W morzu publikacji na temat II Wojny Światowej monumentalne dzieło Richarda Overy’ego, „Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945”, wyróżnia się nie tylko imponującą objętością, ale przede wszystkim odważną i prowokującą do myślenia reinterpretacją całego konfliktu. Overy, ceniony brytyjski historyk, proponuje spojrzenie na lata 1931-1945 nie jako na serię powiązanych, lecz wciąż odrębnych wojen, ale jako na jedną, globalną „Wielką Wojnę Imperialną”.


Centralnym argumentem Overy’ego jest teza, że konflikt, który znamy jako II Wojnę Światową, był w swej istocie ostatnią, brutalną kulminacją starć imperiów. Autor przesuwa tradycyjną datę rozpoczęcia wojny z 1 września 1939 roku na rok 1931, kiedy to Japonia dokonała inwazji na Mandżurię. Ten akt agresji, zdaniem Overy’ego, był pierwszym krokiem w globalnej walce o zasoby, terytoria i dominację, prowadzonej zarówno przez „nowe” mocarstwa imperialne (Niemcy, Włochy, Japonię), jak i w obronie istniejących imperiów przez „stare” potęgi (Wielką Brytanię, Francję, a w szerszym kontekście także USA i ZSRR).

Ta perspektywa odchodzi od tradycyjnego, często europocentrycznego, postrzegania wojny. Overy misternie splata wydarzenia z frontu chińskiego, wojny w Etiopii, walk w Afryce Północnej i na Pacyfiku z działaniami w Europie, ukazując je jako części tego samego, globalnego starcia o imperialną hegemonię. Ideologie – faszyzm, nazizm, komunizm, demokracja liberalna – odgrywały oczywiście kluczową rolę, ale zdaniem autora były one często narzędziami lub uzasadnieniem dla fundamentalnie imperialnych ambicji i celów.

W swoim dziele „Krew i zgliszcza” Overy dogłębnie analizuje kluczowe aspekty konfliktu, podkreśla jego bezprecedensowy globalny zasięg – bowiem wojny w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku dotknęły niemal każdy zakątek globu, angażując ogromne zasoby ludzkie i materialne. Kolejnym ważnym tematem jest totalny charakter wojny. Nie chodziło już tylko o starcia armii, ale o mobilizację całych społeczeństw, gospodarek i przemysłów na potrzeby wysiłku wojennego. Z tym wiąże się przerażająca skala przemocy – od Holokaustu, przez masowe bombardowania miast, po zbrodnie wojenne na wszystkich frontach. Overy ukazuje, jak technologia i ideologia umożliwiły zabijanie na przemysłową skalę.

Overy dogłębnie analizuje kluczowe aspekty konfliktu, podkreśla jego bezprecedensowy globalny zasięg

Z perspektywy czytelnika „Krew i zgliszcza” to dzieło imponujące. Ogrom przeprowadzonych badań, szerokość perspektywy i siła argumentacji robią ogromne wrażenie. Overy pisze w sposób klarowny, choć gęstość informacji i analityczny charakter tekstu sprawiają, że jest to lektura wymagająca skupienia i czasu. Książka spotkała się z szerokim uznaniem krytyków i historyków, choć jej centralna teza o „wojnie imperialnej” i datowaniu 1931-1945 wciąż budzi dyskusje. Niewątpliwie jest to jednak praca, która zmienia sposób myślenia o II Wojnie Światowej. Jej siłą jest pokazanie, jak bardzo nasze postrzeganie konfliktu było dotąd ograniczone przez pryzmat europejski.

Warto zwrócić uwagę na wyjaśnienia Overy’ego, dlaczego jako początek wielkiej wojny imperiów przyjął rok 1931: otóż dla autora japońska inwazja na Mandżurię w owym roku nie była odizolowanym wydarzeniem, ale świadomym aktem budowy imperium, który bezpośrednio wpłynął na globalną równowagę sił i zachęcił inne agresywne mocarstwa, jak Włochy (atak na Etiopię w 1935) i Niemcy, do podobnych działań. To właśnie ta imperialna logika łączyła pozornie odległe konflikty.

Ciekawym aspektem argumentacji Overy’ego jest pokazanie, że nie tylko państwa Osi działały w ramach logiki imperialnej. Wielka Brytania i Francja walczyły w obronie swoich rozległych imperiów kolonialnych, a USA i ZSRR, choć ideologicznie odmienne, również realizowały własne wizje globalnego porządku i stref wpływów, co miało cechy myślenia imperialnego. I na koniec Overy zwraca uwagę na ironię historii – wojna toczona w obronie i o zdobycie imperiów ostatecznie doprowadziła do ich upadku lub znaczącego osłabienia. Konflikt wyczerpał stare mocarstwa kolonialne i wzmocnił ruchy niepodległościowe na całym świecie, przyspieszając proces dekolonizacji.

„Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945” Richarda Overy’ego to lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć II Wojnę Światową w jej pełnym, globalnym wymiarze. To nie tylko synteza najnowszych badań, ale przede wszystkim odważna propozycja nowego spojrzenia na przyczyny, przebieg i konsekwencje jednego z najkrwawszych konfliktów w dziejach ludzkości – konfliktu, który, jak przekonuje autor, był przede wszystkim wielką wojną o imperia.

Nikodem Maraszkiewicz

Richard Overy, Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945. Tom 1, Przekład: Tomasz Fiedorek, Seria „Historia”, Dom Wydawniczy Rebis, Premiera: 26 listopada 2024
 
Richard Overy, Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945. Tom 2, Przekład: Tomasz Fiedorek, Seria „Historia”, Dom Wydawniczy Rebis, Premiera: 8 kwietnia 2025
 

konkurs

 

Richard Overy
Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945. Tom 1
Przekład: Tomasz Fiedorek
Seria „Historia”
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 26 listopada 2024
 

