W książce „Złota klatka?” Agnieszka Kamińska podąża drogą, którą przeszły Szwajcarki od manifestacji i strajków, przez działania organizacji feministycznych i pojedynczych aktywistek, aż po słynne pierwsze głosowanie. Autorka rozmawia z matkami, polityczkami, seniorkami, działaczkami społecznymi i emigrantkami, próbując zrozumieć, jak przez ostatnie pół wieku zmienił się ich kraj i dlaczego wciąż mówi się, że Szwajcarki są ofiarami własnego dobrobytu.


Żyłam w raju, dopóki nie zostałam matką.

Co druga kobieta w niemieckojęzycznej części Szwajcarii przyznaje, że nie byłaby w stanie utrzymać się bez finansowego wsparcia drugiej osoby. Decyzję o macierzyństwie trzeba dobrze przeliczyć, bo ceną może być utrata pracy. Podobnie ze ślubem – małżeństwa otrzymują półtorej maksymalnej emerytury, więc warto najpierw sprawdzić, czy się opłaca.

Szwajcarki jako jedne z ostatnich w Europie wywalczyły prawo głosu – era demokracji bez kobiet zakończyła się tutaj 7 lutego 1971 roku. Jednak w 2024 roku, ponad pięćdziesiąt lat po osiągnięciu równouprawnienia wyborczego, od Genewy po Szafuzę wciąż słychać głosy o tym, jak wiele zostało jeszcze do zrobienia…

***

• Szwajcaria kojarzy nam się z demokracja idealną, a jednak Szwajcarki otrzymały prawa wyborcze jako jedne z ostatnich Europejek. Droga do pełnej demokracji była ciernista, walka nierówna, a sukces wypracowany nie tylko na ulicach, ale też w domach – bo to mężczyźni musieli zagłosować w kwestii praw kobiet. Poruszający reportaż, który powinna przeczytać każda osoba wierząca w równość i demokrację.
– Agnieszka Jankowiak-Maik / Babka od histy

• Inspirująca i wnikliwa relacja ze Szwajcarii opowiedziana losami kobiet „rebeliantek”. Poruszający zapis nierównej walki Szwajcarek z patriarchatem o prawa wyborcze i równouprawnienie. Książka napisana z pasją!
– dr hab. Justyna Miecznikowska-Jerzak, Uniwersytet Warszawski

Agnieszka Kamińska
Złota klatka? O kobietach w Szwajcarii
Wydawnictwo Poznańskie
Premiera: 27 maja 2024
 
 

