W kwietniu 1942 roku tysiące Polaków, ocalałych z syberyjskiego piekła, stanęło na irańskiej plaży w Pahlawi, witając perską ziemię z nadzieją na nowe życie. Wśród nich były dzieci, których wspomnienia Katarzyna Rodacka odtwarza w poruszającym reportażu. „Domy na piasku” to książka, która odkrywa przed nami mniej znane karty II wojny światowej i zarazem uniwersalna opowieść o losach uchodźców.
4 kwietnia 1942 roku. Statek z pierwszymi Polakami dociera do Pahlawi w Iranie. Wita ich piaszczysta plaża – to tutaj powstanie miasteczko: setki białych namiotów, które na długie tygodnie staną się domem dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Niektórzy po zejściu na ląd całują perską ziemię.
Ci, którzy przeżyli podróż z Sybiru, wierzą w szansę na normalne życie, mają nadzieję na powrót do Polski i ponowne spotkanie z bliskimi. Liczą, że tutaj ich los się odmieni.
Zainspirowana historią własnej rodziny autorka pieczołowicie rekonstruuje ścieżki Polaków w Iranie. Przeczesuje archiwa i rozmawia z tymi, którzy jako dzieci odbyli dramatyczną podróż do wolności. „Domy na piasku” to jednocześnie opowieść o mniej znanych kartach z historii II wojny światowej i poruszający obraz uniwersalnego doświadczenia uchodźców.
Katarzyna Rodacka (ur. 1988) – absolwentka iranistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dziennikarka, publikowała m.in. w „Przekroju”, miesięczniku „Znak”, „Nowej Europie Wschodniej”, „Tygodniku Powszechnym”. Laureatka IX edycji Stypendium im. Leopolda Ungera przyznawanego młodym dziennikarzom. Książka „Domy na piasku” jest jej debiutem. Mieszka w Krakowie.
Domy na piasku. Polacy w Iranie (1942-1945)
Wydawnictwo Znak
Premiera: 9 kwietnia 2025
Z Polski do Polski przez Iran
Rok 1942. Wiosna. Świat jest pogrążony w ogniu wojny. Zatrzymany pod Moskwą Wehrmacht szykuje się do ofensywy w kierunku Stalingradu. Wojska japońskie zdobywają Singapur i są o krok od opanowania Filipin. Amerykanie przygotowują się do kontrofensywy na Dalekim Wschodzie i włączenia się do walk w Europie. Trwają starcia w Afryce Północnej. Tymczasem w opanowanym przez Brytyjczyków i Sowietów Iranie panuje spokój. Nagle, ku zaskoczeniu miejscowych, pojawiają się tam dziesiątki tysięcy obywateli europejskiego kraju odległego o trzy tysiące kilometrów. Do listopada 1942 roku ich liczba przekracza sto piętnaście tysięcy. To Polacy…
Nie jest łatwo wyjaśnić, dlaczego ogromna rzesza polskich obywateli znalazła się w środku wojny w Iranie, czy – jak oni sami nazywali wówczas ten kraj – Persji. Doprowadził do tego niezwykły splot okoliczności, wydarzeń bez precedensu, zwrotów akcji i zaskakujących decyzji wielkich tego świata. A wszystko zaczęło się kilka lat wcześniej, latem 1939 roku.
Wojna
Lata dwudzieste i trzydzieste dwudziestego wieku były w Europie ciężkim czasem odbudowy ze zniszczeń wojennych. Pierwsza wojna światowa stała się konfliktem globalnym, jednak większość działań wojennych toczyła się na Starym Kontynencie i to jego mieszkańcy ponieśli ich największe koszty. Wielki kryzys z początku lat trzydziestych spotęgował niezadowolenie społeczne, a w Niemczech wzmocnił dążenia rewizjonistyczne. Kraj ten, zmuszony w końcu wojny do bezwarunkowej kapitulacji, poniósł ogromne straty terytorialne i gospodarcze, a narzucone ograniczenia polityczne i militarne zmuszały do zaniechania marzeń o odbudowie potęgi mocarstwowej. Na fali poczucia krzywdy wynikającego z tej sytuacji do władzy w Niemczech doszli naziści z Adolfem Hitlerem na czele. Rozpoczęła się odbudowa armii i gospodarki, wbrew ustaleniom narzuconego Niemcom pokoju. Gdy okazało się, że nikt się temu realnie nie przeciwstawia, Niemcy rozpoczęły powiększanie swojego terytorium metodą faktów dokonanych, zajmując kolejno Austrię i Czechosłowację. Następnie przyszedł czas na roszczenia wobec odbudowanej po zakończeniu pierwszej wojny światowej Polski.
