W morzu publikacji na temat II Wojny Światowej monumentalne dzieło Richarda Overy’ego, „Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945”, wyróżnia się nie tylko imponującą objętością, ale przede wszystkim odważną i prowokującą do myślenia reinterpretacją całego konfliktu. Overy, ceniony brytyjski historyk, proponuje spojrzenie na lata 1931-1945 nie jako na serię powiązanych, lecz wciąż odrębnych wojen, ale jako na jedną, globalną „Wielką Wojnę Imperialną”.
Centralnym argumentem Overy’ego jest teza, że konflikt, który znamy jako II Wojnę Światową, był w swej istocie ostatnią, brutalną kulminacją starć imperiów. Autor przesuwa tradycyjną datę rozpoczęcia wojny z 1 września 1939 roku na rok 1931, kiedy to Japonia dokonała inwazji na Mandżurię. Ten akt agresji, zdaniem Overy’ego, był pierwszym krokiem w globalnej walce o zasoby, terytoria i dominację, prowadzonej zarówno przez „nowe” mocarstwa imperialne (Niemcy, Włochy, Japonię), jak i w obronie istniejących imperiów przez „stare” potęgi (Wielką Brytanię, Francję, a w szerszym kontekście także USA i ZSRR).
Ta perspektywa odchodzi od tradycyjnego, często europocentrycznego, postrzegania wojny. Overy misternie splata wydarzenia z frontu chińskiego, wojny w Etiopii, walk w Afryce Północnej i na Pacyfiku z działaniami w Europie, ukazując je jako części tego samego, globalnego starcia o imperialną hegemonię. Ideologie – faszyzm, nazizm, komunizm, demokracja liberalna – odgrywały oczywiście kluczową rolę, ale zdaniem autora były one często narzędziami lub uzasadnieniem dla fundamentalnie imperialnych ambicji i celów.
W swoim dziele „Krew i zgliszcza” Overy dogłębnie analizuje kluczowe aspekty konfliktu, podkreśla jego bezprecedensowy globalny zasięg – bowiem wojny w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku dotknęły niemal każdy zakątek globu, angażując ogromne zasoby ludzkie i materialne. Kolejnym ważnym tematem jest totalny charakter wojny. Nie chodziło już tylko o starcia armii, ale o mobilizację całych społeczeństw, gospodarek i przemysłów na potrzeby wysiłku wojennego. Z tym wiąże się przerażająca skala przemocy – od Holokaustu, przez masowe bombardowania miast, po zbrodnie wojenne na wszystkich frontach. Overy ukazuje, jak technologia i ideologia umożliwiły zabijanie na przemysłową skalę.
Overy dogłębnie analizuje kluczowe aspekty konfliktu, podkreśla jego bezprecedensowy globalny zasięg
Z perspektywy czytelnika „Krew i zgliszcza” to dzieło imponujące. Ogrom przeprowadzonych badań, szerokość perspektywy i siła argumentacji robią ogromne wrażenie. Overy pisze w sposób klarowny, choć gęstość informacji i analityczny charakter tekstu sprawiają, że jest to lektura wymagająca skupienia i czasu. Książka spotkała się z szerokim uznaniem krytyków i historyków, choć jej centralna teza o „wojnie imperialnej” i datowaniu 1931-1945 wciąż budzi dyskusje. Niewątpliwie jest to jednak praca, która zmienia sposób myślenia o II Wojnie Światowej. Jej siłą jest pokazanie, jak bardzo nasze postrzeganie konfliktu było dotąd ograniczone przez pryzmat europejski.
Warto zwrócić uwagę na wyjaśnienia Overy’ego, dlaczego jako początek wielkiej wojny imperiów przyjął rok 1931: otóż dla autora japońska inwazja na Mandżurię w owym roku nie była odizolowanym wydarzeniem, ale świadomym aktem budowy imperium, który bezpośrednio wpłynął na globalną równowagę sił i zachęcił inne agresywne mocarstwa, jak Włochy (atak na Etiopię w 1935) i Niemcy, do podobnych działań. To właśnie ta imperialna logika łączyła pozornie odległe konflikty.
Ciekawym aspektem argumentacji Overy’ego jest pokazanie, że nie tylko państwa Osi działały w ramach logiki imperialnej. Wielka Brytania i Francja walczyły w obronie swoich rozległych imperiów kolonialnych, a USA i ZSRR, choć ideologicznie odmienne, również realizowały własne wizje globalnego porządku i stref wpływów, co miało cechy myślenia imperialnego. I na koniec Overy zwraca uwagę na ironię historii – wojna toczona w obronie i o zdobycie imperiów ostatecznie doprowadziła do ich upadku lub znaczącego osłabienia. Konflikt wyczerpał stare mocarstwa kolonialne i wzmocnił ruchy niepodległościowe na całym świecie, przyspieszając proces dekolonizacji.
„Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945” Richarda Overy’ego to lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć II Wojnę Światową w jej pełnym, globalnym wymiarze. To nie tylko synteza najnowszych badań, ale przede wszystkim odważna propozycja nowego spojrzenia na przyczyny, przebieg i konsekwencje jednego z najkrwawszych konfliktów w dziejach ludzkości – konfliktu, który, jak przekonuje autor, był przede wszystkim wielką wojną o imperia.
■Nikodem Maraszkiewicz

Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945. Tom 1
Przekład: Tomasz Fiedorek
Seria „Historia”
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 26 listopada 2024
Przedmowa
W grudniu 1945 roku były amerykański sekretarz stanu Cordell Hull otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Zbyt chory, żeby odebrać ją osobiście, napisał krótkie przesłanie, w którym wyraził poparcie dla działań na rzecz pokoju po „tej niesłychanej męce najpowszechniejszej i najokrutniejszej wojny wszech czasów”1. Hull był dobrze znany ze swej napuszonej retoryki, ale wydaje się, że w tym przypadku jego opinia jest tak samo trafna obecnie, jak była siedemdziesiąt pięć lat temu. Epoka, w której żył, doświadczyła wojny globalnej na niewyobrażalną wcześniej skalę; szereg jednoczesnych konfliktów zbrojnych, określanych dzisiaj zbiorczym terminem „druga wojna światowa”, przyniósł niemal nieograniczone cierpienia, niedostatek i śmierć. Nie było takiej wojny ani wcześniej, ani później i nawet pierwsza wojna światowa nie może się z nią równać. W 1945 roku Hull przestrzegał, że w przyszłości mogą wybuchnąć kolejne wojny światowe, zdolne – jak to ujął – „zetrzeć cywilizację z powierzchni ziemi”, jednak do teraz nic takiego nie nastąpiło.
Wojna tak powszechna i okrutna stanowi pod wieloma względami wyzwanie dla historyka. Wraz z upływem kolejnych lat dzielących nas od 1945 roku coraz trudniej wyobrazić sobie świat, w którym ponad sto milionów mężczyzn (i znacznie mniejsza liczba kobiet) przywdziało mundur i ruszyło walczyć za pomocą broni, której niszcząca moc została udoskonalona w czasie pierwszej wojny światowej i była dalej rozwijana w okresie międzywojennym. Równie trudno wyobrazić sobie, jak główne państwa tego konfliktu były w stanie przekonać własnych obywateli do tego, że nawet dwie trzecie produktu krajowego należy przeznaczyć na cele wojenne, że setki milionów ludzi powinny się pogodzić z wywołanymi przez wojnę głodem i nędzą oraz że bogactwo i oszczędności zgromadzone w czasie pokoju zostaną odebrane właścicielom i pochłonięte przez nienasycone potrzeby tego konfliktu. Trudno także pojąć ogromną skalę ubóstwa, wywłaszczeń i strat materialnych będących skutkiem bombardowań, deportacji, rekwizycji i grabieży. Przede wszystkim jednak wojna ta stanowi wyzwanie dla naszej współczesnej wrażliwości, gdyż trudno zrozumieć, dlaczego setki tysięcy „zwykłych ludzi”, jak nazywa ich historyk Christopher Browning, którzy w większości nie byli wcale sadystami ani psychopatami, popełniały akty terroru i okrutne zbrodnie2. Chociaż okrucieństwa są obecnie chlebem powszednim rozmaitych wojen domowych i partyzanckich, druga wojna światowa wywołała potężną falę brutalnej przemocy, masowych aresztowań, tortur, deportacji i wreszcie ludobójstwa, których dopuszczali się żołnierze armii regularnych, funkcjonariusze policji i sił bezpieczeństwa, partyzanci i członkowie bojówek, zarówno mężczyźni, jak i kobiety.
Kiedyś zadowalano się wyjaśnieniem, że wojna ta była militarną reakcją miłujących pokój narodów na ambicje imperialne Hitlera i Mussoliniego w Europie oraz japońskich kół militarystycznych w Azji Wschodniej. Poświęcone drugiej wojnie światowej standardowe monografie zachodnie, jak również oficjalne opracowania radzieckie skupiały się na opisowym ujęciu konfliktu zbrojnego między sprzymierzonymi i państwami Osi. Historia działań militarnych jest obecnie gruntownie zbadana i została udokumentowana w wielu doskonałych opracowaniach, dlatego nie będę tutaj w pełni powtarzać tego opisu3. Oczywiście przebieg i wynik działań wojennych miały kluczowe znaczenie, ale skupianie się tylko na nich sprawia, że bez odpowiedzi pozostaje zbyt wiele pytań o charakter szerszego kryzysu, który doprowadził do wojny, o różną naturę wielu konfliktów toczących się w tamtej epoce, o polityczny, ekonomiczny, społeczny i kulturowy kontekst owej wojny oraz o przyczyny chaotycznej fali przemocy trwającej jeszcze długo po formalnym zakończeniu działań wojennych w 1945 roku. Przede wszystkim jednak, zgodnie z ujęciem dominującym w historiografii, Hitler, Mussolini i japońscy militaryści uważani są za przyczynę kryzysu, gdy w rzeczywistości byli jego skutkiem. Przyczyn tej wojny, jej przebiegu i konsekwencji nie da się pojąć bez zrozumienia szerszych sił historycznych, które już od pierwszych dekad XX wieku powodowały brak stabilizacji społecznej i politycznej w stosunkach wewnętrznych oraz międzynarodowych i wreszcie skłoniły państwa Osi do reakcji w postaci zainicjowania własnych programów imperialnego podboju. Z kolei klęska tych ambicji utorowała powoli drogę do względnej globalnej stabilizacji oraz ostatecznego kryzysu i upadku imperium terytorialnego.
Ta nowa historia drugiej wojny światowej opiera się na czterech głównych założeniach. Po pierwsze, przyjmowany do tej pory zakres czasowy owego konfliktu, mianowicie lata 1939–1945, trzeba znacznie rozszerzyć. Walki rozpoczęły się na początku lat 30. XX wieku w Chinach, a skończyły w Chinach, Azji Południowo-Wschodniej, Europie Wschodniej i na Bliskim Wschodzie w ciągu dziesięciu lat po 1945 roku. Działania wojenne w latach 1939–1945 mogą stanowić jądro tej opowieści, ale historia konfliktu sięga wstecz co najmniej do wkroczenia wojsk japońskich do Mandżurii w 1931 roku, a w przód – do wywołanych przez drugą wojnę światową wojen domowych i partyzanckich, które wcale nie skończyły się w 1945. Poza tym pierwsza wojna światowa oraz starcia zbrojne, które ją poprzedzały i które nastąpiły po niej, wywierały głęboki wpływ na świat również w latach 20. i 30. XX wieku, co przemawia na korzyść twierdzenia, że nie ma sensu oddzielać od siebie tych dwóch gigantycznych konfliktów. Oba traktować można jako etapy drugiej wojny trzydziestoletniej, której celem było przekształcenie systemu światowego w końcowej fazie kryzysu imperiów terytorialnych. Układ niniejszej książki odzwierciedla ten mniej konwencjonalny zakres czasowy. Jest tu wiele o latach 20. i 30., gdyż bez ich opisu nie da się właściwie wyjaśnić charakteru tej globalnej wojny, sposobu jej prowadzenia i tego, jak była ona postrzegana.
