„Jak stawić czoła dyktatorowi” to opowieść o tym, jak niewidzialna bomba zdetonowana w internecie zabija naszą wolność i demokrację.
Maria Ressa
laureatka Pokojowej Nagrody Nobla 2021
dziennikarka, która patrzy na ręce dyktatorowi
Filipinka, której wołanie usłyszał świat
Walka Marii Ressy definiuje nasze czasy. Na całym świecie trafia do więzień i zostaje zamordowanych więcej dziennikarzy niż kiedykolwiek wcześniej, odkąd zaczęto te przypadki rejestrować. Jest też dziś więcej państw autokratycznych niż demokratycznych.
„Jak stawić czoła dyktatorowi” to opowieść o tym, jak demokracja umiera godzona tysiącem cięć, historia o tym, jak niewidzialna bomba zdetonowana w internecie zabija naszą wolność. Mapuje sieć dezinformacji, która oplotła cały świat: od wojen narkotykowych na Filipinach, przez amerykański Kapitol, brytyjski brexit, rosyjską i chińską cyberwojnę, Facebooka i Dolinę Krzemową, po nasze własne „niewinne” kliknięcia i nasze własne głosy.
Nie ma większej tyranii niż ta, która działa pod osłoną prawa i w imię sprawiedliwości.
Dziennikarka Maria Ressa wierzy, że słowo ma wielką moc. Nawet gdy władze cofają jej koncesję na działalność medialną i wytaczają procesy, które mogą doprowadzić do bankructwa. Z najbardziej wpływowej reporterki w kraju staje się obiektem zmasowanej kampanii nienawiści.
W sytuacjach granicznych poznajemy charakter człowieka. Maria Ressa z całą mocą walczy o fakty w świecie postprawdy. Rzeczywistość rozumie na wyjątkowym, głębszym poziomie. Jej książka daje nam wgląd w prawdopodobne skutki najważniejszych wydarzeń XXI wieku. Noblistka, która zapłaciła ogromną cenę za rzetelne przedstawianie faktów, staje się inspiracją do światowych zmian.
– Justyna Kopińska
Obowiązkowa lektura na dzisiejsze czasy. Maria Ressa otwiera nam oczy i pokazuje, jakie zagrożenia czają się za mediami społecznościowymi. Za swoją odwagę autorka otrzymała wiele pogróżek od możnych tego świata, a później przyznano jej Pokojową Nagrodę Nobla. Warto posłuchać jej głosu.
– Witold Szabłowski
Jak stawić czoła dyktatorowi
Opowieść z pierwszej linii frontu cyfrowej wojny informacyjnej
Przekład: Tomasz Macios
Wydawnictwo Znak
Premiera: 15 lutego 2024
Przedmowa
Kiedy wyobrażasz sobie superbohatera, być może w twojej głowie nie pojawia się obraz drobnej kobiety z długopisem w dłoni, jednak dziennikarze pracujący dziś w państwach autorytarnych naprawdę potrzebują supermocy.
Codziennie narażają swoje dobre imię i ryzykują utratę wolności, a niekiedy nawet życia. Jedną z takich osób jest Maria Ressa.
Stwierdzenie, że Maria zmaga się z przeciwnościami, byłoby eufemizmem. W autokracji przeciwnikiem dziennikarza jest państwo. To ono stanowi prawo, kontroluje policję, zatrudnia prokuratorów i buduje więzienia. Dysponuje armią botów aktywnych online, aby podważać zaufanie do każdego, kogo uzna za wroga, i oczernić go. Ma moc odbierania koncesji nadawcom i blokowania witryn internetowych. Żeby przetrwać, musi przede wszystkim kontrolować przekaz. Istnienie autorytarnej władzy zależy od dbałości o to, by każda historia miała tylko jedną wersję.
Jak powiedział kiedyś słynny filozof, nie ma większej tyranii niż ta, która działa pod osłoną prawa i w imię sprawiedliwości. Jednak pod rządami prezydenta Dutertego filipińskie organy państwowe, chcąc zastraszyć domniemanych przeciwników, nie wahały się sięgać po instrumenty prawne. Władze cofnęły Marii koncesję na działalność medialną i wytoczyły procesy cywilne, które mogły doprowadzić ją do bankructwa. Dziennikarka nadal zmaga się z zalewem fałszywych zarzutów grożących jej dożywotnim więzieniem.
Nie dzieje się tak dlatego, że popełniła przestępstwo. Jedynym powodem jest to, że przywódcy w jej kraju nie chcą słyszeć krytyki. Stanęła więc przed wyborem: podporządkować się rządowi w zamian za bezpieczeństwo albo zaryzykować wszystko i wykonywać swoją pracę. Bez wahania wybrała to drugie. I wiem, że nigdy się nie podda.
Na przestrzeni dziejów niejednokrotnie próbowano brutalnie uciszać najważniejsze głosy w społeczeństwie. Gandhi, Nelson Mandela i Martin Luther King junior stanęli przed sądem, ponieważ krytykowali ówczesne władze w swoich krajach. Podczas procesu o podżeganie do buntu w Indiach Gandhi powiedział sędziemu, że nie chce litości za przeciwstawienie się rządowi depczącemu prawa człowieka: „Znalazłem się tutaj (…), by przyjąć najwyższą karę, na jaką mogę zostać skazany, i ochoczo się jej poddać”, ponieważ „odmowa współdziałania ze złem jest takim samym obowiązkiem, jak współdziałanie z dobrem”. Za te słowa trafił na dwa lata do więzienia. Dzięki niemu społeczeństwo indyjskie stało się jednak sprawiedliwsze. Mandelę aresztowano, gdy jego poglądy nie spodobały się władzom: postawiono mu zarzut zdrady stanu i w rezultacie spędził dwadzieścia siedem lat w więzieniu. Pokonał jednak zło apartheidu.
Walka Marii definiuje nasze czasy. Dane z ostatnich kilku lat pokazują, że na całym świecie trafia do więzień i zostaje zamordowanych więcej dziennikarzy niż kiedykolwiek wcześniej, odkąd zaczęto te przypadki rejestrować. Jest też dziś więcej państw autokratycznych niż demokratycznych.