Rewolucja październikowa 1917 roku zniszczyła rosyjskie carskie imperium, na którego zgliszczach powstało państwo komunistyczne. Rosja Sowiecka – a od 1922 roku Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich (inaczej: Związek Sowiecki) – dążyła do ekspansji rewolucji na Europę. Wojna polsko-sowiecka z lat 1919–1921, wygrana przez nasz kraj, powstrzymała Sowietów, jednak ich dążenia nie uległy zmianom i przez kolejne lata cały czas uważnie spoglądali na Zachód. Sowieci i Niemcy, pomimo ideologicznych różnic pomiędzy nazizmem a komunizmem, od początku lat dwudziestych współpracowali gospodarczo i militarnie. 23 sierpnia 1939 roku podpisali układ o nieagresji (pakt Ribbentrop-Mołotow), w którego tajnym protokole dokonali podziału terytoriów Europy Środkowej. 1 września do Polski wtargnął Wehrmacht, 17 września Armia Czerwona. Do początku października kraj został opanowany przez agresorów i podzielony między nich na pół.
Sowieckie porządki
Sowieci podjęli natychmiastowe działania mające na celu wcielenie zagarniętych terytoriów polskich w skład Związku Sowieckiego i ich unifikację z resztą państwa. Opierając się na przywiezionych ze Wschodu doświadczonych działaczach i ze wsparciem części chętnych do kolaboracji miejscowych stworzyli tymczasową administrację. Pod zbrojnym przymusem i kontrolą przeprowadzono tak zwane wybory do zgromadzeń ludowych, których wyniki następnie sfałszowano. „Wybrani” w ten sposób delegaci poprosili sowieckiego dyktatora Józefa Stalina o przyjęcie polskich ziem do Związku Sowieckiego jako Zachodnią Białoruś i Zachodnią Ukrainę. Stalin wyraził zgodę. W ten sposób niedawne wschodnie ziemie II Rzeczypospolitej Polskiej, zwane często Kresami, stały się republikami sowieckimi.
Sowieci doskonale zdawali sobie sprawę, że trudno będzie im przekonać do swojej władzy znaczną część mieszkańców tych ziem. Wiedzieli, że pomimo krótkiego funkcjonowania II Rzeczypospolitej polska większość, jak też wielu przedstawicieli lokalnych mniejszości narodowych, zdążyła się mocno zidentyfikować z polską państwowością. Postanowili zdusić wszelkie przejawy oporu w zarodku za pomocą wszechobecnego terroru, a tych, którzy mogli stanowić realne lub nawet tylko hipotetyczne zagrożenie dla sowieckiego porządku, pozbyć się z zagarniętych terenów.
Zagłada elit
W wyniku działań wojennych do sowieckiej niewoli dostało się dwieście pięćdziesiąt tysięcy polskich żołnierzy. Około połowy niemal natychmiast zwolniono, a część w ramach wymiany przekazano Niemcom. Po kolejnej selekcji i zwolnieniach w sowieckich obozach (łagrach) zostało nieco ponad czterdzieści tysięcy polskich jeńców. Ponad połowę wysłano do obozów pracy, część osadzono w więzieniach, a piętnaście tysięcy umieszczono w trzech obozach specjalnych – oficerów Wojska Polskiego w Starobielsku i Kozielsku, zaś kadrę oficerską Korpusu Ochrony Pogranicza, policji, więziennictwa i straży granicznej w Ostaszkowie.
Choć odpowiedzialne za jeńców dowództwo NKWD wiosną 1940 roku proponowało zwolnienie większości Polaków z obozów specjalnych, sowieckie władze postanowiły ich zamordować. W tej samej operacji zginęło też siedem tysięcy wyselekcjonowanych więźniów – przedstawicieli polskich władz politycznych i administracyjnych, urzędników, prawników, wykładowców akademickich, lekarzy. W ten sposób w tej straszliwej zbrodni, zwanej od jednego z miejsc mordu i pochówku ofiar zbrodnią katyńską, Sowieci zamordowali dwadzieścia dwa tysiące polskich obywateli – elitę mundurową i cywilną tych ziem.
