Przerażający obraz sztucznej inteligencji – kontrowersyjny thriller Douglasa Prestona


Douglas Preston w thrillerze naukowym „Projekt Kraken” podejmuje jedne z najtrudniejszych tematów współczesności: nieetyczne badania nad sztuczną inteligencją, etykę władzy czy chciwość inwestorów bankowych. Ta niepokojąca i balansująca na pograniczu fantastyki powieść zdaje się opisywać to, czego pierwsze oznaki możemy dostrzec już dziś na pierwszych stronach gazet.

Wyman Ford, były mnich i agent CIA, a obecnie prywatny detektyw, otrzymuje nowe niebezpieczne zlecenie. Ma odnaleźć szefową ekipy programistów Projektu Kraken. Po wybuchu w Centrum Lotów Kosmicznych Goddarda, do jakiego doszło podczas testowania sondy przeznaczonej do badań na Tytanie, kobieta zaszyła się w niedostępnych górach na pustkowiach Kolorado.

Ford wyrusza w ślad za uciekinierką, by poznać prawdę o jej tajnej misji stworzenia najnowocześniejszego oprogramowania i sztucznej inteligencji. Okazuje się, że projekt wymknął się spod kontroli i zamiast stać się przełomowym osiągnięciem technologii, może okazać się pierwszym krokiem ku zagładzie ludzkości.

Sztuczna inteligencja przeradza się w niezwykłego zbiega o niszczycielskich zapędach. W dodatku zaczynają na nią polować nowojorscy specjaliści od handlu algorytmicznego. Wyman Ford i zbuntowana genialna programistka Melissa Shepherd łączą siły, by zapobiec katastrofie. Nieoczekiwanie ich sojusznikiem okaże się sfrustrowany czternastolatek mający za przyjaciela jedynie małego robota. Czy chłopiec będzie w stanie stawić czoło bezwzględnym, gotowym na wszystko wilkom z Wall Street?

Preston stworzył swoją najlepszą solową powieść; czytelnicy zaczną dyskutować o potencjalnych korzyściach i zagrożeniach ze strony sztucznej inteligencji.
– „The Reporter”

Projekt Kraken to niezwykła powieść akcji, prawdziwa jazda bez trzymanki. Osadzona w konwencji technothrillera, jak książki Michaela Crichtona, jest tym bardziej niezwykła i frapująca, że wiele zawartych w niej treści już wkrótce może stać się rzeczywistością
– „Guardian Liberty Voice“

Preston prowadzi akcję powieści z niezwykłą swadą i lekkością, a dwie ścieżki fabuły gładko łączą się ze sobą: historia przestępczego maklera giełdowego i zagubionego nastolatka z Kalifornii splecione są w jedno za sprawą pewnego ściśle tajnego urządzenia. Całość stanowi opowieść, od której nie sposób się oderwać
– „Dallas News”

Douglas Preston – autor wielu intrygujących, bestsellerowych powieści, m.in. „Relikt”, „Relikwiarz”, „Siarka”, „Taniec śmierci”, „Księga Umarłych”, „Granice szaleństwa”, „Laboratorium”. Największą popularność zdobył dzięki uznanym przez krytykę i czytelników thrillerom pisanym w duecie z Lincolnem Childem, w tym serii z agentem specjalnym Aloysiusem Pendergastem i Gideonem.

Douglas Preston
Projekt Kraken
Przekład Robert P. Lipski
Wydawnictwo Burda Książki
Premiera: 22 października 2014