Dlatego Maria nie chce opuścić kraju i robi wszystko, by oczyścić się ze stawianych jej zarzutów. Wie, że niezależny głos, taki jak jej własny, zawsze ma wartość, ale staje się niezbędny, gdy inni milczą. Jest wsparciem dla każdego, kto ośmieli się mówić. Ponieważ jeśli Marii, obywatelce Stanów Zjednoczonych i laureatce Pokojowej Nagrody Nobla, grozi więzienie za to, że wykonuje swoją pracę, to czego mogą się spodziewać inni?
W tym, że autokratycznych przywódców często nazywa się „mocarzami”, tkwi ironia. W rzeczywistości nie są oni w stanie znieść sprzeciwu ani nawet pozwolić na grę na równych warunkach. To siłę tych, którzy stawiają im czoła, należy celebrować – a wśród tych odważnych ludzi są też drobne kobiety.
Elie Wiesel ostrzegał nas, że czasem nie możemy zapobiec niesprawiedliwości, ale nigdy nie powinniśmy rezygnować ze sprzeciwu wobec niej. Dziedzictwo Marii będzie oddziaływać przez pokolenia, ponieważ nigdy nie zrezygnowała ze sprzeciwu, z prób skierowania biegu dziejów ku sprawiedliwości. Kiedy młodzi Filipińczycy będą się uczyć historii, odkryją, że pierwszą osobą z ich kraju, która otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla, była odważna dziennikarka, zdeterminowana, by powiedzieć prawdę. Mam nadzieję, że dla dobra przyszłych pokoleń zainspirują się oni jej przykładem.
Amal Clooney
Prolog
Niewidzialna bomba atomowa
Żyj (obecną) chwilą (przeszłości)
Odkąd w marcu 2020 roku w związku z pandemią rozpoczął się lockdown, emocje targają mną o wiele bardziej, niż wcześniej sobie na to pozwalałam. Czuję stłumiony gniew z powodu niesprawiedliwości, ponieważ nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się z nią pogodzić. Oto do czego doprowadziło sześć lat szykan ze strony rządu.
Mogę iść do więzienia. Do końca życia lub – jak twierdzi mój adwokat – na ponad sto lat. Z powodu zarzutów, których żaden sąd nawet nie powinien rozpatrywać. Upadek praworządności ma miejsce na całym świecie, ale ja doświadczam go osobiście. W ciągu niecałych dwóch lat władze Filipin wydały dziesięć nakazów aresztowania mnie.
Mogłabym też paść ofiarą przemocy. Czy policja, mój rząd byliby na tyle głupi, żeby mnie obrać za cel? Niestety tak. Filipińska Komisja Praw Człowieka szacuje, że na skutek brutalnej wojny narkotykowej prowadzonej przez poprzedniego prezydenta Rodriga Dutertego od 2016 do 2018 roku zginęło około dwudziestu siedmiu tysięcy ludzi1. Czy to prawda? Któż to wie? Ta statystyka jest pierwszą ofiarą walki o prawdę w moim kraju. W 2018 roku zaczęłam chodzić poza domem w kamizelce kuloodpornej.
Przemoc w internecie to przemoc w świecie rzeczywistym. Zostało to udowodnione przez liczne badania i wiele tragicznych wydarzeń na świecie. Codziennie staję się celem ataków online, podobnie jak tysiące innych dziennikarzy, aktywistów, liderów opozycji i niczego niepodejrzewających obywateli tutaj i na całej kuli ziemskiej.
Jednak kiedy się budzę i wyglądam przez okno, wypełnia mnie energia. Wstępuje we mnie nadzieja. Widzę, że w tych mrocznych czasach mimo wszystko będziemy mogli odbudować nasze społeczeństwa, zaczynając od tego, co mamy przed nosem – tego, co sami możemy zmienić.
Świat, który kiedyś znaliśmy, legł w gruzach. Teraz musimy podjąć decyzję, co chcemy stworzyć.
Nazywam się Maria Ressa. Jestem dziennikarką od ponad trzydziestu sześciu lat. Urodziłam się na Filipinach, dorastałam i zdobyłam wykształcenie w New Jersey, a po studiach, pod koniec lat osiemdziesiątych wróciłam do kraju. Związałam się zawodowo z CNN, w latach dziewięćdziesiątych stworzyłam i prowadziłam dwa oddziały tej stacji w Azji Południowo-Wschodniej. To była epoka świetności CNN i ekscytujący czas dla międzynarodowych dziennikarzy. Z mojego punktu obserwacyjnego w Azji Południowo-Wschodniej widziałam na własne oczy dramatyczne wydarzenia, które często zapowiadały to, co się stanie na całym świecie: narodziny ruchów demokratycznych w byłych krajach kolonialnych, przerażający rozwój islamskiego terroryzmu na długo przed 11 września, nową klasę demokratycznie wybranych despotów zmieniających swoje kraje w quasi-dyktatury, i niesamowitą obietnicę i siłę mediów społecznościowych, które niestety odegrają wkrótce kluczową rolę w zniszczeniu wszystkiego, co jest mi drogie.
W 2012 roku wraz z innymi dziennikarzami założyłam na Filipinach internetowy serwis informacyjny Rappler. Miałam ambicję stworzenia w moim kraju nowego standardu dziennikarstwa śledczego, które wykorzysta platformy mediów społecznościowych do budowy wspólnot działania na rzecz lepszych rządów i silniejszej demokracji. W tamtym czasie szczerze wierzyłam w zdolność mediów społecznościowych do czynienia dobra na świecie. Korzystając z Facebooka i innych platform, mogliśmy pozyskiwać od ich użytkowników najświeższe informacje, znajdować kluczowe źródła i wskazówki, wspólnie działać na rzecz praworządności i przeciw zmianom klimatycznym, a także pomagać w poszerzaniu wiedzy wyborców i zachęcać ich do uczestnictwa w wyborach. Szybko odnieśliśmy sukces, ale w piątym roku istnienia Rapplera przestano chwalić nasze pomysły i staliśmy się celem ataków rządu – tylko dlatego, że nadal wykonywaliśmy swoją dziennikarską pracę: mówiliśmy prawdę i rozliczaliśmy władze.