Za kratami więzień i drutami łagrów
Podstawowym elementem sowieckiego terroru były masowe aresztowania. Większość osób zatrzymywanych przez NKWD i milicję była oskarżana o „przestępstwa kontrrewolucyjne”, które jednak rzadko miały cokolwiek wspólnego z działalnością antysowiecką. „Kontrrewolucjonistą” stawał się zarówno członek konspiracyjnej organizacji, jak też osoba, która naruszyła godzinę milicyjną, usiłowała kupić żywność na czarnym rynku, opowiedziała polityczny dowcip, a czasem po prostu spóźniła się do pracy. Największy odsetek więźniów stanowili oskarżeni o próbę nielegalnego przekroczenia nowo ustanowionej granicy, co niemal automatycznie traktowano jako szpiegostwo. Szacuje się, że od jesieni 1939 do czerwca 1941 roku na zagarniętych ziemiach polskich Sowieci aresztowali ponad sto tysięcy osób. Ponad połowę z nich osądzono i wysłano do pracy w łagrach rozsianych po całym terytorium Związku Sowieckiego.
Osadzeni w łagrach mieli tam przede wszystkim pracować, najczęściej przy budowie dróg i kolei, w kopalniach oraz przy wyrębie tajgi. Intensywna praca trwała kilkanaście godzin dziennie, przy użyciu najprymitywniejszych narzędzi. Brakowało odpowiednich ubrań, jak też opieki lekarskiej, nie wspominając o wyżywieniu, składającym się najczęściej z niewielkiej porcji rzadkiej kaszy rano i porcji chleba wieczorem. Przed snem wykończeni morderczymi warunkami więźniowie musieli uczestniczyć w obowiązkowych zajęciach „politycznych” – indoktrynacyjnych pogadankach o rzekomych zaletach ustroju komunistycznego. Z raportów NKWD wynika, że więźniowie spali nie dłużej niż cztery do pięciu godzin na dobę. Śmiertelność w obozach była bardzo wysoka, sięgała od kilku do nawet kilkudziesięciu procent rocznie.
Gdy w czerwcu 1941 roku Niemcy niespodziewanie zaatakowali Związek Sowiecki, w więzieniach na zagarniętych polskich ziemiach przebywało wciąż około czterdziestu tysięcy obywateli polskich. Władze sowieckie nie zgodziły się na wypuszczenie ich na wolność. Początkowo usiłowano ich ewakuować, jednak gdy okazało się to niemożliwe, zapadła decyzja o zamordowaniu większości z nich. Szacuje się, że w tak zwanych masakrach więziennych i marszach śmierci w czerwcu i lipcu 1941 roku zginęło nawet do dwudziestu tysięcy obywateli polskich.
Wywiezieni w bydlęcych wagonach
Najbardziej masową formą sowieckiego terroru na zagarniętych polskich ziemiach były deportacje. Ludzi uznanych za groźnych lub niewygodnych dla władzy wywożono z całymi rodzinami w głąb Związku Sowieckiego, tam gdzie brakowało rąk do pracy, a gdzie ze względu na trudne do życia warunki nikt nie chciał jechać dobrowolnie – najczęściej na Syberię, do Kazachstanu i na daleką północ europejskiej części Rosji. Odbywało się to na mocy odgórnej decyzji administracyjnej, od której nie było odwołania. Operacje takie Sowieci prowadzili od wielu lat wobec swoich obywateli, mieli więc w nich ogromne doświadczenie.
Pierwsza wielka deportacja na zagarniętych polskich ziemiach miała miejsce w lutym 1940 roku. Wywieziono osadników wojskowych (w większości weteranów wojny polsko-bolszewickiej, którzy w nagrodę za trud wojenny otrzymali ziemię na Kresach), osadników cywilnych (mieszkańców Polski centralnej i zachodniej, którzy w dwudziestoleciu międzywojennym przenieśli się na tereny wschodnie i zakupili tam ziemię) oraz pracowników służby leśnej. Wśród stu czterdziestu tysięcy deportowanych znaleźli się głównie etniczni Polacy (obywatele polscy innych narodowości, głównie Ukraińcy i Białorusini, stanowili zaledwie kilkanaście procent).
Dwa miesiące później, w kwietniu, wywieziono rodziny jeńców i więźniów, co do których zapadła decyzja o ich zamordowaniu (ofiary zbrodni katyńskiej). W sumie deportowano wówczas ponad sześćdziesiąt tysięcy obywateli polskich (głównie kobiety i dzieci), z których niepolską narodowość reprezentowało około trzydzieści procent – byli to Ukraińcy, Białorusini, nieco mniej Żydów, a także nieliczni Niemcy i Rosjanie.
