Opowieść o wielkiej, niemożliwej miłości. O tym, jak być razem i zarazem osobno. Kiedyś łączyła ich szczególna, intymna relacja. Mocna więź. Ale czegoś zabrakło.
Związek Hani z Kubą rozpadł się w niejasnych okolicznościach. Tęsknią za sobą, wspominają dawne czasy, nadal świetnie się rozumieją. Piszą do siebie maile. Oto wieczne przyciąganie i odpychanie…
Hania jest w Nowym Jorku, Kuba pracuje w Warszawie jako wydawca telewizyjny. Ona jeszcze niedawno miała męża, on wciąż zmienia partnerki.
Chyba nie są szczęśliwi. Dlaczego nie potrafią być razem, skoro są bratnimi duszami? A może tylko romantyzują przeszłość? Jak pamiętają swój związek i jego koniec? Czy korespondencja doprowadzi ich do kolejnego spotkania?
„Ukryte między wierszami” to powieść o tęsknocie i straconych szansach. O tym, że żaden związek nie jest idealny. O porozumieniu i niezwykłej przyjaźni. O tym, jak być razem. O wielkiej, niemożliwej miłości.
Ukryte między wierszami
Wydawnictwo Wielka Litera
Premiera: 12 lutego 2025
Cieszę się, że do mnie zadzwoniłaś i zgodziłaś się na te listy. Chciałbym jak dawniej napisać do Ciebie per „skarbie”.
Piję teraz wino, słucham muzyki z płyt winylowych, tak jak robiliśmy to wspólnie.
Wiem, że wyjechałaś, bo świat czekał na Ciebie. Bez Ciebie tylko błądzę. Moje błędy mają różne imiona, a ja? Czasami nie poznaję samego siebie. Wciąż te same ciemne, kręcone włosy w nieładzie i brązowe oczy, ale co z tego? Włosy jak moje życie – ciężko je ujarzmić. A oczy? Po kilku szklankach whisky szkliły się jak u mojego ojca, gdy wracał niby z nadgodzin, a naprawdę z baru. Kilka głębszych, by uciec od tartaku i wszystkiego, co było z tą pracą związane.
Uciekam, ale nie potrafię uciec od Ciebie. Myśli o Tobie zawsze mnie doganiają. Kiedy milczymy, w mojej głowie krzyczysz. Uciszam Cię, wtłaczając do głowy inne obrazy. Dotykam, pragnę, szukam Cię w innych, choć wiem, że sam siebie oszukuję.
Nie wiem, czy Ty naprawdę taka jesteś, czy to wszystko sobie wymyśliłem. Czasami myślę, że jeśli nie mogę mieć miłości, to przynajmniej mogę mieć tęsknotę. Tęsknota trwa dłużej niż miłość. Ale jeśli to, co nas łączyło, było prawdziwe – zastanawiam się, jaką część mnie musiałbym wyrwać i wyrzucić, by mogło nam się udać.
Lubiłem nas. Każdą chwilę. Spacery za rękę, seks przy ścianie, wino przy muzyce, którą tylko my rozumieliśmy, kłótnie, trzask talerzy i gorące godzenie się. Nawet te złośliwe słowa, które padały chwilę przed wyciągnięciem do siebie rąk. Ale ile można się huśtać? Z takiej huśtawki zawsze się w końcu spada. Mimo to wracam, wchodzę na nią, rozpędzam się. Po co? Może po to, by coś poczuć.
Bo będąc z innymi, nie czuję nic. Ani rozczarowania, kiedy odchodzą, ani radości, kiedy się pojawiają. Ale teraz czuję. Dokładnie tak samo jak wtedy, gdy pierwszy raz Cię zobaczyłem na UW. Gdybym mógł przeżywać jeden dzień na nowo, byłby to dzień, w którym Cię poznałem.
Nigdy Ci o tym nie powiedziałem, ale nasz pierwszy raz zaplanowałem tak, jak lubiła to bohaterka książki, którą miałaś ze sobą na integracji. Książka była kiepska, ale tamten seks – niezapomniany.
***
Drogi K.,
wyjechałam dlatego, że właśnie nikt na mnie nie czekał. Od świata tego nie oczekiwałam, ale gdzieś w środku od Ciebie – bardzo. Piszesz, że błądzisz beze mnie, ale razem też nie znaleźliśmy nigdy drogi, mimo że szło się tak dobrze, a świat mamił pięknymi obrazami. Tyle że potem przyszła dorosłość, czy też może powinna była po nas przyjść, i chyba tylko ja otworzyłam jej drzwi.
Wyjechałam też trochę po to, żeby uciec, co paradoksalnie ma pomóc mi się odnaleźć. Wiedziałam, że ten paskudny, ciągnący się rozwód będzie pchał mnie pod jeden adres, ten sam, który zawsze, gdy było mi źle, tak mocno przyciągał.
