Skorumpowani to oparty na konwencji dziennikarstwa śledczego i napisany z rozmachem powieści przygodowej thriller, który czyta się z fascynacją tego, kto stał się świadkiem odkrycia wstrząsających faktów.


SkorumpowaniAktorka Pamela Dosantos sięgnęła gwiazd dzięki swym ponętnym udom i gołębiemu sercu, którego nie szczędziła śmietance meksykańskiej polityki. Gdy odnalezione zostaje jej bestialsko okaleczone ciało, powracająca po latach do władzy partia rządząca musi stawić czoła lawinie nieprzewidzianych konsekwencji.

Tymczasem Tomás, wypalony dziennikarz, pisze pospieszną notatkę na temat zabójstwa słynnej aktorki. Nie weryfikując swoich danych, sięga po pewien kuszący szczegół dotyczący miejsca odnalezienia zwłok.

Jak tylko pozornie błaha informacja wychodzi na jaw, Tomás znajduje się na celowniku – okazuje się, że ciało znaleziono zaledwie kilka metrów od posiadłości Salazara, budzącego największą grozę przedstawiciela nowego rządu.

Jorge Zepeda Patterson urodził się w 1952 roku w Meksyku, w Mazatlán w stanie Sinaloa. Swoje pierwsze dziennikarskie doświadczenia zdobywał w hiszpańskim “El País”. Był redaktorem naczelnym meksykańskiego “Universal” i prowadzącym programy telewizyjne. Jest współtwórcą kilku ważnych periodyków i autorem licznych analiz. Jego cotygodniowa kolumna ukazuje się w ponad dwudziestu dziennikach w całym Meksyku. Obecnie kieruje portalem informacyjnym Sinembargo.mx. Skorumpowani to pierwsza powieść w jego dorobku.

Książka obnaża nieznane oblicze władz, a równocześnie przedstawia niezapomnianą i burzliwą historię miłosną.

Jorge Zepeda Patterson
Skorumpowani
Przekład: Małgorzata Klimek
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 17 lutego 2016
kup książkę

Skorumpowani


Wtorek, 19 listopada, 17.00

Pamela

W pierwszym odruchu chciała poprawić zadartą spódnicę i zasłonić biodra, ale sznur wokół nadgarstków to uniemożliwił. Dopiero ból zdrętwiałej szczęki przypomniał jej, gdzie się znajduje. Grubas, który ją związał i zakneblował, układał teraz narzędzia na blacie stołu. Kątem oka Pamela dostrzegła ciężki, gruby koc, płaski młotek oraz coś przypominającego krótki metalowy pręt. Wolała odwrócić wzrok.
Wyciągnęła nogi przed siebie na tyle, na ile pozwalały jej więzy, by pod możliwie najlepszym kątem zaprezentować swoje sławne ponętne uda. W wieku czterdziestu trzech lat wciąż uchodziła za jedną z najbardziej pożądanych kobiet w kraju. Krytycy zwykli powtarzać, że to właśnie te nogi zaprowadziły ją na szczyt krajowego przemysłu filmowego. Oby teraz mi się na coś przydały, pomyślała, decydując się na uwodzenie napastnika in extremis. Z kneblem w ustach na nic lepszego nie mogła się zdobyć.
Mężczyzna wydawał się jednak pochłonięty własnymi sprawami, niewzruszony jej kobiecymi wdziękami. Uważnie krążył między niewielką walizką a stołem, niespiesznie, ale też bez zbędnej zwłoki, jak straganiarz, który rozkłada swój kram przed kolejnym pracowitym dniem. Pamela uświadomiła sobie, że wyzywająca poza, jaką przybrała, nic go nie obchodzi, nie zamierzał jej zgwałcić. Ta dobra skądinąd wiadomość w jednej chwili przejęła ją grozą. Ukłucie w splocie słonecznym dało początek fali paniki, która stopniowo zaczęła zalewać jej ciało. Zastanawiała się, kto nasłał tego mężczyznę, żeby wyciągnął z niej informacje. W akcie desperacji usiłowała przypomnieć sobie wszystkie tajemnice państwowe, jakie zgromadziła w swojej burzliwej przeszłości. Oprawcy, kimkolwiek był, mogło nie interesować jej ciało, z pewnością jednak nie pozostanie obojętny wobec posiadanych przez nią wiadomości, uznała Pamela. Uporządkowała w głowie wszystkie dane, jakie miała do zaoferowania: sprawa samolotu, nagrania, układy…
Nadzieja opuściła ją, gdy grubas odwrócił się w jej stronę. Przepasany skórzanym fartuchem ściskał w dłoni drewniany młot. Nie miał najmniejszego zamiaru wyjąć jej z ust knebla ani przesłuchać, spojrzał tylko na nią beznamiętnie jak ktoś, kto zastanawia się, w jaki sposób najszybciej uporać się z uciążliwą robotą.
Pamela wbiła uda w krzesło, najlepiej jak umiała wygładziła spódnicę i zacisnęła powieki.

