O tym, że podczas wojen zawsze rozgrywa się dramat zwykłych obywateli, którymi wrogie armie pomiatają bez względu na to, kto w danej chwili akurat wygrywa, a kto przegrywa, opowiada książka „Wielka ucieczka”. To napisana tuż po II Wojnie Światowej znakomita publikacja pisarza i historyka Jürgena Thorwalda, autentyczna i przerażająca.
Słynna książka Jürgena Thorwalda po raz pierwszy ukazała się w 1965 roku i od razu została uznana za ważne świadectwo tragicznego losu niemieckiej ludności cywilnej z Prus Wschodnich, Pomorza i Śląska, która zimą i wiosną 1945 roku, pod naporem ofensywy sowieckiej, została zmuszona do ucieczki na zachód. Thorwald, opierając się na ogromnym materiale dokumentalnym i relacjach świadków, przedstawił gehennę uchodźców, ich desperacką walkę o przetrwanie w mrozie, głodzie i chaosie wojennym. Autor nie unika drastycznych opisów, ukazując okrucieństwo wojny i jej wpływ na zwykłych ludzi, niezależnie od narodowości.
To jedna z tych publikacji, które w sposób nie pozostawiający złudzeń zaświadczają, że podczas wojen największy dramat spotyka zawsze zwykłych obywateli, którymi wrogie armie pomiatają bez względu na to, kto w danej chwili akurat wygrywa. Przeciętne osoby, nie mające żadnego wpływu na wybuch wojny, jej przebieg ani możliwość powstrzymania agresji, wskutek decyzji władz walczących państw, tracą wszystko. W momencie opisanym przez pisarza i historyka Jürgena Thorwalda dotyczyło to akurat cywilów niemieckich.
„Wielka ucieczka” jest czymś więcej niż opisem masowej migracji. Thorwald przedstawia również wydarzenia w Berlinie w kwietniu 1945 roku, w tym relacje z ostatnich chwil Adolfa Hitlera w bunkrze Kancelarii Rzeszy, które do dziś uważa się za niezwykle cenne i wiarygodne. Jego książka jest pozbawionym patosu, surowym i przejmującym świadectwem ludzkiej tragedii. Mimo że opisuje cierpienie niemieckiej ludności, nie ma na celu wybielania zbrodni nazistowskich. Ludzie, o których napisał autor byli tak samo bezwolnymi marionetkami w okowach zaistniałej sytuacji społeczno-politycznej, jak wszyscy inni.
Z dzisiejszej perspektywy, gdy II Wojna Światowa jest już zdarzeniem odległym, można na tę kwestię spojrzeć znacznie bardziej obiektywnie niż w chwili, gdy książka ukazała się po raz pierwszy. Wówczas dla wielu czytelników w krajach, które najbardziej ucierpiały z powodu niemieckiej agresji, skupienie się na doświadczeniach niemieckiej ludności było tematem drażliwym i pojawiały się głosy, że książka relatywizuje nazistowskie zbrodnie wojenne poprzez wywoływanie współczucia dla niemieckich uchodźców. W roku 80. rocznicy zakończenia działań wojennych ocena przedstawionych zdarzeń jest już inna, dużo bardziej oczywista staje się konkluzja iż ofiara to ofiara, a oprawca to oprawca – bez względu na to kto jest jakiej narodowości. Jak zwykle w takich przypadkach najbardziej wstrząsająca jest krzywda i cierpienia dzieci, które choć nie miały żadnego wpływu na to kiedy, gdzie i kim się urodziły, to ponosiły potworne konsekwencje działań prowadzonych przez walczących dowódców.