Przedmowa

W grud­niu 1945 roku były ame­ry­kań­ski sekre­tarz stanu Cor­dell Hull otrzy­mał Poko­jową Nagrodę Nobla. Zbyt chory, żeby ode­brać ją oso­bi­ście, napi­sał krót­kie prze­sła­nie, w któ­rym wyra­ził popar­cie dla dzia­łań na rzecz pokoju po „tej nie­sły­cha­nej męce naj­pow­szech­niej­szej i naj­okrut­niej­szej wojny wszech cza­sów”1. Hull był dobrze znany ze swej napu­szo­nej reto­ryki, ale wydaje się, że w tym przy­padku jego opi­nia jest tak samo trafna obec­nie, jak była sie­dem­dzie­siąt pięć lat temu. Epoka, w któ­rej żył, doświad­czyła wojny glo­bal­nej na nie­wy­obra­żalną wcze­śniej skalę; sze­reg jed­no­cze­snych kon­flik­tów zbroj­nych, okre­śla­nych dzi­siaj zbior­czym ter­mi­nem „druga wojna świa­towa”, przy­niósł nie­mal nie­ogra­ni­czone cier­pie­nia, nie­do­sta­tek i śmierć. Nie było takiej wojny ani wcze­śniej, ani póź­niej i nawet pierw­sza wojna świa­towa nie może się z nią rów­nać. W 1945 roku Hull prze­strze­gał, że w przy­szło­ści mogą wybuch­nąć kolejne wojny świa­towe, zdolne – jak to ujął – „zetrzeć cywi­li­za­cję z powierzchni ziemi”, jed­nak do teraz nic takiego nie nastą­piło.
Wojna tak powszechna i okrutna sta­nowi pod wie­loma wzglę­dami wyzwa­nie dla histo­ryka. Wraz z upły­wem kolej­nych lat dzie­lą­cych nas od 1945 roku coraz trud­niej wyobra­zić sobie świat, w któ­rym ponad sto milio­nów męż­czyzn (i znacz­nie mniej­sza liczba kobiet) przy­wdziało mun­dur i ruszyło wal­czyć za pomocą broni, któ­rej nisz­cząca moc została udo­sko­na­lona w cza­sie pierw­szej wojny świa­to­wej i była dalej roz­wi­jana w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym. Rów­nie trudno wyobra­zić sobie, jak główne pań­stwa tego kon­fliktu były w sta­nie prze­ko­nać wła­snych oby­wa­teli do tego, że nawet dwie trze­cie pro­duktu kra­jo­wego należy prze­zna­czyć na cele wojenne, że setki milio­nów ludzi powinny się pogo­dzić z wywo­ła­nymi przez wojnę gło­dem i nędzą oraz że bogac­two i oszczęd­no­ści zgro­ma­dzone w cza­sie pokoju zostaną ode­brane wła­ści­cie­lom i pochło­nięte przez nie­na­sy­cone potrzeby tego kon­fliktu. Trudno także pojąć ogromną skalę ubó­stwa, wywłasz­czeń i strat mate­rial­nych będą­cych skut­kiem bom­bar­do­wań, depor­ta­cji, rekwi­zy­cji i gra­bieży. Przede wszyst­kim jed­nak wojna ta sta­nowi wyzwa­nie dla naszej współ­cze­snej wraż­li­wo­ści, gdyż trudno zro­zu­mieć, dla­czego setki tysięcy „zwy­kłych ludzi”, jak nazywa ich histo­ryk Chri­sto­pher Brow­ning, któ­rzy w więk­szo­ści nie byli wcale sady­stami ani psy­cho­pa­tami, popeł­niały akty ter­roru i okrutne zbrod­nie2. Cho­ciaż okru­cień­stwa są obec­nie chle­bem powsze­dnim roz­ma­itych wojen domo­wych i par­ty­zanc­kich, druga wojna świa­towa wywo­łała potężną falę bru­tal­nej prze­mocy, maso­wych aresz­to­wań, tor­tur, depor­ta­cji i wresz­cie ludo­bój­stwa, któ­rych dopusz­czali się żoł­nie­rze armii regu­lar­nych, funk­cjo­na­riu­sze poli­cji i sił bez­pie­czeń­stwa, par­ty­zanci i człon­ko­wie bojó­wek, zarówno męż­czyźni, jak i kobiety.
Kie­dyś zado­wa­lano się wyja­śnie­niem, że wojna ta była mili­tarną reak­cją miłu­ją­cych pokój naro­dów na ambi­cje impe­rialne Hitlera i Mus­so­li­niego w Euro­pie oraz japoń­skich kół mili­ta­ry­stycz­nych w Azji Wschod­niej. Poświę­cone dru­giej woj­nie świa­to­wej stan­dar­dowe mono­gra­fie zachod­nie, jak rów­nież ofi­cjalne opra­co­wa­nia radziec­kie sku­piały się na opi­so­wym uję­ciu kon­fliktu zbroj­nego mię­dzy sprzy­mie­rzo­nymi i pań­stwami Osi. Histo­ria dzia­łań mili­tar­nych jest obec­nie grun­tow­nie zba­dana i została udo­ku­men­to­wana w wielu dosko­na­łych opra­co­wa­niach, dla­tego nie będę tutaj w pełni powta­rzać tego opisu3. Oczy­wi­ście prze­bieg i wynik dzia­łań wojen­nych miały klu­czowe zna­cze­nie, ale sku­pia­nie się tylko na nich spra­wia, że bez odpo­wie­dzi pozo­staje zbyt wiele pytań o cha­rak­ter szer­szego kry­zysu, który dopro­wa­dził do wojny, o różną naturę wielu kon­flik­tów toczą­cych się w tam­tej epoce, o poli­tyczny, eko­no­miczny, spo­łeczny i kul­tu­rowy kon­tekst owej wojny oraz o przy­czyny cha­otycz­nej fali prze­mocy trwa­ją­cej jesz­cze długo po for­mal­nym zakoń­cze­niu dzia­łań wojen­nych w 1945 roku. Przede wszyst­kim jed­nak, zgod­nie z uję­ciem domi­nu­ją­cym w histo­rio­gra­fii, Hitler, Mus­so­lini i japoń­scy mili­ta­ry­ści uwa­żani są za przy­czynę kry­zysu, gdy w rze­czy­wi­sto­ści byli jego skut­kiem. Przy­czyn tej wojny, jej prze­biegu i kon­se­kwen­cji nie da się pojąć bez zro­zu­mie­nia szer­szych sił histo­rycz­nych, które już od pierw­szych dekad XX wieku powo­do­wały brak sta­bi­li­za­cji spo­łecz­nej i poli­tycz­nej w sto­sun­kach wewnętrz­nych oraz mię­dzy­na­ro­do­wych i wresz­cie skło­niły pań­stwa Osi do reak­cji w postaci zaini­cjo­wa­nia wła­snych pro­gra­mów impe­rial­nego pod­boju. Z kolei klę­ska tych ambi­cji uto­ro­wała powoli drogę do względ­nej glo­bal­nej sta­bi­li­za­cji oraz osta­tecz­nego kry­zysu i upadku impe­rium tery­to­rial­nego.
Ta nowa histo­ria dru­giej wojny świa­to­wej opiera się na czte­rech głów­nych zało­że­niach. Po pierw­sze, przyj­mo­wany do tej pory zakres cza­sowy owego kon­fliktu, mia­no­wi­cie lata 1939–1945, trzeba znacz­nie roz­sze­rzyć. Walki roz­po­częły się na początku lat 30. XX wieku w Chi­nach, a skoń­czyły w Chi­nach, Azji Połu­dniowo-Wschod­niej, Euro­pie Wschod­niej i na Bli­skim Wscho­dzie w ciągu dzie­się­ciu lat po 1945 roku. Dzia­ła­nia wojenne w latach 1939–1945 mogą sta­no­wić jądro tej opo­wie­ści, ale histo­ria kon­fliktu sięga wstecz co naj­mniej do wkro­cze­nia wojsk japoń­skich do Man­dżu­rii w 1931 roku, a w przód – do wywo­ła­nych przez drugą wojnę świa­tową wojen domo­wych i par­ty­zanc­kich, które wcale nie skoń­czyły się w 1945. Poza tym pierw­sza wojna świa­towa oraz star­cia zbrojne, które ją poprze­dzały i które nastą­piły po niej, wywie­rały głę­boki wpływ na świat rów­nież w latach 20. i 30. XX wieku, co prze­ma­wia na korzyść twier­dze­nia, że nie ma sensu oddzie­lać od sie­bie tych dwóch gigan­tycz­nych kon­flik­tów. Oba trak­to­wać można jako etapy dru­giej wojny trzy­dzie­sto­let­niej, któ­rej celem było prze­kształ­ce­nie sys­temu świa­to­wego w koń­co­wej fazie kry­zysu impe­riów tery­to­rial­nych. Układ niniej­szej książki odzwier­cie­dla ten mniej kon­wen­cjo­nalny zakres cza­sowy. Jest tu wiele o latach 20. i 30., gdyż bez ich opisu nie da się wła­ści­wie wyja­śnić cha­rak­teru tej glo­bal­nej wojny, spo­sobu jej pro­wa­dze­nia i tego, jak była ona postrze­gana.
Po dru­gie, wojnę tę należy roz­pa­try­wać jako wyda­rze­nie glo­balne, a nie tylko ogra­ni­cza­jące się do poko­na­nia euro­pej­skich państw Osi z dodat­kiem w postaci kon­fliktu na Pacy­fiku. Nie­sta­bilne strefy regio­nalne w Euro­pie Środ­ko­wej, w base­nie Morza Śród­ziem­nego i na Bli­skim Wscho­dzie oraz w Azji Wschod­niej zło­żyły się na szer­szy kry­zys glo­balnej sta­bil­no­ści, co wyja­śnia, dla­czego dzia­ła­nia wojenne objęły nie tylko główne pań­stwa kon­fliktu, ale nawet tak odle­głe rejony świata, jak Aleuty na pół­noc­nym Pacy­fiku, Mada­ga­skar na połu­dnio­wym Oce­anie Indyj­skim czy Kara­iby. Wojna i jej kon­se­kwen­cje w Azji były rów­nie ważne dla ukształ­to­wa­nia powo­jen­nego świata jak klę­ska Nie­miec w Euro­pie, a być może nawet waż­niej­sze. Powsta­nie nowo­cze­snych Chin i roz­pad azja­tyc­kich impe­riów kolo­nial­nych to pro­cesy histo­ryczne ści­śle powią­zane z wyda­rze­niami owej epoki dwóch wojen świa­to­wych.
Po trze­cie, należy przede­fi­nio­wać ów kon­flikt i uznać go za sze­reg toczą­cych się jed­no­cze­śnie róż­nych wojen. Jego główną formę sta­no­wiła dobrze znana wojna mię­dzy pań­stwami – napast­ni­cza lub obronna – ponie­waż tylko pań­stwa mogą zmo­bi­li­zo­wać dosta­tecz­nie duże zasoby i udźwi­gnąć cię­żar pro­wa­dzo­nego na dużą skalę kon­fliktu zbroj­nego. Obok tego głów­nego kon­fliktu mili­tar­nego toczyły się rów­nież wojny domowe – w Chi­nach, na Ukra­inie, we Wło­szech i w Gre­cji – oraz „wojny cywi­lów”, przy­bie­ra­jące formę wojny wyzwo­leń­czej z oku­pan­tem (w tym z pań­stwami alianc­kimi) albo wojny samo­obrony cywil­nej, któ­rej celem było głów­nie upo­ra­nie się ze skut­kami nalo­tów bom­bo­wych. Nie­kiedy te różne formy nakła­dały się na sie­bie lub sta­piały z woj­nami pro­wa­dzo­nymi przez pań­stwa – jak to było w przy­padku par­ty­zantki radziec­kiej lub bojow­ni­ków ruchu oporu we Fran­cji – ale wojny par­ty­zanc­kie, wojny domowe i powsta­nia sta­no­wiły małe wojny rów­no­le­głe, toczone głów­nie przez cywi­lów pra­gną­cych zapew­nić sobie bez­pie­czeń­stwo lub wywal­czyć wyzwo­le­nie. Mobi­li­za­cja lud­no­ści cywil­nej pomo­gła nadać dru­giej woj­nie świa­to­wej jej „totalny” cha­rak­ter i odgrywa ważną rolę w tym, co nastą­piło potem.
I wresz­cie po czwarte, nowe spoj­rze­nie na wszyst­kie trzy wspo­mniane wcze­śniej aspekty tego kon­fliktu – jego zakres cza­sowy, obszar i defi­ni­cję – opiera się na przed­sta­wio­nej w niniej­szej książce argu­men­ta­cji, że „długa druga wojna świa­towa” była ostat­nią wojną impe­riów. Naj­ogól­niej­sze opra­co­wa­nia poświę­cone tej woj­nie sku­piają się na kon­flik­cie „mocarstw” i roli ide­olo­gii, ale pomi­jają lub prze­cho­dzą do porządku dzien­nego nad fak­tem, że impe­rium tery­to­rialne miało klu­czowe zna­cze­nie dla okre­śle­nia cha­rak­teru tego dłu­giego okresu zma­gań mili­tar­nych, które trwały od 1931 roku aż do cha­otycz­nych następstw roku 1945. I nie cho­dzi tu by­naj­mniej o powrót do wąskiego spo­sobu postrze­ga­nia owej wojny przez soczewki mark­si­zmu-leni­ni­zmu, ale po pro­stu o przy­zna­nie, że wszyst­kie te różne obszary i formy kon­fliktu łączyło ist­nie­nie glo­bal­nego porządku impe­rial­nego, w któ­rym domi­no­wali przede wszyst­kim Bry­tyj­czycy i Fran­cuzi. Porzą­dek ten kształ­to­wał i pobu­dzał fan­ta­styczne ambi­cje w Japo­nii, Wło­szech i Niem­czech, które nie posia­dały wła­snych impe­riów kolo­nial­nych i chciały zapew­nić sobie prze­trwa­nie oraz wyra­zić swoją toż­sa­mość naro­dową poprzez pod­bój tery­to­rialny. Dopiero nie­dawno histo­rycy zaczęli zwra­cać uwagę na to, że impe­ria Osi stwo­rzyły wła­sną glo­balną sieć powią­zań, naśla­du­jąc pod tym wzglę­dem star­sze impe­ria, które chciały zastą­pić4. Przy­czyny i prze­bieg dru­giej wojny świa­to­wej wyni­kają wła­śnie z impe­rial­nych zaku­sów i kry­zy­sów, któ­rych korze­nie się­gają epoki sprzed 1914 roku. Z kolei osta­teczny wynik dru­giej wojny świa­to­wej poło­żył kres trwa­ją­cej pra­wie pół tysiąca lat epoce kolo­nia­li­zmu i pomógł skon­so­li­do­wać pań­stwa naro­dowe5. Dobie­gły końca stu­le­cia bez­li­to­snej eks­pan­sji Europy, któ­rej wpływy zaczęły słab­nąć. Pozo­sta­ło­ści tra­dy­cyj­nych rzą­dów kolo­nial­nych szybko się zawa­liły w pierw­szych dzie­się­cio­le­ciach po 1945 roku, gdy dwa super­mo­car­stwa – Stany Zjed­no­czone i Zwią­zek Radziecki – zdo­mi­no­wały pro­ces powsta­wa­nia nowego ładu świa­to­wego.
Opi­sane wyżej cztery główne zało­że­nia tej książki prze­są­dziły o jej zawar­to­ści. Składa się ona z pię­ciu roz­dzia­łów opi­so­wych (pro­log, od pierw­szego do trze­ciego oraz jede­na­sty) i sied­miu pro­ble­mo­wych (od czwar­tego do dzie­sią­tego)1. Pierw­sze dwa roz­działy zgłę­biają dłu­go­fa­lowe czyn­niki, które ukształ­to­wały kry­zys lat 30. XX wieku i ostat­nie lata przed wybu­chem wojny, a zako­rze­nione były w rywa­li­za­cji impe­rial­nej oraz naro­do­wej końca XIX wieku i okresu pierw­szej wojny świa­to­wej. Druga wojna świa­towa nie była wcale nie­unik­niona, lecz zała­ma­nie glo­bal­nego sys­temu han­dlu i finan­sów w latach 20. XX wieku, a także rosnący w owym cza­sie brak bez­pie­czeń­stwa glo­bal­nych sys­te­mów impe­rial­nych i wzra­sta­jąca popu­lar­ność nacjo­na­li­zmu wytwo­rzyły napię­cia i roz­bu­dziły ambi­cje trudne do zła­go­dze­nia lub zaspo­ko­je­nia na dro­dze współ­pracy. Połą­cze­nie ultra­na­cjo­na­li­stycz­nej ide­olo­gii, kry­zysu eko­no­micz­nego i nada­rza­ją­cych się oka­zji spra­wiło, że Japo­nia, Wło­chy i Niemcy zaczęły dążyć do impe­ria­li­zmu „nowego ładu”, co z kolei dopro­wa­dziło do kata­strofy dotych­cza­so­wych impe­riów kolo­nial­nych – bry­tyj­skiego, fran­cu­skiego, holen­der­skiego i bel­gij­skiego – po serii ich nie­spo­dzie­wa­nych klęsk w latach 1940–1942. Cho­ciaż owe pań­stwa „nowego ładu” wola­łyby zbu­do­wać wła­sne impe­ria regio­nalne bez nara­ża­nia się od razu na kon­fron­ta­cję ze Związ­kiem Radziec­kim i Sta­nami Zjed­no­czo­nymi, w końcu zorien­to­wały się, że aby zaspo­koić swe ambi­cje, muszą poko­nać lub przy­naj­mniej zneu­tra­li­zo­wać ZSRR i USA. Skut­kiem tego były ope­ra­cja „Bar­ba­rossa” i wojna na Pacy­fiku, jak rów­nież wyjąt­kowy przy­pa­dek ludo­bój­czej wojny prze­ciwko Żydom, któ­rych reżim hitle­row­ski obwi­niał o roz­pę­ta­nie glo­bal­nego kon­fliktu i pokrzy­żo­wa­nie pla­nów umoc­nie­nia mocar­stwo­wej pozy­cji Nie­miec. Ta część książki opi­suje okres wiel­kiej nie­pew­no­ści w poli­tyce międzynaro­do­wej, gdy zda­wało się, że nowe impe­ria zdo­łają zatrium­fo­wać, nim Stany Zjed­no­czone i Zwią­zek Radziecki zdążą zmo­bi­li­zo­wać swój poten­cjał.
Kolejne roz­działy opi­sują prze­bieg wojny o zasięgu świa­to­wym, w któ­rej toku pokrzy­żo­wano ambi­cje tery­to­rialne nowych impe­riów i stwo­rzono warunki dla powsta­nia innego, sta­bil­niej­szego niż wcze­śniej ładu świa­to­wego opar­tego nie na impe­riach kolo­nial­nych, lecz na zasa­dzie naro­do­wo­ści oraz na przy­wró­ce­niu glo­bal­nego sys­temu han­dlu i finan­sów, który zała­mał się w latach 30. XX wieku. Za tą trans­for­ma­cją stała potęga eko­no­miczna i mili­tarna USA i ZSRR. Co istotne, oba te mocar­stwa na grun­cie wła­snej ide­olo­gii – libe­ral­nej lub komu­ni­stycz­nej – były wrogo nasta­wione do zacho­wa­nia tra­dy­cyj­nych impe­riów kolo­nial­nych (włącz­nie ze stre­fami wpły­wów mocarstw euro­pej­skich w Chi­nach, które były jed­nym z głów­nych państw wal­czą­cych po stro­nie alianc­kiej). W dru­giej poło­wie lat 40. i w latach 50. XX wieku supermocar­stwa zim­no­wo­jenne pomo­gły ukształ­to­wać świat państw naro­do­wych, czę­sto zdo­mi­no­wa­nych przez nie, ale już nie rzą­dzo­nych bez­po­śred­nio, jak to było w impe­riach tery­to­rial­nych. Niemcy i Japo­nia w oba­wie przed eks­ter­mi­na­cją wła­snych naro­dów wal­czyły do końca, ale im także pozwo­lono na trans­for­ma­cję wła­snej pań­stwo­wo­ści, gdy miej­scowe siły odpo­wie­dzialne za eks­pan­sję impe­rialną zostały już poko­nane. Te pań­stwa „nowego ładu” ponio­sły klę­skę, cho­ciaż wcale nie była ona z góry prze­są­dzona. Naj­więk­sze straty w ludziach oraz zaso­bach po obu stro­nach przy­nio­sły dwa ostat­nie lata wojny, nim zwy­cię­stwo jed­nych i klę­ska dru­gich stały się nie­unik­nione. Prze­moc, cho­ciaż na znacz­nie mniej­szą skalę, trwała też po 1945 roku, gdy pod blak­nącą gwiazdą sta­rych impe­riów kolo­nial­nych i w cie­niu ambi­cji nowych super­mo­carstw roz­wią­zy­wano – nie wszę­dzie z powo­dze­niem – kon­flikty poli­tyczne i ide­olo­giczne pozo­stałe w spadku po dru­giej woj­nie świa­to­wej. Jest to temat ostat­niego roz­działu, opi­sującego osta­teczny roz­pad tra­dy­cyj­nych impe­riów, który dopro­wa­dził do powsta­nia dzi­siej­szego świata państw naro­do­wych.
Nakre­ślone w taki spo­sób kon­tury owej ostat­niej wojny impe­rial­nej sta­no­wią ramy dla roz­dzia­łów pro­ble­mo­wych, w któ­rych zgłę­biam klu­czowe kwe­stie doty­czące szer­szego doświad­cze­nia tego kon­fliktu zarówno przez uczest­ni­czą­cych w walce żoł­nie­rzy, jak i przez lud­ność cywilną zmu­szoną uczest­ni­czyć w woj­nie total­nej6. W jaki spo­sób pań­stwa zmo­bi­li­zo­wały potrzebne im kolo­salne zasoby ludz­kie i mate­rialne i z jakim skut­kiem? W jaki spo­sób siły zbrojne uczest­ni­czyły w orga­ni­zo­wa­niu i wyko­rzy­sty­wa­niu owych zaso­bów i jaki przy­nio­sło to efekt? W jaki spo­sób pań­stwa, par­tie poli­tyczne i poje­dyn­cze osoby uspra­wie­dli­wiały toczone wojny i pod­trzy­my­wały popar­cie spo­łeczne w cza­sie kosz­tow­nych, czę­sto bar­ba­rzyń­skich kam­pa­nii, nawet w obli­czu nie­uchron­nej klę­ski? Dla­czego rów­no­le­gle do regu­lar­nych dzia­łań wojen­nych roz­wi­nęły się wojny domowe oraz „wojny cywi­lów” i jakie to miało kon­se­kwen­cje spo­łeczne lub poli­tyczne? Są tu wresz­cie roz­działy poświę­cone szko­dom, jakie wojna wyrzą­dziła spo­łe­czeń­stwom, które jej doświad­czyły. To, co nazy­wam tutaj „emo­cjo­nalną geo­gra­fią wojny”, jest próbą nakre­śle­nia swo­istej mapy emo­cjo­nal­nych i psy­cho­lo­gicz­nych skut­ków wojny dla tych wszyst­kich, któ­rzy zostali wessani w jej orbitę, a w szcze­gól­no­ści dla ponad stu milio­nów męż­czyzn i kobiet powo­ła­nych do woj­ska. Ich zacho­wa­nia i ocze­ki­wa­nia zmie­niały się pod wpły­wem wojny, napę­dzane przez sze­roką gamę uczuć: strach, nie­na­wiść, urazy lub gniew, ale także odwagę, samo­po­świę­ce­nie, tro­skę i współ­czu­cie. Jest to ele­ment doświad­cze­nia wojen­nego trudny do opi­sa­nia przez histo­ryka, ale klu­czowy przy jakiej­kol­wiek pró­bie wyja­śnie­nia tego, co wojna wyrzą­dziła oso­bom, które zna­la­zły się pod stałą pre­sją wyjąt­ko­wych oko­licz­no­ści, tak na polu bitwy, jak i poza nim. Ostat­nim poru­sza­nym tu wąt­kiem są wywo­łane przez tę wojnę nie­sły­chana prze­moc i prze­stęp­czość, które skut­ko­wały masowo popeł­nia­nymi okru­cień­stwami i śmier­cią dzie­siąt­ków milio­nów ludzi, w więk­szo­ści cywi­lów. Sta­wiam w nim dwa pod­sta­wowe pyta­nia: dla­czego liczba ofiar śmier­tel­nych, zarówno wśród żoł­nie­rzy, jak i cywi­lów, była tak wysoka – mniej wię­cej pię­cio­krot­nie więk­sza niż w pierw­szej woj­nie świa­to­wej – i dla­czego sprawcy chcieli i mogli się posu­wać do wszel­kiego rodzaju okru­cieństw na wszyst­kich teatrach dzia­łań wojen­nych? Te dwa pyta­nia są wyraź­nie powią­zane, jed­nak nie są tym samym; śmierć, bez­li­to­sny towa­rzysz kon­fliktu, przy­cho­dziła pod wie­loma posta­ciami i z wielu powo­dów.