Po drugie, wojnę tę należy rozpatrywać jako wydarzenie globalne, a nie tylko ograniczające się do pokonania europejskich państw Osi z dodatkiem w postaci konfliktu na Pacyfiku. Niestabilne strefy regionalne w Europie Środkowej, w basenie Morza Śródziemnego i na Bliskim Wschodzie oraz w Azji Wschodniej złożyły się na szerszy kryzys globalnej stabilności, co wyjaśnia, dlaczego działania wojenne objęły nie tylko główne państwa konfliktu, ale nawet tak odległe rejony świata, jak Aleuty na północnym Pacyfiku, Madagaskar na południowym Oceanie Indyjskim czy Karaiby. Wojna i jej konsekwencje w Azji były równie ważne dla ukształtowania powojennego świata jak klęska Niemiec w Europie, a być może nawet ważniejsze. Powstanie nowoczesnych Chin i rozpad azjatyckich imperiów kolonialnych to procesy historyczne ściśle powiązane z wydarzeniami owej epoki dwóch wojen światowych.
Po trzecie, należy przedefiniować ów konflikt i uznać go za szereg toczących się jednocześnie różnych wojen. Jego główną formę stanowiła dobrze znana wojna między państwami – napastnicza lub obronna – ponieważ tylko państwa mogą zmobilizować dostatecznie duże zasoby i udźwignąć ciężar prowadzonego na dużą skalę konfliktu zbrojnego. Obok tego głównego konfliktu militarnego toczyły się również wojny domowe – w Chinach, na Ukrainie, we Włoszech i w Grecji – oraz „wojny cywilów”, przybierające formę wojny wyzwoleńczej z okupantem (w tym z państwami alianckimi) albo wojny samoobrony cywilnej, której celem było głównie uporanie się ze skutkami nalotów bombowych. Niekiedy te różne formy nakładały się na siebie lub stapiały z wojnami prowadzonymi przez państwa – jak to było w przypadku partyzantki radzieckiej lub bojowników ruchu oporu we Francji – ale wojny partyzanckie, wojny domowe i powstania stanowiły małe wojny równoległe, toczone głównie przez cywilów pragnących zapewnić sobie bezpieczeństwo lub wywalczyć wyzwolenie. Mobilizacja ludności cywilnej pomogła nadać drugiej wojnie światowej jej „totalny” charakter i odgrywa ważną rolę w tym, co nastąpiło potem.
I wreszcie po czwarte, nowe spojrzenie na wszystkie trzy wspomniane wcześniej aspekty tego konfliktu – jego zakres czasowy, obszar i definicję – opiera się na przedstawionej w niniejszej książce argumentacji, że „długa druga wojna światowa” była ostatnią wojną imperiów. Najogólniejsze opracowania poświęcone tej wojnie skupiają się na konflikcie „mocarstw” i roli ideologii, ale pomijają lub przechodzą do porządku dziennego nad faktem, że imperium terytorialne miało kluczowe znaczenie dla określenia charakteru tego długiego okresu zmagań militarnych, które trwały od 1931 roku aż do chaotycznych następstw roku 1945. I nie chodzi tu bynajmniej o powrót do wąskiego sposobu postrzegania owej wojny przez soczewki marksizmu-leninizmu, ale po prostu o przyznanie, że wszystkie te różne obszary i formy konfliktu łączyło istnienie globalnego porządku imperialnego, w którym dominowali przede wszystkim Brytyjczycy i Francuzi. Porządek ten kształtował i pobudzał fantastyczne ambicje w Japonii, Włoszech i Niemczech, które nie posiadały własnych imperiów kolonialnych i chciały zapewnić sobie przetrwanie oraz wyrazić swoją tożsamość narodową poprzez podbój terytorialny. Dopiero niedawno historycy zaczęli zwracać uwagę na to, że imperia Osi stworzyły własną globalną sieć powiązań, naśladując pod tym względem starsze imperia, które chciały zastąpić4. Przyczyny i przebieg drugiej wojny światowej wynikają właśnie z imperialnych zakusów i kryzysów, których korzenie sięgają epoki sprzed 1914 roku. Z kolei ostateczny wynik drugiej wojny światowej położył kres trwającej prawie pół tysiąca lat epoce kolonializmu i pomógł skonsolidować państwa narodowe5. Dobiegły końca stulecia bezlitosnej ekspansji Europy, której wpływy zaczęły słabnąć. Pozostałości tradycyjnych rządów kolonialnych szybko się zawaliły w pierwszych dziesięcioleciach po 1945 roku, gdy dwa supermocarstwa – Stany Zjednoczone i Związek Radziecki – zdominowały proces powstawania nowego ładu światowego.
Opisane wyżej cztery główne założenia tej książki przesądziły o jej zawartości. Składa się ona z pięciu rozdziałów opisowych (prolog, od pierwszego do trzeciego oraz jedenasty) i siedmiu problemowych (od czwartego do dziesiątego)1. Pierwsze dwa rozdziały zgłębiają długofalowe czynniki, które ukształtowały kryzys lat 30. XX wieku i ostatnie lata przed wybuchem wojny, a zakorzenione były w rywalizacji imperialnej oraz narodowej końca XIX wieku i okresu pierwszej wojny światowej. Druga wojna światowa nie była wcale nieunikniona, lecz załamanie globalnego systemu handlu i finansów w latach 20. XX wieku, a także rosnący w owym czasie brak bezpieczeństwa globalnych systemów imperialnych i wzrastająca popularność nacjonalizmu wytworzyły napięcia i rozbudziły ambicje trudne do złagodzenia lub zaspokojenia na drodze współpracy. Połączenie ultranacjonalistycznej ideologii, kryzysu ekonomicznego i nadarzających się okazji sprawiło, że Japonia, Włochy i Niemcy zaczęły dążyć do imperializmu „nowego ładu”, co z kolei doprowadziło do katastrofy dotychczasowych imperiów kolonialnych – brytyjskiego, francuskiego, holenderskiego i belgijskiego – po serii ich niespodziewanych klęsk w latach 1940–1942. Chociaż owe państwa „nowego ładu” wolałyby zbudować własne imperia regionalne bez narażania się od razu na konfrontację ze Związkiem Radzieckim i Stanami Zjednoczonymi, w końcu zorientowały się, że aby zaspokoić swe ambicje, muszą pokonać lub przynajmniej zneutralizować ZSRR i USA. Skutkiem tego były operacja „Barbarossa” i wojna na Pacyfiku, jak również wyjątkowy przypadek ludobójczej wojny przeciwko Żydom, których reżim hitlerowski obwiniał o rozpętanie globalnego konfliktu i pokrzyżowanie planów umocnienia mocarstwowej pozycji Niemiec. Ta część książki opisuje okres wielkiej niepewności w polityce międzynarodowej, gdy zdawało się, że nowe imperia zdołają zatriumfować, nim Stany Zjednoczone i Związek Radziecki zdążą zmobilizować swój potencjał.
Kolejne rozdziały opisują przebieg wojny o zasięgu światowym, w której toku pokrzyżowano ambicje terytorialne nowych imperiów i stworzono warunki dla powstania innego, stabilniejszego niż wcześniej ładu światowego opartego nie na imperiach kolonialnych, lecz na zasadzie narodowości oraz na przywróceniu globalnego systemu handlu i finansów, który załamał się w latach 30. XX wieku. Za tą transformacją stała potęga ekonomiczna i militarna USA i ZSRR. Co istotne, oba te mocarstwa na gruncie własnej ideologii – liberalnej lub komunistycznej – były wrogo nastawione do zachowania tradycyjnych imperiów kolonialnych (włącznie ze strefami wpływów mocarstw europejskich w Chinach, które były jednym z głównych państw walczących po stronie alianckiej). W drugiej połowie lat 40. i w latach 50. XX wieku supermocarstwa zimnowojenne pomogły ukształtować świat państw narodowych, często zdominowanych przez nie, ale już nie rządzonych bezpośrednio, jak to było w imperiach terytorialnych. Niemcy i Japonia w obawie przed eksterminacją własnych narodów walczyły do końca, ale im także pozwolono na transformację własnej państwowości, gdy miejscowe siły odpowiedzialne za ekspansję imperialną zostały już pokonane. Te państwa „nowego ładu” poniosły klęskę, chociaż wcale nie była ona z góry przesądzona. Największe straty w ludziach oraz zasobach po obu stronach przyniosły dwa ostatnie lata wojny, nim zwycięstwo jednych i klęska drugich stały się nieuniknione. Przemoc, chociaż na znacznie mniejszą skalę, trwała też po 1945 roku, gdy pod blaknącą gwiazdą starych imperiów kolonialnych i w cieniu ambicji nowych supermocarstw rozwiązywano – nie wszędzie z powodzeniem – konflikty polityczne i ideologiczne pozostałe w spadku po drugiej wojnie światowej. Jest to temat ostatniego rozdziału, opisującego ostateczny rozpad tradycyjnych imperiów, który doprowadził do powstania dzisiejszego świata państw narodowych.
Nakreślone w taki sposób kontury owej ostatniej wojny imperialnej stanowią ramy dla rozdziałów problemowych, w których zgłębiam kluczowe kwestie dotyczące szerszego doświadczenia tego konfliktu zarówno przez uczestniczących w walce żołnierzy, jak i przez ludność cywilną zmuszoną uczestniczyć w wojnie totalnej6. W jaki sposób państwa zmobilizowały potrzebne im kolosalne zasoby ludzkie i materialne i z jakim skutkiem? W jaki sposób siły zbrojne uczestniczyły w organizowaniu i wykorzystywaniu owych zasobów i jaki przyniosło to efekt? W jaki sposób państwa, partie polityczne i pojedyncze osoby usprawiedliwiały toczone wojny i podtrzymywały poparcie społeczne w czasie kosztownych, często barbarzyńskich kampanii, nawet w obliczu nieuchronnej klęski? Dlaczego równolegle do regularnych działań wojennych rozwinęły się wojny domowe oraz „wojny cywilów” i jakie to miało konsekwencje społeczne lub polityczne? Są tu wreszcie rozdziały poświęcone szkodom, jakie wojna wyrządziła społeczeństwom, które jej doświadczyły. To, co nazywam tutaj „emocjonalną geografią wojny”, jest próbą nakreślenia swoistej mapy emocjonalnych i psychologicznych skutków wojny dla tych wszystkich, którzy zostali wessani w jej orbitę, a w szczególności dla ponad stu milionów mężczyzn i kobiet powołanych do wojska. Ich zachowania i oczekiwania zmieniały się pod wpływem wojny, napędzane przez szeroką gamę uczuć: strach, nienawiść, urazy lub gniew, ale także odwagę, samopoświęcenie, troskę i współczucie. Jest to element doświadczenia wojennego trudny do opisania przez historyka, ale kluczowy przy jakiejkolwiek próbie wyjaśnienia tego, co wojna wyrządziła osobom, które znalazły się pod stałą presją wyjątkowych okoliczności, tak na polu bitwy, jak i poza nim. Ostatnim poruszanym tu wątkiem są wywołane przez tę wojnę niesłychana przemoc i przestępczość, które skutkowały masowo popełnianymi okrucieństwami i śmiercią dziesiątków milionów ludzi, w większości cywilów. Stawiam w nim dwa podstawowe pytania: dlaczego liczba ofiar śmiertelnych, zarówno wśród żołnierzy, jak i cywilów, była tak wysoka – mniej więcej pięciokrotnie większa niż w pierwszej wojnie światowej – i dlaczego sprawcy chcieli i mogli się posuwać do wszelkiego rodzaju okrucieństw na wszystkich teatrach działań wojennych? Te dwa pytania są wyraźnie powiązane, jednak nie są tym samym; śmierć, bezlitosny towarzysz konfliktu, przychodziła pod wieloma postaciami i z wielu powodów.