50 LAT PÓŹ­NIEJ

Zu­rych to mia­sto ko­biet.
Wi­duję je o każ­dej po­rze dnia, spę­dzają czas przy oknach ba­rów w ele­ganc­kich do­mach han­dlo­wych. Ze wzro­kiem wbi­tym w je­den punkt pa­trzą na to­czące się za oknem ży­cie, jakby było pusz­czo­nym w zwol­nio­nym tem­pie fil­mem. Trudno okre­ślić ich wiek.
Ko­biety z wóz­kami si­łują się z mia­stem w co­dzien­nych zma­ga­niach z wy­so­kimi stop­niami tram­wa­jów. Inne, wpa­trzone w ekrany te­le­fo­nów, po­pi­jają w ka­wiar­nia­nych ogród­kach wino z bą­bel­kami. Nie­które dźwi­gają ple­caki, wy­pchane wszyst­kimi tymi rze­czami, które dają po­czu­cie, że na­sze ży­cie jest prze­wi­dy­walne, wy­star­czy tylko do­brze się przy­go­to­wać.
Są su­rowe jak pro­te­stanc­kie ka­te­dry. Mi­strzy­nie mul­ti­ta­skingu, na wszystko mają czas, na nic się nie skarżą i ni­czym nie chwalą. Ich włosy nie mają ko­loru, a pa­znok­cie są blade. Ubrane w barwy ziemi i wy­godne buty, trak­tują każdy dzień jak wspi­naczkę pod nie­wi­dzialną górę. W ich gład­kich twa­rzach od­bija się blask Je­ziora Zu­ry­skiego. To na­tura tu jest piękna. Wy­star­czy.
Ich hi­sto­rie z po­czątku wy­da­wały mi się bli­skie, na wy­cią­gnię­cie ręki. Nie mu­sia­łam nur­ko­wać po nie do prze­past­nych ar­chi­wów, po­nie­waż świad­ki­nią mo­gła być tu każda pani o si­wej gło­wie. W Eu­ro­pie nie­wiele żyje jesz­cze ko­biet, które pa­mię­tają, jak to jest nie mieć głosu. Pierw­szym kra­jem, który im go przy­znał, była Fin­lan­dia – w 1906 roku. Pol­ska do­łą­czyła w 1918 roku, za­raz po­tem przy­szedł czas na Szwedki, Ho­len­derki, Bry­tyjki, Ukra­inki. Li­sta jest długa. Po dru­giej woj­nie świa­to­wej prawo wy­wal­czyły też Fran­cuzki, Włoszki, Ru­munki.
Szwaj­carki, w środku Eu­ropy, w ko­lebce de­mo­kra­cji bez­po­śred­niej, cze­kały na to sto dwa­dzie­ścia trzy lata – tyle czasu mi­nęło od uchwa­le­nia pierw­szej szwaj­car­skiej kon­sty­tu­cji, która usta­no­wiła rów­ność wo­bec prawa, do mo­mentu, kiedy ta rów­ność stała się fak­tem. Re­becca Sol­nit pi­sała, że hi­sto­ria ko­biet jest hi­sto­rią mil­cze­nia. Nikt nie wie tego le­piej niż Szwaj­carki, ostat­nie oby­wa­telki w Eu­ro­pie.
Hi­sto­ria de­mo­kra­cji bez ko­biet na­dal jest tu­taj na­ma­calna, choć trudno do­stępna. Trzeba ją so­bie wy­cho­dzić, wy­su­płać, wy­ci­snąć. To hi­sto­ria nieco wsty­dliwa, a o wsty­dzie albo się mil­czy, albo krzy­czy.
Szwaj­carki są ofia­rami do­bro­bytu – po­wie­działa jedna z mo­ich roz­mów­czyń. To zda­nie wbiło mi się w pa­mięć i nie da­wało spo­koju. Wskaź­niki za­moż­no­ści do­wo­dzą, że Szwaj­ca­ria jest kra­jem eko­no­micz­nego suk­cesu – ale kto ten suk­ces two­rzy i kto z niego ko­rzy­sta? We­dług ja­kiego kry­te­rium przy­dzie­lane są miej­sca przy tym stole ob­fi­to­ści? Czy tym kry­te­rium jest płeć? Czy to na­prawdę do­sta­tek usy­piał dą­że­nia do eman­cy­pa­cji? Jak wal­czy się o swoje prawa z pod­su­nię­tym pod nos kal­ku­la­to­rem, wciąż py­ta­jąc: ile to bę­dzie kosz­to­wać?