 

Liczba opra­co­wań i źró­deł poświę­co­nych dru­giej woj­nie świa­to­wej jest obec­nie tak duża, że nie spo­sób uwzględ­nić je wszyst­kie przy pisa­niu jakiej­kol­wiek nowej mono­gra­fii na ten temat. Czter­dzie­ści lat temu, gdy zaczy­na­łem pisać o tej woj­nie, można jesz­cze było prze­czy­tać więk­szość tego, co napi­sano w lite­ra­tu­rze przed­miotu i co zawie­rało jakieś przy­datne infor­ma­cje. W ciągu czte­rech ostat­nich dekad nastą­piła jed­nak ogól­no­świa­towa eks­plo­zja piśmien­nic­twa histo­rycz­nego doty­czą­cego wszel­kich aspek­tów dru­giej wojny świa­to­wej i całego tego okresu. W związku z tym obec­nie można się zapo­znać jedy­nie z ułam­kiem ist­nie­ją­cej lite­ra­tury i dla­tego – zamiast silić się na ency­klo­pe­dyczną wszech­stron­ność – sku­pi­łem się na mate­ria­łach potwier­dza­ją­cych cen­tralne tezy mojej książki. Nie da się już napi­sać peł­nej histo­rii tej wojny w jed­nym tomie, ani nawet w kilku. Opu­bli­ko­wana ostat­nio The Cam­bridge History of the Second World War obej­muje trzy opa­słe wolu­miny, które i tak nie pomie­ściły wszyst­kiego. Przy­ją­łem więc ogólną zasadę korzy­sta­nia z mate­ria­łów opu­bli­ko­wa­nych w ciągu ostat­nich kilku lat, gdyż w wielu przy­pad­kach pod­su­mo­wują one stan wie­dzy na dany temat, cho­ciaż jest rów­nież wiele znacz­nie star­szych opra­co­wań o klu­czo­wym zna­cze­niu, któ­rych sta­ra­łem się nie pomi­nąć. Poszczę­ściło mi się zwłasz­cza pod tym wzglę­dem, że mogłem sko­rzy­stać z bogac­twa nowych opra­co­wań poświę­co­nych zagad­nie­niom impe­rium oraz dzie­jom Azji w cza­sie wojny, które od dawna były zanie­dba­nymi aspek­tami lite­ra­tury przed­miotu. Wyko­rzy­sta­łem też uży­teczne mate­riały archi­walne z dzie­dzin, które bli­żej bada­łem. Dziś histo­rycy mają do dys­po­zy­cji prze­bo­gate zasoby wspo­mnień, zarówno tych opu­bli­ko­wa­nych, jak i w for­mie nagrań, które roz­ja­śniają lub spo­ra­dycz­nie pod­wa­żają to, co wcze­śniej mieli oni do powie­dze­nia na temat doświad­czeń wojen­nych, dla­tego czer­pa­łem także z tych zaso­bów, cho­ciaż znacz­nie oszczęd­niej niż z wielu nowych opi­so­wych ujęć tego kon­fliktu. Co nie­unik­nione, sporo spraw zostało tutaj pomi­nię­tych lub potrak­to­wa­nych nazbyt skró­towo, o czym czy­tel­nik będzie miał oka­zję się prze­ko­nać. Zauważy on także, że nie­które dobrze znane zagad­nie­nia – na przy­kład naloty bom­bowe, Holo­caust czy siła bojowa poszcze­gól­nych armii – zostały tu podzie­lone sto­sow­nie do roz­ma­itych punk­tów widze­nia przy­ję­tych w roz­dzia­łach pro­ble­mo­wych. Mam jed­nak nadzieję, że udało mi się wystar­cza­jąco przej­rzy­ście uka­zać istotę histo­rycz­nego zna­cze­nia wojny. Ma to być histo­ria, która zadaje wiel­kie pyta­nia o cały okres dru­giej wojny świa­to­wej w nadziei, że indy­wi­du­alne doświad­cze­nia zyskają więk­szy sens dzięki lep­szemu zro­zu­mie­niu ogól­nych ram, w jakich ludzie zmu­szeni byli wtedy dzia­łać. Jest to rów­nież histo­ria śmierci, ter­roru, znisz­cze­nia i nędzy, które skła­dały się na tę „nie­sły­chaną mękę”, o jakiej pisał Cor­dell Hull. Krew i zglisz­cza były jej gorzką ceną.

Richard Overy
listo­pad 2020

1. Pol­ski wydawca podzie­lił książkę na dwa tomy, w związku z czym część roz­dzia­łów znaj­duje się w tomie II – przyp. red.

Uwagi na temat terminologii

W całej książce sto­suję okre­śle­nia „alianci” i „Oś”, ponie­waż są one tak powszech­nie przy­jęte, że trudno ich uni­kać bez nara­ża­nia się na spore kom­pli­ka­cje. Nie­mniej jed­nak warto zauwa­żyć, że trzej główni człon­ko­wie obozu alian­tów nie byli sprzy­mie­rzeni w żaden for­malny spo­sób, z wyjąt­kiem soju­szu zawar­tego w 1942 roku przez Wielką Bry­ta­nię ze Związ­kiem Radziec­kim. Pań­stwa Osi także nie sta­no­wiły tak naprawdę spój­nego soju­szu. Nazwa ta począt­kowo odno­siła się do rela­cji nie­miecko-wło­skich i została wymy­ślona przez Mus­so­li­niego. Japo­nia sprzy­mie­rzyła się z Niem­cami i Wło­chami, zawie­ra­jąc we wrze­śniu 1940 roku pakt trzech, do któ­rego dołą­czyło też kilka innych państw euro­pej­skich uczest­ni­czą­cych w woj­nie ze Związ­kiem Radziec­kim, z wyjąt­kiem Fin­lan­dii będą­cej tylko pań­stwem współ­wal­czą­cym. Japo­nia nie była w żaden spo­sób for­mal­nie zwią­zana z euro­pej­ską Osią aż do wrze­śnia 1940 roku, ale po tej dacie świa­towa opi­nia publiczna pra­wie jed­no­gło­śnie zaczęła uży­wać okre­śle­nia „pań­stwa Osi”, do któ­rych zali­czano także Japo­nię, a nazwa ta utrwa­liła się nie­mal w całej współ­cze­snej histo­rio­gra­fii. Uży­wam jej tak samo, jak to czy­niono w cza­sie dru­giej wojny świa­to­wej, cho­ciaż zdaję sobie sprawę z nie­do­sko­na­ło­ści tego poję­cia.
Należy rów­nież zwró­cić uwagę na pro­blem z wie­loma poda­wa­nymi w tej książce sta­ty­sty­kami i licz­bami. Trud­no­ści z usta­le­niem liczby uczest­ni­ków wielu więk­szych i mniej­szych bitew oraz uży­wa­nego przez nich sprzętu są dobrze znane; podob­nie wygląda pro­blem z obli­cza­niem strat w ludziach i maszy­nach, które róż­nią się w zależ­no­ści od tego, jak w histo­rio­gra­fiach poszcze­gól­nych kra­jów okre­śla się czas trwa­nia danej bitwy lub jej obszar. Sta­ra­łem się korzy­stać z jak naj­ak­tu­al­niej­szych i naj­wia­ry­god­niej­szych sta­ty­styk, ale mam świa­do­mość, że w wielu przy­pad­kach są obli­cze­nia, które znacz­nie odbie­gają od tych poda­wa­nych przeze mnie. W odnie­sie­niu do miar i wag pozwo­li­łem sobie na pewne uprosz­cze­nia. Kiedy uży­wam ter­minu „tona”, pisząc o sta­ty­stykach doty­czą­cych żeglugi, wago­miaru zrzu­co­nych bomb lub ilo­ści wypro­du­ko­wa­nych zaso­bów, nie czy­nię roz­róż­nie­nia mię­dzy toną bry­tyj­ską, metryczną i ame­ry­kań­ską. Wszyst­kie one mają inną war­tość, ale wyja­śnia­nie tego za każ­dym razem byłoby zbyt uciąż­liwe, wspo­mniana róż­nica zaś nie jest na tyle duża, aby wyklu­czyć uży­cie okre­śle­nia „tona”. Tona ame­ry­kań­ska, ina­czej krótka, równa się 2000 fun­tów bry­tyj­skich, tona bry­tyj­ska, tak zwana długa, ma 2240 fun­tów, a tona metryczna (1000 kilo­gra­mów) to równowar­tość 2204 fun­tów. Odle­gło­ści gene­ral­nie podaję raczej w kilo­me­trach niż milach, gdyż ta pierw­sza miara domi­nuje na świe­cie. Jedna mila lądowa to 1,6 kilo­me­tra.
W kwe­stii trans­li­te­ra­cji imion i nazwisk oraz geo­gra­ficz­nych nazw chiń­skich, arab­skich i indyj­skich sta­ra­łem się zwy­kle sto­so­wać do obec­nej prak­tyki, z wyjąt­kiem przy­pad­ków, gdy dane imię, nazwi­sko lub nazwa są na­dal powszech­nie sto­so­wane w tra­dy­cyj­nej for­mie (na przy­kład Kal­kuta, nie Kol­kata, lub Czang Kaj-szek, nie Jiang Jie­shi). Chiń­skie nazwy miej­scowe stwa­rzają szcze­gólne trud­no­ści tam, gdzie obec­nie uży­wana trans­li­te­ra­cja słabo przy­po­mina nazwy spo­pu­la­ry­zo­wane na Zacho­dzie (na przy­kład Guang­zhou zamiast Kan­ton), dla­tego przy pierw­szym uży­ciu sta­ra­łem się doda­wać w nawia­sie okrą­głym nazwę ory­gi­nalną. Nazwy oraz imiona i nazwi­ska trans­kry­bo­wane z arab­skiego mogą przy­bie­rać liczne formy i w tym przy­padku rów­nież wybie­ra­łem tę, która obec­nie wydaje się akcep­to­wana w śro­do­wi­sku aka­de­mic­kim.

Prolog
„Krew i zgliszcza”: epoka wojny imperialnej


Impe­ria­lizm w for­mie zna­nej z dzie­więt­na­stego wieku nie jest już dłu­żej moż­liwy i pozo­staje tylko pyta­nie, czy zosta­nie on pogrze­bany poko­jowo, czy pośród krwi i zglisz­czy.
Leonard Woolf, 19287