Poniedziałek, 25 listopada, 10.30

Tomas

Britney Spears pożerała go wzrokiem, opierając podbródek na spojeniu łonowym, które – jak się korzystnie złożyło, pomyślał Tomas – należało właśnie do niego. Znajdowali się w jego sypialni, owinięci w zmięte prześcieradła leżeli na łóżku, u którego wezgłowia piętrzyły się jego zeszłotygodniowe koszule. Znad stojącego na biurku talerza pełnego łupin po edamame, zielonej, młodej soi, unosił się przykry zapach. Wszystko to najwyraźniej nie przeszkadzało Britney, sądząc po jej ekstatycznym spojrzeniu. Kiedy spuściła głowę, by zająć się jego kroczem, Tomas wbił wzrok w sufit i dał się ponieść pierwszej fali rozkoszy, zastanawiając się, jak głębokie gardła mogą mieć piosenkarki. Przyjemność nagle ustąpiła miejsca konsternacji, gdy z ust Britney zaczęły wydobywać się osobliwe dźwięki. Powtarzający się piskliwy skrzek napełnił go obawą, że zaraz coś strasznego spotka jego przyrodzenie.
Obudził się zwinięty w kłębek i zlany zimnym potem, obiema dłońmi zasłaniając naprężony wciąż członek. Tymczasem ktoś bez cienia współczucia nieustannie znęcał się nad dzwonkiem do drzwi. Tomas włożył szlafrok, wyszedł z sypialni i minął niewielki salon, dzielący go od drzwi wejściowych, zza których wychynęła spocona i zaaferowana twarz Maria.
– Co jest? Obudziłeś mnie, a właśnie miałem przelecieć Britney Spears – zażądał wyjaśnień, wpuszczając gościa, zmieszany i rozdrażniony niewczesną pobudką.
– Z gumką czy bez?
– Sądzę, że w snach nikt nie robi tego z gumką.
– W takim razie uratowałem cię przed tryprem – skonstatował Mario.
Tomas, który z ochotą powróciłby w mleczne ramiona Britney, pocieszał się, że choroby weneryczne na szczęście nie przenoszą się przez marzenia senne. Z drugiej strony musiał przyznać Mariowi rację: jego podświadomość mogłaby mieć nieco bardziej wyrafinowany gust.
– Od kilku godzin próbuję się do ciebie dodzwonić. Nie zauważyłeś? – zapytał zmartwiony Mario i omiótł wzrokiem pokój, by zlokalizować telefon komórkowy przyjaciela.
– Ale co się, do cholery, stało? Pali się?
Problem z Mariem jest taki, stwierdził w duchu Tomas, że za bardzo przejmuje się innymi ludźmi, a już w szczególności mną, i zachowuje się tak, jak gdyby nie miał własnego życia.
– Nie znam szczegółów, ale wygląda na to, że rozpętałeś burzę.
– Wyrażaj się jaśniej, bo zaczynam się bać. – Prawdę mówiąc, Tomas uważał, że Mario nie był w stanie nikogo przestraszyć, miał za to prawdziwy talent do wytrącania go z równowagi.
– Twój artykuł. W porannych serwisach informacyjnych nie mówi się o niczym innym. Rzecznik rządu oświadczył, że to pomówienia, ale już w programie Carmen Aristegui ktoś z PRD* stwierdził, że sprawa ministra spraw wewnętrznych musi zostać zbadana przez śledczych.

* PRD (hiszp. Partido de la Revolución Democratica) – Partia Rewolucyjno-De-mokratyczna (przyp. red.).