W swoim czasie „Wielka ucieczka” wywołała ważną i szeroko zakrojoną debatę społeczną na temat przymusowych przesiedleń, zwróciła uwagę na marginalizowany dotychczas aspekt działań wojennych i zyskała znaczną popularność w Europie. Obecnie jest istotnym głosem w debacie o pamięci historycznej i złożoności doświadczeń wojennych. Od lat jest ceniona za rzetelność historyczną, bogactwo detali i emocjonalny przekaz. Pozostaje aktualną lekturą, przypominającą o tragicznych konsekwencjach wojny i stawiającą pytania o ludzką naturę w obliczu katastrofy. ■Nikodem Maraszkiewicz
Wileka ucieczka
Przekład: Albin Bandurski, Janina Sczaniecka
Wydawnictwo Port
Premiera w tej edycji: 26 lutego 2025
I
ZACZĘŁO SIĘ NAD WISŁĄ
Ziegenberg
Szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych znajdował się w nocy z 8 na 9 stycznia 1945 roku w drodze z Zossen, miejscowości leżącej na południe od Berlina, a jechał do Giessen. Właśnie doniesiono o zbliżaniu się silnych angielskich jednostek bojowych do okręgu Ruhry i w kierunku Niemiec środkowych. Od momentu wyjazdu pociąg kilkakrotnie musiał jechać okrężną drogą, lecz od dłuższego czasu nie było to już niczym niezwykłym. Generał-pułkownik Guderian położył się. Chorował na serce, niestety jego stan z racji sprawowanej funkcji nie miał szans na poprawę. Ponieważ jechał na ponowną rozmowę z Hitlerem, od której w dużym stopniu zależał los niemieckiego frontu wschodniego, chciał możliwie jak najdłużej odpoczywać, by oszczędzić siły.
Mimo to nie zaznał spokoju. Jak złowrogi duch dręczyła go świadomość, że armia sowiecka podejmie 12 stycznia wielką ofensywę przeciwko wschodniemu frontowi niemieckiemu, która z okręgu Tylży ruszy na Warszawę, a stamtąd, wzdłuż Wisły, pójdzie ku południowi. Co do rozmiarów tej ofensywy Sztab Generalny nie żywił żadnych złudzeń. Generał Gehlen, szef oddziału wywiadowczego „Obce Armie Wschód”, który zbierał i zestawiał wiadomości o wschodnim przeciwniku, był człowiekiem zrównoważonym i sumiennym. Guderian nie miał powodu, by wątpić w wiarygodność wyników pracy swego współpracownika. Jego zestawienia tym bardziej napawały lękiem, że obecnie już tylko resztki terenu zdobytego w latach 1941–1942 dzieliły Niemcy od armii sowieckiej. Oddziały rosyjskie znajdowały się już w Prusach Wschodnich, zatem na ziemi niemieckiej, a to, co spotkało zaskoczoną niemiecką ludność cywilną na jesieni 1944 roku w Nemmersdorf koło Gołdapi pod postacią mordów, gwałtów i deportacji, zmuszało do patrzenia w przyszłość z wielką troską.
Generał-pułkownik niespokojnie przewrócił się na bok. Słabe nocne światło padało na jego masywną głowę. Guderian nie odpowiadał powszechnym wyobrażeniom o szefie sztabu generalnego. Ten człowiek frontu i dowódca czołgów nie był typowym „mózgiem sztabowym” i nie lubił pracy przy biurku. To, że właśnie on, który w gruncie rzeczy stworzył niemiecką broń pancerną i aż do 1941 roku dowodził armią pancerną, został po zamachu na Hitlera w dniu 20 lipca 1944 roku szefem Sztabu Generalnego, wydawało się raczej dziełem przypadku niż przeznaczeniem, tym bardziej że w czasie bitwy pod Moskwą, zimą 1941/1942, Hitler go odsunął. Dopiero w 1943 roku Guderian został wezwany z powrotem, gdyż był potrzebny, by tchnąć nowego ducha w wykrwawione jednostki pancerne. Najpierw został Generalnym Inspektorem wojsk pancernych, a po 20 lipca – szefem Sztabu Generalnego. Sprawił to kaprys losu, przewidziany bowiem na to stanowisko człowiek zachorował.