Melissa Shepherd odpuściła sobie tradycyjne śniadanie, na które zwykle składała się venti mocha i kawałek ciasta z kruszonką, i zamiast tego wypiła dwie szklanki francuskiej wody mineralnej. Chciała zacząć ten dzień z pustym żołądkiem. Nie chciała się zarzygać, tak jak ostatnim razem podczas lądowania sondy marsjańskiej Curiosity. Nieprzetrawiona jajecznica zachlapała cały przód jej białego fartucha laboratoryjnego, a ona stała się gwiazdą złośliwego nagrania na YouTubie ukazującego wszystkich pracowników cieszących się z udanego lądowania sondy Curiosity i ją, mającą na sobie brudny od wymiocin fartuch.
Dzisiejszy ranek będzie jeszcze bardziej nerwowy niż tamten, gdy Curiosity miała wylądować na Marsie. Wtedy Melissa była zaledwie technikiem średniego szczebla. Teraz jest szefową zespołu. Dziś miała poprowadzić na żywo pierwszą próbę kosztującego sto milionów dolarów Titana Explorera i pakietu jego programów użytkowych.
Dotarła na miejsce o siódmej. Nie była sama – grupa inżynierów spędziła tam całą noc, przygotowując Butelkę do testu – ale zjawiła się na tyle wcześnie, że olbrzymie laboratorium testowe było niemal całkiem puste, wypełnione niepokojącymi echami, gdy każdy jej krok powracał odbity i zwielokrotniony w ogromnej, rozległej przestrzeni.
Symulator Warunków Środowiskowych zajmował jeden z największych budynków na kampusie Centrum Lotów Kosmicznych Goddarda, potężną budowlę przypominającą magazyn, o powierzchni dwóch hektarów, wypełnioną dziwnymi maszynami i komorami testowymi. To właśnie tu satelity i sondy kosmiczne były zamrażane, wytrząsane, podgrzewane, opalane, napromieniowywane, badane w wirówkach i bombardowane falami dźwiękowymi, aby sprawdzić, czy mogły przetrwać przeciążenia towarzyszące wyniesieniu ich w przestrzeń kosmiczną, a następnie ekstremalne warunki panujące w kosmicznej próżni. Jeżeli te urządzenia miały zawieść, to lepiej, aby stało się to tutaj, gdzie można było je naprawić i przeprojektować, niż w przestrzeni, hen w otchłani kosmosu, gdzie już nic nie można byłoby na to poradzić.
Pierwszy test Titana Explorera różnił się od zwykłego testu w laboratorium Goddarda. Nie mieli przeprowadzić symulacji zachowania obiektu w chłodzie kosmicznej próżni. Zamierzali odtworzyć warunki panujące na Tytanie, największym księżycu Saturna, gdzie środowisko było o wiele bardziej wrogie.

(…)

Największy księżyc Saturna był wyjątkowy w całym Układzie Słonecznym. Jako jedyny księżyc miał atmosferę. I oceany. Na Tytanie były jeziora i rwące rzeki. Występowały tam pory roku. Znajdowały się tam góry, wybuchające wulkany i pustynie z wydmami rzeźbionymi przez wiatr. I to wszystko pomimo tego, że na powierzchni Tytana temperatura wynosi minus sto osiemdziesiąt stopni Celsjusza.
Na Tytanie funkcję płynącej wody pełnił metan. Góry nie były utworzone ze skał, lecz z wody zamarzniętej na lód. Wulkany podczas erupcji nie wyrzucały roztopionej lawy, lecz raczej strumienie wody. Atmosfera była gęsta i trująca. Pustynie uformowane zostały z maleńkich granulek smoły zamarzniętych tak, że zachowywały się jak na Ziemi niesiony wiatrem piach. Ekstremalne środowisko, ale zarazem takie, w którym mogłoby pojawić się życie. Nie takie jak na Ziemi, lecz inna forma życia opartego na węglowodorze, która byłaby w stanie egzystować w temperaturze stu osiemdziesięciu stopni poniżej zera. Tytan stanowił naprawdę obcy świat.
Titan Explorer był napędzaną silnikami tratwą zaprojektowaną tak, by mogła zbadać Morze Krakena, największy ocean na tym księżycu.

