Książka „Potęga języka” Viorici Marian to fascynująca opowieść o tym, jak język kształtuje nasz mózg. Autorka w przystępny sposób opisuje w niej wyniki wieloletnich badań i przedstawia intrygujące wnioski dotyczące dwu- i wielojęzyczności, które opóźniają rozwój choroby Alzheimera, zwiększają ilość istoty szarej w mózgu i pozytywnie wpływają na zdolności poznawcze u dzieci.
Viorica Marian, dyrektorka Laboratorium Badań nad Dwujęzycznością i Psycholingwistyką na Northwestern University od lat zajmuje się badaniami w zakresie neuronauki, kognitywistyki i psycholingwistyki. Jej bogate doświadczenie naukowe i szeroka wiedza pozwoliły na przedstawienie w przystępny i interesujący sposób zagadnień powszechnie mniej znanych, jednak zasługujących na uwagę nie tylko naukowców zajmujących się badaniami funkcji mózgu ale także przeciętnego czytelnika. Wszak każdy chciałby dowiedzieć się z pierwszej ręki, jakie ukryte możliwości własnego mózgu mógłby wykorzystać w codziennym życiu.
Marian jest osobą wielojęzyczną, biegle włada językami rumuńskim, rosyjskim i angielskim, a jej zainteresowania naukowe od lat skupiają się na badaniach wpływu nauki języków na rozwój i poszerzenie funkcji poznawczych mózgu. Autorka szeroko opisuje w książce, opierając się na rygorystycznych badaniach naukowych, korzyści dla rozwoju połączeń neuronów w ludzkim mózgu, co skutkuje między innymi większą elastycznością, zwiększeniem umiejętności rozwiązywania problemów i pozytywnym wpływem na opóźnienie pogorszenia funkcji poznawczych związanych z procesem starzenia się.
Marian wyjaśnia, że oprócz ćwiczeń umysłowych, znanego od dawna pozytywnego wpływu rozwiązywania krzyżówek i zadań logicznych, znajomość wielu języków jest jednym z najważniejszych sposobów na opóźnienie pogorszenia funkcji poznawczych u starzejących się populacji. Autorka podważa również stare, stereotypowe przekonanie, że dwujęzyczność jest niekorzystna dla ludzi, ponieważ ich myli lub spowalnia. Okazuje się, że jest wręcz przeciwnie.
język to nie tylko narzędzie komunikacji, ale fundamentalna siła, która kształtuje nasze umysły i nasze rozumienie świata, wpływa na nasze procesy poznawcze, w tym percepcję, pamięć i uwagę
Przykładowo – jak pisze Marian – niemowlęta wychowywane w otoczeniu dwujęzycznym potrafią lepiej rozróżniać nuty muzyczne, co sugeruje, że silne efekty wielojęzyczności są obecne także w niewerbalnych obszarach mózgu. Co więcej, języki niosą ze sobą konotacje kulturowe, wspomnienia i powiązania. „Nauka innego języka to nie tylko zdobycie innych słów lub większej ich liczby”, pisze autorka. „Ona przestraja twój mózg i przekształca go, tworząc gęstszą sieć połączeń”. Na poziomie praktycznym oznacza to, że osoby wielojęzyczne komunikują się inaczej, w zależności od języka, którego używają, co pozwala im stać się nieco inną wersją siebie. Wspomnienia i emocje różnią się w zależności od doświadczenia językowego i kulturowego i mają wyraźne przejawy u osób dwujęzycznych. Na przykład ludzie mają tendencję do bycia bardziej emocjonalnymi, gdy mówią w swoim języku ojczystym. „Angażowanie się w różnorodność języków”, pisze autorka, „daje nam kluczowe zdolności, których ludzkość będzie potrzebować, aby walczyć z narastającym chaosem społecznym i formułować rozwiązania nadchodzących globalnych problemów”.