Szwaj­carki to ko­biety pra­cu­jące, ale to wła­śnie na rynku pracy do­świad­czają naj­więk­szych nie­rów­no­ści. Za­ra­biają śred­nio o 43 pro­cent mniej niż męż­czyźni, a z wie­kiem ta prze­paść jesz­cze się po­więk­sza[1]. Co druga ko­bieta w nie­miec­ko­ję­zycz­nej czę­ści Szwaj­ca­rii przy­znaje, że nie by­łaby w sta­nie utrzy­mać się bez fi­nan­so­wego wspar­cia dru­giej osoby. Wiele z nich pra­cuje „na pro­cent” – część etatu – co jest po­strze­gane jako „ela­styczne roz­wią­za­nie dla ma­tek”. Od­se­tek ko­biet pra­cu­ją­cych w ten spo­sób po­dwaja się w gru­pie ma­tek z jed­nym dziec­kiem. Szwaj­carki pierw­sze dziecko ro­dzą śred­nio w wieku trzy­dzie­stu je­den lat, co czyni je jed­nymi z naj­star­szych ma­tek w Eu­ro­pie; co piąta ko­bieta nie de­cy­duje się na ma­cie­rzyń­stwo w ogóle.
Im wy­żej w hie­rar­chii, tym mniej ko­biet – wśród osiem­na­stu głów­nych eu­ro­pej­skich go­spo­da­rek ostat­nie trzy miej­sca pod wzglę­dem od­setka ko­biet na naj­wyż­szych sta­no­wi­skach za­rzą­dza­ją­cych i nad­zor­czych w naj­więk­szych fir­mach zaj­mują Szwaj­ca­ria, Pol­ska i Luk­sem­burg. W pu­bli­ko­wa­nym przez Świa­towe Fo­rum Eko­no­miczne wskaź­niku mie­rzą­cym glo­balną lukę gen­de­rową – bie­rze się w nim pod uwagę ta­kie czyn­niki jak ak­tyw­ność eko­no­miczna, luka pła­cowa, szanse na rynku pracy, do­stęp do edu­ka­cji i służby zdro­wia, a także re­pre­zen­ta­cję po­li­tyczną – Szwaj­ca­ria otwiera trze­cią dzie­siątkę państw. Je­śli w kraju w ogóle po­ru­sza się te­mat ubó­stwa, to naj­czę­ściej w kon­tek­ście ko­biet, na przy­kład gdy w 2019 roku oka­zało się, że z tak zwa­nych świad­czeń uzu­peł­nia­ją­cych – czyli do­datku so­cjal­nego do eme­ry­tury – ko­rzy­stało dwa razy wię­cej ko­biet niż męż­czyzn.
We wrze­śniu 2022 roku de­mo­kra­tyczna więk­szość zde­cy­do­wała o pod­nie­sie­niu wieku eme­ry­tal­nego ko­biet do sześć­dzie­sią­tego pią­tego roku ży­cia – ale gdyby sę­dziami we wła­snej spra­wie były same ko­biety, re­forma prze­pa­dłaby z kre­te­sem: od­rzu­ciło ją w re­fe­ren­dum aż dwie trze­cie gło­su­ją­cych oby­wa­te­lek.
„W szwaj­car­skich do­mach nie­wiele jest już urzą­dzeń, które li­czą so­bie wię­cej niż trzy­dzie­ści lat, oczy­wi­ście poza na­szymi żo­nami” – mówi pu­blicz­nie mi­ni­ster obrony, prze­ko­nu­jąc do wy­da­nia ko­lej­nych mi­liar­dów fran­ków na mo­der­ni­za­cję ar­mii. Pra­sowe na­główki ogła­szają, że je­dyne, czego chcą dzi­siaj stu­dentki, to bo­gaci mę­żo­wie, a współ­cze­sny fe­mi­nizm pro­wa­dzi do tego, że ko­biety są za­gu­bione i smutne. Jed­no­cze­śnie na uli­cach miast co­raz czę­ściej wi­dać męż­czyzn z wóz­kami, a pod­czas wy­bo­rów w 2019 roku do li­czą­cego 246 osób szwaj­car­skiego par­la­mentu do­stała się re­kor­dowa liczba ko­biet: 96.
W 1927 roku do Szwaj­ca­rii na sty­pen­dium wy­brała się Mi­cha­lina Gre­ko­wicz-Hau­sne­rowa, pol­ska dzien­ni­karka. W ko­re­spon­den­cji do „Dzien­nika Lwow­skiego” na­pi­sała, że mimo pew­nych za­sad de­mo­kra­tycz­nych, po­stę­po­wych urzą­dzeń, to­le­ran­cji – kraj to dziw­nie kon­ser­wa­tywny, co może idzie w pa­rze z bo­gac­twem. Wy­star­czy przy­po­mnieć, że Szwaj­ca­ria do­tych­czas nie dała ko­bie­tom prawa wy­bor­czego, a dzieje się to za­pewne nie z po­wodu ich nie­wol­nic­twa, trak­to­wa­nia ko­biet za istoty niż­szego rzędu, ale wsku­tek za­ko­rze­nio­nego kon­ser­wa­ty­zmu, po pro­stu… z przy­zwy­cza­je­nia. Kraj to za­sie­dzia­łych bur­żu­jów, któ­rzy oba­wiają się ja­kiej­kol­wiek zmiany.