Liczba opracowań i źródeł poświęconych drugiej wojnie światowej jest obecnie tak duża, że nie sposób uwzględnić je wszystkie przy pisaniu jakiejkolwiek nowej monografii na ten temat. Czterdzieści lat temu, gdy zaczynałem pisać o tej wojnie, można jeszcze było przeczytać większość tego, co napisano w literaturze przedmiotu i co zawierało jakieś przydatne informacje. W ciągu czterech ostatnich dekad nastąpiła jednak ogólnoświatowa eksplozja piśmiennictwa historycznego dotyczącego wszelkich aspektów drugiej wojny światowej i całego tego okresu. W związku z tym obecnie można się zapoznać jedynie z ułamkiem istniejącej literatury i dlatego – zamiast silić się na encyklopedyczną wszechstronność – skupiłem się na materiałach potwierdzających centralne tezy mojej książki. Nie da się już napisać pełnej historii tej wojny w jednym tomie, ani nawet w kilku. Opublikowana ostatnio The Cambridge History of the Second World War obejmuje trzy opasłe woluminy, które i tak nie pomieściły wszystkiego. Przyjąłem więc ogólną zasadę korzystania z materiałów opublikowanych w ciągu ostatnich kilku lat, gdyż w wielu przypadkach podsumowują one stan wiedzy na dany temat, chociaż jest również wiele znacznie starszych opracowań o kluczowym znaczeniu, których starałem się nie pominąć. Poszczęściło mi się zwłaszcza pod tym względem, że mogłem skorzystać z bogactwa nowych opracowań poświęconych zagadnieniom imperium oraz dziejom Azji w czasie wojny, które od dawna były zaniedbanymi aspektami literatury przedmiotu. Wykorzystałem też użyteczne materiały archiwalne z dziedzin, które bliżej badałem. Dziś historycy mają do dyspozycji przebogate zasoby wspomnień, zarówno tych opublikowanych, jak i w formie nagrań, które rozjaśniają lub sporadycznie podważają to, co wcześniej mieli oni do powiedzenia na temat doświadczeń wojennych, dlatego czerpałem także z tych zasobów, chociaż znacznie oszczędniej niż z wielu nowych opisowych ujęć tego konfliktu. Co nieuniknione, sporo spraw zostało tutaj pominiętych lub potraktowanych nazbyt skrótowo, o czym czytelnik będzie miał okazję się przekonać. Zauważy on także, że niektóre dobrze znane zagadnienia – na przykład naloty bombowe, Holocaust czy siła bojowa poszczególnych armii – zostały tu podzielone stosownie do rozmaitych punktów widzenia przyjętych w rozdziałach problemowych. Mam jednak nadzieję, że udało mi się wystarczająco przejrzyście ukazać istotę historycznego znaczenia wojny. Ma to być historia, która zadaje wielkie pytania o cały okres drugiej wojny światowej w nadziei, że indywidualne doświadczenia zyskają większy sens dzięki lepszemu zrozumieniu ogólnych ram, w jakich ludzie zmuszeni byli wtedy działać. Jest to również historia śmierci, terroru, zniszczenia i nędzy, które składały się na tę „niesłychaną mękę”, o jakiej pisał Cordell Hull. Krew i zgliszcza były jej gorzką ceną.
Richard Overy
listopad 2020
1. Polski wydawca podzielił książkę na dwa tomy, w związku z czym część rozdziałów znajduje się w tomie II – przyp. red.
Uwagi na temat terminologii
W całej książce stosuję określenia „alianci” i „Oś”, ponieważ są one tak powszechnie przyjęte, że trudno ich unikać bez narażania się na spore komplikacje. Niemniej jednak warto zauważyć, że trzej główni członkowie obozu aliantów nie byli sprzymierzeni w żaden formalny sposób, z wyjątkiem sojuszu zawartego w 1942 roku przez Wielką Brytanię ze Związkiem Radzieckim. Państwa Osi także nie stanowiły tak naprawdę spójnego sojuszu. Nazwa ta początkowo odnosiła się do relacji niemiecko-włoskich i została wymyślona przez Mussoliniego. Japonia sprzymierzyła się z Niemcami i Włochami, zawierając we wrześniu 1940 roku pakt trzech, do którego dołączyło też kilka innych państw europejskich uczestniczących w wojnie ze Związkiem Radzieckim, z wyjątkiem Finlandii będącej tylko państwem współwalczącym. Japonia nie była w żaden sposób formalnie związana z europejską Osią aż do września 1940 roku, ale po tej dacie światowa opinia publiczna prawie jednogłośnie zaczęła używać określenia „państwa Osi”, do których zaliczano także Japonię, a nazwa ta utrwaliła się niemal w całej współczesnej historiografii. Używam jej tak samo, jak to czyniono w czasie drugiej wojny światowej, chociaż zdaję sobie sprawę z niedoskonałości tego pojęcia.
Należy również zwrócić uwagę na problem z wieloma podawanymi w tej książce statystykami i liczbami. Trudności z ustaleniem liczby uczestników wielu większych i mniejszych bitew oraz używanego przez nich sprzętu są dobrze znane; podobnie wygląda problem z obliczaniem strat w ludziach i maszynach, które różnią się w zależności od tego, jak w historiografiach poszczególnych krajów określa się czas trwania danej bitwy lub jej obszar. Starałem się korzystać z jak najaktualniejszych i najwiarygodniejszych statystyk, ale mam świadomość, że w wielu przypadkach są obliczenia, które znacznie odbiegają od tych podawanych przeze mnie. W odniesieniu do miar i wag pozwoliłem sobie na pewne uproszczenia. Kiedy używam terminu „tona”, pisząc o statystykach dotyczących żeglugi, wagomiaru zrzuconych bomb lub ilości wyprodukowanych zasobów, nie czynię rozróżnienia między toną brytyjską, metryczną i amerykańską. Wszystkie one mają inną wartość, ale wyjaśnianie tego za każdym razem byłoby zbyt uciążliwe, wspomniana różnica zaś nie jest na tyle duża, aby wykluczyć użycie określenia „tona”. Tona amerykańska, inaczej krótka, równa się 2000 funtów brytyjskich, tona brytyjska, tak zwana długa, ma 2240 funtów, a tona metryczna (1000 kilogramów) to równowartość 2204 funtów. Odległości generalnie podaję raczej w kilometrach niż milach, gdyż ta pierwsza miara dominuje na świecie. Jedna mila lądowa to 1,6 kilometra.
W kwestii transliteracji imion i nazwisk oraz geograficznych nazw chińskich, arabskich i indyjskich starałem się zwykle stosować do obecnej praktyki, z wyjątkiem przypadków, gdy dane imię, nazwisko lub nazwa są nadal powszechnie stosowane w tradycyjnej formie (na przykład Kalkuta, nie Kolkata, lub Czang Kaj-szek, nie Jiang Jieshi). Chińskie nazwy miejscowe stwarzają szczególne trudności tam, gdzie obecnie używana transliteracja słabo przypomina nazwy spopularyzowane na Zachodzie (na przykład Guangzhou zamiast Kanton), dlatego przy pierwszym użyciu starałem się dodawać w nawiasie okrągłym nazwę oryginalną. Nazwy oraz imiona i nazwiska transkrybowane z arabskiego mogą przybierać liczne formy i w tym przypadku również wybierałem tę, która obecnie wydaje się akceptowana w środowisku akademickim.
Prolog
„Krew i zgliszcza”: epoka wojny imperialnej
Imperializm w formie znanej z dziewiętnastego wieku nie jest już dłużej możliwy i pozostaje tylko pytanie, czy zostanie on pogrzebany pokojowo, czy pośród krwi i zgliszczy.
Leonard Woolf, 19287
Cytat, z którego zaczerpnąłem tytuł niniejszej monografii drugiej wojny światowej, pochodzi z książki Imperialism and Civilization [Imperializm i cywilizacja]. Leonard Woolf, znawca ekonomii politycznej, napisał ją, aby zademonstrować znaczenie współczesnego imperializmu dla zdefiniowania cywilizacji początku XX wieku. Jak twierdził, świat zachodni przeszedł niezwykłą rewolucję w ciągu poprzednich stu lat, kiedy to rozwój przemysłu, umasowienie polityki i upadek arystokracji przekształciły społeczeństwa. Była to transformacja, z której wyrosła nowoczesna koncepcja państwa narodowego, jednak towarzyszyła jej również nowa fala zdumiewających podbojów imperialnych, które trwały aż do momentu powstawania książki. Woolf uważał, że ta nowa cywilizacja jest „agresywna, wojująca, zaborcza, oparta na wyzysku i nawracająca na swoją modłę”, a najnowsza historiografia instytucji imperium w znacznej mierze potwierdza jego osąd. Zdominowanie całego globu przez garstkę narodów kolonizatorskich było czymś zupełnie wyjątkowym w dziejach świata8. Dla Woolfa ekspansja imperialna stanowiła niebezpieczną, wybuchową siłę, która według jego przewidywań miała upaść wśród gwałtu i przemocy. Tę opinię zdawała się potwierdzać wielka wojna z lat 1914–1918, a dwadzieścia lat później miała wybuchnąć kolejna, jeszcze bardziej globalna i niszcząca druga wojna światowa.
Woolf niewątpliwie miał rację, przekonując, że głębokie korzenie owej globalnej przemocy sięgają ostatnich dekad XIX wieku, gdy tempo modernizacji ekonomicznej i politycznej rosło w całym rozwijającym się świecie. W Europie, Ameryce Północnej i Japonii trwały zakrojone na szeroką skalę procesy industrializacji i urbanizacji sprzyjające również propagowaniu silniejszego poczucia świadomości narodowej, które pojawiło się w tym samym czasie. Dwa z owych szybko modernizujących się państw, a mianowicie Włochy i Niemcy, powstały niedługo wcześniej: odpowiednio w 1861 i 1871 roku. Japonia, jedyne państwo azjatyckie modernizujące się według wzorców europejskich, w rzeczywistości także była „nowym” krajem, odnowionym na skutek „odnowy Meiji” z 1868 roku, kiedy to tradycyjny szogunat Tokugawów został obalony przez nową elitę reformatorów ekonomicznych i militarnych działających pod egidą cesarza1. Modernizacja gospodarki w połączeniu z upowszechnieniem edukacji, zwiększeniem mobilności społecznej i ewolucją centralnego aparatu państwowego pozwalała na mocniejsze związanie ze sobą narodu. Procesy te zachodziły nawet w państwach o znacznie dłuższej historii, tworząc nowe poczucie tożsamości narodowej i sprawiając, że polityka coraz bardziej stawała się sprawą ogólnonarodową. Przemiany społeczne skutkowały powstaniem masowych organizacji politycznych oraz żądaniami liberalnych reform i zapewnienia ludowi większej reprezentacji. Z wyjątkiem Cesarstwa Rosyjskiego wszystkie modernizujące się państwa już przed rokiem 1900 miały parlamenty (z ograniczonym czynnym prawem wyborczym) i ustanawiały rządy prawa dla tych, których uznawały za własnych obywateli. Z punktu widzenia dotychczasowych elit polityczno-ekonomicznych owe zmiany podkopywały jednak tradycyjną dystrybucję władzy w społeczeństwie i władzę polityczną. To właśnie w tej epoce szybkich i nieprzewidywalnych zmian rozwijające się potęgi przemysłowe zapoczątkowały nową falę imperializmu terytorialnego, zamierzając podzielić między siebie lub zdominować te części globu, które pozostawały jeszcze poza siecią istniejących imperiów kolonialnych. Spojrzenie przez pryzmat tego ostatniego, dynamicznego okresu ekspansji imperialnej pozwala najlepiej zrozumieć długofalowe przyczyny drugiej wojny światowej.
To, co Woolf uważał za „nowy imperializm”, rozwijający się w ciągu ostatnich czterdziestu lat przed wybuchem wojny w 1914 roku, było pod wieloma względami rozszerzeniem istniejących wcześniej struktur imperialnych. Na długo przed nastaniem „nowego” imperializmu Wielka Brytania, Francja, Hiszpania, Portugalia i Holandia miały rozsiane po całym świecie różnorodne terytoria: kolonie, protektoraty, strefy wpływów, składnice tranzytowe i obszary uprzywilejowanych praw traktatowych. Ta nowa fala była jednak inna. Napędzało ją rosnące poczucie rywalizacji między modernizującymi się krajami, wynikające częściowo z poszukiwania nowych źródeł surowców i żywności oraz nowych rynków zbytu, a częściowo z tego, że pod koniec XIX wieku posiadanie „imperium” zaczęto uważać za sposób na określenie tożsamości państwa narodowego jako postępowego czynnika „cywilizującego” resztę świata, jak również za symbol prestiżu narodowego. To ostatnie dotyczyło zwłaszcza wspomnianych „nowych” krajów o kruchej jeszcze tożsamości, którą osłabiały partykularyzmy regionalne i konflikty społeczne. W grudniu 1894 roku niemiecki kanclerz książę Chlodwig zu Hohenlohe-Schillingsfürst oświadczył, że „utrzymanie naszych posiadłości kolonialnych jest wymogiem naszego honoru narodowego i wyznacznikiem naszej narodowej reputacji”9. Natomiast włoskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oznajmiło w 1885 roku, że w tym „prawdziwym biegu z przeszkodami po zdobycze kolonialne we wszystkich częściach świata” Włochy muszą odnaleźć „swoje przeznaczenie wielkiego mocarstwa”, zdobywając dla siebie kolonie10. Japońscy reformatorzy kierujący „nowym” państwem Meiji uważali, że jakaś forma imperializmu dobitnie zademonstruje nowy „charakter narodowy” (kokutai). Dlatego zajęcie przez Japonię archipelagów Wysp Kurylskich, Riukiu i Bonin2 w latach 70. XIX wieku było dla nich pierwszym krokiem na drodze do budowy tego, co zaczęli nazywać Cesarstwem Wielkiej Japonii (Dai Nippon Teikoku)11. Ponad pół wieku później dążenie tych trzech krajów do budowy własnych imperiów miało doprowadzić do wojny światowej w latach 40. XX stulecia.