W ujęciu Viorici Marian język to nie tylko narzędzie komunikacji, ale fundamentalna siła, która kształtuje nasze umysły i nasze rozumienie świata, wpływa na nasze procesy poznawcze, w tym percepcję, pamięć i uwagę, jest odzwierciedleniem kultury i potężną siłą ją kształtującą. Oraz – jak wiemy z własnego doświadczenia – język odegrał kluczową rolę w rozwoju historii i kultury człowieka a także może być wykorzystywany do manipulowania i kontrolowania ludzi.
„Potęga języka” to przystępna lektura, bogata w osobiste anegdoty, przegląd interesujących badań naukowych i przykłady z życia. Lektura rozdziałów dotyczących wpływu języka na utrwalanie stereotypów i opóźnianie pogorszenia funkcji poznawczych, mogą okazać się przydatne szczególnie dla osób zajmujących się edukacją, decydentów i profesjonalistów z takich dziedzin, jak lingwistyka, neurobiologia i nauki poznawcze. Niektóre spostrzeżenia autorki mogą być także przydatne dla rodziców małych dzieci, pokazując w jaki sposób rozwija się mózg dziecka i jak nauka nowego języka może pomóc w poszerzeniu jego zdolności. Dla osób interesujących się funkcjonowaniem umysłu i zawiłościami ludzkiej komunikacji oraz wpływem języka na wszystkie aspekty życia, interakcje społeczne i emocje – to lektura obowiązkowa. ■Nikodem Maraszkiewicz
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
Potęga języka
Jak kody, którymi posługujemy się w myśleniu, mówieniu i życiu, zmieniają nasze umysły
Przekład: Aleksander Gomola
Seria: #nauka
Wydawnictwo Bo.wiem
Premiera: 24 lutego 2025
Magazyn Dobre Książki objął publikację patronatem medialnym
WSTĘP – ALBO ZAPRASZAM
Legenda głosi, że w starożytnym Babilonie stała wieża tak wysoka, że można by ją uznać za pierwszy w dziejach ludzkości drapacz chmur. Zapisy historyczne potwierdzają istnienie takiego obiektu na terenie dzisiejszego Iraku. W Biblii czytamy, że właśnie ta budowla – wieża Babel, której wierzchołek miał sięgać nieba – jest przyczyną istnienia na Ziemi wielu języków. Kiedy Bóg spostrzegł, że ludzie próbują dosięgnąć jego siedziby, powiedział: „Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić” (Rdz 11,6)*. Aby im w tym przeszkodzić, rozproszył ich po całym globie i rozdzielił języki, by nie mogli się porozumiewać ani kontynuować swojego przedsięwzięcia.
Język jako furtka prowadząca do nieba – takie stwierdzenie potwierdza bez wątpienia jego moc. Historia wieży Babel pokazuje, w jaki sposób język może być narzędziem zarówno włączania, jak i wykluczania; jak może ułatwiać komunikację lub ją utrudniać. Także inne religie zgadzają się co do tego, że jeśli chcemy sięgnąć wyżyn równych w wierzeniach religijnych niebu, musimy zwrócić się ku językowi. Na przykład Koran mówi, że ludzkości mogą być przekazane tylko te koncepcje religijne, dla których mamy odpowiedni język: „My wysyłaliśmy posłańców przemawiających tylko językiem swojego ludu, aby mogli jasno tłumaczyć” (Sura XIV,4)*.
W opowiadaniu Una stella tranquilla (Spokojna gwiazda) ocalały z Holokaustu włoski pisarz Primo Levi pięknie pisze o ograniczeniach języka i sposobie myślenia o świecie:
Do dyskusji o gwiazdach nasz język jest nieadekwatny i wydaje się śmieszny, jakby ktoś próbował orać piórkiem. To język (…) zrodzony wraz z nami, odpowiedni do opisywania obiektów mniej więcej tak dużych i długowiecznych, jak my; ma nasze wymiary, jest ludzki.
Levi zauważa, że z czasem wymyślano nowe słowa na określenie rozmiarów cechujących rzeczy mniejsze i większe od tych, które można dostrzec gołym okiem, na opisanie temperatur wyższych od temperatury ognia oraz nazwy liczb, takie jak miliony i miliardy – czyli wielkości, o których istnieniu wcześniej nie wiedzieliśmy.