W Rapplerze demaskowaliśmy korupcję i manipulację nie tylko w rządzie, ale coraz częściej także w firmach technologicznych, które powoli zdominowały nasze życie. Od 2016 roku zaczęliśmy nagłaśniać bezkarność na dwóch frontach: wojny narkotykowej prezydenta Rodriga Dutertego i Facebooka Marka Zuckerberga.
Pozwólcie, że powiem wam, dlaczego reszta świata powinna zwrócić uwagę na to, co dzieje się na Filipinach: rok 2021 był szóstym z rzędu, kiedy Filipińczycy – spośród wszystkich ludzi na całym globie – spędzili najwięcej czasu w internecie oraz w mediach społecznościowych2. Mimo niskiej prędkości transferu danych w 2013 roku mieszkańcy mojego kraju umieścili na YouTubie najwięcej filmów, przodowali także w pobieraniu ich z tego serwisu. Cztery lata później 97 procent obywateli Filipin korzystało z Facebooka. Kiedy w 2017 roku powiedziałam o tych statystykach Markowi Zuckerbergowi, przez chwilę milczał. „Poczekaj, Mario – odpowiedział w końcu, patrząc mi prosto w oczy – a co robi pozostałe 3 procent?”
Wtedy rozbawił mnie ten niewyszukany żart. Teraz już się nie śmieję.
Przykład Filipin pokazuje, jak przerażający wpływ media społecznościowe mogą wywrzeć na instytucje państwa, jego kulturę i umysły mieszkańców3. Wszystko, co się rozwija w moim kraju, ostatecznie dotrze do innych części globu – jeśli nie jutro, to za rok lub dwa lata. Już w 2015 roku pojawiły się doniesienia o filipińskich farmach kont weryfikowanych telefonicznie, czyli PVA, w mediach społecznościowych. W tym samym roku raport pokazał, że większość polubień strony Donalda Trumpa na Facebooku pochodziła spoza Stanów Zjednoczonych i że jeden na dwudziestu siedmiu obserwujących ją mieszkał na Filipinach.
Moim nieustannym staraniom, by ostrzec świat przed tym, jak media społecznościowe niszczą demokrację i naszą wspólną rzeczywistość, towarzyszy niekiedy wrażenie, jakbym była Syzyfem i Kasandrą w jednej osobie.
Ta książka stanowi próbę pokazania wszystkim, że brak praworządności w wirtualnym świecie jest druzgocący. Żyjemy tylko w jednej rzeczywistości, a upadek rządów prawa w wielu krajach został wywołany brakiem demokratycznej wizji internetu w XXI wieku. Bezkarność online w naturalny sposób doprowadziła do bezkarności offline, niszcząc istniejące mechanizmy kontroli i równowagi. W minionej dekadzie byłam świadkiem działania niemal boskiej mocy technologii i udokumentowałam to, jak zaraża ona każdego z nas wirusem kłamstw, nastawiając jednych przeciw drugim, rozbudzając, a nawet wywołując nasze lęki, gniew i nienawiść, oraz jak przyspiesza dojście do władzy autorytarnych przywódców i dyktatorów na całym świecie.
Nazwałam to zjawisko „śmiercią demokracji przez tysiąc cięć”. Platformy, które dostarczają potrzebnych nam wiadomości, nie promują faktów. Już w 2018 roku badania wykazały, że kłamstwa podszyte gniewem i nienawiścią rozprzestrzeniają się szybciej i docierają dalej niż fakty4. Bez faktów nie ma prawdy. Bez prawdy nie ma zaufania. Bez wszystkich tych trzech elementów nie może istnieć wspólna rzeczywistość, demokracja, jaką znamy, staje się martwa, a wszelkie znaczące ludzkie przedsięwzięcia tracą sens.
Trzeba działać szybko, zanim demokracja umrze. W niniejszej książce pokazuję odkrywanie wartości i zasad, jakimi rządzą się nie tylko dziennikarstwo i technologia, ale także wspólne działania, które należy podjąć, by wygrać bitwę o fakty. Ten proces eksploracji jest bardzo osobisty. Dlatego każdy rozdział napisałam z perspektywy mikro i makro, ukazując moje własne doświadczenie i szerszy obraz. Pokażę proste założenia, jakimi kierowałam się w podejmowaniu decyzji, które z czasem stały się instynktowne, ale przemyślane i prowadziły do nowych doświadczeń „obecnej chwili przeszłości”.
W 2021 roku zostałam jedną z dwojga dziennikarzy nagrodzonych Pokojową Nagrodą Nobla. Ostatni raz przedstawiciel naszego zawodu otrzymał to wyróżnienie w 1935 roku. Jej laureat, niemiecki reporter Carl von Ossietzky, nie mógł jej odebrać, ponieważ gnił w nazistowskim obozie koncentracyjnym. Honorując mnie i Dmitrija Muratowa z Rosji, Norweski Komitet Noblowski zasygnalizował, że świat znajduje się w podobnym do lat trzydziestych XX wieku momencie historycznym, kolejnym punkcie krytycznym dla demokracji. W wykładzie noblowskim powiedziałam, że w naszym ekosystemie informacyjnym wybuchła niewidzialna bomba atomowa, że platformy technologiczne dały geopolitycznym mocarstwom sposób na to, by manipulować każdym z nas indywidualnie5.
Zaledwie cztery miesiące po ceremonii wręczenia Nagrody Nobla Rosja napadła na Ukrainę, uzasadniając to narracją, którą rozpowszechniała w internecie od momentu zajęcia Krymu i osadzenia tam marionetkowych władz w 2014 roku6. Jaką taktykę zastosowano? Tłumienie informacji, a potem zastępowanie ich kłamstwami. Zaciekle atakując fakty swoją tanią cyfrową armią, Rosjanie wymazali prawdę i w rezultacie zastąpili wyciszoną narrację własnym przekazem, głosząc, że Krym dobrowolnie poddał się rosyjskiej kontroli. Stworzyli fikcyjne konta online, rozmieścili armie botów i wykorzystali słabe punkty mediów społecznościowych, aby oszukać prawdziwych ludzi. Na posiadanych przez Amerykanów platformach, nowych światowych strażnikach informacji, te działania wywołały większe zaangażowanie, przynosząc im więcej pieniędzy. Cele gatekeeperów i agentów dezinformacji okazały się zbieżne.