To połączenie wykuwania nowoczesnej tożsamości narodowej ze zdobywaniem lub rozszerzaniem własnego imperium stawało się przed rokiem 1914 coraz powszechniejszym zjawiskiem i objęło nawet tradycyjne imperia dynastyczne w Europie Wschodniej, Romanowów i Habsburgów, których aspiracje imperialne na Bałkanach miały w końcu doprowadzić do wojny. Kraje, które zamierzały skonsolidować lub zbudować swoje zamorskie imperium, nie ukrywały wcale związku między procesem budowania narodu oraz imperializmem. Termin „imperium narodowe” (nation-empire), w odróżnieniu od „państwa narodowego” (nation-state), oznacza więc kraj uczestniczący we wspomnianej walce o nowe terytoria. Ta swoista „nacjonalizacja imperializmu” pozostawała kwestią o kluczowym znaczeniu aż do lat 30. XX wieku i nadejścia ostatniej fali podbojów terytorialnych12. Instytucja imperium w pewnym stopniu przyczyniła się do wyraźniejszego zdefiniowania dominującej pozycji metropolii, podkreślając kontrasty między obywatelem i poddanym, cywilizowanym i prymitywnym, nowoczesnym i archaicznym – te różnice aż do lat 40. XX wieku kształtowały sposób postrzegania przez państwa imperialne ludów i terytoriów, które znalazły się pod ich kontrolą. Wszystkie państwa imperialne podzielały taką wizję świata, prawie całkowicie lekceważąc kultury i wartości istniejące na zajętych przez nie obszarach. Nadzieje, jakie wiązano z imperium – od pozyskania nowych konsumentów po nawrócenie obcych ludów na swoją wiarę – w większości przypadków okazywały się jednak wygórowane. To, co Birthe Kundrus nazywa „imperialnymi fantazjami”, odgrywało ważną rolę w pobudzaniu rywalizacji między państwami, nawet tam, gdzie było oczywiste, że koszty utrzymania imperium prawdopodobnie będą wyższe niż ograniczone często korzyści płynące z jego posiadania13. Były to sugestywne fantazje o zasiedlaniu dzikich pograniczy, odkryciu bajecznie bogatego Eldorado, podjęciu szczytnej „misji cywilizacyjnej” lub wypełnieniu objawionego wcześniej przeznaczenia narodu, które na nowo go ożywi. To one kształtowały sposób, w jaki „imperium” miało być postrzegane w następnym półwieczu.
Fantazje podtrzymujące tę falę nowego imperializmu nie powstawały jednak w próżni. W wielu krajach imperialnych korzystały bowiem ze znacznego zaangażowania intelektualistów i naukowców w budowę imperium oraz same stymulowały to zaangażowanie. Idea współzawodnictwa narodów w dużej mierze opierała się na zastosowaniu darwinowskiego paradygmatu o przetrwaniu najlepiej przystosowanych, który zdaniem niektórych oznaczał, że rywalizacja między nowoczesnymi państwami ma charakter naturalny. Ta argumentacja była szeroko dyskutowana przed rokiem 1914, niemniej pojawił się wtedy pogląd, wyznawany przez część najbardziej zasłużonych następców Darwina, zgodnie z którym naturalnym przeznaczeniem „zdrowych” narodów jest podporządkowanie sobie pomniejszych ludów. Brytyjski statystyk Karl Pearson wystąpił w 1900 roku z odczytem zatytułowanym National Life from the Standpoint of Science [Życie narodu z punktu widzenia nauki]. Głosił on między innymi, że naród należy doprowadzić do wysokiej sprawności „głównie za pomocą wojny z podrzędnymi rasami i za pomocą walki z rasami równorzędnymi o szlaki handlowe oraz źródła surowców i zapasy żywności. Taki jest pogląd historii naturalnej na rodzaj ludzki”14. Niemiecki generał Friedrich von Bernhardi, w opublikowanej w 1912 roku i przełożonej na wiele języków książce Deutschland und der nächste Krieg [Niemcy i następna wojna], przedstawił rywalizację między narodami w kategoriach, które wielu uważało wtedy za pewnik: „Przeżywają te formy, które są w stanie zapewnić sobie najkorzystniejsze warunki do życia i potwierdzić swoją pozycję w uniwersalnej gospodarce przyrody. Słabszy ginie”15. W tym zastosowaniu teorii Darwina kluczowym elementem była walka o zasoby, dlatego powszechnie zakładano, że imperium w końcu będzie potrzebowało nowych terytoriów. W 1897 roku niemiecki geograf Friedrich Ratzel ukuł cieszący się obecnie złą sławą termin „przestrzeń życiowa” (Lebensraum), przekonując, że nowoczesne „wyższe” kultury winny prowadzić ekspansję terytorialną, aby zapewnić żywność i zasoby materialne dla rosnącej liczby ludności, i że osiągnąć to można wyłącznie kosztem kultur „niższych”. Gdy pisał swoją Politische Geographie [Geografia polityczna], młody Adolf Hitler chodził jeszcze do szkoły w Austrii, lecz wnioski płynące z owej lektury przyszły dyktator omawiał potem w latach 20. XX wieku ze swym bliskim współpracownikiem Rudolfem Hessem16.
Poczucie wyższości kulturowej, które ukształtowało imperializm europejski, opierało się także na popularnej wówczas teorii naukowej głoszącej istnienie hierarchii ras opartej rzekomo na różnicach genetycznych. Chociaż przekonujących dowodów naukowych było niewiele, stan prymitywnego zacofania lub jawnego barbarzyństwa, w którym kolonizowany świat ponoć jedynie wegetował, zdaniem zwolenników tej teorii oznaczał, że zasoby materialne i ziemia miały się zmarnować, gdyby nie zostały przejęte przez bardziej rozwinięte narody, których zadaniem było niesienie owoców cywilizacji egzotycznym i podupadłym ludom. Kontrast ten uważano za coś oczywistego i wykorzystywano do usprawiedliwiania strategii dyskryminacji rasowej i permanentnego stanu podporządkowania. W 1900 roku lord Curzon, brytyjski wicekról Indii, przekonywał, że „wszystkie te miliony, którymi muszę zarządzać, to prawie dzieci”. W Niemczech pogląd ów rozciągnięto nawet na europejskich sąsiadów tego kraju na wschodzie, których należało traktować – jak to ujęła w 1914 roku gazeta „Leipziger Volkszeitung” – jako „siedlisko barbarzyństwa”17. Bardziej niebezpieczny był jednak fakt, że takie przekonanie o własnej wyższości, czy to biologicznej, czy etycznej, wykorzystywano do usprawiedliwiania skrajnie wysokiego poziomu przemocy, który w rzeczywistości leżał u podstaw tej fali nowego imperializmu.
Wywłaszczeniom miejscowej ludności z jej ziemi prawie zawsze towarzyszyły mniejsza lub większa brutalność czy groźby. Jeszcze przed rokiem 1914 uznawano, że los rdzennej ludności Ameryki Północnej lub australijskich Aborygenów był godną pożałowania, ale nieuniknioną konsekwencją rozszerzania się podbojów białych. W taki sam sposób postrzegana była masowa przemoc towarzysząca prowadzonej od lat 70. XIX wieku ekspansji w Afryce i Azji – jako niezbędny i niebudzący żadnych wątpliwości moralnych skutek szerzenia cywilizacji podejmowanego dla dobra ludów, które padały ofiarą wspomnianej przemocy. W 1904 roku w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej [obecnie Namibia – przyp. tłum.] pewien niemiecki lekarz mógł zatem napisać, że „ostatecznym rozwiązaniem [Endlösung] kwestii tubylczej może być tylko złamanie siły tubylców całkowicie i raz na zawsze”. „Ostateczne rozwiązanie”, podobnie jak „przestrzeń życiowa”, nie było wcale wynalazkiem narodowego socjalizmu, o czym należy pamiętać, nawet jeśli niektórzy historycy podchodzą nieufnie do wszelkich sugestii o istnieniu związku przyczynowego między tymi dwiema epokami18. Taki język przed 1914 rokiem nie był również wyłączną domeną Niemców. Bliźniacze koncepcje „rasy i przestrzeni”, które miały zdominować imperializm lat 30. i 40. XX wieku, powstały w płodnym okresie przed wybuchem pierwszej wojny światowej, gdy zastanawiano się nad funkcjami oraz imperatywami imperium19. W tym samym czasie konstruowano dwa przeciwstawne uniwersa moralne, w których kolonizatorów uznawano za uprzywilejowanych przedstawicieli imperium, a ludy podporządkowane można było traktować z pewną dozą przymusu i samowoli władz, co było nie do pomyślenia w metropolii.
Ta „mapa mentalna” relacji między nowoczesnym narodem i jego imperium terytorialnym miała jednak niewiele wspólnego z historycznymi realiami owej epoki budowy nowych imperiów. W rzeczy samej, przez cały ten okres, aż do upadku imperiów terytorialnych po roku 1945, istniał wyraźny rozziew między imperium jako „wspólnotą wyobrażoną” a faktycznymi kosztami, jakie musiały ponosić, oraz niebezpieczeństwami, na jakie się narażały wspólnoty narodowe, które w budowaniu własnego imperium miały rzekomo odnaleźć swą nowoczesną tożsamość. Dotyczyło to nawet dwóch głównych potęg imperialnych, czyli Wielkiej Brytanii i Francji, które musiały poświęcać własne zasoby na podbój i obronę coraz większych terytoriów. W 1911 roku Wielka Brytania panowała nad obszarem o powierzchni 31 milionów kilometrów kwadratowych zamieszkiwanym przez 400 milionów ludzi, Francja zaś kontrolowała tereny wielkości 12,5 miliona kilometrów kwadratowych, czyli obszar dwudziestokrotnie większy od metropolii, na którym żyło 100 milionów mieszkańców20. W „nowych” krajach, wstępujących po raz pierwszy na ścieżkę imperializmu, znacznie trudniej było wzbudzić entuzjazm społeczeństwa dla posiadania kolonii zamorskich, które były mniejsze i nie tak zasobne jak te należące do starszych imperiów, przez co przyciągały mniej emigrantów i mniejsze inwestycje. Zakończona klęską w 1896 roku inwazja włoska na Abisynię sprawiła, że Włochy musiały się zadowolić namiastką imperium w postaci skrawków Somalii i Erytrei, a opinia publiczna w metropolii wrogo odnosiła się do pomysłów kolejnych awantur kolonialnych. W tym malutkim imperium mieszkało jedynie kilka tysięcy Włochów, podczas gdy emigracja włoska do innych krajów wynosiła blisko 16 milionów ludzi. Zanim Włochy wyruszyły w 1911 roku na wojnę z imperium osmańskim, aby przejąć kontrolę nad Trypolitanią i Cyrenajką, młody radykalny dziennikarz Benito Mussolini przestrzegał, że każdy rząd, który zażąda krwi i pieniędzy dla polityki podbojów, sprowokuje strajk generalny. „Wojna między narodami zmieni się w ten sposób w wojnę między klasami”, twierdził. Echa tych poglądów były później widoczne w jego wizji imperializmu, w której odróżniał narody „proletariackie”, takie jak Włochy, od bogatych mocarstw „plutokratycznych”21. W Niemczech przed rokiem 1914 podejście do własnego imperium zamorskiego było równie ambiwalentne. Entuzjazm dla kolonii panował w zdominowanych przez burżuazję kręgach przedsiębiorców, duchownych i nauczycieli i u progu pierwszej wojny światowej Niemieckie Towarzystwo Kolonialne (Deutsche Kolonialgesellschaft, DKG) liczyło około 40 tysięcy członków, ale wciąż było to dwa razy więcej niż liczba Niemców osiadłych w koloniach zamorskich22. Wprowadzenie powszechnej edukacji oraz panująca w Rzeszy przed 1914 rokiem kultura pomagały wytworzyć zainteresowanie egzotycznymi i romantycznymi aspektami kolonizacji zamorskiej, jednak znacznie popularniejsze były w tym kraju wyobrażenia o własnym kontynentalnym imperium na „Wschodzie”. Miały się one okazać trwałym motywem przewodnim niemieckiego podejścia do terytorium aż do lat 30. i 40. XX wieku, gdy aktywnie przystąpiono do budowania imperium w Europie, dlatego warto nieco bliżej przyjrzeć się tej kwestii.