 
Roz­ma­wia­łam o tym z wie­loma ko­bie­tami. Jedna z nich, Da­niela, już na wstę­pie za­strze­gła, że nie jest do­brze obe­znana z kwe­stią praw ko­biet. Miała osiem­dzie­siąt pięć lat, z czego bez głosu żyła przez po­nad trzy­dzie­ści. Kiedy przed 1971 ro­kiem za­ga­dy­wano ją w in­nych kra­jach o to, że Szwaj­car­kom wciąż nie wolno gło­so­wać, od­po­wia­dała, że dzięki temu mają wię­cej czasu – cho­ciaż sama nie miała go zbyt wiele, bo w tam­tym okre­sie dużo pra­co­wała. Uwa­żała, że prawo do gło­so­wa­nia nie było dla niej żad­nym prze­ło­mem. Na­to­miast Ka­tia, która miała pra­wie tyle samo lat, co prawo wy­bor­cze Szwaj­ca­rek, mó­wiła, że do de­mo­kra­cji doj­rze­wała. W jej domu po­li­tyka to była „mę­ska” sprawa. Sama za­częła się nią in­te­re­so­wać już jako do­ro­sła ko­bieta.
A Ca­rina, uro­dzona w Szwaj­ca­rii, która rów­ność ko­biet i męż­czyzn miała już za­pi­saną w kon­sty­tu­cji, nie wy­obraża so­bie, jak można nie ko­rzy­stać z prawa głosu. Prze­cież jej matka o nie wal­czyła.