Wtedy po raz pierwszy zdaliśmy sobie sprawę z istnienia taktyk wojny informacyjnej, które wkrótce zostaną wykorzystane na całym świecie, od Dutertego, przez brexit i Katalonię, po podważanie wyniku przegranych przez Donalda Trumpa wyborów prezydenckich. Osiem lat później, 24 lutego 2022 roku, Władimir Putin, używając tych samych technik i narracji, które rozsiewał, by zająć Krym, najechał Ukrainę. Oto w jaki sposób dezinformacja – oddolna i odgórna – może sfabrykować całkiem nową rzeczywistość.
Niecałe trzy miesiące później Filipiny runęły w przepaść. W wyborach przeprowadzonych 9 maja 2022 roku mój kraj głosował na następcę Dutertego. Choć wystartowało dziesięciu kandydatów na prezydenta, naprawdę liczyło się tylko dwoje: liderka opozycji i wiceprezydentka Leni Robredo i Ferdinand Marcos junior, jedyny syn i imiennik dyktatora Ferdinanda Marcosa, który w 1972 roku ogłosił stan wojenny i utrzymywał się przy władzy przez blisko dwadzieścia jeden lat. Marcosa, największego z kleptokratów, oskarżono o kradzież 10 miliardów dolarów obywatelom Filipin, zanim ostatecznie został obalony przez rewolucję siły ludu w 1986 roku.
W wyborczy wieczór Marcos junior wcześnie objął prowadzenie i nigdy go nie stracił7. O godzinie 20.37, kiedy podano wyniki z 46,93 procent okręgów wyborczych, Marcos miał 15,3 miliona głosów, a Robredo – 7,3 miliona. O 20.53, kiedy przekazano dane z 53,5 procent okręgów, Marcos miał 17,5 miliona, Robredo – 8,3 miliona; o 21.00 w 57,76 procent okręgów Marcos miał 18,98 miliona głosów, a Robredo – 8,98 miliona.
Tak to się kończy, powiedziałam sobie tego wieczoru. Wybory były modelowym przykładem wpływu dezinformacji i nieustannych operacji informacyjnych w mediach społecznościowych, które od 2014 do 2022 roku zmieniły Marcosa z pariasa w bohatera. Sieci dezinformacyjne nie pochodzą tylko z Filipin, ale nierzadko są także częścią większych, globalnych, takich jak ta z Chin usunięta przez Facebook w 2020 roku8. Na naszych oczach przyczyniły się one do zmiany historii.
Począwszy od mojej mowy wygłoszonej pod koniec 2021 roku po otrzymaniu Pokojowej Nagrody Nobla, wielokrotnie powtarzałam, że ten, kto wygra wybory, zdecyduje nie tylko o naszej przyszłości, ale także o naszej przeszłości. Nie można mieć uczciwych wyborów, jeśli brakuje uczciwie przedstawianych faktów.
Fakty przegrały. Historia przegrała. Marcos wygrał.
W porównaniu z innymi ludźmi, którzy się ukrywają, są na wygnaniu czy w więzieniu, mam szczęście. Jedyną obroną dziennikarza jest rzucenie światła na prawdę, by ujawnić kłamstwo – i nadal mogę to robić. Tak wielu innych prześladowanych przez bezkarne rządy pozostaje w cieniu, ponieważ nie są rozpoznawalni i nie mają wsparcia. Wspólniczką tej opresyjnej władzy jest technologia, cichy nuklearny holokaust w naszym ekosystemie informacyjnym. Musimy potraktować jego następstwa tak, jak świat zareagował na katastrofę II wojny światowej: ustanowić instytucje i porozumienia, takie jak NATO, Organizacja Narodów Zjednoczonych i Powszechna Deklaracja Praw Człowieka. Dziś potrzebujemy nowych globalnych organizacji i umocnienia wartości, które cenimy.
Stoimy na gruzach dawnego świata i musimy być dalekowzroczni i odważni, by wyobrazić sobie i stworzyć nowy, taki, jaki powinien być: bardziej współczujący, bardziej sprawiedliwy, bardziej zrównoważony. Świat zabezpieczony przed faszystami i tyranami.
To moja droga do tego celu, ale ty także powinieneś do niego dążyć, drogi czytelniku.
Demokracja jest krucha. Musisz walczyć o każdy jej kawałek, o każde prawo, o każdą gwarancję, każdą instytucję, każdą opowieść. Musisz wiedzieć, jak niebezpieczne bywa dla niej nawet najmniejsze cięcie. Dlatego mówię do nas wszystkich: nie możemy dać się złamać. To właśnie tego wielu ludzi Zachodu uznających demokrację za coś oczywistego powinno uczyć się od nas. Tę książkę powinien przeczytać każdy, kto uważa demokrację za coś danego raz na zawsze, a napisała ją osoba, która nigdy by tak nie pomyślała.
To, co robisz, ma znaczenie w tej „obecnej chwili przeszłości”, kiedy pamięć można tak łatwo zmienić. Proszę, zadaj sobie to samo pytanie, na które odpowiedzi szukam codziennie wraz z moim zespołem:
Co ty jesteś w stanie poświęcić dla prawdy?
1 H. Johnson, C. Giles, Philippines Drug War: Do We Know How Many Have Died?, BBC, 12.11.2019, https://www.bbc.com/news/world-asia-50236481.
2 K. Chua, PH Remains Top in Social Media, Internet Usage Worldwide – Report, Rappler, 28.01.2021, https://www.rappler.com/technology/internet-culture/hootsuite-we-are-social-2021-philippines-top-social-media-internet-usage. Światowy roczny raport jest dostępny tutaj: https://wearesocial.com/digital-2021. Raport poświęcony Filipinom można znaleźć pod adresem: https://wearesocial.com/digital-2021.
3 C. Silverman, The Philippines Was a Test of Facebook’s New Approach to Countering Disinformation. Things Got Worse, Buzzfeed, 7.08.2019, https://www.buzzfeednews.com/article/craigsilverman/2020-philippines-disinformation.