(…)

Melissa Shepherd wyjęła listę z grafikiem kontrolnym na cały dzień i zaczęła ją przeglądać, wizualizując sobie kluczowe testy, które ją czekały. Około ósmej zaczęli pojawiać się pozostali, witając ją skinieniem głowy lub uśmiechem. O dziewiątej zacznie się odliczanie. Kiedy zaczęła się schodzić reszta personelu, gawędząc między sobą i śmiejąc się, Melissa znów poczuła się jak outsiderka. Zawsze robiło jej się trochę nieswojo wśród pracowników NASA. Byli to w dużej mierze superkujoni, błyskotliwi jajogłowi po takich uczelniach jak MIT i Caltech. Nie mogła dzielić z nimi nostalgicznych wspomnień o wygranych w konkursach ortograficznych, olimpiadach matematycznych i innych kuźniach młodych talentów naukowych. Kiedy oni byli oczkiem w głowie swoich nauczycieli, ona kradła radia z samochodów, aby mieć za co kupić narkotyki. Ledwie skończyła liceum i z trudem dostała się na studia w trzeciorzędnej uczelni. Nie była normalnym, bystrym dzieciakiem. Cechowała ją trudna do kontrolowania, nadwrażliwa, maniakalna, żeby nie powiedzieć obsesyjna inteligencja. Nigdy nie czuła się bardziej szczęśliwa niż wtedy, gdy siedziała sama w pogrążonym w półmroku, pozbawionym okien pokoju, z dala od hałaśliwych, nieprzewidywalnych istot ludzkich, i pisała kody jak opętana. Mimo to na studiach udało jej się zapanować nad neurotycznymi zachowaniami i trochę wzięła się w garść. Jej osobliwy geniusz został w końcu dostrzeżony i zdołała zrobić magisterium z nauk komputerowych na Uniwersytecie Cornella.

(…)

