Pamiętacie miasteczko Derry z powieści Stephena Kinga? Niewielkie, senne i typowe miasteczko w Stanach, gdzie wszyscy się znają, życie toczy sie leniwie i według utartych schematów, a pod powierzchnią zwykłych spraw drzemie tajemnica… Drzemie do czasu, oczywiście.


Miasteczko Niceville

Takie skojarzenie będzie nam towarzyszyć w trakcie lektury “Miasteczka Niceville” niejednokrotnie. Podobny schemat fabularny, nieoczekiwane zwroty akcji i mroczna nieznana siła zamieszkująca podmiejskie wzgórze zwane Kraterem nie będzie niczym nowym dla czytelników znających twórczość Kinga.

Carsten Stroud podąża drogą wytyczoną przez mistrza horrorów, urozmaicając fabułę o napad na bank i niesnaski pośród czterech jego sprawców. Początkowo wydaje się, że napad i zaginięcie chłopca Raineya Teague’a w drodze ze szkoły do domu nie mają ze sobą nic wspólnego, jednak w miarę rozwoju akcji wychodzą na jaw fakty z przeszłości, prowadzące do finałowego splotu wątków.

Osią powieści są więc dwa główne wątki, prowadzone równolegle i powiązane osobą policjanta Nike’a Kavanaugh, prowadzącego oba śledztwa. Razem z żoną i jej ojcem próbują wyjaśnić tajemnicę niebezpiecznej siły, gromadzącej się w Kraterze. Początkowo akcja toczy się dość niemrawo, jednak z czasem dzięki niespodziewanym zwrotom oraz rozwinięciu wątków dodatkowych nabiera tempa.

Niewątpliwym atutem książki są wykreowani przez Strouda bohaterowie. Escentryczni, zwyczajni, przerażający, sympatyczni, odrażający. Jest ich sporo, ale widać dbałość autora o nadanie im cech indywidualnych i precyzyjne rozpisanie ich cech charakteru, przeszłości, pragnień, a nawet sposobu prowadzenia dialogów. Najlepiej poznajemy oczywiście kilkoro głównych postaci, ale i drugoplanowe zapadają w pamięć.

“Miasteczko Niceville” wciąga, pięćset stron czyta się szybko, co wynika z przyjaznego stylu autora, a przede wszystkim z chęci poznania dalszego ciągu wydarzeń, jako że fabuła jest niełatwa do przewidzenia. Trudno tę powieść zaklasyfikować do jednego gatunku – to też zaleta, zainteresuje bowiem zarówno miłośników thrillera jak i horroru. Z przewagą tych pierwszych.

Czekamy na kontunuację. Zaintrygowani. (B)

PS. A tak w ogóle – to uważajcie na lustra!

Carsten Stroud
Miasteczko Niceville
Prószyński i S-ka 2012

Popołudnie Cokera wymagało skupienia

Radiotelefon w kieszeni Cokera zaczął trzeszczeć jak karaluch zamknięty w butelce. Coker znajdował się głęboko w swoim wnętrzu, usiłując zobaczyć rozwój wydarzeń. Ta sztuczka zen niegdyś przychodziła mu naturalnie, ale od tamtej pory minęło sporo czasu. Patrzył przez żółtą trawę pampasową na wężowy pas asfaltu wijący się długą zieloną doliną, w dłoni trzymał ciężką strzelbę solidną i ciepłą jak koński kark.
Radiotelefon znowu zatrzeszczał.
Coker wyjął aparat, nacisnął kciukiem klawisz.
– Tak.
– Jesteśmy przy słupku 47.
Głos Danzigera był obojętny i spokojny, ale spięty. W tle Coker słyszał syreny, zawodzenie wiatru i grzechot opon obracających się po pełnej kamyczków nawierzchni autostrady.
– Co masz?
Wysłuchał krótkiej i stanowczej wymiany zdań pomiędzy Danzigerem i kierowcą zwącym się Merle Zane; w obu głosach wyczuwał adrenalinę, co w tej sytuacji było całkiem naturalne.
– Na razie tylko czterech – powiedział Danziger do telefonu. – Są za nami, ale zachowują dystans. Jest jeden helikopter z telewizji, na razie nie ma policyjnych. Dzieje się coś przed nami?
Coker spojrzał na mały przenośny telewizor, który stał na ziemi. Na niewielkim ekranie plazmowym widział czarny samochód w kształcie pocisku z maską jak zaciśnięta pięść – to był chrysler magnum Merlego Zane’a, który frunął krętą wstążką wiejskiej drogi przecinającej prostokąty pól. Za nim w bliskiej odległości pędziły cztery wozy, trzy fordy crown vic, z których dwa były grafitowoczarne, a jeden czarny, przypuszczalnie należał do zastępcy szeryfa, oraz nieoznaczone granatowe auto z wielkimi oponami i czarnymi stalowymi zderzakami.
Obraz pochodził z telewizyjnego helikoptera śledzącego pościg. Coker dostrzegał migające czerwono-niebieskie koguty na dachach wozów patrolowych.
Podkręcił głośność; zadyszana młoda reporterka relacjonowała rozwój wydarzeń. Helikopter poderwał się w górę, by uciec z pasma wież przekaźnikowych, i na ekranie przelotnie pojawił się błękitny krajobraz z niskimi brunatnymi wzgórzami na południu.
Coker czekał w tych niskich brunatnych wzgórzach.
Wziął radio, włączył.
– Na razie nie ma blokad, droga jest pusta. Potwierdzam, że są cztery jednostki, dwie stanowe i dwie szeryfa. Granatowy dodge charger jest jednym z ich wozów pościgowych. Silnik typu hemi, pojemność 3,68, wzmocniona kabina, potężne zderzaki. Trzymają go na końcu, ale przy pierwszej okazji skoczy ci na dupę. Walnie zderzakami w boczne światła i zaczniesz się kręcić. Nie daj mu się zbliżyć.
– Nie dam – odparł Danziger. – Więc droga czysta?
Mówił spokojnie, ale Coker wyczuwał napięcie w jego głosie. Monitorował częstotliwości policyjne, słuchając krótkich wymian zdań pomiędzy dyspozytorem a wozami pościgowymi.
– Wezwali jednostki z sektorów numer cztery i dziewięć, ale na razie tylko dwie odpowiedziały, są trzydzieści kilometrów dalej, po drugiej stronie Belfair Range. Rozjechali się po całym hrabstwie, większość gliniarzy jest na międzystanowej, rozładowują korek na miejscu zderzenia. Helikopter też tam jest.
– Okej. Dobrze…
Coker usłyszał potężny huk, odgłos jakby pękało szkło i cicho klnącego Merlego Zane’a.
– Chryste, strzelają do nas!
Coker spojrzał na telewizor, podniecona reporterka wyrzucała z siebie strumień słów. Na pasku na dole ekranu biegł napis: RELACJA NA ŻYWO! POLICYJNY POŚCIG NA DRODZE 311! SOUTH SKYCAM NEWS! POLICYJNY POŚCIG! RELACJA NA ŻYWO!, ale nie podano jej nazwiska. Coker pomyślał, że reporterka, kimkolwiek jest, cholernie dobrze się bawi.
No i świetnie.
Korzystaj, póki możesz, mała.
(…)

 
Wesprzyj nas