 
W lu­tym 2021 roku Szwaj­ca­ria ob­cho­dziła pięć­dzie­się­cio­le­cie praw wy­bor­czych ko­biet. Uro­czy­sto­ści roz­cią­gały się od Ge­newy po Sza­fuzę. Ale en­tu­zjazm i ra­dość z osią­gnię­tego rów­no­upraw­nie­nia tłu­miło po­wta­rzane w kółko: „Jak wiele jest jesz­cze do zro­bie­nia…”.

ŚLI­MAK

Na opu­sto­sza­łym zwy­kle te­re­nie Vie­rer­feld na obrze­żach Berna la­tem 1928 roku wy­ro­sła wio­ska. Pro­ste białe bu­dynki, kryte spa­dzi­stymi da­chami, z da­leka przy­po­mi­nały na­mioty i wy­raź­nie od­ci­nały się od zie­leni po­bli­skiego lasu. Osada za­jęła po­wierzch­nię stu ty­sięcy me­trów kwa­dra­to­wych.
Za kon­cep­cję pro­jektu, na który zło­żyły się mniej­sze i więk­sze pa­wi­lony wy­sta­wien­ni­cze, a także pro­to­typy no­wo­cze­snych do­mów jed­no­ro­dzin­nych, od­po­wia­dała Lux Guyer z Zu­ry­chu, pierw­sza ko­bieta w Szwaj­ca­rii z wła­snym biu­rem ar­chi­tek­to­nicz­nym.
Wy­bór ar­chi­tektki nie był przy­pad­kowy. Za­pro­jek­to­wana przez Guyer za­bu­dowa miała po­słu­żyć pierw­szej Szwaj­car­skiej Wy­sta­wie Pracy Ko­biet (SAFFA), któ­rej otwar­cie za­pla­no­wano na 26 sierp­nia. Przy or­ga­ni­za­cji wy­da­rze­nia od mie­sięcy pra­co­wały przed­sta­wi­cielki trzy­dzie­stu in­sty­tu­cji ko­bie­cych w ca­łym kraju, w tym tych naj­więk­szych i naj­star­szych – Związku Szwaj­car­skich Sto­wa­rzy­szeń Ko­bie­cych i Szwaj­car­skiego Ka­to­lic­kiego Związku Ko­biet. Ce­lem wy­stawy SAFFA było za­pre­zen­to­wa­nie osią­gnięć i pod­kre­śle­nie spo­łeczno-eko­no­micz­nego zna­cze­nia pracy ko­biet w Szwaj­ca­rii. Swoim roz­ma­chem wy­stawa miała krzy­czeć: zo­bacz­cie, je­ste­śmy wszę­dzie!
Prace za­kro­jono bar­dzo sze­roko. Eks­po­zy­cja skła­dała się z czte­rech blo­ków te­ma­tycz­nych, do­ty­czą­cych ak­tyw­no­ści ko­biet w ro­dzi­nie, pracy za­wo­do­wej, na­uce i sztuce. W jed­nym z pa­wi­lo­nów za­aran­żo­wano po­kój nie­mow­lę­cia, gdzie można było zo­ba­czyć, jak pra­wi­dłowo prze­wi­jać, kar­mić i ką­pać dziecko. W in­nym miej­scu wy­stawy tra­dy­cyjna wiej­ska za­bu­dowa re­gio­nalna z wzor­co­wym ogro­dem opa­trzona zo­stała szyl­dem: „Kró­le­stwo chłopki”. W ko­lej­nym po­miesz­cze­niu, bę­dą­cym przy­kła­dem no­wo­cze­snego go­spo­dar­stwa do­mo­wego, od­wie­dza­jący mieli za­po­znać się ze spo­so­bami na prak­tyczne pro­jek­to­wa­nie kuchni. W ka­ta­logu to­wa­rzy­szą­cym wy­sta­wie ogła­szali się pro­du­cenci naj­now­szych ar­ty­ku­łów go­spo­dar­stwa do­mo­wego i środ­ków czysz­czą­cych: „SAFFA i Per­sil mają ten sam cel: oszczęd­ność ko­bie­cych sił i czasu”.