Guderian zastanawiał się, czy przyjąłby to stanowisko, gdyby wcześniej wiedział o jego ciężarze, który miał stać się dla niego prawdziwym brzemieniem. Teraz wszakże daremne było roztrząsanie tej decyzji. Z miejsca rzucił się w wir pracy, chcąc sprostać nowym zadaniom, a zrobił to z energią dowodzącego oddziałami pancernymi. Tak rzadko spotykał się z Hitlerem i jego kwaterą główną, iż wierzył, że potrzeba tylko człowieka wytrwałego i odważnego, który będzie zdolny powiedzieć prawdę i skończy w ten sposób z błędami Führera, a w efekcie uratuje, co jest jeszcze do uratowania. Prawdopodobnie jednak przeceniał własne siły, a przede wszystkim nie znał całej prawdy.
Guderian, jak większość generałów, nie miał zmysłu politycznego. Ostro rozgraniczał sprawy wojskowe i politykę, uważając, że jego zadaniem jest walka, a rzeczą polityków znalezienie określonego rozwiązania, ewentualnie zakończenie całej sprawy, gdyby okazało się, że nie ma innego wyjścia. Od chwili deklaracji Roosevelta i Churchilla podczas spotkania aliantów w Casablance miał przed oczyma jednoznaczne „vae victis”. Od tego czasu w jego przekonaniu żołnierza nie pozostawało nic innego, jak tylko stawiać opór.
Niektórzy spiskowcy z 20 lipca, którzy przeżyli pogrom, zarzucali Guderianowi, że przyjął urząd szefa Sztabu Generalnego w chwili, gdy generałowie, a więc jego koledzy, zostali aresztowani i wkrótce potem w nieludzki sposób straceni. Nigdy mu nie zapomnieli rozkazu potępiającego Sztab Generalny w dniu 20 lipca, rozkazu, jaki Guderian wydał w momencie obejmowania nowego urzędu. Podejrzewali, że przyjął to stanowisko z powodu zadawnionej urazy do byłego szefa Sztabu Generalnego, generała Becka, a obecnie uczestnika spisku, który w swoim czasie wykazał zbyt małe zainteresowanie jego rewolucyjnymi pomysłami dotyczącymi użycia broni pancernej. Jego przeciwnicy, krytykując go, mieli o tyle rację, że Guderian zapewne chciał się zrehabilitować po niezabliźnionych ranach niesłusznego w jego mniemaniu nagłego odsunięcia go w zimie 1941/1942.
Jednakże nie to przesądziło sprawę. Dla jego nieskomplikowanej natury decydująca była pewność, że zamordowanie tyrana w chwili, kiedy trzeba wspólnie odeprzeć zagrażające niebezpieczeństwo klęski, nie jest najlepszym wyjściem. Jeśli chodzi o przekonanie o konieczności oporu aż do końca, to zapatrywania Guderiana nie zmieniły się w ciągu tej nocy, kiedy jechał do Hitlera. Gdy w czasie nieszczęśliwej grudniowej ofensywy w Ardenach przejęto pismo przeciwnika dotyczące planu „Eclipse”, wydawało się, iż nie ma powodu myśleć inaczej. Plan „Eclipse” był wiernym odbiciem wyobrażeń, które reprezentował amerykański minister finansów Morgenthau co do potraktowania Niemiec po zwycięstwie i najwyraźniej już wcielał je w życie. Guderian nie widział przesady w stwierdzeniu, że chodzi o całkowite zniszczenie Niemiec.
Mimo to od owych gorączkowych dni lipca wiele się w nim zmieniło. Teraz świat, który kiedyś znał w mniejszym lub większym stopniu, ale tylko od zewnątrz, poznał też od wewnątrz: rozrastającą się z biegiem czasu kwaterę główną Hitlera, a także bagno obcej światu rzeczywistości i megalomanię, powstałą na resztkach gigantomańskiej koncepcji. Wielu wydawała się ona jeszcze genialna, i to pod jej sztandarem przepełnione wiarą Niemcy chwyciły za broń, aby zaleczyć rany będące pozostałościami pierwszej wojny światowej, lecz przede wszystkim, by rozbić Związek Radziecki i reprezentowany przezeń bolszewicki świat, zamieniając go w germańską kolonię. Znał upartą niechęć Hitlera do pogodzenia się z rzeczywistością i nastroje, jakie zdominowały kwaterę główną.