Czy to język podąża za naszym najbardziej aktualnym, najdoskonalszym na danym etapie rozumieniem świata, czy też nasze rozumienie świata podąża za językiem? Jeśli szukamy potwierdzenia dla istnienia ograniczeń dotyczących relacji język–myśl, możemy przyjrzeć się prowadzonym obecnie badaniom nad uczeniem się maszynowym. Kiedy neuronaukowcy z Uniwersytetu Stanforda, wykorzystując duże zbiory danych behawioralnych, przyglądali się podziałowi pracy w mózgu związanej z wykonywaniem zadań kognitywnych (takich jak czytanie lub podejmowanie decyzji), wówczas algorytmy obliczeniowe grupowały wzorce jego aktywności neuronalnej inaczej, niż sugerowałyby to wzorce klasyfikacji oparte na języku. Podobnie jak wczesne próby „zlokalizowania” w mózgu różnych języków ujawniły sieci w dużej mierze nakładające się na siebie, tak samo nie dostrzeżono w nim granic między pozornie odrębnymi procesami umysłowymi. Zamiast tego klasyfikacje dokonane przez algorytmy obliczeniowe sugerują istnienie konstruktów, dla których nie mamy (jeszcze) nazw, wszechświata gwiazd, który próbujemy przeorać piórkiem.
Nawet nasze konstrukty mentalne dotyczące takich pojęć jak „pamięć” i „percepcja” nie korespondują z dokładnymi opisami konstruktów, które wyłoniły się z uczenia się maszynowego. Okazało się, że pamięć i percepcja zachodzą na siebie, co sugeruje, że słownictwo, którego używamy do ich opisu, oraz nasz sposób myślenia o nich wciąż pozostają nieprecyzyjne. Pamięć i percepcja nie są kategorialnie odrębne ani w ludzkiej, ani w sztucznej inteligencji, mimo etykiet, które stosujemy, aby je rozróżnić. Być może wciąż brak nam narzędzi pozwalających dokładniej badać i nazywać zarówno nasze stany mentalne, jak i kategorie istniejących w świecie zjawisk. Samo przekonanie co do istnienia wyraźnie wyodrębnionych obiektywnych kategorii istniejących poza naszą interpretacją świata (nieważne, czy będą to stany mentalne, kolory, czy typy ludzi) może być złudzeniem utrwalanym przez język. Niezależnie od tego, czy takie „prawdziwe” kategorie istnieją, kategorie językowe i mentalne, które tworzymy my sami, mają kolosalne znaczenie, ponieważ rodzą konsekwencje w tak różnych obszarach, jak percepcja, nauka, a skutkiem niektórych z nich bywa fanatyzm.
Relacje między umysłem a językiem to przedmiot badań psycholingwistyki. Kiedy trzydzieści lat temu rozpoczęłam studia magisterskie, chciałam nie tylko lepiej zrozumieć, w jaki sposób osoby wielojęzyczne, takie jak ja, przetwarzają język, ale także dowiedzieć się czegoś więcej na temat ludzkich zdolności i ograniczeń poznawczych oraz neuronalnych. Ta książka to synteza moich własnych badań nad językiem i umysłem dotyczących wielojęzyczności oraz badań innych psycholingwistów poświęconych temu zagadnieniu. Napisałam ją w języku angielskim będącym moim trzecim językiem, wykorzystując równocześnie w pracy nad nią moją znajomość rumuńskiego (mojego języka ojczystego), rosyjskiego (mojego drugiego języka) oraz wiedzę dotyczącą języków badanych przeze mnie osób, w tym amerykańskiego języka migowego (American Sign Language – ASL), kantońskiego, niderlandzkiego, francuskiego, niemieckiego, japońskiego, koreańskiego, mandaryńskiego, polskiego, hiszpańskiego, tajskiego, ukraińskiego i wielu innych.