„Z piątku na so­botę nie­je­den mąż w Ber­nie nie mógł spać spo­koj­nie” – re­la­cjo­no­wała ber­neń­ska prasa to, co działo się tuż przed otwar­ciem wy­stawy. „Po ci­chym, księ­ży­co­wym wie­czo­rze przy­szła po­nura noc, z sil­nymi po­dmu­chami wia­tru z za­chodu i desz­czem bęb­nią­cym w szyby. Ko­biety cho­dziły po do­mach bez wy­tchnie­nia, za­ła­mu­jąc ręce. Czy na­prawdę otwar­cie od­bę­dzie się w desz­czu? Ale święta Pe­tro­nela naj­wy­raź­niej prze­jęła kon­trolę nad po­godą, a po­nie­waż z pew­no­ścią jest ho­no­rową człon­ki­nią ko­mi­tetu wy­stawy, w so­botni po­ra­nek słońce świe­ciło już ja­sno nad ko­lo­ro­wymi bu­dyn­kami SAFFA”.
Wy­da­rze­nie roz­po­częło się zgod­nie z pla­nem, prze­mar­szem przez ulice mia­sta wie­lo­ty­sięcz­nego ko­ro­wodu ko­biet wszel­kich pro­fe­sji i z wszyst­kich za­kąt­ków kraju. Ko­sme­tyczki i fry­zjerki szły, trzy­ma­jąc wiel­kie atrapy grze­bieni. Pe­ru­karki pre­zen­to­wały wy­roby na wła­snych gło­wach. Kraw­cowe pa­ra­do­wały w su­kien­kach w kształ­cie na­parst­ków i szpu­lek. Wóz wi­kli­nia­rek zdo­biły ręcz­nie uple­cione ko­sze i torby, a ze­gar­mi­strzek – glo­bus z przy­wie­szo­nymi na nim cza­so­mie­rzami. Pro­du­centki cy­gar dały po­kaz swo­ich umie­jęt­no­ści na żywo, a te­le­fo­nistki po­zo­wały ze swoją „kon­ku­ren­cją”, au­to­ma­tem te­le­fo­nicz­nym. Pi­lotki sa­mo­lo­tów i kie­row­czy­nie au­to­mo­bi­lów re­pre­zen­to­wały mniej „ty­powe” dla ko­biet branże – i po­wiew po­stępu.
Otwie­ra­jąc wy­stawę, ów­cze­sny mi­ni­ster go­spo­darki Ed­mund Schul­thess mó­wił: „Ży­wimy naj­więk­szą sym­pa­tię dla wszel­kich sta­rań ko­biet o udział w go­spo­darce, ży­ciu in­te­lek­tu­al­nym i kul­tu­ral­nym kraju. Je­ste­śmy prze­ko­nani, że co­raz wię­cej ob­sza­rów dzia­łal­no­ści bę­dzie sta­wać przed nimi otwo­rem. Za­da­niem męż­czyzn jest, aby w in­te­re­sie do­bra wspól­nego otwo­rzyli drogę ko­bie­tom, a tym sa­mym tchnęli w nasz na­ród nowe siły”. Ale za­raz nieco zmie­nił ton: „Pro­szę nie ob­wi­niać mnie za po­gląd, że ze względu na jej god­ność i wyż­sze po­wo­ła­nie ko­bietę na­leży chro­nić przed po­grą­że­niem się w bez­li­to­snej walce eko­no­micz­nej i w zgiełku walki po­li­tycz­nej, do któ­rych nie zo­stała stwo­rzona i prze­zna­czona”.