Guderian, pomimo choroby, miał prawdziwy upór byka. Nie był dyplomatą, cechowała go raczej agresywna szczerość. Dzięki temu od lata 1944 roku wywalczył niejedno z tego, co mu się wydawało słuszne z wojskowego punktu widzenia. Wszakże gdy patrzył teraz na całość swych osiągnięć w sensie korzyści, jakie one przyniosły, było tego bardzo niewiele.
W którymś momencie spojrzał na zegarek, podciągnął osłonę zaciemniającą i odczytał nazwę małego dworca w Niemczech środkowych. Minie jeszcze co najmniej pięć godzin, zanim pociąg dojedzie do Giessen. Stamtąd czekała go krótka jazda samochodem do Ziegenbergu w Hesji, gdzie zatrzymywał się Hitler od początku grudniowej ofensywy w Ardenach.
Fronty niemieckie doznały w 1944 roku najstraszliwszych klęsk. Na zachodzie angielsko-amerykańskie armie wylądowały w Normandii i po wielotygodniowych zmaganiach przełamały zachodni front niemiecki, walczący bez wsparcia lotnictwa. Zalały Francję i Belgię i – zostawiając niezajęte tereny holenderskie – przebiły się aż do zachodniej granicy Niemiec. Okupowały zatem tereny zdobyte przez Hitlera w roku 1940 i zagrażały teraz bezpośrednio samym Niemcom. We Włoszech front przesuwał się powoli, lecz nieprzerwanie na północ. Na dalekiej północy wyczerpani Finowie zawarli rozejm ze Związkiem Radzieckim we wrześniu 1944 roku. Niemiecka armia górska, walcząca nad Oceanem Lodowatym, przeszła wśród rozlicznych trudów przez tundrę, wycofała się do północnej Norwegii, a stamtąd spływała powoli ku południowi. Jednakże wszystkie te klęski, odwroty i katastrofy zostały przesłonięte niepowodzeniami na froncie wschodnim.
Na początku czerwca 1944 ów front przebiegał jeszcze poza zajętymi w roku 1941 terenami sowieckimi, lecz w parę tygodni później zaczął się chwiać. Najpierw stało się to w obrębie Grupy Armii „Środek”, pozostającej pod rozkazami feldmarszałka Buscha. Balkonowo wysunięty front, o długości tysiąca kilometrów, rozciągał się od Kowla i biegł przez Pińsk, Żłobin, Mohylew, Orszę, Witebsk aż w okolice położone na północny wschód od Połocka. Stały tu armie: 2., 9. i 4., a także 3. Armia Pancerna, mające w sumie zaledwie czterdzieści słabych dywizji i dwie dywizje rezerwowe – wobec stu pięćdziesięciu sowieckich dywizji piechoty i czterdziestu pięciu dywizji pancernych. Te siły, po trwającym parę godzin huraganowym przygotowaniu artyleryjskim, rozpoczęły 22 czerwca sowiecką ofensywę letnią.
Na próżno naczelni dowódcy Grupy Armii „Środek” – tacy jak zdolny, doświadczony, jednak z natury chwiejny feldmarszałek von Kluge i jego następca, feldmarszałek Busch, z biegiem czasu coraz bardziej zrezygnowany i oddający się pijaństwu – stale zwracali uwagę na to, że ich front tworzy strategicznie nieumotywowany balkon, który musi prowokować przeciwnika do ataku. Daremnie prosili o pozwolenie ustąpienia ze swych pozycji, o skrócenie frontu i zapewnienie sobie w ten sposób rezerw. Jednak Hitler, oburzony rosnącą liczbą klęsk, znał tylko jedną strategię, która już żadną strategią nie była. Bił na oślep, uparcie się bronił, nie chcąc oddać ani kawałka zdobytego terenu.