Jako dziecko często zwracałam uwagę na różne interesujące aspekty języków używanych w moim otoczeniu, co zresztą jest typowe dla każdego, kto uczy się języka obcego. Dlaczego na przykład Rosjanie mówią o moście „on” i „most” jest w tym języku rzeczownikiem rodzaju męskiego, dla Niemców „most” to „ona”, bo to rzeczownik rodzaju żeńskiego, a w angielskim „most” jest zupełnie pozbawiony rodzaju gramatycznego? No i jeszcze rumuński, mój język ojczysty, który ma tę dziwną właściwość, że „most” jest w nim rodzaju męskiego, ale w liczbie mnogiej rodzaj zmienia się na żeński. Jak te cechy języków wpływają na umysły ludzi i ich sposób myślenia o mostach, zwłaszcza jeśli władają kilkoma językami, w których rzeczowniki oznaczające tę samą rzecz lub ideę mogą mieć odmienne rodzaje gramatyczne?
Przeprowadzone niedawno eksperymenty pokazują, że osoby mówiące po niemiecku częściej postrzegają i opisują most jako „piękny”, „elegancki”, „delikatny”, „spokojny”, „ładny” i „smukły”. Osoby mówiące po hiszpańsku raczej postrzegają i opisują ten sam most jako „ogromny”, „niebezpieczny”, „długi”, „mocny”, „solidny” i „strzelisty”. Skąd ta różnica? Rzeczownik „most” ma w niemieckim i hiszpańskim odmienny rodzaj gramatyczny. Czy na podstawie wymienionych przymiotników możemy go odgadnąć? Zgadza się, w hiszpańskim „most” jest rodzaju męskiego. Wciąż trwają obrady, dlaczego rumuńskie mosty zmieniają swój rodzaj gramatyczny. (Nie tylko mosty; w tym języku znajdziemy także wiele innych rzeczowników, które w liczbie pojedynczej są rodzaju męskiego, a w liczbie mnogiej stają się żeńskie). To, do jakiego stopnia rodzaj gramatyczny obiektów w naszym otoczeniu wpływa na nasz sposób myślenia o nich, nie pozostaje bez wpływu na dzisiejsze dyskusje dotyczące używania zaimków rodzajowych i szerzej – języka nacechowanego rodzajowo, właśnie dlatego że takie zaimki skutecznie generują ukryte skojarzenia wpływające na postrzeganie przez użytkowników języka samych siebie oraz innych ludzi.
Nazwy albo – mówiąc inaczej – etykiety językowe, którymi się posługujemy, mają znaczenie. Rzecz tak banalna, jak zmiana określenia, za pomocą którego opisujemy jakieś osoby: kiedy na przykład zamiast „niewolnicy” mówimy „ludzie zniewoleni” lub „ludzie, którzy byli w przeszłości zniewoleni” – to powoduje natychmiastową zmianę mentalną w naszej głowie w kwestii ich postrzegania. Dzięki kontaktom z wieloma różnymi językami nabywamy umiejętności potrzebnych do tego, aby likwidować narastające podziały społeczne i tworzyć rozwiązania pojawiające się na horyzoncie problemów o skali globalnej. Jeśli potrafimy docenić bezpośrednio użyteczność i piękno innego języka oraz światopoglądu, to zgodzimy się chyba, że tym samym rzadziej będziemy popadać w fanatyzm czy demonizować różniących się od nas ludzi.
Każda osoba świadoma potęgi języka będzie także miała się na baczności, ilekroć ktoś podejmie próbę manipulowania nią za pomocą słów, niezależnie od tego, czy będą to politycy, reklamodawcy, prawnicy, współpracownicy czy członkowie rodziny. Niektórym ludziom płaci się krocie za manipulowanie językiem w taki sposób, byśmy kupowali te, a nie inne produkty, głosowali na tę, a nie inną partię lub ferowali takie, a nie inne wyroki. Władając kilkoma językami, jesteśmy bardziej wyczuleni na to, jak słowa kształtują nasze odczucia, ponieważ bezpośrednio doświadczamy subtelnych różnic językowych.