Tomas nie obudził się jeszcze na tyle, by sobie przypomnieć, o czym w ogóle pisał poprzedniego dnia. Niemniej wzmianka na temat rzecznika rządu i wpływowego ministra otrzeźwiła go zupełnie i skutecznie rozwiała ostatni krążący nad nim cień Britney Spears. Powoli wracały do niego pojedyncze słowa z tych kilku pospiesznie skleconych zdań, które ubiegłego wieczoru wysłał do dziennika.
– A co powiedzieli na to w Los Pinos? Która w ogóle jest godzina? – zapytał Tomas, spoglądając w stronę okna.
W wąskiej smudze światła między zasłonami widać było jedynie drobinki unoszącego się w powietrzu kurzu. Żadnej wskazówki dotyczącej pory dnia, w której Tomas, jak twierdził Mario, zdołał rozpętać burzę. Usiłował przypomnieć sobie, co właściwie napisał minionego wieczoru, ale kac skutecznie mu to uniemożliwiał. Jako dziennikarz szczycił się zdrowym nawykiem, polegającym na tym, że porzucał wszelkie rozmyślania o napisanym tekście, jak tylko postawił ostatnią kropkę. Od dawna nie zawracał sobie głowy rezultatami swojej pisaniny. Jednak wieści, jakie przyniósł Mario, wskazywały, że ten artykuł nie zostanie szybko zapomniany, choć zwykle tak się właśnie działo z jego publikacjami. Mario rozsuwał zasłony i forsował drzwiczki kredensu w poszukiwaniu kawy, a Tomas czekał, aż włączy się komputer.
Pierwszy rzut oka na ekran monitora potwierdził jego najgorsze obawy. Najczęściej pisał o polityce, nigdy o bulwarowych skandalach, jednak tym razem postanowił wykorzystać najświeższe, choć umiarkowanie istotne informacje na temat okoliczności, w jakich pięć dni wcześniej znaleziono ciało Pameli Dosantos. Poprzedniego wieczoru podsumował wszystko, co powszechnie wiadomo było w tej sprawie, dodając od niechcenia kilka własnych spostrzeżeń, by dzięki swej inwencji osiągnąć liczbę wymaganych przez wydawcę dziennika dziewięciuset słów. Artykuł pisał w pośpiechu, jak większość tekstów w ostatnim czasie, myślami będąc już wraz z grupą znajomych w La Nueva Flor del Son, gdzie najchętniej tańczył salsę.
Mario po raz kolejny wyrwał go z wiodących na bezdroża rozmyślań.
– Lepiej weź prysznic i załóż krawat, bo za chwilę nie opędzisz się od dziennikarzy.
Uwaga ta na moment przyćmiła prawdziwe zmartwienie Tomasa: przypomniał sobie, w jak opłakanym stanie znajdują się jego wszystkie cztery krawaty, których zresztą nigdy nie nosił.
– Powiesz mi, skąd wytrzasnąłeś te informacje? – dopytywał Mario.
– Jakie znów informacje? Naprawdę nie wiem, o co tyle hałasu. Powtórzyłem tylko to, o czym wszyscy mówią – odparł Tomas i zaczął czytać na głos z ekranu komputera:

Feralnego dnia, jak podają serwisy informacyjne, niejaki Alfonso Estrada, z zawodu murarz, oraz towarzysząca mu Ricarda Pereda, gospodyni domowa, zagłębili się w zaułek ulicy Filadelfia na osiedlu Del Valle w poszukiwaniu odrobiny prywatności. Gruby zwój dywanu, porzucony w gęstych chaszczach, wydawał się wręcz stworzony do ich celów, czyli do tego, aby „uciąć sobie przyjacielską pogawędkę”, jak zeznała Ricarda, czy też „trochę pofiglować”, jak stwierdził Alfonso. Niezależnie od tego, czym w istocie się zajmowali, czynność ta została przerwana, gdy spostrzegli fragment ludzkiej kończyny wystający ze środka dywanu.