Zjednoczone państwo niemieckie, które powstało w 1871 roku, obejmowało swym zasięgiem wschodnie tereny Prus zamieszkiwane przez liczną ludność polską, co było skutkiem rozbiorów Rzeczypospolitej dokonanych wspólnie z Rosją i Austrią pod koniec XVIII wieku. Obszar ten zaczęto traktować w Niemczech jako swoisty falochron strzegący przed groźnym oceanem Słowian na wschodzie. W 1886 roku niemiecki kanclerz Otto von Bismarck zainaugurował działalność Królewskiej Pruskiej Komisji Kolonizacyjnej, której celem było wyrugowanie ludności polskiej za granicę z zaborem rosyjskim i zaludnienie kresów wschodnich Rzeszy osadnikami niemieckimi, aby wykorzenić to, co uznawano za prymitywne formy rolnictwa (pogardliwe określenie polnische Wirtschaft – „polska gospodarka”), i zapewnić stabilną ochronę granicy przed jakimkolwiek przyszłym zagrożeniem. Ta „kolonizacja wewnętrzna”, jak zaczęto ją nazywać, była szeroko nagłaśniana. W 1894 roku powołano do życia Niemiecki Związek Marchii Wschodniej (Deutscher Ostmarkenverein)3, organizację mającą pobudzić akcję osadnictwa niemieckiego. Idee „rasy i przestrzeni” znalazły zastosowanie także tutaj i już na długo przed rokiem 1914 snuto fantazje o rozszerzeniu imperium niemieckiego dalej na wschód, na ziemie rzekomo dojrzałe do kolonizacji, w której ramach nowoczesna cywilizacja miała przynieść ład i kulturę krainom jakoby „pogrążonym w najgłębszym barbarzyństwie i nędzy”23. W owym okresie powstawała również niemiecka literatura kresowa, tak zwane „powieści wschodnie” (Ostromanen), które zastępowały wizję imperium zamorskiego ideą kolonizacji wschodniego pogranicza. W powieściach tych Polak często był myląco przedstawiany jako „smagły” – z ciemną skórą, ciemnymi oczami i ciemnymi włosami – dla podkreślenia aspektu kolonialnego opisywanej rzeczywistości przez zdefiniowanie Polaka jako „innego”, stanowiącego przeciwieństwo „kulturalnego” Niemca. W jednej z najsłynniejszych powieści wschodnich, wydanej w 1904 roku Das schlafende Heer [Śpiącej armii] Clary Viebig, śniady chłop polski ubolewa nad panowaniem „białych najeźdźców o żółtych włosach”24. Tuż przed wybuchem wojny w 1914 roku utworzono towarzystwo na rzecz „kolonizacji wewnętrznej”. Wydawane przez tę organizację czasopismo porównywało afrykańskie imperium kolonialne z zamieszkiwanymi przez Polaków wschodnimi kresami Rzeszy, agitując za ekspansją w obu tych kierunkach w celu zdobycia przestrzeni potrzebnej dla zdrowej rasy niemieckiej25.
Głównymi czynnikami charakteryzującymi rozwój „nowego imperializmu” były jego wrodzona niestabilność i powszechnie stosowana przemoc, które cechowały ekspansję imperialną trwającą od lat 70. XIX wieku aż do lat 40. XX stulecia. Przed rokiem 1914 głównym argumentem przemawiającym za budową imperium była strategiczna konieczność udziału w uznawanej powszechnie za naturalną chaotycznej rywalizacji między licznymi imperiami narodowymi; wskazywano jednak też na potrzebę zapewnienia bezpieczeństwa we własnych strefach wpływów lub zainteresowania gospodarczego, gdzie nacisk imperialny wywoływał gwałtowną reakcję miejscowej ludności. Postrzeganie okresu przed wybuchem pierwszej wojny światowej jako belle époque jest podejściem europocentrycznym, w tej epoce bowiem przemoc szerzyła się z Europy na cały świat. Dominacja modernizujących się państw była skutkiem nagłego przyspieszenia rozwoju transportu i nowych rodzajów uzbrojenia, które w połączeniu z pieniędzmi i wyszkoleniem żołnierzy zazwyczaj zapewniały przewagę militarną krajowi imperialnemu. Od roku 1868 Japonia w szybkim tempie modernizowała swoje siły zbrojne, naśladując rozwiązania europejskie, oraz przyjęła większość zaawansowanych technologii, ale była jedynym krajem Azji i Afryki, któremu się to udało. Podbój tradycyjnych społeczności był zupełny, czy chodziło o walki z Zulusami lub Matabele w Afryce, czy o brutalne zajęcie sułtanatu Acehu w Holenderskich Indiach Wschodnich, czy o francuski podbój Annamu i Tonkinu na obszarze obecnego Wietnamu. Stosowanie przemocy było wyraźną cechą charakterystyczną we wszystkich relacjach imperialnych aż do ostatecznego zmierzchu imperiów kolonialnych po roku 1945.
Dla późniejszego przebiegu obu wojen światowych większe znaczenie miały jednak konflikty o posiadłości imperialne między wyżej rozwiniętymi państwami, które były dla siebie bardziej równorzędnymi przeciwnikami. Skupianie się na roku 1914 jako rzekomym końcu pokoju jest w tym kontekście nieporozumieniem. Coraz bardziej zglobalizowany świat, jaki wyłonił się jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej, był regularnie destabilizowany przez konflikty zbrojne na wielką skalę (i chwile ostrych kryzysów międzynarodowych), które głęboko odbijały się na relacjach między głównymi potęgami europejskimi i na przyszłości Azji. Najważniejsze z nich były wojny prowadzone przez Japonię. Pierwszą, toczoną w latach 1894–1895 z Chinami, spowodowała ekspansja japońska w Korei, gdzie dominowały wpływy Pekinu. Wojna japońsko-chińska była dużym konfliktem, w którym Japończycy zwyciężyli dzięki swej nowej armii i flocie. Korea stała się protektoratem, a duża wyspa Formoza (obecnie Tajwan) – kolonią Japonii, która z dnia na dzień przeobraziła się w poważnego gracza w rozgrywce kolonialnej. Drugą z owych wojen była wojna japońsko-rosyjska w latach 1904–1905, która wybuchła, gdyż Rosja nie pozwoliła Japonii anektować chińskiej Mandżurii i sama zaczęła umacniać tam swoje wpływy. Japończycy rozgromili potężną rosyjską armię i zniszczyli prawie całą flotę wysłaną nadaremnie w liczący blisko 30 tysięcy kilometrów rejs z Bałtyku na Morze Japońskie, po czym przejęli rozległą rosyjską strefę wpływów w Mandżurii4. Japonia straciła na tej wojnie 81500 zabitych i 381 tysięcy rannych z łącznie 2 milionów zmobilizowanych żołnierzy. Był to największy wówczas konflikt zbrojny w dziejach tego kraju, który dzięki zwycięstwu całkowicie odmienił swoją pozycję w regionie26.
Wojna między Hiszpanią i Stanami Zjednoczonymi w roku 1898 w założeniu nie miała być konfliktem o posiadłości imperialne, ale klęska Hiszpanów sprawiła, że Amerykanie przez pewien czas posiadali Filipiny, Portoryko, Guam i liczne mniejsze wyspy na Pacyfiku. Krótkotrwały rozkwit przeżywała idea „Większej Ameryki”, ale gdy Sąd Najwyższy orzekł, że nowo zdobyte terytoria nie są częścią Stanów Zjednoczonych, zainteresowanie budową amerykańskiego „imperium” wygasło. Bazy morskie na Pacyfiku miały znaczenie strategiczne, lecz terytoria odebrane Hiszpanii zawisły w swoistej próżni prawnej, nie będąc częścią żadnego sformalizowanego imperium, a jednak pozostając pod kontrolą amerykańskich okupantów27. W 1899 roku wybuchła kolejna duża wojna w południowej Afryce – między Wielką Brytanią a Transwalem i Oranią, dwiema niepodległymi republikami burskimi. Dla Brytyjczyków trwająca do 1902 roku druga wojna burska była największym konfliktem zbrojnym od pół wieku. Zmobilizowali około 750 tysięcy żołnierzy i stracili blisko 22 tysiące zabitych i rannych. W tym przypadku Wielka Brytania walczyła przeciwko białym osadnikom europejskim, co ściągnęło na nią potępienie innych Europejczyków, ale ostatecznie wygrała i dodała znaczne terytoria oraz zasoby naturalne do swego imperium w Afryce. Jej zwycięstwo wzmocniło również neodarwinowski pogląd, że dalsze terytoria imperialne można zdobyć tylko w walce28.
Kwestie kolonialne okazały się kluczowym katalizatorem podjęcia decyzji, które miały doprowadzić do wybuchu wojny w 1914 roku. Główną przyczyną formowania się bloków sojuszy, począwszy od lat 80. XIX wieku, były obawy natury strategicznej, które budziła rosnąca potęga i potencjał militarny szybko modernizujących się i politycznie niestabilnych „nowych” państw, jednak obawy te podsycała także rywalizacja imperialna. Rosja, upokorzona przez Japonię, ponownie zwróciła uwagę na Europę Południowo-Wschodnią oraz imperium osmańskie, konflikty kolonialne doprowadziły do powstania w 1904 roku ententy brytyjsko-francuskiej, a chęć wyjaśnienia podobnych niejasności skutkowała porozumieniem brytyjsko-rosyjskim z 1907 roku – współpraca tych trzech mocarstw ukształtowała później przebieg wojny europejskiej. Narastający wyścig zbrojeń napędzało jednak dążenie mocarstw do ochrony swych interesów w skali globalnej, a nie tylko europejskiej; w szczególności rozbudowa flot wojennych Wielkiej Brytanii i Niemiec zdaje się nie mieć sensu w oderwaniu od interesów globalnych tych państw. To właśnie charakter niemieckich ambicji imperialnych, wynikający z przekonania, że nowy kraj potrzebuje imperium jako symbolu swego statusu mocarstwa światowego, skłonił Berlin do zaangażowania się w poważniejsze incydenty międzynarodowe jeszcze przed rokiem 1914. Dotyczyło to w szczególności dwóch kryzysów marokańskich w latach 1905 i 1911, gdy Niemcy usiłowały podważyć porozumienia Wielkiej Brytanii, Francji i Hiszpanii w sprawie podziału praw do protektoratu nad tym obszarem.
Przypisy
1.Wraz z intronizacją cesarza Mutsuhito (1852‒1912) w październiku 1868 roku ogłoszono, że nastała era Meiji (Oświeconych Rządów). Przyjęto wtedy obowiązującą do dzisiaj zasadę, że cesarz panuje dożywotnio, a cały okres jego panowania stanowi jedną „erę”, której nazwa staje się imieniem pośmiertnym cesarza – przyp. tłum.
2.Obecnie wyspy Ogasawara-shōto – przyp. tłum.
3.W Polsce znany bardziej jako Hakata, od pierwszych liter nazwisk trzech założycieli: Ferdinanda von Hansemanna (1861‒1900), Hermanna Kennemanna (1815‒1910) i Heinricha von Tiedemanna (1843–1922) – przyp. tłum.