Nieuwzględnienie takich różnic może prowadzić do katastrofy.
Sonda NASA – Mars Climate Orbiter – mająca badać klimat Marsa, spłonęła doszczętnie w atmosferze Czerwonej Planety. Setki milionów dolarów, lata pracy i miesiące lotu poszły z dymem tylko dlatego, że ktoś nie przekonwertował jednostek miary z systemu anglosaskiego na system metryczny. Informację o znacznie bardziej tragicznych skutkach, jeśli nie błędnego tłumaczenia, to na pewno błędnej interpretacji czyichś słów, znajdziemy w udostępnionych niedawno opinii publicznej dokumentach Agencji Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych.
Kiedy przywódcy aliantów – Truman, Churchill, Stalin i Czang Kaj-szek – spotkali się w Niemczech w 1945 roku, pod koniec drugiej wojny światowej, wystosowali do premiera Japonii Kantarō Suzuki ultimatum z żądaniem bezwarunkowej kapitulacji, stwierdzając równocześnie, że jakakolwiek negatywna odpowiedź spowoduje „natychmiastowe i całkowite zniszczenie” jego kraju. Gdy dziennikarze poprosili premiera Suzukiego o wypowiedź w tej sprawie, ten, jak to często mają w zwyczaju politycy, odparł, że wstrzymuje się od komentarza. Użyte przez niego słowo mokusatsu pochodzące od słowa „cisza” można przetłumaczyć na wiele sposobów – od „pozostawanie w mądrej bierności” przez „niezwracanie uwagi” po „traktowanie kogoś lub czegoś z cichą pogardą”. Dyplomatyczne nieporozumienie miało wymiar epokowy; źle wybrane tłumaczenie zinterpretowano na Zachodzie jako wrogą reakcję premiera.
Agencja Bezpieczeństwa Narodowego pisze:
To słowo ma także inne znaczenia całkowicie odmienne od tego, co chciał powiedzieć Suzuki. Niestety, międzynarodowe agencje informacyjne uznały za stosowne poinformować świat, że w oczach japońskiego rządu ultimatum było „niewarte komentarza”. Urzędnicy amerykańscy, rozgniewani tonem oświadczenia Suzukiego, (…), postanowili działać bezwzględnie. W ciągu dziesięciu dni podjęto decyzję o zrzuceniu bomby atomowej, w rezultacie czego zrównano z ziemią Hiroszimę.
A teraz coś lżejszego: gdy studiowałam na Emory University w Georgii, rodzinnym stanie prezydenta Stanów Zjednoczonych Jimmy’ego Cartera, ten co roku spotykał się ze studentami z zagranicy. Któregoś razu, dla rozluźnienia nastroju, prezydent, z charakterystyczną dla siebie serdecznością i poczuciem humoru, podzielił się historią swojego przemówienia, które wygłosił podczas wizyty w Japonii. Jak wspomniał, rozpoczął je od opowiedzenia dowcipu. Gdy tylko tłumacz przełożył jego słowa na japoński, cała sala ryknęła śmiechem. Po przemówieniu Carter spytał tłumacza, dlaczego jego dowcip wywołał aż tak entuzjastyczną reakcję. Tłumacz, naciskany, wyznał wreszcie, że nie wiedział, jak przetłumaczyć dowcip, i zamiast tego powiedział: „Prezydent Carter zażartował. Dlatego teraz wszyscy muszą się zaśmiać”.
Wiele bym dała, gdyby po każdym moim dowcipie rozlegała się salwa śmiechu. Nauka obcego języka nie sprawi, że nagle zaczniemy tryskać humorem, przerodzimy się w geniuszy czy staniemy się bardziej seksowni. Nie przybędzie nam od tego włosów na głowie ani nie zostaniemy miliarderami – choć zachodzi związek między wielojęzycznością a dochodami.