Później opisuję już tylko wątpliwe dokonania zawodowe Dosantos, to jest błyskotliwą karierę, jaką zrobiła, grając role Królowej Południa oraz kochanki oligarchów i ludzi władzy. Sugeruję, że w tej sytuacji warto byłoby przesłuchać paru przedsiębiorców i polityków, stałych bywalców restauracji, którą od jakiegoś czasu z powodzeniem prowadziła w Polanco, w końcu to za ich sprawą jadanie u niej stało się nowomodną miejską rozrywką. I to wszystko, żadnych nazwisk – zakończył Tomas, wyczerpując swoją linię obrony.
– No tak, po co nazwiska – odparł Mario. – Równie dobrze mogłeś od razu opublikować świadectwo chrztu winnego.
I wtedy Tomas sobie przypomniał pewien szczegół, który podał w swoim artykule. Napisał, że funkcjonariusze policji potwierdzili odnalezienie zwłok na terenie nieużytku, natomiast brak śladów krwi kazał przypuszczać, że Dosantos została pobita i zamordowana w zupełnie innym miejscu. Dla wzmocnienia efektu dodał, że niektórzy nieoficjalnie twierdzili, jakoby do zbrodni doszło na posesji znajdującej się również przy ulicy Filadelfia, ale pod numerem 18, zaledwie czterdzieści metrów od miejsca, w którym znaleziono ciało ofiary.
Tomas musiał przyznać, że każdy inny dziennikarz sprawdziłby tak szczegółowe dane adresowe, zanim zdecydowałby się je opublikować. Co więcej, on sam zrobiłby tak jeszcze kilka lat temu. Jednak już od dłuższego czasu stracił ochotę do redagowania kolumny, którą czytała wyłącznie garstka jego znajomych, nie wszyscy zresztą w dobrych zamiarach.
Poczuł nasilające się, nieprzyjemne ukłucie, podobnie jak poprzedniego wieczoru, kiedy podał ten adres, nie mając bladego pojęcia, kto pod nim mieszka. Wciąż miał jeszcze na tyle skrupułów, by wiedzieć, kiedy narusza dziennikarski kodeks, ale jednocześnie był wystarczająco cyniczny, by to zlekceważyć. Wyrzuty sumienia od dawna nie cenzurowały już jego stylu. Tomas przypomniał sobie jednak, że pisząc ostatni feralny artykuł, doznał owego dziwnego ukłucia aż dwukrotnie, za drugim razem po napisaniu słów: „Nikogo nie zdziwi, jeżeli w wyniku śledztwa po raz kolejny okaże się, że życie jest najwierniejszą kopią sztuki”. Nie podobała mu się banalność tej frazy, a jeszcze bardziej zawarta w niej sugestia, że filmy Dosantos mogły mieć cokolwiek wspólnego ze sztuką. Mimo to niechlubne zdanie i tak znalazło się w ostatecznej wersji tekstu, który dostarczył wydawcy.
– Czyj to dom? – zapytał, teraz poważnie zaniepokojony.
– Naprawdę nie wiesz? – odpowiedział Mario, jak zwykle gotów wystawić na ciężką próbę cierpliwość swojego przyjaciela.
– Powiesz mi wreszcie, kto tam mieszka? – nalegał Tomas, coraz bardziej zirytowany.
– To ty mi powiedz, skąd ci przyszło do głowy, żeby publikować niesprawdzony adres – ciągnął Mario, odgrywając się za liczne upokorzenia, jakich doświadczył u jego boku przez te wszystkie lata.
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, Tomas wbił świdrujące spojrzenie w okaleczoną nogę przyjaciela, defekt, o którym nigdy nie rozmawiali. Gdy podniósł oczy z powrotem na twarz Maria, ten unikał jego wzroku, za to bez zbędnej zwłoki wyjawił mu wszystkie szczegóły.
– Okazuje się, że w tym budynku od niedawna znajduje się jedno z biur ministra spraw wewnętrznych. Można powiedzieć, że rzuciłeś Salazarowi oskarżenie prosto w twarz.
Tomas był wyraźnie poruszony. Augusto Salazar budził bodaj największą grozę spośród wszystkich członków nowego rządu. Kandydatowi PRI* udało się zdobyć Los Pinos, prezydencką siedzibę, po dwunastu latach administracji słabych i nieudolnych panistów**. Zdaniem wielu, zwycięstwo Alonsa Pridy, obecnej głowy państwa, miało dowodzić, że kraj potrzebuje powrotu do silnego systemu prezydenckiego. Zarówno opozycja, jak i wielu analityków politycznych, było jednak zdania, że Salazar, prawa ręka prezydenta, jest gotów wykorzystać to pospolite dążenie jako alibi do ustanowienia autorytarnego reżimu i zapewnienia partii ciągłości władzy na wiele sześcioletnich kadencji.

* PRI (hiszp. Partido Revolucionario Institucional) – Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna (przyp. tłum).
** Członków PAN (hiszp. Partido Acción Nacional) – Partii Akcji Narodowej (przyp. red.).

Tomas poklepał Maria po plecach i runął na fotel. Tym razem bardziej potrzebował przyjaciela niż partnera do słownej szermierki. Nie wiedział, jaki Salazar może mieć związek z zabójstwem Dosantos, ale było dla niego jasne, że łącząc jedno z drugim, sam znalazł się w potrzasku.
– Może powinienem wyjechać z kraju i zaczekać, aż wszystko się wyjaśni – rzekł Tomas bez przekonania. Wiedział, że oszczędności, jakie miał, czyli osiemset dolarów, nie pozwolą mu dotrzeć zbyt daleko.
– Nie tak prędko – odparł Mario. – Dysponujesz informacjami na temat miejsca zbrodni, jeśli uciekniesz, policja może dojść do wniosku, że jesteś w to w jakiś sposób zamieszany. Staniesz się zbiegiem.
– Nie pierdol, przecież nie mam z tym nic wspólnego. Adres podał mi w ostatnią sobotę pewien znajomy, a ja, cóż, nie mogłem się oprzeć pokusie i go wykorzystałem. To wszystko -bronił się Tomas.
– Ciekawe, co to za „znajomy” – zastanawiał się Mario, palcami rysując w powietrzu cudzysłów.
– Nikt, kogo byś znał – odburknął Tomas posępnie. Przypomniawszy sobie swojego informatora, dziennikarz zrozumiał, że potrzask, w którym od dłuższego czasu się znajdował, właśnie zamienił się w prawdziwe bagno.
– Ktoś zastawił na ciebie pułapkę. Najwyższy czas spotkać się z Amelią i Jaimem.

 
Wesprzyj nas