Cytat, z któ­rego zaczerp­ną­łem tytuł niniej­szej mono­gra­fii dru­giej wojny świa­to­wej, pocho­dzi z książki Impe­ria­lism and Civi­li­za­tion [Impe­ria­lizm i cywi­li­za­cja]. Leonard Woolf, znawca eko­no­mii poli­tycz­nej, napi­sał ją, aby zade­mon­stro­wać zna­cze­nie współ­cze­snego impe­ria­li­zmu dla zde­fi­nio­wa­nia cywi­li­za­cji początku XX wieku. Jak twier­dził, świat zachodni prze­szedł nie­zwy­kłą rewo­lu­cję w ciągu poprzed­nich stu lat, kiedy to roz­wój prze­my­słu, uma­so­wie­nie poli­tyki i upa­dek ary­sto­kra­cji prze­kształ­ciły spo­łe­czeń­stwa. Była to trans­for­ma­cja, z któ­rej wyro­sła nowo­cze­sna kon­cep­cja pań­stwa naro­do­wego, jed­nak towa­rzy­szyła jej rów­nież nowa fala zdu­mie­wa­ją­cych pod­bo­jów impe­rial­nych, które trwały aż do momentu powsta­wa­nia książki. Woolf uwa­żał, że ta nowa cywi­li­za­cja jest „agre­sywna, woju­jąca, zabor­cza, oparta na wyzy­sku i nawra­ca­jąca na swoją modłę”, a naj­now­sza histo­rio­gra­fia insty­tu­cji impe­rium w znacz­nej mie­rze potwier­dza jego osąd. Zdo­mi­no­wa­nie całego globu przez garstkę naro­dów kolo­ni­za­tor­skich było czymś zupeł­nie wyjąt­ko­wym w dzie­jach świata8. Dla Woolfa eks­pan­sja impe­rialna sta­no­wiła nie­bez­pieczną, wybu­chową siłę, która według jego prze­wi­dy­wań miała upaść wśród gwałtu i prze­mocy. Tę opi­nię zda­wała się potwier­dzać wielka wojna z lat 1914–1918, a dwa­dzie­ścia lat póź­niej miała wybuch­nąć kolejna, jesz­cze bar­dziej glo­balna i nisz­cząca druga wojna świa­towa.
Woolf nie­wąt­pli­wie miał rację, prze­ko­nu­jąc, że głę­bo­kie korze­nie owej glo­bal­nej prze­mocy się­gają ostat­nich dekad XIX wieku, gdy tempo moder­ni­za­cji eko­no­micz­nej i poli­tycz­nej rosło w całym roz­wi­ja­ją­cym się świe­cie. W Euro­pie, Ame­ryce Pół­noc­nej i Japo­nii trwały zakro­jone na sze­roką skalę pro­cesy indu­stria­li­za­cji i urba­ni­za­cji sprzy­ja­jące rów­nież pro­pa­go­wa­niu sil­niej­szego poczu­cia świa­do­mo­ści naro­do­wej, które poja­wiło się w tym samym cza­sie. Dwa z owych szybko moder­ni­zu­ją­cych się państw, a mia­no­wi­cie Wło­chy i Niemcy, powstały nie­długo wcze­śniej: odpo­wied­nio w 1861 i 1871 roku. Japo­nia, jedyne pań­stwo azja­tyc­kie moder­ni­zu­jące się według wzor­ców euro­pej­skich, w rze­czy­wi­sto­ści także była „nowym” kra­jem, odno­wio­nym na sku­tek „odnowy Meiji” z 1868 roku, kiedy to tra­dy­cyjny szo­gu­nat Toku­ga­wów został oba­lony przez nową elitę refor­ma­to­rów eko­no­micz­nych i mili­tar­nych dzia­ła­ją­cych pod egidą cesa­rza1. Moder­ni­za­cja gospo­darki w połą­cze­niu z upo­wszech­nie­niem edu­ka­cji, zwięk­sze­niem mobil­no­ści spo­łecz­nej i ewo­lu­cją cen­tral­nego apa­ratu pań­stwo­wego pozwa­lała na moc­niej­sze zwią­za­nie ze sobą narodu. Pro­cesy te zacho­dziły nawet w pań­stwach o znacz­nie dłuż­szej histo­rii, two­rząc nowe poczu­cie toż­sa­mo­ści naro­do­wej i spra­wia­jąc, że poli­tyka coraz bar­dziej sta­wała się sprawą ogól­no­na­ro­dową. Prze­miany spo­łeczne skut­ko­wały powsta­niem maso­wych orga­ni­za­cji poli­tycz­nych oraz żąda­niami libe­ral­nych reform i zapew­nie­nia ludowi więk­szej repre­zen­ta­cji. Z wyjąt­kiem Cesar­stwa Rosyj­skiego wszyst­kie moder­ni­zu­jące się pań­stwa już przed rokiem 1900 miały par­la­menty (z ogra­ni­czo­nym czyn­nym pra­wem wybor­czym) i usta­na­wiały rządy prawa dla tych, któ­rych uzna­wały za wła­snych oby­wa­teli. Z punktu widze­nia dotych­cza­so­wych elit poli­tyczno-eko­no­micz­nych owe zmiany pod­ko­py­wały jed­nak tra­dy­cyjną dys­try­bu­cję wła­dzy w spo­łe­czeń­stwie i wła­dzę poli­tyczną. To wła­śnie w tej epoce szyb­kich i nie­prze­wi­dy­wal­nych zmian roz­wi­ja­jące się potęgi prze­my­słowe zapo­cząt­ko­wały nową falę impe­ria­li­zmu tery­to­rial­nego, zamie­rza­jąc podzie­lić mię­dzy sie­bie lub zdo­mi­no­wać te czę­ści globu, które pozo­sta­wały jesz­cze poza sie­cią ist­nie­ją­cych impe­riów kolo­nial­nych. Spoj­rze­nie przez pry­zmat tego ostat­niego, dyna­micz­nego okresu eks­pan­sji impe­rial­nej pozwala naj­le­piej zro­zu­mieć dłu­go­fa­lowe przy­czyny dru­giej wojny świa­to­wej.
To, co Woolf uwa­żał za „nowy impe­ria­lizm”, roz­wi­ja­jący się w ciągu ostat­nich czter­dzie­stu lat przed wybu­chem wojny w 1914 roku, było pod wie­loma wzglę­dami roz­sze­rze­niem ist­nie­ją­cych wcze­śniej struk­tur impe­rial­nych. Na długo przed nasta­niem „nowego” impe­ria­lizmu Wielka Bry­ta­nia, Fran­cja, Hisz­pa­nia, Por­tu­ga­lia i Holan­dia miały roz­siane po całym świe­cie róż­no­rodne tery­to­ria: kolo­nie, pro­tek­to­raty, strefy wpły­wów, skład­nice tran­zy­towe i obszary uprzy­wi­le­jo­wa­nych praw trak­ta­to­wych. Ta nowa fala była jed­nak inna. Napę­dzało ją rosnące poczu­cie rywa­li­za­cji mię­dzy moder­ni­zu­ją­cymi się kra­jami, wyni­ka­jące czę­ściowo z poszu­ki­wa­nia nowych źró­deł surow­ców i żyw­no­ści oraz nowych ryn­ków zbytu, a czę­ściowo z tego, że pod koniec XIX wieku posia­da­nie „impe­rium” zaczęto uwa­żać za spo­sób na okre­śle­nie toż­sa­mo­ści pań­stwa naro­do­wego jako postę­po­wego czyn­nika „cywi­li­zu­ją­cego” resztę świata, jak rów­nież za sym­bol pre­stiżu naro­do­wego. To ostat­nie doty­czyło zwłasz­cza wspo­mnia­nych „nowych” kra­jów o kru­chej jesz­cze toż­sa­mo­ści, którą osła­biały par­ty­ku­la­ry­zmy regio­nalne i kon­flikty spo­łeczne. W grud­niu 1894 roku nie­miecki kanc­lerz książę Chlo­dwig zu Hohen­lohe-Schillingsfürst oświad­czył, że „utrzy­ma­nie naszych posia­dło­ści kolo­nial­nych jest wymo­giem naszego honoru naro­do­wego i wyznacz­ni­kiem naszej naro­do­wej repu­ta­cji”9. Nato­miast wło­skie Mini­ster­stwo Spraw Zagra­nicz­nych oznaj­miło w 1885 roku, że w tym „praw­dzi­wym biegu z prze­szko­dami po zdo­by­cze kolo­nialne we wszyst­kich czę­ściach świata” Wło­chy muszą odna­leźć „swoje prze­zna­cze­nie wiel­kiego mocar­stwa”, zdo­by­wa­jąc dla sie­bie kolo­nie10. Japoń­scy refor­ma­to­rzy kie­ru­jący „nowym” pań­stwem Meiji uwa­żali, że jakaś forma impe­ria­li­zmu dobit­nie zade­mon­struje nowy „cha­rak­ter naro­dowy” (koku­tai). Dla­tego zaję­cie przez Japo­nię archi­pe­la­gów Wysp Kuryl­skich, Riu­kiu i Bonin2 w latach 70. XIX wieku było dla nich pierw­szym kro­kiem na dro­dze do budowy tego, co zaczęli nazy­wać Cesar­stwem Wiel­kiej Japo­nii (Dai Nip­pon Teikoku)11. Ponad pół wieku póź­niej dąże­nie tych trzech kra­jów do budowy wła­snych impe­riów miało dopro­wa­dzić do wojny świa­to­wej w latach 40. XX stu­le­cia.
To połą­cze­nie wyku­wa­nia nowo­cze­snej toż­sa­mo­ści naro­do­wej ze zdo­by­wa­niem lub roz­sze­rza­niem wła­snego impe­rium sta­wało się przed rokiem 1914 coraz powszech­niej­szym zja­wi­skiem i objęło nawet tra­dy­cyjne impe­ria dyna­styczne w Euro­pie Wschod­niej, Roma­no­wów i Habs­bur­gów, któ­rych aspi­ra­cje impe­rialne na Bał­ka­nach miały w końcu dopro­wa­dzić do wojny. Kraje, które zamie­rzały skon­so­li­do­wać lub zbu­do­wać swoje zamor­skie impe­rium, nie ukry­wały wcale związku mię­dzy pro­ce­sem budo­wa­nia narodu oraz impe­rializmem. Ter­min „impe­rium naro­dowe” (nation-empire), w odróż­nie­niu od „pań­stwa naro­do­wego” (nation-state), ozna­cza więc kraj uczest­ni­czący we wspo­mnia­nej walce o nowe tery­to­ria. Ta swo­ista „nacjo­na­li­za­cja impe­ria­li­zmu” pozo­sta­wała kwe­stią o klu­czo­wym zna­cze­niu aż do lat 30. XX wieku i nadej­ścia ostat­niej fali pod­bo­jów tery­to­rialnych12. Insty­tu­cja impe­rium w pew­nym stop­niu przy­czy­niła się do wyraź­niej­szego zde­fi­nio­wa­nia domi­nu­ją­cej pozy­cji metro­po­lii, pod­kre­śla­jąc kon­tra­sty mię­dzy oby­wa­te­lem i pod­da­nym, cywi­li­zo­wa­nym i pry­mi­tyw­nym, nowo­cze­snym i archa­icz­nym – te róż­nice aż do lat 40. XX wieku kształ­to­wały spo­sób postrze­ga­nia przez pań­stwa impe­rialne ludów i tery­to­riów, które zna­la­zły się pod ich kon­trolą. Wszyst­kie pań­stwa impe­rialne podzie­lały taką wizję świata, pra­wie cał­ko­wi­cie lek­ce­wa­żąc kul­tury i war­to­ści ist­nie­jące na zaję­tych przez nie obsza­rach. Nadzieje, jakie wią­zano z impe­rium – od pozy­ska­nia nowych kon­su­men­tów po nawró­ce­nie obcych ludów na swoją wiarę – w więk­szo­ści przy­pad­ków oka­zy­wały się jed­nak wygó­ro­wane. To, co Bir­the Kun­drus nazywa „impe­rial­nymi fan­ta­zjami”, odgry­wało ważną rolę w pobu­dza­niu rywa­li­za­cji mię­dzy pań­stwami, nawet tam, gdzie było oczy­wi­ste, że koszty utrzy­ma­nia impe­rium praw­do­po­dob­nie będą wyż­sze niż ogra­ni­czone czę­sto korzy­ści pły­nące z jego posia­da­nia13. Były to suge­stywne fan­ta­zje o zasie­dla­niu dzi­kich pogra­ni­czy, odkry­ciu bajecz­nie boga­tego Eldo­rado, pod­ję­ciu szczyt­nej „misji cywi­li­za­cyj­nej” lub wypeł­nie­niu obja­wio­nego wcze­śniej prze­zna­cze­nia narodu, które na nowo go ożywi. To one kształ­to­wały spo­sób, w jaki „impe­rium” miało być postrze­gane w następ­nym pół­wie­czu.
Fan­ta­zje pod­trzy­mu­jące tę falę nowego impe­ria­li­zmu nie powsta­wały jed­nak w próżni. W wielu kra­jach impe­rial­nych korzy­stały bowiem ze znacz­nego zaan­ga­żo­wa­nia inte­lek­tu­ali­stów i naukow­ców w budowę impe­rium oraz same sty­mu­lo­wały to zaan­ga­żo­wa­nie. Idea współ­za­wod­nic­twa naro­dów w dużej mie­rze opie­rała się na zasto­so­wa­niu dar­wi­now­skiego para­dyg­matu o prze­trwa­niu naj­le­piej przy­sto­so­wa­nych, który zda­niem nie­któ­rych ozna­czał, że rywa­li­za­cja mię­dzy nowo­cze­snymi pań­stwami ma cha­rak­ter natu­ralny. Ta argu­men­ta­cja była sze­roko dys­ku­to­wana przed rokiem 1914, nie­mniej poja­wił się wtedy pogląd, wyzna­wany przez część naj­bar­dziej zasłu­żo­nych następ­ców Dar­wina, zgod­nie z któ­rym natu­ralnym prze­zna­cze­niem „zdro­wych” naro­dów jest pod­po­rząd­ko­wa­nie sobie pomniej­szych ludów. Bry­tyj­ski sta­ty­styk Karl Pear­son wystą­pił w 1900 roku z odczy­tem zaty­tu­ło­wa­nym Natio­nal Life from the Stand­po­int of Science [Życie narodu z punktu widze­nia nauki]. Gło­sił on mię­dzy innymi, że naród należy dopro­wa­dzić do wyso­kiej spraw­no­ści „głów­nie za pomocą wojny z pod­rzęd­nymi rasami i za pomocą walki z rasami rów­no­rzęd­nymi o szlaki han­dlowe oraz źró­dła surow­ców i zapasy żyw­no­ści. Taki jest pogląd histo­rii natu­ral­nej na rodzaj ludzki”14. Nie­miecki gene­rał Frie­drich von Bern­hardi, w opu­bli­ko­wa­nej w 1912 roku i prze­ło­żo­nej na wiele języ­ków książce Deutsch­land und der nächste Krieg [Niemcy i następna wojna], przed­sta­wił rywa­li­za­cję mię­dzy naro­dami w kate­go­riach, które wielu uwa­żało wtedy za pew­nik: „Prze­ży­wają te formy, które są w sta­nie zapew­nić sobie naj­ko­rzyst­niej­sze warunki do życia i potwier­dzić swoją pozy­cję w uni­wer­sal­nej gospo­darce przy­rody. Słab­szy ginie”15. W tym zasto­so­wa­niu teo­rii Dar­wina klu­czo­wym ele­men­tem była walka o zasoby, dla­tego powszech­nie zakła­dano, że impe­rium w końcu będzie potrze­bo­wało nowych tery­to­riów. W 1897 roku nie­miecki geo­graf Frie­drich Rat­zel ukuł cie­szący się obec­nie złą sławą ter­min „prze­strzeń życiowa” (Leben­sraum), prze­ko­nu­jąc, że nowo­cze­sne „wyż­sze” kul­tury winny pro­wa­dzić eks­pan­sję tery­to­rialną, aby zapew­nić żyw­ność i zasoby mate­rialne dla rosną­cej liczby lud­no­ści, i że osią­gnąć to można wyłącz­nie kosz­tem kul­tur „niż­szych”. Gdy pisał swoją Poli­ti­sche Geo­gra­phie [Geo­gra­fia poli­tyczna], młody Adolf Hitler cho­dził jesz­cze do szkoły w Austrii, lecz wnio­ski pły­nące z owej lek­tury przy­szły dyk­ta­tor oma­wiał potem w latach 20. XX wieku ze swym bli­skim współ­pra­cow­ni­kiem Rudol­fem Hes­sem16.
Poczu­cie wyż­szo­ści kul­tu­ro­wej, które ukształ­to­wało impe­ria­lizm euro­pej­ski, opie­rało się także na popu­lar­nej wów­czas teo­rii nauko­wej gło­szą­cej ist­nie­nie hie­rar­chii ras opar­tej rze­komo na róż­ni­cach gene­tycz­nych. Cho­ciaż prze­ko­nu­ją­cych dowo­dów nauko­wych było nie­wiele, stan pry­mi­tyw­nego zaco­fa­nia lub jaw­nego bar­ba­rzyń­stwa, w któ­rym kolo­ni­zo­wany świat ponoć jedy­nie wege­to­wał, zda­niem zwo­len­ni­ków tej teo­rii ozna­czał, że zasoby mate­rialne i zie­mia miały się zmar­no­wać, gdyby nie zostały prze­jęte przez bar­dziej roz­wi­nięte narody, któ­rych zada­niem było nie­sie­nie owo­ców cywi­li­za­cji egzo­tycz­nym i pod­upa­dłym ludom. Kon­trast ten uwa­żano za coś oczy­wi­stego i wyko­rzy­sty­wano do uspra­wie­dli­wia­nia stra­te­gii dys­kry­mi­na­cji raso­wej i per­ma­nent­nego stanu pod­po­rząd­ko­wa­nia. W 1900 roku lord Cur­zon, bry­tyj­ski wice­król Indii, prze­ko­ny­wał, że „wszyst­kie te miliony, któ­rymi muszę zarzą­dzać, to pra­wie dzieci”. W Niem­czech pogląd ów roz­cią­gnięto nawet na euro­pej­skich sąsia­dów tego kraju na wscho­dzie, któ­rych nale­żało trak­to­wać – jak to ujęła w 1914 roku gazeta „Leip­zi­ger Volksze­itung” – jako „sie­dli­sko bar­ba­rzyń­stwa”17. Bar­dziej nie­bez­pieczny był jed­nak fakt, że takie prze­ko­na­nie o wła­snej wyż­szo­ści, czy to bio­lo­gicz­nej, czy etycz­nej, wyko­rzy­sty­wano do uspra­wie­dli­wia­nia skraj­nie wyso­kiego poziomu prze­mocy, który w rze­czy­wi­sto­ści leżał u pod­staw tej fali nowego impe­ria­li­zmu.
Wywłasz­cze­niom miej­sco­wej lud­no­ści z jej ziemi pra­wie zawsze towa­rzy­szyły mniej­sza lub więk­sza bru­tal­ność czy groźby. Jesz­cze przed rokiem 1914 uzna­wano, że los rdzen­nej lud­no­ści Ame­ryki Pół­noc­nej lub austra­lij­skich Abo­ry­ge­nów był godną poża­ło­wa­nia, ale nie­unik­nioną kon­se­kwen­cją roz­sze­rza­nia się pod­bo­jów bia­łych. W taki sam spo­sób postrze­gana była masowa prze­moc towa­rzy­sząca pro­wa­dzo­nej od lat 70. XIX wieku eks­pan­sji w Afryce i Azji – jako nie­zbędny i nie­bu­dzący żad­nych wąt­pli­wo­ści moral­nych sku­tek sze­rze­nia cywi­li­za­cji podej­mo­wa­nego dla dobra ludów, które padały ofiarą wspo­mnia­nej prze­mocy. W 1904 roku w Nie­miec­kiej Afryce Połu­dniowo-Zachod­niej [obec­nie Nami­bia – przyp. tłum.] pewien nie­miecki lekarz mógł zatem napi­sać, że „osta­tecz­nym roz­wią­za­niem [Endlösung] kwe­stii tubyl­czej może być tylko zła­ma­nie siły tubyl­ców cał­ko­wi­cie i raz na zawsze”. „Osta­teczne roz­wią­za­nie”, podob­nie jak „prze­strzeń życiowa”, nie było wcale wyna­laz­kiem naro­do­wego socja­li­zmu, o czym należy pamię­tać, nawet jeśli nie­któ­rzy histo­rycy pod­cho­dzą nie­uf­nie do wszel­kich suge­stii o ist­nie­niu związku przy­czy­no­wego mię­dzy tymi dwiema epo­kami18. Taki język przed 1914 rokiem nie był rów­nież wyłączną domeną Niem­ców. Bliź­nia­cze kon­cep­cje „rasy i prze­strzeni”, które miały zdo­mi­no­wać impe­ria­lizm lat 30. i 40. XX wieku, powstały w płod­nym okre­sie przed wybu­chem pierw­szej wojny świa­to­wej, gdy zasta­na­wiano się nad funk­cjami oraz impe­ra­ty­wami impe­rium19. W tym samym cza­sie kon­stru­owano dwa prze­ciw­stawne uni­wersa moralne, w któ­rych kolo­ni­za­to­rów uzna­wano za uprzy­wi­le­jo­wa­nych przed­sta­wi­cieli impe­rium, a ludy pod­po­rząd­ko­wane można było trak­to­wać z pewną dozą przy­musu i samo­woli władz, co było nie do pomy­śle­nia w metro­po­lii.