Trzecia deportacja miała miejsce w czerwcu 1940 roku i była zupełnie inna. Władze sowieckie postanowiły pozbyć się z polskich terenów tak zwanych bieżeńców – uchodźców z centralnych i zachodnich ziem II Rzeczypospolitej, którzy uciekali przed niemieckimi represjami. Dominowali wśród nich polscy Żydzi, tak więc to właśnie oni stanowili ponad osiemdziesiąt procent spośród dziewięćdziesięciu tysięcy deportowanych.
Rok później, w maju i czerwcu 1941 roku, Sowieci przeprowadzili czwartą wielką deportację. Wywieziono głównie rodziny członków organizacji konspiracyjnych, a także dawnych urzędników, polityków, bogatych gospodarzy, handlowców i fabrykantów. Z polskich ziem wywieziono około czterdziestu tysięcy osób, głównie Polaków.
Wszystkie cztery wywózki odbyły się według tego samego schematu. Po decyzji najwyższych władz sowieckich wskazującej, jaką kategorię ludności należy deportować, sporządzano szczegółowe spisy nazwisk. Następnie przygotowywano i podstawiano na wyznaczone stacje składy kolejowe złożone z towarowych wagonów wyposażonych jedynie w prymitywne prycze (deportowani nazywali je wagonami bydlęcymi). Nad ranem, często jeszcze przed świtem, uzbrojeni żołnierze i funkcjonariusze wkraczali do domów zaskoczonych rodzin i dawali im kilkanaście-kilkadziesiąt minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Po tym czasie rodziny wraz z dobytkiem, który zdołały zabrać, transportowano na stacje i ładowano do wagonów. Podróż w ciasnocie i brudzie trwała kilka tygodni. Na postojach do wagonów dostarczano wodę i rzadką zupę, a potrzeby fizjologiczne deportowani musieli załatwiać przez dziurę wyrąbaną w podłodze wagonu.
Deportowani trafiali do zbiorowych baraków zamkniętych osiedli specjalnych (specposiołków) lub do zwykłych wiosek i miasteczek, gdzie musieli znaleźć kąt do spania, najczęściej u miejscowych. Pracowali ciężko w ekstremalnych warunkach pogodowych, włącznie ze starszymi dziećmi. Młodsze dzieci podlegały obowiązkowi szkolnemu. Wyżywienie, uzależnione od realizacji narzuconych norm, było głodowe, stąd aby przeżyć, szybko wyprzedawano przywieziony ze sobą dobytek. Głód, choroby i wycieńczenie zbierały śmiertelne żniwo. Do lata 1941 roku zmarło kilkanaście tysięcy spośród wywiezionych.
Koniec nazistowsko-sowieckiego sojuszu
22 czerwca 1941 roku Niemcy niespodziewanie zaatakowały Związek Sowiecki. Wehrmacht błyskawicznie posuwał się na wschód, a Armia Czerwona ponosiła klęskę za klęską. Sowieci zrozumieli, że aby przetrwać, potrzebują pomocy. Szansę na pozyskanie potężnego sojusznika w walce z Niemcami natychmiast dostrzegli Brytyjczycy, którzy w tym momencie dźwigali na swoich barkach właściwie cały ciężar wojny z Niemcami. Jednak na drodze brytyjsko-sowieckiego sojuszu stał stan niewypowiedzianej wojny pomiędzy Związkiem Sowieckim a Polską. Winston Churchill, premier Wielkiej Brytanii, osobiście zaangażował się w doprowadzenie do rozmów pomiędzy władzami sowieckimi a polskim rządem rezydującym na uchodźstwie w Londynie.