 
A jed­nak swoją obec­ność we wszyst­kich ob­sza­rach ży­cia spo­łecz­nego i go­spo­dar­czego „ko­bieta szwaj­car­ska” udo­wod­niła już na długo przed wy­stawą SAFFA. Wy­buch pierw­szej wojny świa­to­wej i po­wszechny po­bór do woj­ska spra­wiły, że każdy do­ro­sły i zdolny do służby męż­czy­zna pod­le­gał mo­bi­li­za­cji. Od­po­wie­dzial­ność za co­dzienne funk­cjo­no­wa­nie kraju spa­dła wtedy na ko­biety, które za­stą­piły męż­czyzn w wielu ga­łę­ziach prze­my­słu albo zo­stały prze­su­nięte tam, gdzie sta­rano się unik­nąć prze­sto­jów w pro­duk­cji.
Waż­nym pra­co­dawcą stała się ar­mia – w za­kła­dach pro­du­ku­ją­cych woj­skowe ma­te­riały ochronne ma­ski prze­ciw­ga­zowe skła­dały ko­biety, a w li­sto­pa­dzie 1916 roku po raz pierw­szy wpu­ściła ko­biety na hale pro­duk­cyjne wy­twa­rza­jąca sta­lowe kształtki firma Georg Fi­scher. Efek­tem były spa­dek wy­na­gro­dzeń i nie­za­do­wo­le­nie pra­cow­ni­ków. Do biura fa­bryki pły­nęły skargi: „Ży­czy­li­by­śmy so­bie, żeby wraz z za­koń­cze­niem wojny ten na­by­tek stąd znik­nął”.
Wojna spra­wiła, że rów­nie ważne jak za­ra­bia­nie pie­nię­dzy stało się ob­cho­dze­nie z nimi. Choć neu­tral­nej Szwaj­ca­rii nie do­tknęły znisz­cze­nia po­rów­ny­walne z tymi w in­nych kra­jach Eu­ropy, lud­ność mocno od­czuła nie­do­bory żyw­no­ści, wę­gla, pa­liwa i pro­duk­tów co­dzien­nego użytku. Ra­cjo­nalne za­rzą­dza­nie do­mem w go­spo­darce nie­do­bo­rów – za­da­nie ko­biet – na­gle stało się dzia­ła­niem w in­te­re­sie ca­łego na­rodu, po­dob­nie jak opie­ra­nie mun­du­rów i ce­ro­wa­nie skar­pet męż­czyzn sta­cjo­nu­ją­cych na gra­nicy. Za czy­stość i schlud­ność żoł­nie­rzy od­po­wie­dzialne były ich matki, sio­stry i córki. Worki z brudną i znisz­czoną bie­li­zną do­star­czała im poczta.
Ko­biety or­ga­ni­zo­wały też żoł­nie­rzom czas wolny. Na­miastką domu miały być pro­wa­dzone dla nich przez go­spo­dy­nie Sol­da­ten­stube, po­lowe świe­tlice, two­rzone tam, gdzie sta­cjo­no­wali Szwaj­ca­rzy. Można było w nich po­roz­ma­wiać, po­czy­tać ga­zetę i w spo­koju na­pi­sać list do ro­dziny. Świe­tlice miały także chro­nić męż­czyzn przed zbyt czę­stym za­glą­da­niem do knajp.
Ze wspo­mnień Szwaj­ca­rek z tam­tych cza­sów przy­wo­ła­nych w pracy dok­tor­skiej hi­sto­ryczki Re­guli Stämp­fli Mit der Schürze in die Lan­de­sver­te­idi­gung (Obrona kraju w far­tu­chach) wy­ła­nia się ob­raz żoł­nie­rzy na gra­nicy za­bi­ja­ją­cych czas grą w karty, opa­la­niem się i pa­le­niem pa­pie­ro­sów, pod­czas gdy ich żony, które zo­stały w go­spo­dar­stwach, to­nęły po uszy w ro­bo­cie, le­dwo znaj­du­jąc kilka go­dzin na sen.
Osa­mot­nione mę­żatki otrzy­my­wały po­moc od pań­stwa. Dla nie­któ­rych z nich ko­rzy­sta­nie ze wspar­cia by­wało jed­nak pu­łapką. We­dług obo­wią­zu­ją­cego wów­czas prawa wy­cho­dząc za mąż za ob­co­kra­jowca i przyj­mu­jąc jego oby­wa­tel­stwo, ko­bieta tra­ciła to szwaj­car­skie. Na wy­pa­dek roz­wodu czy śmierci męż­czy­zny ist­niały pro­ce­dury, dzięki któ­rym mo­gła je „od­zy­skać”. Pod­czas wojny wzro­sła liczba ta­kich wnio­sków, po­nie­waż skła­dały je też wdowy po cu­dzo­ziem­cach in­ter­no­wa­nych w kra­jach po­cho­dze­nia. Rada Fe­de­ralna, chcąc ogra­ni­czyć ich sta­ra­nia, za­ostrzyła pro­ce­dury, a wnio­ski ko­biet na utrzy­ma­niu pań­stwa lub „nie­cie­szą­cych się nie­ska­zi­telną opi­nią” od­rzu­cano. Zda­rzało się, że ko­biety de­por­to­wano do oj­czy­zny in­ter­no­wa­nych mę­żów. Od 1917 roku or­ga­ni­za­cje ko­biece po­ma­gały zu­bo­ża­łym Szwaj­car­kom w po­wro­tach i za­pew­nie­niu im fi­nan­so­wego wspar­cia.