Ta „mapa men­talna” rela­cji mię­dzy nowo­cze­snym naro­dem i jego impe­rium tery­to­rial­nym miała jed­nak nie­wiele wspól­nego z histo­rycz­nymi realiami owej epoki budowy nowych impe­riów. W rze­czy samej, przez cały ten okres, aż do upadku impe­riów tery­to­rial­nych po roku 1945, ist­niał wyraźny roz­ziew mię­dzy impe­rium jako „wspól­notą wyobra­żoną” a fak­tycz­nymi kosz­tami, jakie musiały pono­sić, oraz nie­bez­pie­czeń­stwami, na jakie się nara­żały wspól­noty naro­dowe, które w budo­wa­niu wła­snego impe­rium miały rze­komo odna­leźć swą nowo­cze­sną toż­sa­mość. Doty­czyło to nawet dwóch głów­nych potęg impe­rial­nych, czyli Wiel­kiej Bry­ta­nii i Fran­cji, które musiały poświę­cać wła­sne zasoby na pod­bój i obronę coraz więk­szych tery­to­riów. W 1911 roku Wielka Bry­ta­nia pano­wała nad obsza­rem o powierzchni 31 milio­nów kilo­me­trów kwa­dra­to­wych zamiesz­ki­wa­nym przez 400 milio­nów ludzi, Fran­cja zaś kon­tro­lo­wała tereny wiel­ko­ści 12,5 miliona kilo­me­trów kwa­dra­to­wych, czyli obszar dwu­dzie­sto­krot­nie więk­szy od metro­po­lii, na któ­rym żyło 100 milio­nów miesz­kań­ców20. W „nowych” kra­jach, wstę­pu­ją­cych po raz pierw­szy na ścieżkę impe­ria­li­zmu, znacz­nie trud­niej było wzbu­dzić entu­zjazm spo­łe­czeń­stwa dla posia­da­nia kolo­nii zamor­skich, które były mniej­sze i nie tak zasobne jak te nale­żące do star­szych impe­riów, przez co przy­cią­gały mniej emi­gran­tów i mniej­sze inwe­sty­cje. Zakoń­czona klę­ską w 1896 roku inwa­zja wło­ska na Abi­sy­nię spra­wiła, że Wło­chy musiały się zado­wo­lić namiastką impe­rium w postaci skraw­ków Soma­lii i Ery­trei, a opi­nia publiczna w metro­po­lii wrogo odno­siła się do pomy­słów kolej­nych awan­tur kolo­nial­nych. W tym malut­kim impe­rium miesz­kało jedy­nie kilka tysięcy Wło­chów, pod­czas gdy emi­gra­cja wło­ska do innych kra­jów wyno­siła bli­sko 16 milio­nów ludzi. Zanim Wło­chy wyru­szyły w 1911 roku na wojnę z impe­rium osmań­skim, aby prze­jąć kon­trolę nad Try­po­li­ta­nią i Cyre­najką, młody rady­kalny dzien­ni­karz Benito Mus­so­lini prze­strze­gał, że każdy rząd, który zażąda krwi i pie­nię­dzy dla poli­tyki pod­bo­jów, spro­wo­kuje strajk gene­ralny. „Wojna mię­dzy naro­dami zmieni się w ten spo­sób w wojnę mię­dzy kla­sami”, twier­dził. Echa tych poglą­dów były póź­niej widoczne w jego wizji impe­ria­li­zmu, w któ­rej odróż­niał narody „pro­le­ta­riac­kie”, takie jak Wło­chy, od boga­tych mocarstw „plu­to­kra­tycz­nych”21. W Niem­czech przed rokiem 1914 podej­ście do wła­snego impe­rium zamor­skiego było rów­nie ambi­wa­lentne. Entu­zjazm dla kolo­nii pano­wał w zdo­mi­no­wa­nych przez bur­żu­azję krę­gach przed­się­bior­ców, duchow­nych i nauczy­cieli i u progu pierw­szej wojny świa­to­wej Nie­miec­kie Towa­rzy­stwo Kolo­nialne (Deut­sche Kolo­nial­ge­sel­l­schaft, DKG) liczyło około 40 tysięcy człon­ków, ale wciąż było to dwa razy wię­cej niż liczba Niem­ców osia­dłych w kolo­niach zamor­skich22. Wpro­wa­dze­nie powszech­nej edu­ka­cji oraz panu­jąca w Rze­szy przed 1914 rokiem kul­tura poma­gały wytwo­rzyć zain­te­re­so­wa­nie egzo­tycz­nymi i roman­tycz­nymi aspek­tami kolo­ni­za­cji zamor­skiej, jed­nak znacz­nie popu­lar­niej­sze były w tym kraju wyobra­że­nia o wła­snym kon­ty­nen­tal­nym impe­rium na „Wscho­dzie”. Miały się one oka­zać trwa­łym moty­wem prze­wod­nim nie­miec­kiego podej­ścia do tery­to­rium aż do lat 30. i 40. XX wieku, gdy aktyw­nie przy­stą­piono do budo­wa­nia impe­rium w Euro­pie, dla­tego warto nieco bli­żej przyj­rzeć się tej kwe­stii.
Zjed­no­czone pań­stwo nie­miec­kie, które powstało w 1871 roku, obej­mo­wało swym zasię­giem wschod­nie tereny Prus zamiesz­ki­wane przez liczną lud­ność pol­ską, co było skut­kiem roz­bio­rów Rze­czy­po­spo­li­tej doko­na­nych wspól­nie z Rosją i Austrią pod koniec XVIII wieku. Obszar ten zaczęto trak­to­wać w Niem­czech jako swo­isty falo­chron strze­gący przed groź­nym oce­anem Sło­wian na wscho­dzie. W 1886 roku nie­miecki kanc­lerz Otto von Bismarck zain­au­gu­ro­wał dzia­łal­ność Kró­lew­skiej Pru­skiej Komi­sji Kolo­ni­za­cyj­nej, któ­rej celem było wyru­go­wa­nie lud­no­ści pol­skiej za gra­nicę z zabo­rem rosyj­skim i zalud­nie­nie kre­sów wschod­nich Rze­szy osad­ni­kami nie­mieckimi, aby wyko­rze­nić to, co uzna­wano za pry­mi­tywne formy rol­nic­twa (pogar­dliwe okre­śle­nie polni­sche Wirt­schaft – „pol­ska gospo­darka”), i zapew­nić sta­bilną ochronę gra­nicy przed jakim­kol­wiek przy­szłym zagro­że­niem. Ta „kolo­ni­za­cja wewnętrzna”, jak zaczęto ją nazy­wać, była sze­roko nagła­śniana. W 1894 roku powo­łano do życia Nie­miecki Zwią­zek Mar­chii Wschod­niej (Deut­scher Ost­mar­ke­nve­rein)3, orga­ni­za­cję mającą pobu­dzić akcję osad­nic­twa nie­miec­kiego. Idee „rasy i prze­strzeni” zna­la­zły zasto­so­wa­nie także tutaj i już na długo przed rokiem 1914 snuto fan­ta­zje o roz­sze­rze­niu impe­rium nie­miec­kiego dalej na wschód, na zie­mie rze­komo doj­rzałe do kolo­ni­za­cji, w któ­rej ramach nowo­cze­sna cywi­li­za­cja miała przy­nieść ład i kul­turę kra­inom jakoby „pogrą­żo­nym w naj­głęb­szym bar­ba­rzyń­stwie i nędzy”23. W owym okre­sie powsta­wała rów­nież nie­miecka lite­ra­tura kre­sowa, tak zwane „powie­ści wschod­nie” (Ostro­ma­nen), które zastę­po­wały wizję impe­rium zamor­skiego ideą kolo­ni­za­cji wschod­niego pogra­ni­cza. W powie­ściach tych Polak czę­sto był myląco przed­sta­wiany jako „sma­gły” – z ciemną skórą, ciem­nymi oczami i ciem­nymi wło­sami – dla pod­kre­śle­nia aspektu kolo­nial­nego opi­sy­wa­nej rze­czy­wi­sto­ści przez zde­fi­nio­wa­nie Polaka jako „innego”, sta­no­wią­cego prze­ci­wień­stwo „kul­tu­ral­nego” Niemca. W jed­nej z naj­słyn­niej­szych powie­ści wschod­nich, wyda­nej w 1904 roku Das schla­fende Heer [Śpią­cej armii] Clary Vie­big, śniady chłop pol­ski ubo­lewa nad pano­wa­niem „bia­łych najeźdź­ców o żół­tych wło­sach”24. Tuż przed wybu­chem wojny w 1914 roku utwo­rzono towa­rzy­stwo na rzecz „kolo­ni­za­cji wewnętrz­nej”. Wyda­wane przez tę orga­ni­za­cję cza­so­pi­smo porów­ny­wało afry­kań­skie impe­rium kolo­nialne z zamiesz­ki­wa­nymi przez Pola­ków wschod­nimi kre­sami Rze­szy, agi­tu­jąc za eks­pan­sją w obu tych kie­run­kach w celu zdo­by­cia prze­strzeni potrzeb­nej dla zdro­wej rasy nie­miec­kiej25.
Głów­nymi czyn­ni­kami cha­rak­te­ry­zu­ją­cymi roz­wój „nowego impe­ria­li­zmu” były jego wro­dzona nie­sta­bil­ność i powszech­nie sto­so­wana prze­moc, które cecho­wały eks­pan­sję impe­rialną trwa­jącą od lat 70. XIX wieku aż do lat 40. XX stu­le­cia. Przed rokiem 1914 głów­nym argu­men­tem prze­ma­wia­ją­cym za budową impe­rium była stra­te­giczna koniecz­ność udziału w uzna­wa­nej powszech­nie za natu­ralną cha­otycz­nej rywa­li­za­cji mię­dzy licz­nymi impe­riami naro­do­wymi; wska­zy­wano jed­nak też na potrzebę zapew­nie­nia bez­pie­czeń­stwa we wła­snych stre­fach wpły­wów lub zain­te­re­so­wa­nia gospo­dar­czego, gdzie nacisk impe­rialny wywo­ły­wał gwał­towną reak­cję miej­sco­wej lud­no­ści. Postrze­ga­nie okresu przed wybu­chem pierw­szej wojny świa­to­wej jako belle époque jest podej­ściem euro­po­cen­trycz­nym, w tej epoce bowiem prze­moc sze­rzyła się z Europy na cały świat. Domi­na­cja moder­ni­zu­ją­cych się państw była skut­kiem nagłego przy­spie­sze­nia roz­woju trans­portu i nowych rodza­jów uzbro­je­nia, które w połą­cze­niu z pie­niędzmi i wyszko­le­niem żoł­nie­rzy zazwy­czaj zapew­niały prze­wagę mili­tarną kra­jowi impe­rial­nemu. Od roku 1868 Japo­nia w szyb­kim tem­pie moder­ni­zo­wała swoje siły zbrojne, naśla­du­jąc roz­wią­za­nia euro­pej­skie, oraz przy­jęła więk­szość zaawan­so­wa­nych tech­no­lo­gii, ale była jedy­nym kra­jem Azji i Afryki, któ­remu się to udało. Pod­bój tra­dy­cyj­nych spo­łecz­no­ści był zupełny, czy cho­dziło o walki z Zulu­sami lub Mata­bele w Afryce, czy o bru­talne zaję­cie suł­ta­natu Acehu w Holen­der­skich Indiach Wschod­nich, czy o fran­cu­ski pod­bój Annamu i Ton­kinu na obsza­rze obec­nego Wiet­namu. Sto­so­wa­nie prze­mocy było wyraźną cechą cha­rak­te­ry­styczną we wszyst­kich rela­cjach impe­rial­nych aż do osta­tecz­nego zmierz­chu impe­riów kolo­nial­nych po roku 1945.
Dla póź­niej­szego prze­biegu obu wojen świa­to­wych więk­sze zna­cze­nie miały jed­nak kon­flikty o posia­dło­ści impe­rialne mię­dzy wyżej roz­wi­nię­tymi pań­stwami, które były dla sie­bie bar­dziej rów­no­rzęd­nymi prze­ciw­ni­kami. Sku­pia­nie się na roku 1914 jako rze­ko­mym końcu pokoju jest w tym kon­tek­ście nie­po­ro­zu­mie­niem. Coraz bar­dziej zglo­ba­li­zo­wany świat, jaki wyło­nił się jesz­cze przed wybu­chem pierw­szej wojny świa­to­wej, był regu­lar­nie desta­bi­li­zo­wany przez kon­flikty zbrojne na wielką skalę (i chwile ostrych kry­zy­sów mię­dzynarodowych), które głę­boko odbi­jały się na rela­cjach mię­dzy głów­nymi potę­gami euro­pej­skimi i na przy­szło­ści Azji. Naj­waż­niej­sze z nich były wojny pro­wa­dzone przez Japo­nię. Pierw­szą, toczoną w latach 1894–1895 z Chi­nami, spo­wo­do­wała eks­pan­sja japoń­ska w Korei, gdzie domi­no­wały wpływy Pekinu. Wojna japoń­sko-chiń­ska była dużym kon­flik­tem, w któ­rym Japoń­czycy zwy­cię­żyli dzięki swej nowej armii i flo­cie. Korea stała się pro­tek­to­ra­tem, a duża wyspa For­moza (obec­nie Taj­wan) – kolo­nią Japo­nii, która z dnia na dzień prze­obra­ziła się w poważ­nego gra­cza w roz­grywce kolo­nial­nej. Drugą z owych wojen była wojna japoń­sko-rosyj­ska w latach 1904–1905, która wybu­chła, gdyż Rosja nie pozwo­liła Japo­nii anek­to­wać chiń­skiej Man­dżu­rii i sama zaczęła umac­niać tam swoje wpływy. Japoń­czycy roz­gro­mili potężną rosyj­ską armię i znisz­czyli pra­wie całą flotę wysłaną nada­rem­nie w liczący bli­sko 30 tysięcy kilo­me­trów rejs z Bał­tyku na Morze Japoń­skie, po czym prze­jęli roz­le­głą rosyj­ską strefę wpły­wów w Man­dżu­rii4. Japo­nia stra­ciła na tej woj­nie 81500 zabi­tych i 381 tysięcy ran­nych z łącz­nie 2 milio­nów zmo­bi­li­zo­wa­nych żoł­nie­rzy. Był to naj­więk­szy wów­czas kon­flikt zbrojny w dzie­jach tego kraju, który dzięki zwy­cię­stwu cał­ko­wi­cie odmie­nił swoją pozy­cję w regio­nie26.
Wojna mię­dzy Hisz­pa­nią i Sta­nami Zjed­no­czo­nymi w roku 1898 w zało­że­niu nie miała być kon­flik­tem o posia­dło­ści impe­rialne, ale klę­ska Hisz­pa­nów spra­wiła, że Ame­ry­ka­nie przez pewien czas posia­dali Fili­piny, Por­to­ryko, Guam i liczne mniej­sze wyspy na Pacy­fiku. Krót­ko­trwały roz­kwit prze­ży­wała idea „Więk­szej Ame­ryki”, ale gdy Sąd Naj­wyż­szy orzekł, że nowo zdo­byte tery­to­ria nie są czę­ścią Sta­nów Zjed­no­czo­nych, zain­te­re­so­wa­nie budową ame­ry­kań­skiego „impe­rium” wyga­sło. Bazy mor­skie na Pacy­fiku miały zna­cze­nie stra­te­giczne, lecz tery­to­ria ode­brane Hisz­pa­nii zawi­sły w swo­istej próżni praw­nej, nie będąc czę­ścią żad­nego sfor­ma­li­zo­wa­nego impe­rium, a jed­nak pozo­sta­jąc pod kon­trolą ame­ry­kań­skich oku­pan­tów27. W 1899 roku wybu­chła kolejna duża wojna w połu­dnio­wej Afryce – mię­dzy Wielką Bry­ta­nią a Trans­wa­lem i Ora­nią, dwiema nie­pod­le­głymi repu­bli­kami bur­skimi. Dla Bry­tyj­czy­ków trwa­jąca do 1902 roku druga wojna bur­ska była naj­więk­szym kon­flik­tem zbroj­nym od pół wieku. Zmo­bi­li­zo­wali około 750 tysięcy żoł­nie­rzy i stra­cili bli­sko 22 tysiące zabi­tych i ran­nych. W tym przy­padku Wielka Bry­ta­nia wal­czyła prze­ciwko bia­łym osad­ni­kom euro­pej­skim, co ścią­gnęło na nią potę­pie­nie innych Euro­pej­czy­ków, ale osta­tecz­nie wygrała i dodała znaczne tery­to­ria oraz zasoby natu­ralne do swego impe­rium w Afryce. Jej zwy­cię­stwo wzmoc­niło rów­nież neo­dar­wi­now­ski pogląd, że dal­sze tery­to­ria impe­rialne można zdo­być tylko w walce28.
Kwe­stie kolo­nialne oka­zały się klu­czo­wym kata­li­za­to­rem pod­ję­cia decy­zji, które miały dopro­wa­dzić do wybu­chu wojny w 1914 roku. Główną przy­czyną for­mo­wa­nia się blo­ków soju­szy, począw­szy od lat 80. XIX wieku, były obawy natury stra­te­gicz­nej, które budziła rosnąca potęga i poten­cjał mili­tarny szybko moder­ni­zu­ją­cych się i poli­tycz­nie nie­sta­bil­nych „nowych” państw, jed­nak obawy te pod­sy­cała także rywa­li­za­cja impe­rialna. Rosja, upo­ko­rzona przez Japo­nię, ponow­nie zwró­ciła uwagę na Europę Połu­dniowo-Wschod­nią oraz impe­rium osmań­skie, kon­flikty kolo­nialne dopro­wa­dziły do powsta­nia w 1904 roku ententy bry­tyj­sko-fran­cu­skiej, a chęć wyja­śnie­nia podob­nych nie­ja­sno­ści skut­ko­wała poro­zu­mie­niem bry­tyj­sko-rosyj­skim z 1907 roku – współ­praca tych trzech mocarstw ukształ­to­wała póź­niej prze­bieg wojny euro­pej­skiej. Nara­sta­jący wyścig zbro­jeń napę­dzało jed­nak dąże­nie mocarstw do ochrony swych inte­re­sów w skali glo­bal­nej, a nie tylko euro­pej­skiej; w szcze­gól­no­ści roz­bu­dowa flot wojen­nych Wiel­kiej Bry­ta­nii i Nie­miec zdaje się nie mieć sensu w ode­rwa­niu od inte­re­sów glo­bal­nych tych państw. To wła­śnie cha­rak­ter nie­miec­kich ambi­cji impe­rial­nych, wyni­ka­jący z prze­ko­na­nia, że nowy kraj potrze­buje impe­rium jako sym­bolu swego sta­tusu mocar­stwa świa­to­wego, skło­nił Ber­lin do zaan­ga­żo­wa­nia się w poważ­niej­sze incy­denty mię­dzy­na­ro­dowe jesz­cze przed rokiem 1914. Doty­czyło to w szcze­gól­no­ści dwóch kry­zy­sów maro­kań­skich w latach 1905 i 1911, gdy Niemcy usi­ło­wały pod­wa­żyć poro­zu­mie­nia Wiel­kiej Bry­ta­nii, Fran­cji i Hisz­pa­nii w spra­wie podziału praw do pro­tek­to­ratu nad tym obsza­rem.