Rozmowy polsko-sowieckie rozpoczęły się na początku lipca. Stronę polską reprezentował premier, generał Władysław Sikorski, a sowiecką – Ambasador Związku Sowieckiego w Wielkiej Brytanii Iwan Majski. 30 lipca 1941 roku podpisano porozumienie, zwane od nazwisk sygnatariuszy układem Sikorski-Majski. Przywracało ono stosunki dyplomatyczne między oboma krajami i zapowiadało utworzenie w Związku Sowieckim armii polskiej. Sowieci potwierdzali nieważność ich porozumienia zawartego z Niemcami w 1939 roku i zobowiązali się do ogłoszenia „amnestii” dla obywateli polskich: więźniów, jeńców, łagierników i deportowanych. I choć użycie sformułowania kojarzonego z aktem łaski wobec kryminalistów („amnestia”) budziło silny sprzeciw i gniew Polaków, to najważniejsze było uwolnienie niewolonych rodaków i danie im szansy na przetrwanie. Generał Sikorski mówił wręcz: „Drażni niektórych słowo amnestia, którego użyto w traktacie – ale tylko tych, którzy żyją tu wolni i syci, a nie tych, których to słowo wyzwala i do ludzkich warunków przywraca”1.
„Amnestia” niewinnych
Dekret o „amnestii” został wydany 12 sierpnia. Polacy otrzymali prawo do swobodnego przemieszczania się po Związku Sowieckim i zamieszkania w wybranym miejscu, z wyłączeniem stref nadgranicznych. Zwolnieni z miejsc uwięzienia mieli otrzymać tymczasowe zaświadczenia NKWD, a następnie polskie dokumenty tożsamości z Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej. Informacja o dekrecie dotarła w ciągu kilku dni do większych skupisk Polaków, jednak do niektórych rejonów mocniej oddalonych od głównych miast i miasteczek ze zdecydowanie większym opóźnieniem lub nawet wcale. Z czasem lokalne władze, zaniepokojone odpływem ważnych dla miejscowej gospodarki pracowników, zaczęły utrudniać zarówno przekazywanie Polakom informacji o ich prawach, jak też ich realizację. Także w wielu łagrach i więzieniach miesiącami zwlekano z wypuszczeniem polskich więźniów. Ostatecznie większość Polaków odzyskała wolność, choć niektórzy z nawet kilkumiesięcznym opóźnieniem. Z „amnestii” korzystali też czasem Polacy, którzy przebywali na terytorium Związku Sowieckiego od pokoleń – potomkowie zesłanych za udział w powstaniach narodowych i spiskach przeciwko carom, a nawet ci, którzy pojechali w głąb Rosji dobrowolnie, za pracą lub ziemią.
Samo odzyskanie wolności było momentem radosnym, jednak szczególnie w przypadku ofiar deportacji łączyła się z nim obawa o dalszy los. Od Polski odgradzał je front, można było więc jechać wyłącznie w inne miejsce sowieckiego kraju, ale jak zdecydować, gdzie jechać i skąd pewność, że tam będzie lepiej? Sama podróż była ogromnym wyzwaniem – panował wojenny chaos i bezprawie, środki transportu były przepełnione, brakowało żywności. Ci, którzy zdecydowali się na wyjazd z miejsc dotychczasowego zamieszkania, najczęściej jechali na południe, wierząc, że zastaną tam lepszy klimat i większe szanse na utrzymanie rodziny. Nie wszyscy dotarli do celu. Głód, wycieńczenie, mróz, wypadki komunikacyjne, a także napady bandyckie zebrały smutne żniwo. Wielu zginęło, a ci, którzy dotarli do republik na południu sowieckiego imperium, takich jak Kazachstan i Uzbekistan, także tam musieli walczyć o przetrwanie.
Armia bez butów i broni
Tworzona z amnestionowanych Polaków armia miała być niezależna organizacyjnie, a na jej dowódcę wyznaczono generała Władysława Andersa, którego zwolniono z więzienia w Moskwie. Sowieci zobowiązali się do przekazania niezbędnego ekwipunku i uzbrojenia oraz zapewnienia wyżywienia rekrutów. Po osiągnięciu pełnej zdolności bojowej polskie jednostki miały zostać wysłane do walki przeciwko Niemcom u boku Armii Czerwonej.
Ośrodki organizacyjne przygotowano na terenach rozciągniętych od Wołgi po Ural. Miały one pomieścić trzydzieści tysięcy żołnierzy, jednak liczba ta została przekroczona już w końcu września. Sowieci nie zwiększali liczby racji żywnościowych, nie dostarczyli też umundurowania ani broni, a jednocześnie zaczęli naciskać na wysłanie nieprzygotowanych żołnierzy na front. Sytuacja stawała się coraz gorsza. W czasie trudnych rozmów ze Stalinem w grudniu 1941 roku Sikorski z Andersem uzyskali zgodę na przeniesienie ośrodków organizacyjnych polskiej armii do republik południowych, gdzie panował łagodniejszy klimat i gdzie łatwiej można było dostarczyć żywność z kontrolowanego przez Brytyjczyków i Sowietów Iranu.