Po pierw­szej woj­nie świa­to­wej przez za­chodni świat prze­szła fala de­mo­kra­ty­za­cji. Prawo głosu otrzy­my­wały ko­biety w ko­lej­nych kra­jach – Bry­tyjki, Ho­len­derki, Ir­landki, Au­striaczki, Szwedki, Czeszki, Po­lki – co roz­bu­dziło na­dzieje także wśród ak­ty­wi­stek wal­czą­cych o prawa wy­bor­cze ko­biet w Szwaj­ca­rii. „Wy­peł­nia­nie obo­wiąz­ków uza­sad­nia po­sia­da­nie praw”, ha­sło ukute jesz­cze pod­czas wojny, miało przy­po­mi­nać męż­czy­znom: przy­da­ły­śmy się, te­raz chcemy współ­de­cy­do­wać. Wiara w to, że współ­od­po­wie­dzial­ność ko­biet za funk­cjo­no­wa­nie kraju w cza­sach wojny wzmoc­niła ich po­zy­cję po­li­tyczną w cza­sach po­koju, stała się nową siłą so­li­da­ry­zu­jącą ko­biety. Przed wojną szwaj­car­skie su­fra­żystki pro­wa­dziły ra­czej po­li­tykę ma­łych kro­ków, ogra­ni­cza­jąc swoje dzia­ła­nia do lo­kal­nego po­dwórka. Fe­de­ra­lizm da­wał na­dzieję na to, że je­śli uda się wy­wal­czyć rów­no­upraw­nie­nie w jed­nym kan­to­nie, za jego przy­kła­dem pójdą ko­lejne, co po­cią­gnie za sobą de­cy­zje na szcze­blu ogól­no­kra­jo­wym.
Po woj­nie na­de­szły chude lata. W du­żych mia­stach, szcze­gól­nie tych do­tknię­tych wpro­wa­dzo­nym w kraju ra­cjo­no­wa­niem żyw­no­ści i spad­kiem re­al­nej war­to­ści płac, do­raźną po­moc fi­nan­sową od pań­stwa otrzy­mała na­wet jedna czwarta lud­no­ści. Miesz­kanki Zu­ry­chu or­ga­ni­zo­wały przed ra­tu­szem pro­te­sty prze­ciwko wy­so­kim ce­nom żyw­no­ści. Dro­ży­zna do­ty­kała wszyst­kich, spra­wiała, że ra­mię w ra­mię na ulicę wy­cho­dziły ro­bot­nice i miesz­czanki.
12 li­sto­pada 1918 roku pra­cow­nice i pra­cow­nicy fa­bryk w ca­łym kraju za­straj­ko­wali, do­ma­ga­jąc się po­prawy wa­run­ków i za­bez­pie­czeń so­cjal­nych. W strajku ge­ne­ral­nym wzięło udział po­nad 250 ty­sięcy osób. Wtedy też po­ja­wiła się pierw­sza re­alna szansa na pod­nie­sie­nie po­stu­la­tów ru­chu ko­biet. Żą­da­nie ak­tyw­nego i bier­nego prawa głosu dla ko­biet zna­la­zło się na dru­giej po­zy­cji na li­ście dzie­wię­ciu głów­nych straj­ko­wych po­stu­la­tów.
Pre­sja ulicy za­dzia­łała: dwaj po­sło­wie zło­żyli do par­la­mentu wnio­ski o re­wi­zję kon­sty­tu­cji i wpi­sa­nie do niej rów­nych praw oby­wa­tel­skich męż­czyzn i ko­biet. Rada Fe­de­ralna, szwaj­car­ska eg­ze­ku­tywa, po­trak­to­wała je jed­nak jako nie­wią­żące po­stu­laty. Na fali pro­te­stów usank­cjo­no­wano 48-go­dzinny ty­dzień pracy w fa­bry­kach, ale sprawa praw wy­bor­czych ko­biet wy­pa­dła z po­li­tycz­nej agendy.
Lata 1919–1921 były dla ru­chu praw ko­biet cza­sem za­wie­dzio­nych na­dziei. Z ini­cja­tywy so­cjal­de­mo­kra­tów w czte­rech kan­to­nach – Neu­châtel, Ba­zy­lei, Zu­ry­chu i Ge­ne­wie – do­szło do gło­so­wa­nia i we wszyst­kich męż­czyźni od­mó­wili miesz­kan­kom prawa do an­ga­żo­wa­nia się w sprawy lo­kal­nej spo­łecz­no­ści, a re­fe­ren­dalną re­to­rykę zdo­mi­no­wały teo­rie o na­tu­ral­nym po­rządku ról spo­łecz­nych. Po trium­fie prze­ciw­ni­ków praw wy­bor­czych ko­biet na jed­nym z pla­ka­tów re­fe­ren­dal­nych w kan­to­nie Neu­châtel ktoś do­pi­sał: „To my tu na­dal rzą­dzimy”.

 
Wesprzyj nas