Przypisy

1.Wraz z intro­ni­za­cją cesa­rza Mut­su­hito (1852‒1912) w paź­dzier­niku 1868 roku ogło­szono, że nastała era Meiji (Oświe­co­nych Rzą­dów). Przy­jęto wtedy obo­wią­zu­jącą do dzi­siaj zasadę, że cesarz panuje doży­wot­nio, a cały okres jego pano­wa­nia sta­nowi jedną „erę”, któ­rej nazwa staje się imie­niem pośmiert­nym cesa­rza – przyp. tłum.

2.Obec­nie wyspy Oga­sa­wara-shōto – przyp. tłum.

3.W Pol­sce znany bar­dziej jako Hakata, od pierw­szych liter nazwisk trzech zało­ży­cieli: Fer­di­nanda von Han­se­manna (1861‒1900), Her­manna Ken­ne­manna (1815‒1910) i Hein­ri­cha von Tie­de­manna (1843–1922) – przyp. tłum.

4.W rze­czy­wi­sto­ści Japoń­czycy prze­jęli kon­trolę tylko nad nie­całą połową pro­tek­to­ratu rosyj­skiego w Man­dżu­rii, a mia­no­wi­cie jego czę­ścią połu­dniową, z pół­wy­spem Lia­otung oraz mia­stami Muk­den (chiń. She­ny­ang) i Czang­czun (Chang­chun), pod­czas gdy Rosja­nie zacho­wali pano­wa­nie nad czę­ścią pół­nocną, z głów­nymi ośrod­kami w Har­bi­nie i Cycy­ha­rze (Qiqi­har), gdzie spra­wo­wali fak­tyczną wła­dzę aż do rewo­lu­cji bol­sze­wic­kiej w listo­pa­dzie 1917 roku – przyp. tłum.

Richard Overy
Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931-1945. Tom 2
Przekład: Tomasz Fiedorek
Seria „Historia”
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 8 kwietnia 2025
 

5
Walka na wojnie



Pewnego dnia wielką opowieść o wojnie w Związku Radzieckim będzie można osnuć wokół krótkiego opisu tego, co się stało z dwudziestoma pięcioma dywizjami pancernymi, które Hitler posłał za rosyjską granicę. One były ostrzem jego miecza, machinami, które torowały drogę jego piechocie i artylerii. Kiedy wygrywały, Niemcy wygrywali. Kiedy przegrały, Niemcy przegrali.

Walter Kerr, The Russian Army, 1944

Przytoczona wyżej opinia, jakoby pokonanie niemieckich dywizji pancernych było wystarczającym wyjaśnieniem przyczyn klęski Niemiec i europejskich państw Osi, to kuszące uproszczenie. Walter Kerr był korespondentem „New York Herald Tribune” w Moskwie i podczas wojny, zanim wrócił do Stanów Zjednoczonych po bitwie o Stalingrad, miał tam okazję rozmawiać z dowódcami Armii Czerwonej o ich doświadczeniach.
Swój pogląd na temat niemieckiej broni pancernej kształtował na podstawie zasłyszanych pogłosek i spekulacji wojskowych. Podana przez niego liczba dwudziestu pięciu niemieckich dywizji pancernych była zawyżona, niemniej taka plotka krążyła wówczas po Moskwie. Podobnie rozpowszechnione było przekonanie, jakoby na początku operacji „Barbarossa” Niemcy dysponowali 18 tysiącami czołgów. Mimo całej tej przesady skupienie uwagi na dywizjach pancernych jako głównym aktorze nowoczesnej wojny lądowej było zasadniczo słuszne, nawet jeśli to tylko część prawdy. Ze wszystkich innowacji wprowadzonych w czasie drugiej wojny światowej i naśladowanych prawie we wszystkich krajach walczących o wyniku walk na lądzie w największym stopniu decydowało utworzenie w pełni zmechanizowanych jednostek wojskowych, łączących czołgi, piechotę zmotoryzowaną i artylerię. Do roku 1945 Armia Czerwona sformowała w sumie czterdzieści trzy korpusy pancerne, co pozwoliło jej prowadzić pod koniec wojny operacje dorównujące rozmachem działaniom niemieckim z 1941 roku.
Na podstawie przytoczonej opinii Kerra można zapytać, dlaczego kraje sprzymierzone ostatecznie zwyciężyły na polu bitwy i dlaczego państwa Osi przegrały mimo początkowych zwycięstw. Odpowiedzi należy szukać w stopniu, w jakim każda ze stron nauczyła się rozwijać i wykorzystywać szereg czynników nazywanych obecnie „mnożnikami siły” (force multipliers) – organizację operacyjną, sprzęt, taktykę, wywiad – które ogromnie zwiększały moc uderzeniową armii, lotnictwa lub marynarki wojennej, zwłaszcza gdy te początkowo zmagały się z przewagą nieprzyjaciela. W walce na morzu i na lądzie dominującą rolę odgrywały nadal tradycyjne rodzaje uzbrojenia i wojsk – pancerniki, piechota, artyleria, a nawet kawaleria – których znaczenia nie powinno się lekceważyć, jednak to wspomniane mnożniki siły, ogólnie rzecz biorąc, zmieniały sytuację na polu bitwy. Pierwszym z nich był rozwój wojsk zmechanizowanych i towarzyszącego im lotnictwa taktycznego. Utworzenie wojsk pancernych i zintegrowanie ich z resztą sił zbrojnych odmieniło sposób prowadzenia wojny na lądzie, najpierw po stronie niemieckiej, a potem również u aliantów. Lotnictwo taktyczne było używane na dużą skalę już w pierwszej wojnie światowej, lecz pojawienie się myśliwców jednopłatowych, samolotów szturmowych i nowoczesnych bombowców średnich, które bez wyjątku wyposażone były w coraz bardziej śmiercionośne uzbrojenie, odmieniło też potencjał bojowy lotnictwa. Z kolei w działaniach na morzu siły powietrzne przyczyniły się do zrewolucjonizowania operacji desantowych, najpierw w wojnie na Pacyfiku – tak w czasie ofensywy japońskiej, jak i późniejszej kontrofensywy alianckiej – a następnie na szeroko rozumianym europejskim teatrze działań wojennych wraz z kolejnymi desantami sprzymierzonych w Afryce Północnej, na Sycylii, we Włoszech i we Francji. Były to złożone operacje połączone (combined operations), w ramach których siły powietrzne, morskie i lądowe współpracowały, żeby zdobyć punkt zaczepienia na silnie bronionym przez wroga brzegu, a następnie utworzyć tam stały przyczółek. Dla alianckich potęg morskich operacje desantowe były jedynym sposobem na to, by zmierzyć się z przeciwnikiem na okupowanym przez niego terytorium. Sprzymierzeni mogli tego dokonać, nauczyli się bowiem, jak przełożyć swoją potęgę morską na działania na lądzie.
Rozwojowi broni pancernej, sił powietrznych i narzędzi walki morskiej towarzyszył rozwój środków walki radioelektronicznej. Radio i radar stały się w tym okresie kluczowymi elementami nowoczesnego pola bitwy i pozostają nimi do dzisiaj. Nowoczesna technologia radiowa umożliwiła scentralizowaną kontrolę nad jednostkami lotniczymi. Pozwalała też dowódcom skuteczniej zarządzać złożonym, szybko zmieniającym się polem bitwy. Łączność radiowa pozwalała również kierować w skali globalnej wojną morską. Radio stanowiło także kluczowe narzędzie na szczeblu taktycznym, umożliwiając niewielkim oddziałom wezwanie pomocy i koordynowanie ich działań lokalnych. Badania nad falami radiowymi doprowadziły do rozwoju radaru, który początkowo był narzędziem wczesnego ostrzegania przed samolotami wroga nadlatującymi od strony morza, ale szybko znalazł sporo innych ważnych zastosowań. Między innymi ostrzegał z wyprzedzeniem przed lotnictwem taktycznym przeciwnika, odegrał kluczową rolę w pokonaniu U-bootów, zabezpieczał flotę na morzu przed niespodziewanym atakiem i zapewniał zabójczą celność artylerii, tak lądowej, jak i okrętowej. Z upływem czasu przewaga w wojnie elektronicznej przechyliła się zdecydowanie na stronę aliantów, gdy nauczyli się oni wytwarzać i odpowiednio wykorzystywać najnowsze technologie.
Radio odgrywało też kluczową rolę w działaniach wojennego wywiadu i kontrwywiadu, przyczyniając się między innymi do rozwoju złożonych operacji dezinformacyjnych, które same w sobie są jednym z omawianych tu „mnożników siły”. Wojna wywiadów toczyła się na wielu polach, w większym lub mniejszym stopniu przynosząc korzyści walczącym stronom. Największą pomoc dla sił zbrojnych, dzięki której mogły one skuteczniej walczyć, stanowił wywiad na szczeblu operacyjnym i taktycznym. Przez większą część wojny alianci pozyskiwali więcej danych wywiadowczych i potrafili lepiej je analizować niż państwa Osi, nawet jeśli trudno obecnie ocenić, jak wielki wpływ miał wywiad na przebieg operacji militarnych. Podobnie było z dezinformacją, którą stosowano na szeroką skalę, chociaż często bez większego efektu. Jeśli jednak dezinformacja się powiodła, mogła mieć decydujące znaczenie, nawet w skali operacyjnej. Mistrzem dezinformacji był Związek Radziecki. Wymownymi świadectwami jego skuteczności w tej dziedzinie były miażdżąca klęska wojsk Osi w czasie operacji „Uran” w listopadzie 1942 roku oraz zniszczenie Grupy Armii „Środek” w czerwcu roku 1944.
Wartość alianckiej dezinformacji przed lądowaniem w Normandii pozostaje sporna, ale z pewnością wzmocniła ona przekonanie Hitlera, że desant w tym rejonie ma zmylić Niemców przed głównym lądowaniem pod Calais. Solidny wywiad i skuteczna dezinformacja pomogły aliantom zniwelować wysokie umiejętności bojowe przeciwnika, który zaciekle bronił każdego metra kwadratowego nowych imperiów. Także w tej dziedzinie ‒ podobnie jak w przypadku broni pancernej, lotnictwa, operacji desantowych czy walki elektronicznej ‒ wyjaśnienie przyczyn ostatecznego zwycięstwa jednej strony i klęski drugiej zależy od tego, w jakim stopniu ich siły zbrojne nauczyły się korzystać z tego narzędzia.