Oto niektóre wyniki badań przeprowadzonych w laboratoriach na całym świecie na temat konsekwencji nauki obcego języka:
• U osób starszych wielojęzyczność opóźnia o cztery do sześciu lat chorobę Alzheimera oraz inne rodzaje demencji, zwiększając rezerwy poznawcze.
• U dzieci nauka drugiego języka oznacza znacznie wcześniejsze uświadomienie sobie arbitralności etykiet językowych – mleko może nazywać się „mleko”, leche lub mołoko albo możemy sobie na nie wymyślić jakieś inne słowo. Świadomość tego, że świat i system opisujących go symboli nie są ze sobą tożsame, prowadzi do bardziej rozwiniętych umiejętności metajęzykowych kładących podwaliny pod jeszcze bardziej zaawansowane procesy metapoznawcze oraz rozumowanie wyższego rzędu.
• Posługiwanie się więcej niż jednym językiem pozwala danej osobie w ciągu całego jej życia z lepszymi rezultatami wykonywać zadania powiązane z funkcjami wykonawczymi mózgu, dzięki czemu potrafi lepiej skupić się na tym, co istotne, oraz ignorować to, co nieistotne.
• Znając kilka języków, wyraźniej dostrzegamy powiązania między elementami rzeczywistości w innym wypadku niedostrzegalne, co skutkuje lepszymi wynikami w zadaniach wymagających kreatywności i nieszablonowego myślenia.
• Gdy posługujemy się językiem nieojczystym, rośnie prawdopodobieństwo podejmowania przez nas bardziej logicznych i korzystniejszych społecznie decyzji.
Rosnąca w szybkim tempie globalna społeczność internetowa oraz łatwość podróżowania oznaczają, że większość z nas prędzej czy później będzie musiała komunikować się z ludźmi mówiącymi innymi językami. Możemy się w tych osobach zakochać, mogą zostać naszymi przyjaciółmi czy członkami naszej rodziny, będziemy z nimi chodzić do szkoły lub razem pracować.
Każdy z nas używa języka. Ale tylko garstka pojmuje jego moc. To tak, jakbyśmy byli w posiadaniu jakiejś cennej rzeczy, zupełnie o tym nie wiedząc. Czasami czuję się jak rzeczoznawca w programie Skarby ze strychu pokazujący, że niepozorny zakurzony przedmiot znaleziony w pudle leżącym pod krokwiami ma w rzeczywistości ogromną wartość.
Jestem psycholingwistką, ponieważ kocham języki i fascynuje mnie wzajemne oddziaływanie na siebie języka i umysłu. Mam nadzieję, że po lekturze tej książki każdy uświadomi sobie ukryte w nim niesamowite możliwości, lepiej zrozumie działanie ludzkiego umysłu i rozbudzi drzemiący w sobie potencjał.
CZĘŚĆ PIERWSZA
JEDNOSTKA
„Granice mego języka oznaczają granice mego świata”.
Ludwig Wittgenstein
1 JĘZYKOWY ZAWRÓT GŁOWY
Żyjemy w świecie kodów. Niektóre, jak oprogramowanie, odznaczają się ścisłością, a inne płynnością – jak nasz język ojczysty. Jedne, jak matematyka, wychodzą poza ludzkie doświadczenie. Inne są przepełnione fanatyzmem. Jeszcze inne przypominają poezję. Wszystko to języki. Wszystko to kody. Nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy, nasze umysły cały czas wykorzystują wiele różnych kodów – matematyki, muzyki, języków mówionych lub migowych. Ludzki mózg jest zdolny pomieścić wiele takich form komunikacji, a kiedy je sobie przyswajamy, stają się furtkami prowadzącymi do nowej wiedzy i doświadczeń. Zaczynamy postrzegać świat inaczej niż dotąd, a w rezultacie nasze mózgi ulegają transformacji.
