„Ostatnia zima” zamyka cykl dziesięciu powieści kryminalnych połączonych postacią komisarza Erika Wintera. Åke Edwardson, mistrz skandynawskiego kryminału, daje czytelnikom jasny sygnał, że to już naprawdę koniec, a dodatkowo robi to w tak dobrym stylu, że jedyne co można powiedzieć to: szkoda!

Komisarz Erik Winter miewał różne problemy: przede wszystkim całą masę osobistych, ale też liczne z pomysłowymi przestępcami, których przyszło mu ścigać. W kolejnych tomach powieści Åke Edwardson kazał mu poszukiwać między innymi patologicznego zbrodniarza kursującego pomiędzy Londynem, a Göteborgiem, mężczyzny wabiącego słodyczami małe dzieci, morderców kobiet czy psychopaty, który wciągnął go w makabryczną grę.

Przez kilka lat powstało dziewięć tomów przygód z utalentowanym policjantem w roli głównej, a dziesiąty – finałowy – to prawdziwy majstersztyk. Nietypowa zagadka, którą muszą rozwikłać policjanci, trzyma w napięciu do ostatniej strony, a i sam finał zaskakuje. Doprawdy żal żegnać się z tą serią.

Na prywatnej plaży należącej do Erika Wintera wypływa topielec. Pech chce, że dzieje się to akurat wtedy gdy przebywa on nad wodą w towarzystwie żony i dzieci. Upiorna sytuacja wydaje się absurdalnym przypadkiem. Ale czy na pewno? Jednocześnie w centrum Göteborga policjanci zostają wezwani przez mężczyznę, który obudził się obok martwej partnerki. Początkowo wszystko wskazuje na to, że udusił kobietę, jednak gdy identyczna zbrodnia zostaje powtórzona kilka dni później w sypialni innej pary, staje się jasne, że najprostsze i nasuwające się rozwiązanie na pewno nie jest tym właściwym.

Co więcej, gdyby nie młoda policjantka z patrolu wezwanego na miejsce zbrodni, która jako jedyna z zespołu miała okazję być w obu mieszkaniach, raczej nikt nie zwróciłby uwagi na z pozoru nieistotne elementy łączące oba przestępstwa. Spostrzegawcza kobieta zauważa, że morderca pozostawił policjantom pewne komunikaty. Czy zatem chce być schwytany, czy raczej daje do zrozumienia śledczym: nigdy mnie nie schwytacie!

Warta odnotowania jest atmosfera grozy, która towarzyszy całemu śledztwu. Åke Edwardson uzyskał ją łącząc zło osaczające bohaterów z klimatem…szwedzkiego Bożego Narodzenia. I, o dziwo, to działa! Poczucie przyjemnego odprężenia dają plastyczne opisy radosnego nastroju zimowych świąt tworząc wciągający kontrast z poczuciem, że oto jakiś psychopata planuje kolejne morderstwo, a policja nie radzi sobie z powstrzymaniem go. Nie obyło się też, tak jak zdarzało się to we wcześniejszych tomach serii, bez komentarzy na temat szwedzkiego społeczeństwa.

Nie obyło się też, tak jak zdarzało się to we wcześniejszych tomach serii, bez komentarzy na temat szwedzkiego społeczeństwa

Edwardson ukazuje kontrasty pomiędzy bezproduktywnym stylem życia zamożnych obywateli próbujących zepchnąć na margines świadomości istnienie biedy, bezdomności, problemów wywoływanych przez alkohol, które występują tuż obok ich zadbanych willi i sielskiej egzystencji. To wszystko przecież tak bardzo psuje widok z panoramicznych okien…

***

Aby rozwikłać zagadkę tym razem Erik Winter będzie musiał złamać jedną ze swoich zasad mówiącą o nie wciąganiu najbliższych w szczegóły śledztwa. Na horyzoncie znów pojawi się Hiszpania – a kto czytał poprzednie tomy serii wie, że kraj ten nie oznacza dla Wintera niczego miłego. Zazębi się przeszłość i teraźniejszość, a powiązania pomiędzy ofiarami i sam motyw przyświecający zabójcy raczej nie rozczaruje miłośników kryminałów. Jest nad czym główkować, a dynamiczna, świetnie skonstruowana fabuła daje dużo satysfakcji.

Zaryzykowałbym stwierdzenie, że „Ostatnia zima” jest najlepszą z powieści Edwardsona i pozostaje mieć nadzieję, że chociaż autor przygotował czytelnikom pożegnanie z komisarzem Winterem, to może jednak skusi się na napisanie kryminału z udziałem nowych bohaterów. Gdyby zrezygnował z pisarstwa to byłaby prawdziwa zbrodnia! Robert Wiśniewski

 

 
Wesprzyj nas