4 P. Dizikes, Study: On Twitter, False News Travels Faster Than True Stories, MIT News, 8.03.2018, https://news.mit.edu/2018/study-twitter-false-news-travels-faster-true-stories-0308.
5 Mowa noblowska Marii Ressy, https://www.nobelprize.org/prizes/peace/2021/ressa/lecture/.
6 Oto konkretny przykład tego, jak urzędnik państwowy może odgórnie scementować sfabrykowaną rzeczywistość: 3 maja 2014 roku minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow podczas przemowy na sesji Rady Bezpieczeństwa ONZ stwierdził: „wszyscy dobrze wiemy, kto stworzył kryzys w Ukrainie i jak to zrobił (…) zachodnioukraińskie miasta były okupowane przez uzbrojonych nacjonalistycznych radykałów, którzy posługiwali się ekstremistycznymi hasłami antyrosyjskimi i antysemickimi (…). Słyszymy o żądaniach, by ograniczyć używanie języka rosyjskiego lub karać za posługiwanie się nim”. Nie powiedział jednak, że zaledwie dzień wcześniej fałszywe konto, wspomagane przez sieć innych kont, zaszczepiło dokładnie tę samą narrację. Na koncie na Facebooku, które nie miało obserwujących ani znajomych, utworzonym 2 maja 2014 roku, w chwili wybuchu gwałtownych starć między prorosyjskimi separatystami i zwolennikami niepodległej Ukrainy, pojawił się wpis brzmiący niemal identycznie jak wypowiedź ministra spraw zagranicznych Rosji następnego dnia w ONZ. Była to relacja dra Igora Rozowskiego o tym, jak ukraińscy nacjonaliści uniemożliwili mu opatrzenie rannego człowieka i grozili, że „Żydów w Odessie spotka ten sam los”; relacja stała się viralowa i została „cudownie” przetłumaczona na inne języki. Na dodatek dopisał: „nic takiego nie zdarzyło się w moim mieście nawet pod faszystowską okupacją”. Ludzie na całym świecie uwierzyli w ten fałszywy post ze sfabrykowanego konta, co w połączeniu z przemówieniem Ławrowa pokazało siłę oddolnych i odgórnych działań w kształtowaniu globalnej rzeczywistości.
7 2022 National Results, Rappler, https://ph.rappler.com/elections/2022/races /president-vice-president/results.
8 B. Nimmo, C.S. Eib, L. Ronzaud, Operation Naval Gazing, Graphika, 22.09.2020, https://graphika.com/reports/operation-naval-gazing.
Część I
Powrót do domu. Władza, prasa i Filipiny
1963–2004
Rozdział 1
Złota zasada
Wybierz to, co może cię czegoś nauczyć
Nie wiesz, kim jesteś, dopóki nie musisz walczyć o swoją tożsamość.
Jak podejmujesz decyzję, o co walczyć? Czasami to nie jest twój wybór. Docierasz do tego, żyjąc na swój sposób, ponieważ to suma wszystkich twoich wyborów doprowadza cię do tego punktu. Jeśli masz szczęście, wcześnie zdajesz sobie sprawę, że każda podjęta przez ciebie decyzja odpowiada na zadawane sobie przez nas wszystkich pytanie: jak nadać swojemu życiu znaczenie? Nie jest ono czymś, na co przypadkiem wpadasz, ani czymś, co ktoś ci daje; budujesz je przez każdy dokonany wybór, podjęte zobowiązanie, ludzi, których kochasz, i drogie ci wartości.
Moje życie mogę podzielić na dekady. Kiedy miałam dziesięć lat, nastąpiły w nim dramatyczne zmiany; kolejne dziesięciolecie wypełniały eksploracje i odkrycia. W wieku dwudziestu lat wszystko sprowadzało się do wyborów: co robić po studiach, gdzie zamieszkać, dla kogo pracować, kogo i jak kochać. Po trzydziestce koncentrowałam się na rozwijaniu umiejętności w dziedzinie, która stanie się moim powołaniem – dziennikarstwie – i nieodłącznym od niej misji: poszukiwaniu sprawiedliwości. W każdym okresie mojego życia ważne miejsce zajmowała ciężka praca – jedyna rzecz zależna od mojej woli.
Kiedy skończyłam czterdzieści lat, nadeszły sukcesy zawodowe, a także narzucony samej sobie ostateczny termin wyboru domu i zaangażowanie się w sprawy Filipin. Teraz, w piątej dekadzie życia, skupiam się na ponownym odkrywaniu siebie i aktywizmie: otwarcie wyrażam swoje najgłębsze przekonania. Sądzę, że można by te ostatnie lata nazwać czasem mojego „coming outu” – wystąpienia przeciw bezczelnym nadużyciom władzy i dokonywanym na jej zlecenie zabójstwom, przeciwko ciemnej stronie technologii, czasem deklarowania swoich poglądów politycznych i ujawnienia orientacji seksualnej.
Urodziłam się 2 października 1963 roku w drewnianym domu w Pasay City w Manili na Filipinach, rozległym archipelagu różnych języków i kultur zjednoczonych przez Kościół katolicki. Było to społeczeństwo feudalne zdominowane przez oligarchów, którzy otrzymywali swoje ziemie podczas hiszpańskich rządów kolonialnych. Po zakończeniu wojny hiszpańsko-amerykańskiej w 1898 roku na mocy traktatu paryskiego Hiszpania oddała Filipiny Stanom Zjednoczonym. Rok później rozpoczęła się wojna nazywana przez Filipińczyków filipińsko-amerykańską, przez długi czas będąca tylko przypisem w podręcznikach historii Stanów Zjednoczonych, w których określano ją jako „powstanie”1.
W Ameryce był to czas „objawionego przeznaczenia”. Rudyard Kipling opublikował swój słynny imperialistyczny wiersz Brzemię białego człowieka, by zachęcić Amerykanów do rządzenia Filipinami w 1899 roku. Robili to do 1935 roku, kiedy ten kraj stał się suwerenną wspólnotą. Jego konstytucja, którą musiał zatwierdzić prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin D. Roosevelt, była wierną kopią amerykańskiej ustawy zasadniczej. Jak mówi dowcip o epoce rządów kolonialnych, Filipiny spędziły trzysta lat w klasztorze i pięćdziesiąt lat w Hollywood.