4.W rzeczywistości Japończycy przejęli kontrolę tylko nad niecałą połową protektoratu rosyjskiego w Mandżurii, a mianowicie jego częścią południową, z półwyspem Liaotung oraz miastami Mukden (chiń. Shenyang) i Czangczun (Changchun), podczas gdy Rosjanie zachowali panowanie nad częścią północną, z głównymi ośrodkami w Harbinie i Cycyharze (Qiqihar), gdzie sprawowali faktyczną władzę aż do rewolucji bolszewickiej w listopadzie 1917 roku – przyp. tłum.
Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945. Tom 2
Przekład: Tomasz Fiedorek
Seria „Historia”
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 8 kwietnia 2025
5
Walka na wojnie
Pewnego dnia wielką opowieść o wojnie w Związku Radzieckim będzie można osnuć wokół krótkiego opisu tego, co się stało z dwudziestoma pięcioma dywizjami pancernymi, które Hitler posłał za rosyjską granicę. One były ostrzem jego miecza, machinami, które torowały drogę jego piechocie i artylerii. Kiedy wygrywały, Niemcy wygrywali. Kiedy przegrały, Niemcy przegrali.
Walter Kerr, The Russian Army, 1944
Przytoczona wyżej opinia, jakoby pokonanie niemieckich dywizji pancernych było wystarczającym wyjaśnieniem przyczyn klęski Niemiec i europejskich państw Osi, to kuszące uproszczenie. Walter Kerr był korespondentem „New York Herald Tribune” w Moskwie i podczas wojny, zanim wrócił do Stanów Zjednoczonych po bitwie o Stalingrad, miał tam okazję rozmawiać z dowódcami Armii Czerwonej o ich doświadczeniach.
Swój pogląd na temat niemieckiej broni pancernej kształtował na podstawie zasłyszanych pogłosek i spekulacji wojskowych. Podana przez niego liczba dwudziestu pięciu niemieckich dywizji pancernych była zawyżona, niemniej taka plotka krążyła wówczas po Moskwie. Podobnie rozpowszechnione było przekonanie, jakoby na początku operacji „Barbarossa” Niemcy dysponowali 18 tysiącami czołgów. Mimo całej tej przesady skupienie uwagi na dywizjach pancernych jako głównym aktorze nowoczesnej wojny lądowej było zasadniczo słuszne, nawet jeśli to tylko część prawdy. Ze wszystkich innowacji wprowadzonych w czasie drugiej wojny światowej i naśladowanych prawie we wszystkich krajach walczących o wyniku walk na lądzie w największym stopniu decydowało utworzenie w pełni zmechanizowanych jednostek wojskowych, łączących czołgi, piechotę zmotoryzowaną i artylerię. Do roku 1945 Armia Czerwona sformowała w sumie czterdzieści trzy korpusy pancerne, co pozwoliło jej prowadzić pod koniec wojny operacje dorównujące rozmachem działaniom niemieckim z 1941 roku.
Na podstawie przytoczonej opinii Kerra można zapytać, dlaczego kraje sprzymierzone ostatecznie zwyciężyły na polu bitwy i dlaczego państwa Osi przegrały mimo początkowych zwycięstw. Odpowiedzi należy szukać w stopniu, w jakim każda ze stron nauczyła się rozwijać i wykorzystywać szereg czynników nazywanych obecnie „mnożnikami siły” (force multipliers) – organizację operacyjną, sprzęt, taktykę, wywiad – które ogromnie zwiększały moc uderzeniową armii, lotnictwa lub marynarki wojennej, zwłaszcza gdy te początkowo zmagały się z przewagą nieprzyjaciela. W walce na morzu i na lądzie dominującą rolę odgrywały nadal tradycyjne rodzaje uzbrojenia i wojsk – pancerniki, piechota, artyleria, a nawet kawaleria – których znaczenia nie powinno się lekceważyć, jednak to wspomniane mnożniki siły, ogólnie rzecz biorąc, zmieniały sytuację na polu bitwy. Pierwszym z nich był rozwój wojsk zmechanizowanych i towarzyszącego im lotnictwa taktycznego. Utworzenie wojsk pancernych i zintegrowanie ich z resztą sił zbrojnych odmieniło sposób prowadzenia wojny na lądzie, najpierw po stronie niemieckiej, a potem również u aliantów. Lotnictwo taktyczne było używane na dużą skalę już w pierwszej wojnie światowej, lecz pojawienie się myśliwców jednopłatowych, samolotów szturmowych i nowoczesnych bombowców średnich, które bez wyjątku wyposażone były w coraz bardziej śmiercionośne uzbrojenie, odmieniło też potencjał bojowy lotnictwa. Z kolei w działaniach na morzu siły powietrzne przyczyniły się do zrewolucjonizowania operacji desantowych, najpierw w wojnie na Pacyfiku – tak w czasie ofensywy japońskiej, jak i późniejszej kontrofensywy alianckiej – a następnie na szeroko rozumianym europejskim teatrze działań wojennych wraz z kolejnymi desantami sprzymierzonych w Afryce Północnej, na Sycylii, we Włoszech i we Francji. Były to złożone operacje połączone (combined operations), w ramach których siły powietrzne, morskie i lądowe współpracowały, żeby zdobyć punkt zaczepienia na silnie bronionym przez wroga brzegu, a następnie utworzyć tam stały przyczółek. Dla alianckich potęg morskich operacje desantowe były jedynym sposobem na to, by zmierzyć się z przeciwnikiem na okupowanym przez niego terytorium. Sprzymierzeni mogli tego dokonać, nauczyli się bowiem, jak przełożyć swoją potęgę morską na działania na lądzie.
Rozwojowi broni pancernej, sił powietrznych i narzędzi walki morskiej towarzyszył rozwój środków walki radioelektronicznej. Radio i radar stały się w tym okresie kluczowymi elementami nowoczesnego pola bitwy i pozostają nimi do dzisiaj. Nowoczesna technologia radiowa umożliwiła scentralizowaną kontrolę nad jednostkami lotniczymi. Pozwalała też dowódcom skuteczniej zarządzać złożonym, szybko zmieniającym się polem bitwy. Łączność radiowa pozwalała również kierować w skali globalnej wojną morską. Radio stanowiło także kluczowe narzędzie na szczeblu taktycznym, umożliwiając niewielkim oddziałom wezwanie pomocy i koordynowanie ich działań lokalnych. Badania nad falami radiowymi doprowadziły do rozwoju radaru, który początkowo był narzędziem wczesnego ostrzegania przed samolotami wroga nadlatującymi od strony morza, ale szybko znalazł sporo innych ważnych zastosowań. Między innymi ostrzegał z wyprzedzeniem przed lotnictwem taktycznym przeciwnika, odegrał kluczową rolę w pokonaniu U-bootów, zabezpieczał flotę na morzu przed niespodziewanym atakiem i zapewniał zabójczą celność artylerii, tak lądowej, jak i okrętowej. Z upływem czasu przewaga w wojnie elektronicznej przechyliła się zdecydowanie na stronę aliantów, gdy nauczyli się oni wytwarzać i odpowiednio wykorzystywać najnowsze technologie.
Radio odgrywało też kluczową rolę w działaniach wojennego wywiadu i kontrwywiadu, przyczyniając się między innymi do rozwoju złożonych operacji dezinformacyjnych, które same w sobie są jednym z omawianych tu „mnożników siły”. Wojna wywiadów toczyła się na wielu polach, w większym lub mniejszym stopniu przynosząc korzyści walczącym stronom. Największą pomoc dla sił zbrojnych, dzięki której mogły one skuteczniej walczyć, stanowił wywiad na szczeblu operacyjnym i taktycznym. Przez większą część wojny alianci pozyskiwali więcej danych wywiadowczych i potrafili lepiej je analizować niż państwa Osi, nawet jeśli trudno obecnie ocenić, jak wielki wpływ miał wywiad na przebieg operacji militarnych. Podobnie było z dezinformacją, którą stosowano na szeroką skalę, chociaż często bez większego efektu. Jeśli jednak dezinformacja się powiodła, mogła mieć decydujące znaczenie, nawet w skali operacyjnej. Mistrzem dezinformacji był Związek Radziecki. Wymownymi świadectwami jego skuteczności w tej dziedzinie były miażdżąca klęska wojsk Osi w czasie operacji „Uran” w listopadzie 1942 roku oraz zniszczenie Grupy Armii „Środek” w czerwcu roku 1944.
Wartość alianckiej dezinformacji przed lądowaniem w Normandii pozostaje sporna, ale z pewnością wzmocniła ona przekonanie Hitlera, że desant w tym rejonie ma zmylić Niemców przed głównym lądowaniem pod Calais. Solidny wywiad i skuteczna dezinformacja pomogły aliantom zniwelować wysokie umiejętności bojowe przeciwnika, który zaciekle bronił każdego metra kwadratowego nowych imperiów. Także w tej dziedzinie ‒ podobnie jak w przypadku broni pancernej, lotnictwa, operacji desantowych czy walki elektronicznej ‒ wyjaśnienie przyczyn ostatecznego zwycięstwa jednej strony i klęski drugiej zależy od tego, w jakim stopniu ich siły zbrojne nauczyły się korzystać z tego narzędzia.
BROŃ PANCERNA I LOTNICTWO
Kiedy wojska niemieckie najechały w 1939 roku Polskę, świat po raz pierwszy ujrzał skutki rewolucyjnej zmiany w organizacji sił zbrojnych, której uosobieniem było sześć rzuconych do walki dywizji pancernych i wspierający je taran lotniczy złożony z bombowców nurkujących i horyzontalnych oraz samolotów myśliwskich. Sukces inwazji niemieckiej na Polskę wywołał jednak mocno przesadzone opinie. Czołg uznano za broń rozstrzygającą o powodzeniu nowego rodzaju wojny, który nazwano „wojną błyskawiczną” (Blitzkrieg), chociaż termin ten był szeroko stosowany na Zachodzie – zarówno wtedy, jak i dzisiaj – ale nie przez samą armię niemiecką. W ten sposób czołg zyskał iście legendarną reputację, podobnie jak bombowce nurkujące Junkers Ju 87, zaopatrzone w budzące postrach „trąby jerychońskie”, czyli syreny, które wyły wniebogłosy, gdy samolot pikował na cel. W powszechnym mniemaniu niemiecka broń pancerna stanowiła potężną siłę „żelaza, stali i płomieni” prowadzącą wojnę „według nazistowskich wzorców”, jak to ujął Walter Kerr2.
Czołg nie był jednak ani nowym rodzajem broni, ani nie stanowił monopolu niemieckich sił zbrojnych. Oszałamiający sukces tego pojazdu w kampanii polskiej miał źródło w analizach, jakie w latach 20. XX wieku powstały w armii niemieckiej, która zastanawiała się nad tym, co poszło nie tak w ostatnim roku pierwszej wojny światowej, gdy jesienią 1918 roku czołgi i samoloty ententy prowadziły natarcie na froncie zachodnim w czasie tak zwanej kampanii studniowej. Traktat wersalski zakazał Niemcom rozwijania lub posiadania czołgów i złamali oni to ograniczenie dopiero w połowie lat 30. Tymczasem w innych krajach czołgi powszechnie rozwijano w latach międzywojennych. Były to głównie czołgi lekkie lub tankietki, uzbrojone wyłącznie w karabin maszynowy, jak na przykład japońska tankietka Typ 94, najliczniej produkowany w latach 30. opancerzony wóz bojowy w Japonii3. Cięższe typy czołgów zaczęły się pojawiać w drugiej połowie tej dekady i zazwyczaj były uzbrojone w działo kalibru 37 milimetrów oraz karabin maszynowy.