Do marca 1942 roku wszystkich zmobilizowanych do tej pory rekrutów przewieziono do sowieckiego Uzbekistanu i Kazachstanu. Wraz z nowo przybyłymi ich liczba przekroczyła siedemdziesiąt tysięcy, a wokół obozów koczowały tysiące polskich cywilów, których żywiono ze skąpych żołnierskich racji. Zgromadzonym zagrażała wprost zagłada. Głód i epidemie chorób zakaźnych, głównie tyfusu, zabijały nawet kilkadziesiąt osób dziennie, a Sowieci zamiast zwiększyć, podjęli decyzję o zmniejszeniu przyznawanych racji żywnościowych. W takich warunkach generał Anders uzyskał zgodę Stalina na ewakuację części żołnierzy i cywilów do Iranu. Historycy spierają się o przyczyny tej zgody. Być może Stalin zaczął wątpić w możliwość skutecznego wykorzystania polskich oddziałów na froncie, może obawiał się, jak Polacy się zachowają w przypadku ujawnienia prawdy o zbrodni katyńskiej (do czego doszło rok później), a może po prostu uznał, że sytuacja na froncie poprawia się na tyle, że nie potrzebuje „armii Andersa”. Duże znaczenie miały naciski Winstona Churchilla, który chciał uzyskać kontrolę nad polskimi oddziałami i wykorzystać je do zabezpieczenia roponośnych terenów Iranu i Iraku przed zagrażającymi im Niemcami.
Ewakuacja z „nieludzkiej ziemi”
Od 24 marca do 5 kwietnia 1942 roku przerzucono do Iranu czterdzieści cztery tysiące ludzi (w tym jedenaście tysięcy cywilów – najbardziej schorowanych i słabych). Dowożono ich pociągami i ciężarówkami do portu w Krasnowodzku, a stamtąd parowcami przez Morze Kaspijskie do Pahlawi w Iranie. W lipcu Stalin wyraził zgodę na ewakuację pozostałych, określając ich liczbę na siedemdziesiąt tysięcy. Jednocześnie zakazał kontynuowania poboru. Ci, którzy do tej pory nie dotarli do polskiej armii, już nie mogli do niej dołączyć.
Druga tura ewakuacji trwała od początku sierpnia aż do połowy października 1942 roku. Większość transportowano przez Morze Kaspijskie, nielicznych przewieziono drogą lądową. Wielu wycieńczonych i schorowanych nie doczekało wolności. Umierali, czekając na ewakuację, w jej trakcie, a także już po zejściu na brzeg w Iranie. W sumie od marca do października 1942 roku ewakuowano niemal sto dwadzieścia tysięcy osób, w tym ponad czterdzieści tysięcy cywilów.
* * *
Ci, którym udało się ewakuować ze Związku Sowieckiego, rozpoczęli nowe życie. Żołnierzy przetransportowano do Iraku, gdzie stopniowo odżywiani i leczeni zaczęli wreszcie prawdziwe szkolenie wojskowe. Ich dalsza droga wiodła przez Palestynę i Egipt na front włoski. Swoją wartość bojową udowodnili pod Monte Cassino, w Ankonie i Bolonii. Cywile, głównie kobiety i dzieci, najbliższe lata spędzili w obozach zorganizowanych dla nich przez polski rząd w porozumieniu z Brytyjczykami w Afryce, Indiach, Nowej Zelandii i Meksyku. Większość z jednych i drugich pozostała po wojnie na obczyźnie. Ich rodzinne miejscowości znalazły się w granicach Związku Sowieckiego, a w komunistycznej Polsce także nie mieli czego szukać.
A ci, którzy nie załapali się na ewakuację do Iranu? Niektórzy wstąpili do drugiego polskiego wojska, w pełni już podległego Sowietom, i przeszli szlak bojowy aż do Berlina. Pozostali, jeśli zdołali przeżyć, mogli wyjechać do Polski najwcześniej kilka miesięcy po zakończeniu wojny. Większość tak właśnie zrobiła.
dr Marcin Zwolski
Muzeum Pamięci Sybiru
1 Cytat za: M. Kukiel, Generał Sikorski. Żołnierz i mąż stanu Polski Walczącej, Londyn 1970, s. 177.