BROŃ PANCERNA I LOTNICTWO

Kiedy wojska niemieckie najechały w 1939 roku Polskę, świat po raz pierwszy ujrzał skutki rewolucyjnej zmiany w organizacji sił zbrojnych, której uosobieniem było sześć rzuconych do walki dywizji pancernych i wspierający je taran lotniczy złożony z bombowców nurkujących i horyzontalnych oraz samolotów myśliwskich. Sukces inwazji niemieckiej na Polskę wywołał jednak mocno przesadzone opinie. Czołg uznano za broń rozstrzygającą o powodzeniu nowego rodzaju wojny, który nazwano „wojną błyskawiczną” (Blitzkrieg), chociaż termin ten był szeroko stosowany na Zachodzie – zarówno wtedy, jak i dzisiaj – ale nie przez samą armię niemiecką. W ten sposób czołg zyskał iście legendarną reputację, podobnie jak bombowce nurkujące Junkers Ju 87, zaopatrzone w budzące postrach „trąby jerychońskie”, czyli syreny, które wyły wniebogłosy, gdy samolot pikował na cel. W powszechnym mniemaniu niemiecka broń pancerna stanowiła potężną siłę „żelaza, stali i płomieni” prowadzącą wojnę „według nazistowskich wzorców”, jak to ujął Walter Kerr2.
Czołg nie był jednak ani nowym rodzajem broni, ani nie stanowił monopolu niemieckich sił zbrojnych. Oszałamiający sukces tego pojazdu w kampanii polskiej miał źródło w analizach, jakie w latach 20. XX wieku powstały w armii niemieckiej, która zastanawiała się nad tym, co poszło nie tak w ostatnim roku pierwszej wojny światowej, gdy jesienią 1918 roku czołgi i samoloty ententy prowadziły natarcie na froncie zachodnim w czasie tak zwanej kampanii studniowej. Traktat wersalski zakazał Niemcom rozwijania lub posiadania czołgów i złamali oni to ograniczenie dopiero w połowie lat 30. Tymczasem w innych krajach czołgi powszechnie rozwijano w latach międzywojennych. Były to głównie czołgi lekkie lub tankietki, uzbrojone wyłącznie w karabin maszynowy, jak na przykład japońska tankietka Typ 94, najliczniej produkowany w latach 30. opancerzony wóz bojowy w Japonii3. Cięższe typy czołgów zaczęły się pojawiać w drugiej połowie tej dekady i zazwyczaj były uzbrojone w działo kalibru 37 milimetrów oraz karabin maszynowy.
W 1940 roku tylko armia francuska miała pierwszy czołg ciężki ‒ Char B1- Bis uzbrojony w haubicę kalibru 75 milimetrów, działo 47 milimetrów i dwa kaemy. Dopiero w dalszej fazie wojny czołgi i działa samobieżne rozwinęły się na tyle, że były w stanie przenosić działa 75-milimetrowe lub większe4. W początkowym jej okresie zakładano przeważnie, że czołgi będą wspierać piechotę lub prowadzić rozpoznanie. Co do wykorzystania czołgu w charakterze broni ofensywnej zdania były podzielone. Tam gdzie broń pancerna wyrastała z tradycyjnej kawalerii, na przykład w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, uparcie chciano używać czołgów tak, jak wcześniej używano jazdy; zazwyczaj rozpraszano czołgi po dywizjach piechoty, aby zapewnić tym ostatnim mobilną siłę ognia i ochronę flanek. Idea wykorzystania czołgów jako trzonu pancernej pięści, która miała przebijać nieprzyjacielskie pozycje obronne i okrążać je, rozkwitła na krótko na początku lat 30. XX wieku w Związku Radzieckim za sprawą ówczesnego szefa uzbrojenia Armii Czerwonej Michaiła Tuchaczewskiego, dopóki nie padł on w 1937 roku ofiarą stalinowskiej Wielkiej Czystki. Ostatecznie koncepcja ta zatriumfowała w armii niemieckiej w ostatnich latach pokoju.
Na froncie czołgi miały zarówno zalety, jak i wady. W odróżnieniu od większości artylerii były mobilne i mogły pokonywać rozmaite przeszkody oraz nierówny teren. Można ich było użyć przeciwko nieprzyjacielskiej artylerii, stanowiskom karabinów maszynowych i lekkim fortyfikacjom lub innym czołgom, co początkowo zdarzało się znacznie rzadziej. Czołgi lekkie, uzbrojone tylko w karabiny maszynowe, można było wykorzystać przeciwko piechocie wroga, jak to czynili Japończycy w czasie wojny w Chinach. Ale czołgi miały także swoje słabości. Generalnie poruszały się wolno, a późniejsze czołgi ciężkie – jeszcze wolniej. Niemiecki Panzerkampfwagen VI Tiger ważył 55 ton i w terenie rozwijał maksymalną prędkość 30 kilometrów na godzinę, a do tego miał ograniczony zasięg działania. Przede wszystkim jednak wymagał regularnej obsługi technicznej, której w praktyce nie można byłoby zapewnić, gdyby udało się przełamać front i wedrzeć w głąb obrony przeciwnika, jak to przewidywano w pierwotnych założeniach5. Podatność wszystkich typów czołgów na awarie sprawiała, że tuż za jednostką pancerną musiał się znajdować batalion remontowy, gdyż w przeciwnym razie trzeba by porzucać pojazdy, które uległy awarii lub doznały niewielkich uszkodzeń. Chociaż w czasie wojny czołgi powiększyły się i zyskały grubszy pancerz, nawet najcięższe z nich były wrażliwe na trafienie w gąsienice lub tył i boki kadłuba.
Warunki służby w czołgu były niezwykle wymagające. Pomimo ciasnoty w mniejszych czołgach lekkich i tankietkach ich obsługa musiała wykonywać szereg zadań. Nawet jednak w czołgach średnich i ciężkich, które miały cztero- albo nawet pięcioosobową załogę, klaustrofobiczne wnętrze sprawiało, że strzelanie, ładowanie amunicji i utrzymywanie łączności radiowej stanowiło wyzwanie. Widoczność była ograniczona, a ryk silnika zagłuszał wszelkie odgłosy z zewnątrz, włącznie z ostrzałem wroga i własnych jednostek. Czołg wypełniały rozmaite wyziewy, sprawiając, że w rozgrzanym wnętrzu jeszcze trudniej było wytrzymać. Nad załogą nieustannie wisiała groźba trafienia, co oznaczało możliwość pożaru i zranienia ostrymi kawałkami metalu, a jednocześnie konieczność jak najszybszego wydostania się na zewnątrz przez wąski właz. „Twarze nasze są zakrwawione – opisywał swoje przeżycia pewien radziecki dowódca czołgu. – Kiedy niemieckie pociski uderzyły w opancerzenie, we wnętrzu odpryskiwały drobniutkie okruszyny stali i wbijały się w czoło i w policzki. Byliśmy ogłuszeni, zatruci gazami prochowymi, zmordowani trzęsieniem”6.
Przede wszystkim jednak czołgi można było zniszczyć przy użyciu całej gamy broni przeciwpancernej. Chociaż te stalowe kolosy budziły strach wśród żołnierzy, gdy z chrzęstem nieubłaganie toczyły się w ich kierunku, można je było unieruchomić za pomocą armaty lub innego czołgu, jak również granatów ręcznych, granatnika, miny magnetycznej lub rusznicy przeciwpancernej. Równolegle z rozwojem czołgów rozwijała się w czasie wojny także przeciwpancerna broń i amunicja. W poszczególnych armiach zaczęto tworzyć małe jednostki „łowców czołgów” przemieszczające się po polu bitwy, aby niszczyć odizolowane i unieruchomione pojazdy wroga. Niekiedy stosowano w tym celu prymitywną lub improwizowaną broń, taką jak przymocowana do drewnianej tyczki japońska mina wytykowa, która przy wybuchu zabijała niosącego ją żołnierza (Amerykanie nazywali ten przyrząd „kijem idioty”). Niewiele lepsze były używane przez Niemców podwójne, połączone drutem ładunki wybuchowe, które zarzucano na lufę czołgu, żeby zniszczyć lub uszkodzić jego armatę7. Ogromna większość czołgów, które w trakcie wojny trafiły na front, została uszkodzona lub zniszczona. Nawet w przypadku potężnie opancerzonych czołgów niemieckich Tiger i Königstiger (Tygrys Królewski) utracono aż 1580 z 1835 wyprodukowanych maszyn obu tych typów8. Przewidywana żywotność radzieckiego czołgu T-34 na pierwszej linii wynosiła zaledwie dwa–trzy dni. Spośród blisko 86 tysięcy czołgów tego typu wyprodukowanych w Związku Radzieckim aż 83 500 zostało zniszczonych lub uszkodzonych i tylko szybkie naprawy pozwalały kontynuować zmechanizowane działania wojenne9. Rewolucja broni pancernej pobudzała też ewolucję jej nemezis, czyli broni przeciwpancernej. Zdolność obrony przed czołgami nabrała znaczenia porównywalnego z samą bronią pancerną, tak jak artyleria przeciwlotnicza zyskiwała na sile ognia i skuteczności w obliczu rosnącego zagrożenia ze strony lotnictwa taktycznego. Dywizje pancerne zwykle były zdolne zarówno do prowadzenia manewrowych działań ofensywnych, jak i do manewrowej obrony przed wrogimi czołgami oraz lotnictwem. To połączenie okazało się kluczowe dla ich zdolności przetrwania.
Same czołgi, bez wsparcia, miały ograniczoną użyteczność. Kiedy na polu bitwy zostawiały w tyle własną piechotę, łatwo było je odizolować i zniszczyć. Czołgi, podobnie jak samoloty, nie mogły samodzielnie zająć i utrzymać zdobytego terytorium. Powodzenie broni pancernej w czasie wojny zależało zatem od rozwoju taktyki walki broni połączonych (combined arms combat), w ramach której czołgi były trzonem jednostki pancernej ściśle współdziałającym z piechotą zmotoryzowaną, artylerią zmotoryzowaną lub samobieżną, polowymi bateriami dział przeciwlotniczych, mobilnym batalionem saperów i jednostką remontową. Właśnie to połączenie, nie sam czołg, dawało formacjom pancernym ich potężną siłę uderzeniową. Taktyka walki broni połączonych, stanowiąca klucz do ostatecznego sukcesu wojsk pancernych, w dużej mierze uzależniona była od wysokiego stopnia zmechanizowania i mobilności wojsk. Dlatego wszystkie jednostki mające wspierać czołgi potrzebowały ciężarówek, samochodów terenowych, transporterów opancerzonych i ciągników, aby razem posuwać się do przodu tuż za linią frontu, zamiast wlec się daleko w tyle za czołgami.
Był to czynnik, który utrudniał dwóm głównym sojusznikom Niemiec – Japonii i Włochom – pełny rozwój ich broni pancernej. Prowadzone w obu tych krajach początkowe eksperymenty potwierdziły zalety walki broni połączonych, ale w jednym i drugim przypadku brakowało zasobów przemysłowych (zwłaszcza ropy) niezbędnych do zmotoryzowania i zmechanizowania na szerszą skalę sił zbrojnych. W 1934 roku Japonia sformowała jedną z pierwszych na świecie jednostek pancernych, mianowicie 1. Samodzielną Brygadę Mieszaną, która miała batalion czołgów, piechotę zmotoryzowaną, saperów, batalion artylerii i mobilną jednostkę rozpoznawczą. Wrogie nastawienie armii polowej do idei tworzenia w jej ramach samodzielnych formacji położyło jednak kres istnieniu owej brygady na początku wojny japońsko-chińskiej. Jednostka została rozwiązana, a czołgi lekkie w niewielkich ilościach rozdzielono między poszczególne dywizje piechoty. Pod wrażeniem sukcesów niemieckich Japończycy ostatecznie sformowali w 1942 roku trzy dywizje mające stosować taktykę walki broni połączonych, a później utworzyli jeszcze czwartą, do obrony wysp macierzystych. Trudno było jednak wykorzystać je w walkach, jakie toczyły się na wyspach Pacyfiku, co wyjaśnia, dlaczego produkcja czołgów miała tak niski priorytet w japońskiej gospodarce wojennej. W 1944 roku zbudowano ich tylko 925, a w 1945 jeszcze mniej, bo 256. Wspomniane dywizje posyłano do walki częściami, jako wsparcie dla piechoty. Pierwsza z nich została zniszczona na Filipinach w 1944 roku, druga poddała się w Mandżurii w sierpniu 1945, a trzecia praktycznie się rozpadła z braku uzupełnień i możliwości remontu maszyn po 1300-kilometrowym marszu przez całe południowe Chiny10.
We Włoszech pierwsza jednostka zmechanizowana, która miała stosować taktykę walki broni połączonych, a mianowicie Brigata motomeccanizzata, została sformowana w 1936 roku i składała się z batalionu czołgów, dwóch batalionów piechoty zmotoryzowanej oraz baterii artylerii. Następnie została ona powiększona do rozmiarów dywizji i otrzymała dodatkowe uzbrojenie, lecz Włosi – podobnie jak Japończycy – w czasie całej wojny utworzyli tylko trzy dywizje pancerne, które wchodziły w skład korpusów piechoty. Według włoskiej doktryny wojennej to właśnie piechota stanowiła bowiem „decydujący element w walce”, a nie pojazdy bojowe11. Element pancerny tworzyły początkowo czołgi lekkie Fiat 3000B, zaopatrzone w nieskuteczną armatę kalibru 37 milimetrów, oraz tankietki CV 33 i CV 35, pozbawione wieżyczek i uzbrojone tylko w karabin maszynowy, przez co w manewrowej wojnie pancernej miały znikomą wartość bojową. W 1940 roku wprowadzono do użytku czołg średni M11/39, jednak wkrótce trzeba go było wycofać z powodu zbyt słabego opancerzenia. Następcą tej maszyny został w 1941 roku czołg M13/40 z ulepszoną armatą kalibru 47 milimetrów o dużej prędkości wylotowej pocisku, ale jego kadłub miał pancerz nie grubszy niż 30 milimetrów. W efekcie żaden czołg włoski nie spełniał wymagań nowoczesnej wojny pancernej i w czasie całego konfliktu Włosi wyprodukowali łącznie tylko 1862 sztuki. Dwie z trzech włoskich dywizji pancernych zostały zniszczone w bitwie pod El Alamein, tracąc wszystkie czołgi. Ani Japonia, ani Włochy nie wypracowały dojrzałej doktryny wojny pancernej. W trakcie nielicznych starć manewrowych, do jakich doszło w wojnie na Pacyfiku, czołgi japońskie po prostu jechały w stronę nieprzyjaciela, wykonując coś w rodzaju pancernego odpowiednika ataku z okrzykiem „Banzai!” na ustach, i były niszczone przez Amerykanów za pomocą broni przeciwpancernej.