W 1940 roku tylko armia francuska miała pierwszy czołg ciężki ‒ Char B1- Bis uzbrojony w haubicę kalibru 75 milimetrów, działo 47 milimetrów i dwa kaemy. Dopiero w dalszej fazie wojny czołgi i działa samobieżne rozwinęły się na tyle, że były w stanie przenosić działa 75-milimetrowe lub większe4. W początkowym jej okresie zakładano przeważnie, że czołgi będą wspierać piechotę lub prowadzić rozpoznanie. Co do wykorzystania czołgu w charakterze broni ofensywnej zdania były podzielone. Tam gdzie broń pancerna wyrastała z tradycyjnej kawalerii, na przykład w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, uparcie chciano używać czołgów tak, jak wcześniej używano jazdy; zazwyczaj rozpraszano czołgi po dywizjach piechoty, aby zapewnić tym ostatnim mobilną siłę ognia i ochronę flanek. Idea wykorzystania czołgów jako trzonu pancernej pięści, która miała przebijać nieprzyjacielskie pozycje obronne i okrążać je, rozkwitła na krótko na początku lat 30. XX wieku w Związku Radzieckim za sprawą ówczesnego szefa uzbrojenia Armii Czerwonej Michaiła Tuchaczewskiego, dopóki nie padł on w 1937 roku ofiarą stalinowskiej Wielkiej Czystki. Ostatecznie koncepcja ta zatriumfowała w armii niemieckiej w ostatnich latach pokoju.
Na froncie czołgi miały zarówno zalety, jak i wady. W odróżnieniu od większości artylerii były mobilne i mogły pokonywać rozmaite przeszkody oraz nierówny teren. Można ich było użyć przeciwko nieprzyjacielskiej artylerii, stanowiskom karabinów maszynowych i lekkim fortyfikacjom lub innym czołgom, co początkowo zdarzało się znacznie rzadziej. Czołgi lekkie, uzbrojone tylko w karabiny maszynowe, można było wykorzystać przeciwko piechocie wroga, jak to czynili Japończycy w czasie wojny w Chinach. Ale czołgi miały także swoje słabości. Generalnie poruszały się wolno, a późniejsze czołgi ciężkie – jeszcze wolniej. Niemiecki Panzerkampfwagen VI Tiger ważył 55 ton i w terenie rozwijał maksymalną prędkość 30 kilometrów na godzinę, a do tego miał ograniczony zasięg działania. Przede wszystkim jednak wymagał regularnej obsługi technicznej, której w praktyce nie można byłoby zapewnić, gdyby udało się przełamać front i wedrzeć w głąb obrony przeciwnika, jak to przewidywano w pierwotnych założeniach5. Podatność wszystkich typów czołgów na awarie sprawiała, że tuż za jednostką pancerną musiał się znajdować batalion remontowy, gdyż w przeciwnym razie trzeba by porzucać pojazdy, które uległy awarii lub doznały niewielkich uszkodzeń. Chociaż w czasie wojny czołgi powiększyły się i zyskały grubszy pancerz, nawet najcięższe z nich były wrażliwe na trafienie w gąsienice lub tył i boki kadłuba.
Warunki służby w czołgu były niezwykle wymagające. Pomimo ciasnoty w mniejszych czołgach lekkich i tankietkach ich obsługa musiała wykonywać szereg zadań. Nawet jednak w czołgach średnich i ciężkich, które miały cztero- albo nawet pięcioosobową załogę, klaustrofobiczne wnętrze sprawiało, że strzelanie, ładowanie amunicji i utrzymywanie łączności radiowej stanowiło wyzwanie. Widoczność była ograniczona, a ryk silnika zagłuszał wszelkie odgłosy z zewnątrz, włącznie z ostrzałem wroga i własnych jednostek. Czołg wypełniały rozmaite wyziewy, sprawiając, że w rozgrzanym wnętrzu jeszcze trudniej było wytrzymać. Nad załogą nieustannie wisiała groźba trafienia, co oznaczało możliwość pożaru i zranienia ostrymi kawałkami metalu, a jednocześnie konieczność jak najszybszego wydostania się na zewnątrz przez wąski właz. „Twarze nasze są zakrwawione – opisywał swoje przeżycia pewien radziecki dowódca czołgu. – Kiedy niemieckie pociski uderzyły w opancerzenie, we wnętrzu odpryskiwały drobniutkie okruszyny stali i wbijały się w czoło i w policzki. Byliśmy ogłuszeni, zatruci gazami prochowymi, zmordowani trzęsieniem”6.
Przede wszystkim jednak czołgi można było zniszczyć przy użyciu całej gamy broni przeciwpancernej. Chociaż te stalowe kolosy budziły strach wśród żołnierzy, gdy z chrzęstem nieubłaganie toczyły się w ich kierunku, można je było unieruchomić za pomocą armaty lub innego czołgu, jak również granatów ręcznych, granatnika, miny magnetycznej lub rusznicy przeciwpancernej. Równolegle z rozwojem czołgów rozwijała się w czasie wojny także przeciwpancerna broń i amunicja. W poszczególnych armiach zaczęto tworzyć małe jednostki „łowców czołgów” przemieszczające się po polu bitwy, aby niszczyć odizolowane i unieruchomione pojazdy wroga. Niekiedy stosowano w tym celu prymitywną lub improwizowaną broń, taką jak przymocowana do drewnianej tyczki japońska mina wytykowa, która przy wybuchu zabijała niosącego ją żołnierza (Amerykanie nazywali ten przyrząd „kijem idioty”). Niewiele lepsze były używane przez Niemców podwójne, połączone drutem ładunki wybuchowe, które zarzucano na lufę czołgu, żeby zniszczyć lub uszkodzić jego armatę7. Ogromna większość czołgów, które w trakcie wojny trafiły na front, została uszkodzona lub zniszczona. Nawet w przypadku potężnie opancerzonych czołgów niemieckich Tiger i Königstiger (Tygrys Królewski) utracono aż 1580 z 1835 wyprodukowanych maszyn obu tych typów8. Przewidywana żywotność radzieckiego czołgu T-34 na pierwszej linii wynosiła zaledwie dwa–trzy dni. Spośród blisko 86 tysięcy czołgów tego typu wyprodukowanych w Związku Radzieckim aż 83 500 zostało zniszczonych lub uszkodzonych i tylko szybkie naprawy pozwalały kontynuować zmechanizowane działania wojenne9. Rewolucja broni pancernej pobudzała też ewolucję jej nemezis, czyli broni przeciwpancernej. Zdolność obrony przed czołgami nabrała znaczenia porównywalnego z samą bronią pancerną, tak jak artyleria przeciwlotnicza zyskiwała na sile ognia i skuteczności w obliczu rosnącego zagrożenia ze strony lotnictwa taktycznego. Dywizje pancerne zwykle były zdolne zarówno do prowadzenia manewrowych działań ofensywnych, jak i do manewrowej obrony przed wrogimi czołgami oraz lotnictwem. To połączenie okazało się kluczowe dla ich zdolności przetrwania.
Same czołgi, bez wsparcia, miały ograniczoną użyteczność. Kiedy na polu bitwy zostawiały w tyle własną piechotę, łatwo było je odizolować i zniszczyć. Czołgi, podobnie jak samoloty, nie mogły samodzielnie zająć i utrzymać zdobytego terytorium. Powodzenie broni pancernej w czasie wojny zależało zatem od rozwoju taktyki walki broni połączonych (combined arms combat), w ramach której czołgi były trzonem jednostki pancernej ściśle współdziałającym z piechotą zmotoryzowaną, artylerią zmotoryzowaną lub samobieżną, polowymi bateriami dział przeciwlotniczych, mobilnym batalionem saperów i jednostką remontową. Właśnie to połączenie, nie sam czołg, dawało formacjom pancernym ich potężną siłę uderzeniową. Taktyka walki broni połączonych, stanowiąca klucz do ostatecznego sukcesu wojsk pancernych, w dużej mierze uzależniona była od wysokiego stopnia zmechanizowania i mobilności wojsk. Dlatego wszystkie jednostki mające wspierać czołgi potrzebowały ciężarówek, samochodów terenowych, transporterów opancerzonych i ciągników, aby razem posuwać się do przodu tuż za linią frontu, zamiast wlec się daleko w tyle za czołgami.
Był to czynnik, który utrudniał dwóm głównym sojusznikom Niemiec – Japonii i Włochom – pełny rozwój ich broni pancernej. Prowadzone w obu tych krajach początkowe eksperymenty potwierdziły zalety walki broni połączonych, ale w jednym i drugim przypadku brakowało zasobów przemysłowych (zwłaszcza ropy) niezbędnych do zmotoryzowania i zmechanizowania na szerszą skalę sił zbrojnych. W 1934 roku Japonia sformowała jedną z pierwszych na świecie jednostek pancernych, mianowicie 1. Samodzielną Brygadę Mieszaną, która miała batalion czołgów, piechotę zmotoryzowaną, saperów, batalion artylerii i mobilną jednostkę rozpoznawczą. Wrogie nastawienie armii polowej do idei tworzenia w jej ramach samodzielnych formacji położyło jednak kres istnieniu owej brygady na początku wojny japońsko-chińskiej. Jednostka została rozwiązana, a czołgi lekkie w niewielkich ilościach rozdzielono między poszczególne dywizje piechoty. Pod wrażeniem sukcesów niemieckich Japończycy ostatecznie sformowali w 1942 roku trzy dywizje mające stosować taktykę walki broni połączonych, a później utworzyli jeszcze czwartą, do obrony wysp macierzystych. Trudno było jednak wykorzystać je w walkach, jakie toczyły się na wyspach Pacyfiku, co wyjaśnia, dlaczego produkcja czołgów miała tak niski priorytet w japońskiej gospodarce wojennej. W 1944 roku zbudowano ich tylko 925, a w 1945 jeszcze mniej, bo 256. Wspomniane dywizje posyłano do walki częściami, jako wsparcie dla piechoty. Pierwsza z nich została zniszczona na Filipinach w 1944 roku, druga poddała się w Mandżurii w sierpniu 1945, a trzecia praktycznie się rozpadła z braku uzupełnień i możliwości remontu maszyn po 1300-kilometrowym marszu przez całe południowe Chiny10.
We Włoszech pierwsza jednostka zmechanizowana, która miała stosować taktykę walki broni połączonych, a mianowicie Brigata motomeccanizzata, została sformowana w 1936 roku i składała się z batalionu czołgów, dwóch batalionów piechoty zmotoryzowanej oraz baterii artylerii. Następnie została ona powiększona do rozmiarów dywizji i otrzymała dodatkowe uzbrojenie, lecz Włosi – podobnie jak Japończycy – w czasie całej wojny utworzyli tylko trzy dywizje pancerne, które wchodziły w skład korpusów piechoty. Według włoskiej doktryny wojennej to właśnie piechota stanowiła bowiem „decydujący element w walce”, a nie pojazdy bojowe11. Element pancerny tworzyły początkowo czołgi lekkie Fiat 3000B, zaopatrzone w nieskuteczną armatę kalibru 37 milimetrów, oraz tankietki CV 33 i CV 35, pozbawione wieżyczek i uzbrojone tylko w karabin maszynowy, przez co w manewrowej wojnie pancernej miały znikomą wartość bojową. W 1940 roku wprowadzono do użytku czołg średni M11/39, jednak wkrótce trzeba go było wycofać z powodu zbyt słabego opancerzenia. Następcą tej maszyny został w 1941 roku czołg M13/40 z ulepszoną armatą kalibru 47 milimetrów o dużej prędkości wylotowej pocisku, ale jego kadłub miał pancerz nie grubszy niż 30 milimetrów. W efekcie żaden czołg włoski nie spełniał wymagań nowoczesnej wojny pancernej i w czasie całego konfliktu Włosi wyprodukowali łącznie tylko 1862 sztuki. Dwie z trzech włoskich dywizji pancernych zostały zniszczone w bitwie pod El Alamein, tracąc wszystkie czołgi. Ani Japonia, ani Włochy nie wypracowały dojrzałej doktryny wojny pancernej. W trakcie nielicznych starć manewrowych, do jakich doszło w wojnie na Pacyfiku, czołgi japońskie po prostu jechały w stronę nieprzyjaciela, wykonując coś w rodzaju pancernego odpowiednika ataku z okrzykiem „Banzai!” na ustach, i były niszczone przez Amerykanów za pomocą broni przeciwpancernej.
Ostatecznie zatem rola pionierów w wykorzystaniu operacyjnych walorów jednostek zmechanizowanych i zmotoryzowanych przypadła Niemcom, które po 1919 roku były przez wiele lat pozbawione prawa do rozwijania nowoczesnej armii. Po klęsce w pierwszej wojnie światowej dowództwo niemieckie poszukiwało sposobu na zwiększenie szybkości i siły uderzeniowej swych wojsk niezbędnych do osiągnięcia zwycięstwa w „bitwie rozstrzygającej” (Entscheidungsschlacht), które wymknęło mu się z rąk w 1918 roku. Doktryna wojny pancernej nabrała kształtów w Niemczech, kiedy kraj ten jeszcze nie posiadał nowoczesnych czołgów.