W 1964 roku mój dwudziestoletni ojciec Manuel Phil Aycardo zginął w wypadku samochodowym. Miałam wtedy rok, a moja mama Hermelina była w ciąży z moją siostrą Mary Jane.
Mama zabrała nas od rodziny mojego ojca i wraz z siostrą zamieszkałyśmy w niedokończonym domu z prababcią, która śmierdziała alkoholem, ale opiekowała się nami. Byłyśmy tak biedne, że myłyśmy zęby solą i ciągle martwiłyśmy się o to, jak zdobyć następny posiłek. Prawdziwą ucztę miałyśmy w dniu wypłaty, kiedy mama w żółtym mundurku urzędniczki Departamentu Pracy wracała do domu z pudełkiem Kentucky Fried Chicken.
Kiedy miałam pięć lat, ponownie wybuchły rodzinne waśnie i mama wyjechała do Stanów Zjednoczonych, by dołączyć do swojej matki, która niedawno przeprowadziła się do Nowego Jorku. Moja mama miała dwadzieścia pięć lat, kiedy 28 kwietnia 1969 roku wysiadła na ląd w San Francisco. Ja z siostrą zamieszkałam u rodziców ojca na Times Street w Quezon City w Regionie Stołecznym, spokojnej, skromnej dzielnicy klasy średniej z domami oddalonymi od jezdni.
Babcia ze strony ojca, Rosario Sunico, była głęboko religijna i pomogła ukształtować mój system wartości. Opowiadała mi historie o moim tacie: młodym, inteligentnym, utalentowanym pianiście z rodziny muzyków. To ona nauczyła mnie być pilną w szkole i wpoiła nawyk odkładania przyjemności na później: drobne, które udawało mi się zaoszczędzić z kieszonkowego, trafiały do butelki, a my obserwowałyśmy, jak się zapełnia. Babcia próbowała także kształtować moje spojrzenie na świat. Powiedziała mi, że moja matka nie jest dobra i że wyjechała do Ameryki, by zostać prostytutką.
Wprawiało mnie to w zakłopotanie, zwłaszcza podczas odwiedzin mamy. Przyjeżdżała przynajmniej raz w roku i zatrzymywała się u nas, wywracając nasze gospodarstwo domowe do góry nogami. Choć byłam jeszcze dzieckiem, wyczuwałam napięcie między matką a babcią i wyraźną rywalizację między nimi, która często zmuszała mnie do opowiedzenia się po jednej ze stron, czego nie chciałam robić.
Przelatują mi przez głowę czarno-białe wspomnienia z tamtych wizyt: siedzenie w łóżku z mamą i siostrą, kiedy miałam jakieś siedem czy osiem lat. Matka była olśniewająca: drobna, piękna, zawsze roześmiana. Kiedyś rozmawiała z moją siostrą i przypomniało mi się nowe słowo, którym chciałam się popisać. Zaczekałam na odpowiedni moment, po czym się odezwałam.
„Niesamowite!” – krzyknęłam. Na chwilę zapadła cisza i mama wybuchnęła śmiechem. Potem mnie przytuliła.
Chodziłam do katolickiej szkoły żeńskiej, Kolegium św. Scholastyki, założonej i prowadzonej przez niemieckie misjonarki benedyktynki. Zostałam umieszczona w pilotażowej klasie, w której program nauczania realizowano w przyspieszonym tempie. Ja i koleżanki dobrze wypadłyśmy na testach i uznano nas za „mądrzejsze” od innych dzieci. W każdym razie wraz z jedną z moich przyjaciółek, Twink Macaraig, śmiałyśmy się z tego.
Wszystko skończyło się w dniu, w którym mama porwała moją siostrę i mnie ze szkoły. Kiedy weszłam do klasy i ostre promienie słońca wpadły przez okna, dzień wydawał się taki sam jak każdy inny. Odłożyłam tornister i podniosłam blat drewnianego biurka. Wtedy usłyszałam głos wołający moje imię. „Mary Ann!”
Tylko najbliżsi krewni tak mnie nazywali. Był to skrót moich dwóch imion: Maria Angelita. Zaskoczona, spojrzałam przed siebie i zobaczyłam mamę z dyrektorką szkoły, siostrą Gracią, stojące przed klasą. Podeszły do mojego biurka i pomogły mi włożyć rzeczy z powrotem do tornistra. Wychodząc, popatrzyłam na przyjaciółki. Wszystkie wbijały we mnie wzrok.
Poszłyśmy do klasy mojej siostry. Czekała na zewnątrz z siostrą mamy, Mencie Millonado, i inną nauczycielką, również zakonnicą. Zobaczywszy mamę, Mary Jane pobiegła ją przytulić. W tej chwili byłyśmy już same na korytarzu. Mary Jane i mama płakały. Potem usłyszałam, jak mama wymamrotała pod nosem, że zamierza nas zabrać do Ameryki.
Pamiętam, że w tym momencie rozejrzałam się po szkole i instynktownie poczułam, że nic już nie będzie takie samo. W takich chwilach człowiek szuka czegoś, czego można się złapać. Przypomniałam sobie o książce z biblioteki w tornistrze, której termin zwrotu mijał nazajutrz.
Gdy szłyśmy do bramy, zatrzymałam się na środku dziedzińca, wskazałam na bibliotekę i zapytałam mamę, czy możemy oddać książkę. „Zrobimy to innym razem” – odpowiedziała.
Przy chodniku stał zaparkowany samochód, do którego wsiadłyśmy. Gdy tylko się usadowiłyśmy, mama przedstawiła nas mężczyźnie na przednim siedzeniu pasażera. „Mary Ann, Mary Jane – powiedziała – to jest wasz nowy ojciec”.
Wszystko może się zmienić w jednej chwili.
Nigdy nie wróciłam do domu babci ani do szkoły. Jednego dnia były całym moim światem. Następnego dnia zniknęły. Drzwi do tego świata zostały na zawsze zamknięte i otworzyła się nowa rzeczywistość. Miałam dziesięć lat.