Wiele osób wciąż nie dostrzega korzyści płynących z nauki języków obcych. Dzieje się tak tylko dlatego, że konsekwencje wielojęzyczności są rozumiane opacznie, bagatelizowane, a nawet upolityczniane. Tymczasem znajomość innych języków może prowadzić do nowych sposobów myślenia, które w innym wypadku byłyby dla nas nieosiągalne. Tak jak wiedza matematyczna umożliwia wiele niewyobrażalnych bez niej rzeczy, takich jak konstruowanie sztucznej inteligencji, zstępowanie na dno oceanów lub wznoszenie się ku innym planetom, i tak jak nauka notacji muzycznej pozwala usłyszeć wzorce dźwiękowe skomponowane przed wiekami lub w innym zakątku globu, podobnie nauka innego języka otwiera nas na nowy sposób kodowania rzeczywistości i nowe formy myślenia.
Wszyscy grający w Boggle wiedzą, o czym mówię: nic tak nie irytuje podczas tej gry, jak to, kiedy ktoś odwraca w swoją stronę tackę z kostkami. Możliwe, że my sami niejednokrotnie tak robiliśmy, gdy nasz mózg coś nagle odkrył – obrócenie tacki zmieniło naszą perspektywę, zobaczyliśmy te same litery w inny sposób, dostrzegliśmy więcej słów i poprawiliśmy swój wynik.
Dokładnie tak samo każdy opanowany przez nas nowy język pozwala nam w inny niż dotąd sposób uzyskiwać i interpretować informacje, zmieniając sposób myślenia i odczuwania, wpływając na to, co widzimy, dostrzegamy i zapamiętujemy, oddziałując na nasze decyzje, pomysły i spostrzeżenia oraz działania. Gdy spojrzymy na tackę z literami pod innym kątem, w mózgu aktywują się odrębne neurony i inne niż przedtem sieci neuronowe generują nowe odpowiedzi na pytanie: „Jakie słowa widzę?”. Podobnie w codziennym życiu mózg udziela różnych odpowiedzi w zależności od tego, jak odbierane przez niego dane są organizowane przez język.
Pojedyncze słowo może być nośnikiem złożonego pojęcia, takiego jak „grawitacja”, „genom” lub „miłość”, kodując duże porcje informacji w postaci małych jednostek komunikacyjnych i optymalizując w ten sposób ich przechowywanie i uczenie się. Koncepcja języka jako systemu symboli to podstawa nauki badającej język i umysł. Możliwości jednego systemu symbolicznego zawsze mają swoje granice. Przyswojenie sobie kilku takich systemów i częste z nich korzystanie zmienia zaś sposób działania umysłu oraz strukturę mózgu. W takiej sytuacji można mówić nie tylko o kumulacji skutków, ale także o ich transformacyjnym działaniu. Dla niektórych z nas zaskakująca może być informacja, że większość ludzi jest dwujęzyczna lub wielojęzyczna. Obecnie na świecie mówi się ponad siedmioma tysiącami języków. Największą liczbę użytkowników mają angielski i mandaryński (oba ponad miliard), dalej hindi i hiszpański (każdy ponad pół miliarda), a następnie francuski, arabski, bengalski, rosyjski i portugalski. Dwu- lub wielojęzyczność to raczej norma niż wyjątek. Spójrzmy: językiem urzędowym w Indonezji jest indonezyjski, którym posługuje się ponad dziewięćdziesiąt cztery procent populacji tego kraju, ale jest to pierwszy język tylko dla dwudziestu procent mieszkańców. Językiem pierwszym z największą liczbą użytkowników jest jawajski, ale posługuje się nim tylko trzydzieści procent Indonezyjczyków. W wielu krajach Europy, Azji, Afryki i Ameryce Południowej dzieci od urodzenia przyswajają sobie co najmniej dwa języki, a potem uczą się kolejnych w szkole lub jako dorośli. Mieszkańcy takich krajów jak Luksemburg, Norwegia i Estonia są w ponad dziewięćdziesięciu procentach dwu- lub wielojęzyczni. Około dwóch trzecich Europejczyków mówi co najmniej dwoma językami (Komisja Europejska szacuje, że jedna czwarta mówi trzema lub więcej) i podobnie dwujęzyczna jest ponad połowa populacji Kanady. Liczby te są jeszcze większe w przypadku osób z wyższym wykształceniem – w tej grupie wśród obywateli Unii Europejskiej ponad osiemdziesiąt procent zadeklarowało znajomość co najmniej dwóch języków.