Ostatecznie zatem rola pionierów w wykorzystaniu operacyjnych walorów jednostek zmechanizowanych i zmotoryzowanych przypadła Niemcom, które po 1919 roku były przez wiele lat pozbawione prawa do rozwijania nowoczesnej armii. Po klęsce w pierwszej wojnie światowej dowództwo niemieckie poszukiwało sposobu na zwiększenie szybkości i siły uderzeniowej swych wojsk niezbędnych do osiągnięcia zwycięstwa w „bitwie rozstrzygającej” (Entscheidungsschlacht), które wymknęło mu się z rąk w 1918 roku. Doktryna wojny pancernej nabrała kształtów w Niemczech, kiedy kraj ten jeszcze nie posiadał nowoczesnych czołgów.
Manewry wojskowe w 1932 roku pokazały potencjał drzemiący w operacjach manewrowych, chociaż przeprowadzono je z użyciem atrap pojazdów bojowych. Z inicjatywy inspektora wojsk zmotoryzowanych generała majora Oswalda Lutza oraz młodego majora Heinza Guderiana przez następne trzy lata pracowano nad organizacją dywizji pancernej, dzięki czemu w 1935 roku utworzono trzy pierwsze takie jednostki. Priorytetem było zapewnienie, że czołg nie będzie hamowany przez ograniczoną mobilność broni wspierających. Oddziały motocyklowe, piechota, artyleria, zwiad, saperzy i łączność miały być w komplecie zmotoryzowane, czyniąc z takiej dywizji samodzielną siłę bojową12. Podjęto decyzję o skupieniu czołgów w silnym trzonie pancernym, wbrew oporom niektórych dowódców wojsk lądowych, którzy chcieli, żeby mechanizacja i motoryzacja upowszechniała się w całej armii. „Koncentracja dostępnych sił pancernych – pisał w 1937 roku Guderian – będzie zawsze skuteczniejsza niż ich rozproszenie”13. Zresztą ograniczona liczba pojazdów mechanicznych, jaką mógł dostarczyć nadal stosunkowo skromny niemiecki przemysł motoryzacyjny, i szybkość prowadzonych zbrojeń wykluczały bardziej masowe zmotoryzowanie Wehrmachtu. Zasadniczo niemieckie siły zbrojne przystąpiły do drugiej wojny światowej dwiema armiami: jedną nowoczesną i mobilną oraz drugą, która nadal opierała się na powoli maszerującej piechocie, ciągu konnym i transporcie kolejowym. Kiedy niemieckie dywizje pancerne wdzierały się w głąb Związku Radzieckiego, postępowała za nimi armia wykorzystująca blisko 75 tysięcy koni (razem z towarzyszącymi im masztalerzami, stajennymi, zapasami obroku i weterynarzami). W 1942 roku Niemcy dodatkowo zarekwirowali w całej okupowanej Europie około 400 tysięcy koni do ciągnięcia armat i innego ciężkiego uzbrojenia, gdyż brakowało pojazdów mechanicznych14.
Sześć dywizji pancernych dostępnych w czasie wojny przeciwko Polsce, a następnie dziesięć użytych na Zachodzie w maju 1940 roku stanowiło pancerną pięść na końcu długiego ramienia piechoty. Zwycięstwo Wehrmachtu w obu tych kampaniach uświadomiło reszcie świata potęgę niemieckiej doktryny wojny pancernej i skłoniło inne kraje do naśladownictwa, ale z drugiej strony zamaskowało problemy wynikające z szybkiego rozwoju wojsk pancernych i trudności z dostarczeniem potrzebnego sprzętu. Niemcy wykorzystali w inwazji na Francję, Belgię, Holandię i Luksemburg 2574 czołgi, w tym 523 maszyny typu Panzerkampfwagen I uzbrojone tylko w karabiny maszynowe, 955 typu PzKpfw II z nieskutecznym działkiem 20-milimetrowym, 334 zdobyczne czołgi czechosłowackie i zaledwie 627 czołgów typu PzKpfw III i IV uzbrojonych w działa większego kalibru, co jednak nie oznaczało wcale, że łatwo im było trafić lub unieruchomić cięższe czołgi przeciwnika. Znaczna część towarzyszącej czołgom niemieckim piechoty była przewożona ciężarówkami, a nie transporterami opancerzonymi. Tymczasem armia francuska wystawiła do walki 3254 czołgi, z których wiele było cięższych i silniej uzbrojonych od maszyn niemieckich15. Niemcy zwyciężyli zatem we Francji mimo przewagi liczebnej i jakościowej czołgów przeciwnika ‒ częściowo dlatego, że mieli wsparcie lotnictwa, częściowo dlatego, że armia francuska rozproszyła znaczną część swoich czołgów po dywizjach piechoty, zamiast je skupić, ale głównie dlatego, że mobilne jednostki wspierające czołgi – owe „bronie połączone” – dobrze wykonywały wyznaczone im zadanie, zajmując teren i zwalczając pojazdy nieprzyjaciela. W jednym z nielicznych większych starć czołgów w czasie kampanii zachodniej, nieopodal belgijskiej miejscowości Gembloux, dowódcy niemieccy zauważyli, że z braku radia czołgi francuskie kiepsko manewrowały, operowały w niewielkich, rozproszonych grupach zamiast w masie, a do tego prowadziły wolny i niecelny ogień. Problem ten był jeszcze poważniejszy w mniejszych czołgach francuskich, gdzie jednoosobowa wieża wymagała od dowódcy jednoczesnego obsługiwania armaty i kierowania pojazdem16. Bitwa ta dobrze ilustrowała zalety doktryny walki broni połączonych i jednocześnie ograniczenia, jakie napotykały czołgi, kiedy próbowały walczyć bez wsparcia.
Przed inwazją na Związek Radziecki w 1941 roku armia niemiecka była zmuszona zwiększyć liczbę swoich dywizji pancernych, godząc się przy tym na ich osłabienie. Każda z dwudziestu jeden dywizji pancernych, zorganizowanych w cztery potężne grupy pancerne, miała średnio jedynie 150 czołgów, gdy we wrześniu 1939 roku ta średnia wynosiła 328 pojazdów. 22 czerwca 1941 roku Niemcy rzucili do walki 3266 czołgów, w tym zaledwie 1146 maszyn typu PzKpfw III i IV, resztę zaś stanowiły czołgi czechosłowackie oraz PzKpfw II, pomimo ich niedostatecznego uzbrojenia. Kompletne załamanie się Armii Czerwonej w pierwszych miesiącach operacji „Barbarossa” było jednak dobitnym świadectwem skuteczności niemieckiej broni pancernej. Straty radzieckie w pierwszym półroczu wojny z Niemcami wyniosły astronomiczne 20 500 czołgów i dział samobieżnych z łącznej liczby 28 tysięcy takich pojazdów, lecz straty niemieckie również powoli rosły17. Do sierpnia liczba czołgów niemieckich zmniejszyła się o połowę. Do listopada z około pół miliona użytych na froncie wschodnim wszelkiego rodzaju pojazdów mechanicznych sprawnych było już tylko 75 tysięcy. W ostatnich latach wojny, gdy wysokie straty i powolna produkcja w kraju coraz bardziej ograniczały możliwości działania, niemieckie wojska zmechanizowane stopniowo chyliły się ku upadkowi. W 1943 roku Niemcy wyprodukowali zaledwie 5993 czołgi wszystkich typów, podczas gdy Związek Radziecki i Stany Zjednoczone zbudowały ich w tym samym okresie łącznie 53 586. W lipcu 1943 roku pod Kurskiem niemieckie dywizje pancerne i dywizje grenadierów pancernych liczyły średnio 73 czołgi, chociaż niektóre miały ich znacznie więcej w początkowej fazie operacji, gdy Niemcy nacierali. W tym samym okresie jednak 9. Armia niemiecka potrzebowała 50 tysięcy koni, a 4. Armia Pancerna – 25 tysięcy18.
Z powodu zmieniającego się na ich niekorzyć stosunku sił w konfrontacji z aliantami Niemcy musieli zmodyfikować swoją doktrynę użycia czołgów. Dlatego od połowy 1943 roku niemiecka broń pancerna z narzędzia do przełamywania frontu i otaczania przeciwnika zmieniła się w oręż defensywny. Nawet w obronie czołgów można było jednak używać w sposób ofensywny. Na froncie wschodnim jednostki zmechanizowane skupiono w pancernych grupach bojowych (Panzerkampfgruppen), złożonych z czołgów, piechoty pancernej i artylerii holowanej, które przerzucano na zagrożone kluczowe odcinki, gdzie nadal operowały samodzielnie zgodnie z doktryną walki broni połączonych. W tym okresie Niemcy zaczęli kłaść nacisk na niszczenie nacierających czołgów wroga przy użyciu czołgów, oddziałów piechoty polujących na czołgi i innych rodzajów broni przeciwpancernej, w tym samobieżnych dział szturmowych (Sturmgeschütz) uzbrojonych w bardzo skuteczną armatę 75-milimetrową, które pod koniec wojny stały się najliczniejszym w armii niemieckiej typem bojowego pojazdu opancerzonego19. Nowe czołgi ‒ PzKpfw V Panther uzbrojony w 75-milimetrową armatę o dużej prędkości wylotowej pocisku oraz PzKpfw VI Tiger z potężną armatą 88-milimetrową, które krótko walczyły pod Kurskiem, w ostatniej ofensywie strategicznej armii niemieckiej ‒ miały od tej pory skupiać się na ograniczonych kontratakach. Czasem nawet okopywały się, aby pełnić funkcję artylerii wspierającej obronę, całkowicie rezygnując ze swej mobilności. Ta zmiana priorytetów armii niemieckiej to prawdziwa ironia losu. Armia, która była pionierem ofensywnych operacji pancernych, w ostatnich dwóch latach wojny stała się ekspertem w zakresie zwalczania czołgów w obronie. W 1943 roku Niemcy zaczęli organizować na froncie tak zwane odcinki artylerii przeciwpancernej (Pakfronten), wzmocnione działami przeciwpancernymi, które ustawiali w dobrze zamaskowanych punktach, tworząc zasadzki na czołgi przeciwnika na kierunkach jego spodziewanego natarcia. W ten sposób naśladowali wcześniejszą taktykę Armii Czerwonej tworzącej „worki ogniowe”, czyli obszary osłonięte na flankach polami minowymi i przeszkodami naturalnymi oraz pokryte ogniem krzyżowym jednostek przeciwpancernych, do których starano się zwabić niemieckie pojazdy. W tym samym roku Niemcy wprowadzili też do użytku dwa nowe rodzaje broni przeciwpancernej, a mianowicie 88-milimetrowy granatnik rakietowy Raketenpanzerbüchse (RPzB) 43, znany powszechnie jako Panzerschreck (pancerna trwoga), i jednorazowy granatnik przeciwpancerny Panzerfaust (pancerna pięść), który wystrzeliwał głowicę zdolną przebić płytę pancerną grubości ponad 140 milimetrów. Była to broń stosunkowo poręczna i lekka, pozwalająca odpowiednio wyszkolonemu żołnierzowi unieruchomić dowolny czołg średni lub ciężki. Wyprodukowano łącznie ponad 8 milionów pancerfaustów, dzięki czemu cofające się wojska niemieckie miały efektywną broń umożliwiającą spowolnienie postępów przeważających sił pancernych wroga. W ten sposób całkowicie odwrócona została strategia operacyjna, z którą Wehrmacht rozpoczynał wojnę20.
Tymczasem alianci, po katastrofalnych klęskach we Francji w 1940 roku i w pierwszych kampaniach na froncie wschodnim, musieli na nowo przemyśleć swoją doktrynę pancerną i organizację wojsk, bacznie przyglądając się rozwiązaniom niemieckim. W Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych rozwój i rozbudowę wojsk pancernych trzeba było zaczynać niemal od zera. Z kolei w ZSRR zniszczenie ogromnej liczby czołgów Armii Czerwonej latem 1941 roku wymusiło głęboką zmianę w organizacji broni pancernej. Zarówno Wielka Brytania, jak i Stany Zjednoczone miały tę przewagę, że już w okresie międzywojennym były najbardziej zmotoryzowanymi krajami na świecie, co pozwalało im wykorzystać swój potężny przemysł motoryzacyjny i flotę pojazdów mechanicznych do głębokiej modernizacji armii. Piechota amerykańska i brytyjska była wożona ciężarówkami lub transporterami opancerzonymi, natomiast konie stanowiły rzadkość. W obu tych krajach wojska pancerne wyrosły jednak z tradycji kawaleryjskich, dlatego początkowo preferowano tam tworzenie jednostek czysto pancernych zamiast złożonych z broni połączonych, zamierzano bowiem używać czołgów w masie – tak jak wcześniej koni – do wykorzystywania włamań w linie obronne i ścigania pobitego przeciwnika.

 
Wesprzyj nas