Po jakichś dwóch tygodniach lecieliśmy już samolotem Northwest Airlines, który miał międzylądowanie na Alasce. Był 5 grudnia 1973 roku. Patrzyłam przez okno samolotu i obiecałam sobie zapamiętać tę datę. Nie wiedziałam, co nas czeka, ale wtedy Mary Jane i ja po raz pierwszy w życiu zobaczyłyśmy śnieg.
Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku im. Johna F. Kennedy’ego w Nowym Jorku, było ciemno i przeraźliwie zimno – nigdy wcześniej nie czułam tak przenikliwego chłodu. Mój ojczym zabrał nasze walizki. Wciąż nie mogłam się zdecydować, jak mam go nazywać w myślach, mimo że mama kazała mi do niego mówić „tato”, a ciotka Mencie zasugerowała: „Spróbuj »tato Peterze«”. Kiedy byliśmy jeszcze w Manili, ktoś poprosił o zrobienie sobie z nim zdjęcia. „Myślą, że jest Elvisem Presleyem” – wyszeptała mama.
Na parkingu pod lotniskiem wsiedliśmy do ciemnoniebieskiego volkswagena garbusa. Podczas półtoragodzinnej jazdy na południe moja siostra i ja po raz pierwszy poczułyśmy ogrzewanie samochodowe. Po podróży, która zaczęła się po drugiej stronie świata ponad dwadzieścia cztery godziny wcześniej, dotarliśmy do celu – podmiejskiego domu na nowo wybudowanym osiedlu w Toms River, w stanie New Jersey. Wypakowaliśmy bagaże. Zostawiłam idealne ślady w płytkim śniegu na podjeździe.
Potem wraz z siostrą weszłyśmy do naszego nowego domu. Mama i mój nowy tata wyjaśnili później, że złoży on wniosek, by nas adoptować i formalnie zmienić nasze nazwisko na „Ressa”.
Opuściłam kraj pogrążony w chaosie. Nieco ponad rok wcześniej, 21 września 1972 roku prezydent Ferdinand Marcos ogłosił stan wojenny, zamykając największą stację telewizyjną ABS-CBN, która zawsze stanowiła centrum władzy mediów. Jednoosobowe rządy Marcosa oznaczały nową erę dla Filipin, do tej pory rozwijających się pod przemożnym wpływem Stanów Zjednoczonych. „Podbój terytorialny rozpoczął się i zakończył na Filipinach” – napisał mój przyjaciel Stanley Karnow w swoim imponującym dziele In Our Image: America’s Empire in the Philippines. „Amerykanie zaniedbali stworzenie skutecznej i bezstronnej administracji (…). Filipińczycy zwracali się więc o pomoc do polityków zamiast do urzędników, a ta praktyka sprzyjała klientelizmowi i korupcji”2.
Feudalny klientelizm i wszechobecna korupcja nigdy nie znikną z Filipin. Marcos, po raz pierwszy wybrany w 1965 roku w czasie poważnych problemów gospodarczych, został pierwszym i jedynym prezydentem Filipin, który sprawował ten urząd przez dwie kadencje. Prowadził kampanię, odwołując się do tożsamości narodowej i uniezależnienia się od Stanów Zjednoczonych.
Po ogłoszeniu przez Marcosa stanu wojennego Kongres ratyfikował konstytucję z 1973 roku, nadal wzorowaną na konstytucji Stanów Zjednoczonych, ale z poprawkami zapewniającymi Marcosowi władzę. Ustawa zasadnicza została później zatwierdzona przez Sąd Najwyższy, pozwalając Marcosowi „legalnie” skonsolidować i utrzymać rządy przez następne czternaście lat, które spędziłam w nowej rzeczywistości w Stanach Zjednoczonych.
Nasza rodzina wierzyła w Amerykę: ciężko pracujesz, płacisz podatki i dostajesz to, na co zasługujesz. Świat jest sprawiedliwy – to w założeniu oferowała umowa społeczna. Moi rodzice przeżyli jej erozję na przestrzeni dziesięcioleci. Wiem, co się dzieje z ludźmi, gdy rośnie niepewność i strach, kiedy ci, którzy ciężko pracują i przestrzegają zasad, czują się oszukani, gdy łamane są obietnice.
W rzeczywistości mediów społecznościowych i operacji informacyjnych ci sami ludzie stają się łatwym celem – wierzą w kłamstwa.
Peter Ames Ressa urodził się w Nowym Jorku jako Amerykanin włoskiego pochodzenia w drugim pokoleniu. Porzucił szkołę, gdy miał szesnaście lat, aby pomóc swojej rodzinie związać koniec z końcem, a następnie znalazł pracę w banku inwestycyjnym Brown Brothers Harriman & Co., gdzie zaczął od wprowadzania danych i mozolnie wspinał się po stopniach kariery. Zanim przeszedł na emeryturę, dotarł do stanowiska starszego menedżera IT do spraw komputerów typu mainframe, a potem pracował jeszcze w IBM. Swoją karierę zawdzięczał ciężkiej pracy oraz niezwykłej zdolności do zapamiętywania najdrobniejszych szczegółów.
Peter i moja matka poznali się, dosłownie wpadając na siebie na ulicy w Nowym Jorku. W 1972 roku po około dwóch latach chodzenia ze sobą wzięli ślub, a rok później urodziła się moja siostra Michelle. Zaledwie tydzień po jej przyjściu na świat rodzice poprosili moją ciocię Annie, aby zaopiekowała się ich nowo narodzonym dzieckiem i wsiedli do samolotu do Manili, żeby zabrać Mary Jane i mnie. Dla mamy była to zarówno trudna, jak i zwycięska podróż.
Peter i Hermelina byli niezwykłą parą, z czego zdawały sobie sprawę wszystkie ich dzieci; rodzice w jakiś sposób przez cały czas pozostawali w centrum naszej uwagi. W tamtych latach patrzyłam na Stany Zjednoczone głównie przez pryzmat tych pracowitych, ujmujących ludzi: wychodzili z domu przed świtem, by przez dwie godziny jechać do pracy w Nowym Jorku, i wracali po zmroku. Pracowali bez ustanku.