Zdając sobie sprawę, że jest w sytuacji bez wyjścia, każda strata terenu uświadamiała mu bowiem zbliżanie się przeciwnika, trzymał się uparcie jednej koncepcji, a miało to w sobie coś ze ślepego opętania. Była to koncepcja bezkompromisowej obrony każdego zdobytego kiedyś przez niemieckich żołnierzy skrawka ziemi. Znał właściwie tylko jeden rozkaz: „Utrzymać”, nawet jeśli tym samym skazywał na zagładę całe armie, które przy skróconych frontach mogłyby dłużej stawiać opór. Na próżno von Kluge, a także Busch nalegali, by na tyłach frontu zbudować umocnienia i przezornie je obsadzić. Wtedy w przypadku przełamania frontu przez wroga cofające się oddziały miałyby jakieś oparcie. Hitler przeciwstawiał tym wnioskom własną, stale powtarzaną tezę, że budowanie umocnień na tyłach skłaniałoby do patrzenia w tył, przeszkadzając w stawianiu należytego oporu na pierwszej linii. Zamiast tego ogłaszał „twierdzami” niektóre, raczej dowolnie wybrane, większe miasta. Ich załoga otrzymywała rozkaz obrony tych placówek do ostatniej kropli krwi, niezależnie od tego, co się wokoło działo. Postępował więc zgodnie ze strategią, która w czasie wielkiego kryzysu w zimie 1941–1942 pozwoliła mu utrzymać front wschodni i, mimo straszliwych ofiar, odwrócić nieszczęście, które sam sprowokował przez niedocenienie i wyzwanie sowieckiego kolosa.
Hitler nie dostrzegał, że obecnie nie było wystarczających sił do obrony takich miejsc. Nie zauważał, że zdziesiątkowane po zimie 1941–1942 lotnictwo nie było w stanie zapewnić należytego zaopatrzenia z powietrza. I wreszcie nie przyjmował do wiadomości, że Niemcy nie mogły przeboleć pułków i dywizji utraconych w owych umocnionych miejscach.
W tej sytuacji doszło do tego, do czego dojść musiało. Sowieci przedarli się koło Żłobina i Rogaczewa, na południe i północ od Witebska. Sowieckie jednostki pancerne przebiły się z rejonu Witebska i posuwając się za niemieckim frontem, wzięły w kleszcze lewe skrzydło 4. Armii. W ten sposób doszły aż do Berezyny i zajęły przeprawy, przez które nieszczęśni żołnierze niemieccy mogliby się wycofać. Masy żołnierzy 4. Armii i mniej więcej połowa 3. Armii Pancernej z prawie trzystoma tysiącami żołnierzy czekał bezlitosny koniec w ogromnych, mrocznych lasach na wschód od Mińska.
Feldmarszałek Busch w pośpiechu został zastąpiony przez feldmarszałka Modla – postać ocenianą rozmaicie. Nazywano go „lwem obrony”, ponieważ był pełen energii, bezwzględny, zdolny do radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Od strony frontu rumuńskiego, który w tym czasie trwał jeszcze w złudnym spokoju, posuwały się w kierunku północnym dywizje, ale przeważnie przybywały za późno. 5 lipca padło Mołodeczno, 8 lipca – Baranowicze. Chwilowo Modlowi udało się odtworzyć cienką linię frontu na linii Kowel–Pińsk–Lida–Wilno, i to tylko dlatego, że Rosjanie musieli uzupełnić swoje oddziały.