W wielu państwach kilka języków urzędowych to element świadomej polityki. Kanada ma dwa języki urzędowe, Belgia trzy, a Republika Południowej Afryki aż dziewięć. W Indiach konstytucja gwarantuje status urzędowy ponad dwudziestu językom, a wielojęzyczność to w tym kraju norma. Na całym świecie około sześćdziesięciu sześciu procent dzieci dorasta w rodzinach dwujęzycznych, a w wielu krajach nauka języka obcego jest obowiązkową częścią programu szkolnego.
Nawet w Stanach Zjednoczonych, kraju tradycyjnie jednojęzycznym, szybko rośnie odsetek osób znających co najmniej dwa języki. Z danych statystycznych wynika, że ponad jedna piąta mieszkańców posługuje się w domu językiem innym niż angielski; w 2020 roku było to dwadzieścia dwa procent, lecz w ciągu ostatnich czterdziestu lat liczby te uległy podwojeniu i wciąż rosną, zbliżając się w dużych miastach do pięćdziesięciu procent. A przecież dopiero stawiamy pierwsze kroki na drodze do zrozumienia działania wielojęzycznego umysłu. Dlaczego? Ponieważ do tej pory psycholingwiści grali w Boggle, nie obracając tacki z literami. Większość badań koncentrowała się i nadal koncentruje na populacjach jednojęzycznych, co oznacza, że patrzymy na mózg i jego możliwości przez pryzmat osób mówiących jednym językiem, w rezultacie czego obraz, który otrzymujemy, jest nie tylko ograniczony i niepełny, ale też w wielu przypadkach błędny.
Koncentracja w badaniach kognitywnych wyłącznie na osobach jednojęzycznych to jak badanie chorób serca i cukrzycy jedynie u białych mężczyzn, a następnie ekstrapolacja wyników na wszystkich ludzi. Obecnie wiemy, że choroby serca objawiają się inaczej u kobiet niż u mężczyzn, a cukier odmiennie metabolizuje się u mieszkańców Zachodu niż w rdzennych populacjach Ameryki Północnej i Południowej. Mózgi ludzi mówiących więcej niż jednym językiem lub dialektem mają inną architekturę językową, poznawczą i neuronalną niż mózgi osób jednojęzycznych. Zbyt długo różnice te postrzegano jako szum, a nie sygnał; jako problematyczne, a nie prototypowe złożone systemy ludzkiej natury, którymi są w rzeczywistości.
Jakie niebezpieczeństwa wiążą się z pomijaniem w badaniach zróżnicowania językowego? Jednym z przykładów jest amerykańska ustawa imigracyjna (Immigration Act) z 1924 roku podpisana przez prezydenta Calvina Coolidge’a, która faworyzowała imigrację z krajów północno-zachodniej Europy i ograniczała napływ imigrantów z krajów Europy Południowo-Wschodniej, Azji i Afryki. Uzasadnieniem dla tej dyskryminującej polityki mającej „poprawić” pulę genetyczną Stanów Zjednoczonych były, jak już dzisiaj wiadomo, błędne badania psychometryczne dotyczące poziomu inteligencji różnych grup etnicznych i rasowych – „badania eugeniczne” nieuwzględniające różnic językowych oraz kulturowych, wykorzystujące dane zebrane od osób często nieposługujących się językiem, w którym zadawano im pytania. Wyobraźmy sobie, że przypłynęliśmy do Stanów Zjednoczonych z jakiejś wioski w Europie, znaleźliśmy się w ośrodku dla imigrantów na Ellis Island i zostajemy poddani testowi na „inteligencję” przeprowadzanemu w języku, którego nie znamy. Czy można się dziwić, że osoby władające angielskim lub innymi językami germańskimi osiągały w takich testach lepsze wyniki niż osoby posługujące się językami znacznie odmiennymi od angielskiego?