W pewnym momencie, aby zaoszczędzić pieniądze, mama zaczęła nam szyć ubrania, ale potem zdała sobie sprawę, że czas, jaki temu poświęcała, nie był wart tych kilku dolarów. Zanim urodziła mojego brata Petera Amesa juniora i najmłodszą siostrę Nicole, co roku w sierpniu chodziłyśmy na zakupy przed rozpoczęciem roku szkolnego, pchałyśmy wózek w Grand Union, Sears i innych tanich sklepach. Wiedziałam, jak znaleźć najtańsze ubrania i buty.
W tym czasie firma mojego ojca opłacała jego edukację, umożliwiając mu ukończenie szkoły średniej. Kiedy ja chodziłam do liceum, on uczył się w wieczorowym college’u. Dopiero później zdałam sobie sprawę, jak wiele moi rodzice poświęcili, aby zapewnić nam lepszy start. Chcieli, by ich dzieci miały dobre życie i chodziły do dobrych szkół – i tak się stało.
Kiedy jako trzecioklasistka weszłam do sali lekcyjnej w dużej, zbudowanej z czerwonej cegły szkoły podstawowej Silver Bay, mierzyłam metr dwadzieścia siedem i byłam najniższa w klasie – i jako jedyna miałam brązowy kolor skóry. Chociaż mówiłam po angielsku, w domu posługiwałam się językiem tagalog, czyli filipińskim. Ze zdumieniem patrzyłam na głośnych, pewnych siebie kolegów i koleżanki z klasy i szokowało mnie to, jak niegrzecznie odnosili się do naszego nauczyciela.
Ucieszyłam się, widząc, że moja nowa szkoła – podobnie jak Kolegium św. Scholastyki na Filipinach – korzystała z SRA Reading Lab, jednego z pierwszych spersonalizowanych programów do nauki czytania, pisania i rozumienia tekstu, który pozwalał uczniom przyswajać materiał we własnym tempie. Lubiłam stawiać sobie wyzwania i rywalizować z koleżankami, więc zrobiłam dość duże postępy w filipińskiej szkole. Kiedy w nowej klasie odbierałam kartę SRA używaną do sprawdzania umiejętności czytania ze zrozumieniem, jedno z najwyższych i najgłośniejszych dzieci oznajmiło pozostałym, że otwarto dla mnie pudełko z zupełnie nowego działu, z którego żaden inny uczeń jeszcze nie korzystał. W tej chwili wszyscy dowiedzieli się o moim stopniu zaawansowania w nauce.
Z natury jestem nieśmiała, introwertyczna. Przeprowadzka i nowe życie w Ameryce były dla mnie takim wstrząsem, że – jak wspominają moi nauczyciele – prawie przez rok w ogóle się nie odzywałam. Pamiętam moje milczenie jako sposób uczenia się, kontynuację podejścia „nie odzywaj się niepytana” wpojonego mi w domu i w filipińskiej szkole. Chłonęłam nowy świat jak gąbka.
Grono pedagogiczne szkoły podstawowej Silver Bay najwyraźniej zrozumiało przyczynę mojego milczenia i pomogło mi się dostosować. Jedna z nauczycielek, pani Rarick, co tydzień dawała mi darmowe lekcje gry na pianinie, dzięki czemu łatwiej odnalazłam się w nowej sytuacji. Babcia zawsze podkreślała, że jej rodzina ceniła sztukę3, mój ojciec grał na pianinie, a wujek był pianistą koncertowym4. W jakiś sposób realizujesz marzenia, które unoszą się wokół ciebie w powietrzu.
Pianino łączyło mnie z przeszłością i dawało poczucie wolności: nie musiałam mówić ani uczyć się nowego języka. Wystarczyło tylko ćwiczyć, żeby opanować instrument i tworzyć muzykę. Wcześnie pojęłam, że zdobycie tej umiejętności wymaga wielu godzin pracy, wtedy bowiem podczas występu można grać bez wysiłku. Gdy świat stał się przytłaczający, wkładałam swoją energię w godziny ćwiczeń gry na pianinie.
Oczywiście chciałam też być taka jak wszyscy. Stawałam przed lustrem, starając się poprawnie wymówić angielskie słowa, i marzyłam o jaśniejszej skórze i blond włosach. Kiedy nie wiesz, kim jesteś, i twój świat został wywrócony do góry nogami, nie chcesz się wyróżniać.
W pierwszym roku po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych nauczyłam się trzech rzeczy, które towarzyszyły mi przez całe życie. Powracały raz po raz, nawet gdy zmieniał się kontekst. Te lekcje ciągle nabierają nowego znaczenia.
Pierwsza była taka, by zawsze wybierać to, co może cię czegoś nauczyć. To oznaczało akceptację zmian i odwagę poniesienia porażki; sukces i porażka to dwie strony tej samej monety. Nie możesz odnieść sukcesu, jeśli w pewnym momencie nie przegrasz. Uświadomiłam sobie, że większość ludzi wybierała wygodę, poprzestając na tym, co znajome: starych przyjaciołach, rutynie, nawykach.
Przeprowadzka do Stanów Zjednoczonych była testem mojej tożsamości. Co ze sobą zabieram? Co za sobą zostawiam? Kim jestem? Nawet moje imię i nazwisko się zmieniły: kiedy opuszczałam klasę w Manili, byłam Angelitą Aycardo, a teraz stałam się Marią Ressą. Przeniosłam się do zupełnie nowego świata, z nowym językiem, nowymi obyczajami, nowymi sygnałami kulturowymi, które rozumieli wszyscy oprócz mnie. To było tak przytłaczające, że w pierwszym roku pobytu w USA przez jakiś czas nie chciałam wychodzić z domu.
1 Amerykanie renegocjowali warunki utrzymania swoich baz na Filipinach, po tym jak nacjonaliści w 1992 roku odmówili zgody na ich dalszą obecność w kraju. W 1999 roku Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych zmieniła nazwę „powstanie” na wojnę „filipińsko-amerykańską”.
2 S. Karnow, In Our Image: America’s Empire in the Philippines, New York 1990, s. 18.
3 M.C. Enriquez, Remembering Conchita Sunico: The Philippine Society’s First ‘It Girl’ and Grand Dame, Tatler, 22.09.2020, https://www.tatlerasia.com/the-scene/people-parties/conchita-sunico-philippine-societys-first-it-girl-and-grand-dame.
4 Raul M. Sunico, Pianist, https://raulsunico.com.