Nawet nie wiesz, jak dobrze czuję się w tych Twoich czterech (dosłownie :)) ścianach. Leżenie na materacu na podłodze, wypominanie Ci, kiedy kupisz w końcu łóżko, słuchanie płyt. Nieważne, co za oknem – tam wszystko, co na zewnątrz, po prostu nie istniało.
Może tak, jak napisałeś, tęsknota trwa dłużej niż miłość, a może jedną z definicji miłości jest tęsknić.
No dobrze, wróćmy na ziemię. Rety, ależ to miasto inaczej pachnie, inaczej brzmi! Dzisiaj w metrze przyglądałam się ludziom i nie mogłam się tym nacieszyć. Kocham Nowy Jork, cudownie byłoby usiąść tu kiedyś z Tobą w małym jazzowym lokalu. Zatopić się w muzyce i alkoholu. Po prostu pobyć razem, bez definiowania, czym to bycie jest.
H.
PS Ale jak to zaplanowałeś?! Przecież to ja Cię poderwałam 🙂
***
Haniu,
zacznę od końca. Że niby kto kogo poderwał?!
Matka, zanim odeszła, podzieliła się czymś ze mną. Mówiła, że choć ojciec myślał, że „tylko” piecze ciasta, to ona trzymała stery ich życia. Tyle że tak, by wierzył, że decyzje należą do niego. Lubiła tworzyć tę iluzję sprawczości. Lubiła w sobie to, że pociąga za sznurki, nie potrzebując uznania.
Ja też to lubię.
Napisałaś o wyjeździe, żeby uciec i równocześnie się odnaleźć. Posłuchałem wtedy utworu pewnego poetyckiego rapera. Refren wciąż dudni mi w głowie:
Po raz kolejny wyjeżdżam, bo choć to miasto
Ma milion ulic, mi jest wciąż w nim ciasno
Jadę, żeby nie patrzeć już w oczy nikomu
Kogo znam, bo jest w nich pusto jak w moim domu[1].
Ironia, prawda? Pustką powinno być łatwiej zarządzać niż życiem z drugą osobą, a ja nawet z pustką sobie nie radzę. Zapycham ją książkami w salonie, romansami w sypialni. Kiedy wychodziłaś za Szymona, po raz pierwszy poczułem, że umieram. I nawet umrzeć nie mogłem do końca. Nigdy Ci tego nie mówiłem. Nie chciałem mieszać Ci w głowie.
Pamiętam każdą Twoją rozterkę po ślubie. Każde Twoje „ale” traktowałem jak nadzieję. Zawsze miałem przeczucie, że „my” nie zależy od tego, czy ja się zmienię, ale czy Ty zdecydujesz, że chcesz mnie takim, jaki jestem. Trochę dupkiem. Trochę flirciarzem. I trochę kimś, kogo kiedyś kochałaś.
A teraz? Mam kaca po wczoraj. Dzisiaj rano robiliśmy poranne wydanie wiadomości. Brzydzi mnie ta praca – wybieramy, co powiedzieć, a co przemilczeć, bo interes właściciela jest ważniejszy od prawdy. Może dlatego słucham muzyki, której nikt nie chce. Prawdy też nikt nie chce. Mnie chcą wszystkie – bo wydaję się taki nieprawdziwy.
Nie wiem, jak pachnie Nowy Jork. Jeśli Tobie się podoba, pewnie i mnie by się spodobał. Znam go tylko z książek i okładek płyt. Czasami żałuję, że całe życie goniłem za czymś większym niż to, co mieli moi rodzice. Koniec końców mieli więcej życia, niż ja mam teraz. Zarobiłem tylko pieniądze. Wydaję je w sklepie z winylami, dlaczego? Bo mijam ten sklep po drodze do pracy. Obok jest sklep z winami. Czasem myślę, że powinni zrobić dla mnie specjalną promocję – do słabej płyty dwa wina gratis. Może wtedy płyta byłaby lepsza. (śmiech)
A skoro mowa o zapachach, to moje mieszkanie śmierdzi spalenizną. Ostatnio, kiedy rozbierałem jedną z kobiet, jej bielizna wylądowała na świeczce. Najpierw poczułem smród, potem wodę. Początkowo myślałem, że to ona tryska, ale to tylko zraszacze przeciwpożarowe.
Dobrego dnia w Nowym Jorku, Haniu.
***
Dzień dobry, K.,
ładne to o mamie. Żałuję, że jej nie poznałam; mam wrażenie, że dzięki temu mogłabym jeszcze lepiej poznać Ciebie. Zawsze za tym Twoim cynizmem i błaznowaniem widziałam – i widzę nadal – wrażliwego, za bardzo jak na te czasy, zagubionego faceta. Możesz to ukrywać przed innymi, maskować zgrabnymi ripostami, ale znam Cię zbyt dobrze. Kocham Twoje poczucie humoru, ale chyba zawsze jeszcze bardziej kochałam tego gościa, którego chowasz za dowcipem. Może dlatego, że to ten pierwszy pieprzy te wszystkie kobiety.
