami kryminalnymi.

Zadanie polega na tym, żeby pod jakimś pretekstem przedostać się do willi i unieszkodliwić strażnika obuchem, który Radek zrobił ze stalowego pręta wymontowanego z gąsienicy radzieckiego czołgu T-34, potrafi go opuścić pod rękawem wzdłuż przedramienia do dłoni i schować z powrotem, przećwiczył to ze sto razy, za chwilę tym narzędziem uderzy strażnika w głowę, tamten nieprzytomny padnie na ziemię, a potem trzeba będzie już tylko zgarnąć sześć całkiem nowych automatów, wyfasowanych niedawno przez miejscowych milicjantów.
Pepa ma za zadanie ubezpieczać go od tyłu, właściwie tylko go kryje, trzyma niemiecki pistolet, który jeszcze w czasie wojny zdobyli z transportu broni dla Wehrmachtu, dawno temu, byli wtedy szczeniakami, ale mają go od tamtej pory i teraz nareszcie im się przyda.
Na pogrążonej w mroku ulicy Chlumca Radek wskazał miejsce pod gęstą koroną orzecha, gdzie Paumer zatrzymał auto, a kiedy zgasił światła, odnieśli wrażenie, że nagle znaleźli się w tunelu. Radek i Pepa ostrożnie zatrzaskują drzwi wozu i rozglądają się wokół. Mieszkańcy Chlumca są już dawno w wyrkach, psów też nie słychać, i tak ma być, stąd do posterunku jest zaledwie parę kroków, furtka w ogrodzeniu z metalowymi szpicami zgrzytnęła, ku drzwiom prowadzi kilka betonowych schodków, szybko na nie wbiegają, zatrzymują się jeszcze w cieniu na schodach, ale tylko na chwilę, żeby złapać oddech, bakelitowy przycisk dzwonka jest okrągły, wciąż jeszcze jest czas, żeby wycofać się z akcji, kiedy nacisną ten plastikowy guzik, nie będzie już odwrotu. Mašínowie właśnie zamierzają wypowiedzieć wojnę komunizmowi, tak samo jakby zrobił to ich ojciec. Josef Mašín senior był największym bohaterem czeskiego ruchu oporu w czasie drugiej wojny światowej, organizował sabotaże i zamachy, jego synowie postanowili przeciwstawić się komunistom tak samo, jak on walczył z nazistami, teraz jeszcze wymieniają ostatnie kontrolne spojrzenie, no jak stary? Jeszcze można na wszystko machnąć ręką i wrócić do domu, Czechosłowacja położyła uszy po sobie, czy Mašínowie naprawdę różnią się czymś od reszty? Kilka nadchodzących chwil zmieni na zawsze ich życie, więc jak, idziemy?
Dobra, idziemy.
No to chodź.
Mężczyzna za drzwiami ma na sobie mundur, jest w średnim wieku, nazywa się Oldřich Kašík i z zawodu jest garbarzem, w bezpiece od niedawna, dzisiaj powinien być w domu we własnym łóżku, ale zachorował kolega, więc Kašík wziął za niego służbę. Tylko troszkę uchyla drzwi i przez wąską szparę patrzy na chłopaków, nie pali się do odhaczenia łańcucha, prawdopodobnie jest jakiś regulamin, do którego musi się stosować funkcjonariusz na nocnym dyżurze. Radek wyjeżdża z wcześniej przygotowaną historyjką, udaje zdenerwowanie, przypięli motor do stojaka na dworcu, ale kiedy wrócili, już go nie było, zniknął razem z łańcuchem, Radek dobrze gra, wygląda na porządnie wzburzonego, Pepa mu wtóruje:
– Cholerni złodzieje!
– No to wejdźcie… – Kašík w końcu odhacza łańcuch.
W holu widać troje zamkniętych drzwi i schody prowadzące na piętro.

 
Wesprzyj nas