Manewry wojskowe w 1932 roku pokazały potencjał drzemiący w operacjach manewrowych, chociaż przeprowadzono je z użyciem atrap pojazdów bojowych. Z inicjatywy inspektora wojsk zmotoryzowanych generała majora Oswalda Lutza oraz młodego majora Heinza Guderiana przez następne trzy lata pracowano nad organizacją dywizji pancernej, dzięki czemu w 1935 roku utworzono trzy pierwsze takie jednostki. Priorytetem było zapewnienie, że czołg nie będzie hamowany przez ograniczoną mobilność broni wspierających. Oddziały motocyklowe, piechota, artyleria, zwiad, saperzy i łączność miały być w komplecie zmotoryzowane, czyniąc z takiej dywizji samodzielną siłę bojową12. Podjęto decyzję o skupieniu czołgów w silnym trzonie pancernym, wbrew oporom niektórych dowódców wojsk lądowych, którzy chcieli, żeby mechanizacja i motoryzacja upowszechniała się w całej armii. „Koncentracja dostępnych sił pancernych – pisał w 1937 roku Guderian – będzie zawsze skuteczniejsza niż ich rozproszenie”13. Zresztą ograniczona liczba pojazdów mechanicznych, jaką mógł dostarczyć nadal stosunkowo skromny niemiecki przemysł motoryzacyjny, i szybkość prowadzonych zbrojeń wykluczały bardziej masowe zmotoryzowanie Wehrmachtu. Zasadniczo niemieckie siły zbrojne przystąpiły do drugiej wojny światowej dwiema armiami: jedną nowoczesną i mobilną oraz drugą, która nadal opierała się na powoli maszerującej piechocie, ciągu konnym i transporcie kolejowym. Kiedy niemieckie dywizje pancerne wdzierały się w głąb Związku Radzieckiego, postępowała za nimi armia wykorzystująca blisko 75 tysięcy koni (razem z towarzyszącymi im masztalerzami, stajennymi, zapasami obroku i weterynarzami). W 1942 roku Niemcy dodatkowo zarekwirowali w całej okupowanej Europie około 400 tysięcy koni do ciągnięcia armat i innego ciężkiego uzbrojenia, gdyż brakowało pojazdów mechanicznych14.
Sześć dywizji pancernych dostępnych w czasie wojny przeciwko Polsce, a następnie dziesięć użytych na Zachodzie w maju 1940 roku stanowiło pancerną pięść na końcu długiego ramienia piechoty. Zwycięstwo Wehrmachtu w obu tych kampaniach uświadomiło reszcie świata potęgę niemieckiej doktryny wojny pancernej i skłoniło inne kraje do naśladownictwa, ale z drugiej strony zamaskowało problemy wynikające z szybkiego rozwoju wojsk pancernych i trudności z dostarczeniem potrzebnego sprzętu. Niemcy wykorzystali w inwazji na Francję, Belgię, Holandię i Luksemburg 2574 czołgi, w tym 523 maszyny typu Panzerkampfwagen I uzbrojone tylko w karabiny maszynowe, 955 typu PzKpfw II z nieskutecznym działkiem 20-milimetrowym, 334 zdobyczne czołgi czechosłowackie i zaledwie 627 czołgów typu PzKpfw III i IV uzbrojonych w działa większego kalibru, co jednak nie oznaczało wcale, że łatwo im było trafić lub unieruchomić cięższe czołgi przeciwnika. Znaczna część towarzyszącej czołgom niemieckim piechoty była przewożona ciężarówkami, a nie transporterami opancerzonymi. Tymczasem armia francuska wystawiła do walki 3254 czołgi, z których wiele było cięższych i silniej uzbrojonych od maszyn niemieckich15. Niemcy zwyciężyli zatem we Francji mimo przewagi liczebnej i jakościowej czołgów przeciwnika ‒ częściowo dlatego, że mieli wsparcie lotnictwa, częściowo dlatego, że armia francuska rozproszyła znaczną część swoich czołgów po dywizjach piechoty, zamiast je skupić, ale głównie dlatego, że mobilne jednostki wspierające czołgi – owe „bronie połączone” – dobrze wykonywały wyznaczone im zadanie, zajmując teren i zwalczając pojazdy nieprzyjaciela. W jednym z nielicznych większych starć czołgów w czasie kampanii zachodniej, nieopodal belgijskiej miejscowości Gembloux, dowódcy niemieccy zauważyli, że z braku radia czołgi francuskie kiepsko manewrowały, operowały w niewielkich, rozproszonych grupach zamiast w masie, a do tego prowadziły wolny i niecelny ogień. Problem ten był jeszcze poważniejszy w mniejszych czołgach francuskich, gdzie jednoosobowa wieża wymagała od dowódcy jednoczesnego obsługiwania armaty i kierowania pojazdem16. Bitwa ta dobrze ilustrowała zalety doktryny walki broni połączonych i jednocześnie ograniczenia, jakie napotykały czołgi, kiedy próbowały walczyć bez wsparcia.
Przed inwazją na Związek Radziecki w 1941 roku armia niemiecka była zmuszona zwiększyć liczbę swoich dywizji pancernych, godząc się przy tym na ich osłabienie. Każda z dwudziestu jeden dywizji pancernych, zorganizowanych w cztery potężne grupy pancerne, miała średnio jedynie 150 czołgów, gdy we wrześniu 1939 roku ta średnia wynosiła 328 pojazdów. 22 czerwca 1941 roku Niemcy rzucili do walki 3266 czołgów, w tym zaledwie 1146 maszyn typu PzKpfw III i IV, resztę zaś stanowiły czołgi czechosłowackie oraz PzKpfw II, pomimo ich niedostatecznego uzbrojenia. Kompletne załamanie się Armii Czerwonej w pierwszych miesiącach operacji „Barbarossa” było jednak dobitnym świadectwem skuteczności niemieckiej broni pancernej. Straty radzieckie w pierwszym półroczu wojny z Niemcami wyniosły astronomiczne 20 500 czołgów i dział samobieżnych z łącznej liczby 28 tysięcy takich pojazdów, lecz straty niemieckie również powoli rosły17. Do sierpnia liczba czołgów niemieckich zmniejszyła się o połowę. Do listopada z około pół miliona użytych na froncie wschodnim wszelkiego rodzaju pojazdów mechanicznych sprawnych było już tylko 75 tysięcy. W ostatnich latach wojny, gdy wysokie straty i powolna produkcja w kraju coraz bardziej ograniczały możliwości działania, niemieckie wojska zmechanizowane stopniowo chyliły się ku upadkowi. W 1943 roku Niemcy wyprodukowali zaledwie 5993 czołgi wszystkich typów, podczas gdy Związek Radziecki i Stany Zjednoczone zbudowały ich w tym samym okresie łącznie 53 586. W lipcu 1943 roku pod Kurskiem niemieckie dywizje pancerne i dywizje grenadierów pancernych liczyły średnio 73 czołgi, chociaż niektóre miały ich znacznie więcej w początkowej fazie operacji, gdy Niemcy nacierali. W tym samym okresie jednak 9. Armia niemiecka potrzebowała 50 tysięcy koni, a 4. Armia Pancerna – 25 tysięcy18.
Z powodu zmieniającego się na ich niekorzyć stosunku sił w konfrontacji z aliantami Niemcy musieli zmodyfikować swoją doktrynę użycia czołgów. Dlatego od połowy 1943 roku niemiecka broń pancerna z narzędzia do przełamywania frontu i otaczania przeciwnika zmieniła się w oręż defensywny. Nawet w obronie czołgów można było jednak używać w sposób ofensywny. Na froncie wschodnim jednostki zmechanizowane skupiono w pancernych grupach bojowych (Panzerkampfgruppen), złożonych z czołgów, piechoty pancernej i artylerii holowanej, które przerzucano na zagrożone kluczowe odcinki, gdzie nadal operowały samodzielnie zgodnie z doktryną walki broni połączonych. W tym okresie Niemcy zaczęli kłaść nacisk na niszczenie nacierających czołgów wroga przy użyciu czołgów, oddziałów piechoty polujących na czołgi i innych rodzajów broni przeciwpancernej, w tym samobieżnych dział szturmowych (Sturmgeschütz) uzbrojonych w bardzo skuteczną armatę 75-milimetrową, które pod koniec wojny stały się najliczniejszym w armii niemieckiej typem bojowego pojazdu opancerzonego19. Nowe czołgi ‒ PzKpfw V Panther uzbrojony w 75-milimetrową armatę o dużej prędkości wylotowej pocisku oraz PzKpfw VI Tiger z potężną armatą 88-milimetrową, które krótko walczyły pod Kurskiem, w ostatniej ofensywie strategicznej armii niemieckiej ‒ miały od tej pory skupiać się na ograniczonych kontratakach. Czasem nawet okopywały się, aby pełnić funkcję artylerii wspierającej obronę, całkowicie rezygnując ze swej mobilności. Ta zmiana priorytetów armii niemieckiej to prawdziwa ironia losu. Armia, która była pionierem ofensywnych operacji pancernych, w ostatnich dwóch latach wojny stała się ekspertem w zakresie zwalczania czołgów w obronie. W 1943 roku Niemcy zaczęli organizować na froncie tak zwane odcinki artylerii przeciwpancernej (Pakfronten), wzmocnione działami przeciwpancernymi, które ustawiali w dobrze zamaskowanych punktach, tworząc zasadzki na czołgi przeciwnika na kierunkach jego spodziewanego natarcia. W ten sposób naśladowali wcześniejszą taktykę Armii Czerwonej tworzącej „worki ogniowe”, czyli obszary osłonięte na flankach polami minowymi i przeszkodami naturalnymi oraz pokryte ogniem krzyżowym jednostek przeciwpancernych, do których starano się zwabić niemieckie pojazdy. W tym samym roku Niemcy wprowadzili też do użytku dwa nowe rodzaje broni przeciwpancernej, a mianowicie 88-milimetrowy granatnik rakietowy Raketenpanzerbüchse (RPzB) 43, znany powszechnie jako Panzerschreck (pancerna trwoga), i jednorazowy granatnik przeciwpancerny Panzerfaust (pancerna pięść), który wystrzeliwał głowicę zdolną przebić płytę pancerną grubości ponad 140 milimetrów. Była to broń stosunkowo poręczna i lekka, pozwalająca odpowiednio wyszkolonemu żołnierzowi unieruchomić dowolny czołg średni lub ciężki. Wyprodukowano łącznie ponad 8 milionów pancerfaustów, dzięki czemu cofające się wojska niemieckie miały efektywną broń umożliwiającą spowolnienie postępów przeważających sił pancernych wroga. W ten sposób całkowicie odwrócona została strategia operacyjna, z którą Wehrmacht rozpoczynał wojnę20.
Tymczasem alianci, po katastrofalnych klęskach we Francji w 1940 roku i w pierwszych kampaniach na froncie wschodnim, musieli na nowo przemyśleć swoją doktrynę pancerną i organizację wojsk, bacznie przyglądając się rozwiązaniom niemieckim. W Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych rozwój i rozbudowę wojsk pancernych trzeba było zaczynać niemal od zera. Z kolei w ZSRR zniszczenie ogromnej liczby czołgów Armii Czerwonej latem 1941 roku wymusiło głęboką zmianę w organizacji broni pancernej. Zarówno Wielka Brytania, jak i Stany Zjednoczone miały tę przewagę, że już w okresie międzywojennym były najbardziej zmotoryzowanymi krajami na świecie, co pozwalało im wykorzystać swój potężny przemysł motoryzacyjny i flotę pojazdów mechanicznych do głębokiej modernizacji armii. Piechota amerykańska i brytyjska była wożona ciężarówkami lub transporterami opancerzonymi, natomiast konie stanowiły rzadkość. W obu tych krajach wojska pancerne wyrosły jednak z tradycji kawaleryjskich, dlatego początkowo preferowano tam tworzenie jednostek czysto pancernych zamiast złożonych z broni połączonych, zamierzano bowiem używać czołgów w masie – tak jak wcześniej koni – do wykorzystywania włamań w linie obronne i ścigania pobitego przeciwnika.