Ja też umierałam tamtego dnia. Inaczej zapewne niż Ty, ale wiedziałam, że popełniam największy błąd mojego życia. Tylko nie miałam pojęcia, jak zrobić krok wstecz. Wmawiałam sobie, że postępuję dojrzale. Ślub z dobrze zapowiadającym się lekarzem w teorii wydawał się świetnym pomysłem. Nawet nasze rodziny doskonale się znały, nasze matki same zaplanowały właściwie całe wesele… a potem nasze życie. I co, miałam nagle powiedzieć, że nie dam rady? Że to nie jest życie, którego pragnę? Wiesz, jaka jest moja mama, trudno jej się sprzeciwić. Chyba tylko Ty to umiałeś, za co Cię serdecznie nie cierpiała.
Pamiętasz, jak mi się oświadczył? Tandeta z kolacją na plaży. Popłynęły mi wtedy z oczu łzy. Oczywiście Szymon wziął je za wzruszenie. A mnie bolało w środku wszystko, wiedziałam, że to nasz koniec, mój z Tobą. Taki na dobre. Że ta furtka zatrzaśnie się już na zawsze. Nie byliśmy razem od kilku lat, ale lubiłam myśleć, że to chwilowe, że w końcu na siebie znowu trafimy, tak jak zawsze. No i oczywiście trafiłam do Twojego mieszkania od razu po powrocie. Szłam do Ciebie z mocnym postanowieniem, że po prostu powiem Ci, że wypada zamknąć to, co niedopowiedziane między nami, co trwało już tyle lat. Naprawdę nie planowałam skończyć w Twoim łóżku, ale jak zawsze na Twój widok zmiękły mi kolana. Nie wiem, co mnie tak w Tobie pociąga. Gdy jestem daleko, potrafię nad wszystkim panować, gdy pojawiasz się przy mnie, przestaję być tą kontrolującą wszystko osobą. Wystarczy, że delikatnie muśniesz moją dłoń, a nie jestem w stanie już myśleć o niczym innym jak o tym, żebyś mnie rozebrał. Zresztą tamten seks z poczuciem winy i tak był lepszy niż z kimkolwiek innym. Kochaliśmy się, zasypialiśmy, słuchaliśmy smutnych płyt i znowu się kochaliśmy. W zasadzie zamieniliśmy może kilka słów, a byliśmy tak blisko, jak tylko się da być z drugim człowiekiem. A jednocześnie tak daleko jak nigdy wcześniej. Chciałam wierzyć, że wszystko rozumiesz, że niczego nie trzeba tłumaczyć. Wyszłam nad ranem, patrzyłam jeszcze chwilę, jak śpisz. Chyba liczyłam, że się obudzisz, że może mnie zatrzymasz. Powiesz coś, co wszystko zmieni. Wyszłam po cichu.
Nie przyszedłeś na ślub. Chociaż to właśnie Ciebie spośród dwustu pięćdziesięciu gości wypatrywałam najbardziej. Tylko Ciebie chciałam zobaczyć. Nie wiem, może jako dziewczynki naoglądałyśmy się za dużo Disnejowskich bajek. Gdzieś w środku marzyłam, że pojawi się książę, który zabierze mnie do swojego zamku. Dlatego gdy wczoraj napisałeś, że nie chciałeś mieszać mi wtedy w głowie, coś we mnie pękło. Otworzyłam butelkę wina i rycząc, wypiłam ją do dna. Może wszystko mogło wyglądać dzisiaj inaczej?
Uderzające jest to, że nadal czuję zazdrość, gdy tylko pojawi się w Twojej historii jakaś kobieta. Wiem, od dawna nie mam do niej prawa. Po prostu chciałabym wierzyć, że na koniec dnia to zawsze byłam i jestem tylko ja. Ale pisz o nich dalej, nie chcę, żebyś cenzurował cokolwiek. Bądźmy w tych mailach najprawdziwszymi wersjami nas.
Wiesz przecież, że Twoja praca jest ważna właśnie dlatego, że nie idziesz na kompromisy, że szukasz prawdy nawet wtedy, gdy jest niewygodna. Potrzeba nam takich ludzi jak nigdy wcześniej, nie poddawaj się. Los buntownika zawsze jest trudny, ale przecież nie potrafisz inaczej.
Dzisiaj mam spotkanie z wydawcą, który chce kupić prawa do trzech książek naszych autorów. Jeśli to wypali, czeka mnie tu pewnie jeszcze co najmniej kilka tygodni pracy.
Trzymaj za mnie kciuki,
H.