W tej sytuacji Model poleciał 10 lipca do Kętrzyna w Prusach Wschodnich, gdzie przebywał jeszcze Hitler. Model także nie widział innego wyjścia, jak tylko wycofanie Grupy Armii „Północ” i wzmocnienie w ten sposób własnego frontu. Grupa Armii „Północ”, po załamaniu się frontu Grupy Armii „Środek”, utworzyła wysunięty daleko ku wschodowi, wcinający się w Kurlandię balkon, musiała zatem wydłużyć swoje skrzydło południowe, by utrzymywać łączność z odrzuconymi na zachód resztkami Grupy Armii „Środek”. Ich wycofanie za Dźwinę zwolniłoby wiele dywizji, lecz Hitler nie zgadzał się na to. Upierał się, by bronić każdego kawałka zdobytej ziemi, choćby to był strategicznie bezwartościowy skrawek, jako że ten przypominał mu rozległe podboje i kłamliwą chwałę minionych lat. Wprawdzie Model opierał się na uzasadnionych wywodach Wielkiego Admirała Dönitza, według których opuszczenie krajów bałtyckich zmusiłoby Kriegsmarine do rezygnacji z blokady Zatoki Fińskiej, a to otworzyłoby rosyjskim okrętom podwodnym drogę na Bałtyk, ale Hitler przyjmował ze słów Dönitza tylko to, co mu odpowiadało. Już 14 lipca rozpoczął się następny sowiecki atak. Z trudem udało się przeszkodzić zajęciu Warszawy, lecz na północy Rosjanie przekroczyli Niemen i w dniu 16 lipca 1944 roku przebili się szturmem do granicy Prus Wschodnich.
Wstawał zimowy, ponury ranek. Pociąg zbliżał się do Kassel, gdy Guderian ponownie zapadł w dręczący, pełen chaotycznych mar sen. Nawiedzały go od tygodni, będąc obrazem tego, co od 20 lipca 1944 roku docierało do niego za pośrednictwem mniej lub bardziej wiarygodnych informacji. W jednym z takich majaków sennych widział swoje usta, wymawiające szybko i w zdenerwowaniu zdania, w których stale powtarzały się te same argumenty: „Rosjanie stoją u progu Prus Wschodnich. Każdego dnia mogą się przebić do Bałtyku w okolicy Kłajpedy i odciąć w ten sposób Grupę Armii «Północ». W tej sytuacji Grupa Armii «Północ» walczy dosłownie o nic. Tych trzydzieści dywizji potrzebnych jest nam w Prusach Wschodnich. Potrzebujemy ich nad Narwią. Potrzebujemy ich nad Wisłą. Potrzebujemy ich do obrony naszej ojczyzny!”.
Potem widział śmiertelnie bladą twarz Hitlera za dużymi okularami w zielonej oprawie i jego wymawiające ciągle te same słowa usta: „Nie, nie wchodzi w rachubę. Grupa Armii «Północ» walczy w miejscu swego postoju. Żołnierz niemiecki dobrowolnie nie oddaje ani jednego metra kwadratowego terenu”. Wszystkie te obrazy i postacie, które widział w swoich sennych majakach, należały do jednego, splątanego korowodu, a jego poszczególne sceny wiązały się ze zmaganiami z Hitlerem i nacierały na Guderiana ze wszystkich stron.
Lipiec/sierpień 1944: Rosjanie w Prusach Wschodnich. Powstrzymujący ich cienki niemiecki front, za to Grupa Armii „Północ” w Kurlandii całkowicie nienaruszona. Rozpaczliwa walka o wycofanie stamtąd trzystu tysięcy ludzi i przerzucenie ich do Niemiec wschodnich. Hitler: „Nie. Nie ma mowy”. Pierwsze przebicie się Rosjan do Bałtyku w okolicy Rygi. Ponowne nawiązanie łączności z Grupą Armii „Północ”.
2 września 1944: Finlandia zawiera rozejm. 18–27 września 1944: Grupa Armii „Północ” zmuszona do opuszczenia Estonii. Wycofanie jej do Łotwy. Ponowna prośba o pozwolenie przesunięcia Grupy Armii „Północ” do Prus Wschodnich. Hitler: „Nie!”. Przebicie się Rosjan do Bałtyku po obu stronach Niemna.
9 października 1944: definitywne odcięcie Grupy Armii „Północ”. Prośba o pozwolenie na przebijanie się jej w kierunku Prus Wschodnich, dopóki siły rosyjskie w okolicy Kłajpedy są jeszcze słabe. Hitler: „Nie!”.