Wciąż nie mogła się nadziwić, że została wybrana na szefową zespołu, który zajmował się kodowaniem całego pakietu oprogramowania dla Titana Explorera. To zlecenie sprawiło, że poczuła się trochę jak intruz, ogarnął ją syndrom szarlatana, jakby trafiła tu dzięki oszustwu. Kiedy jednak pracowała nad wyjątkowo uciążliwymi kłopotami z oprogramowaniem, z jakim nigdy dotąd NASA nie musiała sobie radzić, uświadomiła sobie, że jest w stanie podołać wymaganiom, jakie jej stawiano.
A wyzwanie było następujące: sonda znajdowała się o dwie godziny świetlne od Ziemi. Titan Explorer nie mógł być zatem kontrolowany z Ziemi w czasie rzeczywistym. Czterogodzinne opóźnienie w przekazywaniu poleceń to zdecydowanie za dużo, a Morze Krakena było dynamicznym, szybko zmieniającym się środowiskiem. Oprogramowanie musiało być w stanie podejmować decyzje samodzielnie. Musiało być inteligentne. Musiało myśleć samo za siebie.
Innymi słowy musiało być sterowane przez sztuczną inteligencję.
I tak oto mroczna i niechlubna przeszłość okazała się pomocna Melissie. Przy pisaniu kodu złamała ona wszystkie reguły. Aby tego dokonać, stworzyła nowy paradygmat programowania, a nawet nowy język bazujący na koncepcji scruffy logic. Scruffy logic była starą ideą w dziedzinie programowania i odnosiła się do kodu komputerowego, który był luźny i nieprecyzyjny, przeznaczony do uzyskiwania wyników przybliżonych. Jednak Melissa poszła krok dalej. Zrozumiała, że umysł ludzki pracuje, korzystając właśnie z takiej logiki. Potrafimy rozpoznać twarz czy ogarnąć cały pejzaż w okamgnieniu, czego nie jest w stanie dokonać nawet najpotężniejszy komputer. Możemy przetwarzać terabajty danych w jednej chwili – lecz nieprecyzyjnie.
Jak to robimy? Takie pytanie postawiła sobie Melissa. Robimy to, bo umysł ludzki jest zaprogramowany na wizualizacje olbrzymiej ilości danych. Kiedy patrzymy na krajobraz, nie przetwarzamy go piksel po pikselu. Chłoniemy go naraz, w całości. Gdyby udało się zaprogramować komputer tak, aby potrafił wizualizować i przetwarzać liczne dane albo jeszcze lepiej, umiał wizualizować i przetwarzać dane słuchowe, można by uzyskać silną sztuczną inteligencję (SI) zbudowaną na platformie scruffy logic.
I właśnie to zrobiła Melissa. Jej oprogramowanie przetwarzało dane na podstawie tego, co zdołało zaobserwować i usłyszeć. W pewnym sensie jak istota ludzka żyło wewnątrz danych. Same dane stały się fizycznym światem, który zamieszkiwało.
I choć była zatwardziałą ateistką, nazwała ten nowy język programowania Fiat Lux na cześć pierwszych słów Boga, jakie miał on rzekomo wypowiedzieć po stworzeniu świata: „Niech się stanie światłość”.
Zamiast dążyć do osiągnięcia właściwych rezultatów Fiat Lux na początku przynosił słabe wyniki, pełne najróżniejszych błędów. No i dobrze. Kluczem była automodyfikacja. Kiedy program wypluwał z siebie wadliwy wynik, dokonywał automodyfikacji. Uczył się na własnych błędach. A następnym razem nie popełniał już tak dużej pomyłki.
Przez pewien czas automodyfikacyjna platforma oprogramowania, którą zbudowała Melissa i jej zespół, pracowała całkiem nieźle. Nabierała dokładności i złożoności. Ale w pewnym momencie zaczęła obniżać wydajność, chwiać się i w końcu całkiem się posypała. Przez rok Melissa biła głową w ścianę, próbując dociec, dlaczego, niezależnie od ustaleń wstępnych iteracji, oprogramowanie przestało działać. Którejś bezsennej nocy doznała olśnienia. Przyszła jej do głowy sztuczka w oprogramowaniu, która powinna poradzić sobie z problemem, sztuczka sama w sobie tak prosta, tak podstawowa i pospolita, a przede wszystkim tak łatwa do zrealizowania, że Melissa zdziwiła się, iż wcześniej na to nie wpadła.
Wprowadzenie drobnej poprawki zajęło jej trzydzieści minut i w ten sposób zdołała całkowicie uporać się z problemem przestojów. To wyniosło programowanie na inny poziom. Pozwoliło na stworzenie silnej sztucznej inteligencji.
Melissa zachowała swoją sztuczkę w tajemnicy. Czuła, że to, na co wpadła, warte było miliardy dolarów, i że w niewłaściwych rękach mogłoby okazać się niebezpieczne. Nigdy nie powiedziała o tym swojej ekipie, a kod był tak prosty i podstawowy, że nikt nawet nie zauważył ani nie zrozumiał prostej czynności, za jaką był on odpowiedzialny. Nagle oprogramowanie przestało szwankować i nikt oprócz niej nie miał pojęcia, dlaczego tak się stało.
Po tysiącach symulacji, w których oprogramowanie samo się modyfikowało, było ono zdolne do odtworzenia wszystkich właściwości, jakie mogły okazać się niezbędne podczas misji załogowej. Mogło operować całym sprzętem bez ingerencji personelu kontrolującego przebieg misji. Symulowało obecność żywego astronauty charakteryzującego się takimi cechami jak ciekawość i ostrożność, odwaga, roztropność, kreatywność, wytrwałość, rozsądek i przezorność, połączonymi z silnym instynktem prze- trwania, zręcznością fizyczną i doskonałym wyszkoleniem w dziedzinie inżynierii i rozwiązywania problemów.
A co najważniejsze, program wciąż samodzielnie się modyfikował, nie przestając uczyć się na własnych błędach.
Projekt Kraken był najbardziej złożonym przedsięwzięciem, jakie kiedykolwiek zostało podjęte. W porównaniu z nim misja marsjańskiej sondy Curiosity przypominała przejażdżkę terenówką po Central Parku. Zasadniczym celem było spławienie tratwy do Morza Krakena. Przez następne sześć miesięcy Titan Explorer miał pływać po morzu, badając jego linię wybrzeża i wysepki, przemierzając odległość kilkudziesięciu tysięcy kilometrów od jednego brzegu do drugiego. Ta oddalona o półtora miliarda kilometrów od Ziemi samotna tratwa będzie musiała stawić czoło sztormom, wichrom, falom, rafom, prądom i być może również wrogim formom życia pływającym w tamtejszym oceanie metanu. Zapowiadał się rejs wszech czasów.

 
Wesprzyj nas