16 października 1944: Rosjanie nacierają, mając wielokrotną przewagę, na Prusy Wschodnie. Częściowo zreorganizowane jednostki ze zdziesiątkowanej pod Witebskiem 4. Armii, obecnie pod dowództwem generała Hossbacha, bronią Prus Wschodnich. Cztery słabe niemieckie korpusy stoją naprzeciw pięciu rosyjskich armii. Szef sztabu Grupy Armii „Północ”, generał von Natzmer, u Hitlera. Ponowna prośba o zezwolenie na przebicie się nietkniętej Grupy Armii „Północ” w kierunku Prus Wschodnich. Hitler: „Nie! Niebawem liczę się ze zmianą sytuacji i potrzebna mi będzie wtedy Kurlandia, by móc uderzyć na Rosjan z flanki”.
22 października 1944: Rosjanie w Gołdapi i Nemmersdorf*. Wtargnięcie do Gąbina.
25 października 1944: 4. Armia, w toku niesłychanie ciężkich walk, powstrzymuje Rosjan na zachód od drogi Gołdap–Gąbin. Ponowne przerwanie frontu przez Rosjan koło Daken. Poważny kryzys. Możliwość wzięcia szturmem Prus Wschodnich. Równoczesne ataki na Grupę Armii „Północ” w Kurlandii. Grupa Armii „Północ” stłoczona na występie pomiędzy Bałtykiem a Zatoką Ryską. Pytanie adresowane do Hitlera: „Jakiemu celowi ma służyć obrona tego występu? To nie ma sensu!”. Hitler: „Skierowuje rosyjskie natarcie w inną stronę”. Następna prośba: o przetransportowanie oddziałów Grupy Armii „Północ” morzem do Prus Wschodnich. Hitler: „Nie! Grupa Armii «Północ» zostaje na miejscu”.
27 października 1944: Hossbach ostatkiem sił powstrzymuje atak rosyjski.
4 listopada 1944: Hossbach odbija Gołdap. Straszliwe zniszczenia. W Nemmersdorf kobiety przybite żywcem gwoździami do wrót stodół. Wszystkie kobiety i dziewczęta wielokrotnie zgwałcone, mężczyźni i starcy zamęczeni na śmierć, czterdziestu francuskich jeńców wojennych zabitych.
11, 18, 20, 23 listopada 1944: Prośby o przeprowadzenie Grupy Armii „Północ” do kraju. Hitler: „Nie!”. Rosjan nie można się już pozbyć z terenów Prus Wschodnich. Rozpaczliwe próby udzielenia pomocy wojskowej Grupie Armii „Środek”, która obecnie, pod komendą generała-pułkownika Reinhardta, trzyma 3. Armią Pancerną oraz 4. i 2. Armią cienki łuk frontu od Tylży aż po rejon na północ od Warszawy.
26, 28 listopada, 5 grudnia 1944: Prośby o zgodę na ustąpienie z Kurlandii. Hitler: „Nie! Nie ma mowy. Żołnierz niemiecki nie oddaje dobrowolnie ani jednego metra ziemi. Nie, nie ma mowy!”. Wszakże to nie były jedyne przygnębiające i napawające lękiem wydarzenia, z których podświadomość czerpała senne mary, by przywołać Guderiana do rzeczywistości wśród kryzysów, zagrożeń i kłopotów, w jakich obecnie się znajdował. Miał miejsce jeszcze jeden, i to bardziej chaotyczny ciąg wydarzeń, a ich widownia rozciągała się od Warszawy aż po Bałkany.
5 sierpnia 1944: rumuński dyktator, marszałek Antonescu, w Wilczym Szańcu. Antonescu poufnie do Guderiana: „Nie mogę tego pojąć, że w zamachu na Führera uczestniczyli oficerowie. Niech mi pan wierzy, że ja sam mogę z całym zaufaniem złożyć głowę na łonie moich generałów”.
6 sierpnia 1944: Głównodowodzący Grupy Armii „Południe”, generał-pułkownik Friesner, pisze do Hitlera: „Niepewna sytuacja wewnętrzna w Rumunii, król znajduje się prawdopodobnie wśród sił pragnących się odłączyć [od Osi]. Siły te liczą na względy państw zachodnich, które nie pozostawią Rumunii Rosjanom, nawet jeśliby nastąpiło wkroczenie ich wojsk. Konspiracja sięga aż do rodziny Antonescu. Front Grupy Armii «Południe», biegnący od Morza Czarnego wzdłuż Dniestru przez Jassy aż do linii Karpat. 4. Armia rumuńska i rumuńska grupa wojsk Dimitrescu niepewne. Obecny front do utrzymania pod warunkiem, że nie odpadnie Rumunia. W wypadku niemożności spełnienia tego warunku – niezbędne cofnięcie frontu za Prut”.
7 sierpnia 1944: Hitler: „Front pozostaje tam, gdzie się znajduje”.
10 sierpnia 1944: Sprawozdanie posła niemieckiego w Bukareszcie, von Killingera: „Sytuacja całkowicie bezpieczna. Król Michał gwarantem sojuszu z Niemcami”.
13 sierpnia 1944: Hitler nakazuje, zamiast odwrotu Grupy Armii „Północ”, wycofanie wszystkich dywizji rezerwowych i (z jednym wyjątkiem) wszystkich dywizji pancernych Grupy Armii „Południe” oraz przeprowadzenie ich nad Wisłę, Narew i do Prus Wschodnich.
16 sierpnia 1944: Generał-pułkownik Friesner melduje: „Siedem rosyjskich korpusów pancernych i dziewięćdziesiąt dywizji piechoty jest gotowych do natarcia. Naprzeciw nich stoi dwadzieścia jeden dywizji niemieckich. Dywizje rumuńskie niepewne!”.
20 sierpnia 1944: Wielkie natarcie rosyjskie. Rumuni składają broń, uciekają lub przechodzą na stronę Rosjan. Sowieci przebijają się aż do Prutu.
22 sierpnia 1944: 6. Armia niemiecka odcięta. Ogólne załamanie się frontu. Hitler zgadza się na wycofanie Grupy Armii „Południe”, niestety za późno. 6. Armia w kotle. Tylko części 8. Armii udaje się dotrzeć do przejść we wschodnich Karpatach.
23 sierpnia 1944: Antonescu zatrzymany. Król Michał przywódcą ruchu dążącego do oderwania się od Niemiec. Hitler nakazuje: „Klikę zdrajców wsadzić do więzienia! Utworzyć rząd narodowy! Zbombardować Bukareszt!”.
Za późno. Cała Rumunia odpada. Wypowiedzenie wojny Niemcom przez Rumunię. Sowieckie armie bez przeszkód przechodzą przez Rumunię. Znęcanie się, plądrowanie, niewola, gwałty, deportacje zaskoczonych wydarzeniami Niemców. Rosyjskie armie na tyłach niemieckiego frontu bałkańskiego. Załamanie się wojskowych i gospodarczych pozycji na południowym wschodzie. Hitler, aczkolwiek niechętnie, zgadza się na częściowy odwrót.
1 września 1944: Początek odwrotu. Przerażające pytanie: „Jaki los czeka Niemców z Siedmiogrodu, żyjących tam od wieków?”. Hitler: „Nakazuję utworzyć w Siedmiogrodzie organizację ruchu oporu wśród ludności pochodzenia niemieckiego!”. Odpowiedź rzeczywistości: wtargnięcie armii sowieckiej do Siedmiogrodu. Bestialskie gwałty, mordy, plądrowanie, deportacje, wywłaszczenie tych wszystkich, którzy nie zdołali zbiec wraz z oddziałami niemieckimi. Szary, zrezygnowany pochód uciekinierów przedzierających się przez Węgry do Austrii.